Są rowery, które z założenia powinny mieć amortyzator (lub dwa), a są takie, gdzie sztywny widelec jest „obowiązkowy”. Tak jak ciężko jest mi wyobrazić sobie prawdziwy rower szosowy z amortyzatorem, tak samo rower do downhillu – bez ramy z pełnym zawieszeniem nie ma racji bytu. I choć pojawiają się różne eksperymenty, pewien kanon nadal jest zachowywany przez większość producentów. Przed dylematem możemy za to stanąć, kupując rower do miasta czy na wycieczki. Kupić sztywnego fitnessa czy amortyzowanego crossa/trekkinga? Rower miejski z amortyzatorem czy bez niego?
Zapraszam Cię do obejrzenia wideo, w którym opowiadam o sztywnych widelcach. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał!
Nie ma łatwej odpowiedzi
Wbrew pozorom, odpowiedź nie jest taka prosta. Moim zdaniem amortyzator nie jest wcale potrzebny zawsze, wszędzie i każdemu. Kto tak twierdzi, niech najpierw poczyta 10 rowerowych złotych myśli. Widać od kilku ładnych lat pęd producentów do wkładania amortyzatorów do prawie wszystkich modeli. Z drugiej jednak strony, nadal są firmy, które nie boją się produkować rowerów ze sztywnymi widelcami i jak widać, jest na nie zbyt (inaczej by ich nie produkowali). Spróbuję teraz w podpunktach, wymienić wszystkie wady i zalety obu rozwiązań. Pomijam rowery z pełną amortyzacją, ponieważ zazwyczaj nie są to rowery typowo do jazdy miejsko-podmiejsko-turystycznej.
Rowery z przednim amortyzatorem
Plusy:
+ większy komfort na nierównościach i dziurach
+ większe bezpieczeństwo – np. podczas wjechania w wyrwę, zjechania z wysokiego krawężnika
+ nadgarstki bardziej odpoczywają, z racji tłumienia wstrząsów
Rowery ze sztywnym widelcem
Plusy:
+ kolosalna różnica w masie na korzyść sztywniaka (może to być nawet 2 kg)
+ serwisowanie takiego widelca sprowadza się do sprawdzenia, czy się gdzieś nie odkształcił
+ dużo większa efektywność, nie tracimy energii na „bujanie” amortyzatora (nawet jeżeli ten ma blokadę skoku)
Wady to przeciwstawność zalet
Miałem wypisać również wady, ale uznałem, że są one po prostu przeciwieństwem zalet przeciwnej opcji. Nie chcę absolutnie nikomu wmawiać, że sztywny widelec, albo wymiana amortyzatora na sztywny widelec jest cudownym i jedynie słusznym rozwiązaniem. Sam pisałem ostatnio, że idealnym rowerem do miasta jest moim zdaniem… rower górski. Ale sam zysk na masie jest nie do przecenienia. Amortyzatory wkładane do rowerów za 2000 złotych, ważą około 2,5 kilograma. To kowadła, których masa jest niewspółmiernie duża, do tego co oferują. Ceny stalowych, sztywnych widelców zaczynają się od 80 złotych, trochę droższe, aluminiowe kosztują od 300 zł i ważą ok. 0,8 kilograma (karbonowe jeszcze mniej). 1,7 kilograma różnicy to przepaść. Nawet jeżeli nie jesteś maniakiem lekkości, to na pewno wystarczy sobie wyobrazić, że tyle waży rama w przeciętnym rowerze. I ten ciężar musimy dźwigać po schodach czy na podjazdach.
Co zyskujesz, zakładając sztywny widelec
Po założeniu sztywnego widelca rower staje się zwinniejszy, dużo łatwiej go rozpędzić, a także dużo efektywniejsze jest pedałowanie. Czy warto rezygnować z dozy komfortu, na rzecz łatwiejszej i szybszej jazdy? Wydaje mi się, że duża popularność amortyzowanych rowerów wynika jeszcze ze starych, PRL-owskich czasów. Wtedy było biednie, przaśnie i o amortyzatorach można było jedynie pomarzyć (również dlatego, że dopiero pojawiły się na świecie pod koniec lat 80-tych). Większość zadeklarowanych zwolenników amortyzatorów w rowerach miejskich/crossowych/trekkingach albo bardzo dawno, albo nigdy nie jeździła na sztywnym widelcu.
W miejskiej jeździe, masa nie jest tak istotna. Krótkie dystanse, krawężniki, dziury w jezdni – tutaj niekoniecznie niska waga jest priorytetem (dla wszystkich). Ale na trasie, zwłaszcza gdy mamy rower obładowany sakwami – każdy kilogram mniej, może być na wagę złota.
Jak poprawić komfort jazdy na rowerze bez amortyzatora
Masz rower ze sztywnym widelcem i myślisz o jego wymianie na amortyzator? Na dobry początek spróbuj obniżyć ciśnienie w oponach, gdzieś bliżej minimum zalecanego przez producenta (na boku opony zwykle znajdziesz taką informację). Możesz też pomyśleć nad wymianą opon na trochę szersze, o ile jest miejsce w ramie i widelcu. Szersza opona nie sprawi, że będziesz jeździć dużo wolniej, za to da lepsze tłumienie nierówności, nie podnosząc wagi roweru tak bardzo, jak zamontowanie amortyzatora.
Warto spróbować
Zachęcam by kiedyś, przy okazji, spróbować jazdy na rowerze ze sztywnym widelcem. Moja koleżanka bardzo narzekała, że ma ciężki rower i pedałowanie czasami sprawia jej trudność. Ale gdy zacząłem wyliczankę: amortyzator, dynamo w przednim kole, ciężki bagażnik, amortyzowany wspornik siodełka, regulowany mostek – sama doszła do wniosku, że to wszystko oprócz dodatkowych funkcji, także utrudnia trochę jazdę. Klasyczne coś za coś.
Zapraszam Was do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami – co wolicie – sztywny widelec czy amortyzator?
Pełna zgoda, choć żeby uzupełnić już wszystkie informacje, sugerowana cena detaliczna sztycy Suntour to 259 zł.
Pozdrawiam!
W 100% zgoda, ale to tak jak piszesz zupełnie inna liga, także cenowa (600 zł to sporo) i jak ktoś już taką kupuje to wie co robi :)
Nie wrzucajmy wszystkich sztyc amortyzowanych do jednego worka :) Modele za 40 czy 50 zł to faktycznie złom, ale są też modele jak najbardziej godne polecenia, jak choćby sztyc Suntoura czy Thudbuster Cane Creeka – choć to już oczywiście inna półka cenowa. Obie te marki mogę z czystym sumieniem polecić :)
Jeszcze inna możliwość to sztyce sztywne, ale z „wbudowaną” elastycznością, jak np. seria HiFlex Syntace’a czy fenomenalna CF3 Ergona. Takie to już nawet nie wstyd założyć do szosówki ;)
Troszkę pozazdroszczę tego Cube’ika ale mój Sub tez jest niczego sobie :)
Mój kumpel w swoim bike’u tez miał amortyzowana sztycę. Strasznie szybko mu się posypała. Musiał wymienić na tradycyjną co akurat jest najrozsądniejszym wyjściem.
Ps. Fajnie stronka wygląda w nowej szacie :)
@Agnieszka: SUB – świetny rowerek – gratuluję :) Tak jak piszesz – to Tobie ma się dobrze jeździć.
Co do amortyzowanych sztyc, to mój tata załatwił taką w pół roku i na szczęście dał się namówić na zakup normalnej.
P.S. Ja ma Cube’a SL Cross’a i sobie bardzo, ale to bardzo chwalę :)
Na tą chwilę mam dwa rowery. Jeden to hybryda od Scotta (SUB 30 rocznik 2011), a drugi to rok starsza Merida nabyta zupełnie wtedy bez wiedzy o rowerach i która od roku zbiera kurz. Po tym jak stary rower wymieniłam na wspomnianą Meridę zaczęłam kręcić się wokół rowerowych tematów, poznałam dopiero wtedy moje potrzeby. Moja Merida to typowy hardtail na aluminiowej ramie oraz z przednim amorem. Na początku miałam wielką frajdę z tego, że taką maszynkę sobie sprawiłam, ale po niedługim czasie doszłam do wniosku, że do codziennej jazdy jest mi potrzebne coś zupełnie innego. Mój mąż jako pierwszy zapoznał się z serią SUB od Scotta i od razu zaczęłam mu zazdrościć czegoś takiego – lżejszego, na większych kółkach (700C a nie 26″) i bez zbędnego w mieście przedniego amora, o który trzeba dodatkowo dbać i serwisować.
W tamtym momencie rozpoczęłam moje poszukiwania czegoś „takiego”. Jako, że do wielkoludów nie należę to znalezienie hybrydy w naszym pięknym mieście nie było takie proste. W pierwszej kolejności sprawdziłam katalogi z rowerami na tamten rok. Kilku producentów coś fajnego miało w ofercie, ale jak się okazało po wielu telefonach do dystrybutorów… do Polski trafia bardzo mało sztywniaków w kształcie hybryd bo zwyczajnie nie ma na nie zapotrzebowania. Największa sprzedaż to rowery, które mają amortyzator dosłownie wszędzie. Np Author ma największą sprzedaż swoich rowerów w Polsce dopiero wtedy gdy amor jest z przodu, w sztyce i najlepiej jeszcze jak ma regulowany mostek… Załamałam się. Pisałam również do firm z Czech i Niemiec. Miałam na oku ślicznego Cube’a SL Cross. Leciutki, sztywny i na fajnym sprzęcie. Niestety nie udało mi się go dostać. Do Polski w ogóle nie trafił (mimo, że sporo sklepów online zamieszczało go w swojej ofercie), a zagranicą sprzedał się tak szybko, że nie było szans na jakąkolwiek rezerwację (a był dopiero początek kwietnia).
W końcu zdecydowałam się na SUBa. Miałam do wyboru tylko jeden jedyny model (sztukę…) z roku wcześniej, która łapała kurz na zapleczu sklepu… Cena była bardzo przyjemna w porównaniu z oferowanym w tym rowerze sprzętem. Długo w sumie nad nim nie myślałam. I jestem strasznie zadowolona. Jest to idealny rower na wyprawy. Zwiedził ze mną kawałek Europy i sprawdził się przy tym świetnie. Nie musiałam martwić się, że amor zacznie szwankować. A w razie potrzeby wymiany sztywniaka – koszty będą niewielkie i łatwiej będzie coś zastępczego skołować.
W Holandii widziałam zaledwie kilka osób na amortyzowanych rowerach. Byli to Czesi na wyprawie :)
Absolutnie nie twierdzę, że rowery z amorem to coś złego… Ani trochę. Wszystko zależy od naszych potrzeb. Ja wybrałam koniec końców sztywniaka, ale większość znajomych zasuwa z amorkami i jest im z tym tak samo dobrze jak mi z moim SUBem. Najważniejsze to mieć rower dobrany pod siebie.
Pozdrawiam :)
@SpeX – dostępne są lowridery pod widelce amortyzowane, np. Tubus Smarti. Tanie nie są, ale dostać je jak najbardziej można.
Podobnie jak @Elovelo dla zastosowań miejskich skłaniam się raczej do sztywnego widelca. W tej chwili posiadam Unibike Vision (~3/4 lata) z przednim amortyzatorem SR SUNTOUR CR-7V, który po 2 zimach i mojej posturze (~100kg) po prostu się już zużył – odbija jedynie jak rower stoi.
W tej chwili przychylam się raczej do wymiany na sztywny, niż zakup nowego amora gdyż:
1) bo i tak bym wydał na niego max 200zł, czyli i tak bym nie kupił nic ciekawego
2) w mieście mi nie jest potrzebny
3) zastanawiam dodatkowo nad montażem przedniego bagażnika, co nie jest możliwe w amortyzowanym widelcu. <- w sumie to by można dopisać jako + do sztywnego, przynajmniej przy zastosowaniach miejskich.
Od roku jeżdżę po mieście głównie składakiem, a wcześniej jeździłem na zmianę MTB oraz szosówką i uważam, że na miasto zupełnie nie potrzeba amortyzatora. Jedynym ważnym aspektem jest szerokość opony, która powinna wynosić te 38 mm wzwyż. Karbonowy widelec w połączeniu z oponami 28mm całkiem nieźle spisuje się na asfalcie, nawet tym trochę dziurawym, czy kostce brukowej to jednak odpada całkowicie gdy mamy do pokonania krawężniki itd…
@Xau
To będą dojeżdżać do pracy. Nie dojadą?
@rafalb
Napisałeś o wyprawie w Alpy więc pierwsza rzecz, która mi się nasunęła to FR/Trail. Na wyprawach kilkudniowych typu bikepacking nie byłem – to nie moja kategoria. Sam jednak jeżdżę XC i maratonowe trasy i na swojego Firsta nie narzekam, ale co ja tam wiem – mam Platinuma z lepszym systemem tłumienia o nieco innej konstrukcji. Nie pomyślałeś pewnie też, że ciekł PO SERWISIE więc może z serwisem coś nie tak? Nie wiem jak inne Firsty, ale mój się nie buja.
Nie chcę tu faworyzować jakoś RST ale chcę przełamać złą opinię o RST jako o producencie amortyzatorów, którą zyskał wiele lat temu dzięki modelowi Gila. Te opinie do dziś są powielane – głównie przez osoby, które na nowszych RST nie jeździły a jedyny kontakt z RST miały czytając tematy na forach z 2004 roku. Tutaj trzeba zaznaczyć że First jest chyba najpopularniejszym modelem firmy to też jest ofiarą tych opowieści.
Co z kolei do RS Reba i Tora, to przypomnę tylko że Tora już nie jest produkowana a i ona nie była powodem do dumy. Jak już pisałem są modele, którymi i Fox nie może się chwalić.
Tu z kolei uwaga na temat Foxa – napisałeś że jeżeli kogoś na niego nie stać to lepiej niech jeździ na sztywnym widelcu. Życzę powodzenia tym, których stać i kupią go na przysłowiowe dojazdy do pracy „bo mnie k-wa stać”.
Zdecydowanie wolę sztywne, zarówno w dłuższe trasy i do miasta, i jestem tu ortodoksem uważającym, że chyba tylko do jazdy w terenie amor ma sens. Miałem trochę problem ze znalezieniem kilka lat temu dobrego nowego trekkinga na sztywnym widelcu. Jest u nas jakaś dziwna tendencja do pakowania amorów do wszystkich trekkingów, kiedy za zachodnią granicą zdecydowanie popularniejszy do turystyki jest lekki rower touringowy. Ostatecznie udało mi się właśnie coś niemieckiego fajnego ściągnąć na sztywnym zawieszeniu.
Nawet mnie @Xau nie rozśmieszaj. Używałem Firsta w Alpach typowo turystycznie. Jeśli nie znasz specyfiki takiego rodzaju jazdy to nawet nie zabieraj głosu. Jakie wyprawy w stylu bikepacking w wyższych górach masz za sobą? Z tego co mówisz to chyba żadne. Żadnego AM/FR tam nie uświadczysz ponieważ ogranicza Cię bagaż. A z Firstem mam problemy już długo, głupią trasę wzdłuż wybrzeża robiłem i ciekł po serwisie. Skoro masz RST i jesteś zadowolony to zazdroszczę. Ja pieniądze zainwestowałem i bujam się jak RST na podjazdach. Nie generalizuj tylko weź pod uwagę, że nie u każdego się te amorki sprawdzają. Polecam Rebę i Torę ponownie, w góry i owszem, ale na podstawie swojego doświadczenia czyli do turystyki bikepacking. A dlaczego akurat RS? Bo znajomym na podobnych trasach, podczas naszych wypraw działają dużo lepiej. Nie ważna jednak firma, a to że jeśli chcesz cieszyć się z jazdy na amorku i nie mieć z nim problemów serwisowych to trzeba konkretnie zainwestować.
Od kilku dni nosiłem się z zamiarem napisania podobnej notki, a tymczasem mnie uprzedziłeś :)
Z notką zgadzam się w 100% – powszechny zachwyt nad amortyzatorami i pchanie ich do niemal wszystkich rowerów o choćby minimalnym potencjale sportowym to jedna wielka pomyłka.
Prostota konstrukcji widelców sztywnych i ich niższa waga to kolosalna zaleta – tak jak wspomniałeś, ponad półtora kilograma różnicy w wadze to przepaść w stosunku do amortyzatorów. Na rowerach ze sztywnym widelcem śmigam zresztą od kilku lat, a od dłuższego czasu codziennie pokonuję ok. 4 km przez teren leśno-parkowy i wcale nie tęśknię za amortyzatorem.
Warto też dodać, że widelce za 150 czy 300 zł rzadko działają jak należy – albo są zbyt mało czułe, albo tak miękkie, że pochłaniają sporą część energii, którą chcielibyśmy przeznaczyć na napędzanie roweru. Blokada skoku w wielu przypadkach także nie poprawia zbytnio sytucji, bo sama konstrukcja widelca jest zbyt wiotka.
Oczywiście na drugim końcu spektrum znajdą się osoby, dla których widelec amortyzowany jest realnie potrzebny lub nawet konieczny. Mimo to odważę się powiedzieć, że to one – a nie miłośnicy „sztywniaków” – stanowią margines. Na podobnej zasadzie ogromna liczba osób została przez sprzedawców „nabita w górala”, podczas gdy do uprawianej przez nich jazdy parkowo-ścieżkowej wystarczyłby im znacznie lżejszy rower crossowy lub przełajowy, który odwdzięczyłby się za to świetną dynamiką na asfalcie. Bardzo wielu z tych klientów to niestety ofiary źle rozumianego marketingu oraz pewnego automatyzmu i niechlustwa ze strony niektórych sprzedawców.
Nie zgodzę się jedynie z tym, że najlepszy rower do miasta to MTB – w większości przypadków stawiałbym raczej na poczciwego holendra, ewentualnie crossówkę albo przełajówkę/monstercrossa. Ale to temat na zupełnie inną, długą dyskusję ;)
Pozdrawiam!
@Łukasz: Równie dobrze twoja dziewczyna mogłaby nigdy nie używać przerzutek. Nie oznacza to, że przerzutki są niepotrzebne do codziennej jazdy.
Jaki amortyzator polecilibyście do roweru trekkingowego na wyprawy? Priorytetem jest NIEZAWODNOŚĆ. Cena to aspekt drugorzędny.
@Xau – do jazdy po mieście czy wypadu do lasu blokada amortyzatora nie jest w ogóle potrzebna. Przydaje się tak naprawdę podczas stromych podjazdów. I wtedy manetka na kierownicy jest niezbędna, bo grzebanie ręką po goleni amortyzatora bywa frustrujące.
Moja dziewczyna ma blokadę w amortyzatorze (totalnie amatorski sprzęt) i nigdy jej nie użyła :) A ma, bo po prostu producent ją tam wcisnął. Do zwykłej jazdy nikomu nie jest potrzebna.
Nie zgodzę się, manetka na kierownicy chyba tylko na zawody. Do amatorskiej jazdy po mieście czy popołudniowy wypad do lasu na ubite ścieżki w zupełności wystarcza blokada. A czy coś daje to dużo zależy od sposobu jazdy. Umiejętne posługiwanie się nogami i ciałem eliminuje konieczność jej używania na niezbyt stromych podjazdach. Osobiście używam manetki dość rzadko, może dlatego że mam manetkę na goleni ale blokada sama w sobie jest bardzo skuteczna i redukuje działanie amortyzatora do zera.
Na pewno przy podjazdach coś daje. Tylko, że musi mieć koniecznie manetkę na kierownicę, bo inaczej nie ma to większego sensu.
Na zjazdach też daje… Jeździłem wcześniej Giant TRance X3 2015, który miał blokadę tylko na przodzie i nawet jeżdżąc ostre XC, gdzie zasuwasz 40 km/h+, najzwyczajniej w świecie nie masz czasu na nachylenie się nad golenią i blokadę. Poza tym grozi to ostrą glebą. Teraz mam Scott Genius 740 z CTD w obu amortyzatorach i możliwość zmiany twardości podczas jazdy, to po prostu bajka. Biorąc pod uwagę zmianę terenu, czasami nawet kilkukrotną na przestrzeni kilku km, w lesie itd., to blokada na kierownicy daje przeogromne możliwości właśnie głównie na zjeździe, bo wtedy ustawiasz na tryb najbardziej miękki.
A jak w tym wszystkim mają się amortyzatory z blokadą? Ta blokada faktycznie coś daje?
jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma…, a złej baletnicy przeszkadza rąbek spudnicy.
Motłoch łapie się w sieci producentów i myśli, że za swoją kasę wszystkie rozumy pozjadał…
Aby uzasadnić swoje wybory dostaje w dyskusji zajadów…
Skuteczna jazda rowerem, to co najniej 99% pedałowania…
Skuteczna jazda rowerem, to co najniej 99% pedałowania..
dodam – i nieco techniki.
Podpisuje się pod tym bo nawet „kosmiczny” rower nic nie da jak kierowca całe zycie przesiedział w kanapie a o technice jazdy ma takie pojecie jak ja o rozczepianiu atomów czy fizyce nuklearnej.
Nie ma cudów by być dobrym rowerzystą są potrzebne kultura osobista, lata doświadczenia, godziny treningów i WIEDZA by umieć nie tylko technicznie
ale i BEZPIECZNIE się poruszać czy to w mieście czy w terenie.
@Xau – ten RST kosztuje 1300 złotych, więc to i tak dla przeciętnego Kowalskiego – „amortyzator w cenie dwóch rowerów” :)
Przejechałem na rowerze bez żadnego amortyzatora ponad 12k km. Były tam między innymi trasy XC i dałem radę i nadal żyję. Przesiadłem się na fulla i też żyję ale stwierdzam, że właściwości trakcyjne fulla są czymś co warte jest wzrostu wagi nawet o 2-3 kg jednak chyba tylko w terenie. Miasto to tylko komfort – nic więcej.
Wiele osób które nie do końca się znają na rowerach myśli, że tylny amortyzator to tylko komfort, jednak głównie chodzi przecież o bezpieczeństwo i stały kontakt tylnego koła z podłożem, czego hardtail nie zapewni po wjeździe na korzeń.
@rafalb
Wybacz kolego, ale bredzisz. Sam używam RST First Air tyle że w wersji Platinum i złego słowa o nim nie mogę powiedzieć. Texty o tym, że jak nie stać cię na Foxa za 2k zł to lepiej olać amorka też wsadzić można między bajki. Jest wiele sensownych amortyzatorów w niższych cenach i nie są kowadłami. Mój RST waży katalogowo chyba 1,6 kg. I tu ciekawostka – jest to chyba jeden z tak tanich i lekkich amortyzatorów. Nie chcę go możliwościami porównywać do RS SID WC ale w czasach jak kupowałem swojego RST to RS SID ważył jedynie 100 g mniej a kosztował o 2k zł więcej.
Ale nie dziwi mnie to, że narzekasz na Firsta, skoro używałeś WIDELCA XC do ALPEJSKICH ZJAZDÓW pewnie typu Trail. To jest amortyzator do XC a nie twardziel do FR/AM/Trail czy czegokolwiek cięższego. Z drugiej strony w cięższy teren polecasz RS Reba czy Tora? Kolejne amortyzatory do XC?
Chyba Recon albo Pike jest amortyzatorem, który nadaje się w CIĘŻSZY niż XC teren.
Nie wolno zapominać, że amortyzatory XC to sprzęt wyścigowy, lekki i delikatny. Nie bronię tu RST, bo słyszałem też o miękkich goleniach RS SID ale do wszystkiego trzeba umieć dobrać sprzęt a nie tylko przeczytać recenzję maratończyka o amorku XC i go kupić do DH.
A ja zrobiłem ok. 17k na sztywnym widelcu po miescie na balonówach we wszystkich warunkach. I siadły mi nadgarstki. Pobolewało, raz i znów. I dzisiaj zakładam amortyzator. Żadna rewelacja. Ma wybierać dziury i oszczędzać stawy. Nic więcej. Rower cr-mo ciężki jak diabli. Dam radę. Oby zdrowo. A jak polubię amor to za rok czy dwa zmienię pojazd na taki 9kg max;)
@Rafalb – ja po przejściu na rower ze sztywnym widelcem najbardziej właśnie odczułem to, że rower „sam” rwał się do przodu.
@kuba – na pewno sztywny widelec to nie są same plusy. Niestety trzeba przed krawężnikami odciążać kierownicę, no i uważać na większe dziury. Ale… dużo też zależy od szerokości opon i bieżnika. Ja mam Schwalbe Kojak 700x35c i komfortu jakiegoś olbrzymiego one nie dają.
Ale co jakiś czas zakładam Schwalbe CX Comp o tym samym rozmiarze i jest o wiele lepiej. Zwłaszcza na piasku i szutrze, gdzie Kojaki wymiękają.
Jeśli będziesz miał szersze opony – to w ogóle bajka będzie. Ja negatywnego wpływu na obręcze nie zauważyłem u siebie.
Czy nie uważasz że jazda na sztywnym widelcu w rowerze mtb ( 29 er ) będzie skutkowała szybszym zużyciem się ramy ? Pytam bo składam sobie rower i prawdę mówiąc znajomy zachęca mnie do założenia zamiast amorka , sztywnego aluminiowego widelca. Wiem że stalowy by pewnie lepiej tłumił drgania a jeszcze lepiej carbonowy , ale moje pytanie dotyczy tego alu. Podobno opony w 29 er bardzo skutecznie pochłaniają wszelkie nierówności, oczywiście nie mówię tu o jeździe ekstremalnej ale powiedzmy o wypadach na jurajskie i górskie szlaki , zjazdy głównie po szutrze i kamieniach. Trochę się boję że wszelkie uderzenia będą się przenosiły na ramę i przez to będzie dużo bardziej narażona na pęknięcie.
Hej, popatrz na rowery przełajowe :) Tam większość ma sztywne widelce.
Powiem Ci tak, jest to coś za coś. Na sztywnym widelcu nie poszalejesz tak bardzo, jak z dobrym (zaznaczam, dobrym) amortyzatorem. No i są zjazdy i są zjazdy :) Ciężko mi tu jednoznacznie doradzić. Według mnie, na lżejszych trasach spokojnie sztywny widelec sobie poradzi, choć oczywiście nie będzie dawał tyle komfortu i bezpieczeństwa co amortyzator.
Ale jest pewna granica trudności, powyżej której nie zdecydowałbym się na sztywny widelec, tylko wziął porządny, powietrzny, przyzwoity wagowo amortyzator.
Łukasz bardziej martwi mnie to czy przez zastosowanie sztywnego widelca, rama nie będzie się szybciej zużywała. Oczywiście nie mówię tu o jakiś ekstremach i szaleństwach tylko o tym że rama która powiedzmy normalnie by posłużyła 15 lat będzie do wymiany powiedzmy po 3 , pomimo jazdy po lekkim terenie , z uwagi na to że sztywny wideł będzie cały czas przenosił na nią drgania…Co do terenu to powiedzmy mam na myśli np szlaki jurajskie ( np Orlich Gniazd) albo drogi utwardzone grubym tłuczniem itp.ewentualnie sporadycznie kocie łby itp. Oczywiście nie mówię że jeździłbym tylko po takiej nawierzchni bo wtedy to amor jest niezbędny choćby dla wygody.
I generalnie jeśli dobrze zrozumiałem nie uważasz żeby 29 er na oponach 2,1 ze sztywnym widelcem był jakąś dewiacją :) ?
Szerokie opony z nie za wysokim ciśnieniem dadzą sporo w kwestii amortyzowania samej ramy. Jadąc ze sztywnym widelcem, bardzo szybko poznasz ograniczenia takiej jazdy i po prostu nie będziesz jeździł tak żeby uszkodzić ramę :) Będziesz też w wielu miejscach jechał po prostu trochę wolniej. W przełaju jeżdżą ze sztywnymi widelcami i żyją :)
Jak dla mnie bardzo trafny wpis.
Jeżdżę po mieście i na wyprawy na crossie z amortyzowanym widelcem i zastanawiam się właśnie czy tak na prawdę jest mi on potrzebny. Niby mam blokadę, która przydaje się na podjazdach, ale wagi nie zmienia.
Dla mnie największym dylematem jest wpływ amortyzatora na trwałość obręczy zwłaszcza w miejskich, dziurawych warunkach.
Może to ktoś porównać z doświadczenia?
Nie sądzę aby była to kwestia sztycy.
Aktualnie wielu osobom wydaje się, że nie można wjechać w teren bez amorka. I tu się mylą! Amortyzator wsadziłem do roweru dopiero jak jechałem wyprawę rowerową w Alpach. Typowo terenową. Miałem hardtaila i dałem sobie radę, a terenowe zjazdy alpejskie nijak mają się do naszych polskich.
Normalnie jeżdżę na aluminiowym Mosso, który waży w okolicach 600g. Bajka! Ostatnią miesięczną wyprawę miałem asfaltowo-szutrową i było idealnie. Rower posiadł wszystkie plusy, które wypisałeś. Jest lekki, zrwyny i co dla mnie najważniejszy- dużo bardziej niezawodny (bo z amorkiem trochę miałem zabawy…a to ciekł na blokadzie, a to powietrze puszczał (RST First Air).
Moje zdanie jest takie. Jeśli nie masz kasy na Foxa za 2k zł, odpuść sobie amortyzator. Chyba, że naprawdę pchasz się w ciężki teren to szukaj Reby czy Tory.
Zgadzam sie w 100%. W góralu miałem jakiegoś elastomerowego RST i tak naprawdę był to tylko odważnik. Zamieniłem na sztywny I było tak samo, tylko lżej. Dopiero gdy wybierałem się w trudniejszy teren (dziury, korzenie, zjazdy kończoące się piachem) jedynym rozwiązaniem okazał się widełek za ok. 2k zł. (u mnie – „Bomberek”). Ale w szosie nie mam amortyzatora i całe szczęście (carbon zapewnia wystarczający komfort).
I jeszcze jedno – z mojego doświadczenia wynika, że im mniej złomu się wozi, tym lżej się jeździ. Czyli żadnych nóżek, błotników, dynam, osłon, amortyzowanych sztyc, regulowanych mostków itd…; nawet swiatełka najmniejsze jakie są w sklepach. Warto też zamontować jak najlżejszą sztycę, support, kierownicę a nawet mostek. Ziarnko do ziarnka i zbierze się ze 2 kg, a to NAPRAWDĘ DUŻO!!!
Akurat na oświetleniu bym nie oszczędzał na wadze. Te najlżejsze, najtańsze lampki najczęściej w ogóle nie świecą.
Oczywiście są też leciutkie i świecące mocniej lampki, ale raz, że są dość drogie, a dwa to baterie wcale na długo w nich nie wytrzymują.
Waga, wagą, ale lepiej żeby było nas widać na drodze, chociażby podczas jazdy wśród drzew.
Proponuję Ci abyś: wywalił układ korbowy, bo skoro amortyzatory przyspieszają rower to i brak korby również (oszczędność wagi i włożonego wysiłku); jeśli masz koła standardowe szprychowe, to co najmniej połowe z nich usuń (lekkie koło same korzyści).
Albo jeszcze lepiej…kup sobie monocykl. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.
Nie wiem czy potrzebna jest tutaj taka złośliwość :)
Widziałeś kiedyś rower ze sztywnym widelcem? Na pewno i to niejeden. A widziałeś kiedyś na mieście rower bez korby? Czy koła z powyjmowanymi szprychami? Ano nie.
Tak więc schowaj swoje złośliwości, bo to nie ma sensu. Jak ktoś chce odchudzić rower, to ma dużo lepsze drogi niż odkręcanie korby.
I tak oto drodzy Internauci kasuje się w kulturalny i inteligentny sposób użytkowników pokroju „kent”.
Panie Łukaszu swoim lekkim piórem? klikiem? i brakiem niepotrzebnego lania wody naprawdę zachęcił mnie Pan do przeczytania reszty artykułów.
„Amortyzator” marki Zoom opuszcza mój rower ;)
to taka typowa w naszej pieknej zawistnej Polsce zlosciwosc w komentarzu
i sie ludzie dziwia ze ludzie z zagranicy nie chca wracac
Kent może był trochę ironiczny ale rozumiem co miał na myśli odpisując na zdanie [Akado] „z mojego doświadczenia wynika, że im mniej złomu się wozi, tym lżej się jeździ”. Po prostu ten „złom” powstał w jakimś celu, głównie dla bezpieczeństwa i komfortu jazdy. Nadmierne lub bezmyślne odchudzanie roweru może skończyć się kontuzją lub wypadkiem. Osobiście cenie sobie amortyzowaną sztycę. Jazda po nierównej kostce lub płytach chodnikowych bez sztycy na dłuższych dystansach kończyła się w moim przypadku bólem kręgosłupa.