Dajcie spokój rowerzystom!

Po niedawnym tekście o kierowcach-burakach, chciałem odstawić na bok na jakiś czas tematy drogowe. Ale oczywiście się tak nie da, w końcu żyjemy w Polsce. Tutaj dzień bez afery, to dzień zmarnowany. Niedawno miała miejsce nagonka na mądralę wyprzedającego tramwaj i na agenta, który na rolkach łapał się jadących samochodów. Oczywiście podchwyciły to wszystkie media, z rowerowymi włącznie – odsądzając od czci i wiary tych dwóch mężczyzn. Fakt, to co robili nie było zbyt mądre, a wywalić się na torach tramwajowych, gdy jest sucho też trzeba umieć. Mimo wszystko, Ci dwaj panowie zagrażali jedynie swojemu bezpieczeństwu. Najprawdopodobniej, gdyby doszło do tragedii, to nikt oprócz nich by na tym nie ucierpiał. Oczywiście media znalazły sobie kolejnego chłopca do bicia, tak jak robią od lat. Temat się znudzi, przeskoczą do następnego.

Tylko dlaczego, zamiast edukować, wychowywać, kształcić i uczyć – rozpowszechnia się informacje niesprawdzone i często wprowadzające w błąd? Nie tak dawno, na TVN Turbo oglądałem reportaż o mężczyźnie, który skonstruował elektryczny pojazd. Trąbili o tym kilka razy, nie tylko na tym kanale. Wszystko fajnie, tylko czemu dziennikarz twierdził, że takim pojazdem można poruszać się po drogach rowerowych? Nie, nie można. Pojazd bez pedałów, to nie jest rower. A przepisy dot. silników w rowerach są dość jasne. Ale mniejsza z tym, potem chyba się zreflektowali, że taki w zasadzie skutero-pojeździk jednak nie może jeździć po DDR-ach i już o tym nie wspominali.

Lepszym tekstem, na który trafiłem dzięki czytelnikowi Rowerowych Porad, jest tekst „Co wyprawiają wrocławscy cykliści?” w Gazecie Wrocławskiej. Polecam Wam ten artykuł, ponieważ takiego nagromadzenia poprzekręcanych faktów i niesprawdzonych informacji, dawno nie spotkałem (w rowerowym światku).

Dziennikarze rowery gazeta
fot. Luis Hernandez

Postaram się wypunktować wszystkie ciekawe rzeczy, które znalazłem w tym artykule.

1) „Często przekraczają dozwoloną prędkość. W strefach uspokojonego ruchu z ograniczeniem do 30 km/h jest to nagminne – mówi Julita Niziołek ze szkoły jazdy Auto Stop.” – skąd rowerzysta ma wiedzieć, z jaką prędkością się porusza? Nigdzie w przepisach nie ma wzmianki o tym, że obowiązkowym wyposażeniem roweru jest prędkościomierz. A nawet jeśli rowerzysta ma licznik, to o kant można go sobie roztłuc, ponieważ żaden licznik rowerowy nie jest i nie będzie homologowany. Pani instruktor z cytatu powyżej widocznie ma zamontowany w oczach miernik prędkości.

Nie oszukujmy się, ile przeciętny rowerzysta jest w stanie pojechać po osiedlu? 30, 35 km/h – to górna granica moim zdaniem. Szybciej nie pojedzie, ponieważ też ma swój rozum, a po drugie technicznie będzie to trudne, zwłaszcza by utrzymać większą prędkość przez leżących policjantów, dziury i inne przeszkody.

2) „Wieczorami na Kiełczowskiej nietrudno spotkać też rowerzystów, którzy jadą bez żadnych odblasków. W ogóle ich nie widać wśród aut.” – zwierzyła się dziennikarzowi pani Bogumiła. Mało to rzetelne, cytować taką wypowiedź, skoro rowerzyści po zmroku muszą być wyposażeni oprócz odblasku (który jest najmniej istotny), w przednie i tylne oświetlenie. Odblaski pomogą tutaj jak zmarłemu kadzidło.

3) „Karane jest także jeżdżenie z tylko jedną ręką na kierownicy (50 zł)” – tu również pan redaktor się nie popisał i nie poczytał przepisów. Artykuł 33 Prawa o ruchu drogowym mówi: „Kierującemu rowerem zabrania się jazdy bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy oraz nóg na pedałach”. Być może pan redaktor za szybko przeglądał taryfikator mandatów dla rowerzystów, gdzie wyraźnie jest napisane, że mandat w kwocie 50 zł należy się za „jazdę bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy”.

Dalej w artykule autor straszy kierowców, że rowerzyści nie posiadają ubezpieczenia OC i w razie stłuczki z winy rowerzysty, nie będzie jak wyegzekwować odszkodowania. Strachy na lachy. Według statystyk policyjnych, w 2012 roku miało miejsce 4665 wypadków z udziałem rowerzystów, w których jedynie w 1714 przypadkach – winny był rowerzysta (jedynie 36%). Zdaję sobie sprawę, że drobnych kolizji czy obcierek było więcej. Ale hej, piesi też nie są ubezpieczeni, a jakoś sobie wszyscy z tym radzą.

Rowerzyści przedstawiani są jak plaga, jest ich dużo, wyskakują znikąd, pędzą jak szaleni, mają gdzieś przepisy. Nie przypomina Wam to czegoś? Dokładnie – brzmi to tak samo, jak nagonka na motocyklistów. Sprawdziłem, motocykliści brali w 2012 roku udział w 2395 wypadkach, z czego 41% było z ich winy. Normalnie pogrom, na 37 tysięcy wypadków drogowych to po prostu kropla. Czy to rowerowa, czy motocyklowa – a dziennikarze wieszczą koniec świata i krew na ulicach.

Już milczeniem pominę fakt, że 2012 roku w wypadkach z udziałem rowerzystów zginęło 317 osób, z czego 300 to byli rowerzyści.

Do czego dążę? Ano do tego, że przystępując do pisania artykułu powinno się trochę uważniej odrobić lekcje. Tego wymagamy od profesjonalnych dziennikarzy. Każdemu może zdarzyć się błąd, przeoczenie, jasne. Pisanie pod presją czasu, nie służy dokładności. Ale na litość boską, niech za pisanie o rowerzystach bierze się ktoś, kto to środowisko trochę lepiej czuje i zna. A nie ktoś, kto straszy rowerzystami, by artykuł zakończyć informacją o wypożyczalni rowerów we Wrocławiu. Prawdziwy, spójny artykuł.

A dzięki takim artykułom, powstaje niczym nieuzasadniona nagonka na rowerzystów, którzy jak każdy uczestnik ruchu – mają swoje wady. Nieraz pisałem o błędach rowerzystów i nadal będę pisał. Wśród nas nie brakuje osób bez wyobraźni i życiowego rozgarnięcia. Ale to nie my niesiemy śmierć na polskich drogach. To nie my jesteśmy czarnym jeźdźcem, z kosą w dłoni. Dajcie spokój rowerzystom!

P.S. Przypomniał mi się genialny skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju. Idealnie pasuje do tej sytuacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

46 komentarzy

  • Nie do końca się z Tobą zgodzę. :-)

    Pewnie zależy to od specyfiki miasta, ale Trójmiasto ma duży problem z rozwojem dróg (morze, a z drugiej strony park krajobrazowy); Gdynia, jako najmłodsza, mniej, ale w Gdańsku jest czasem strasznie.

    Tak naprawdę do dyspozycji jest trasa na osi Morska/Śląska/Zwycięstwa (Gdynia)-Niepodległości (Sopot)-Grunwaldzka (Gdańsk), niby można ominąć jakimiś pojedynczymi lokalnymi drogami (ale ich jest jak na lekarstwo), wiecznie obciążona (jeżdżę codziennie rowerem tą trasą, nawet na ścieżce pojawia się korek). Alternatywą jest Obwodnica, ale ona działa na granicy możliwości (jak i dojazdy do niej). Byle stłuczka i korek na 2-3 godziny. Wczoraj jadąca koparka „wygenerowała” 1km sznur samochodów. :D

    O ile jestem zwolennikiem, aby rowerzyści korzystali z ulic, gdyż są wygodniejsze, to na odcinkach (centrum i dojazdy do obwodnicy) o których wspomniałem powinny być sensowne zaprojektowane i odseparowane DDR. Na szczęście to się zmienia. Aut nigdy nie zabraknie, bo nie każdy nie chce/może sobie pozwolić na rower.

    Co innego pozostałe drogi: rowery i samochody bez problemu potrafią ze sobą egzystować na ulicy i jest OK. Kultura kierowców jest w porządku, a i jeśli rowerzysta wybiera ulicę, to nie jest to jakiś idiota, który ma w poważaniu przepisy (tacy mistrzowie „odważnie” wybierają chodniki).

    A żeby nie było, święty nie jestem, zdarza mi się jechać chodnikiem, w jednym miejscu ze względu na wspomniane blokowanie pasa, w innym, bo może droga spokojna, ale dziurawy bruk na odcinku 1km tak daje mi w kość ogonową, że wole już prowadzić rower po chodniku, względnie jechać te 5km/h w porywach. :-)

  • Maciek – nie, wtedy zrobiłoby się tak, jak w cywilizowanych, rowerowych krajach. Rowery zajęłyby po prostu jeden pas, tak jak teraz zaczyna się wydzielać bus-pasy.

    Rowery nie blokują ruchu, one są ruchem. I im więcej osób przesiadłoby się na rowery – tym więcej byłoby z tego korzyści. Absolutnie nie jestem przeciwko samochodom, sam jeżdżę autem, chociażby z tego względu, że potrzebuję go do pracy.
    Ale to nie jest tak, że rowerzyści są szkodnikami i przeszkadzaczami.

  • Dodam od siebie jedną rzecz. 99% moich znajomych zarówno używa roweru i samochodu, więc każdy wie jak to jest obu stron. Sam miałem okazję zobaczyć ulicę z perspektywy pieszego, rowerzysty, samochodu i transportera opancerzonego (niestety tylko raz — fajnie się prowadzi), i każdy ma coś za uszami. Jeśli jeździsz zgodnie z przepisami, to fajnie, oby takich więcej. W praktyce — jeżdżąc — wiesz jak jest.

    Tak nie a propos. Ostatnio wzrosła popularność rowerów w Trójmieście i spotkałem się z uwagą od jednego dziennikarza, że jeśli by wszyscy rowerzyści zjechali z chodników na ulice, to skończyło by się to paraliżem w centrum każdego z miast w godzinach szczytu. Coś w tym jest, widzę co się dzieje, jak ja jadę w praktyce zajmując jeden pas ruchu, gdyby wszystkich rowerzystów, co się boją ulicy „zepchnąć” na ulicę, jak ja, to by było nieciekawie. Ale może temu by szybciej powstawały ścieżki? ;-)

  • Gdybyś troszeczkę rozejrzał się na blogu, znalazłbyś teksty w których piszę również o rowerzystach:

    https://roweroweporady.pl/najwieksze-bledy-rowerzystow/
    https://roweroweporady.pl/10-rowerowych-zlotych-mysli/
    https://roweroweporady.pl/wlacz-oswietlenie-na-rowerze/

    Ciężko by w jednym wpisie dostało się kierowcom, rowerzystom, rolkarzom i pieszym. W samym wpisie, chodziło mi o tendencję mediów do kreowania wizerunku rowerzysty-szaleńca, przez którego giną niewinne (głodne i bose) dzieci.

  • Śmiech na sali :) „Dajcie spokój rowerzystom!” Oczywiście. To może kierowcy napiszą: „Dajcie spokój kierowcom!”. Czemu nie? Skoro rowerzyści mogą sobie ignorować przepisy, to czemu nie kierowcy, czemu nie piesi, czemu nie rolkarze?
    Niech autor bloga sam czasem wsiądzie „za kółko”, żeby zobaczył perspektywę innych użytkowników dróg i może dzięki temu nabierze nieco empatii, jak mu nieoświetlony rowerzysta (nawet bez odblasków) nagle pojawi się na środku pasa ruchu w nocy.
    Sam korzystam i z auta i z roweru i wiem jak powinno się jeździć na rowerze, by było zarówno bezpiecznie, zgodnie z przepisami, jak i przyjaźnie dla innych użytkowników dróg. Niestety autor bloga wychodzi z założenia, że „rowerzystom wolno więcej” więc od razu się dyskfalifikuje.
    Trafiłem to dziś po raz pierwszy ale skoro to ma być „prowdopodobnie najlepszy” blog rowerowy, to aż boję się myśleć co jest na innych ;)

  • Inna sprawa, że są tacy rowerowi agenci, którzy wyprzedzają autobus na przystanku, ten ich potem dogania, wyprzedza, staje na przystanku, to rowerzysta go wtedy wyprzedza. I tak się mijają często po kilka razy.

    • A co w tym złego ? Ja tak robiłem zawsze bo przecież nie będę wdychać przez 5 min spalin a jak autobus stoi w zatocze to ja jadę tak jakby go w ogóle nie było, ja bym powiedział, że to „autobus” wyprzedza rowerzystę – przecież rowerzysta nie przyśpiesza ani nie zwalnia tylko jedzie tą samą prędkością – więc to kierowca autobusu wykonuje manewry wymuszone poprzez specyfikę jego pracy a nie na odwrót..

  • (Artykułu w całości nie przeczytałem, limit na gazeta.pl mi się wyczerpał, a nie chcę mi się płacić.)

    Właśnie wielu kierowców autobusów nie rozumiem, jest monitoring, to po co ryzykować, że rowerzysta wniesie potem skargę. W ostatnio u mnie dwukrotnie (po jednym w Gdańsku i w Gdyni) kierowcy zostali ukarani finansowo za zbyt bliskie wyprzedzanie rowerzysty (w Gdyni dodatkowo na skrzyżowaniu). W Gdyni jeszcze dyskutował, co z resztą monitoring także nagrał.

    Ale żeby nie było, że jestem jakimś wrogiem autobusów; niemal codziennie spotykam się z sytuacją, że to właśnie autobus przepuszcza mnie, mimo że ma pierwszeństwo, czym mi bardzo ułatwia zjazd z skrzyżowania. W ramach rewanżu robię to samo, gdzie indziej, jadąc samochodem.

    A i jestem świadom, że autobus ma spory problem sprawnie wyprzedzić rowerzystę, szczególnie gdy musi zmienić pas, czasem zjeżdżam na chwilę z drogi aby go przepuścić, choć czasem trolejbus jest jeszcze wolniejszy niż ja ;-). Z samochodami tego nie robię, są szybsze i zwrotniejsze, dadzą sobie radę.

    Widzę, że sezon się zaczął, to teraz będzie polowanie na rowerzystów. Za jakiś miesiąc na motocylistów, potem jeszcze masoni i wolnomularze…. a Balcerowicz musi odejść! ;-)

  • Tak się kończy kampania „metr od krawędzi jest bezpiecznie”:|
    http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,15759533,Kierowcy_autobusow_kontra_rowerzysci__To_juz_jest.html?piano_t=1

    kontrkampanią kierowców autobusów:

    „Dodaje, że kierowcę prawdopodobnie zdenerwowało to, że jechała kilkadziesiąt, a nie kilka centymetrów od krawężnika.”

    Kilkadziesiąt to ile było: 90 – 99?

  • @hihot.md: ciekawe podejście, aczkolwiek kłóci się z moim, że „słabszy” uczestnik ruchu powinien być szczególnie chroniony przed „silniejszym” (pieszy-rowerzysta-kierowca samochodu). To w kontekście pierwszego Twojego akapitu.

    No i podobają mi się duńskie rozwiązania, holenderskie mniej, bo trudniej by było je wdrożyć u nas. Choć tam piesi chodzą po ścieżkach, rowerzyści po chodniku, czasem po ścieżce pod prąd, ścieżka czasem biegnie pomiędzy przystankiem, a autobusem i jakoś nikt nie ma do nikogo pretensji. Czyli się da. A jakość ścieżek jest hmm… różna. :-)

    Zabrzmi to kontrowersyjnie, ale uważam, że pieszy powinien mieć pierwszeństwo: zawsze i wszędzie (no może poza czerwonym i autostradą ;-)). Ma najgorzej, w wypadu obrywa najmocniej, a to my, rowerzyści i kierowcy samochodów powinniśmy tak jeździć, żeby nie bali przejśc przez ulicę, bo to częsty widok.

    „O ILE nie jedzie “masokretynicznie” – metr, półtora od krawędzi “bo tak jest bezpiecznie”. ”

    Obowiązkiem kierowcy jest zachowanie 1 metra.
    Szerokość pasa ruchu to od 2,5 do 3,5 metra (nie liczę autostrad, gdzie jest 3,75 m).
    Szerokośc roweru: 0,7 m
    Szerokość auta: 1,8 m

    Sumując szerokość auta i roweru masz już 2,5 metra. Czyli optymistycznie (3,5 metrowy pas ruchu, rowerzysta jedzie twardo po krawężniku), masz ten metr. Wniosek: i tak musisz zmienić pas ruchu, jakby nie wiem jak daleko rowerzysta trzymał się od pobocza. Tak samo jak rowerzysta na wąskiej drodze nie powinien wyprzedzać z prawej strony stojące auta na czerwonym świetle.

  • „Ale co ma powiedzieć ktoś kto ma calowe opony, albo węższe? ”

    Żartujesz. Brzmi to, jak „Ale co ma powiedzieć ktoś kto ma nisko zawieszone Maserati?” w dyskusji o progach zwalniających.
    Odpowiem: ma nieodpowiedni rower albo jeździ nim w nieodpowiednich miejscach lub w nieodpowiedni sposób*. Jak wolisz.

    * autor bloga pisał o tym, jak jeździ na slickach Schwalbe: o s t r o ż n i e. ;-)

  • @ MACIEKR: rozumiem, że „marzy” Ci się jazda chodnikiem? Cóż, ja też jestem zwolennikiem jazdy chodnikiem POD RYGREM ustąpienia pierwszeństwa pieszym a jezdnią POD RYGOREM ustępowania samochodom. Najlepiej DDR, ale nie zawsze są. ;-)

    Analogicznie: samochód ustępuje bezwzględnie pierwszeństwa na DDR/chodniku (w sensie przekraczania ich, nie jazdy PO nich).

    Podobnie na PDP: przejazd rowerem, ok, ale rowerzysta MUSI ustąpić pierwszeństwa samochodom PRZED wjechaniem na PDP. Na PDP i pieszy i rowerzysta ma pierwszeństwo.

    To brzmi skomplikowanie, ale sankcjonuje to, co już mamy: jazda po PDP/chodniku rowerem.

    Re: „o kro może jechać w tempie 20 km/h? Samochodziarze czy rowerzyści?”
    Pisałem o rowerzystach, więc chodziło mi o nich. Na miejscu kierowców nie czepiałbym się rowerzysty O ILE nie jedzie „masokretynicznie” – metr, półtora od krawędzi „bo tak jest bezpiecznie”. ;-)

  • @hihot.md: Jak dla mnie mogę w wspomnianym miejscu jechać ulicą. Byłem świadkiem jak jeden taki rowerzysta potrafi wygenerować korek „znikąd” na ok 2km w godzinach szczytu. Ale dla mnie to już lekkie świństwo, bo kierowcy poza wiecznie zakorkowanymi dojazdami do obwodnicy także nie mają alternatywy. Trójmiasto z jednej strony jest ograniczone morzem, a z drugiej Parkiem Trójmiejskim.

    A obok drogi jest chodnik, na którym spotykam w porywach 2-3 osoby.

    A że niektórym jakość ścieżek się nie podoba, to też rozumiem: ja mam miejski rower i w miarę komfortowo się jedzie nawet na gorszych nawierzchniach. Ale co ma powiedzieć ktoś kto ma calowe opony, albo węższe? Dla niego jazda po ścieżce jest bardziej niebezpieczna, pod względem ryzyka upadku, niż po drodze. Choć kontrargumentem może być to, że źle dobrał rower do podróży, co nie jest pozbawione sensu — to jakbym ja swoim „mieszczuchem” uprawiał rajdy górskie.

    Sam wolę ulicę i asfalt: szybciej, jestem lepiej widoczny dla kierowców (nigdy nikt na mnie nie wymusił pierwszeństwa na drodze), ale jak mam ścieżkę, to z niej korzystam.

  • @Hihot.md – nie chcę się czepiać słówek, ale nie bardzo rozumiem to co napisałeś teraz. To kro może jechać w tempie 20 km/h? Samochodziarze czy rowerzyści?

    W życiu nic nie jest czarno-białe, przepisy wszystkiego też nie uregulują. Trzeba sobie radzić.

  • @ MACIEK R: Przeciwnicy rowerzystów zawsze podkreślają, że nie ma dla rowerzystów taryfy ulgowej: są takimi samymi uczestnikami ruchu. Skoro są, to mogą jechać w „tempie 20km/h na głównej trasie łączącej Gdańsk z Gdynią”. Zwłaszcza, że nie ma alternatywy.

    Niestety rofaszyści są inni: im ścieżka się często nie podoba, „bo polbruk”, bo to, bo tamto i MIMO ścieżki, jadą asfaltem…

  • “Ci dwaj panowie zagrażali jedynie swojemu bezpieczeństwu. Najprawdopodobniej, gdyby doszło do tragedii, to nikt oprócz nich by na tym nie ucierpiał.”

    Nie do końca. Skutki gwałtownego hamowania tramwaju nie są przyjemne dla pasażerów. Znam maszynistę pociągu, który potrącił samobójcę. Nie jego (maszynisty) wina, ktoś chciał się zabić i dokonał tego. Ale jak mi powiedział ten znajomy: krwi na szybie długo się nie zapomina.

    Ale podsumowując: starajmy się być zgodni z przepisami. Wiem, że czasem to trudne i sam nie jestem święty; w jednym miejscu, na odcinku 300-400m metrów jadę po chodniku*, ale: światła, sygnalizowanie skrętów, zwykła empatia i 99% artykułów niepełnosprytnych dziennikarzy straci rację bytu.

    * nawet nie ze strachu przed autami, ale rowerzysta jadący tempie 20km/h na głównej trasie łączącej Gdańsk z Gdynią to == blokowanie jednego pasa. Kiepskie tłumaczenie i jakbym miał dostać mandat, to bym go przyjął bez dyskusji (choć zauważyłem, że policjanci, którzy bardzo często stoją obok kompletnie mnie ignorują — wiedzą, że na tym odcinku jest luka w ścieżce i nie ma alternatywy).

  • „Absolutnie nie jestem ekspertem od tramwajów, wydawać by się mogło, że jeżeli tramwaj najechałby na faceta, to nie wypadłby z szyn, narażając pasażerów.”

    W hamującym tak gwałtownie tramwaju gdzieś ta energia musi się rozproszyć. Przewala pasażerów jak ziemniaki. Starsi ludzie zwykle tracą równowagę. Złamania u starszych ludzi to tragedia życiowa.
    Tu nie trzeba być ekspertem, tu trzeba empatii i rozgarnięcia. Dokładnie tego, czego potrzeba na drodze. Niestety my jej nie okazujemy jako społeczeństwo i nigdy nie będziemy. Dużo lepiej idzie nam brnięcie w ideologię oblężonej twierdzy i użalanie się nad ofiarami. Musi być „zabioro” i „smoleńsk”.

  • 1. „skąd rowerzysta ma wiedzieć, z jaką prędkością się porusza”

    MA WIEDZIEĆ, że przekracza i nie przekraczać. Inna sprawa, że niewiele przekroczy. Są jednak miejsca, gdzie dop. v to 20 km/h a jazda 40 km/h to nie problem. To „tendencyjnie” (Twój zarzut wobec autora artykułu) pominąłeś.
    Oczywiście „blachosmrodowiec” jadący 40/20 to „zuo”. Rofaszysta: „nie problem”. Czubek nosa…

    2. „Odblaski pomogą tutaj jak zmarłemu kadzidło.”

    Nie zmienia to faktu, że wielu rofaszystów pomyka nocą bez oświetlenia i bez odblasków. Np na Koszalińskiej Masie (Bez)Krytycznej ze 20-30% uczestnikó nie miało oświetlenia. Masa jechała prawie godzinę, zaczęli po 18 a zachód słońca (cezura nakazująca jazdę z oświetleniem) był chwilę po 18:20. Kończąc jechali już przy zmroku, co widać na końcowych fotkach.

    3. „jedynie w a 1714 przypadkach – winny był rowerzysta”

    Malowanie kawałka samochodu to kilka stówek. 1700 ludzi malowało samochody bo cymbał nie umiał jeździć. Czy dasz mi 200-300 zł, skoro to „drobiazg”? Nie? Tak myślałem: pieniądz gwałtownie zyskuje na wartości, jak to TY musisz go wydać. Wyobraź sobie, że to nie tylko „ty tak masz”…

    4. „Sprawdziłem, motocykliści brali w 2012 roku udział w 2395 wypadkach, z czego 41% było z ich winy.”

    Motocyklista w sekundę, dwie dogania samochód* – to tyle czasu, ile trzeba, by ocenić sytuację przed manewrem. Oceniam sytuację, wykonuję manewr a tu „znikąd” wyrasta motocyklista. Aby dokonać ponownej oceny i zareagować potrzeba – ile? – sekundy? To są te wypadki „nie z winy motocyklisty”.

    * ulubiona ich zabawa: dojechanie do samochodu i rura: nagły hałas wytrąca z równowagi „blachosmrodziarzy”. „Haha”. „Hihi”. „Wieczne odpoczywanie.”

  • Absolutnie nie jestem ekspertem od tramwajów, wydawać by się mogło, że jeżeli tramwaj najechałby na faceta, to nie wypadłby z szyn, narażając pasażerów.

    Może źle się wyraziłem, chodziło mi o to, że nikt poważnie nie ucierpi. Zobacz, że w takim wypadku nikt nie zginął (oprócz motorniczego):

    http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,7866486,Tramwaj_uderzyl_w_slup__Motorniczy_zginal__12_rannych.html

  • „Ci dwaj panowie zagrażali jedynie swojemu bezpieczeństwu. Najprawdopodobniej, gdyby doszło do tragedii, to nikt oprócz nich by na tym nie ucierpiał.”

    Oprócz ludzi w tramwaju. Czubek nosa…