Jakiś czas temu natknęłam się na tę bluzę w sklepie internetowym i od razu mi się spodobała. Prosty krój, jednolity kolor (czarny) – mój ideał ;] Ale po kolei.
Zacznę od materiału. Salewa zastosowała opracowany wiele lat temu materiał Polarlite Dynastretch. Jest on oczywiście w 100% sztuczny, jak w większości technicznych ubrań. Składa się z 95% poliestru i 5% elastanu. Mimo pokrewieństwa z plastikową butelką jest bardzo przyjemny w dotyku – od środka bluza wykończona jest fleecem, czymś w stylu polaru o bardzo krótkim włosiu. Z zewnątrz materiał jest śliskawy, trochę przypominający powierzchnię sportowych dresów. Nie należy się zrażać do takiego porównania – powierzchnia bluzy aż tak się nie świeci. W dodatku jest bardzo odporna na zaciąganie – co niewątpliwie wyróżnia ją z grona syntetycznych ubrań. Można ją wrzucić luzem do plecaka, nie martwiąc się, że się o coś uszkodzi.
Jest to raczej ubranie średniej grubości, idealnie nadaje się na chłodniejsze wieczory albo jako warstwa pod kurtkę. Jak się tak zastanowię, to używam jej praktycznie do wszystkiego: na rower, na miasto, do pracy… jedynie na wyjazdy wspinaczkowe jest mi jej trochę szkoda.
Mankiety, dół oraz kaptur, wykończone są elastyczną lamówką. Bardzo podoba mi się takie rozwiązanie – przez 3 lata używania nie straciły nic na swojej elastyczności, co może się zdarzyć w szerszych, tradycyjnych ściągaczach. Zamek główny oraz przy kieszeniach to solidne YKK – nie odnotowałam żadnych problemów w działaniu. Wzdłuż zamka wszyta jest patka, która zapobiega zacinaniu się materiału bluzy i chroni przed nieprzyjemnym przewiewaniem przez zamek. Końcówki zamków są ogumowane, co ułatwia ich złapanie.
Wersja damska posiada zintegrowany kaptur. Przydaje się jako ochrona przed wiatrem i zimnem. Ale uwaga – jest on bardzo dopasowany. Z jednej strony bardzo dobrze trzyma się głowy, ale wygląda się w nim trochę jak panczenista, który uciekł z lodowiska ;) Niewątpliwie jest bardzo praktyczny, a gdy robi się zimno, wygląd to sprawa drugorzędna.
Wersja męska, zamiast kaptura ma wysoką stójkę. Również jest bardzo wygodna, nie za ciasna i nie za luźna. Pozbawienie bluzy kaptura czyni ją bardziej praktyczną warstwą pośrednią.
A teraz trochę ponarzekam. Jako osoba wrażliwa na wszelkiego rodzaju ostre szwy i metki, musiałam powycinać wszystkie te wynalazki z okolic karku. Nadal nie rozumiem polityki takich firm. Niby ubranie (nietanie) jest super wygodne i dopasowane, nie krępuje ruchów, ma świetny techniczny materiał, a nie mogli nadrukować rozmiaru i loga, tylko wszyli sztywne metki (2 sztuki) i wieszaczek?
Na całe szczęście wykończenie szwu przy szyi jest miękkie i mimo wielokrotnego prania nie zmieniło swoich właściwości.
W wersji męskiej Salewa umieściła swoje wyszywane logo na piersi. Nie jest ono krzykliwe i nie widać z kilometra, kto jest producentem. W wersji damskiej na prawym mankiecie wyhaftowany jest „kwiatek”, a logo producenta przeszyte jest na wylot na lewym rękawie. Dlaczego w mięciutkiej bluzie tak chamsko został wstawiony sztywny i drażniący element! W czarnej bluzie nie czułam go aż tak bardzo, ale w liliowej (tak, mam dwie) długo się zastanawiałam, czy z powodu drapiącego loga nie oddać jej do sklepu. Na szczęście po kilku praniach trochę zmiękło. Ale i tak uważam takie wykańczanie technicznych ciuchów za karygodne.
Mimo tych niedoróbek, bluza jest tak wygodna, że mogłabym ją nosić na okrągło. Niestety nie jest tania. Regularna cena to 350 zł. Oczywiście w czasach wiecznych promocji i wyprzedaży można ją kupić za około 250 zł. I tą kwotę jestem już w stanie przełknąć, zwłaszcza, że jest to rzecz bardzo trwała i wystarczy na wiele sezonów. Zwykła bawełniana bluza za stówę, nie wytrzyma tyle co stretch Salewy. Owszem, moja czarna sztuka jest już trochę sztywniejsza po wielu praniach, ale poza tym nic jej nie dolega, wszystkie szwy są całe i kolor też pozostał bez zmian.
Damskiego Castora można dostać w różnych wersjach kolorystycznych – od czarnego do czerwonego. Bluzy są jednolite – niektóre wersje kolorystyczne mają trochę inny odcień lamówek. Podobnie jest z wersją męską.
Na uniwersalność tego produktu ma też wpływ waga. Damska M-ka waży 405 gramów, a męska L-ka 445 gramów. Jeszcze jeden plus to szybkie wysychanie i brak konieczności prasowania.
Bluza nie tylko mi przypadła do gustu. Mój Łukasz, zwolennik prostoty i klasycznej (ciemnej) kolorystyki, też już zaopatrzył się w dwie sztuki.
Aktualizacja grudzień 2019 r.
Niestety modele Castor i Castor 2 wyszły z produkcji. W wersji damskiej bardzo podobny jest Puez Grid. W męskich Puezach jest sporo opcji materiału zewnętrznego. Castor był zupełnie gładki.
Czy następcą tej bluzy jest SALEWA PUEZ? Bo Castora nigdzie nie można już znaleźć.
Pozdrawiam
Mariusz
Wygląda na to, że tak. W męskiej wersji widzę, że są rożne wersje materiału zewnętrznego.
W damskiej wersji to będzie Puez Grid.
Castor był po zewnętrznej stronie gładki. Szkoda, że już nie ma tego modelu.
Ja myślałem o męskiej Salewa Puez Melange
Myślę, że jest podobna materiałowo do serii Castor…
Nazywa się Salewa Puez Melange.
Ja w efekcie kupiłem Mammuta Nair ML
Droga ale świetna bluza i chyba najbardziej zbliżona do męskiej wersji starej Salewy Castor.