Z Waldkiem, który prowadzi kanał Moto Doradca na Youtube przyjaźnimy się dobre kilkanaście lat. W swoich filmach, oczywiście skupia się głównie na samochodach, ale prywatnie jeździ także rowerem i na rolkach. Zawsze zastanawiała nas niezdrowa niechęć rowerzystów i kierowców do siebie. Ale nie ma się co oszukiwać, zarówno jedni, jak i drudzy mają sporo za uszami. Piesi też dorzucają swoje kamyczki do ogródka niechęci. Ale czy wszyscy? Ano właśnie nie. Przedwczoraj pisałem o rowerzystach jeżdżących nocą bez oświetlenia. Ale to nie jest tak, że wszyscy tak robią. Większość o oświetleniu pamięta. Tak samo jest z kierowcami czy pieszymi, mają sporo na sumieniu, ale przecież nie wszyscy. Bo jest tak, że głupie zachowania niektórych uczestników ruchu, potem rzutują na opinii o wszystkich.
Wracając do Moto Doradcy. Rozmawialiśmy na ten temat już nie raz. Aż w końcu przyszedł moment „konfrontacji” przed kamerą :) Usiedliśmy i po prostu porozmawialiśmy o tym, czy kierowcy mogą żyć w zgodzie z rowerzystami. Zapis rozmowy znajdziecie poniżej, a ja w kilku słowach uzupełnię o to, czego nie zdążyłem (albo zapomniałem) powiedzieć.
Brakuje cierpliwości i przewidywania. Ba, mi też tego brakuje. Nie da się ukryć, że gdy podczas wyprzedzania na drodze rowerowej, ktoś nagle odbija w lewo, bez spojrzenia za siebie – potrafi to podnieść ciśnienie. Albo gdy na wąskiej drodze, kierowca jadący z naprzeciwka, zaczyna wyprzedzać, licząc na to, że wszyscy się na tej drodze zmieścimy. Niejedno „urwał nać” potrafi się z ust wymsknąć. Ale wielu nieprzyjemnych sytuacji udaje mi się uniknąć, po prostu przewidując, że coś się może stać. Wielu kierowców traktuje zieloną strzałkę, jak zielone światło – więc zawsze zwalniam na przejeździe i upewniam się, że prawym pasem nikt nie jedzie. Wielu rowerzystów nie wie, że na drodze rowerowej, także obowiązuje zasada „prawa wolna”, tak więc dojeżdżając do skrzyżowania, zawsze patrzę czy w kogoś nie wjadę, mając pierwszeństwo. I tak dalej, i tak dalej. Zresztą na blogu było już sporo wpisów, w których pisałem o tym, jak się poruszać rowerem po ulicach, m.in.: Prawa i obowiązki na drodze rowerowej, Dylemat zielonego światła, Jazda po alkoholu, Jak się nie dać zabić na rowerze.
W każdym razie, wszystkich nas obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. Niestety, kierowca może nas nie zauważyć, rowerzysta może wyprzedzać tramwaj z lewej strony przez przejście dla pieszych, pieszy może wbiec prosto pod koła, choć wydawało się, że pobiegnie gdzie indziej. Dlatego ze swojej strony, jedyne co mogę na tę chwilę poradzić – to zasugerować wolniejszą jazdę, myślenie o tym co dzieje się na drodze i przewidywanie co może (ale nie musi) się stać.
Waldek słusznie zasugerował, że rowerzyści i piesi powinni być objęci ubezpieczeniem OC. Jak to z ubezpieczeniem, oby się nigdy nie przydało, ale nigdy nic nie wiadomo. Czy obowiązkowo? Niekoniecznie, bo i tak wiadomo, jaka byłaby ściągalność takiego ubezpieczenia. Ale powiem Wam, że chyba zamiast obowiązkowego abonamentu na media publiczne (są plany, żeby był doliczany do rachunku za prąd), wolałbym, żeby te 10 złotych miesięcznie, zostało przeznaczone na składkę OC. A przydałaby się nie tylko na ulicach, ale chociażby przy zalaniu sąsiadowi mieszkania. Ale tak mogę sobie gdybać, na razie trzeba się ubezpieczać na własną rękę.
A jak zakopać topór wojenny, między kierowcami i rowerzystami? Według mnie, poprawa infrastruktury może przynieść duże zmiany. Miasta nie są przygotowane, na tak gwałtowny wzrost ilości rowerzystów na ulicach. Co w tym kierunku robią politycy, nawet nie będę się wypowiadał, bo nawet jak robią sporo, to często bez głębszego zastanowienia. Ale to temat na zupełnie inny wpis :) Dobrym kierunkiem, byłoby też wprowadzenie obowiązku przepuszczania pieszych, którzy oczekują przy przejściu dla pieszych (pisałem o tym po pobycie w Hiszpanii). To uspokoiłoby trochę ruch, a także wyczuliło kierowców na to co się dzieje wokół nich. Niestety nie mam na razie recepty, co zrobić z rowerzystami, którzy kompletnie nie znają przepisów. Ale będę myślał nad większą akcją edukacyjną, która wyjdzie poza ramy bloga. I mam nadzieję, że powoli dojdziemy do czasów, gdy uda się nam wszystkim żyć w zgodzie, w mniejszym stresie i bez pośpiechu :)
Dziekuje… za fajne radosne i madre porady…!
Czy znasz siodelko dla kobiet..? Jest wspaniale…!
I tak na marginesie całej dyskusji – rozumiem dysproporcje bezpieczeństwa pieszy-rowerzysta-kierowca, ale drażni mnie jak kolejne kampanie społeczne zwalają całą winę na kierowców (ew. rowerzystó) – prowadzi to do wykreowania postawy „świętych kró” w psotaci pieszych – włążących bez żadnego rozejrzenia się wprost pod koła roweró czy samochodów !!!! Nie o taki efekt chyba chodziło – zresztą słąbo rozpropagoweane stytsyki Policji wskazują, że bardzo wysoki odsetek zdarzeń drogowych jest spowodowany zupełną bezmyślnością pieszych !!!! Chyba naprawdę czas na jakąs kampanie w stylu – „Pieszy, ty też jesteś uczestnikiem ruchu drogowego i od ciebie zależy bezpieczeństwo twoje i innych ’ ! Nie uważacie ?
Z mojego doświadczenia jazdy po Bielsku-Białej:
Są uprzejmi i pilnujący właściwej jazdy kierowcy jak i Ci, którzy muszą wyprzedzić kilkanaście metrów przed przejazdem, rondem, tak, że wjeżdżam w ich tył prawie.
IMO trzeba zachować i pewność siebie przy manewrach, czyli jak np. rozejrzymy się to decyzja, jak i myśleć za innych. Acz to chyba oczywiste.
pozdrawiam :)
Siemano! Mamy ciągle rosnącą liczbę rejestrowanych aut, i ciągle rosnąca liczbę rowerzystów. Co w tej sytuacji mogą zrobić urzędnicy, a co uczestnicy wspólnego ruchu po jezdni. Urzędnicy mają obowiązek budować infrastrukturę rowerową zgodnie z konstytucyjnym prawem zrównoważonego transportu ze względu np. na ochronę środowiska, a my, poza znajomością przepisów ruchu musimy być… nie będę pisał o szczegółach. Każdy zna zasady dobrego wychowania. A z tego kogoś kto ich nie zna lepiej nie brać przykładu.
Taak, obowiązkowe OC i jeszcze obowiązkowe kaski, i ochraniacze, i airbag w kierownicy… A wystarczy edukować. Ciężka przed nami droga, jak przed każdymi prekursorami. U nas infrastruktura rowerowa dopiero się rozwija, w jednych miejscach szybciej, w innych wolniej, a zwyczaje żeby zwracać uwagę na rowerzystów – zarówno od strony kierujących pojazdami jak i pieszych(!) jeszcze nie weszły w krew. Ja sugeruję zachować spokój i edukować. Oczywiście i mnie zdarzy się wkurzyć kiedy ktoś bezmyślnie zatarasuje ścieżkę samochodem, chociaż ma dużo miejsca przed nią, ale co mogę? Pozłościć się, pomachać rękami i tyle. Za to kiedy ktoś z głową mnie przepuści, albo zagapi się, ale przeprosi to i ja dziękuję podniesieniem ręki albo skinieniem głowy. Pieszych łażących po ścieżce upominam, czasami dzwonię do upadłego. Będzie lepiej! :)
Obowiązkowe OC byłoby bez sensu – działało kiedyś w Szwajcarii, ale zrezygnowano z niego, gdyż koszty administracyjne okazały się wyższe niż szkody wyrządzone przez rowerzystów. Mam OC, ale obowiązkowi jestem przeciwny. Pomyślmy:
-zarówno rowerzysta, jak pieszy, rzadko powoduje wypadki groźne w skutkach dla innych. Wyjątkiem są niektóre rowerowe potrącenia osób starszych lub dzieci, aleby ich uniknąć wystarczy że się nie jeździ po chodniku.
-jeśli rowerzysta ucieknie z miejsca kolizji, ubezpieczenie nic nie da, a rejestracja rowerów to chyba by już było zbyt wiele kosztów dla państwa. Jak się zatrzyma – płaci z własnej kieszeni.
-nawet przy zderzeniu z samochodem szkody wynoszą góra kilka –
kilkanaście tys. zł, jest to kwota, którą u większości osób komornik
byłby w stanie ściągnąć, więc poszkodowany otrzyma odszkodowanie, a że
sprawca mocno zbiednieje to już jego problem, dlaczego przepis ma dbać o
jego dobrobyt? Mógł się ubezpieczyć.
-i wreszcie ostatnie: obecnie ubezpieczenie rowerowe jest tanie, bo jest nieobowiązkowe – jakby było droższe, nikt by go nie wykupił. Obawiam się, że przy wprowadzeniu obowiązku ceny by znacznie wzrosły. Dlaczego przepis miałby tuczyć towarzystwa ubezpieczeniowe?
Może wzorem Waldka też powinieneś prowadzić lekcje w szkołach – albo może róbcie to razem? Bo moim zdaniem trzeba edukować młodzież, większość starszych ma już tak wdrożone pewne postawy czy nawyki, że nic im nie pomoże…
Ha, sam pomysł jest dobry. Tylko ja się nie za bardzo nadaję do publicznych wystąpień :) Ale będę pracował nad cyklem wpisów edukacyjnych, z którym pewnie ruszę na wiosnę. Na blogu jest już sporo takich wpisów, ale tym razem zebrałbym je w zgrabną całość.
A moim zdaniem, jest tez druga grupa (mlodziez), chyba duzo wieksza, ktora nie ma zadnych dobrych nawykow bo nie miala szansy ich wyksztalcic (brak wzorcow, brak motywacji). Ci z kolei zamiast tego, wyksztalcili sobie specjalne (patrz: roszczeniowe) podejscie do zycia. Wiem co mowie bo widze co sie dzieje wkolo mnie (dzien z zycia w zakladzie pracy).
Moim zdaniem ten konflikt na linii rowerzyści – kierowcy jest dużo mniejszy, niż się go w internetach opisuje… Ale mieszkam w bardzo rowerowym mieście :)
Przede wszystkim, trzeba oduczyć się stosowania odpowiedzialności zbiorowej. W każdej grupie – kierowców, rowerzystów, pieszych, rolkarzy, motocyklistów, itd – znajdzie się pewien odsetek bezmyślnych jednostek. Niestety, po spotkaniu jednego czy dwóch takich, wiele osób przekłada to na ogół. Jeden rowerzysta przejedzie na czerwonym i już na całą grupę sypią się gromy, że „święte krowy przepisów nie znajo”. A wystarczy podczas zwykłej przejażdżki zwrócić uwagę na tych, którzy zachowują się zgodnie z przepisami, i nagle okazuje się że naprawdę jest nieźle.
I to, o czym ktoś już wcześniej napisał: każdy kierowca powinien spróbować kiedyś wsiąść na rower. Ja bym nawet dodawała godzinę rowerowania po mieście (jezdnią!) do kursu nauki jazdy – bezcenna lekcja spojrzenia na ruch z innej perspektywy :) Podobnie, tak pomstujący na kierowców rowerzyści powinni czasem usiąść za kierownicę i zobaczyć, jak wygląda miasto z perspektywy samochodu, i jak trudno czasem takiego rowerzystę zauważyć (tu kłania się kwestia odpowiedniej infrastruktury).
Nic dodać nic ująć Trafiłaś w samo sedno sprawy :)
Dziękuje za głos rozsądku – tak rzadko dziś już słyszany.
Faktycznie, tych dobrze jadących się nie zauważa. Niestety prominentni przedstawiciele jednych i drugich (Frog, Łaczek, Hyła et consortes) rzutują na postrzeganie kierowców i rowerzystów już nie przez użytkowników dróg a opinię publiczną.
Stąd wygłaszane ex cathedra głupoty o tym, czego to kierowca/rowerzysta „nie musi” co potem podchwytują ci na „szosuffkah” a także kuriozalne „odkrycia”, że „ten niebieski okrągły z białym rowerem to znak nakazu, ja cię, nie wiedziałem”.
Potem ja jadąc prawidłowo przy prawej krawędzi jezdni jestem celowo mijany blisko, żebym wiedział gdzie moje miejsce bo paru dzieciaków z trąbkami nazwało się masą krytyczną i jeździ po mieście tak, żeby (ich własne słowa) „dokóczyć puszkażom”.
Mysle, ze Lard Vader opisal problem w sposob mistrzowski.
Zgadzam sie z nim co do slowa.
Powtorze to samo ale na swoj sposob.
W kazdej grupie (kierowcow i rowerzystow) jest tak zwana grupa A (zdecydowana MNIEJSZOSC jednak), ktora swoją głupotą (bezmyslnoscia, niefrasobliwoscia, czy jak tam to zwal) robi opinie pozostalej czesci swojej grupy – nazwijmy ich dla odmiany – grupą B).
I teraz, grupa B kierowcow, po konfrontacji z grupą A rowerzystow, wyrabia sobie opinie o tychze rowerzystach (nie musze dodawac ze negatywną) i naglasnia sprawe. Ktos sluchajac z boku, nie wnika tylko od razu zapamietuje jak to ci rowerzysci sie zachowuja i opinia gotowa (przypomne, ze zrobiona za sprawa 10%, czyli czesci A).
Ale to nie koniec.
Grupa B rowerzystow, sluchajac „tych bredni” (bo przeciez oni jezdza bez zastrzezen, i to jest prawda) podnosza larum ze to wszystko wyssane z palca (i maja racje bo przeciez jezdza bez zastrzezen).
Ale to tez jeszcze nie koniec.
Z kolei grupa A (rowerzystow) w tym momencie siedzi cicho, bo wie ze grupa B kierowcow ma racje. Wiec ich nie slychac bo wlasnie siedza cicho.
I tak jedni o drugich wypracowuja sobie opinie dokladnie w ten sam sposob.
Na koniec tylko dodam, ze to zasada, ktora obowiazuje powszechnie w calym naszym zyciu (kazdy rodzaj spoleczenstwa).
I tu podpowiedź: jesli chcesz obronic honor, zaangazuj do tego grupe B, bo tylko ona jest w stanie walczyc do ostatniej krwi o swoje racje, bo w nie przeciez wierzy.
Jest w tym jakas mądrość ale i cwaniactwo, na swój sposób…
To fakt. „Łosie” trafiają się wszędzie. W każdej grupie społecznej. ie można wszytkich wrzucać do jednego wora. Zdarza mi się nieraz snując się po „bezdrożach” Torunia trafić na kierowców, którzy potrafią się zatrzymać i łapką pokazać bym przejechał i wówczas jest kultura, macham również łapką tudzież skinę głową, ewentualnie jak ładna pani to ząbki posuszę :)), ale też trafiają się „ynteligenci”, którzy lubują się w ocieraniu mnie lusterkiem a wówczas mnie korci by ubiczować im te lustereczka swoim dwukilowym łańcuszkiem. Druga kwestia to rowerzyści, którzy nie odróżniają lewej od prawej i co gorsza mają moje uwagi w głębokim poważaniu mając zapewne mniemanie iż cała ścieżka rowerowa należy do nich. Hańba takim i pałą po grzbiecie!
z jakiej racji rowerzyśći i piesi powinni być objęci ubezpieczeniem OC?
nigdy nie będą, bo to oczywiście nie wejdzie w życie. Ale w sytuacji gdy np rowerzysta pieszy wymusi pierwszeństwo na aucie i tak jak wspomniany samochód uderzy o płot betonowy by uniknąć zderzenia z pieszym/rowerzystą kto zapłaci odszkodowanie?
Nawet jak sprawa trafi do sądu i np rowerzysta będzie miał do zapłaty 40 tysięcy odszkodowania kogo będzie stać?!
Dlatego polecam dobrowolnie by wykupić dla świętego spokoju i miłej jazdy rowerem :)
Ja powiem tak, nikt nie powinien być objęty jakimkolwiek obowiązkiem posiadania ubezpieczenia OC, czy to kierowca astry, ciągnika siodłowego czy adwokat czy dentysta.
Niszczysz mienie, zabijasz niezamierzenie innego człowieka lub wyrządzasz uszczerbek na jego zdrowiu, nie masz na koncie odpowiedniej kwoty na zadość uczynienie = dożywotni pobyt w kamieniołomie = 95% wykupuje dobrowolnie ubezpieczenia OC.
Tak, tak. Sprawca trafia do kamieniołomu, a ofiara wypadku czeka 40 lat na pieniądze od niego.
Akurat obowiązkowe ubezpieczenie kierowców jest dobre, bo wypadków czy nawet drobnych stłuczek wydarza się naprawdę sporo. I znam wielu takich, co jeździli przez 30 lat bez żadnej, nawet najdrobniejszej stłuczki, a raz się zagapili i bum.
Zapomniałem dopisać, że mienie sprawcy przepada na rzecz poszkodowanego i skarbu państwa i ufg, ufg akurat bym zostawił.
Dom na żonę, auto ze szrotu, albo teściowej. Z resztą jak zająć dom, który jest np. współwłasnością, a auto w leasingu, albo na firmę (kolejny problem z własnością)?
Owszem, w Polsce jak ktoś narobi sobie długów (np. bo musi właśnie pokryć straty bo był sprawcą wypadku), to wkroczy (kiedyś) komornik. To trwa, a często ofiara wypadku do tego czasu musi się leczyć na swój koszt.
Z resztą sprawca będzie miał wszystko w poważaniu, gdy wisi nad nim oprócz odpowiedzialności cywilnej (naprawa uszkodzeń itp.) odpowiedzialność karna za wypadek, gdzie minimum dostanie wyrok w zawiasie. Pieniądze wyda na prawnika. :-)
Jednak ten kraj jeszcze potrzebuje przeminiecia 2 pokoleń. Skąd w ogole takie schematy myslowe: dom na żonę, auto ze szrotu itp? Nie łatwiej zapłacić te 600 pln oc na rok?
„Skąd w ogole takie schematy myslowe: dom na żonę, auto ze szrotu itp? Nie łatwiej zapłacić te 600 pln oc na rok?”
Mnie nie pytaj, tylko naszych rodaków-januszy. :-)
Na auto mam OC oraz AC. Na rower muszę odnowić OC (w życiu prywatnym, bo bardziej uniwersalne), więc w/w podejście jest dla mnie obce, ale zbyt dużo takich już spotkałem, potem z takiego komornik za dużo nie ściągnie.
To do kopalni i jest 4k miesiecznie.
Przy okazji załatwiamy temat górników ;)
Uwzględniwszy ile osób się ubezpiecza (zdrowotne) w USA, gdzie nie jest to obowiązkowe, to słabo to widzę.
Z resztą w Polsce OC jest obowiązkowe, a ilu jeździ bez niego? Nikt? To by nie była potrzeba istnienia UFG. Wysokie kary też jakoś nie odstraszają.
Jakie wysokie kary? 1000Euro? Smiech nie kara.
Teoretycznie ufg jest w stanie po kilku dniach wyłowic pojazd, który nie ma opłaconej składki. Teoretycznie sa nawet w stanie wychwycić czy miałeś dzień przerwy w oc. Tylko jak to u nas bywa, przy przetargach zawsze kluczowa jest cena i mamy wtedy systemy jakie mamy.
Powinni, tak samo jak powinno się ubezpieczać swoje mieszkania i domy. Bo nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie wichura, zerwie dach i zrobi się straszna lipa.
OC przydatna rzecz. Ale nie wszystko obejmuje.
Przykład podany w filmie – z winy rowerzysty zostaje skasowane auto, sprawca ma do zapłaty ok. 40 000zł.
Tylko OC dla rowerów (wspomniane wyżej) w najtańszej formie (zapewne wspomniana, biedna rodzina taki by wybrała) pokrywa koszty do 20 000zł. Więc i tak rowerzysta-sprawca zostałby z dużym długiem do spłaty.
Powiecie „mógł wziąć droższy pakiet” – ale on też nas nie zabezpieczy. Gdyby zamiast wspomnianego modelu został skasowany nowiutki Lexus/BMW/Mercedes za ~150 000zł – ubezpieczyciel nie pokryje nawet połowy.
PS: Dla samochodów też to tak działa (jest limit w odpowiedzialności ubezpieczyciela) więc w skrajnych przypadkach też można się zdziwić.
Żeby nie skłamać, swojego czasu w PZU miałem OC w życiu prywatnym na maksymalną kwotę 200 000 złotych, a płacąc około 70 zł rocznie. To już pokrywa szkodę całkowitą całkiem dobrego i nowego samochodu. No chyba, że spowodujesz na rowerze karambol, ale wtedy bym się więzieniem martwił.
W Polsce nie opłaca się kupować OC dla rowerów, warunki ubezpieczenia to jakaś kpina.
Rozwiń proszę ta myśl: „W Polsce nie opłaca się kupować OC dla rowerów, warunki ubezpieczenia to jakaś kpina”
Stan sprzed dwóch lat, bo nie mam świeżych danych. Wartości piszę z pamięci:
Rower o wartości pow. 4000 zł (AC), chcę NNW na 20 000, OC bodajże na 40 000. Roczna składka („bezpieczny rowerzysta”) jakieś 450 złotych, czyli 10% wartości mojego nowego roweru, jak był nowy.
Ponieważ OC ma sporo restrykcji (najlepiej to prowadzić rower), AC to jakaś kpina (maks. 5000 w PZU i nie chroni przed kradzieżą), ubezpieczenie pracownicze daje mi więcej niż NNW (głównie jeżdżę dom-praca-zakupy-dom, a dużo taniej), to wolałem zwykłe OC w życiu prywatnym (także w PZU) za 70 zł rocznie na kwotę 200 0000.
Dla porównania: w Holandii odpowiednik AC od kradzieży to jednorazowa składka 10% wartości roweru, ważna na 3 lata… Skoro polscy ubezpieczyciele nie są zainteresowani, to ja tego nie przeskoczę.
Kazdy kierowca który narzeka na rowerzystów powinien wsiąść na rower i pojeździć trochę po drogach. Jak to mówią „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.
Tydzień temu, kierowca po prostu wymusił na mnie pierwszeństwo. Zrobił to bardzo chamsko, niemal nie doszło do wypadku. I takie sytuacje zdarzają się notorycznie. Prawie za każdym razem gdy jestem w trasie. Brakło by nocy, żeby wszystkie opisać. Nie wiem z czego to wynika, brak wyobrażni, poczucie wyższości, przekonanie, że kierowca jest ważniejszym uczestnikiem drogi, że rowerzysta i tak zjedzie? Po takich incydentach nerwy są takie, że nie mam ochoty na dalszą jazdę. Jestem kierującym i rowerzystą, i zawsze gdy jadę samochodem, rowerzystów traktuję tak jak sam chciałbym być traktowany. I żeby nie było, że najeżdżam tylko na kierowców. Bezmyślni rowerzyści to też plaga. Skręcają bez sygnalizacji i obejrzenia się za siebie, albo najpierw skręcą a później wyciągną łapkę na chwilę. Rozwiązanie jest jedno: trzeba używać wyobraźni, przewidywać skutki a przede wszystkim szanować się nawzajem!
dlatego jeżdzę rowerem, samochodem i na rolkach :)
Mnie wczoraj jakieś ferrari wyprzedziło praktycznie na gazetę. Śmigałem z kumplem po Jurze. Drogi świetne, momentami niestety spory ruch. Często wyprzedzały nas motocykle, co nie jest jakimś specjalnym problemem, bo to jednoślad. I w pewnym momencie słyszę za sobą ryk silnika. Myślę – motocykl. Jakie było moje zdziwienie, gdy obok mojej kierownicy śmignęło ferrari w kabriolecie z pierwszą prędkością kosmiczną. Tak się złożyło, że w tym momencie przede mną w asfalcie gładkim jak stół pojawił się mały głęboki otwór (taki po odwiercie rdzeniowym) i musiałem go ominąć. Gdyby nie to, że akurat wybrałem minięcie go z prawej strony, to pewnie teraz odpoczywałbym w najlepszym wypadku w szpitalu.
Nie wiem co Ci ludzie mają w głowach. Nie mają pojęcia ile w ciągu kilku sekund mogą stracić. Ułamek sekundy i mają kogoś na sumieniu, prokuratora na karku i koniec zabawy z ferrari.
PS. Dziwi mnie też zachowanie niektórych kierowców z rowerami na dachu. Czasem myślę, że oni te rowery tylko wożą samochodem, bo gdyby na nich jeździli, to by prowadzili samochód z głową.
W naszym kręgu kulturowym majątku się nie wypracowuje, jego się zdobywa albo „dostaje od losu” stąd magiczne podejście do spraw życiowych – „jak Bóg da”.
Odpowiedzialności żadnej.
Agencje ubezpieczeniowe oferują ubezpieczenia OC dla rowerzystów. Sam od miesiąca jestem ubezpieczony w Proama, bo da się to załatwić w kilka minut przez internet.
https://www.proama.pl/
ale tak nie ma sensu o wiele taniej wychodzi jako ubezpieczenie oc w zyciu prywatnym, bo ma szerszy zakres, albo jako ubezpieczenie mieszkania + ten pakiet – 25-30 zł na rok, dla max 2-4 osób w przypadku ubezpieczania budynku.
Pytanie, do jakiej kwoty są te ubezpieczenia i na jakich warunkach. Bez czytania warunków ubezpieczenia nie ma sensu na ten temat dyskutować. Potrafią być takie zapisy, że branie OC w ogóle mija się z celem.
W pakiecie dla rowerzysty poza OC jest jeszcze NNW i jakiś tam assistance, z którego i tak nikt pewnie nie skorzysta, no ale jest.
Osobiście wziąłem pakiet z max. kwotą OC i minimalną NNW i wyszło mnie to 100 zł. Niech raz w roku wyrządzę komukolwiek jakąś szkodę na drodze (lusterko, porysowane drzwi, wgnieciona karoseria, o cięższych nie wspomnę), to już to moje 100 zł się zwraca. Nie wiem, czy jest jakaś szkoda, którą idzie skalkulować poniżej 100 zł. Może w jakimś starym samochodzie.
Dolicz mandat, jak się nie dogadasz. :-/
„Waldek słusznie zasugerował, że rowerzyści i piesi powinni być objęci ubezpieczeniem OC. ”
Może jak w Niemczech: wina winą, ale szkody zawsze idą z OC kierowcy? Ale to by oznaczało rewolucję na polskich drogach. Choć i to tak bardziej strawne niż zasada holenderska, że kierowca niemal zawsze winny, szczególnie jak potrąci dziecko.
Ale OC w życiu prywatnym to dobra rzecz: może się nam wydawać, że jesteśmy zaje…fajnymi rowerzystami, ale o błąd łatwo.
To jest drażliwy temat, ale jeżeli mamy być równi wobec prawa, to chociaż nie tyle z obowiązku co z własnej odpowiedzialności warto kupić OC w życiu prywatnym.
Pokrywanie szkód z OC kierowcy mogłoby wywołać sporą burzę :)
W ostatnich czasach wszystko jest przecież problemem. Nie mniej jednak pokrywanie szkód z OC kierowcy jest ciekawym rozwiązaniem, bo auto z pieszym, czy rowerzystą zawsze wygra to nierówne starcie.
„równe czy nierówne starcie” jakie to ma znaczenie? dlaczego ma odpowiadać kierowca jeśli ewidentna wina leży po stronie rowerzysty. To co Łukasz pisze jest prawdą. niestety sporo rowerzystów nie ma pojęcia o przepisach ruchu drogowego i zachowują się jakby im wszystko było wolno, to jest niestety dramat! Nie uważają na nic, na pieszych, innych rowerzystów i uważają, że mają pierwszeństwo przed samochodami. Nie korzystają ze ścieżek nawet jeśli te idą równolegle do pasa drogi. itp
„Nie korzystają ze ścieżek nawet jeśli te idą równolegle do pasa drogi. itp”
Z tymi DDRami to tak nie jest prosto jak się wydaje. Co ma zrobić rowerzysta jadący po DDR, gdy ta nagle się kończy i nie ma legalnego zjazdu z niej (linia ciągła) bądź infrastruktura to uniemożliwia (wysokie krawężniki, pas zieleni itp.). Czasem się zastanawiam, czy nie powinno wtedy się postawić na ścieżce znaku D-4a/D-4b.[1]
W mocno przyjaznym (jak na Polskę) dla rowerzystów Trójmieście spotykam to na swojej trasie przynajmniej sześciokrotnie. I tylu krotnie najpewniej łamię przepisy aby móc później jechać zgodnie z przepisami (nie po chodniku). :-)
Co do reszty — zgoda. Choć zauważyłem zależność, że jak ktoś już odważy się jeździć ulicą to robi to o niebo bezpieczniej niż „chodnikowcy”.
[1] planuje się taki znak (o ile już nie jest) na ul Zwycięstwa w Gdyni, niedaleko Wzgórza św. Maksymiliana.
Nie bardzo się zgodzę – niestety, właśnie w Trójmieście wkurza mnie jak rowerzyści jeżdża po jezdni OBOK pięknych DDR – np. na wielkopolkiej w Gdyni czy na Al. Zwycięstwa. W dodatku niestety – jak zresztą zauważył autor bloga – nagminnie jeżdża bez oświetlenia – to jest TRAGEDIA ! Taki rower jest zupełnie niewidoczny ! Prywatnie uważam, że ostrożna jazda po chodniku jest zupełnie niegroźna i stwarza dużo mniejsze zagrożenia dla wszsytkich niż „wyskakiwanie” na jezdnię…
Z tą „piękną” DDR na Wielkopolskiej to trochę przesadziłeś, co prawda dawno tam się nie zapuszczałem (od sierpnia), ale denerwowało mnie, jak wracałem do domu (Śródmieście) i nie mogłem się cieszyć w pełni z zjazdu z górki przez krawężniki i dziury (to ostatnie na szczęście przy Sopockiej poprawione).
Ale masz rację, mnie też mocno wkurza jak jest DDR, a rowerzysta jedzie po ulicy. Nie obchodzi mnie jakiej jest jakości, ja nie mam problemu z jego korzystaniem. Jest fatalnej jakości? Zgłaszaj to to ZDiZ czy co każdy ma u siebie. Wbrew temu co malkotenci twierdzą jest to skuteczne (vide: wspomniana Wielkopolska, od Sopockiej w dół).
Jak już mówimy o konkretach – ja mieszkam na Dąbrowie i czy jadę w kierunku Gdańska czy Gdyni to zjeżdżam/podjeżdżam Wielkopolską (do listopada – prawie dwa razy dziennie… I jest to najfajniejsza śieżka (no może poza nadmorską ) w Trójmieście – szczególnie „z górki..” Natomiast rzeczywiście – do dziśnie mogę pojąć zamysłu planistów jak jechać do Sopotu – znaki niby na kilkadziesiąt metrów „przerzucają ” na drugą stronę ulicy, ale tam… jest parking dla autokarów !Podsumowując – chyba przede wszsytkim rozsądek i wzajemnea uprzejmoiść powinny naprawdę pomagać – jestem przeciwny natomiast regulacjom administracyjnym, bo zazwyczaj przynoszą więcej szkody niż pożytku…