Kadencja na rowerze – czyli co amator musi wiedzieć

Kadencja to określenie, które w przypadku rowerów mówi nam, jak szybko pedałujemy. Mówiąc o kadencji, podajemy liczbę pełnych obrotów korbą na minutę. Aby to sprawdzić, wystarczy podczas jazdy po płaskiej, asfaltowej drodze, włączyć stoper i policzyć, ile razy kręcimy pedałami w tym czasie. Jest też wygodniejszy sposób – możemy wyposażyć się w licznik rowerowy z pomiarem kadencji lub dokupić do swojego licznika odpowiedni czujnik, jeżeli oczywiście jest to możliwe. Ale szczerze mówiąc – jeżeli nie trenujesz, wystarczy jeżeli dokonasz pomiaru samodzielnie.

Zapraszam do obejrzenia odcinka Rowerowych Porad, w którym pokazuję jaka jest różnica między niższą, a wyższą kadencją. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał :)

Kadencja na rowerze

Zawodowi kolarze szosowi oraz górscy zazwyczaj jeżdżą z wysoką kadencją. W zależności od warunków fizycznych oraz danego odcinka trasy, jest to od 90 do 120 obrotów na minutę, choć jest to tylko przybliżony zakres. Pedałowanie z dużą częstotliwością pomaga w efektywniejszym napędzaniu roweru. Ale ja nie chciałbym pisać o walorach sportowych, bo takimi tematami zajmują się inni.

Co to jest kadencja
fot. apieceofglass

Wolę skupić się na czysto amatorskiej jeździe. Nieraz widzę osoby, które pedałują jakby napędzały młyńskie koło – powoli i ciężko. Nie wpływa to dobrze na kondycję kolan, które są podczas takiej jazdy przeciążane. No i sama jazda jest mniej efektywna, szybciej się męczymy. Tak, tak, kręcąc żwawiej pedałami, można się zmęczyć mniej, niż kręcąc wolniej!

Często w temacie kadencji spotykam się z twierdzeniem: „kadencja 80 czy 90 to już bardzo szybkie pedałowanie, niemal jak koliber„. Ale wystarczy spojrzeć na nagranie powyżej, gdzie autor pokazuje, jak wygląda pedałowanie z kadencją 70/80/90/100/110/120/130 obrotów na minutę. Tak naprawdę dopiero od kadencji 100 można powiedzieć o bardzo szybkim przebieraniu nogami :)

Optymalna kadencja

Jaka jest optymalna kadencja? Do którego momentu ją zwiększać? Czy jest mi to do czegokolwiek potrzebne?

Nie ma czegoś takiego jak idealna kadencja. Wszystko zależy od indywidualnych preferencji, warunków fizycznych i oczywiście samej trasy, którą jedziemy. Nie chodzi też o to, aby zwiększać kadencję w nieskończoność. W podejściu czysto amatorskim chodzi tylko o to, aby pedałowało się lekko, bez wkładania wielkiego wysiłku w naciskanie na pedały. Ten wysiłek oczywiście będzie, ale rozłożony na większą liczbę obrotów korbą na minutę.

Można założyć, że przy jeździe po płaskim, wszystko poniżej 70 obrotów na minutę można nazwać wolnym pedałowaniem. Osobiście dążyłbym do tego, aby podczas jazdy utrzymywać kadencję bliżej 80-90 obrotów na minutę, tak aby maksymalnie wykorzystać nasze możliwości.

A po co to wszystko? Aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej ;) A tak serio – kręcąc trochę szybciej, mniej obciążamy swoje kolana, wolniej się męczymy i jesteśmy w stanie przejechać więcej kilometrów. Nie namawiam Was do skrupulatnego liczenie kadencji i zastanawiania się, czy jedziecie z dobrą. To nie o to chodzi! Proponuję tylko sprawdzić, czy nie pedałujecie za ciężko, co do niczego dobrego nie prowadzi.

Kadencja, a prędkość na rowerze

Wśród początkujących rowerzystów często pokutuje mit, że potrzebują twardych przełożeń, aby jeździć szybko. Chcą wymieniać tarcze w korbie na większe, a na kasecie mieć najmniejszą zębatkę z jedenastoma, a najlepiej z dziesięcioma zębami. Sam kiedyś też tak myślałem…

A co się okazuje? Weźmy przykład typowego roweru crossowego/trekkingowego – znajdziemy tam korbę z tarczą 48 i kasetę z 11 ząbkami lub wolnobieg z 14 ząbkami. Teraz wystarczy te dane wprowadzić do kalkulatora (jak z niego skorzystać opisałem we wpisie o napędach z jedną tarczą z przodu).

Kadencja na rowerze

Tabelka ta pokazuje z jaką prędkością będziemy jechać przy danym przełożeniu i danej kadencji. Wychodzi na to, że kręcąc 50 razy na minutę, faktycznie nie będziemy bili rekordów prędkości. Niecałe 30 km/h w przypadku przełożenia 48-11 i ledwie 23 km/h na przełożeniu 48-14. Trochę marnie, a my przecież chcemy jeździć szybciej (chociaż przez chwilę)!

Ale wystarczy pedałować z większą częstotliwością, aby przy kadencji 80 jechać już 46 lub 36 km/h, co wygląda już o wiele, wiele lepiej. Czyli jednak da się pojechać szybciej, nie zmieniając nic w napędzie i przy okazji oszczędzając kolana :)

Kadencja na rowerze

Zobaczcie jeszcze jedną ciekawą rzecz. Wiele osób myśli, że gdy zmienią z przodu bieg na niższy (w naszym przypadku na środkową tarczę z 36. zębami), nie uda im się pojechać wystarczająco szybko. A tu niespodzianka – kadencja 80 (która nadal nie jest jakoś specjalnie wysoka) na przełożeniu 36-11 pozwoli na jazdę 35 km/h. Pedałując trochę szybciej – nawet ponad 40 km/h.

Możemy do roweru wstawić korbę z wielką zębatką, ale trzeba pamiętać o jednym – ona sama się nie napędzi :) To ROWERZYSTA napędza rower, a nie same przełożenia.

Zwiększenie kadencji

Ale uwaga! Próba zmiany kadencji z 50 na 80, jeżeli zrobi się to od razu, niestety się nie uda. Nogi nie będą w stanie pedałować z taką szybkością, a my będziemy mieli wrażenie, jakbyśmy mieli zaraz je urwać. Dlatego warto robić to stopniowo. Jak? Jadąc na swoim ulubionym przełożeniu, zmień na kasecie bieg o jeden „w górę”, czyli na lżejszy. I staraj się tak jeździć, wybierając zawsze o oczko lżejszy bieg przez kilka dni. Następnie spróbuj jazdy na jeszcze lżejszym biegu, jednocześnie sprawdzając swoją kadencję.

Grunt to nie pedałować „na siłę”, a lżej, jednocześnie trochę szybciej pedałując.

Jeszcze jedna uwaga – to zalecenie dotyczy także podjazdów, chyba że skończą ci się lekkie przełożenia ;) Podjeżdżając mamy tendencję do bardziej siłowej jazdy, choć jeżeli w rowerze mamy zapas lekkich biegów, uda się wiele podjazdów (zwłaszcza asfaltowych) pokonać „lekko”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

65 komentarzy

  • Kadencja powyżej 90 męczy mnie bardziej niż cokolwiek innego. Mogę zakręcić powyżej 100 przez chwilę ale optymalne jeździ mi się z kadencją 80 obrotów na minutę.
    Także nie jest prawdą, że szybkie kręcenie mniej męczy.

      • No cóż. Może jestem amatorem ale odkąd pamiętam jeżdżę na rowerze a lat mam 45 i kolana zdrowe. Moja kadencja faktycznie przez większą część czasu jest w optymalnym zakresie ale uwielbiam też zjeżdżając z góry i pędząc po płaskim asfalcie popedałować na niskiej kadencji. Więc teoria teorią, a każdy ma swoje przyzwyczajenia i nie trzeba do wszystkiego podchodzić naukowo. Kiedyś nauka twierdziła, że kawa jest be, a teraz już kawa nie jest be.

  • Czesść,
    Wracam, do tematu kadencji wraz z dylematem napędu 1×10. Po Twoich filmach najpierw uzbroiłem rower w sztywny widelec (nawet udalo sie kupic w takim samym kolorze, wyglada jak oryginal).
    Niedawno udało mi się złożyć też napęd 1×10 osprzęcie Deore. (M6000). Wyszło to prawie jak w rowerze WHYTE (kas.11-42). Pozostaje jednak problem przedniego blatu obecnie mam 38T, a jak widziałem w oryginale jest 42T lub 44?. Czy jest w takim wypadku sens zmieniać czy na siłe uczyć sie szybciej pedałować? (aktualnie ok moja kadencja to ok.60). Wiem, że te kilka zębów to nie jest jakaś wieka różnica, ale może nie będę tak katował najmniejszych kół zębatych, poza tym jestem ciekaw jak to sprawdza/sprawdzało się w tym WHYTCIE?

    • Cześć,
      wszystko zależy od Twoich potrzeb. Czujesz, że jadąc na 38-11 mógłbyś wrzucić jeszcze cięższe przełożenie? To śmiało zmień na większą tarczę z przodu, tylko nie zapomnij, że dając większą tarczę, twardsze staną się też te najlżejsze przełożenia.

      Do stopniowego zwiększania kadencji na siłę nikogo nie namówię.

      A różnice? Przy kadencji 60 faktycznie będą niewielkie. Przy tarczy 38 maksymalna prędkość przy takiej kadencji to 27 km/h, a przy tarczy 44 – 31 km/h.

  • Czegoś mi tu brakuje. Otóż gdy nie jedziemy na pełnym speedzie ale np. spacerowo (podziwiamy widoki) albo turystycznie (trasa, sakwy, rozkładamy siły równo na te np. 120 km dziennie) PO PŁASKIM (!!!) to niska kadencja wcale nie niszczy kolan. Otóż zapominacie iż utrzymuje się stałą prędkość (w pierwszym przypadku ok 12-15 km/h, w drugim ok. 18 km/h). Wcale tak dużej siły w pedałowanie wkładać gdy już się rozpędzimy nie potrzeba. Bo podtrzymujemy tylko prędkość!!! Jeśli dla prędkości 14 km/h przyjąć 100% energii, to dla 18km/h będzie to ok. 200%, dla 25 km/h 450%, dla 32 km/h ok. 900%, dla 40 km/h ok. 1500%.

    Kto tu bardziej niszczy kolanka? Ten co zasuwa 35 km/h robiąc młynka czy ten co jedzie 16 km/h z kadencją np. 45?? Dodam iż wydatek energetyczny tego powoli jadącego jest 7x mniejszy. Najlepszym przykładem tego jest rower singiel (takim od lat jeżdżę). Im szybciej chcemy jechać tym szybciej trzeba pedałować więc rośnie kadencja. Swoim jestem w stanie osiągnąć ok. 35 km/h przy kadencji ok. 100 (pewnie gdybym miał sportową odzież i kierownicę z rogami, zdjął sakwy i się pochylił to do 40-43 km/h by się dało). Jednak dłuższe szybkie trasy jeżdżę z prędkością ok. 25 km/h co oznacza kadencję ok. 70 i tak mogę jechać 2-3 godziny. Podczas spokojnej jazdy po mieście czy po parku jeżdżę z kadencją ok. 30-40 i wcale nie odczuwam jakiegokolwiek wysiłku. Cały dzień mogę tak jeździć.

    Problemem mogą być strome podjazdy, bo tu wiadomo trzeba mocno naciskać pedały i kadencja musi być w singlu niska przy prędkości kilku km/h. Tu OK, zgodzę się iż można sobie przeciążyć kolana. Ale jaki to problem zejść i popchać rowerek? Przed laty (znając te wszystkie teorie o kadencji) gdy kupowałem singla miał to być rower tylko do jazdy na zakupy. Stał się rowerem do wszystkiego (dopiero teraz zdecydowałem się wrócić częściowo do roweru z przerzutkami bo na leśnych, błotnistych ścieżkach nie daje sobie rady więc dokupiłem XC). Jest pewna filozofia do czego używa się rowerku. Ja lubię popatrzeć na okolicę. Gdy pędzę nie mam na to czasu. Jeżdżę więc zazwyczaj wolno. Jak wyżej wspomniałem wysiłek przy jej jeździe jest minimalny nawet z niską kadencją. A przy jeździe do pracy? Swego czasu jeździłem 2×15 km dziennie (150 tygodniowo, 600 miesięcznie ,6 tys rocznie). I naprawdę, prędkość na małe znaczenie. Co chwila światła, przejścia, dziury, nie ma się gdzie rozpędzić. Jazda spokojnie czy pędzenie to na tej trasie różnica 11 minut (spokojnie 55 minut, pędząc 44 minut, autobusami 45-70 minut bo czasem korki).

    • Cześć,
      dziękuję za Twój komentarz. Długi i wyczerpujący, niemniej od razu napiszę, że w wielu miejscach sam sobie przeczysz :) Pozwolę sobie na małą polemikę.

      „Czegoś mi tu brakuje. Otóż gdy nie jedziemy na pełnym speedzie ale np. spacerowo (podziwiamy widoki) albo turystycznie (trasa, sakwy, rozkładamy siły równo na te np. 120 km dziennie) PO PŁASKIM (!!!) to niska kadencja wcale nie niszczy kolan.”

      Co to znaczy niska kadencja? I o jakim przełożeniu mówimy? Bo jadąc 15 km/h po płaskim i dając sobie lżejsze przełożenie typu 36-22 czy jeszcze lżejsze, pedałując nawet z niższą kadencją typu 50-60, będzie nam się pedałowało stosunkowo lekko. No bo lekkie przełożenie i płaska droga.

      Tak jak napisałem w tekście „Nie ma czegoś takiego jak idealna kadencja. Wszystko zależy od indywidualnych preferencji, warunków fizycznych i oczywiście samej trasy, którą jedziemy.” Muszę kiedyś usiąść i dopisać w tekście co nieco. Niemniej główna idea polega na tym, aby nie pedałować „ciężko”, tylko kręcić lekko, bez wkładania relatywnie dużej siły w pedałowanie (pomijając sprint).

      „Otóż zapominacie iż utrzymuje się stałą prędkość (w pierwszym przypadku ok 12-15 km/h, w drugim ok. 18 km/h). Wcale tak dużej siły w pedałowanie wkładać gdy już się rozpędzimy nie potrzeba. Bo podtrzymujemy tylko prędkość!!!”

      Ciekawa teoria :) Czyli gdy już się rozpędzimy, opór toczenia i opór powietrza magicznie znikają? No nie. To tak nie działa :)

      „Jeśli dla prędkości 14 km/h przyjąć 100% energii, to dla 18km/h będzie to ok. 200%, dla 25 km/h 450%, dla 32 km/h ok. 900%, dla 40 km/h ok. 1500%.”

      Tu znajdziesz fajny kalkulator, który powie jaka moc jest potrzebna do jazdy z jaką prędkością: https://www.gribble.org/cycling/power_v_speed.html
      bo Twoje liczby są sporo przesadzone.
      Zakładając rowerzystę ważącego 80 kg + rower 15 kg + płaską drogę + zero wiatru, jadąc 14 km/h potrzeba szacunkowo mocy 30 Watów (100%), dla 18 km/h 49 W (160%), dla 25 km/h 100 W (230%), dla 32 km/h 183W (500%), dla 40 km/h 328 W (990%).

      „Kto tu bardziej niszczy kolanka? Ten co zasuwa 35 km/h robiąc młynka czy ten co jedzie 16 km/h z kadencją np. 45??”

      Jeżeli ten drugi nie robi tego na twardym przełożeniu, typu 44-11, to spoko. Tak w ogóle to muszę kiedyś spróbować popedałować po płaskim z kadencją 45 i zobaczyć czy w ogóle mi się uda taka sztuka :)

      „Dodam iż wydatek energetyczny tego powoli jadącego jest 7x mniejszy.”

      6 razy mniejszy, ale to co to ma do rzeczy?

      „Najlepszym przykładem tego jest rower singiel (takim od lat jeżdżę). Im szybciej chcemy jechać tym szybciej trzeba pedałować więc rośnie kadencja. Swoim jestem w stanie osiągnąć ok. 35 km/h przy kadencji ok. 100 (pewnie gdybym miał sportową odzież i kierownicę z rogami, zdjął sakwy i się pochylił to do 40-43 km/h by się dało).”

      Odnośnie zmiany kierownicy, zdjęcia sakw czy pochylenia – ale bez zwiększania kadencji, raczej nie pomogłoby to w zwiększeniu maksymalnej prędkości. Co najwyżej jechałoby Ci się lżej, czytaj potrzebowałbyś mniej mocy, aby z taką prędkością jechać.
      Przełożenie czyli stosunek liczby zębów na przedniej i tylnej zębatce ogranicza maksymalną prędkość jazdy. No chyba, że jedziemy z górki, napędzani siłą grawitacji :)

      „Podczas spokojnej jazdy po mieście czy po parku jeżdżę z kadencją ok. 30-40 i wcale nie odczuwam jakiegokolwiek wysiłku. Cały dzień mogę tak jeździć.”

      Możesz jeździć czy jeździłeś? :) Na krótką metę kadencja nie ma żadnego znaczenia, różnice zaczynają wychodzić po pewnym czasie i to liczonym w godzinach, nie dniach.

      „Problemem mogą być strome podjazdy, bo tu wiadomo trzeba mocno naciskać pedały i kadencja musi być w singlu niska przy prędkości kilku km/h. Tu OK, zgodzę się iż można sobie przeciążyć kolana. Ale jaki to problem zejść i popchać rowerek?”

      Wpis jest o kadencji na rowerze, nie o wadach i zaletach rowerów bez przerzutek. Kupując taki rower trzeba się pogodzić z jego pewnymi ograniczeniami.

      „gdy kupowałem singla miał to być rower tylko do jazdy na zakupy. Stał się rowerem do wszystkiego (dopiero teraz zdecydowałem się wrócić częściowo do roweru z przerzutkami bo na leśnych, błotnistych ścieżkach nie daje sobie rady więc dokupiłem XC).”

      No to w końcu jest rowerem do wszystkiego czy jednak niekoniecznie? :) Nie mam nic do singli, ale nie róbmy panny lekkich obyczajów z logiki.

      Tak sobie jeszcze raz przeczytałem swój wpis i na końcu uznaję, że trochę niepotrzebnie zaatakowałeś moją filozofię. Przecież napisałem „Nie chodzi też o to, aby zwiększać kadencję w nieskończoność. W podejściu czysto amatorskim chodzi tylko o to, aby pedałowało się lekko, bez wkładania wielkiego wysiłku w naciskanie na pedały. (…) Nie namawiam Was do skrupulatnego liczenie kadencji i zastanawianie się, czy jedziecie z dobrą. To nie o to chodzi! Proponuję tylko zastanowić się, czy nie pedałujecie za ciężko, co do niczego dobrego nie prowadzi.

      Niemniej przyjrzę się tekstowi i trochę go przeredaguję wolną chwilą, tak aby kładł większy nacisk na tę kwestię. Niemniej nadal podtrzymuję to co napisałem – jeżeli chce się jeździć szybciej, trzeba zwiększać kadencję. Zwykłe zwiększanie liczby zębów na korbie niekoniecznie przyniesie upragniony efekt.

      • Niska kadencja niszczy kolana? To Holandia czy Dania to kraj kalekich ludzi? Jakoś tego nie zauważyłem ;)
        Oczywiście iż zmiana pozycji (pochylenie), zdjęcie sakw, odpowiedni ubiór ZWIĘKSZĄ prędkość bez zmiany przełożenia. Po prostu opór powietrza znacznie spadnie, a od prędkości ok. 25 km/h w górę to on odgrywam główne znaczenie. A gdy opór się zmniejszy można przy tej samej mocy szybciej pojechać. W przypadku człowieka do ograniczenia tego jak da radę kręcić. Ograniczeniem jest kadencja ok. 120. A ja pisałem o 100. To nie tak że nie potrafię szybciej kręcić. Po prostu opory powietrza już są za duże.

        Jeśli chodzi o przełożenia w singlach to wynoszą one około 2,5 (2,2 -2,8; zazwyczaj jednak trochę mniej niż te 2,5). mowa oczywiście o 28”.
        Trochę inaczej jest w ostrych. Tu musi być twardo. Musi bo trzeba wyobrazić sobie zjazd. Nogi muszą nadążyć. Muszą bo w ostrym powinny być wpięte w pedały. A jak nie nadążą to… :(

        Co do kalkulatora. Ja korzystałem z innego. Ten podany prawdopodobnie przy wyższych prędkościach zakłada pochyloną sylwetkę. Ja podaję dla wyprostowanej!

        Moim singlem od kilku lat jeżdżę m.in. po lesie czym,wywołuję zdziwienie wielu rowerzystów na XC jak orientują się że mam stałe przełożenie. Opony 2”, duża bezwładność kół pozwalają podjechać pod naprawdę strome mazowieckie górki (zarośnięte wydmy). Mimo stałego widelca (stalowy fi 30 mm masywny,) można dzięki tym balonowym oponom poszaleć po kamieniach czy korzeniach. Jazda między drzewami (nie po ścieżce) też nie robi na nim wrażenia.
        Bagażniki się rozpadają od takiej jazdy, a mi nie chce się ich zdejmować każdorazowo. Na samym rowerze jazda nie robi wrażenia. To naprawdę masywny, współcześnie wyglądający holender. Z sakwami, bagażnikiem jakieś 23 kg.

        Wracając do niszczenia kolan. Kolana niszczą się od ciężarów. Np, jak swego czasu (gdy pracowałem jak cieśla na budowie domów drewnianych) musiałem podnosić ciężkie belki (np. we 2 podnieść i zamontować 4 m nad ziemią belkę o masie 300 kg) i chodzić po nierównym terenie po 10 h dziennie to nogi/kolana i kręgosłup codziennie czułem. Dlatego zmieniłem pracę.

        Moim zdaniem kręcenie szybko nogami wymyślono dla ludzi szczuplutkich, słabych o niewielkiej masie mięśni by wraz z przerzutkami dać im możliwość jazdy z dużą prędkością lub w terenie.
        Umięśnieni triatloniści są tego przykładem. Nie kręcą młynków jak szaleni. Można to porównać do koliberka i jakiego większego ptaszka. Mały koliberek macha skrzydełkami jak szalony. Większy nie musi. Gdy byłem dzieciakiem to jeździłem Gazellą właśnie z dużą kadencją. Bo nie miałem odpowiedniej siły. Nadrabiałem kręceniem nóżkami. I 7-8 godzin dziennie na rowerze nie było problemem dla mnie.

        Człowiek jest tak stworzony, że naturalnie dostosowuje swoje tempo chodu, biegu czy jazdy na rowerze do minimalizacji wydatku energii na pokonany dystans. Badania pokazują iż ludzie bez żadnej wiedzy i przygotowania taką naturalną kadencję gdy nakład energii w stosunku do czasu i pokonanej odległości rowerem mają około 65. A prędkość wtedy wynosi do ok. 22-24 km/h. Akurat tak zestrojone są fabrycznie rowery single. Przypadek czy dziesiątki lat doświadczenia?
        Jak używamy roweru do jazdy z obciążeniem (sakwy), jedziemy pod wiatr, pod górkę wtedy dopiero przydają się przerzutki.
        Wszystkie opracowania o zwiększaniu kadencji o tym mówią. O przeprofilowaniu swego mózgu by ta większa kadencja stała się naturalna (bo nie jest).
        (jak ktoś jest ciekawy to po 6 tygodniach codziennych treningów zachodzą zmiany w mózgu możliwe do zarejestrowania aparaturą, więc naprawdę wielu miesięcy by zmienić kadencję nie potrzeba – zresztą nie tylko kadencji to dotyczy, 2-3 miesiące regularnych codziennych ćwiczeń i możemy mózg przestawić na rozwiązywanie trudnych zadań matematycznych czy na szybsze przyswajanie języka obcego – to wiadomo po badaniach naukowych nad mózgiem, a od zawsze wiedzieli o tym trenerzy czy nauczyciele że systematyczna praca daje niezwykłe efekty teraz potwierdzono to naukowo, niestety tyle samo czasu oglądania propagandy np. w TV też wpływa na mózg, nie przypadkowo w stanie wojennym Dziennik TVP był obowiązkowy dla wielu, już wtedy znano wyniki tych badan nad mózgiem, dziś te same naukowe metody są w TVP wykorzystywane do prania mózgów Polakom)

        Patrzę na młode pokolenie i widzę sporo osób zafascynowanych statystykami, liczbami, wynikami. To owszem ważne ale dla sportowców. Dla zwykłego człowieka statystyka jaką miał średnią prędkość, ile przejechał w miesiącu, a ile w roku staje się ważniejsza od jazdy. Jazda nie zaliczona jak się do sieci wyników nie wrzuci. Wakacje się nie liczą jak nie ma zdjęć na FB. Liczy się tylko rekord trasy. Czasem chodzę po lesie. Mijają mnie pędzący na rowerach górskich. Niektórzy mnie nawet nie dostrzegają. Nic nie widzą poza ścieżką.
        Zwiększenie kadencji to po to być jechać szybciej, OK. Ale PO CO???? Skoro poza ścieżką nic się nie zobaczy??? Dla adrenaliny? To proponuję od razu hamulce zdemontować. Poziom ryzyka od razu się podniesie.

        • „Niska kadencja niszczy kolana? To Holandia czy Dania to kraj kalekich ludzi? Jakoś tego nie zauważyłem ;)”

          Nigdzie nie napisałem o niszczeniu kolan, jedynie o ich obciążaniu. Uściślę to w tekście przy aktualizacji, że chodzi o dłuższe dystanse. Na krótszych nie ma to większego znaczenia.

          Obejrzałem sobie jeszcze raz moje nagranie z wizyty w Amsterdamie: https://youtu.be/1MY99ZM-Z5g

          I powiem Ci, że większość osób, które tam widzę, pedałuje naprawdę dziarsko. Mało tam osób, które po rozpędzeniu się, pedałowałyby jakby, jak to się mówi „ugniatały kapuchę”. Nieważne czy mają kadencję 70,90 czy 150.
          Nie wyglądają jakby jechali z mozołem.

          „Oczywiście iż zmiana pozycji (pochylenie), zdjęcie sakw, odpowiedni ubiór ZWIĘKSZĄ prędkość bez zmiany przełożenia. Po prostu opór powietrza znacznie spadnie, a od prędkości ok. 25 km/h w górę to on odgrywam główne znaczenie.”

          Nie, prędkość nie wzrośnie, bo fizycznie nie ma takiej możliwości. Przełożenie to przełożenie i nie wyciśnie się z niego więcej niż pozwalają prawa fizyki.

          „A gdy opór się zmniejszy można przy tej samej mocy szybciej pojechać.”

          Tu się jak najbardziej zgodzę. Tylko, żeby szybciej pojechać, trzeba albo szybciej pedałować, albo wrzucić twardsze przełożenie. Albo jedno i drugie. Przy mniejszym oporze będzie to po prostu łatwiej zrobić.

          „Ograniczeniem jest kadencja ok. 120. A ja pisałem o 100. To nie tak że nie potrafię szybciej kręcić. Po prostu opory powietrza już są za duże.”

          Jeżeli ma się w rowerze odpowiedni dobór przełożeń, to można mieć plus minus stałą kadencję, niezależnie od wiatru, wzniesień i innych oporów.

          „Moim zdaniem kręcenie szybko nogami wymyślono dla ludzi szczuplutkich, słabych o niewielkiej masie mięśni by wraz z przerzutkami dać im możliwość jazdy z dużą prędkością lub w terenie.”

          LOL

          „Umięśnieni triatloniści są tego przykładem. Nie kręcą młynków jak szaleni.”

          Co to znaczy „jak szaleni”? Kadencja to sprawa indywidualna, natomiast i tak zalecane jest szukanie swojej optymalnej kadencji bliżej 80-100: https://akademiatriathlonu.pl/poradnik-kadencja/

          „Można to porównać do koliberka i jakiego większego ptaszka. Mały koliberek macha skrzydełkami jak szalony. Większy nie musi.”

          Sorry, ale to argument totalnie niemerytoryczny.

          „TV też wpływa na mózg, nie przypadkowo w stanie wojennym Dziennik TVP był obowiązkowy dla wielu, już wtedy znano wyniki tych badan nad mózgiem”

          Co to ma wspólnego z kadencją na rowerze? :D

          „Patrzę na młode pokolenie i widzę sporo osób zafascynowanych statystykami, liczbami, wynikami. To owszem ważne ale dla sportowców. Dla zwykłego człowieka statystyka jaką miał średnią prędkość, ile przejechał w miesiącu, a ile w roku staje się ważniejsza od jazdy.”

          No dobrze, jak już odbiegamy od tematu. I co z tego, że są ważne? To chyba dobrze, że ktoś ma jakąś motywację, żeby ruszyć z domu cztery litery. Jeden lubi kontakt z naturą, drugi poprawia kondycję, a trzeci jeździ bo lubi jak mu rośnie liczba kilometrów. To chyba lepsze niż siedzenie w domu?

          „Zwiększenie kadencji to po to być jechać szybciej”

          Raczej by jeździć dłużej, z mniejszym wysiłkiem.

          „OK. Ale PO CO???? Skoro poza ścieżką nic się nie zobaczy??? Dla adrenaliny? To proponuję od razu hamulce zdemontować. Poziom ryzyka od razu się podniesie.”

          I tym optymistycznym akcentem zakończę dyskusję, bo to już nie ma nic do tematu kadencji :) Z jednej strony krytykujesz, bardzo słusznie, telewizyjną propagandę, z drugiej strony, krytykujesz innych, którzy nie jeżdżą na rowerze w taki sposób, w jaki Ty byś chciał, żeby jeździli. Hej, póki nie robią innym krzywdy czy nie stwarzają niepotrzebnego ryzyka, to chyba mogą jeździć tak jak lubią?

  • Cześć,
    czy można przy niskiej kadencji przy wadze 90kg na rowerze 26″ zajechać po 1.000km bardzo mocno łańcuch? Rower wykorzystywany do tras średnio 100km, zdarzyła się trasa ponad 200km. Czy w tym przypadku kadencja ma ścisły związek z wagą ciała, moim zdaniem ciut większą niż mogłaby być? Być może liczba km na takim rowerze mtb to ani maraton ani trening; kadencja jest wtedy lekko za niska czy po prostu używam źle przełożeń. Pomijam fakt, że łańcuch mógł być podrobiony. Ciężko tu o jednoznaczną opinię? Pozdrawiam.

    • Cześć,
      kwestia jaki dokładnie był to łańcuch. Tanie łańcuchy po 30-40 złotych bardzo łatwo się wyciągają. Do tego wpływ na jego zużycie mają też warunki w jakich się jeździ, częstotliwość czyszczenia i smarowania, myślę, że jazda na zbyt „twardych” przełożeniach z niską kadencją też nie jest bez znaczenia.

      Inna sprawa, że jazda MTB bardziej katuje łańcuch, niż jazda po asfalcie czy płaskich bezdrożach i na to już większego wpływu się nie ma.

      • Łańcuch to KMC x8 srebrno-szary. Rower mógł być jeżdżony ze złą kadencją, ale głównie używany był na asfalcie, stąd moje zdziwienie. Zostaje jeszcze złe smarowanie, Co więcej, według wikipedia pod hasłem 'łańcuch rowerowy’ pojawia się informacja: „W rowerze górskim łańcuch może osiągnąć wydłużenie 1% już po 1000 km, podczas gdy w rowerze szosowym dopiero po 10 tysiącach km.” Tyle, jak wyżej, jeździłem głównie po asfalcie. Takie wydłużenie łańcucha po prostu mną wstrząsnęło.

        Owszem zostają mi do przetestowania jeszcze łańcuchy Srama, Sunrace i najdroższego Wippermana. Czy możesz polecić z tych podstawowych łańcuchów tych firm jakiś konkretny?

        • 10 tysięcy na szosie… można, mając bardzo dobry łańcuch i pieczołowicie o niego dbając. Mi się nigdy nie udało osiągnąć takiego wyniku :)

          KMC X8 kosztuje na Allegro 44 złote, czyli to generalnie prawie najniższa półka łańcuchów. Wippermana (Connexa) nie miałem okazji używać, trochę szkoda mi było pieniędzy na eksperymenty, ale może kiedyś.

          Zacząłbym od łańcucha Shimano CN-HG71 (kosztuje 60 zł), to obecnie ich najwyższy model dla napędów 6/7/8-rzędowych. Nie spodziewaj się cudów, ale jednak powinien wytrzymać dłużej od X8. A potem testowałbym dalej inne modele.

    • Jakość łańcucha niska. Na moim singlu fabryczny wytrzymał jakieś 600 km. Takie za 45 zł spokojnie wytrzymują ok 5 tys km spokojnej jazdy (jestem ciężki, rower jest masywny, ma bagażniki, sakwy, często wożę nim zakupy). Mam dwa wojskowe szwedzkie wzmocnione łańcuchy (tak armia szwedzka ma rowery w wyposażeniu). Sądzę iż one mogłyby w moim te 10 tys km wytrzymać.

  • Witam. Dziękuję za ten wpis – bardzo przydatny. Mam romet’a mustang’a 2018, 27,5. Mechanizm korbowy Alivio 40/30/22T, kaseta HG200 11-34T 9 biegów. Moje odczucia są takie, że właściwie mogę spokojnie startować na przełożeniu 3×5 (największa tarcza z przodu x 5 z tyłu, czyli przełożenie około 40×22) i w takim przełożeniu osiągam około 18km/h przy kadencji około 70. Łańcuch ma lekki przekos przy przełożeniu 3×5, ale patrząc na przekosy w napędach 1×12 jakoś przestało mnie to boleć. Moje potrzeby ograniczają się przy tym napędzie do 3×5, 3×6 i 3×7. Sporadycznie schodzę na 2×6 lub 2×5 – dla mnie te przełożenia są już po prostu bardzo „lekkie” i nie wychodzę na nich poza prędkość 13-15km/h. Czy mam wrażenie, czy tem napęd jest raczej „lekko” zestrojony? Ruszanie z biegu 3×5? Moje nogi nie mają nic przeciwko, a przynajmniej tak mi się wydaje :-)

    • Jeżeli jeździsz tylko na największym blacie, to znaczy, że masz wszędzie bardzo płasko. A napęd jest lekko zestrojony, bo to rower górski, a na stromych, terenowych podjazdach, przydają się lekkie przełożenia.
      Na 40-11 rozpędzisz się do 42 km/h przy kadencji 90, więc i tak powinno to w zupełności wystarczyć w takim rowerze :)

  • Człowiek uczy się całe życie. Dużo nie jezdze, bo jakieś 2.5-3k km rocznie. Rower to zawsze byl dla mnie tylko środek transportu – niezbyt lubiany. Jazda po prostu zawsze szybko meczyla mnie i wprawiała w dyskomfort (bole kolan pleców mięśni). Ostatnio dzielem przypadku sporo pozmienialo. Musiałem wymienić siodełko które ustawiłem zgodnie z prawidłami a nie tak jak mi się wydawało, że powinno być. To samo z kierownicą.
    Cale zycie bylem przekonany, ze więcej przejadę mniej sie meczac kręcąc korbą powoli jednostajnym ruchem. Jakie bylo moje zdziwienie gdy za sprawą wyciagnietego lancucha nie moglem w ogole deptac i przyłożyć duzego momentu bo łańcuch przeskakiwal! Więc aby zachować ta samą prędkość i nie doprowadzać do przeskakiwania lancucha na zebatkach po prostu zaczalem jezdzic na lzejszych przelozeniach z większą kadencja. Skutek jest taki ze jazda sprawia mi taka frajde, ze planuje jakis dalszy wypad. Co kiedyś byłoby dla mnie nie do pomyślenia.

    Ludzie szybkie krecenie jest cool. Na pewno będę trenował by dojsc do docelowego spokojnego utrzymywania 100rpm.

  • Super wytłumaczone! Po trzech artykułach dopiero po Twoim zrozumiałem o co tak naprawdę chodzi :) Dzięki :)

  • To ja mam takie pytanie: jak się ma kadencja do pedałów z zatrzaskami, np. SPD? Zauważyłem że czasem przy wysokiej kadencji mam problem z zachowaniem równomierności pedałowania (robi się takie szarpane i stopa jest dużo mniej stabilna). Wydaje mi się, że zatrzaski powinny tutaj bardzo pomóc, bo można wtedy nie tylko naciskać na pedały w dół ale też napędzać przez resztę czasu (czyli najpierw do dołu, potem w tył, do góry, do przodu i tak dalej) – mam rację?

    • Pedałowanie „na okrągło” nie jest takie proste, a jego skuteczność jest przez wiele osób podważana. Natomiast nie zmienia to faktu, że z takimi pedałami jeździ się dużo wygodniej, stopa nie ześlizguje się z pedału, ani od niego nie odbija. Tak więc pod tym kątem w 100% polecam. Sam jeżdżę w SPD od ponad 10 lat i nie planuję wracać do zwykłych pedałów.

  • IMHO ta tabelka pierwsza jednak wprowadza w błąd – sugeruje że na tym samym przełożeniu wystarczy po prostu kręcić szybciej, żeby jechać szybciej… No ale przecież skoro przy kadencji 50 przy danym przełożeniu jest ciężko, to przy 80 to będzie jakaś masakra… Trzeba by raczej porównać konkretne zużycie energii i zmęczenie przełożone na osiągnięcie prędkości przy danej kombinacji zębatek… Ale to pewnie nie będzie proste ;-)
    Sam preferuję kręcić lekko i w miarę szybko, ale… Szybkie kręcenie oznacza może mniejsze zmęczenie mięśni, ale odczuwam to jako większe zużycie tlenu, a ponieważ mi płuca padają przed nogami, oznacza to szybszą przerwę w jeździe. Przy moich 110+kg i głównie jeździe po górzystej części Gdyni i tak jeżdżę niemal wyłącznie na najniższych przełożeniach (no chyba, ze akurat jest z górki ;-)). W momencie gdy jadę już na „1/1” (26/11) a prędkość mam w okolicy 5-6 km/h to po prostu zsiadam z roweru zanim stracę przytomność i go prowadzę :-/
    Jakieś porady? ;-)

    • Jeśli dobrze zrozumiałem z Twojego posta to wrzucasz z tyłu najmniejszą zębatkę (11) pod górę??? Jeśli tak – a nie jesteś zawodowym kolarzem – to Twój organizm reaguje całkiem prawidłowo tracąc przytomność ;-)
      Jeśli jedziesz pod górę to powinieneś wrzucać z tyłu coraz większe zębatki!!! Im stromiej – tym większa zębatka z tyłu a mniejsza z przodu!
      Pozdrawiam serdecznie

    • „tabelka pierwsza jednak wprowadza w błąd – sugeruje że na tym samym przełożeniu wystarczy po prostu kręcić szybciej, żeby jechać szybciej”

      No ale przecież tak jest :) Praw fizyki się nie przeskoczy. Oczywiście kwestia czy da się radę tak szybko pedałować na danym przełożeniu. Ale jeżeli się nie da, wystarczy zmienić bieg na lżejszy. I wtedy próbować szybciej kręcić.

      „Trzeba by raczej porównać konkretne zużycie energii i zmęczenie przełożone na osiągnięcie prędkości przy danej kombinacji zębatek”

      To bardzo indywidualna kwestia, zależąca nie tylko od danej osoby, ale także od typu roweru, rodzaju nawierzchni, pogody, jazdy po płaskim/podjeździe itd.

      Ja w tekście zwracam uwagę tylko na to, aby próbować jeździć na trochę lżejszych przełożeniach, kręcąc trochę szybciej. Co to znaczy „lżejszych” i „szybciej”, każdy musi już sobie sam odpowiedzieć :) Tak czy owak, kadencja 50 to jest dramat dla kolan i ogólnego zmęczenia organizmu.

  • We wtorek wracając z Koszalina jechałem jak zwykle, lekki wiatr w twarz, z przodu 38T a z tyłu Nexus 8 i zębata 16T. Moja kadencja to zazwyczaj 60~70, na podjazdach 80~90rpm. No i tak sobie jadę aż tu nagle wyprzedza mnie jegomość i jedzie dalej i co ja pacze, kadencja rzędu 45rpm a gość wygina miednicę jakby była z gumy. Po trzech kilometrach dogoniłem go na szczycie pagórka, chyba spuchł. Nie wiem jaki jest sens zarzynania swoich kolan ale ja preferuję kadencję 60~80, szybciej to tylko chwilowo a wolniej to jak jadę obok kogoś kto idzie… :)

    • Dokładnie – jadąc po płaskim na dłuższych dystansach (nie na wyścigi) jedzie się ekonomicznie, z kadencją około 60 przy prędkości około 25km/h siły używa się przy tym również niewiele.
      Szybciej pedałuje się tylko na podjazdach bo trzeba zredukować przełożenie albo gdy się chce na chwilę przyspieszyć – wtedy może być i 100-120rpm przy 50km/h ale taka jazda bardzo szybko męczy więc nie zajedzie się tak daleko.

      • Traf chciał, że wczoraj próbowałem jechać z kadencją 60 i to był dla mnie zły wybór. Umęczyłem się, bo musiałem włożyć sporo siły w pedałowanie.

        Oczywiście, można mieć kadencję 60 + lekki bieg i kręcić od niechcenia. Ale przy twardszym przełożeniu przy kadencji 60 słabo to wygląda. No i nie pojedziesz wtedy 25 km/h. Z ciekawości sprawdziłem i żeby jechać na rowerze crossowym z taką prędkością i kadencją, musiałbyś mieć przełożenie 48×15, albo 36×11, a to nie są już lekkie przełożenia.

        • Zwykle właśnie jeżdżę 48×15 przy prędkości 25km/h na rowerze trekingowym o 28 calowych kołach. Przy takim przełożeniu najlżej mi się jedzie, ani nie trzeba mocno naciskać na pedały ani szybko machać nogami.

    • No cóż każdy uświadomiony dzisiaj, kiedyś zaczynał i nie wiedział co należy i jak aby było dobrze lub przynajmniej sprawniej. Niestety obecnie wiele mitów i prawd ludzie dowiadują się z ulicy (czytać: z internetu) w sposób chaotyczny i nieuporzadkowany – powód: większości się nie chce analizować tylko ryj we wiadro i zjeść gotowe. Dobrze byłoby zaczynając przygodę z rowerem zacząć od przepisów ruchu drogowego w wersji uproszczonej (jak na kartę rowerową) potem teorii poruszania się po drodze, następnie wyregulowania roweru pod siebie i kllku technikaiiów m.in. o zdrowotności szybszego machania odnóżami. Oderwane od konkretnych warunków i okoliczności wartości liczbowe są nic nie warte jeśli za wolno sprawia nam ból a za szybko „spadywanie nogów” z pedałów. Przyjęło się że 90 to optimum tyle że to wynik z sufitu bardziej wiarygodny dla zawodowców uzbrojonych w wiedzę i dla tej optymalnej kadencji budujących moc (jak silnik w skuterze z automatem na stałych optymalnych obrotach) do wyścigów i zawodów. Normalny użyszkodnik rowerowy powinien tylko wiedzieć – machaj szybciej bo to zdrowe dla krążenia, serca i kolan – poza tym wysmukla nogi ;). Sam kręcę w miarę szybko (75-85) ale tylko dlatego że się nauczyłem pomalutku i dostosowałem do swojego odczucia co dla mnie dobre, do tego ciągła prace z manetką – każdy drobny spadek czy wzniesienie to teraz automatyczne przerzucanie już bez patrzenia i kontrolowania – jak praca biegami w samochodzie … i można jechać gapić się wkoło i podziwiać co się wkoło dzieje godzinami bez zmęczenia drałując właśnie między 24-28/h. I polecam lusterka i SPD bo bardzo pomagają nie myśleć tylko reagować.

  • Ze wszystkim się zgadzam. Jeśli chodzi o liczby, od kiedy mam Suunto, staram sie utrzymywać kadencję 90 RPM. Dla mnie jest optymalna. Przy podjazdach wrzucam przełożenie 1×2 lub nawet 1×1 prędkość 13kmh i kadencja też 90. To jest świetne nie tylko dla kolan ale też dla kondycji. Utrzymywanie jednostajnej kadencji i wyregulowanie oddechu sprawia, że serce pracuje długo w tym samym rytmie a to też jest zdrowsze niż gwałtowne zmiany. Na prawdę tak się da i bardzo dużo daje, polecam:)

  • Umieściłbym w artykule uwagę, że w pewnym zakresie kadencję determinuje geometria, a konkretnie kąt podsiodłowy i długość ramy. Dla dużych kątów bardziej naturalne jest szybkie kręcenie (wtedy dobrze mieć długą ramę), dla osób lubiących mocno i relatywnie wolno 'cisnąć’ lepsze będą ramy z kątem mniejszym i ramą krótszą.

  • Ja mam pytanie troszkę nie na ten temat.
    Ostatnio jeżdżę mniej leśnymi dróżkami, a więcej asfaltem i mój problem dotyczy sygnalizacji świetlnej. Już nie raz zdarzyło mi się, że na lewo/prawoskręcie sygnalizacja nie wykrywa mnie i muszę kombinować jak przejechać skrzyżowanie bez łamania prawa -> przejeżdżania na czerwonym. Jedyną szansą dla mnie jest obecny już samochód czekający na zielone lub inny dojeżdżający do mnie od tyłu.
    Jest na to jakiś sposób bo nie chcę za bardzo stwarzać zagrożenia na drodze i samemu kombinować pajacując przed sygnalizatorem żeby ten mnie wykrył :)
    Dodam, że sytuacje przytrafiają mi się w dzień kiedy nie posiadam oświetlenia z przodu.

    • Ja dojeżdżając do świateł gdy nie ma nikogo, jadę środkiem swojego pasa ruchu. Przecinam wtedy pętlę która jest zatopiona w jezdni i zapala się zielone. Działa!

      • Właśnie próbowałem na różne sposoby i chyba sygnalizacja nie działa za pomocą indukcji bo ustawianie się po jakiejkolwiek stronie nic nie daje :/

    • Bywam regularnie w dwóch takich miejscach w Łodzi. No i oprócz tych dwóch możliwości, które wymieniłeś, czyli przejazdu na czerwonym, albo poczekaniu na samochód (ta druga opcja nie zawsze się sprawdza, ta pierwsza… niesie za sobą pewne ryzyko mandatu) – jest jeszcze trzecia, której używam w ostateczności. Schodzę z roweru, wciskam przycisk na przejściu dla pieszych i pasami przedostaję się w miejsce, z którego mogę ruszyć dalej.

    • Niestety problem znany dobrze rowerzystom ale także właściciele skuterów i motorów potrafili narzekać. Ja np. często czekałem na skrzyżowaniu z „jedynką” w Starowej Górze. W Łodzi teoretycznie można zgłaszać problem do ZDiT-u i bo podobno jest możliwość regulacji czułości. Gdzieś w internecie znalazłem podpowiedź, że trzeba wtedy na pętli położyć rower (czyli, żeby koła i rama były równolegle do płaszczyzny jezdni) – ale nie sprawdzałem :)

      • A ja słyszałem, że zbliżając się do skrzyżowania trzeba wołać „na moc posępnego czerepu, zielone, włącz się!” i odgrażać pięścią. To wtedy od razu się zielone włącza. Nie wierz we wszystko, co piszą w internecie.

    • Wojt

      ja tak mam na 3 pasie na skrzyżowaniu pod wiaduktem jak wracam z pracy. Dwa pasy do skrętu w lewo i jeden do przodu.
      Ja się ustawiam na środkowym, auta skręcające razem ze mną na zewnętrznym. I gdy nie ma aut to mogę nawet trzy zmiany świateł stać. Nie wykrywają mnie. Gdy się zatrzymuję to oglądam się do tyłu, czy ktoś też skręca. Po drugiej zmianie zmieniam pas na ten do jazdy prosto i tam chodnik/pasy. Nic nie poradzisz innego.

  • Wszystko zależy od trasy. Ja jeżdżę przeważnie w górach po trasach gdzie głównie muszę się wspinać coraz wyżej i wyżej. Tutaj wolę się wspinać na niższej kadencji i bardziej siłowo pokonywać wzniesienia z rozpędu,bo wiele razy na wysokich obrotach wyjechałem do połowy góry i dalej nie dałem radę. Niby siła była w nogach, ale rower już zaczął w miejscu buksować. Na płaskim terenie za to bardziej lubię na wyższej kadencji jechać w równym tempie. Jak to mówią, trening czyni mistrzem, ale trzeba trenować z głową i powoli budować lepszą formę, a nie na wariata jeździć,bo to tylko może zniechęcić do jazdy. Kupiłem w tym roku licznik z kadencją i to był strzał w dziesiątkę, bo dzięki niemu wypracowałem sposób jazdy, dzięki któremu mogę pokonywać wzniesienia, które kiedyś były dla mnie nie do pokonania.

    • Zgadza się, trening to już inna para kaloszy, tam się robi interwały i kładzie nacisk na inne rzeczy, w zależności od dyscypliny.

      W przypadku amatorskiej jazdy, chodzi mi głównie o zwrócenie uwagi, aby nie jechać na siłę na najtwardszych przełożeniach z kadencją oscylującą w granicach 50, bo to ani wygodne, ani zdrowe.

      • Powiedz to mojej żonie:) Kupiła niedawno rower górski i od początku jej mówiłem żeby ustawiła siodełko w miarę wysoko, tak żeby przy kręceniu pedałami nie jeździła ze zgiętymi kolanami, bo będą ją boleć. Do tego mówiłem jej żeby pedałowała szybciej na miększych przełożeniach. Ona oczywiście swoje, że ją pouczam i że ona sama wie jak najlepiej jeździć. Efekt naszej pierwszej wycieczki był taki, że ciągle zostawała w tyle za mną chociaż jechałem najwolniej jak się da ,a kolana do dzisiaj ją bolą i już zniechęciła się do dalszej jazdy rowerem. Morał z tego taki, że każdy jeździ jak mu wygodnie, ale czasem dobrze posłuchać kogoś bardziej doświadczonego i zmienić styl jazdy, jeśli widzę, a zwłaszcza czuję w nogach, że przynosi złe korzyści dla mojego zdrowia i zniechęca do dalszych treningów.

        • Ja tylko dla formalności dodam, że warto poświęcić chwilę na odpowiednie ustawienie siodełka: https://roweroweporady.pl/jak-ustawic-siodelko-w-rowerze/

          W praktyce nowa powinna być lekko ugięta w najdalszym położeniu podczas pedałowania. Ale tylko lekko. Oczywiście trzeba pamiętać jeszcze o ustawieniu siodełka tył-przód, no i ustawić dziób.

          Jeżeli chodzi o przyzwyczajanie się do lżejszego pedałowania, warto robić to bardzo, bardzo stopniowo. No i fakt, od złego ustawienia siodełka i zbyt ciężkiego pedałowania, można się zniechęcić do jazdy (a niepotrzebnie :)

  • Zapomniałeś dodać że prędkości zależą też od wielkości koła. Wysoka i niska kadencja mają swoje wady i zalety, pisanie o wyższości jednej nad drugą przypomina pytanie, które święta są ważniejsze. Na „lekkim pedałowaniu” nie zbudujesz raczej silnych mięśni co może być istotne w górach na ekstremalnych podjazdach, kiedy przełożeń już brakuje, wtedy liczą się mięśnie. Kadencję zawsze trzeba dobierać do aktualnych potrzeb, nie unikać dogmatycznie ani wysokiej ani niskiej.

    • Wielkość kół nie musi mieć znaczenia jeśli tylko ma się odpowiednio dobrany osprzęt – nawet na 20 calowych kółkach można ostro zamiatać mając z tyłu Capreo (CS-HG70 9-26) ostatecznie jakiś Nexus 8 z zębatką 16 a z przodu szosowy kompakt 53/39 – ważna jest umiejętność mieszania biegami i właśnie kadencja.

    • Tak, na prędkość ma wpływ wielkość kół, ale nie o tym jest ten wpis. Podałem link do kalkulatora i tam każdy może sobie sprawdzić co i jak.

      A w tym tekście skupiłem się tylko na lekkim wytknięciu „ciężkiego pedałowania”, podając jako przykład kadencję 50, czyli naprawdę bardzo, bardzo wolno. Nikomu nie każę jeździć z bardzo wysoką kadencją, 80 to nie jest jeszcze tak strasznie szybko, ale nawet 70 będzie lepsze i zdrowsze od 50.

  • Z większościa się zgodzę. Jeżdżę na rowerze dobre 25 lat i jak sięgam pamięcią zawsze lubiłem jeździć na niskiej kadencji. Nie lubię kręcić korba jak wariat (szybko),a powoli. Każdy jest inny.
    Dlatego brakuje mi w dzisiejszym kolarstwie górskim blatów 3 rzędowych z największym 42 a nawet 44t…. Piękna sprawa
    Żadne wykresy i nikt nie wpłynie na zmianę mojego zdania na ten temat, gdyż mam obecnie 2 „górale” jeden z blatem 38t i starzy model 44t. Spadki prędkości są naprawdę bolesne. A ja lubię niczym dziecko z górki 60kmh kręcić, nawet przez 30 sekund.

    • Tak jak napisałem Ci wyżej, pomiędzy „szybko”, a „wolno” jest jeszcze cała masa miejsca. No i wszystko zależy co to znaczy „wolno”, bo jeżeli to 50 obrotów na minutę, to szkoda kolan. Jeżeli 70, to już nie jest tak źle.

      Co do Twojej ostatniego zdania, o jeździe 60 km/h, to do takich prędkości jak najbardziej przydają się twarde przełożenia, ale to nie zmienia faktu, że na bardzo niskiej kadencji, rzędu właśnie 50, nie ma sensu jeździć.

      • tarcze 44 i 42 teraz to tylko w rowerach gorskich rekreacyjnych dla rozpedzania się dla amatorow na asflacie. W gorach wyzej polki blatu najwiekszego powyzej 38 sie nie znajdzie

    • Jak ja jeździłem na rowerze dobre 25 lat to też mi się wydawało, że wysoka kadencja to głupota. Przecież siła w nogach jest…
      Ale po 40 latach na rowerze się okazało, że kolana odmawiają posłuszeństwa i niestety trzeba się przestawić na szybsze kręcenie korbą. Żałuję, że nie nauczyłem się tego za młodu.

  • Od siebie mogę dodać tylko, że bardzo łatwo wyuczyć się jazdy z zadaną kadencją na rowerze stacjonarnym(np. na siłowni), mają one z reguły licznik kadencji. Jak jeździłem normalnym rowerem, to z reguły słuchawki w uszy i metronom ustawiony na zadaną częstotliwość. Po jakimś czasie ciało samo zaczyna pamiętać jaka to częstotliwość ;).

    • Przecież to było by bez sensu. Jechać trzeba tak aby było wygodnie i aby się nie męczyć.

      Jeśli czujesz, że zbyt mocno naciskasz na pedały to redukujesz bieg – to wszytko.

      kadencja podczas jazdy nie jest stała, gdy jedzie się powoli jest niższa gdy jedzie się szybciej wyższa.

      • Prawie ze wszystkim się zgadzam, poza ostatnim fragmentem – można jechać szybko z niską kadencją (tylko po co?), tak jak można jechać powoli (kwestia co to znaczy powoli) z wysoką kadencją.

        Ale sama kadencja nie musi wcale zależeć od prędkości, chyba, że pisząc „powoli” myślałeś o prędkościach rzędu 10-14 km/h, wtedy faktycznie kadencja 80-90 nie jest potrzebna. Choć 40-50 to też zły pomysł. Piszę oczywiście o jeździe po płaskim. Pod górkę to zupełnie inna bajka i tam także (a może tym bardziej) warto trzymać wysoką kadencję, przynajmniej na asfalcie.

  • Kiedyś sam jeździłem według zasady: najwieksza zębatka z przodu, najmniejsza z tyłu. Na kadencję nie zwracałem uwagi. Pedałowało się ciezko, z bólem w nogach, ale myślałem że tak ma być. Dzisiaj jestem mądrzejszy i wiem, że da się jeździć bez bólu, odpowiednio dobierając przełożenia i szybkość kręcenia korba.

      • Warto operować konkretnymi liczbami, wtedy będziemy wiedzieli co to znaczy „szybko” czy „wolno”. W każdym razie Pawle, to nie jest system zero-jedynkowy. Zawsze można tak dobrać przełożenie, aby kręcić „średnio” :)

        Jeżeli dobek napisał, że pedałowało mu się ciężko, no to dobrze, że zmienił styl jazdy.