Tytuł tego wpisu jest mocno prowokacyjny, ale już tłumaczę, o co mi w nim chodzi. Rower sam w sobie będzie świetnym prezentem – wiele osób zachęci do ruszenia się z domu; dzieciakom pozwoli fajnie się bawić np. w wakacje; będzie to dobre narzędzie rehabilitacyjne poprawiające kondycję; rower da też pretekst do wspólnego spędzania czasu :) Zalet jest wiele i myślę, że nie trzeba Was do tego przekonywać. Ale jest jedna rzecz, o której trzeba koniecznie pamiętać, inaczej przyjemność może zamienić się w koszmar – rower MUSI być dopasowany do osoby, która będzie na nim jeździć.
W serii wpisów z cyklu „Jaki rower kupić„, pomagam Wam w wyborze jednośladów. I co jakiś czas ktoś pisze, że chce zrobić mężowi/żonie/partnerowi/partnerce/dziecku/babci/tacie/sąsiadce niespodziankę w postaci nowego roweru. Kluczowe jest tu pogrubione przeze mnie słowo, chodzi o rower, który kupi się w tajemnicy przed obdarowywaną osobą. A to może rodzić pewne problemy.
Pierwsza sprawa to typ roweru – jeżeli jesteście na 100% przekonani, że rower miejski to jest coś, na co Wasza żona patrzy z zachwytem i pożądaniem – punkt dla Was. Gorzej, jeżeli nastolatkowi marzącemu w skrytości ducha o rowerze do poskakania po okolicznych hopkach, kupicie rower szosowy (bo kolega ma i mówi, że się fajnie jeździ) – cóż, może mu się spodoba, a może będzie rozczarowany. Oczywiście jest cała masa ludzi, którym wisi i powiewa, czy będą jeździć na góralu, crossie, trekkingu, fitnessie czy innym gravelu, byleby dało się dojechać z punktu A do punkt B. Ale warto to wybadać.
Dochodzi jeszcze wygląd, ale tu już ciężko o tym dyskutować. Rower musi się podobać – to chyba oczywiste :) Ale jeżeli nie mamy telepatycznych zdolności, trudno będzie ustalić – czy lepszy będzie biały, czerwony a może czarny. Z „męską” czy „damską” ramą. Znowu – jedni są na to bardziej wrażliwi, a inni w ogóle nie zwrócą uwagi na to czy ich rower jest różowy w białe kwiatki czy czarny z czerwonymi błyskawicami.
Ale typ roweru czy jego wygląd to jest pół biedy. Z tego się nie strzela i jeżeli kupicie jakiegoś uniwersalnego crossa w stonowanym kolorze – jest duża szansa, że przypadnie do gustu osobie, która nie ma sprecyzowanych wymagań. Najwyżej się taki rower sprzeda za rok czy dwa i wymieni na coś innego.
Jest za to coś, co może całkowicie zniszczyć przyjemność z jazdy na rowerze – ZŁY DOBÓR ROZMIARU RAMY. Trzy szybkie historyjki, ku przestrodze:
1) „A to są różne rozmiary ramy?” To hasło mojego znajomego. Szybko go uświadomiłem, że osoby o wzroście 1,6 m i 2 m nie będą się dobrze czuły na tym samym rowerze. I nie, ustawienie siodełka na wysokość niczego nie zmieni (czasem nawet do pedałów się nie dosięgnie przy za dużej ramie). Zostanie jeszcze kwestia długości ramy, pojawi się także problem z przekrokiem ramy – czy będziemy w stanie stanąć nad nią, nie obijając sobie tego czy owego.
I może się okazać, że żaden rozmiar konkretnego modelu roweru, nie będzie na nas dobry (i trzeba będzie poszukać gdzie indziej). Różnimy się nie tylko wzrostem, ale także długością nóg, ramion, tułowia, przyzwyczajeniami i gibkością ciała. To tak jak z odzieżą – czasem przymierzając koszulę czy sukienkę w dwóch sąsiadujących rozmiarach, okazuje się, że żaden z nich nie jest na nas dobry. Bo upija pod pachami albo ma za długie rękawy, albo w pasie jest coś nie tak. W odzieży też można kombinować z dopasowaniem rozmiaru do siebie, ale najczęściej nie warto i lepiej poszukać czegoś idealnego dla nas.
2) Moja Monika wiele lat temu dostała w prezencie rower górski, który był na nią o dobre dwa rozmiary za duży. Jeździła na nim, ale nie była to żadna przyjemność – musiała się bardzo wyciągać, żeby dosięgnąć kierownicy; siodełko było maksymalnie opuszczone, a i tak było odrobinę za wysoko. Niedługo po tym gdy się poznaliśmy – zmieniła rower :) I przestała narzekać na niewygodną jazdę.
3) Byłem kiedyś z Moniką w sklepie rowerowym, mniejsza z tym gdzie. Oglądaliśmy rowery, przymierzaliśmy się do różnych modeli i rozmiarów. Decyzji o zakupie jeszcze żadnej nie było, ot, rekonesans :) Przypadł mi do gustu jeden z rowerów górskich, na którym czułem się wyśmienicie, a dodatkowo tabelka na stronie producenta potwierdzała, że na mój wzrost i przekrok – ten rozmiar będzie idealny. Zapytaliśmy o mniejszy rozmiar, tak aby Monika też mogła go sprawdzić, niestety nie był dostępny. Ku naszemu zdumieniu, sprzedający (nie wiedząc, że wcześniej ja sprawdzałem ten rower) zaczął zachwalać, że przecież ten rozmiar będzie na Monikę idealny, mimo tego, że choć ma trochę dłuższe nogi ode mnie, to jest niższa o 7 centymetrów, tak więc różnica jest spora. Na moją delikatną sugestię, że nawet producent zaleca mniejszy rozmiar, sprzedający powiedział tylko, że trzeba pojeździć i się przyzwyczaić :\
Od dawna testuję różne rowery – górskie, szosowe, trekkingowe, miejskie, elektryczne, fitnessowe, gravelowe – przekrój jest spory. I nie zawsze producent ma do przekazania rower w takim rozmiarze, jaki byłby dla mnie idealny. Czasem się trafi dobry, a czasem jeżdżę na rowerze za dużym o jeden rozmiar. I da się na takim rowerze jeździć. Ba! Da się z takiej jazdy czerpać przyjemność. Ale… organizm sam daje znać, że kierownica mogłaby być odrobinę bliżej, a gdy staję na skrzyżowaniu i zsuwam się z siodełka, mógłbym nie ocierać się o ramę. Jeżdżąc na rowerze przez miesiąc, nie przeszkadza to zbyt mocno, ale przez kilka lat już bym tak nie chciał jeździć.
Gorzej jest w przypadku ramy większej o dwa lub więcej rozmiarów. Miałem przypadki osób, które zgłaszały się do mnie z prośbą, co zrobić z tak nietrafionym prezentem. I czekali, aż potwierdzę ich pomysł na wymianę wspornika kierownicy na krótszy lub regulowany, albo zakup giętej kierownicy. Dopasować rower do siebie, wymieniając mostek czy kierownicę, jak najbardziej można (nazywa się to bikefitting i są specjalne firmy, które w tym pomagają – dobierając także rozmiar ramy, szerokość siodełka, ustawiając pozycję za kierownicą itd.). Ale można to ogarnąć tylko w pewnym zakresie. Co z tego, że założycie krótszy o 5 centymetrów wspornik kierownicy, gdy całkowicie zmieni się charakter prowadzenia roweru – stanie się on bardziej nerwowy. A i tak nie będziecie mogli stanąć okrakiem nad ramą, bo będzie za wysoka. I jeszcze wspornik siodełka albo będzie musiał być wsunięty całkowicie do ramy (i praktycznie pozbędziemy się amortyzacji, którą daje elastyczność takiej rurki), albo wręcz nigdy nie uda się go opuścić i będziecie ledwo dosięgać do pedałów (lub wcale), co uniemożliwi jakąkolwiek sensowną jazdę.
Pokażę Wam dwa przykłady – pierwszy to tabela przygotowana przez Gianta dla modelu Anyroad. Po sprawdzeniu moich wymiarów czyli 175 cm wzrostu (ok. 5 stóp i 9 cali) oraz przekroku (jak zmierzyć przekrok pisałem we wpisie o dobieraniu rozmiaru ramy), który wynosi 74 cm (29 cali) wypada rozmiar M i takim jeździłem przez kilka miesięcy. I było super, bez żadnych zastrzeżeń! Aczkolwiek jeżeli uważnie przypatrzycie się tabelce, okaże się, że gdybym był o ok. 2-2,5 centymetra niższy, tabela wskazywałaby rozmiar S. W takich przypadkach, gdy ktoś jest na granicy, zaczynają wchodzić niuanse, takie jak różnica w długości górnej rury ramy, długość wspornika kierownicy, szerokości kierownicy (prostą można zawsze dociąć, baranka już nie), przekrok ramy, długość ramion korby; a także nasza anatomia – długość ramion i tułowia czy szerokość barków.
Dlatego tym bardziej warto odwiedzić sklep i przymierzyć się do sąsiadujących ze sobą rozmiarów, bo teoretyczne wyliczenia mogą stanowić jedynie podstawę do rozpoczęcia poszukiwań. Nie po to producenci tworzą od 4 do 7 różnych rozmiarów, aby potem powiedzieć „przecież to wszystko jedno, pan się przyzwyczai”.
I jeszcze jeden przykład ze strony firmy Canyon, która sprzedaje rowery głównie wysyłkowo. Przy wyborze rozmiaru mamy możliwość skorzystania z kalkulatora, który podpowie nam, który z nich będzie optymalny. W moim przypadku (patrząc na szosowy model Endurace), kalkulator podpowiada dla wzrostu rozmiar S, a dla długości nóg XS. Jak widzicie, nie warto sugerować się jedynie wzrostem, a przynajmniej nie w każdym przypadku. Gdybym wybrał rozmiar S, okazałoby się, że ma on przekrok 77,5 cm, więc nawet doliczając rowerowe buty, po zejściu z siodełka mogłoby zrobić się trochę niewygodnie.
Jaki z tego morał? Gdy wpadniecie na ten wspaniały pomysł, aby obdarować kogoś rowerem – kupcie bon, który będzie można zrealizować w danym sklepie. Albo zawiążcie obdarowywanej osobie oczy, zawieźcie do sklepu, gdzie będzie czekał upatrzony model i tam go „dajcie”, tak aby była możliwość przymierzenia się do niego i w razie czego wybrania mniejszego lub większego rozmiaru. A może zupełnie innego roweru, bo okaże się, że z tego konkretnego modelu żaden rozmiar nie pasuje.
A Wy jakie macie doświadczenia z dobieraniem rozmiaru ramy i nietrafionymi prezentami? Wymienialiście coś w rowerze czy od razu cały rower (lub ramę)?
Ja chrześniakowi kupiłam rower na komunię i zrobiłam to może w sposób mało standardowy – zapytałam wprost co chciałby dostać. Też uważam że kupowanie na oko nie ma sensu (to nie sukienka – nawiązując do wątku odzieżowego ;-) ), bo albo się kupi za duży albo za mały, wyda trochę kasy, ale prezent nie będzie taki idealny jakbyśmy chcieli. Na początku myślałam że właśnie wejdę do sklepu i wybiorę coś z tabeli, pewnie w większości sklepów tak by mi ten rower sprzedali. Na szczęście trafiłam na sprzedawcę ” z głową” który zaczął mnie wypytywać o rzeczy, na które moje oczy tylko szerzej się otwierały i stwierdziłam, że takie kupowanie jest bez sensu. Zabrałam dzieciaka do tego samego sklepu w którym byłam (Miasto Rowerów w Dębicy) i wybraliśmy rower bez problemu po „przymierzeniu” kilku modeli.
Super artykuł. Skopiuję ten link do artykułu, i aby nie tłumaczyć znajomym o prawidłowości zakupu roweru będę im wysyłał link, ay sobie poczytali. :)
bardzo dobry wpis, podsumowujący wszystko w temacie zakupu roweru jako prezentu dla bliskich. sam w tym roku miałem podobny problem, kupując komunijny rower ( z ręką na sercu ) nie wiedziałem, czy bedzie idealny rozmiarowo czy nie. Na szczescie trafiłem zarówno z rozmiarem jak i z gustem ;-)
Zawsze można dzieciaka zabrać na wycieczkę po sklepie. Jakoś się tak utarło, że robimy sobie niespodzianki. No i fajnie, ale w wielu przypadkach warto to olać.
Tak jak napisałem w komentarzu wyżej, z dzieciakami jest przynajmniej ten plus, że rosną. I nawet jak się kupi trochę za duży (czego nie popieram), to zaraz do niego podrośnie. A dorośli już nie :)
Dobre porównanie z ciuchami :) Kupując swojego górala też przymierzałam się do kilku różnych, i nagle okazuje się że w przypadku niektórych marek nie byłam nawet w stanie wsiąść na teoretycznie pasujące na mnie S-ki (za wysoka rama), z kolei w innym musiałam wziąć większy niż obliczony tabelką, bo nie dało się wyciągnąć siodełka choćby w pobliże prawidłowego położenia.
Chyba wielu z nas ostatni rower jako prezent dostało w okolicach komunii, i podejrzewam że na tej bazie kupuje się potem rower własnym dzieciom – „ja też jeździłem na dużo za dużym więc ty nie wydziwiaj, za rok do niego dorośniesz” A potem mamy w maju wysyp dzieci ledwie sięgających do kierownicy.
Właśnie, wiele osób myśli, że S-ka to S-ka (a to u każdego producenta może wyglądać zupełnie inaczej). No i rama opisywana jako 17 cali, może się różnić diametralnie od innej 17 cali. Dlatego nawet siedząc w domu przed komputerem i porównując jakiś rower ze swoim, warto patrzeć na wszystkie wymiary i kąty ramy.
Jeżeli chodzi o komunijne rowery, to prawda, często są kupowane na wyrost. Ale tu przynajmniej dziecko urośnie i za jakiś czas rower będzie okej. A dorosły już nie urośnie :(
Kłania się Twoje porównanie z ciuchami. Skoro w różnych sklepach często pasują nam różne rozmiary to i z rowerami nie ma co ryzykować :)