Skocz do zawartości

HSM

Użytkownicy
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia HSM

Forumowicz

Forumowicz (2/4)

  1. Jak ciągnięcie jest dla @KrzysiekzLublina tak istotne, to znam tylko dwa rowery, które to umożliwiają: Strida i i ten znaleziony ostatnio na YT Tern BYB, przy czym zdolność do ciągnięcia jest dokładnie taka jak kolejność tych rowerów... (Strida składa się ja wózek i ciągnie na kołach jezdnych, Tern za to wykorzystuje dodatkowe kółka na końcu bagażnika, które - jak w walizkach z kółkami - są obrotowe 360 stopni - ale zapewne rower ciągnie się na nich gorzej). Nie znam innych rowerów z takim ficzerem. Bromptona można przesuwać po podłożu na malutkich kółkach zamocowanych do tylnego trójkąta, ale to jest namiastka oczekiwań autora. Można zwiększyć możliwości Bromptona, jeśli użyje się większych kółek easy wheels (albo jakiejś aftermarketowej alternatywy), a jeszcze bardziej jak się założy bagażnik (dowolny - oryginalny, albo azjatycką alternatywę), bo wtedy zamiast 2 kółek są 4. tylko to wciąż jest rodzaj namiastki i na pewno nie to, o co chodzi autorowi (w linku przykład zastosowania B jako wózka sklepowego https://www.youtube.com/watch?v=J3QHmFaw8oY ). Najbliżej jest Strida... Ale @KrzysiekzLublina musisz pojechać gdzieś, gdzie ją sprzedają i spróbować na nią wsiąść. No i pamiętaj, że najtańsza Strida jest najbardziej kompromisowa (nie chodzi o 1 bieg, ale o nienaprawialne koła). I to za 5,5 tys. Dopiero droższe modele za 6-7,5 tys. dają wybór (koła zaplatane na normalnych szprychach, model z kołami 18" a nie 16"). No i uwaga @liftlodz jest całkiem słuszna... Twój sprzęt musi być ciągnięty na wózku, bo sam nie pojedzie. A rower rzeczywiście najlepiej prowadzić na kołach, a nie ciągnąć (nawet sprowadzać po schodach, albo podprowadzać po schodach). jedynym momentem, gdzie rower trzeba będzie złożyć, to ta chwila, kiedy musisz go podnieść... W takim zastosowaniu najlepszy będzie rower, który jak najłatwiej i najszybciej złożysz i rozłożysz...
  2. Tak mi się jeszcze przypomniało... Jest na YT niemiecki kanał poświęcony rowerom cargo (ale to akurat w tej chwili jest nieistotne) i prowadzący go człowiek swego czasu pokazywał 7 rowerów składanych: https://www.youtube.com/playlist?list=PLTBlq3Hs57HjnG1ylUa5-2Kp0_a6H4rxw Oczywiście to jest z perspektywy rynku niemieckiego - więc jest tam cholernie drogi Birdy, ale także znaleziony przez Ciebie Btwin z Decathlonu. Możesz obejrzeć wszystkie odcinki (po jednym na rower) i zobaczyć, co w każdym z nich jest ciekawego, albo tylko te, które w ogóle rozważasz (Btwin?). Filmy są dobrze zrobione, mają sporo zbliżeń i autor recenzuje rowery od dawna, więc jego uwagi mogą być ciekawe. Filmy są po niemiecku, ale z napisami po niemiecku, angielsku. Jak włączysz w YT automatyczne tłumaczenie napisów np. z wersji angielskiej, to da się spokojnie czytać. W zestawieniu pojawia się też rower który być może Cię zainteresuje - Tern BYB - czyli jedyny 20" składak, który w ogóle można rozważać jako rower składany o pewnej poręczności. A to dlatego, że składa się go w 2 punktach ramy, co powoduje zdecydowane zmniejszenie roweru po złożeniu i pewne dodatkowe bonusy (napęd jest po złożeniu między kołami - nie brudzi, trudniej go uszkodzić) - zupełnie jak Brompton, Dahon Curl (choć one mają inny system składania). No i ma wystające z bagażnika kółka, które pozwalają przetaczać złożony rower... Niestety ma cały czas wady 20" składaka - jest ciężki i spory, ale przez te właśnie przemyślane rozwiązania jest jedynym wartym rozważenia 20" składakiem. A nie jak Kross Flex, który poza zawiasem na ramie nie ma nic sensownego do powiedzenia w kwestii składania, masy, poręczności itp. (jedyną jego zaletą jest cena).
  3. OK, bo widzę, że miotasz się strasznie (z jednej strony interesuje Cię 20" calowy grzmot od Krossa, który jest rowerem z możliwością składania, ale na pewno nie poręcznym składakiem, a z drugiej fikuśna Strida, która bardziej przypomina po złożeniu dziecięcą spacerówkę niż rower...): 1. nietypowe części, nietypowy serwis - to niestety jest nieodłączną cechą dobrego roweru składanego. Po prostu, jak chcesz zaprojektować, coś co będzie w maksymalnym, stopniu funkcjonalne jako składak, musisz korzystać z nietypowych rozwiązań. Bazując tylko na standardowych komponentach, możesz owszem zmniejszyć rower, coś tam podobierać, żeby jakoś się składał, ale szybko dochodzisz do ściany, gdzie już tej funkcjonalności więcej "nie wyciśniesz" ze standardowych komponentów. Nie chcę Cię zanudzać rozwiązaniami Bromptona (bo tam wiele rzeczy na pierwszy rzut oka jest dziwnych i możesz je odbierać jako taką angielską upierdliwość w stosunku do klienta, ale po chwili namysłu i zrozumienia, dlaczego tak to wygląda, doznajesz olśnienia, że przecież to genialne), ale nawet jak spojrzysz na znalezionego przez Ciebie Btwina Fold Light 1s - to tam masz nietypowy widelec, nietypowe piasty, nietypową sztycę. Zwróć uwagę bardzo typowa przerzutka tylna w tym rowerze jest jego bardzo słabym punktem. To jest najlepsza ilustracja tej zasady, o której napisałem. Bo gdyby tam był jakiś inny napęd - lepiej wpasowujący się w te małe 16" kółka - to użytkowość tego roweru byłaby wyższa, a ze standardową sorą (nawet z króciutkim wózkiem) ta użytkowość roweru nieco cierpi... A kwestia serwisu... no cóż... Wszystkie ciekawe rowery składane są nietypowe, więc zawsze będą problematyczne w serwisie. Ja nie twierdzę, że serwisanci w Lublinie są niekumaci, bo każdy ogarnięty mechanik naprawi Ci wszystko. Pytanie tylko, czy takich masz, czy na takich trafiasz. Bo to nie jest technologia kosmiczna i łatwo rozgryźć nawet te nietypowe rozwiązania. Tylko czy komuś będzie się chciało, jak to odbiega od standardu... Problemem może być dostęp do części. Serwisy autoryzowane mają bezpośredni dostęp do zasobów producenta, a taki serwis niezależny lokalny już nie i musi się bawić w poszukiwania tych części po sklepach i dostawcach. Więc od tej strony jest gorzej, ale to pewien koszt (czy ryzyko) korzystania z nietypowych rozwiązań. Dahon, Tern - nie wiem gdzie je serwisować (musisz pytać sprzedawców, a najlepiej dystrybutora). Brompton -kiedyś było 2 dealerów w Polsce (Warszawa i Kraków) i tam był serwis. Jak jest teraz, nie wiem. Strida - nie mam pojęcia. Najłatwiej wychodzi z tym Btwinem - to oddajesz do najbliższego Decathlonu. 2. O ile dobrze zrozumiałem, masz specyficzną potrzebę wykorzystania roweru (możliwość ciągnięcia po złożeniu). Tu chyba najlepiej właśnie wypada Strida ze swoją koncepcją składania jak wózek-spacerówka. Tylko to jest niezwykle specyficzny rower. W życiu nie kupiłbym go bez dogłębnego zapoznania w ruchu. Musiałbyś pojechać do jakiegoś sprzedawcy (np. rowerystylowe.pl) i sprawdzić, jak się tym jeździ. No i to jest jednak nietani rower - 5-7 tys. to jest poziom Dahona Curl czy Bromptona. Natomiast dobrze przemyśl ten wymóg ciągnięcia, bo może się okazać, że nawet rowery, które na pierwszy rzut oka pozwalają na takie manewry, w codziennym życiu i na dłuższych odcinkach są i tak niewygodne z tym ciągnięciem. Nie wiem, może masz jakąś niezwykle wysublimowaną koncepcję (gdzie to ciągnięcie jest kluczowe i wydaje Ci się, że rozwiązuje jakiś problem), a później okaże się, że w realu to i tak się nie sprawdza. Dlatego najlepiej, żebyś pomysł "dobry do ciągnięcia" sprawdził w praktyce przed zakupem (w sklepie, przed sklepem - Ty znasz scenariusz, który tam sobie wymyśliłeś), a nie oceniał go tylko teoretycznie. Z moich przemyśleń producenci raczej nie poświęcają temu specjalnej uwagi, bo albo rower jest klocowaty i nie sposób go nigdzie ciągać (on nadaje się, żeby go złożyć i włożyć do piwnicy, schowka, albo do bagażnika w samochodzie, a nie złożonego ciągać...), albo jest na tyle mały i poręczny po złożeniu, że najlepiej go po prostu wziąć do jednej ręki. Jeżeli gdzieś widzisz na zdjęciach, filmach na yt, że producent lub użytkownik wychwala możliwość przesuwania roweru po złożeniu, to zazwyczaj jest to mocno naciągane, albo ma sens tylko w specyficznych zastosowaniach. To tak jak z walizką na małych kółkach. Można nią podjechać kawałek po peronie dworca, do kasy itp., ale raczej nie nadaje się na zwiedzanie miasta..., a to, że ludzie potrafią toczyć walizki na kółkach nawet po bruku, wcale nie znaczy, że to ma sens lub jest wygodne.
  4. @KrzysiekzLublina Jak chcesz mieć składaka do codziennego wykorzystania (jedziesz, składasz, bierzesz w jedną rękę i wchodzisz do sklepu, lekarza, fryzjera, cokolwiek, a potem wychodzisz, rozkładasz i jedziesz dalej, albo zmieniasz chwilowo środek transportu i z tym składakiem wskakujesz do tramwaju, autobusu, pociągu), żeby później znów go rozłożyć i pojechać na 2 kółkach dalej, to w zasadzie jesteś ograniczony do rowerów koncepcyjnie bromptonopodobnych - czyli muszą być dwa punkty złożenia ramy, żeby tylne i przednie kółko składało obok siebie... W Dahonie jedynym rowerem spełniającym ten wymów jest Curl (to w zasadzie różne rowery jednej serii różniące się wyposażeniem). Pojawiły się chyba w momencie wygaśnięcia patentów Bromptona na składanie roweru. Oczekiwania wobec tych rowerów były duże, bo Dahon to ogromny producent (Brompton przy nim to płotka) z wielkim doświadczeniem w małych rowerkach i składakach. Miał być lżejszy niż Brompton (aluminiowa rama), ale nie wyszedł, mniejszy, ale nie wyszedł, tańszy (nie za bardzo). Czyli miał być Brompton killer (tak zresztą określa go autor recenzji https://www.bikefolded.com/dahon-curl-i8-folding-bike-review-brompton-killer/ ), ale chyba ostatecznie sam Dahon nie uwierzył w sukces. Dziś w ofercie Dahona nawet nie ma tego pierwszego recenzowanego Curl i8. Jest tylko wersja d9 (z zewnętrzną przerzutką zamiast piastą wielobiegową, co moim zdaniem w składaku jest problematyczne) i Ei4 (elektryk z piastą wielobiegową, ale to inna kategoria). W polskich sklepach możesz jeszcze znaleźć prostszy model Curl i4 - czyli na piaście 4-biegowaj Sturmey Archer. W Bromptonie nie masz bezpośredniego odpowiednika tego Curla i4, bo w aktualnej ofercie masz albo C Line z 2 lub 6 (2x3) biegami, a z 3 biegami jest tylko podstawowy A Line. Kiedyś były jeszcze 3-biegowe rowery C line, ale teraz ich nie oferują. A jedyne 4-biegowe Bromptony to droższe modele z nową minimalistyczną przerzutką w P line i T line. W każdym razie ten Curl i4 za ok 1000 EUR nie jest ani specjalnie lżejszy od podstawowego Bromptona A Line za 1100 EUR (nawet jak się tego drugiego doposaży w błotniki i bagażnik), choć jest z aluminium a brompton z ciężkiej stali hi-ten. Kupując składaka - jeśli rzeczywiście widzisz potrzebę - dobrze przemyśl zastosowania i do tego dopasuj oczekiwania. Bo np. w wykorzystaniu czysto miejskim (jak to nie jest miasto z pagórkami) warto zrezygnować z ciężkiej piasty wielobiegowej, czy wielorzędowej przerzutki i śmigać składanym single speedem, albo w przypadku bromptona modelem 2-biegowym. Dahon kusi przede wszystkim ceną, ale musisz pamiętać, że w Polsce będziesz miał ograniczony dostęp do serwisu i przede wszystkim nietypowych części. Brompton jest o wiele bardziej rozpoznawalny i części do niego sprzedają nawet ogólnorowerowe sklepy internetowe (choć oczywiście raczej nie polskie, i też nie wszystkie części kupisz w ten sposób).
  5. Hmmm.. lekki, szybko się składa, łatwy w transporcie po złożeniu..., a do tego cena ma mniejsze znaczeni... Jak nic wychodzi Brompton i to w wersji T Line - tytanowy, poniżej 8 kg, ze wszystkimi cechami Bromptona... Tylko ta cena - dziś pewnie z 5 tys. funtów 🙂 Jak to ma być tańszy Brompton, to C Line lub nawet A Line. tylko taniej nie znaczy tanio _ to dalej będzie 8-10 tys. złotych i zdecydowanie ciężej (tak 11-14 kg w zależności od wersji i wyposażenia). A na poważanie, jak rozważasz składaka, to musisz dobrze przemyśleć oczekiwania i ile chcesz za to zapłacić. Bo wiele rowerów się w jakiś sposób składa, ale mimo semantycznej poprawności nie powinny one byś traktowane jako składaki - czyli rowery, które szybko złożysz i są dzięki temu poręczne i praktyczne. Niestety przystępne cenowo rowery, które jakoś tam się składa, są zawsze po złożeniu równie nieporęczne i i upierdliwe, co rowery nieskładane, więc cały "myk" ze składaniem przestaje się liczyć. Być może masz w głowie obraz, jak wykorzystujesz takiego hipotetycznego składaka; raz, dwa i jest złożony i możesz wsiąść do autobusu, metra, pociągu, a potem znów raz, dwa, i go rozkładasz i jedziesz... To z takim "zwykłym" składakiem od decathlona, krossa, czy kogo tam jeszcze tak nie będzie. W ich przypadku składanie jest tylko trzeciorzędnym dodatkiem do roweru i zazwyczaj korzystasz z niego od wielkiego święta, jak np. musisz zmieścić rower do zapchanej piwnicy 🙂 Żeby ze składaka korzystać i go składać i rozkładać kilkanaście razy dziennie, żebyś miał go zawsze pod ręką, to musi być bardzo dobrze pomyślany jako przede wszystkim składak , a nie tani rower z możliwością składania. I tutaj pozostaje naprawdę niewielki wybór - bromptony właśnie, dahony, ale tylko wybrane i birdy, czyli po prostu drogo, drogo, drożej... Za składaka (rower poręczny) nie uważam też wszystkich rowerów z kołami większymi niż 18", nawet jeśli się składają... Po prostu nawet po złożeniu nie są poręczne. Z góry odrzucam też rozmaite kosmiczne projekty, które złożysz do przysłowiowej kieszeni - w rodzaju stridy czy rozmaitych azjatyckich wynalazków. Bo owszem, te niby-rowery pięknie się składają, ale po rozłożeniu jazda nimi jest baardzo daleka w odczuciach od jazdy zwykłym rowerem... Czyli znów na placu boju zostaje taki brompton, wybrane dahony czy birdy... A co do bromptona, tak, to jest przehypowany rowerek na dziwnych komponentach, którym jedziesz i myślisz, za co tyle zapłaciłem, ale i tak nie da się zaprzeczyć, że jest to jednocześnie najmniejszy rower po złożeniu, który po rozłożeniu jest całkiem zwyczajnym rowerem (rozstaw osi ma większy niż mój singlespeed na kołąch 700C) i da się z niego normalnie rowerowo korzystać. A linkowany wyżej tekst z bloga Maćka Hopa - mimo że humorystyczny - to w tym humorze idealnie punktuje, to co w Bromptonie i wokół niego najważniejsze. Nawet ten tekst, że szukasz, szukasz, oceniasz rozmaite bardziej racjonalne rowery, lepiej wyposażone, a i tak lądujesz u dealera Bromptona.
  6. Nie potraktuj tego jako złośliwości, ale widocznie te łańcuchy nie były wystarczająco solidne w stosunku do przygotowania, wytrenowania i determinacji złodziejskiego śmiecia... To jest - powiedziałbym - klasyka. Ludzie łapią się często na wyobrażenie, że monitoring jest cudownym rozwiązaniem problemów wandalizmu, czy złodziejstwa... Niestety nie i to trudno wielu wytłumaczyć. Nie najlepiej wspominam rozmowy ze współmieszkańcami wielorodzinnego budynku, którzy w sumie na oślep parli do montażu monitoringu właśnie. A mało kto się zastanawia, jakiej jakości obraz dostanie (w sensie, co będzie w ogóle widać na nagraniu), czy monitoring będzie w ogóle sprawny w krytycznym momencie. Zazwyczaj firmy oferujące takie instalacje nie mają za wiele do powiedzenia w temacie poza marketingowym bełkotem. A nawet jak to wszystko się zepnie i zadziała, to okaże się, że założony i utrzymywany za czasem niezłe pieniądze system jest dobry najwyżej na drobnych cwaniaczków i bezmyślnych wandali, bo "profesjonalista" (tak należy traktować tego złodzieja) i tak się przygotuje i nawet dokładny obraz nie pozwoli sporządzić choćby sensownego rysopisu... Co do tego łańcucha - mało prawdopodobne, że to szczypce (musiałyby być naprawdę solidne, z dużą dźwignią). To raczej akumulatorowa szlifierka (małe, zgrabne, dyskretne i szybkie; nawet jak zrobi trochę hałasu, to po 20-30 sek. jest już pozamiatane), bo nie podejrzewam, że ktoś chodził z przecinakiem pneumatycznym... Hiplok D1000 nie kosztuje niestety 600 zł, ale 250/270 GBP/EUR, a i on nie rozwiązuje wszystkich problemów, bo owszem spowolni złodzieja, ale odpowiednio zdeterminowanego nie powstrzyma... Nie ma nieprzecinalnych zabezpieczeń i to warto zapamiętać. Jak się ma czas i narzędzia, to się przetnie nawet szynę... D1000 pozwala po prostu odsiać tych skur...li, którzy poszli "na robotę" z tylko jedną, badziewną tarczą do swojego fleksa i tylko jednym akumulatorem. Jak są przygotowani (bo rozeznali teren), to przyjdą z kilkoma tarczami i kilkoma akumulatorami (żyjemy w XXI w. i elektronarzędzia mają tę cudowną cechę, że wymiana źródła prądu jest błyskawiczna). Hiplok podda się po prostu po dłuższym czasie... To już chyba wolę Kryptonite New York Fahgettaboudit Mini, wychodząc z założenia, że im więcej tej utwardzanej stali, tym lepiej (18 mm vs. 16,8 mm), ale... na klatkę schodową (gdzie rower stoi cały czas w jednym i tym samym miejscu, co jest zarówno wadą jak i zaletą, bo złodziej po rozpoznaniu ma niemal pewność, że jak po niego przyjdzie z fleksem, to on tam będzie na niego czekał, a z drugiej strony właściciel może użyć w sumie dowolnie grubego zabezpieczenia - bo nie ogranicza go ani waga ani nieporęczność - nie musi tego łańcucha wozić ze sobą po mieście) to się daje tylko takie grubaśne łańcuchy (jak ten nieruszony). Ten przecięty to jest dobry na wożenie drogim elektrycznym cargo i używanie, jak się wchodzi na zakupy do sklepu (taki kompromis między wagą a oferowaną ochroną)...
  7. Panowie, ale @ggrzrzegorz wyraźnie zaznaczył, że zakup na firmę i rozliczanie kosztów w tym przypadku nie ma zastosowania - bo nie ma działalności, więc rozważania, czy rower może czy nie może być firmowym środkiem transportu są całkowicie poboczną kwestią. Na jego miejscu bardziej bym się przejmował, czy czasem nieświadomie nie doszło do nabycia wewnątrzwspólnotowego z nienaliczonym VATem po stronie hiszpańskiej... Ja tam się nie znam, ale fakt, że użyto polskiego NIPu (pewnie nie był to EU-NIP uprawniający do takich zakupów, tylko zwykły NIP i już całkowicie pomijam skorzystanie przez podatnika - osobę fizyczną bez JDG, niebędąca płatnikiem VATu z identyfikatora innego niż pesel) do nabycia z pominięciem VAT i nie naliczono tego VATu w Polsce może być dla autora raczej kłopotliwe. To, że hiszpański sklep na to pozwolił, to jego sprawa (nie musi weryfikować poprawności nabywców w procedurze wewnątrzwspólnotowej), ale jestem pewien, że transakcja została zarejestrowana i ktoś ten VAT musi zapłacić, bo rower nie opuścił UE na zasadach tax-free... Sugerowałbym kontakt z dobrym księgowym/księgową... jak z tego galimatiasu wyjść. Myślę, że możemy wrócić do rozważań czysto rowerowych...
  8. Te warunki gwarancyjne, to nie jest długi tekst, więc nie wiem, czemu pytasz o coś, co możesz samemu przeczytać...? Kupiłeś samą ramę, OK - reklamujesz ramę, okazując dowód zakupu od autoryzowanego sprzedawcy. Kupiłeś ramę z "resztą roweru" i chcesz reklamować tylko ramę - proszę, punkt 17.: Reklamowany rower, będący na gwarancji, musi być czysty i kompletny. Właściciel nie może sam demontować części roweru. Reklamowana rama, widelec amortyzowany, tłumik albo inne części roweru nie mogą być wymontowane, jeżeli nie były oddzielnie zakupione. Interpretuj to, jak chcesz, natomiast jak to interpretuje Spec, to się dowiesz dopiero, jak zgłosisz roszczenie gwarancyjne. Przy czym zapis powyżej jest w części "warunki gwarancji" i na 100% obowiązuje w podstawowym okresie dwuletnim. Jak to się ma do rozszerzonego okresu gwarancji dożywotniej - pytaj Speca...
  9. Jajcarz z Ciebie 🙂: punkt 11. Właściciel roweru jest zobowiązany do przeprowadzenia przeglądu gwarancyjnego w autoryzowanym serwisie po przejechaniu 100-200 km, najpóźniej jednak do 2 miesięcy od daty zakupu. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na kilka faktów: 8. Roszczenia z tytułu gwarancji są skuteczne tylko wtedy, gdy rower został prawidłowo zmontowany oraz przygotowany do jazdy przez autoryzowanego sprzedawcę zgodnie z wytycznymi firmy Specialized. pytanie - czy rowery sprzedawane przez autoryzowanego sprzedawcę bikeinn są gotowe do jazdy, czy w opinii hiszpańskiego dystrybutora i sprzedawcy nawet teoretycznie wymagają dodatkowych zabiegów... 16. Dokumentami umożliwiającym rozpoczęcie procedury reklamacji jest dowód zakupu oraz poprawnie wypełniona Karta Gwarancyjna. Prosimy o zachowanie tych dokumentów w bezpiecznym miejscu. pytanie - czy rowery sprzedawane przez polskich geniuszy handlu są oferowane na tych wszystich olx-ach, allegro i in. razem z dowodem zakupu i kartą gwarancyjną i czy dowód zakupu jest imienny... No i widzę, że tu się pisze tylko o dożywotnej gwarancji speca na ramę, a ona jest jedynie dodatkiem do standardowej 2-letniej gwarancji na rower i to po spełnienie specyficznych warunków: 2. Dożywotnia gwarancja ramy jest uwarunkowana podaniem danych osobowych właściciela roweru sprzedawcy i może ją zastosować tylko ten właściciel, którego dane osobowe są przedmiotem przetwarzania. Zmiana właściciela skutkuje utratą dożywotniej gwarancji na ramę. znów odniesienie do pierwszego właściciela - jeśli dokumenty sprzedaży z bikeinn są imienne, to polski nabywca roweru z allegro nie jest uznawany za pierwszego właściciela. 3. Dodatkowa gwarancja na ramę jest uwarunkowana koniecznością rejestracji roweru w bazie danych Specialized najpóźniej w ciągu 90 dni od daty zakupu. jak kupisz rower, który Janusz przetrzymał więcej niż te 90 dni, to go nie zarejestrujesz... A i tak najlepsze jest na końcu: Podane warunki gwarancyjne są ważne dla rowerów zakupionych u autoryzowanych partnerów Specialized na terenie Rzeczpospolitej Polskiej. Warunki gwarancyjne w różnych częściach świata różnią się z powodów odrębnych ustaw oraz z powodu innych różnic regionalnych. więc tak naprawdę trzeba wgłębiać się w gwarancję udzielaną przez hiszpańskiego dystrybutora - bo te rowery pochodzą przecież z tamtego rynku. Powodzenia w lekturze: https://media.specialized.com/support/collateral/0000109733-warranty-sp_ad-sp.pdf Ale oczywiście można takiego Chisela reklamować na zasadzie rękojmi lub niezgodności z umową (w zależności od tego, kto był sprzedawcą - osoba prywatna czy przedsiębiorca), tylko powodzenia w egzekwowaniu tego prawa 🙂
  10. @Oskarr Hmm... mieszkam w dużym polskim mieście, gdzie są drogi (nie tylko dla rowerów) lepsze i gorsze i wcale nie mam przekonania, że te 20" kółka (2,3" szerokośc, a pewnie wejdzie coś więcej) napompowane do racjonalnego poziomu, by się tu nie sprawdziły... Ale w sumie to rzeczywiście kwestia gustu i indywidualnych przyzwyczajeń, albo po prostu mojegfo spaczenia, bo jeździłem po tym samym mieście (także bruk, kostka, torowiska tramwajowe i zwykły syf) już na śmiesznie małych 16" wąziutkich kółkach nabitych dla przyzwoitości, żeby nie łapać co chwila snake'ów, a od dłuższego czasu robię to samo no 700Cx25 na jakichś 7 atm... Więc tak, nie jestem obiektywny... 🙂 Bardziej mi chodziło o to, że tam można dostać mid drive'a Shimano za 1000-1200 EUR w rowerze gdzie możesz nawet wsadzić pasek (choć taka zmiana chyba by kosztowała połowę ceny tego roweru), a u nas - jak ma być budżetowo - to jest dramat...
  11. A mnie przeraża, jak daleko jesteśmy za bardziej rozwiniętymi rynkami rowerowymi. U nas budżetowy elektryk to będzie coś takiego jak ten city fisscher ze strony Decathlona (bo jego nawet nie sprzedaje Dec tylko podmiot zewnętrzny)... czyli koncepcja doelktryfikowania najzwyklejszego roweru i to raczej takiego z niezbyt wysokiej półki. W dodatku to deelktyfikowanie jest w stylu - bym powiedział - tak sprzed 6-10 lat - czyli silnik w piaście (tu nawet przedniej), bateria montowana z bagażnikiem... Tak to wyglądały holenderskie elektryki sprzed dobrych kilku lat, a u nas to będzie dalej poziom wejściowy... Jak ktoś chce coś innego i za nie za duże pieniądze, to co najwyżej odnajdzie jakiś szajs z Ali i innych platform azjatyckich, u nas sprzedawany na allegro, ale także dystrybuowany przez rozmaite sklepy. Nie ma rzeczy alternatywnych. A tymczasem u zachodnich sąsiadów - taki oto wynalazek https://www.technishop.de/e-bikes/technisat-cooper-uty-8-eu-e6100-farbe-emerald-green do dziś dodatkowo z rabatem 200 EUR. Oczywiście ten rowerek musi trafić w gusta - choć ja uważam, że do miasta jest genialny i sto razy lepszy niż te różne chińskie motorowerowe/motocyklowe wynalazki, które tylko udają rowery. Podoba mi się i nienachalna stalowa rama, brak amortyzowanego widelca, za to małe ale w miarę szerokie kółka. Taki cudak do dojazdów do pracy czy kręcenia się po miejskiej okolicy. Ja wiem, że tam też są kompromisy i różne "skróty" w wykonaniu producenta, ale mimo wszystko za 1000-1200 EUR mamy kompletny rower (z błotnikami, blokadą tylnego koła. z 8-biegowym nexusem, a co najważniejsze markowym napędem centralnym Shimano ze całkiem zwyczajną (a nie miniaturową) baterią). tam nawet rama jest rozpinana, więc - jak ktoś chętny - to podejrzewam, że dałoby się zmienić napęd z łańcuchowego na pasek Gatesa... Ech...
  12. HSM

    Opony z brązowymi bokami

    Continental Grand Prix 5000 25-622 black/black 225 g, black/cream 260g choć już: Pirelli P-Zero Race 26-622 205 g / Classic 205 g Pirelli P-Zero Race TLR 26-622 275 g / Classic 275 g nawet jeżeli gdzieś znajdą się opony spełniające to założenie (brązowe lżejsze od czarnych), to nie sądzę by różnice były znaczące: Vittoria Rubino Pro Tube-Type 25-622 black 250 g /para 245 g
  13. To w sumie ciekawe porównanie, bo technicznie jest dokładnie odwrotnie... Garminy bazują na zamkniętym środowisku (choć oczywiście nie oznacza to zamknięcia na mapy czy wtyczki IQ), a wszystkie Wahoo działają na mniej lub bardziej zmodyfikowanym Androidzie (interfejs komputerka to po prostu odpalona na tym Androidzie apka, którą nota bene można sobie odpalić na telefonie z andkiem - ale tylko dla zaspokojenia ciekawości, bo nie będzie chyba w pełni funkcjonalna). Choć oczywiście w sensie funkcjonalnym masz w sumie rację. Pierwsze Wahoo było pomyślane jako stabilny komputerek w którym nic nie grzebiesz, obsługujesz go ze swojego telefonu, korzystasz i o nim nie myślisz. A Garmin to maszyna z milionem możliwości - tych oficjalnych i nieoficjalnych, modami, patchami i czymś tam jeszcze. Taki sprzęt dla komuterowych geeków... Przyzwyczajenie drugą naturą. Gdyby wcześniej używał tylko Wahoo, to zanim wszystko by ustawił w Garminie jak w Wahoo, to by miał już tego serdecznie dość i szybko wystawił na OLX 🙂 W Roamie v. 1 tak jest (tylko powiększanie i oddalanie mapy, bez możliwości przesuwania), ale chyba w Roamie v2 już to przesuwanie jest... Za to z minusów ludzie zauważają dziwny objaw wysypywania się Wahoo przy rejestracji naprawdę długich tras, choć sam nie doświadczyłem...
  14. To że w sumie liczy się jedynie Garmin i Wahoo (z aspirującym do tej dwójki Hammerheadem), to jest raczej bezsprzeczne. Natomiast rozważania, co się lepiej komu sprawdza i wyciąganie z tego wniosków, co jest obiektywnie najlepsze, jest już obarczone takim błędem osobistych oczekiwań, uprzedzeń czy zawodów, że w sumie nie ma co się tego typu wypowiedziami sugerować. Zarówno Garmin jak i Wahoo są obarczone pewnym "grzechem pierworodnym" początkowych założeń albo historii producenta i nawet, jeśli przez lata coś w nich zmieniano, to dziś niekoniecznie ten "grzech" zniwelowano, a często przy okazji, gdzieś się rozmyła pierwotna koncepcja komputerka każdej z tych firm. Garmin ma potężny bagaż producenta urządzeń nawigacyjnych i one wszystkie (może poza jakimiś lotniczymi i morskimi) dzielą od wieeelu lat w sumie tę samą filozofię działania. To zawsze były niezależne urządzenia, które poprowadzą użytkownika do wskazanego adresu, punktu po współrzędnych, czy jakiegoś POI, po trasie wyznaczonej wewnętrznym algorytmem. Nawet m,apy w tych wszystkich urządzeniach są podobne i w historii Garmina tylko raz zdarzyło się, że pojawiła się niekompatybilność urządzeń z uwagi na nowy format map NT. Zresztą cały tzw. user experience w tych wszystkich urządzeniach (czy to ręczny GPS dla piechura, nawigacja rowerowa, czy coś innego, jest podobny. Wieloletni użytkownik Garmina od razu się odnajduje praktycznie w każdym nowym Garminie, rozumie chociażby swoistą nomenklaturę pewnych czynności czy funkcji... A jeśli chodzi o uwarunkowania, że tak powiem historyczne... Kiedyś Garminy były słabo skomunikowane z otoczeniem, bo i żadnego sensownego otoczenia w sumie nie było - nie było tych wszystkich super fancy smartfonów, na których się wyklika trasę... Były zwykłe pecety, gdzie w MapSource lub później BaseCampie wytyczało się trasę, a potem kabelkiem usb wgrywało do Garmina... Siłą rzeczy te gpsy były pomyślane tak, żeby działać bez żadnego wsparcia "z zewnątrz" - wszystko się w nich ustawiało z poziomu małego ekraniku i zawiłego menu. Tak też można było wskazać, dokąd ma nas gps zaprowadzić... To czasem prowadziło do zabawnych sytuacji, kiedy trasa wyznaczona na pececie i wysłana do Garmina potrafiła być przeliczona wg nieco innych algorytmów w samym gpsie i ostatecznie różniła się od tego, co użytkownik wyrysował na monitorze w domowych pieleszach. Od tego czasu wiele się zmieniło i wsółczene garminy są doskonale skomunikowane z otoczeniem, ale jednak ten pierwotny zamysł gpsa działającego niezależnie od otoczenia pozostał. A czy to ma dziś sens, kiedy współczesne urządzenia mogą się już bezproblemowo łączyć z potężną maszyną, którą każdy i tak zawsze ma przy sobie w kieszeni - czyli telefonem, na którym wiele rzeczy można zrobić szybciej, łatwiej, bardziej komfortowo - to już inna sprawa. Wahoo wypuściło swój pierwszy komputerek w dokłądnej opozycji do koncepcji wszelakich Garminów. Elemnt miał być uproszczony do bólu (czarno-biały, super wyraźny ekran, zerowe możliwości nawigacyjne - jedziesz po wyznaczonym gdzie indziej tracku, całkowite uzależnienie - nie w czasie pracy, ale w czasie ustawiania i przygotowania do pracy - od zewnętrznego urządzenia - telefonu). Po prostu tam doszli do wniosku, że rowerowy komputerek ma być niezwodny i długo działać, a jego obsługa z poziomu interfejsu samego gpsa - jakby się nie postarać - i tak będzie niewygodna, więc nie ma co uderzać głową w mur, trzeba przenieść tę obsługę na urządzenie 1000% lepiej dopasowane do takich zadań. I trzeba przyznać, że zarówno klikanie ustawień urządzenia, jak i planowanie trasy na ekranie telefonu jest zdecydowanie łatwiejsze i przyjemniejsze niż na ekraniku gpsa. Z czasem i w Wahoo koncepcja się rozmyła, bo np. od Roama v. 1 pojawiła się nawigacja (przeliczenie trasy, powrót na trasę), pojawiły się kolory (początkowo w zawrotnej liczbie chyba 8), a i z poziomu komputerka jest więcej opcji niż kiedyś. Nie da się jednak ukryć, że mimo tych zmian w obydwu obozach zarówno Garminy jak i Wahoo dalej głęboko opierają się na pierwotnych założeniach. To użytkownik musi zdecydować, czego potrzebuje, jak najlepiej będzie mu się ten sprzęt obsługiwało i to w sytuacjach dla niego typowych, a nie typowych u kogoś innego. Inna sprawa, że ktoś, kto wcześniej nie używał takich sprzętów, tylko polegał na apkach na telefon, może być srogo rozczarowany rzekłbym pewną archaicznością rozwiązań w takim Garminie czy Wahoo, bo te sprzęty działają i służą inaczej niż dowolna apka na telefon. No i należy się wyzbyć oczekiwań, że rowerowy gps będzie jakoś niezwykle uniwersalny - np. że będzie na nim super przeglądało się mapę okolicy... bo w zastosowaniu jao mapnik raczej się nie sprawdzi. To już guru polskiego środowiska garminowego nieżyjący już Lechu GPSManiak mawiał, że gps ma dobrze prowadzić, wskazywać, gdzie jesteśmy, a do orientacji, jak wygląda okolica, co jest ciekawego za rogiem, najlepiej posłuży papierowa mapa, nad którą pochylasz się w schronisku. Wraz z upowszechnieniem noszonej elektroniki nawet u Lecha ta papierowa mapa ustąpiła miejsca nie tyle gpsowi (który oczywiście zawsze był na szlaku), ale smartfonowi lub małemu tabletowi (gdzie mieściły się wszystkie mapy, były pod ręką i przeglądało się je ruchami jednego palca)...
  15. Cóż, człowiek uczy się całe życie... zwłaszcza jak swój jedyny rower mtb miał 30 lat temu i nie było w nim mowy o żadnym amortyzatorze, czyste cromo!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...