Spanie na dziko – jak to robić?

Wybierając się na rowerowy wyjazd dłuższy niż jeden dzień, należy zadbać o nocleg. Spać można oczywiście we wszelakiej maści hotelach, hostelach, gospodarstwach agroturystycznych czy kempingach. Takie spanie ma sporo zalet – mamy dostęp do ciepłej wody, prysznica, często kuchni. Poza tym jest relatywnie bezpiecznie, zwykle istnieje możliwość schowania gdzieś roweru.

Spanie w hotelach/agroturystyce/na kempingu

Niestety ten typ nocowania ma też wady. Po pierwsze kosztuje – często niemało (choć kemping i spanie pod namiotem nie jest przesadnie drogą imprezą). Po drugie – podróżując przez różne miejsca, może się okazać, że po prostu w okolicy nie ma żadnego sensownego miejsca noclegowego. Jednym z rozwiązań jest szukanie noclegu u ludzi. Mamy namiot i szukamy miejsca, by rozbić się u kogoś w ogrodzie, na polu czy łące. Często może się okazać, że dostaniemy jeszcze coś do jedzenia, a czasem możliwość wykąpania się (choćby wodą z węża ogrodowego).

Taki sposób nocowania też ma swoje wady. Trzeba się zwykle trochę nachodzić po domach, by znaleźć chętnego odważnego do przenocowania rowerowych turystów. Ludzie, zwłaszcza w cywilizowanych krajach są bardzo nieufni (a może coś ukradną, a może coś popsują, a po co mi kłopoty). Sam jeszcze nie byłem np. w krajach azjatyckich, ale z relacji podróżujących w tamte rejony, można się dowiedzieć, że miejscowa ludność jest bardzo gościnna i często taki nocleg, jest jedyną sensowną opcją w pewnych rejonach.

Spanie na dziko
fot. Paxson Woelber

Spanie na dziko

Są też osoby (takie jak ja), które nie lubią chodzić po ludziach i prosić o nocleg czy miejsce na rozbicie namiotu. Pozostaje wtedy, moim zdaniem najlepsza opcja czyli spanie na dziko. Każdy kto tak spał pamięta chyba swój pierwszy raz – ja również pamiętam :) Nie będzie to spektakularna opowieść – sporo lat temu wymyśliłem z kolegą, że pojedziemy pociągiem do Gdańska i stamtąd wrócimy do Łodzi. Ot, trzydniowa przejażdżka z namiotem i spaniem u gospodarzy w ogrodzie. Niestety szybko się okazało, że nikt nie chce przygarnąć dwóch rowerzystów i musimy coś wykombinować na własną rękę. Odjechaliśmy spory kawałek za wieś i skręciliśmy w stronę jeziorka. Tam udało się nam małą ścieżką do niego dojechać, dodatkowo odeszliśmy jeszcze spory kawałek w bok i rozbiliśmy się po prostu w osłoniętym miejscu.

Zapraszam do obejrzenia materiału, w którym opowiadam o spaniu na dziko. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.

Nocleg się udał, a kolejnego wieczoru nawet nie łaziliśmy po domach, tylko od razu wjechaliśmy ścieżką głęboko w las i jeszcze dodatkowo oddaliliśmy się od ścieżki Rano jedynie spotkałem grzybiarza :) Od tego czasu jeszcze kilka razy zdarzyło mi się spać na dziko, czasami z wyboru, czasami bo tak wyszło. Nigdy nie było z tym problemu, wystarczyło trzymać się kilku prostych zasad.

Zasady spania na dziko

1) Nie bój się – strach ma wielkie oczy, a w nocy, w namiocie każdy dźwięk słychać 10 razy lepiej. I człowiek zaczyna sobie różne rzeczy wyobrażać. Pamiętaj, że jeżeli dobrze się rozbiłeś – to jest naprawdę małe prawdopodobieństwo, że dostrzeże Cię jakikolwiek człowiek. Chyba, że wyposażony w mocną latarkę. A zwierzęta boją się Ciebie często jeszcze bardziej, niż Ty ich.

2) Rozbij się niezauważony – bardzo ważna sprawa. Gdy zjeżdżasz z głównej drogi, lepiej by nikt nią akurat nie jechał samochodem, rowerem czy szedł na pieszo. Nigdy nie wiesz czy nie jest to leśniczy, właściciel okolicznych pól czy po prostu ciekawska osoba. Nawet jeżeli jakiś spotkany pieszy jest przyjaźnie nastawiony, lepiej odjechać w inne miejsce.

3) Rozbij się w odpowiednim miejscu – najlepsze miejsca do rozbicia się są osłonięte drzewami, krzakami, skałami itd. Warto odjechać dwa-trzy kilometry od ostatniej wsi i zjechać z głównej drogi. Idealnie by było, gdyby do miejsca naszego noclegu nie prowadziła żadna droga lub ścieżka. Uważajcie również na zagłębienia terenu (lubi się tam zbierać woda) oraz na szczyty wzgórz (podczas burzy może być nieciekawie).

4) Znajdź nocleg przed zapadnięciem zmroku – najlepiej co najmniej godzinę przed. Rozbijanie namiotu po ciemku nie jest dobrym pomysłem, można przypadkiem rozbić się na mrowisku, szyszkach lub innym mało przyjemnym miejscu.

5) Korzystaj z namiotu w maskujących barwach – zdecydowanie najlepsze do spania na dziko są namioty w kolorze ciemnozielonym, granatowym, szarym itd. Większość biwakowych namiotów jest właśnie w takich kolorach, ale zdarzają się producenci robiący namioty w kolorze czerwonym czy żółtym (wzorując się chyba na namiotach ekspedycyjnych), czy nawet w kolorach lekko odblaskowych. Więcej o namiotach na wyjazdy rowerowe.

6) Zadbaj o spokój – tego punktu chyba pisać nie muszę. Puszczanie muzyki, głośne śpiewy czy nocne zwiedzanie lasu pod wpływem alkoholu zdecydowanie nie są najlepszym pomysłem. A przynajmniej jeżeli nie chcesz, by ktoś odnalazł Wasze miejsce noclegu.

7) Zadbaj o porządek – wszystkie, ale to absolutnie wszystkie śmieci należy od razu zbierać do jakiegoś worka i na noc zabrać do namiotu. Po pierwsze mogą pojawić się jakieś zwierzęta skuszone zapachem; a po drugie w przypadku ewentualnej wizyty leśniczego, lepiej by wokół namiotów był absolutny porządek. Wtedy można liczyć na pobłażliwość. Walające się butelki i papierki po zupkach chińskich zdecydowanie nie poprawią nastroju leśniczego, nawet jeżeli miałeś zamiar pozbierać je rano.

8) Pamiętaj o legalności – w bardzo wielu krajach takie biwakowanie jest nielegalne. W Polsce można spać „na dziko” jedynie w miejscach do tego wyznaczonych. W internecie pojawia się sporo pytań czy w danym kraju można spać na dziko. Moim zdaniem lepiej nie wierzyć w różne domysły na forach internetowych, tylko sprawdzić samemu na dobrych stronach www. Sporo przydatnych informacji znajdziemy również w poradniku „Polak za granicą” przygotowanym przez MSZ.

namiot-tunelowy

9) Co z rowerami? Rowery można schować do przedsionka namiotu, jeżeli jest on tunelowy. Niektórzy jeżdżący w pojedynkę ponoć odpinają koła i śpią razem z rowerem. Jest to jakaś opcja, ale chyba mało wygodna. Generalnie najlepiej jest rozbić się obok drzewa, rowery spiąć linką i ew. drugą przytwierdzić do drzewa. Wiadomo, że najlepszym zabezpieczeniem jest U-lock albo łańcuch, ale wątpię by w lesie ktoś chodził z nożycami do cięcia metalu. No chyba, że specjalnie przyszedł po rowery, bo Was widział (patrz punkt 2). Na rowerach można postawić metalowe kubki, zawsze zrobią trochę hałasu w razie czego. Z rowerów na noc warto zdjąć wszystkie odblaskowe elementy (lampki itd.), które mogą rzucać się w oczy. Można je ewentualnie przykryć płachtą folii, zabezpieczy je to nie tylko przed wzrokiem ludzi, ale również przed deszczem.

10) Cenne rzeczy przy sobie – wszystkie najcenniejsze rzeczy: pieniądze, dokumenty, sprzęt elektroniczny itd. zawsze trzeba mieć przy sobie. Można je położyć w nogach, albo schować w kieszonce namiotu. Lepiej nigdy nie zostawiać nic cennego w przedsionku namiotu lub poza nim.

11) Zadbaj o higienę – niektórzy mówią, że od braku mycia nikt jeszcze nie umarł. Zapewne tak jest, ale co innego mogą powiedzieć osoby, które spotkasz na swojej drodze oraz Twoje miejsca wrażliwe, głównie pachwiny. Do umycia się wystarczy butelka z wodą (ew. plus gąbka) lub mokre chusteczki – najważniejsze to przemyć strategiczne miejsca. Dobrym pomysłem jest wykąpanie się w rzece, strumieniu czy jeziorze. O higienę należy zadbać, nawet podczas spania na dziko – ponieważ wszelkie otarcia czy zapocenia mogą następnego dnia uniemożliwić jazdę.

Podsumowanie

Miało być krótko, a wyszła spora lista :) Jeżeli nie jesteś przekonany do spania na dziko, a wybierasz się rejony, gdzie z góry wiadomo, że takie spanie się pojawi – warto zrobić to kilka razy przed wyjazdem. Wystarczy wybrać się kilkadziesiąt kilometrów za swoje miejsce zamieszkania i rozbić sobie namiot w leśnej głuszy. Po kilku takich wyjazdach – naprawdę można przestać zwracać na to uwagę.

Odwagi dodają też opowieści podróżników. Można przeczytać o spaniu na stacjach benzynowych, w parkach, pod mostami, na plaży, na placu zabaw itd. Ja osobiście wolałbym rozbić się gdzieś na kompletnym odludziu, ale wiem, że czasami nie ma innego wyjścia. I być może kiedyś sam będę tak spał :)

Na koniec napiszę Wam jeszcze jedną rzecz. Rower daje wolność – to nie ulega wątpliwości. Jedziemy tam gdzie chcemy i kiedy chcemy. Tak samo może być z noclegiem – spanie na dziko często nie jest objawem skąpstwa czy braku funduszy – jest to po prostu wolność i niezależność od nikogo. Masz ochotę – to się rozbijasz i idziesz spać, bez poszukiwań hotelu czy kempingu. I najlepiej właśnie w taki sposób patrzeć na spanie na łonie przyrody.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

36 komentarzy

  • Podczas pierwszego noclegu, rano rozpadał się deszcz. Dookoła leżały suche liście, które tak szeleściły, że brzmiały jakby ktoś się kręcił dookoła namiotu i leżących opodal rowerów. Wybiegłem z latarką i nożem by dowiedzieć się, że nikogo nie ma. Chyba każdy ma jakąś ciekawą historię związaną z pierwszym noclegiem.

    Przed pójściem spać, warto wykopać sobie w ziemi mały dół pełniący funkcję latryny, bo gdy rano nas przypili to nie będzie na to czasu.

    ad 10. Wg mnie najbezpieczniejsze jest wnętrze śpiwora (oraz mała kieszonka wszyta wewnątrz). Dotyczy małych przedmiotów.

    ad 11. Codziennie powinno się przemywać okolice wszystkich otworów w ciele. Dodatkowo warto przemyć pachwiny i pośladki, a następnie nasmarować je kremem.

    A teraz smutna prawda :

    Najbardziej niebezpiecznym zwierzęciem, którego należy się bać podczas spania na dziko jest… człowiek.

  • Na długą eskapadę polecam Szwecję, ponieważ tam jest czymś zupełnie naturalny, że podczas podróży „pieszej, rowerem, czymkolwiek gdy podjedziemy pod dom gospodarza nie musimy pytać się nawet o możliwość rozbicia namiotu, ponieważ jest to oczywiste. Tam zawsze każdy każdego przyjmuje i ugości ciepłym posiłkiem… inna mentalność…
    W Polsce moim zdaniem, raczej ciężko liczyć na takie zachowanie, chyba że PIN + ZIELONY :)

  • Za moich młodzieńczych czasów spało się czasem w stodołach na sianie, czasem nawet pod gołym niebem i strachu nie było. Dziś można się nieźle zdziwić, bo nawet w samym środku lasu można kogoś spotkać. Choć zwykle bez złych zamiarów.

    Wszystko jest dla ludzi i jak się robi to z głową to takie spanie to sama frajda.

  • Tam gdzie na dziko jest nielegalnie to na ogół jest masa legalnych możliwości (chyba o Bornholmie to czytałem)
    Ponadto im odludniejsza okolica tym chętniej przyjmują wędrowca (możliwe ze Polski to nie dotyczy)
    ale czytając blog tego „wariata” ;) co USA/Meksyk na rowerze przemierzał (cywilizacja na maxa) to ludzie byli pomocni, ci co na Syberię jechali przez Rosję to im bardziej na wschód tym gościnniej – chyba nie ma reguły

  • Ja raz spałem pod gołym niebem :D. Nazajutrz rano było wtedy z ok. 5-7 stopni (dość chłodno jak na czerwcowe warunki), ale miło to wspominam :).
    http://rockmenikxc.bikestats.pl/a,2013,6.html

  • Ja w tym roku pojechałam z chłopakiem i kolegą do Chorwacji i Wenecji (jakieś 2600km). Rok wcześniej jechaliśmy po polskim wybrzeżu i spanikowani płaciliśmy za campingi. Ale kolega mówił, że spanie na dziko jest jak najbardziej okej, więc zdecydowałam się spróbować, gdy pojechałam z nim na wyjazd treningowy po Polsce. Potem już w trójkę pojechaliśmy do Chorwacji, spanie na dziko bardzo się sprawdziło. Tylko raz spaliśmy w szkółce przykościelnej (trzeba było gdzieś zostawić bagaże, by pochodzić po Wenecji) oraz raz u polsko-węgierskiej rodzinki (warto mieć flagę na rowerze!).

    Jak dla mnie najbardziej potwierdza się kwestia higieny – mieliśmy mokre chusteczki, które codziennie szły w ruch. Do tego kąpaliśmy się w rzekach (ekologiczne mydło i szampon, biodegradowalne)oraz pod różnymi nadmorskimi natryskami.

    Nie było dla nas taż ważne bycie niezauważonymi, rozbijanie się przed zmrokiem (raz po 22iej) oraz rozbijanie się tylko tam, gdzie nie prowadzą ścieżki.

    No i mega ważna kwestia – rowery spięte i przykryte folią, a śmieci w worku.

    Polecam, już mnie ciągnie na kolejny wyjazd, także dzięki takiemu właśnie nocowaniu ^^

  • Dobry art, dawno nie było artykułu na tym poziomie.
    Rok temu sam szukałem dobrego i w miarę lekkiego namiotu by z narzeczoną zrobić dłuższą trasę.
    Wspominasz o namiocie, ważną rzeczą jest właśnie jego waga bo na rowerze mało kto chce na plecach wozić swój mały bagaż i jeszcze 12 kg namiotu. O ile mowa o 2-dniowych eskapadach to nie ma problemu bo bagażu własnego jest tyle co nic – coś do jedzenia, picia i higiena, to już 4-dniowy wypad to większa ilość bagażu gdzie bez przyczepki lub sakw ciężko będzie się zabrać. Trzeba pamiętać o jakimś zapasie wody pitnej, wody „śmieciowej” do mycia, nieco większy zapas jedzenia, jakaś mini kuchenka gazowa, małe naczynie. Część z tego można na bieżąco uzupełniać w lokalnych sklepikach, ale miałem już takie wypady gdzie ostatni sklep spotkałem 40 km od domu ale miałem tego świadomość. Warto więc się rozeznać co by się nie zdziwić.

  • Zapomniałem o podlinkowaniu wpisu o namiotach :)
    https://roweroweporady.pl/jaki-namiot-zabrac-na-wyjazd-rowerowy/

    Oczywiście w namiocie ważna jest kwestia wagi. Niezła, w cenie 450 zł trójka (pozwalająca spać dwóm osobom z bagażami) waży koło 3,5 kg.
    Jak się podzieli na dwie osoby, to wychodzi niewiele.

    Trochę gorzej gdy się jedzie z namiotem dwójką samemu. Ale to wtedy trzeba ciąć wagę z innych rzeczy :)

  • Jak byłem z kolega w Mińsku usłyszeliśmy cenę za hotel po 100 dolarów za głowę. Nie było innego wyjścia jak wyjechać za miasto i rozbić namiot. Po paru km znaleźliśmy polanę w lesie. Dużo padało, trawa sięgała ponad kostki. W butach chlupało. Mokra trawa okazała się dobrym sposobem na kąpiel, wystarczyło się w niej wytarzać :)

  • My w czasach studenckich podróżując z kolegami autem po Europie, zatrzymywaliśmy się pod wieczór koło jakiegoś domostwa i pytaliśmy się, czy możemy rozbić namiot. Nie odmawiali nam, a przy okazji można było poznawać nowych ludzi. Jest to jednak przywilej bycia w wieku nastu lub dwudziestu paru lat.

  • Tak się składa, że pisałem także kilka dni temu o spaniu na dziko :D
    Takie moje top10 noclegów..
    http://kolemsietoczy.pl/10-najlepszych-noclegow-na-dziko/

  • Też wolę na dziki, choć nie zawsze się da („zagranico bywają problemu, w Polsze raczej nie). Gdzie to ja nie spałam. W bunkrze, w krzakach, w dolinie rzeki, w młodniku sosnowym, w małym zagajniku, na parkingu ;)
    Moje doświadczenie namiotowe mówi, że im mniejszy i lżejszy, tym lepiej. U nas sprawdził się troll od fjord nansena, tropik i pokrycie składa się razem, więc zwijanie i rozbijanie trwa moment. Dwójka waży poniżej 3kg.

    Nie napisałeś o jedzeniu. Przydaje się gazowa kuchenka turystyczna na naboje, wtedy nie trzeba rozpalać ogniska (nie zawsze wolno, nie zawsze się da, bo deszcz, a taka kuchenka w przedsionku daje radę, zupkę w proszku czy herbatę się ugotuje).

    Co do krajów, gdzie nie wolno na dziko – to jest trochę tak jak u nas. W praktyce bez problemu – jednym namiotem się można rozbić na jedną noc gdzie bądź, byle z dala od zabudowań, późnym wieczorem i bez palenia ognisk (nam się udało grupą 20 osób parę razy z przymusu , jakieś 4 namioty). O ósmej pobudka i zwijanie namiotu, śniadanie można zjeść już na legalu. Bywa, że nie ma miejsca na kempingach i trzeba improwizować.

    Polecam swoją relację z Alzacji http://lavinka.bikestats.pl/c,19870,Longinada-2011.html oraz Norwegii (w No bardzo trudno rozbijać się na dziko poza kempingami, mimo że nie ma zakazu, po prostu trudno rozbić się na skałach). http://lavinka.bikestats.pl/c,30570,Longinada-2013.html

    • Ha!tez kiedyś rozbiłem namiot na parkingu – na przełęczy Krowiarki pod babią Górą :) W nocy przyjeżdżali tubylcy w BMW i driftowali, a ja wydygany leżałem z pompka w ręku – jak po mnie przyjdą, to będę się bronił. Rano przyszedł taki stary, zgryźliwy parkingowy w kowbojskim kapeluszu i do mnie z pretensjami, że to nie pole namiotowe i zaczyna mi wypisywać bilet za parkowanie. A ja do niego: – Panie, to jest namiot, a nie samochód :) W końcu się odczepił :) To był jeden z tych trudniejszych biwaków, kiedy rano zbierałem się niewyspany :)

  • PODCZAS MOJEGO PIERWSZEGO DZIKIEGO NOCLEGU(REPUBLIKA CZESKA HAŁDY ZIEMI PRZY ŚCIEŻCE ROWEROWEJ)OKAZAŁO SIĘ ,ŻE ….ZGUBILIŚMY ŚPIWORY!!OSTATNI DZIEŃ KWIETNIA JAKIEŚ 6 STOPNI I RZYGAJĄCY PIES:(,ALE WSPOMINAM MIŁO ,TERAZ PO KILKUDZIESIĘCIU NOCKACH W RÓŻNYCH MIEJSCACH JEST JUŻ TYLKO LEPIEJ

  • @Jacek – z tego co wiem, to w Polsce nie jest to dozwolone, oczywiście poza miejscami do tego wyznaczonymi, które też nierzadko są dzikie.

    Ale myślę, że jeśli tylko nie będzie się zachowywać nieodpowiednio, to nie będzie żadnego problemu. I pamiętaj, że spać na terenie prywatnym można, więc jeśli rozbijesz się u kogoś na polu to tylko właściciel może Cię przegonić ;)

  • Łukasz, a co z ogniskami? Chowamy się w lesie gdzieś daleko na noc… chcemy rozpalić ognisko, oczywiście ma być małe, żeby nie było za bardzo widać? Może do tego wykopać mały dołek i w nim rozpalić, żeby płomień nie był tak widoczny?

  • Nigdy nie rozpalałem ognisk poza miejscami do tego wyznaczonymi. Tutaj musiałby się wypowiedzieć ktoś w temacie, ale generalnie na dalsze wyjazdy lepiej mieć ze sobą kuchenkę gazową.

    Można też kombinować z paleniskiem w puszce, coś tego typu: https://www.youtube.com/watch?v=REPNLVvlEJQ

    • Lukaszu, chyba powinienes dodac kolejna zasade „nigdy nie uzywaj ognia ani innego swiatla w miejscu noclegu”. Zawsze mozna zjesc kilka km wczesniej. Przykladowo zar papierosa widac z okolo 4km w nocy, o ognisku i czolowkach nie ma co wspominac. Chyba ze chcesz miec nieproszonych gosci. Opocz tego gotujac i w ogole jedzac w miejscu spania ryzykujesz odwiedziny niedzwiedzia ktry ma wech pozwalajacy mu wyczuc jablko z kilku km i nie boi sie on ani ognia ani zadnych gazow (chyba ze gazow po fasoli) ani innych pomyslow internetowych znawcow. Nie ma sie co bac niedzwidzi, dzikow itp. zagrozenie istnieje ale jest znikome o ile ich nie zapraszasz na kolacje fajnym zapachem jedzonka. Ryzyko spotkania z czlowiekiem jest znaczne jesli zdradzisz swoja pozycje w jakikolwiek sposob.
      A najgorszym typem mozliwym do spotkania jest klusownik, zlodziej drzewa. przemytnik i niestety ci zatrudnieni do ich lapania.

      PS. Masz sporo fajnych porad rowerowych.

    • Przyjemność rozpalenia ogniska w lesie (nawet w miejscu, gdzie latem jest camping, choć z zakazem palenia ognisk) kosztuje 500-5000zł. Sprawdzone.
      Jeździliśmy całą zimę (terenówką z namiotem dachowym, czasem z żoną, czasem z kolegami- ale oni w swoich namiotach spali :) ) co tydzień nad morze, spanie w namiotach z soboty na niedzielę, w niedzielę kąpiel i do domu. Siłą rzeczy ognisko było niezbędne, zwłaszcza w sobotni wieczór. Na początku kwietnia tylko z żoną byłem. W niedzielę przed południem ognisko malutkie się paliło, na kartce A5 by się zmieściło, zero dymu. Nagle na sygnałach wpadła Straż pożarna i Straż graniczna, później dołączył leśniczy z mandatem. Od strażaków wiem, że ktoś „uprzejmie” wydzwaniał… 500 nie nasze.

  • Bardzo fajny artykul, osobiscie uwielbiam wyprawy z namiotem i pelna swobode.

    Ad 11 od siebie chcialem tylko dodac moj sposob na czystosc, zabieralem ze soba cisnieniowy zraszacz ogrodowy o pojemnosci 2l, dzieki czemu litr wody wystarczal mi na pelny prysznic wieczorem (oczywiscie przy krotkich wlosach ;))

    Pozdrawiam wszystkich niezaleznych ;)

  • Odnośnie higieny: wycieczki rowerowe w 80% robi się latem i wizja spędzenia nocy w namiocie np. z dwojgiem kolegów, którzy nie wykąpali się zakrawa o tortury. Czasem nie ma gdzie się wykąpać, a czasami zabraknie dnia żeby dojechać do miejsca docelowego. Ale co chodzi o Polskę, to tragedii nie ma, co chwilę można się natknąć na jezioro, strumień czy rzekę – nie twierdzę, że przy odrobinie pecha zje nas anakonda czy krokodyl, ale szczególnie po zmierzchu nie znając terenu można natrafić na jakieś koryto ściekowe…

    Dobrze mieć na wypadek odwiedzin dzikiego zwierza gaz, którego lepiej nie zostawiać w namiocie za dnia w pełnym słońcu, bo mi wybuchł kiedyś gaz paraliżujący w namiocie, na szczęście 3 minuty po tym jak wszyscy wyszli z niego.

  • „Ludzie, zwłaszcza w cywilizowanych krajach są bardzo nieufni” Ale i tu są podziały. Bardziej pokojowi Skandynawowie i podejrzliwi Amerykanie. :)
    Ach, żeby tak pojeździć latem po północnej Europie. W tym okresie prawie nie ma tam nocy.

  • Słyszałem o pewnym starszym czlowieku, ktory rozbija sie na cmentarzach wieczorem – nikt noca tam nie chodzi, mur stanowi oslone, jest dostep do wody wiec mozna sie umyc i napic, jest kosz na smieci i nie ma tez duzych szans by jakies zwierze typu pies czy dzik sie przypaletalo a o 5 rano Pan pakuje sie i ucieka :-)

    • Też słyszałem o nim w trójce.Zaczął jeżdzić w wieku 60 lat! i zjeżdził cały świat.Muszę poszukać jak się nazywa i dam znać.

  • Od jakiegoś czasu ja też zacząłem jeździć z namiotem w góry (Karkonosze i Izery). Kupiłem taki militarny namiot niemiecki -Flecktarn 32153v Schwarzenberg -Wszystkie rady na forum są jak najbardziej na miejscu. Mam jednak parę swoich ulepszeń, które sprawdziły mi się podczas moich wypraw. Po pierwsze rozbijam się w najbardziej dzikich miejscach, gdzie spotkanie kogokolwiek jest znikome, ale i tak wożę ze sobą gaz, tak na wszelki wypadek. Jeśli chodzi o odgłosy przyrody, to znalazłem na to radę w postaci ……stoperów. Jest cichutko jak makiem zasiał, ale słychać co nieco w razie czego. Nie targam też ze sobą litrów wody, ani zbyt dużo żarcia. Kupuję za 12 zł tabletki izotoniczne Isostara i rozrabiam z wodą ze schronisk, albo prosto z górskich potoków. Jest to wygodne rozwiązanie, bo te tabletki praktycznie nic nie ważą, a po rozpuszczeniu w wodzie, dają smaczny napój izotoniczny. Jakieś banany czy bułki z miodem zawsze mam, ale na ciepłe jedzonko jadę do schronisk, których tutaj w górach jest mnóstwo. W związku z tym, że nie wożę ze sobą żadnej karimaty z wiadomych względów, trzeba dokładnie wybrać podłoże, na którym będzie się spało. Za pierwszym razem dałem ciała, bo rozbiłem namiot i po zjedzeniu pieczonej z ogniska kiełbaski, jak było już ciemno, chciałem iść spać. Okazało się, że na wysokości pleców jest jakiś garb na ziemi i nie dało się na tym leżeć. Ponownie rozbijanie namiotu, po ciemku było bardzo niewskazane więc męczyłem się całą noc. No i te dźwięki zwierzaków, much i komarów. Nocka nie przespana, ale doświadczenia z niej bezcenne! Następnym razem najpierw się położyłem w planowanym miejscu rozbicia i jak było OK to rozbijałem namiot, jak coś uwierało, to przesuwałem się dalej. W kwestii higieny, to myję się w potokach górskich i mam też na noc świeżą koszulkę, żebym nie musiał spać w przepoconej i żeby nie prać śpiwora po paru takich wyprawach. I ostatnia rzecz. Nawet w lecie dobrze jest mieć na noc czapeczkę, taką leciutką. Mimo upałów w dzień, w nocy, w górach robi się naprawdę chłodno. Można wówczas nawet namiotu nie zamykać, żeby był przewiew i żeby się woda nie skraplała, a w głowę jest ciepło. Też to przećwiczyłem na sobie!

  • w tym roku w Czarnogórze spałam na dziko na plaży (takiej komercyjnej..). W nocy było trochę zimno, mimo że w dzień mega upał. Nie było za bardzo możliwości przypięcia roweru, więc przypięłam go…do mnie…W sumie fajna przygoda. I jaki widok prosto „z łóżka”: http://nakreconakreceniem.blogspot.com/2016/01/bakanska-przygoda-cz-9-noc-pod.html

    • Mylisz się, bo nikt nie dobiera barwy namiotu tak, aby był niewidoczny w nocy (w nocy z zasady wszystko jest niewidoczne). Ważne jest, aby namiot był niewidoczny rankiem.

  • Ja uwielbiam na dziko – ale wybieram miejsca odludne, z reguły na granicy lasu i jakiejś większej łąki – leśniczy wtedy nie ma możliwości wlepienia mandatu, bo fizycznie biwakuje na czyjejś łące.

    W dłuższej trasie zawsze wolę spać na dziko – bywają dni, kiedy jadę aż do północy a wstaję około 5:30 rano, więc namiot daje mi swobodę i niezależność. Nie trzeba dzwonić po agroturystykach, umawiać się, że „przyjadę około 21:00” a potem gnać, żeby zdążyć dojechać. Miałem przygody, kiedy umawiałem się z agroturystyką, ze zajadę do nich na 22:00 a potem się zgubiłem w okolicy i jeszcze złapał mnie deszcz, a kobita wydzwaniała z pretensjami, gdzie jestem, bo oni czekają na mnie a chcieliby pójść spać. jadąc rowerem wolę niezależność.

    Niedawno pod Turkiem o 1:00 w nocy jeszcze robiłem sobie herbatę w przydrożnej wiacie:) a potem przejechałem jeszcze kilka kilometrów i znalazłem świetne miejsce w brzozowym zagajniku. Biwak był przytulny i przyjemny. A rano heja dalej w trasę :)

    A kąpię się pod prysznicem z butelki – wożę ze sobą nakrętkę z dziurkami i przed każdym noclegiem nasączam gąbkę żelem „pod prysznic”, myje się solidnie, a potem płukanie butelką. Z reguły wystarcza mi litr wody, żeby umyć całe ciało i kładę się do śpiwora świeży, czysty. To ważne, bo dobrze wyspać się można tylko, gdy czysta skóra w nocy oddycha (spocona nie oddycha). Dzieki temu rano sa lepsze morale i chęć do dalszej jazdy.