Skocz do zawartości

Sprzedaż roweru - jak zorganizować jazdę próbną


Rekomendowane odpowiedzi

Podatku dochodowego nie płaci się w przypadku przedmiotów używanych, które mamy dłużej niż pół roku. Chodzi tylko o próbę ukrócenia "prywatnych" handlarzy, którzy kupują taniej i od razu sprzedają drożej.

 

Natomiast w przypadku produktów powyżej 1000 złotych jest obowiązek zapłaty podatku od czynności cywilnoprawnych (PCC). Wynosi on 2% i płaci go kupujący, jeżeli zakup był od osoby prywatnej.

Odnośnik do komentarza

Ad 1.

Piękna teoria. Ale skoro urzędy skarbowe przetrząsają Allegro w poszukiwaniu sprzedających i nie odprowadzających z tego tytułu podatku to nic nie stoi na przeszkodzie żeby przeglądać prywatne konta. A jak wiadomo nie jesteśmy w USA gdzie do tego typu działań jest wymagana zgoda sądu tylko mamy zmiany w prawie gdzie niemal każy urzędnik i inny hycel pod byle błachym powodem będzie mógł grzebać w kontach obywateli, przeglądać billingi telefoniczne i zapewne niedługo buszować ludziom po mieszkaniach. Prawo stanowią obecnie jedyna słuszna partia i jej szczekające kundle. Skoro Prezydent ułaskawia przestępcę Kamińskiego, szefa CBA, działającego wbrew prawu, skazanego w pierwszej instancji przed skazaniem go w drugiej instancji to sądzisz że w tym dzikim kraju obowiązują jeszcze jakiekolwiek reguły poszanowania prawa stosowane w innych krajach EU? Chyba żartujesz.

 

Więc najlepiej gotówka z rąk do rąk bez pozostawiania śladów gdie nie tzeba. Przestrzegam też przed sprzedawanie czegoś płaconego przez Paypal. Zdarzyło mi się sprzedać tą droga drogi telefon i przez rok nie mogłem wydostać pieniędzy po Paypal żądał faktur zakupu i mimo że kupujacy przesłał potwierdzenie że odebrał towar i wszystko jest ok, nie zwalniał pieniędzy do wypłaty i transferu. Ostatecznie pieniędzy nigdy nie wypłaciłem. Musiałem ich użyć do zakupu innych towarów przez Paypal.

 

Co do nigeryjskich przekrętów i jak to działa to opis tu:

https://przemekzawada.com/2017/10/18/nigeryjski-szwindel-na-olx-ciag-dalszy/

 

Jacek, co do oceny polityki miłościwie nam panujących - nie mógłbym bardziej się z Tobą zgodzić. Na ten temat mógłbym pisać długo i bardzo nieparlamentarnie, ale chyba nie o tym jest ten portal. Podobnie bardzo złe doświadczenia mam z PayPalem, nigdy więcej niczego przez to nie zapłacę (co niestety eliminuje właściwie zakupy przez ebay). Ale na konto ot tak prewencyjnie wejść Ci nie mogą, na szczęście. Inna rzecz, że pewnie procedura - w obecnych warunkach - ulegnie nadzwyczajnemu przyspieszeniu.

Odnośnik do komentarza

@miro, nie wiem o jakich teoriach spiskowych mówisz, ale sam też sprawiasz trochę wrażenie, jakbyś nie do końca wiedział, o czym piszę lub - jeśli jednak wiesz dobrze, to niezbyt przekonująco odpowiadasz na moje wątpliwości.

 

ad. 1. Nie twierdzę jak Jacek, że byle kto może wleźć mi na konto. Co nie znaczy, że tak nie jest. Po prostu nie mam zamiaru zaprzątać tym sobie głowy, bo i tak nie mam na to żadnego wpływu. W każdym razie prywatność w sieci jest dla mnie fikcją i nie chodzi o teorie spiskowe dziejów, tylko zwyczajne życie, które pokazało już nie raz, że prawo to jedno, a drugie to czynnik ludzki, przypadek i inne takie, czyli coś, w czym nikt nie zawinia, nikt się nie uweźmie, a kończy się po kafkowsku. To się nie dzieje nagminnie, to się zwyczajnie "zdarza". I nie wiem na jakiej podstawie ludzie są przekonani, że na pewno nie im. I dla mnie to właśnie jest zdrowym rozsądkiem. A paranoja? Paranoja to zakładnie, że statystyczne szanse oskarżenia mnie o morderstwo bez podstaw są bardzo wysokie.

 

ad. 2. Hm, no teoria jest fajna. Tylko kiedy niby mam ten przelew wycofać? Tydzień po przelaniu, jak się okaże, że nic za niego nie dostałam? Nie, muszę go wycofać, zanim on wyjdzie z banku, a na tym etapie raczej nikt nie wie, że zostanie oszukany.

 

ad. 3. Albo Cię nie do końca rozumiem, albo wynika z tego, że spisywanie umów i tak nie jest nic warte. Najpierw piszesz, że wystarczy mieć "umowę kupna - sprzedaży od poprzedniego właściciela (nie ma ma potrzeby mieć umów od początku świata, wystarczy ta ostatnia)", ale jak się okazuje, jeśli kupię teraz rower za gotówkę, spiszę umowę ręcznie, to jak się okaże, że poprzedni właściciel go ukradł, według tego, co napisałeś teraz, nie mam żadnego dowodu, że nie zrobiłam tego sama, tak? No bo nie oszukujmy się, nie wszyscy kupujemy/sprzedajemy na Allegro (w ogóle elektronicznie), po drugie nawet jeśli mam jakieś maile, to po dojściu do porozumienia lub jakiś czas potem najczęściej je kasuję, a nie trzymam dwa lata, bo a nuż się do mnie zgłosi ktoś, że kupiłam coś kradzionego. Po trzecie natomiast, to nadal nie rozwiewa mojej wątpliwości - co mi z tego, że mam fakturę na rower, skoro jest to faktura wyłącznie na jakiś konkretny model? Mogę sprzedać go na lewo, za gotówkę, kupujący może nie chcieć faktury (lub ja ją skseruję), następnie ukraść kolejny i nadal mam dowód zakupu. Jak takie coś zweryfikować? Policja zapyta sklep? Przecież oni nie mają pojęcia, jaki konkretny egzemplarz mi sprzedali, mogą tylko potwierdzić zakup.

Inna sprawa to sama osoba, z którą zawieramy umowę (sprzedający czy kupujący, o to mniejsza). Swego czasu miałam taką sprawę na Allegro - facet fikcyjnie sprzedawał doładowania telefonu. W zasadzie od początku pachniało to oszustwem, bo miał zero komentarzy, a cena była atrakcyjna. No, ale że jest POK, który i tak mi wszystko odda, to co mi szkodziło zaryzykować? Tak więc dostał pieniądze przez PayU, wybrał je na jakieś konto imienne, ale i tak nikt go nie znalazł. Okazało się, że osoba, na którą było zarejestrowane konto bankowe i na Allegro w ogóle nie istniała, a adres stanowił jakiś kawał błota pod miastem. Logował się internetu mobilnego. Koniec, ślad się urwał. Facetowi chciało się tyle pokombinować dla kilku doładowań, na których zarobił niespełna 1000zł, więc co dopiero mówić o rowerze za kilka tysięcy.

 

ad. 4. Ano mam. Nie na jednej. Ponieważ mam rodzinę i znajomych niezbyt obcykanych w nowych technologiach ;) na Allegro kupuję średnio 2-3 telefony rocznie. Od kilku lat numery IMEI są nie tylko na fakturach z lombardów czy komisów, ale też często na tych wystawianych przez operatorów. Nie kupuję zresztą żadnych innych, ponieważ potem bywają kłopoty z gwarancją, a tak mam czarno na białym, że ten telefon jest od nich (no i przy okazji, że jest z legalnego źródła). Tak na marginesie, to najłatwiej reklamować telefony u operatorów, a nie te z wolnej sprzedaży, bo sprawę załatwia się w najbliższym salonie.

 

Co do przekrętu nigeryjskiego, lata temu próbowano mnie naciąć. Ale to naprawdę trzeba byłoby być idiotą. Nigdy nie wysyłam za pobraniem, a tu jakiś gościu kupił ode mnie telefon na Świstaku i napisał (w dodatku po angielsku), że potrzebuje, żeby do jakiegoś jego brata, swata do Kongo czy innego RPA wysłać paczkę, a on zapłaci za tydzień. Napisałam mu, że proszę o przelew na konto, to wtedy wyślę i na Ziemię Ognistą. Oczywiście zero odzewu ;)

 

Tak w ogóle to nadal nie wiem, na co umowa sprzedającemu za gotówkę (rzecz jasna cały czas mówimy o rowerze). Na razie widzę same argumenty, po co jej potrzebuje kupujący :)

Odnośnik do komentarza

 

 

Tak w ogóle to nadal nie wiem, na co umowa sprzedającemu za gotówkę (rzecz jasna cały czas mówimy o rowerze). Na razie widzę same argumenty, po co jej potrzebuje kupujący :)

 

Jeśli umowa została spisana, to ja jako sprzedający też chcę jeden egzemplarz. Bo tam jest napisane co, w jakim stanie i za ile zostało sprzedane. Nie będzie potem niepotrzebnej reklamacji ze strony kupującego i np.próby wycofania się umowy. Przy czym może posądzić mnie, że zapłacił za rower 5 razy więcej, sfałszować umowę i mieć "dokument". Oczywiście to teoria (spiskowa  ;) ) ale mimo wszystko możliwa.

Kupując nowy rower w sklepie otrzymujesz fakturę i książkę gwarancyjną z wpisanym numerem nadwozia. Sprzedając przekazujesz fakturę i kartę. W razie czego możesz udowodnić, że dany rachunek dotyczy konkretnego roweru.

Odnośnik do komentarza

Rowerowy, zaprawdę powiadam Ci - zdobądź jedną fakturę i kradnij Kandsy oraz Spartacusy do woli ;) Kupiłam oba te rowery i to nie u byle kogo - Kands w oficjalnym sklepie w Tarnowie, Spartacusa u producenta w Straszęcinie. Oba osobiście, oboma pojechałam na przeglądy zerowe, które są podbite. W obu książeczkach gwarancyjnych nie ma wypisanego numeru ramy. Po prostu nie praktykują.

Co do umowy, to nie pytałam o brak egzemplarza dla sprzedającego, tylko w ogóle brak jej spisania, czyli co może zrobić mi kupujący, który "odszedł od kasy" bez dowodu zakupu? Jak ma dowieść, że to rower ode mnie? Tak poza tym to przed czymś takim, o czym piszesz, nie uchroni Cię żadna umowa, bo nie wyszczególnisz każdej śrubki. W dodatku jak dowieść, że to kupujący uszkodził rower po jego zakupie, jeśli powoła się na rękojmię? A ponieważ wskutek przykrych doświadczeń życiowych w dobrych prawników nie wierzę ani trochę, zostaje tylko wiara w kupujących, że nie wszyscy są naciągaczami i to jeszcze na tyle wytrwałymi, aby zakładać sprawy w sądach.

 

Przy okazji wycofywania się z umowy - mój znajomy jakieś pół roku temu sprzedał auto. Spisał umowę, ale taką zwyczajną, bez uwzględnienia każdej części, stanu nadwozia, podwozia i nie wiadomo czego. Jedynie dane swoje, kupującej, no i auta. Tydzień później babka dzwoni, że ona chce oddać samochód, bo pojechała do mechanika i on powiedział, że tam trzeba coś doinwestować, a ona myślała, że auto jest w stanie idealnym (na marginesie: ponad 10-letnie). Oczywiście znajomy "reklamacji" nie przyjął, babka coś tam go zwymyślała i się obraziła, na czym sprawa się zakończyła. Auto kosztowało około 10 tysięcy. Trzebaby być naprawdę człowiekiem nie mającym co robić, żeby wykłócać się o rower wart dziesięć razy mniej. Poza tym ta sprawą pokazuje, ze w rzeczywistości kupujący wcale nie wiedzą, co właściwie można zrobić, prócz wstępnego postraszenia sprzedawcy. De facto jedynym pomysłem jest pójście do sądu (policja sprawę oleje), tyle że sąd to akurat już na dzień dobry swoimi procedurami zniechęca bardzo skutecznie. No i taki sąd to też najczęściej nie jest darmowa sprawa.

Odnośnik do komentarza

W kwestii prawników w sprawach w miarę prostych, głównie prywatnych absolutnie się zgadzam. Nie są do niczego potrzebni. A patrząc na mój rozwód, który się ciągnął 2 lata, a mojej kuzynki 5 lat, są oni naciągaczami nie wartymi funta kłaków. Samemu można to wszystko dużo lepiej, nie wspominając że taniej, ogarnąć. Trzeba tylko zainwestować trochę czasu.

Odnośnik do komentarza

W trudniejszych, gdzie nie znasz przysługujących Ci praw, wcale nie lepiej. Pół roku temu, po dziesięciu latach ciągnącej się sprawy, po konsultacji z siedmioma prawnikami (w tym jeden sędzia swego czasu przy Gowinie i jeden prokurator) plus pytania zadawane na forum prawniczym, gdzie wszyscy zgodnie odpowiadali, że nic nie można zrobić (nawet, żeby spróbować) nagle z urzędu dostałam faceta, który zna taki przepis i kilka spraw wygrał. Nie, nie szarlatan - jak się tym wszystkim prawnikom powiedziało, że gość wyciągnął taki przepis, to nagle zgodnym chórem przytakują, że oczywiście przepis jest (i istnieje od co najmniej lat dwudziestu) i należy przynajmniej spróbować się na niego powołać. Totalna żenada!

Oczywiście każdy ma gdzieś, że chodzi o całe moje życie, które mam przez tę sprawę zrąbane i póki ktoś tego nie rozwiąże, nigdy nie będę żyć normalnie.

Odnośnik do komentarza

Rower kupiłem w sklepie stacjonarnym w Poznaniu - Unibike Fusion 27,5. Mam numer ramy. Dodatkowo zarejestrowałem się na stronie (wpisując numer ramy) i gwarancję na ramę mam na 5 lat.

Nie wiem co w przypadku reklamacji kupującego jeśli nie ma umowy - chyba nic. Zresztą umowa ustna też jest umową w sensie prawnym ale co potem? Nie mam pojęcia.

Kolega kupił samochód. Okazało się po jakimś czasie (nie wiem ile minęło), że jest pęknięta obudowa skrzyni biegów. I wiem, że sprawę wygrał i dostał zwrot kasy. Nie pamiętam czy bujał się w sądzie ale chyba tak. No i nie wiem ile to zabrało czasu. W każdym razie wszystko co robił było prowadzone na podst. jednej umowy kupno-sprzedaż.

Odnośnik do komentarza

Z umową ustną do urzędu skarbowego, w celu zapłaty podatku, raczej się nie udasz :)

 

Mamy w sobie coś takiego, my Polacy (ale wiele innych narodowości oczywiście też), że mamy wstręt do wszelkich umów, podpisów itd. Traktujemy to jako urzędniczy przymus, brak zaufania do drugiej osoby,
oznakę asekuranctwa. Zupełnie niepotrzebnie, umowa, nawet spisana prostym, ludzkim językiem, może nam w wielu sytuacjach uratować tyłek.

 

Moi znajomi budowali dom, z każdą z ekip podpisywali umowę, bardzo prostą - co dokładnie ma być zrobione, do kiedy, za ile, kto kupuje materiały budowlane. Jeżeli wykonawca miał problem z podpisaniem,
od razu szedł w odstawkę. Rodzina jak słyszała o tych umowach, pukała się w głowę, bo na co to komu, po co? Tylko chwilę później, wszyscy sypali jak z rękawa przykładami fuszerek, z jakimi mieli do czynienia w swoim życiu. Trzeba się przemóc i po prostu spisywać umowy - oczywiście uczciwe, chroniące interesy obu stron. Ale warto to robić, tak żeby potem nie było płaczu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...