Miałem już dziś nic nie pisać, ale poczułem się „wywołany do tablicy” przez mini-wojenkę, którą zobaczyłem na blogach, które regularnie czytam. Zaczęło się od tekstu Kamila „Matki z dziećmi jak krowy na zielonej łące„, w którym autor opisuje min. obserwacje na temat matek spacerujących z dziećmi po drogach rowerowych. Opisuje jakie to według niego jest niebezpieczne i jak reagują osoby, którym zwróci się uwagę. Na wpis zareagowała Marlena z bloga makoweczki.pl, która stanęła w kontrze do wpisu Kamila i opisała swoją historię z drogą rowerową w roli głównej. Pod wpisami oczywiście pojawiła się góra emocjonalnych komentarzy, zarzucających brak empatii i zrozumienia dla jednej czy drugiej strony. Postanowiłem spróbować wyciszyć emocje i napisać coś od siebie, być może nawet uda się zakopać „topór wojenny”.
Zacząć należy od tego, że jesteśmy tylko ludźmi. To żadna nowość, a animozje na linii kierowca-rowerzysta-pieszy były i są, ale mam nadzieję, że kiedyś znikną. Uprzedzając jakiekolwiek ataki na mnie, napiszę, że u mnie na blogu w równym stopniu dostawało się każdej z tych grup. Pisałem o irytujących kierowcach, o pieszych na drogach rowerowych, ale także, a może przede wszystkim – o błędach rowerzystów, o niewłączaniu oświetlenia w nocy, o dzwonieniu na pieszych, gdy jeździ się po chodniku. Wychodzi na to, że to rowerzyści są przeze mnie karceni częściej. W sumie taka jest grupa docelowa mojego bloga :) Jak widać więc – nie jestem rowerowym schizolem, nie mam również klapek na oczach (zbyt dużych przynajmniej).
Zgadzam się z Marleną – potrzeba nam więcej empatii, więcej luzu, więcej kultury wobec innych. Kilka dni temu wróciłem z Czech. Kraj po sąsiedzku, ludzie niby podobni, ale dało się tam zauważyć ciut inną mentalność. Kierowcy zatrzymywali się przed przejściami dla pieszych, przepuszczali rowery, pozwalali autobusom ruszyć z przystanku. Nie mówię, że wszyscy i nie twierdzę, że zawsze. Ale mimo wszystko trochę częściej niż u nas. U nas nikt nie wpuści samochodu z bocznej uliczki, bo oczywiście korona z głowy spadnie, „ale na pewno wpuści kto inny”.
Nie wiem jak w Czechach, ponieważ nie byłem w bardzo dużym mieście, ale u nas dokładnie tak samo jest z rowerzystami i pieszymi. Nie wszystkimi oczywiście, ale z pewną sporą grupą. Czy wyobrażacie sobie, że na środku drogi staje samochód, a jego kierowca wysiada, by uciąć sobie pogawędkę z kierowcą innego samochodu? Albo czy potraficie sobie wyobrazić, że ktoś na środku ulicy zaczyna naprawiać samochód, mimo tego, że mógłby bez przeszkód zjechać na pobocze? Powiecie zapewne, że nie. Że kierowcy zazwyczaj tak nie robią. A wyobraźcie sobie, że są dziesiątki rowerzystów, którzy potrafią stać na drodze rowerowej, albo nawet naprawiać tam rower. Gdzie jak chyba każdy wie, rower można bez problemu przenieść na bok. I jeszcze jak się grzecznie zwróci uwagę, można w odpowiedzi usłyszeć taką wiązankę, że aż ma się ochotę wrócić i zapytać, czy wszystko w porządku z głową.
Kto mnie trochę zna, wie, że jestem oazą spokoju. Ucieleśnieniem fali, dryfującej po spokojnym morzu. Ale zapasy mojej empatii bardzo szybko się wyczerpują, gdy ktoś próbuje mi przeszkadzać, bo jemu jest tak wygodnie. I tu zdecydowanie zgadzam się z Kamilem, który napisał: „Jezdnia jest dla samochodów, ścieżka rowerowa dla jednośladów, a chodnik dla przechodniów. Przecież tu nie chodzi o 'widzi mi się’. Ale o bezpieczeństwo„.
Marlena ripostuje: „Ja dostaję świra oglądając się w dwie strony, czy ty nie nadjeżdżasz. I czy moje dziecko akurat nie zrobi kroczku w prawo, a ty nie wpadniesz na nie z impetem. Ty w kasku i ochraniaczach i wielki. Na moje roczne, czy dwuletnie dziecko, które w starciu z Tobą jest bez szans.”
Zdaję sobie sprawę, że dzieci są wulkanem energii i niewyczerpaną kopalnią pomysłów (często głupich). Nie trzeba być rodzicem, by to rozumieć, w końcu każdy kiedyś był dzieckiem. Ale rolą rodzica, jest też przewidzenie pewnych sytuacji. To oczywiście truizm, ale przecież nikt nie zostawia noży w zasięgu ręki dziecka, otwartego Domestosa w łazience czy pistoletu na szafce nocnej. A przynajmniej do momentu, gdy dziecko samo nie zrozumie, że są to rzeczy potencjalnie niebezpieczne i nieumiejętnie używane – mogą zrobić krzywdę.
Marlena pisze „w każdej sekundzie może zobaczyć kurde motyla. Rozumiesz?! Motyla, który w danej chwili przesłoni mu świat. I pobiegnie za nim, głuchy na matczyne ostrzeżenia„. Nie chcę tutaj atakować zdania wyrwanego z kontekstu, ani sytuacji, ale przecież dziecko może pobiec nie tylko na drogę rowerową, ale także na ulicę. Zdaję sobie sprawę, że małego dziecka często nie da się upilnować – ale to przecież od tego są rodzice, by przynajmniej część ryzyka ograniczyć.
Ja zresztą odnoszę wrażenie, że Kamilowi chodziło o coś zgoła innego. Nie incydenty, nie przypadki, nie zagapienia. Ale osoby, które z premedytacją spacerują po drodze dla rowerów. I nie chodzi tylko o matki. Robią to ludzie w każdym wieku, każdej płci, często parami, czasami całymi rodzinami. I ja, mimo, że staram się jeździć rozważnie – nigdy nie wiem, czy zza pleców dorosłej osoby, nie wyskoczy nagle dziecko albo pies. „Bo Panie, toż to wymysł szatana jest, tutaj od 50 lat chodnik ino był, a teraz rowerzyści pędzą na złamanie karku, kto to widział”.
Tak – teraz „pędzą” i trzeba się do tego przyzwyczaić, że od komuny dostawaliśmy tylko wyciągnięty środkowy palec. A teraz trochę na hurra, czasami bez pomyślunku, ale jednak, są budowane drogi dla rowerów. By było wygodniej, czyściej, zdrowiej. A nie po to, by rowerzyści polowali na niewinne dzieciątka.
Oczywiście skarcić należy też osoby, które bez rozwagi jeżdżą na rowerach. Bo tacy oczywiście też są. Jeśli już widzi się małe dziecko, czy to na chodniku czy nawet na drodze rowerowej – trzeba absolutnie zwolnić. Nawet do zera, jeśli będzie taka konieczność. Jeśli spaceruje po drodze rowerowej z mamą/tatą – to przecież dziecko nie jest niczemu winne. Dlaczego miałoby być tutaj przypadkowo pokrzywdzone.
Reasumując – mam w sobie wiele empatii dla różnych życiowych sytuacji. Nie jesteśmy idealni, zdarza się nam zamyślić, dzieci lubią pobiegać, rowerzyści zapatrzyć. Ale mam zero tolerancji dla głupoty, świadomego łamania przepisów i braku poszanowania prawa innych do korzystania z tego, co im się należy.
@Mira – ooo, to ja idąc tym tokiem myślenia nie lubię starszych kobiet. Bo śpiewają w nocy i smażą mielone na smalcu :)
A o Masie Krytycznej pisałem tutaj:
https://roweroweporady.pl/czy-masa-krytyczna-jest-jeszcze-potrzebna/
Niestety, tak jesteśmy skonstruowani, że włącza się nam co jakiś czas agresor. Jednym częściej innym rzadziej. Już dawno ktoś powiedział, że nie zniszczy nas żadna asteroida. Sami się powybijamy.
Michał, bo Was w Łodzi nienawidzą! Rowerzyści generalnie zbierają żniwo durnej masy krytycznej. Nie wiem, czy w niej uczestniczysz, nie chcę obrażać Cię personalnie, ale nie rozumiem pobudek tych oszołomów. Nie wiem, jaki mają cel, co chcą osiągnąć? Pytam ich ciągle i nie uzyskuję odpowiedzi. Zmniejszenie liczby aut na drogach? To nie stanie się nigdy!
Robią im ścieżki, robią im laskę (nie łaskę), czego jeszcze chcą? Przez tych wariatów ludzie tracą zmysły, więc wszystko się nakręca. A później cierpią niewinni, tacy jak Ty. To tak, jakbyś dostał kilka razy w ryj od Murzyna. Stajesz się rasistą i koniec. Ja nie znoszę Filipińczyków, bo mieszkałam nad nimi w Londynie i tak mi codziennie waliło ichniejszymi przyprawami, że nie mogę na nich patrzeć do dzisiaj.
Tak się tworzą stereotypy, tak kategoryzujemy ludzi. Poprzez pewne odniesienia. I tak właśnie w Łodzi, po milionie masowych akcji rowerowych freaków, ludzie rozrzucają na ścieżkach gwoździe. Agresja rodzi agresję, a dla mnie masa krytyczna w Łodzi, to przejaw największej agresji wobec bliźniego swego kochanego! ;)
To ja pojadę off topem, choć będzie o ścieżkach rowerowych i o ludzkiej podłości. Jadę sobie dzisiaj DDRką koło Makro w Łodzi, wzdłuż Al. Włókniarzy. Nagle coś zaczyna mnie chwiać, patrzę – no tak, flak z przodu. Zsiadam z roweru, oglądam oponę i co widzę: jakiś kartonik czy też deseczka o wymiarach 1×1 cm, przyklejona do opony. Odrywam, a tu z drugiej strony gwoździk na sztorc, wbity w oponę. Wracam kilkanaście metrów po ścieżce i widzę że tych kartoników więcej leży. Każdy misternie wycięty, w każdym gwoździk malutki siedzi sobie, centralnie. Ile zauważyłem to posprzątałem i na pobocze wyrzuciłem. Potem już tylko trzykilometrowy spacerek do Manufaki ( Manufaktury :) ), zakup nowej dętki w Intersporcie, szybki montaż i do domciu.
Po drodze dumałem sobie, ileż to energii w te kartoniki z gwoździkami włożył ten podły człowiek ( czytaj debil ) który zagiął parol na paskudnych rowerzystów. Ile jeszcze bezmyślnej nienawiści w narodzie siedzi, ile upodobania do bezinteresownego szkodzenia innym. Nawet zakładając że pułapkę zastawił bezmyślny nastolatek, to i tak źle o społeczeństwie świadczy, źle świadczy o jego rodzicach.
Zaś się tyczy pieszych na ścieżkach tudzież mamusiek z wózkami, nie mam złych doświadczeń. Ot, czasem jakiś człek nieroztropny wlezie na czerwone, ja mu z daleka dzwoneczkiem podzwonię, on za mną grubym słowem rzuci, ja mu w zamian jeszcze grubiej odpowiem i środkowym palcem dam sygnał co o nim myślę i życie toczy się dalej. Raz tylko, jeden razik, z roweru zlazłem i do obywatela podszedłem gotów do dalszej dyskusji na temat praw i obowiązków, ale jakoś się po kościach rozeszło. Niestety.
Tak więc na pieszych nie narzekam i mam dla nich dużo zrozumienia, na to samo licząc z ich strony.
„Im dłużej o tym myślę, tym bardziej się z tym zgadzam, choć nadal uważam to za absurd i wątpię by w Polsce takie rzeczy się działy. A już zwłaszcza na ograniczeniu do 5 czy 10 km/h.”
Ależ to łatwo sprawdzić: jeśli rowerzysta nie ma problemów przy tej prędkości utrzymać równowagę, to albo pijany, albo jedzie szybciej niż wolno. ;-)
Ja odnoszę wrażenie, że chodzi o to, aby w tym przejściu pod torami z jednej strony umożliwić przejazd rowerem, a z drugiej żeby prędkość rowerzysty nie była dużo wyższa niż pieszego. Znam to miejsce i wcześniej schodziłem z roweru, bo źle się tam jedzie przy tłumie pieszych (pomijam wcześniejszy zakaz). Generalnie zdrowy rozsądek jest potrzebny, ograniczenie pachnie bareją.
Była o tym spora dyskusja tutaj:
https://roweroweporady.pl/dajcie-spokoj-rowerzystom/
Wiele osób uparcie twierdzi, że czy się ma licznik, czy się go nie ma, czy jest homologowany czy nie jest – rowerem prędkości przekraczać nie można z tłumaczeniem „nie wiedziałem”.
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej się z tym zgadzam, choć nadal uważam to za absurd i wątpię by w Polsce takie rzeczy się działy. A już zwłaszcza na ograniczeniu do 5 czy 10 km/h.
A to nie jest tak, że to ograniczenie to tylko taki pic na wodę? Jestem pewien, że nie muszę mieć licznika prędkości. A z tego wniosek, że chyba nawet polskie sądy nie łykną czegoś takiego… Mylę się ?
@Łukasz
W Trójmieście mamy trochę pecha, że ciężko jadąc z Gdyni do Gdańska ominąć Sopot. Pomijam tramwaje wodne i Trójmiejski Park Krajobrazowy.
W Sopocie do wyboru jest ścieżka nadmorska, gdzie na kiepskiej nawierzchni możesz ćwiczyć wspomnianą przez Ciebie równowagę przy 10 km/h, albo drogę przez Górny Sopot, gdzie ścieżka jest niezgodna z zasadami ruchu prawostronnego. :D Jeżdżę nią codziennie.
Sopot na tle Gdyni i Gdańska przypomina zapyziałą prowincję niż kurort. I nie mam na myśli tylko ścieżki rowerowe, tylko przyjazność pieszym.
Czekam teraz na limity 2 km/h. Można jakieś zawody w utrzymaniu równowagi zrobić. A 5 km/h się da, dzisiaj sprawdzałem z ciekawości. :D
I mi się przypomniało. W Sopocie (al. Niepodległości) swojego czasu był znak zakazujący jazdy ścieżką rowerową rowerzystom… Krótko, ale był.
I nie zgadzam się na usunięcie tych znaków z ograniczeniem prędkości. Z tego zrobiła się atrakcja turystyczna, jeszcze trochę i będzie konkurować z monciakiem i molo.
Z prędkością 10 km/h bardzo ciężko się jeździ (kto nie ma licznika i się dziwi, niech założy i spróbuje). A jazda 5 km/h na rowerze jest praktycznie niemożliwa. To znaczy da się, ale chyba tylko jako ćwiczenie na równowagę :)
„Uprzejmość i myślenie na drodze nie dotyczy tylko kierowców spalinowych. Marzy mi się aby rowerzystów stawiano kierowcom za przykład. Niestety na to trzeba zapracować.”
Długo można gadać o kulturze rowerzystów. Nie wiem jak Wam, ale patrząc na codzienne moje trasy po Trójmieście, to najwięcej łamią prawa rowerzyści, potem dłuugo nic, następnie pojawia się problem pieszych na ścieżkach i kierowców wymuszających pierwszeństwo. Mówię o wykroczeniach, które są już uciążliwe bądź niebezpieczne, np. przejeżdzanie na czerwonym przez rowerzystów, szybka jazda po chodniku. Przykre to trochę.
Śmieszna sytuacja z dzisiaj. Władysława IV w Gdyni, tuż przy Piłsudskiego, kierunek na Sopot. Jadę sobie i widzę, że z naprzeciwka idzie kobieta. Zwolniłem mówiąc „uwaga” i dzwoniąc. W końcu się zatrzymałem. Piesza i tak się zderzyła ze mną. Oczywiście przy tych „prędkościach” nic się nie stało, ale pierwszy raz widziałem kogoś tak zatopionego w myślach. Kobieta tak mnie przepraszała, że aż głupio było powiedzieć coś więcej niż „nic się nie stało”. :-)
Druga sytuacja — już mniej zabawna — jakieś 10km dalej w Gdańsku Oliwie, gdzie najpierw wyminąłem ojca dziecka i widzę dalej samo dziecko (na oko 5 lat) jadące na rolkach po ścieżce. Zwolniłem do zera i całe szczęście, bo dziecko zobaczyło jadącego z drugiej strony innego rowerzystę i wbiegło mi przed rower. Jadący za mną rowerzyści mocno „zjechali” ojca. I słusznie — ścieżka jest o dużym natężeniu ruchu. Ale pomijając głupotę i niedorozwój umysłowy rodziców: widzisz dziecko w większej odległości od opiekunów? Zwolnij aż do prędkości pieszego!
W sumie codziennie jakieś nowe doświadczenie.
„Z drugiej strony zgodnie z prawem można budować ścieżki rowerowe znacznie węższe. Jaka w tym logika ?”
W tym logiki nie szukaj. Kiedyś szukałem jej jeżdząc AK w Sopocie. Poddałem się. BTW Sopot pojechał po bandzie i po „sukcesie” z ograniczeniem 10km/h wprowadził też 5km/h. Z jednej strony cieszę się, że w ogóle w jednym miejscu pozwolili jechać rowerem (stacja z wypożyczalnią rowerów miejskich stała w miejscu, gdzie nie wolno jeździć rowerem), ale nawet dla mnie jest to prędkość, z którą mam kłopot. A jeżdzę spokojnie.
Empatia to też emocje?
I nie chodzi mi bynajmniej, że wyprzedzanie nie jest właściwe. Po prostu denerwują mnie polskie (innych nie znam) przepisy. Wyprzedzając zachować odległość 1 m, do tego szerokość 2 rowerzystów 2x 0,4 m skromnie licząc to wychodzi 1,8 metra. Z drugiej strony zgodnie z prawem można budować ścieżki rowerowe znacznie węższe. Jaka w tym logika ?
Pozdrawiam rozsądnych
Jeśli wiesz co znaczy „wyjątkowo” w kodeksie drogowym, to wiesz, że na własną odpowiedzialność. To oznacza, że mandatu za to otrzymać nie możesz, ale jakby co to „spowodowałeś” bo jednak zagrażało. Poza tym, obok nie oznacza, że bez żadnego limitu.
Poza tym ten przepis nie odnosi się do wyprzedzania.
Sam wolałbym, aby wyprzedzające mnie inne pojazdy – nawet motorowery – zachowały jednak bezpieczną odległość.
Sam wykupuje OC nawet na rower. Nigdy nie wiem co się wydarzy, a cena jest bardzo rozsądna.
Jaaaasne, jacy wspaniałomyślni policjanci. Zapomnieli jednak o artykule 33 Prawa o ruchu drogowym, punkt 3a:
„Dopuszcza się wyjątkowo jazdę po jezdni kierującego rowerem obok innego roweru lub motoroweru, jeżeli nie utrudnia to poruszania się innym uczestnikom ruchu albo w inny sposób nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego.”
Pozdrawiam rozsądnych i myślących głową, a nie emocjami.
A i dodam jeszcze, że według stróży prawa, minimalna odległość od wymijanego, omijanego roweru powinna wynosić 1m.
Na moją uwagę, że przy szerokości ścieżki 1,5 metra zachowanie takiej odległości jest niemożliwe, policjant odparł: w takim razie nie należy wyprzedzać.
Dla niego sprawa była oczywista.
Pozdrawiam rozsądnych.
Chodnik w pobliżu ścieżki rowerowej oczywiście jest (około 5 metrów, oraz ulica z ograniczeniem prędkości do 50 km/h), ale na chodniku są schody – kilkakrotnie, a ścieżka rowerowa jest ich pozbawiona. Według policjanta ścieżka rowerowa była najwłaściwszym miejscem do poruszania się z dziećmi na rowerach. Chodnik poza tym był dość mocno zatłoczony przez pieszych, i jazda 10 – 15 km/h mogłaby być dla nich uciążliwa.
Według przedstawicieli prawa, nawet gdyby pieszy znalazł się na ścieżce rowerowej, to rowerzysta nie zachował należytej ostrożności. Tylko nagłe wtargnięcie byłoby usprawiedliwieniem (podobnie jak u kierowców). Przy czym nagłe oznacza takie które uniemożliwia reakcję prawidłowo jadącemu rowerem. Nawet gdyby dziecko wykonało nieoczekiwany manewr (co nie miało miejsca) to powinien był stosując zasadę ograniczonego zaufania takie zachowanie małolata przewidzieć i „odpowiednio” zareagować.
Uprzejmość i myślenie na drodze nie dotyczy tylko kierowców spalinowych. Marzy mi się aby rowerzystów stawiano kierowcom za przykład. Niestety na to trzeba zapracować.
Osoba, która nie ukończyła 10 roku życia, może poruszać się rowerem jedynie pod opieką osoby dorosłej, tylko na chodnikach i jest uznawana za pieszego.
Ale równocześnie gdy nie ma chodnika pieszy może poruszać się po drodze rowerowej
Czepianie się paragrafów a nie kultury i partnerstwa na drodze jest bez sensu
Otóż wczoraj znajomy jadąc rowerem z dzieckiem do 10 lat po chodniku legalnie i w Krakowie prawie dostał mandat od straży miejskiej za przejazd przejściem dla pieszych
Wolno czy nie? Skoro po chodniku wolno to czemu na przejściu nie wolno? Jedzie z dzieckiem wiec uważa, poza tym jadąc legalnie chodnikiem z dzieckiem ma się do parę metrów zatrzymywać i złazić? Nonsens a prędkość z dzieckiem i tak mała
Ostatecznie dali mu spokój ale chcieli wlepić mandat
Racja – to ma sens. Z tym, że w mojej opinii obie strony powinny dostać mandat. Gostek na rowerze sporo wyższy ale obie strony.
Nie jestem ani prawnikiem, ani policjantem, ale jeżeli wiedział, że się nie zmieści, nie powinien zaczynać wyprzedzania, tylko poczekać aż będzie mógł to zrobić.
Nie ma w tym przypadku znaczenia, że dziecko było tam wbrew przepisom. To tak jakbyś jechał autostradą i zobaczył przed sobą biegnącego człowieka. No i przecież nie powiesz: „on nie powinien się tu znaleźć, dodam gazu i go rozjadę”.
Tak przynajmniej mi się wydaje.
Łukasz w takim razie nie rozumiem, jakim cudem policjant mógł wystawić mandat temu gościowi na rowerze. Skoro w świetle prawa (i tego co piszesz), to obecność dziecka na ddr była nielegalna?
Coś tu jest nie tak.
Według „Prawa o ruchu drogowym” (Art. 2 punkt 18) dziecko do 10 roku życia jadące na rowerze jest pieszym. Tak więc jeśli jest chodnik, ma obowiązek korzystania z chodnika.
Tak więc jako profesjonalista uważam, że jeżeli masz ulicę, DDR i chodnik takie dziecko musi jechać chodnikiem. Jeśli jest ulica i DDR, a nie ma chodnika (bardzo rzadkie przypadki), warunkowo można jechać oraz iść drogą rowerową.
Jeśli nie ma ani DDR, ani chodnika, to oczywiście można poruszać się poboczem lub skrajem jezdni. Choć wskazane byłoby jechać lewą stroną. Ale to akurat jest dość głupie moim zdaniem.
A jeżeli chodzi o samą drogę dla rowerów, to nie o pędzenie chodzi. Bo nawet jeśli rowerzysta zwolni do 10 kilometrów na godzinę, to dziecko które nagle bujnie się i wpadnie mu pod koła, nadal zostanie poszkodowane.
Opiszę taki przypadek: Jadę z dziećmi na rowerach. Młodszy jeszcze nie umie, ma założone boczne kółka – prawda dość szerokie. Jedziemy po ścieżce rowerowej – dobrze oznaczonej. Z przeciwka jedzie rowerzysta – normalnie – dość szybko. Z tyłu jedzie rowerzysta – nie może normalnie nas wyminąć tylko wpycha się na trzeciego między naszą kolumnę (3 rowery) i tego z przeciwka. Najeżdża na kółko boczne i zalicza wywrotkę. Wzywa policję – bo jako pieszy byliśmy winni w jego mniemaniu spowodowania wypadku. Policja uświadamia mu jego winę, Dalej się kłóci więc dostaje mandat (pewnie by nie dostał – ale policjant nie lubi jak się na niego krzyczy) 500 zł. Do tego dostaje wszystkie dane sprawcy i pouczenie o przysługujących mi prawach. Tatuś owego 24 letniego „władcy dróg” kupuje rower mojemu dziecku i przychodzi z przeprosinami jeszcze tego samego dnia do szpitala. Czuje bardzo dużą ulgę jak okazuje się, że to tylko niegroźne potłuczenia i otarcia skóry. Bardzo bał się renty dożywotniej – wszak młodziak nie miał OC.
Pozdrawiam rozsądnych.
Jako profesjonaliści nie powinniście popełniać błędów. Dziecko do 10 lat na rowerze MOŻE poruszać się na jezdni (pasie dla samochodów) tylko pod opieką osoby dorosłej. Skoro może po jezdni, to może i po DDR-ach. Chyba, że macie tylko przywileje a żadnych obowiązków… Jeżeli jako rodzic (ojciec – nie matka) jadę z dziećmi 7 i 9 lat rowerami to gdzie mam jechać ? Na jezdni ? Po chodniku czy po DDR ?
Jak nie ma DDR to mogę jechać po jezdni. Jak jest dopuszczalna prędkość powyżej 50 km/h to po chodniku. Jak sprawuję nadzór na dzieckiem – też po chodniku. Jak jest DDR to jadę po niej, nawet jak jestem najwolniejszym jej użytkownikiem (ja nie dzieci). Jak jest droga dla rowerów to nie znaczy, że można po niej pędzić ! Prędkość należy dostosować do warunków, w tym do innych użytkowników. Ale do tego trzeba dorosnąć!
Jeszcze kilka słów w temacie od Noemi:
http://www.matkaprezesa.pl/2014/05/rodzicu-mysl-rowerzysto-mysl.html
Mnie kiedyś babcia na DDRce zaatakowała parasolką. Nie jechałam szybko. Gdybym jechała, to może by nie zdołała mnie trafić ;) Skutery, motory i samochody_próbujące_gdzieś_zaparkować na drogach i pasach rowerowych to standard. Taky klymat.
Ja byłam świadkiem sytuacji: pierwsza dwa rowery po CHODNIKU (nie,nie po drodze dla rowerów) zapieprzające jak na formule jeden. Dziecko się przesunęło w moją stronę (niespełna 5latek), a dwóch gówniarzy jeszcze mi dzwoniło tymi tandetnymi dzwonkami za dwa złote. Tu dodam, że gdybym była sama nie odsunęłabym się. ;)
Druga sytuacja: dzieci biegnące po drogach dla rowerów (u nas to jednak są ruchliwe drogi, wiec tu ciągle coś jeździ – nasze miasto jest przyjazne rowerom, jakieś akcje nawet założyli). Rowery na bok, czyli na chodnik, czyli na nas.
No jak żyć w tym kraju?
Czy tam trudno wytłumaczyć dzieciakowi, że NIE WOLNO wchodzić na drogi dla rowerów?
Tak samo jak NIE WOLNO wchodzić na ulicę?
Na moje oko momentami jest ciut wąska, ale generalnie to świetna droga. Powstaje coraz więcej fajnych dróg i to mnie bardzo cieszy, bo po wielu ulicach nie da się mimo wszystko jeździć.