Obowiązkowa karta rowerowa – jestem ZA!

Kilka dni temu Minister Infrastruktury ogłosił, że planuje wprowadzić obowiązkowe posiadanie karty rowerowej przez wszystkich dorosłych, którzy nie posiadają prawa jazdy. Przez media społecznościowe przetoczyła się fala krytyki i oburzenia – pomysł był torpedowany z każdej możliwej strony. Dodatkowo przeczytałem o planowanym wprowadzeniu obowiązku jazdy w kasku, przez osoby do 18 roku życia. Zresztą to wcale nie jest nowy pomysł, powracał on w dyskusjach już wielokrotnie na przestrzeni lat. Według mnie oba te pomysły są bardzo dobre i przydałoby się je jak najszybciej prowadzić w życie.

Poruszając się po mieście, zwłaszcza w ciepłe weekendy, możemy natrafić na tabuny rodzinek, mamusiek, grupek dzieciaków. Wszyscy jakby zerwani ze smyczy, często zawłaszczają całą szerokość drogi rowerowej, zahaczając przy okazji o chodnik. Zjeżdżają z drogi tylko wtedy, gdy z naprzeciwka nadjeżdża podobna grupa. O przejeżdżaniu przez przejścia dla pieszych (bez wcześniejszego sprawdzenia czy nie nadjeżdża samochód), przeganianiu pieszych z chodników przy pomocy dzwonka czy jeździe bez oświetlenia po zmroku nawet nie wspominam. Bo to standard.

Kaski na tyle zadomowiły się w naszej rzeczywistości, że choć jeździ z nimi mało kto, ale przynajmniej nie budzą sensacji na ulicach. Za to są w wielu przypadkach źle zakładane i to nie tylko dzieci lubują się w przekrzywianiu kasku, tak aby odsłonić czoło. Na marginesie zapraszam do lektury wpisu o tym, jak poprawnie zakładać kask rowerowy. Ludzie nie wiedzą też, że kupowanie kasku na Allegro za 7,5 złotego dla dziecka, czy za 25 złotych dla siebie – to nie jest najszczęśliwszy pomysł. Opowiadam o tym w jednym z odcinków Rowerowych Porad na YouTube:



Przy okazji będę wdzięczny za zasubskrybowanie kanału Rowerowe Porady :)

Do tego pojawia się w wielu przypadkach uprzykrzanie życia kierowcom. Brak sygnalizowania skrętu, niezwalnianie przed przejazdami dla rowerów, jazda zygzakiem, słuchanie muzyki w taki sposób, aby całkowicie odciąć się od świata. Lista przewinień jest długa, ale tym zajmę się przy innej okazji.

Jeszcze raz powtórzę – jestem jak najbardziej za obowiązkową kartą rowerową dla wszystkich bez prawa jazdy oraz za obowiązkiem jazdy w kasku przez osoby do 18 roku życia, a może nawet z rozwinięciem tego na wszystkich rowerzystów. Z jednym zastrzeżeniem…

Wykreśliłbym z ostatniego zdania słowo „obowiązek”. Wielu rowerzystom przydałoby się szkolenie z przepisów ruchu drogowego. Wielu osobom przydałby się także zakup kasku. Ale jeżeli ma to zostać wprowadzone w ramach nakazu, to zgadzam się tu z wieloma osobami – przyniesie to odwrotny skutek do zamierzonego. Popularność rowerów spadnie, a Policja będzie czyhać w krzakach na rowerzystów bez kasków czy karty rowerowej. Oczywiście żartuję – łapać będą co najwyżej pokazowo, w tej chwili, mimo obowiązku jazdy w włączonym oświetleniem po zmroku, a także przy złych warunkach atmosferycznych – i tak cała masa ludzi jeździ bez lampek. A Policja aż tak za to nie gania, bo musieliby chyba stać za każdym drzewem.

Tak więc, chociażby na przykładzie lampek widać, jak obowiązek motywuje. Nijak. To ludzie sami powinni dojść do wniosku, że jednak oświetlenie roweru nocą nie jest wcale takie głupie. Że założenie kasku, gdy chce się poszaleć po lesie, byłoby wskazane. Że wjeżdżanie z pełną prędkością na przejazd rowerowy nie jest fajne i może się źle skończyć.

Czy trzeba mieć kartę rowerową
fot. hopeless128

A pomóc w tym mogą, jakkolwiek idealistycznie to nie zabrzmi – kampanie informacyjne, bezpłatne szkolenia przeprowadzane w całej Polsce oraz – poprawianie infrastruktury rowerowej. W tym momencie Minister chce przerzucić na rowerzystów odpowiedzialność za wypadki z ich udziałem. A jak pokazują statystyki policyjne – za 70% odpowiadają kierowcy. Czyli osoby, które mają prawo jazdy i przepisy o ruchu drogowym powinny znać. A jednak potrącają rowerzystów, jeżdżą pijani, wjeżdżają pod pociągi, parkują na drogach rowerowych, znacznie przekraczają prędkość. Prawo jazdy nie dało im wcale więcej rozumu w głowie.

Tego typu pomysły jedynie nakręcają spiralę niechęci. Z jednej i z drugiej strony. Zwróćcie uwagę jaka piana na ustach pojawia się w komentarzach wielu kierowców, gdy słyszą o przewinieniach rowerzystów. W drugą stronę dzieje się oczywiście tak samo. Mimo, że są to często marginalne przypadki – niechęć się szerzy.

Wielu aktywistów rowerowych zażarcie atakuje jazdę w kasku. Wyciągają jakieś poronione badania, z których wynika, że kierowcy przejeżdżają o kilka centymetrów bliżej rowerzysty, który jedzie w kasku. I że rowerzyści w kaskach czują się nieśmiertelni. I że większość urazów rowerzystów nie dotyczy głowy. Pisałem o tym trochę więcej w tekście – Czy warto jeździć w kasku. Przez takie działania tworzy się chory podział – albo kochasz kask i nie wyobrażasz sobie jazdy bez niego w każdych warunkach. Albo go zwalczasz wszelkimi metodami. Ja też się śmieję z mojej dziury w głowie wielkości pięciozłotówki – nic innego mi nie pozostało.

O kartach rowerowych, obowiązkowym OC oraz o rejestrowaniu rowerów, powiedziałem trochę więcej w tym odcinku Rowerowych Porad:



Podsumowując
– nakładanie kolejnych obowiązków nic nie da. Albo ludzie się zniechęcą do jeżdżenia, albo będą nadal jeździć, jedynie ryzykując mandat. Wprowadzenie takich administracyjnych zmian doprowadzi jedynie do kolejnego rozbuchania biurokracji. Za te pieniądze lepiej poprawić infrastrukturę rowerową, zwłaszcza tam gdzie jest ona najbardziej potrzebna – tak by poprawić bezpieczeństwo i wygodę rowerzystów. Zwłaszcza, że im lepiej będzie się jeździło rowerzystom, tym będzie nas więcej. A im więcej nas będzie, tym bardziej kierowcy będą się z nami liczyć i będą bardziej na nas uważać (ba, sami zaczniemy bardziej uważać na siebie nawzajem). A im bardziej wszyscy będą na siebie uważać – tym będzie bezpieczniej.

Poza tym rowerzyści naprawdę nie stanowią ogromnego zagrożenia na drodze. To w dużej mierze media kreują ten wizerunek. Pisałem o tym zresztą w tekście: Dajcie spokój rowerzystom.

Wprowadzanie kolejnych nakazów i obowiązków NIC nie da. Tak więc karta rowerowa (a raczej szkolenie) – tak, ale dobrowolnie i w miłej atmosferze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

100 komentarzy

  • A ja jestem za obowiązkiem jazdy z włączonymi światłami całą dobę.
    Jako kierowca i (czasem) rowerzysta postrzegam obiekt bez świateł, jako nieruchomy.
    Dlatego dzieci zachęcam do stosowania świateł cały czas, niezależnie od pory dnia.

    • Też zachęcam do jeżdżenia z włączonym oświetleniem przez cały dzień. LED-owe lampki zazwyczaj nie zżerają baterii tak szybko i działają naprawdę długo. Więc co szkodzi włączyć.

    • Szczególnie przednie. Nie wiem czemu u nas się utarło, że tylne ważniejsze. Ile razy mieliście sytuację, że kierowca z bocznej ulicy Wam zajechał drogę, bo „nie widziałem”? W cieniu drzew, nawet w pogodny dzień jesteśmy słabo widoczni. Nie bez powodu samochody mają światła do jazdy dziennej.

      • A ja zaryzykuję stwierdzenie, że oba światła są równie ważne. Choć tak jak piszesz, wiele osób myśli, że jeśli już to wystarczy tylne. Chociaż ja na ulicach już różne kombinacje widywałem…

  • Kiedy w zeszłym roku wszedłem na rower po kilkunastu latach przerwy. Dostrzegłem, że kierowcy mnie nie widzą, a ja jako kierowca zaczynam dostrzegać rowerzystów. To wynika z pracy naszego umysłu, wyszkoliliśmy że „patrzymy czy coś ( AUTO) nie jedzie” często rowerzysta jest wypierany z naszej świadomości. Dlatego poza szkoleniami na Kartę Rowerową, proponował bym na kursach na prawo jazdy, poświęcić jeden wykład o rowerach, motocyklach i przeprowadzić w ramach kursu kilka godzin jazdy po drogach. To w nowcyh kierowcach wyrobi nawyk patrzenia na rowery.

  • O, widzę ze pan bloger usuwa komentarze niewygodne dla PIS. Czyżby pan popierał działania tej partii?
    Powtórzę więc. Zapłata za kartę rowerowa to kolejna składka społeczeństwa na program 500 plus. Pozdrawiam Pana blogera.

    • Wpis jest, a dokładnie pod moim (tym co właśnie piszę). :-)

      A Łukasza (autora) nie podejrzewam o faworyzowanie jakiejkolwiek partii. Nie widzę tego w artykułach.

    • O widzę, że kolega ma problemy z komputerem, bo poprzedni komentarz jak byk wisi sobie spokojnie na blogu.

  • Hej Łukasz. Mam do Ciebie prośbę, co myślisz o rowerze LE GRAND Madison 4 2016? Chciałabym zakupić miejski rower, do poruszania się, rzecz jasna, po mieście (asfalt, kostka brukowa), ale także poza miasto. Na pewno nie będą to trasy górskie itp. :) Nie mogę w ogóle znaleźć informacji na temat tego modelu. Czy uważasz, że Le Grand Madison 4 jest rowerem raczej z niskiej, średniej czy wyższej półki? Kompletnie nie znam się na rowerach, a chciałabym zakupić jakiś z przedziału średniej, w kierunku wyższej. Znam Twoje wpisy zakupu rowerów do różnych przedziałów pieniężnych, wspominałeś w jednym o modelu Madison, ale raczej zdawkowo. Gdybyś mógł odpowiedzieć, co sądzisz o tym modelu, byłabym bardzo wdzięczna :)

    • Jeszcze chciałabym dopytać, bo już sama nie wiem…lepiej wybrać rozmiar koła 26 cali czy 28? Oczywiście w rowerze miejskim, o który wyżej pytam. Mój wzrost wynosi 169cm. Trochę się w tym gubię :) Na różnych stronach, są sprzeczne informacje, a 26 wydaje mi się chyba za małe?

      • Najważniejsze to wybrać odpowiedni rozmiar ramy. Wielkość kół nie jest aż tak istotna, tzn. osobie o wzroście 155 cm jednak poleciłbym koła 26″, a osobie o wzroście 190-200 cm zdecydowanie 28″. A wszystkim pomiędzy – żeby wybrali sami. Większe koła będą szybsze i będą lepiej radzić sobie z nierównościami. Za to koła 26″ są zwrotniejsze i łatwiej je rozpędzić. Ale ja i tak wybrałbym na Twoim miejscu 28″.

    • Cześć,
      roweru za 1300 złotych raczej nie nazywałbym rowerem ze średniej czy wysokiej półki. Raczej to taka średnio-niższa-przyzwoita. O tak bym to nazwał. Ten rower już absolutnie nadaje się do regularnego jeżdżenia i nie rozpadnie się, jak mieszczuchy za 300 złotych z Allegro :P

      Le Grand to marka rowerów Krossa i ten czerpie pełnymi garściami z typowych holenderskich rowerów. Czyli stalowa rama, sztywny widelec, trzy biegi. Prosta konstrukcja i bardzo dobrze, bo nie będzie się tam miało co psuć :)

  • Nie ma co się emocjonować.Pożyjemy zobaczymy.A teraz to możemy tylko stawiać zakłady czy pomysł umrze śmiercią naturalną czy go wprowadzą.Ja stawiam że umrze.

  • Już widzę jak babcie i dziadkowie 70+ schorowani na swoich rowerach, które dostali na Komunię wieki temu szkolą się i walczą o kartę rowerową by móc se do sklepu pojechać. Także na wsiach, gdzie jeździ się na zardzewiałych rowerach, które świeżego smaru na łańcuchu nie widziały od dziesiątek lat. Oczywiście generalizuję. Ach Ci politycy. Lepiej by się wzieli za robotę.

  • też jestem za pod warunkiem ,że kurs i egzamin na karte rowerową coś wniesie i się zmieni w moim przypadku co prawda 7 czy 8 lat temu jeszcze w szkole podstawowej wyglądało to tak 2 „sprawdziany” oceniane przez osobę przeszkoloną z której średnia ocen musiała wynosić „3”
    potem egzamin z tą samą osobą na którym była ósemka i sygnalizowanie skrętu ,to wszystko pamiętam jak pierwszy raz wyjechałem na drogę ,totalnie nie potrafiłem się odnaleść,nie znałem podstawowych znaków.Potem wszystkiego trzeba było sie nauczyć na własną rękę.Nich tą karte rowerową dostanie mniej osób ,szczególnie mówię tu o dzieciach takich jak ja wtedy ale niech to wszystko jakoś przygotuje do tej jazdy po drodze.Pozdrawam!

  • Powtórzę słowa „amatora” –
    tytuł wprowadza w błąd … i może zostać różnie wykorzystany. Pewnie
    to teoria spiskowa, ale wystarczy tylko powiedzieć, pokazać przy okazji
    jakiejś tam debaty, że Łukasz Przechodzeń, autor poczytnego bloga
    o tematyce rowerowej jest ZA kartą rowerową, to o czym reszta cykloterrorystów
    chce jeszcze rozmawiać? To, że pokazujemy tylko nagłówek nie ma znaczenia.
    Część zainteresowanych przeczyta wpis, ale część będzie miała to
    w głębokim poważaniu, czyt. we doopie i będzie miała jasno wyrobione
    przez media zdanie.

    Łukasz, tytułem całkiem fajnego wpisu
    pozostawił furtkę, którą ktoś cwany może wykorzystać.

    • Śmiało, niech korzystają :) Ja nie jestem w stanie odpowiadać za wszystkich, którzy czytają tylko nagłówki.

  • A co do obowiązku karty rowerowej – zgadzam się z Twoim stanowiskiem w 100%! Znajomość podstawowych przepisów drogowych powinna być obowiązkowo nauczana w szkołach. Dobrze by było, gdyby policja raz na jakiś czas robiła akcje i np. jednego dnia skupiła się na pieszych i rowerzystach i nie mówię o pouczaniu, ale karaniu mandatami. Nic tak nie uczy, jak strata finansowa – wiem po sobie. Też kiedyś lekceważąco podchodziłem do sprawnych świateł, ale po otrzymaniu mandatu wożę zawsze dodatkową parę w plecaku, żeby móc w każdej chwili błyskawicznie je wymienić, gdy ktoś mi ukradnie albo padną baterie.

  • Ja kasku używam dla komfortu psychicznego ale głównie dla komfortu… termicznego. Psychiczny to wiadomo – czuję się trochę bezpieczniej mając dodatkową warstwę oddzielającą moją czaszkę od betonu (skóra i włosy nie zdają egzaminu niestety). A termiczny, bo kask dobrze chroni mnie przed przegrzaniem na słońcu, jak i wyziębieniem w wietrze. A i gąbusie wchłaniają znaczną część potu, który leciałby mi na oczy. Po prostu jest mi wygodnie i mogę się skupić na jeździe, a nie warunkach pogodowych.

    • Na warunki pogodowe, zwłaszcza gorąco, lepsza jest chusta. Jest bardziej przewiewna, a jednocześnie wchłania pot i też chroni przed promieniami słońca. Ja kask traktuję trochę jak zło konieczne, ale jeżdżę, bo już raz leżałem tydzień w szpitalu z połamaną czaszką. Drugi raz w to samo miejsce nie chcę się już walnąć :)

  • Myślę że zamiast karty rowerowej każdy zdający na prawo jazdy powinien uczyć się też prawidłowej jazdy na rowerze i poruszania się pieszych.

    • O, to, to, to. To by się bardzo przydało, ale nie tylko kierowcom, ale każdemu. Żeby spędził co najmniej tydzień jako pieszy, potem rowerzysta i na końcu kierowca. Od razu spojrzałby na wiele spraw inaczej.

      • „Żeby spędził co najmniej tydzień jako pieszy,”
        Łukasz od najmłodszych lat człowiek jest najpierw pieszym, potem rowerzystą a gdy osiągnie wiek dojrzały otrzymuje uprawnienia do kierowania pojazdami mechanicznymi.
        Wyjątek może stanowić brak gotówki, taka osoba może zostać tylko pieszym.

        • Tylko, że później człowiek zapomina, jak to wygląda z perspektywy chodnika. Szybko zapomina.

        • To ja zdziecinniałem i częściej niż kiedyś wolę się przejść niż przejechać (nawet rowerem).

          „Wyjątek może stanowić brak gotówki, taka osoba może zostać tylko pieszym.”

          Z przekory powiem tak: kiedyś nie było mnie stać na auto, teraz już stać i je posiadam. Ale od 3 lat dopiero stać mnie (i finansowo, i charakter pracy na to pozwala), na powrót do roweru i codzienne z niego korzystanie: bez pośpiechu, podbijania karty w pracy itd.

          Nie chcę, żeby to zabrzmiało negatywnie, ale trochę współczuję osobom, które nie mogą (praca, dystans do pokonania) wybierać sobie dowolnego środka transportu i są skazani w zasadzie na samochód. Ja już nie muszę i się bardzo z tego faktu cieszę. Zazdroszczę koledze, który w zasadzie — mieszkając w centrum — może do pracy iść w kapciach. :-)

    • I co, chcialbys zwolnic z wiedzy i odpowiedzialnosci pieszych i rowerzystow? Znam takich co prawa jazdy nie maja i nigdy miec nie beda a rowerem sie przemieszczaja. I jest to, tak gdy sie nad tym zastanowilem, calkiem spora grupa moich znajomych.

      Jesli chodzi o Holandie, to tam uczy sie dzieci zasad w szkole podstawowej. Tak mi powiedziano.

      • U nas w Polsce też się uczy dzieci. Tylko polskie dzieci uczą się też od rodziców, że przepisów się nie przestrzega.

    • To ja jeszcze proponuję wprowadzić kartę pieszego.
      Kurs poruszania się po chodniku i jak przejść przez jezdnię.
      Okresowe badania lekarskie i poniedziałkowe alko kontrole pieszego, czy aby nie jest wczorajszy.

  • Czego by mieli uczyć na kartę rowerową? Jak wyciągnąć łapkę przy skręcie? Albo tego, że oczywistym jest mieć oświetlenie, i to po prostu nie podlega dyskusji. Pytam czego? Ja nie posiadam prawa jazdy, więc będę zmuszona zrobić kartę rowerową, bez sensu, to jest, zgadzam się, znać przepisy trzeba ale bez kitu pozbawi mnie to następnego środka przemieszczania się, bo stres egzaminacyjny mnie zje. Bardziej bym była za tym co w tym by w wordach były kursy, szkolenia, i uświadamianie.

  • Zacznijmy od tego że 90% infrastruktury rowerowej budowana jest przez debili.

    Pal licho krawężniki i kostkę (na szosie makabra, jadąc gravelem nic strasznego)

    Najgorsze jest to że infrastruktura jest niebezpieczna… jako kierowca i ROWERZYSTA nie spotkałem (na zwykłej drodze) w swoim życiu ANI JEDNEJ sytuacji w której JADĄC NA WPROST i MAJĄC PIERWSZEŃSTWO musiałbym się przejmować pojazdami podporządkowanymi… Przeniesienie tego na ddr to pewna śmierć… chyba nie potrzeba więcej argumentów że ddr budują totalni kretyni

    • Nie kretyni, czy debile, tylko ktoś kto chyba nigdy nie jeździł rowerem inaczej niż urlop do lasu. Podobnie z projektantami wyrwijkółek itp. Nikt, kto używa roweru częściej niż raz na rok nie zgodziłby się na to. Ale uświadamianie o tym należy do nas i organizacji rowerowych.

      „ANI JEDNEJ sytuacji w której JADĄC NA WPROST i MAJĄC PIERWSZEŃSTWO
      musiałbym się przejmować pojazdami podporządkowanymi… Przeniesienie
      tego na ddr to pewna śmierć…”

      To w głównej mierze przyzwyczajenia kierowców do braku albo małej ilości rowerów i dopiero potem infrastruktury. Popatrz na motocyklistów: jeszcze kilka lat temu bardzo dużo ich ginęło na drogach — kierowcy nie byli przyzwyczajeni do kolejnych uczestników ruchu na drodze i do tego bardzo szybkich. Teraz jest o niebo lepiej.

      Z rowerami podobnie, kierowcy w Gdańsku, czy całym Trójmieście już się „oswajają” z obecnością coraz większej ilości rowerów. Wręcz wyraźny przyrost rowerów na jezdni zmniejszył liczbę wypadków.

    • Mało tego: nasze drogi nie są dostosowane do nisko zawieszonych sportowych aut. Jak nimi jechać, jak są dziury???

      Bo jeszcze czego – może będę musiał kupić inne auto? A dlaczego?!?11!

      Dlatego rozumiem wzburzenie, że nie można po ścieżce jechać szosówką – skandal.

  • Wprowadziłbym również kategorie w karcie rowerowej. Jeśli ktoś ma zestaw rower + przyczepka, która przewozi złom, powinien zrobić kategorię P+E oraz dodatkowo uprawnienia ADR.

  • Tytuł wprowadza w błąd. W ostatnim zdaniu okazuje się, ze autor nie jest jednak zwolennikiem obowiązkowej karty :)
    Obawiam się, że zrealizowanie planu ministra doprowadzi do łapanek na prowincjach. Ofiarami będą głównie starsze osoby jadące do sklepu, kościoła.
    Co do obowiązkowych kasków. Będzie tak jak napisał Łukasz. Kupowanie na „odwal się” badziewia za kilka zł. Byleby uniknąć mandatu. Rynek dostosuje do przymusowych klientów i będzie oferował supertanie nakrycia głowy. W zasadzie atrapy.
    Po jakimś czasie pewnie będzie nowelizacja i obowiązkowe kaski z atestem, homologacją. W między czasie część rowerzystów machnie ręką (ja:) i przeżuci się na bieganie lub samochód. Niektórych pewnie to ucieszy.

  • Socjalizm szaleje, brawo. Dzięki obowiązkowej karcie rowerowej będzie można zatrudnić kolejne setki urzędników. Państwo się rozwija.

    • Niestety. Kiedyś w mojej miejscowości podatek za kupno samochodu, można było zapłacić w US, teraz trzeba biegać na pocztę Pytanie dlaczego? Ponieważ, wpłata na poczcie kosztuje 10 zł ;) Szkoda, tylko że panie na poczcie nie uzupełniają od 7 miesięcy stoiska z drukami i trzeba się dopraszać przy okienku…

  • Zastanawiam się nad jednym: karta rowerowa dla dorosłych, chyba że mają prawo jazdy. Problem jest taki, że znam kilku kierowców, którzy otwarcie przyznają, że nie potrafią jeździć na rowerze, o znajomości specyficznych dla rowerzystów przepisów także. Niektórych dopiero ja uświadomiłem, że zalegalizowane niedawno „sierżanty”, to nie są pasy rowerowe i mogą po nich jechać autem, a nie muszą rowerem.

    Ja zdawałem na kartę rowerową w podstawówce: prosty test, przy odrobinie szczęścia jazda w miasteczku ruchu drogowego. Całość nijak miała się do rzeczywistości na drogach. Podoba mi się jak to rozwiązali w Holandii, jak znajdę film o tym, to wkleję do niego linka. W skrócie: nauka i egzamin dla dzieci jest na normalnej drodze.

    No i nie wiem jak Wy, ale ja widzę problem, nie w braku karty i znajomości przepisów, ale w ich olewaniu: nie trzeba egzaminu, że w Polsce obowiązuje ruch prawostronny, czerwone nie pozwala jechać, w nocy/tunelu/itd. trzeba mieć włączone światła.

    Co do kasków, nie używam, jestem przeciwnikiem obowiązkowi (spróbujcie jeździć w kasku ponad 1h przy mrozie -20*C — pod niego ciężko włożyć coś ciepłego, tak aby nie upośledzało funkcji kasku i nie załatwiło zatok), ale jestem za jakąś solidną kampanią, aby wiedzieć jaki wybrać i jak powinno się go zakładać. bo już widziałem jeden założony tył na przód.

    Generalnie sprawa prosta: nauka zachowania się na ulicy, a nie wprowadzanie biurokracji, z której znowu będą się wszyscy dziwić w bardziej rowerowych krajach. Uwierzcie mi: ale w rowerowej Holandii, Danii, czy choćby bardziej „spokojni” Norwegowie jeżdżą na rowerach często jak szaleńcy (np. w poprzek skrzyżowania na czerwonym). A jakoś się nie pozabijali. My gorsi jesteśmy czy jak?

    A i tam kierowcy często zastawiają DDR wyjeżdżając z bocznych uliczek, czy parkując na DDR. Zaskoczyło mnie to podczas pierwszej wizyty. To tak na wypadek, gdyby ktoś znowu twierdził, że to nasza specjalność.

  • Do tego, żeby ruszyć z tanimi szkoleniami z jazdy na rowerze i nauki przepisów nie potrzeba wprowadzać wymagania karty rowerowej. To będzie kolejny martwy przepis, czyli taki, jak dobra zmiana lubi najbardziej.

    • Tanie kursy, dobre sobie. Przecież chodzi tutaj, aby wprowadzić obowiązek karty rowerowej, który będzie przepustką do:
      -Państwowych ośrodków szkolenia rowerzystów ++++$
      -Egzaminy +++$
      -Wymiana starej karty rowerowej na nową z innym wzorem +++$

    • Jak najbardziej czytałem. I jakkolwiek zgadzam się, że obowiązek jazdy w kasku nie powinien być wprowadzony, tak nie zgadzam się z szerzeniem takiej retoryki:

      „Nie istnieją żadne badania i dowody spełniające rygor naukowy, że kaski poprawiają bezpieczeństwo lub realnie ograniczają urazy”.

      • Ta retoryka jest jak najbardziej klasyczną retoryką, kiedy mówimy o badaniach spełniających rygor naukowy – a tylko te, moim zdaniem, powinny być podstawą do wprowadzania regulacji.
        Dlatego, jeżeli nie zgadzasz się z tym stwierdzeniem, to proszę zacytuj wyniki badań spełniające rygor naukowe, które potwierdzą, że kaski realnie (ze statystyczną istotnością) poprawiają bezpieczeństwo lub ograniczają urazy. Przy czym skupmy się na ruchu miejskim (kolarstwo szosowe czy MTB to zupełnie inna bajka).

        • O skupianiu się na ruchu miejskim autor w Mieście dla Rowerów już nie napisał. To jedna sprawa.

          Druga sprawa – napisałem, że nie jestem za wprowadzaniem obowiązku jazdy w kasku. Ale jednocześnie nie jestem za sianiem informacji, że kask niczego nie daje. A już czy jeździć w kasku, czy nie, każdy niech zadecyduje sam.

          Ja po z pozoru niegroźnym wypadku, wylądowałem w szpitalu na ponad tydzień z pękniętą czaszką. Gdybym miał kask, może skończyłoby się to inaczej.

          • To chyba oczywiste, że strona „MIASTA dla Rowerów”, nie traktują o jeździe szosowej czy MTB, tylko o jeździe miejskiej.
            Nie ma dowodów ani na to, że kask coś daje, ani, że kask niczego nie daje. Mamy tylko dowód naukowy na to, że dowodu nie ma.
            Nikt nie mówi przecież, żeby pisać, że kask niczego nie daje. Chodzi tylko o to, żeby nie pisać, że kask coś daje – bo nie ma na to uzasadnienia. Niech, właśnie, każdy sobie decyduje sam.
            Oczywiście, że zdarzają się wywrotki na rowerze i kask może uratować życie. Tak samo, jak zdarzają się, znacznie częściej, wywrotki na spacerze i kask może uratować życie. A jednak chyba nie chodzisz na spacery w kasku? ;-)

          • Dokładnie, większość urazów głowy u rowerzystów w ruchu miejskim to urazy twarzy, której kask nie chroni ani trochę.

  • Przed głupotą i poczuciem wyższości kierowców ale i przed nie rozwaga nie których rowerzystów nie uratuje nikogo ani karta rowerowa ani kask .
    Zwykły skok na kasę i tyle .
    ja od sześciu lat jeżdżę w kasku ale nie jestem za jakimkolwiek przymusem w tym temacie .

  • A ja bym właśnie widziała wreszcie jakieś patrole rowerowe na ścieżkach. Wielu rowerzystów (i założę się, że większość z nich ma prawo jazdy i go używa!) nawet nie zdaje sobie sprawy, że na ścieżkach obowiązują jakiekolwiek reguły. Skoro policja jeździ po ulicach pilnować kierowców, to przydałaby się czasem taka akcja uświadamiająca rowerzystów. Nawet bez mandatów. Jak taka cherlawa panienka jak ja zwróci uwagę to tylko zwyzywają, a jakby np. straż miejska zwróciła uwagę na brak świateł , jazdę złą stroną ścieżki czy wyprzedzanie na skrzyżowaniu to potraktowaliby to inaczej.
    Niestety, znając nasze realia, obawiam się że takie patrole szybko zamieniłyby się w maszynki do zbijania mandatów za nikomu nie przeszkadzające drobiazgi :(

    • Policja czy Straż Miejska nie ma wystarczającej ilości środków i ludzi, aby to realizować. Okej, patrole na rowerach są i jeżdżą, ale wiadomo, że nie będą w stanie upominać wszystkich. A na pewno nie zrobią tego na dużą skalę.

      Liczę po cichu na to, że im będzie więcej rowerzystów, tym szybciej ludzie się nauczą jeździć. Wymusi to na nich presja tłumu :)

      • Zupełnie nie zgadzam się z takim podejściem. Wg mnie jest kompletnie błędne, zbytnie uproszczenie. Idąc takim tokiem rozumowania, można by założyć, że im więcej samochodów, tym bezpieczniej. A wiemy, że tak nie jest. Statystycznie najwięcej wypadków zdarza się w mieście/terenie zabudowanym, gdzie pojazdów jest najwięcej.
        Uważam, że, tak jak dzieci uczy się w przedszkolach/szkołach jak przechodzić przez ulicę, jak działają światła na skrzyżowaniach i co oznaczają, tak powinno się je szkolić z zasad ruchu drogowego. Ja tak otrzymałem swoją „Kartę rowerową” po zaliczeniu ustnego egzaminu przed (wtedy) milicjantem z „drogówki”.
        Z ciekawości zapytałem mojego niemieckiego kolegę, jak to jest u niego w kraju. Oni nie mają czegoś takiego jak obowiązkowa „Karta rowerowa”, chociaż uczą dzieci w szkole zasad ruchu drogowego. Należy jednak pamiętać, że w Niemczech obowiązuje zasada, że jeśli dojdzie do wypadku rowerzysty z samochodem, to zawsze winny jest kierowca samochodu!!!. I to bez względu na okoliczności (sprawiedliwe?).
        W Anglii, podobnie jak w Niemczech, uczą dzieci w szkole zasad ruchu drogowego i można wtedy otrzymać coś co oni nazywają „Cycling Proficiency”. Znów, nie jest to obowiązkowe, jednak szkoły starają się namówić dzieci do tego. Za to mój angielski kolega (zapalony rowerzysta) narzeka, że ze względu na brak uregulowania zasad poruszania się rowerów w ruchu drogowym, niemal zniknął ruch rowerowy na ulicach, zwłaszcza w dużych miastach. Kierowcy samochodów wypierają rowerzystów na zasadzie „duży może więcej”…
        Czekam na wieści z Danii i Holandii, jak to jest rozwiązane u nich.

        Pisze Pan też, że zlikwidowały Pan zasadę obowiązkowości. Pozwolę się z tym też nie zgodzić. Jednak, co by o tym nie mówić, jest to jakiś bat dla tych, którzy wyznają zasadę: „co nie zakazane, jest dozwolone”. Tak jak to działa w przypadku obowiązkowej jazdy na światłach dziennych. Gdyby zniesiono ten obowiązek, jestem przekonany, że większość kierowców jeździłaby bez świateł.

        Osobiście nie wierzę, że ludzie sami nauczą się wszystkiego. Gdyby tak było, to po co nam prawa jazdy na motory, samochody itd.

        Pozdrawiam i szerokiej drogi.

        • „Należy jednak pamiętać, że w Niemczech obowiązuje zasada, że jeśli
          dojdzie do wypadku rowerzysty z samochodem, to zawsze winny jest
          kierowca samochodu!!!. I to bez względu na okoliczności (sprawiedliwe?).”

          Nie do końca, wina jest w zależności kto jest sprawcą (czyli może być rowerzysta), ale faktycznie; straty pokrywa się z OC kierowcy.

          „Czekam na wieści z Danii i Holandii, jak to jest rozwiązane u nich.”

          W Danii to nie wiem. Co do Holandii, to wcześniej wkleiłem filmik z youtube, jak to u nich wygląda szkolenie. Bardzo bym chciał takie u nas.

          • W Polsce też tak jest, z tego, co wiem. Czy jest to egzekwowane, nie wiem. Ale kierowca odpowiada na zasadzie _ryzyka_ a nie winy (i dlatego m.in. mamy OBOWIĄZKOWE OC).

            PS kolega już napisał z powołaniem się na przepisy prawa.

        • Po części masz rację. Ale zajrzyj do statystyk ile osób zabili kierowcy samochodów, a ile osób zabili rowerzyści (z tego co pamiętam 99% osób, które giną w wypadku z udziałem rowerzysty, to sami rowerzyści).

          Mimo wszystko to rowerzysta jest słabszym uczestnikiem ruchu, nie rozwija takich prędkości jak samochód i wcale nie jest tak, że w tej chwili hordy krwiożerczych rowerzystów rozjeżdża polskie drogi i ulice.

          Zresztą… pisałem już o tym kiedyś: https://roweroweporady.pl/dajcie-spokoj-rowerzystom/

        • Ot niedawno pewien bloger prawnik przytaczał ciekawy wyrok związany z ruchem drogowym i przypominał w komentarzu pod wpisem o niezwykle istotnym ale bardzo ważnym zapisie: ” Kierujący pojazdem mechanicznym ponosi odpowiedzialność cywilną na
          zasadzie ryzyka (art. 436 par. 1 kc w zw. z art. 435 kc), wyjąwszy
          zderzenie aut (art. 436 par. 2 kc).” Co oznacza, że polskie przepisy również wskazują duży zakres odpowiedzialności na kierującym autem.

          źródło: http://czasopismo.legeartis.org/2016/04/przyczynienie-sie-rowerzysty-do-wypadku.html

          Problemem w Polsce nie są przepisy same w sobie ale totalny brak ich stosowania. Stosowanie kar wcześniej czy później wymusi odpowiednie zachowania, a przykładem niech tu będzie podejście do parkowania na miejscach dla niepełnosprawnych. Po podniesieniu mandatów miejsca dla niepełnosprawnych są zajmowane przez niepełnosprawnych. I z czasem ukształtuje się odpowiednia praktyka. A gdy się nie karze, to nie kształtuje się nic.

          • „Po podniesieniu mandatów miejsca dla niepełnosprawnych są zajmowane przez niepełnosprawnych.” – raczej przez ludzi, którzy sobie kserują karty dla niepełnosprawnych. W Warszawie policja na Świętokrzyskiej nie nadąża z wywożeniem. Raz pan z holownika nam opowiadał, że jak odholowywali jedną osobę, to przyszła druga i spytała, czy się nie mogą pośpieszyć, bo chce tu zaparkować. True story.

          • No to parkowanie jest jeszcze bardziej kosztowne w takim razie :D
            Z własnej obserwacji w niedużym mieście: miejsca są jednak wolne, a nie były.
            Acz chyba nie ma co się przekonywać i przekomarzać- obyczaj musi się wykształcić choćby mandatami :(

        • U nas nadal wydaje się kartę rowerową dzieciom i uczy zasad ruchu drogowego. Tylko mija parę lat i nastolatek ma już je w nosie. Bo to nie jest kwestia wiedzy, tylko mentalności. Przepisów odnośnie jazdy po drogach dla rowerów nie znają nawet osoby prowadzące kursy na prawo jazdy.

  • Obowiązek posiadania karty rowerowej dla osób nie mających prawa jazdy jest nieporozumieniem. Przepis taki jest absurdalny, bo zakłada z góry, że człowiek posiadający prawo jazdy umie jeździć na rowerze i będzie się stosował do „wyuczonych” reguł. To jest bzdura. Albo wszyscy mają zdawać kartę rowerową, albo przestańmy tworzyć głupie prawo.
    Najrozsądniejszą rzeczą jest chyba obowiązek ubezpieczenia się rowerzystów.

    • Pieszych też? Znów dochodzimy do rozrostu biurokracji i niepewnego zysku, jaki przyniesie obowiązkowe OC. No może poza towarzystwami ubezpieczeniowymi.

      OC dla chętnych – jak najbardziej – już teraz to funkcjonuje i jak najbardziej zachęcam do posiadania OC w życiu prywatnym. Może się przydać nie tylko na rowerze. Ale bez obowiązku – bo to skórka niewarta wyprawki.

      • Kwesta odpowiedzialności za wypadki można uregulować inaczej.
        OC dla rowerzysty może wykupić tylko osoba posiadająca uprawnienia (prawo jazdy lub karta rowerowa). Jak nie ma – musi korzystać z OC w życiu prywatnym lub w razie wypadku liczyć na „szczęście”, że sprawa o odszkodowanie nie trafi z powództwa cywilnego do sądu.

        Z drugiej strony – wypadki powodują kierujący, a nie ich pojazdy, więc cały system ubezpieczania pojazdów, a nie kierujących jest o kant d***.

        • Pamiętajmy, że odpowiedzialność cywilna działa i bez ubezpieczenia. Po prostu winny pokrywa koszty z własnej kieszeni.

          • To nie takie proste. Jeżeli ktoś nie ma ubezpieczenia (a zazwyczaj nie ma), to zaczynają się cyrki, że on bezrobotny, że wszystko przepisane na matkę, że ma długi. I ciągasz potem takiego delikwenta po sądach. Czasami przez lata. A potem dostajesz korzystny wyrok, a on ci figę z makiem, bo nawet komornik nie daje rady. Niestety, tak to często wygląda.

          • Ten sam bezrobotny obowiązkowego OC w samochodzie i tak nie płaci, więc co za różnica? Żądasz by 80 letnia staruszka, która co tydzień jeździ rowerem do kościoła, płaciła OC, jeśli jej i tak na leki nie starcza? Jaki ona może spowodować wypadek? I jakie straty?

    • Nie masz racji… kodeks ruchu drogowego dotyczący tego co powinien wiedzieć rowerzysta jest w egzaminie na prawo jazdy kierowcy łącznie ze sygnalizowaniem skrętów.
      Co do ubezpieczeń – jeśli masz ubezpieczone mieszkanie lub dom to w tym ubezpieczeniu jest zawarte ubezpieczenie OC, sam się dowiedziałem o tym jak 2 lata temu chciałem dla dzieciaków wykupić sezonowe ubezpieczenie OC dla rowerzystów. Pan wyjaśnił mi, ze jeżeli bardzo chcę osobne to mi sprzeda ale nie ma takiej potrzeby, bo ubezpieczenie mieszkania już to obejmuje.

  • Wreszcie komentarz w temacie, ale bez mowy nienawiści :)
    A tak szczerze: jeśli karta rowerowa będzie bezpłatna, to czemu nie? Do tego przydałoby się rowerowe OC, ale to już marzenia.
    Co do kasku – komu uratował zdrowie/życie, ten nawet nie będzie się zastanawiał.

    • Tak czy owak, bez żadnego obowiązku. Bardziej widziałbym eventy rowerowe organizowane np. na osiedlach, w miasteczkach i wsiach – gdzie można byłoby nauczyć się kilku podstawowych, rowerowych przepisów. Żadnego obowiązku – bo to tylko pogorszy sprawę.

      Tak samo z kaskiem – absolutnie nie jestem za zmuszaniem do jazdy w nim. Wystarczy spojrzeć na Holandię – tam wyśmienicie sobie radzą bez nich. Aczkolwiek nie działałbym w drugą stronę i nie zniechęcałbym ludzi do jazdy w kasku – w wielu sytuacjach jest konieczny lub wskazany.

      • Podpisuję sie pod tym obiema rekami bo sam jestem zdania, że aby wymagać trzeba najpierw uświadamiać i szkolić a nie nakazywać i zakazywać. Wystarczy kompleksowa edukacja w tej materii tak jak to bywało kiedyś w szkołach a zamiast karania uświadamianie.

    • Sama karta nic nie da przy polskim podejściu. Ja mam kartę rowerową. Myślisz, że ona ma jakikolwiek wpływ na moją znajomość przepisów? Po kilku latach nie pamiętałabym nic, gdybym na bieżąco nie czytała przepisów. Kto to robi? Nikt. Z kaskami jest jeszcze gorzej, większość z nich to straszny szajs. No i nie każdy może je nosić. Ja nie mogę, spadają mi podczas jazdy. Musiałabym kupić zamknięty, motocyklowy. Po prostu mam za małą głowę, a dziecięce są za płytkie. I do widzenia.