Skocz do zawartości

Jaką stopkę do roweru kupić?


Rekomendowane odpowiedzi

Przyznam, że mam zupełnie (lub prawie zupełnie) odmienne doświadczenia ;) Stopki dwustronnej również nigdy nie testowałam, jednak zarówno jeśli chodzi o "wyższość" czy "lepszość" stopek tylnych nad centralnymi, jak i drogich nad tanimi, nie do końca się zgadzam. Roweru używam od dziecka i o ile obecnie stopka stosunkowo rzadko jest w użyciu, bywały lata, że była nieziemsko eksploatowana. Oczywiście nie będę tu pisać o starych, cieniutkich, stalowych podpóreczkach do składaczków, bo to bez sensu, ale w rowerach tak zwanych górskich od zawsze miałam jakieś no-name'y montowane fabrycznie i zawsze centralnie. Te montowane z tyłu widziałam w rowerach znajomych i tyle mi styczności z nimi zupełnie wystarczyło - wystają niebezpiecznie, a do tego nigdy nie były w stanie zapewnić stabilnego podparcia rowerowi bez żadnego obciążenia, a co dopiero z jakąkolwiek sakwą czy torbą. Z moimi takiego problemu nie miałam. Poza tym przylegają zawsze do rurki, więc niespecjalnie nawet widać z daleka. Ani raz w życiu nie przypominam sobie tego, o czym, Łukaszu, wspominasz, czyli jakiegokolwiek luzowania. W zasadzie wręcz przeciwnie - ostatnio, żeby moją stopkę ruszyć, musiałam do imbusa robić dźwignię z metalowego, ponad metrowego kija ;) Przy okazji jest to stopka regulowanej długości na śrubkę z maluteńkim imbusikiem. Według mnie bywa jest to o tyle przydatne, że po dwóch latach nieco starła się już nóżka i musiałam stopkę wydłużyć. Problemów z regulacją nie odnotowałam :)

 

W ogóle jedyny kłopot, jakiego ze stopkami doświadczyłam, to taki, o którym widzę, że piszą też ludzie ze stopkami markowymi. Czyli po prostu ich łamanie się w pewnym momencie, po 2, 3, 4 latach (albo i więcej). Ja osobiście załatwiłam na razie w ten sposób tylko jedną podpórkę - jeżdżąc lata temu od bloku do bloku z tysiącami ulotek z Ery załadowanymi po brzegi w sakwach (stopka miała więc nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek nie wytrzymać :P). Z kolei siostra, która "dojeżdża" mojego starego, siedmioletniego Krossa, złamała ją dopiero w te wakacje i to podczas wywrotki, a nie stawania (do tej pory zachodzę w głowę, jak dała radę to zrobić :lol:). Wszystkie te podpórki były albo montowane fabrycznie, albo kupowane w przysłowiowym Tesco za ok. 10zł. Nie chcę oczywiście przez to powiedzieć, że każdy szmelc za 10zł należy brać. Dla mnie istotne jest, by nie była z jakiegoś plastelinowego metalu i miała jak najmniej elementów (a najlepiej w ogóle) plastikowych i/lub łączonych na nity. W zasadzie jedyny plastikowy element, jaki dopuszczam, to sam "bucik", który czasem poprawia stabilizację, a czasem jedynie chroni przed piachem i innymi brudajstwami właściwą część stopki.

 

Przyznaję przy tym - odchudzanie roweru to w ogóle nie moja bajka. Oczywiście na siłę nie będę jeździć z piłką lekarską, ale po prostu wolę się ciut więcej pomęczyć, ale mieć pod ręką wszystko, co mi osobiście ułatwia życie, szczególnie, że pedałowanie to tylko jeden z setek różnych czynników wpływających na komfort jazdy (oraz postoju).

Odnośnik do komentarza
[...]

 

Przyznaję przy tym - odchudzanie roweru to w ogóle nie moja bajka. Oczywiście na siłę nie będę jeździć z piłką lekarską, ale po prostu wolę się ciut więcej pomęczyć, ale mieć pod ręką wszystko, co mi osobiście ułatwia życie, szczególnie, że pedałowanie to tylko jeden z setek różnych czynników wpływających na komfort jazdy (oraz postoju).

 

Zależy od oczekiwań: jazda rowerem ma sprawiać przyjemność. A każdy ma ciut inne oczekiwania.

 

Dla jednych radość jest większa gdy mogą odchudzić rower -- i nie będąc przez zbędną wagę ograniczani -- sprawdzić swoje możliwości i umiejętności. Dla innych komfort ma zdecydowane znaczenie, nawet kosztem dodatkowych kilogramów.

 

No i masz coś pomiędzy: dla mnie waga roweru nie jest fetyszem i obecnie coś oscyluje w granicach 20kg (dla jeżdżących na szosie to niewyobrażalna wartość :-) ). W zamian mam rower gotowy do jazdy po mieście w każdych warunkach pogodowych (no może poza gołoledzią). Odchudzić bym go mógł, ale nic już nie zyskam, a tylko stracę (odporność napędu na sól, niemal niezniszczalne opony, duża "ładowność" itp.). Więcej też źle -- co prawda rower byłby jeszcze bardziej przewidywalny w zimę, ale rozpędzenie tego pod wzniesienia już nie byłoby przyjemnością.

 

Co nie zmienia faktu, że zazdroszczę trochę posiadaczom rowerów ważących po 7-8kg (dla mnie szosówka to najpiękniejszy typ roweru), ale to już nie moja liga.

Odnośnik do komentarza

Wiesz, ja to rozumuję trochę tak, że jak dla kogoś waga jest fetyszem, to nawet lekka stopka jest zbędna, bo ileż znowu razy z niej korzystasz i czy naprawdę w naszym klimacie aż tak trudno o drzewa czy znaki drogowe? W zasadzie ostatecznie można nawet rower delikatnie położyć i raczej nic mu wówczas nie grozi.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy rozumie komfort inaczej i nikogo tu nie chciałam oskarżać, że skoro jeździ na czymś nieprzekraczającym 10kg, znaczy, że jeździ niekomfortowo, a jedynie w jakiś sposób uzasadnić, dlaczego dla mnie różnica rzędu kilkuset gramów nie jest warta kilkudziesięciu złotych i o takich badziewiach za 10zł wspominam ;) Tak jak pisałam, piłki lekarskiej na siłę ze sobą nie ładuję, ale wolę na przykład mieć lampkę, która przy upadku na ziemię nie pójdzie w drobny mak, a po zmroku rozświetli drogę, bagażnik z małą torbą, bo jazda z plecakiem jest dla mnie karą za grzechy, zapięcie, żeby móc wpaść do sklepu uzupełnić wodę i po wyjściu mieć do czego wracać... i tak dalej, i tak dalej. Przy tym wszystkim stopka nie robi więc w jakikolwiek sposób zauważalnej różnicy.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...