Matki na drogach rowerowych

Miałem już dziś nic nie pisać, ale poczułem się „wywołany do tablicy” przez mini-wojenkę, którą zobaczyłem na blogach, które regularnie czytam. Zaczęło się od tekstu Kamila „Matki z dziećmi jak krowy na zielonej łące„, w którym autor opisuje min. obserwacje na temat matek spacerujących z dziećmi po drogach rowerowych. Opisuje jakie to według niego jest niebezpieczne i jak reagują osoby, którym zwróci się uwagę. Na wpis zareagowała Marlena z bloga makoweczki.pl, która stanęła w kontrze do wpisu Kamila i opisała swoją historię z drogą rowerową w roli głównej. Pod wpisami oczywiście pojawiła się góra emocjonalnych komentarzy, zarzucających brak empatii i zrozumienia dla jednej czy drugiej strony. Postanowiłem spróbować wyciszyć emocje i napisać coś od siebie, być może nawet uda się zakopać „topór wojenny”.

Matki z dziećmi na drogach rowerowych
fot. Thambako the Jaguar

Zacząć należy od tego, że jesteśmy tylko ludźmi. To żadna nowość, a animozje na linii kierowca-rowerzysta-pieszy były i są, ale mam nadzieję, że kiedyś znikną. Uprzedzając jakiekolwiek ataki na mnie, napiszę, że u mnie na blogu w równym stopniu dostawało się każdej z tych grup. Pisałem o irytujących kierowcach, o pieszych na drogach rowerowych, ale także, a może przede wszystkim – o błędach rowerzystów, o niewłączaniu oświetlenia w nocy, o dzwonieniu na pieszych, gdy jeździ się po chodniku. Wychodzi na to, że to rowerzyści są przeze mnie karceni częściej. W sumie taka jest grupa docelowa mojego bloga :) Jak widać więc – nie jestem rowerowym schizolem, nie mam również klapek na oczach (zbyt dużych przynajmniej).

Zgadzam się z Marleną – potrzeba nam więcej empatii, więcej luzu, więcej kultury wobec innych. Kilka dni temu wróciłem z Czech. Kraj po sąsiedzku, ludzie niby podobni, ale dało się tam zauważyć ciut inną mentalność. Kierowcy zatrzymywali się przed przejściami dla pieszych, przepuszczali rowery, pozwalali autobusom ruszyć z przystanku. Nie mówię, że wszyscy i nie twierdzę, że zawsze. Ale mimo wszystko trochę częściej niż u nas. U nas nikt nie wpuści samochodu z bocznej uliczki, bo oczywiście korona z głowy spadnie, „ale na pewno wpuści kto inny”.

Nie wiem jak w Czechach, ponieważ nie byłem w bardzo dużym mieście, ale u nas dokładnie tak samo jest z rowerzystami i pieszymi. Nie wszystkimi oczywiście, ale z pewną sporą grupą. Czy wyobrażacie sobie, że na środku drogi staje samochód, a jego kierowca wysiada, by uciąć sobie pogawędkę z kierowcą innego samochodu? Albo czy potraficie sobie wyobrazić, że ktoś na środku ulicy zaczyna naprawiać samochód, mimo tego, że mógłby bez przeszkód zjechać na pobocze? Powiecie zapewne, że nie. Że kierowcy zazwyczaj tak nie robią. A wyobraźcie sobie, że są dziesiątki rowerzystów, którzy potrafią stać na drodze rowerowej, albo nawet naprawiać tam rower. Gdzie jak chyba każdy wie, rower można bez problemu przenieść na bok. I jeszcze jak się grzecznie zwróci uwagę, można w odpowiedzi usłyszeć taką wiązankę, że aż ma się ochotę wrócić i zapytać, czy wszystko w porządku z głową.

Kto mnie trochę zna, wie, że jestem oazą spokoju. Ucieleśnieniem fali, dryfującej po spokojnym morzu. Ale zapasy mojej empatii bardzo szybko się wyczerpują, gdy ktoś próbuje mi przeszkadzać, bo jemu jest tak wygodnie. I tu zdecydowanie zgadzam się z Kamilem, który napisał: „Jezdnia jest dla samochodów, ścieżka rowerowa dla jednośladów, a chodnik dla przechodniów. Przecież tu nie chodzi o 'widzi mi się’. Ale o bezpieczeństwo„.

Marlena ripostuje: „Ja dostaję świra oglądając się w dwie strony, czy ty nie nadjeżdżasz. I czy moje dziecko akurat nie zrobi kroczku w prawo, a ty nie wpadniesz na nie z impetem. Ty w kasku i ochraniaczach i wielki. Na moje roczne, czy dwuletnie dziecko, które w starciu z Tobą jest bez szans.

Zdaję sobie sprawę, że dzieci są wulkanem energii i niewyczerpaną kopalnią pomysłów (często głupich). Nie trzeba być rodzicem, by to rozumieć, w końcu każdy kiedyś był dzieckiem. Ale rolą rodzica, jest też przewidzenie pewnych sytuacji. To oczywiście truizm, ale przecież nikt nie zostawia noży w zasięgu ręki dziecka, otwartego Domestosa w łazience czy pistoletu na szafce nocnej. A przynajmniej do momentu, gdy dziecko samo nie zrozumie, że są to rzeczy potencjalnie niebezpieczne i nieumiejętnie używane – mogą zrobić krzywdę.

Marlena pisze „w każdej sekundzie może zobaczyć kurde motyla. Rozumiesz?! Motyla, który w danej chwili przesłoni mu świat. I pobiegnie za nim, głuchy na matczyne ostrzeżenia„. Nie chcę tutaj atakować zdania wyrwanego z kontekstu, ani sytuacji, ale przecież dziecko może pobiec nie tylko na drogę rowerową, ale także na ulicę. Zdaję sobie sprawę, że małego dziecka często nie da się upilnować – ale to przecież od tego są rodzice, by przynajmniej część ryzyka ograniczyć.

Ja zresztą odnoszę wrażenie, że Kamilowi chodziło o coś zgoła innego. Nie incydenty, nie przypadki, nie zagapienia. Ale osoby, które z premedytacją spacerują po drodze dla rowerów. I nie chodzi tylko o matki. Robią to ludzie w każdym wieku, każdej płci, często parami, czasami całymi rodzinami. I ja, mimo, że staram się jeździć rozważnie – nigdy nie wiem, czy zza pleców dorosłej osoby, nie wyskoczy nagle dziecko albo pies. „Bo Panie, toż to wymysł szatana jest, tutaj od 50 lat chodnik ino był, a teraz rowerzyści pędzą na złamanie karku, kto to widział”.

Tak – teraz „pędzą” i trzeba się do tego przyzwyczaić, że od komuny dostawaliśmy tylko wyciągnięty środkowy palec. A teraz trochę na hurra, czasami bez pomyślunku, ale jednak, są budowane drogi dla rowerów. By było wygodniej, czyściej, zdrowiej. A nie po to, by rowerzyści polowali na niewinne dzieciątka.

Oczywiście skarcić należy też osoby, które bez rozwagi jeżdżą na rowerach. Bo tacy oczywiście też są. Jeśli już widzi się małe dziecko, czy to na chodniku czy nawet na drodze rowerowej – trzeba absolutnie zwolnić. Nawet do zera, jeśli będzie taka konieczność. Jeśli spaceruje po drodze rowerowej z mamą/tatą – to przecież dziecko nie jest niczemu winne. Dlaczego miałoby być tutaj przypadkowo pokrzywdzone.

Reasumując – mam w sobie wiele empatii dla różnych życiowych sytuacji. Nie jesteśmy idealni, zdarza się nam zamyślić, dzieci lubią pobiegać, rowerzyści zapatrzyć. Ale mam zero tolerancji dla głupoty, świadomego łamania przepisów i braku poszanowania prawa innych do korzystania z tego, co im się należy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

148 komentarzy

  • @mira:

    „Błędne koło i generalnie kultura Polaków. ”

    I to dotyczy: i matek, i masonów, i cyklistów. :-)

    Generalnie przeraża mnie świadome łamanie prawa i szukanie wytłumaczenia do tego. Sorry, jadę chodnikiem z różnych powodów, złapie mnie policja, albo kogoś potrącę– moja wina i świadomość wyrządzonej szkody. Kochane matki, też Was to dotyczy, to Wy będziecie miały na sumieniu swoje dziecko i fakt traumy (bo to nie jest przyjemne) u kogoś, kto Wam potrąci pociechę.

    @Łukasz:
    „dzięki za Twoje komentarze, musiałem je odrobinę wymoderować,”

    A to było już po moderacji? Ała. :D

    @Monika:

    Nikt się matek nie uczepił, po prostu swoimi zachowaniami często prowokują innych i średnio dobrą opinię wyrabiają innym matkom. Tak samo jak rowerzyści na przejściach/chodnikach. Nieostrożni kierowcy itp.

    I jak napisałem wcześniej: nie trawię głupoty w postaci łamania prawa i szukania durnego wytłumaczenia.

    @Goldwin

    „Jak nie ma DDR przy chodniku to też po jezdni, między samochodami?”

    A żebyś wiedział. Geniuszy, którzy stawiają znaki na chodniku ograniczając ich szerokość do 0,5 metra powinno się kastrować i zapobiegać rozprzestrzenianiu złych genów. Ja z rowerem nie mogę przejść. Na szczęście urzędy wolą nie ryzykować awantury i pozbywają się takich „kwiatków”. Dziurawe chodniki przecież widzimy na co dzień.

    @NASZENKA

    Osoby na wózkach dla niepełnosprawnych rozumiem. Co prawda dla mnie to normalny pieszy, ale jak on ma taki komfort podróżowania po chodniku jak ja rowerem, to się nie dziwię. Tylko proszę o jakieś odblaski. To pozwala zauważyć Was wcześniej i odpowiednio dostosować prędkość i odległość. Wszystkich, których spotykam na szczęście ich używają.

    Niewidomi za to mają przechlapane. Są takie ścieżki, że w deszczu bądź w nocy ja nie wiem gdzie się kończą. Np. Władysława IV w Gdyni i Armii Krajowej w Sopocie. Na tej ostatniej dosyć często ich widzę. Kolejny projektant do wykastrowania…

    I jeszcze raz: wyluzujcie i pomyślcie o innych. :-)

  • @Naszenka I widzisz, znowu się jeżysz :) A przecież każdy głos tutaj jest cenny.

    @Lavinka, komentarz poszedł do kosza. Bardzo proszę o nie urządzanie wycieczek zbyt osobistych.
    I jeden z Twoich komentarzy wpadł do spamu, pojęcia nie mam dlaczego. Ale już go wyciągnałem :)

  • Nie ostrzę szabli – zwracam po prostu uwagę na pewne sytuacje. Napisałam dlaczego jestem na ścieżce. Napisałam też, że usłyszałam już nie raz, że mnie tam nie powinno być (nie bezpośrednio na ścieżce), więc dlaczego nie mogę zwrócić uwagi na mój problem?
    Ja podobno ostrzę szablę, a czy Lavinka nie ironizuje?
    Słowo pisane, ma to do siebie, że często odbiorca może go odebrać niezgodnie z intencją nadawcy (niestety).
    Skoro inni mogli się wypowiedzieć, dlaczego są/nie ma ich na ścieżce, to dlaczego ja nie mogłam napisać dlaczego ja tam jestem? Chyba tego nie zrozumiem. I wcale nie jestem teraz zła – tak po prostu przyszło mi to na myśl (żeby nie było, że w złości piszę).

    A na koniec dodam jeszcze, że największym głosem rozsądku wykazała się w dyskusji moim zdaniem Elovelo – nie mam pojęcia dlaczego drogowcy fundują nam serpentyny – przy takich zawijasach (w moim mieście jest ich mnóstwo i występują co kawałek) brak kontaktu pieszy – cyklista jest niemożliwy.

  • No pewno! Wyobraź sobie identyczne dwa pasy z tej samej nawierzchni. Szary i czerwony. Dlaczego ludzie łażą po czerwonym? Bo mają gdzieś, że komuś przeszkadzają. Bo są świętymi krowami. W Polsce takie przypadki są nagminne. Jasne że nie tylko matki z dzieckiem, ale one ryzykują najwięcej.

  • @Naszenka – niepotrzebnie szablę ostrzysz. Są sytuacje wyjątkowe, gdzie inaczej się podchodzi do pewnych spraw.

    We wpisie raczej chodziło mi o wszelkiej maści osoby, którym poruszanie się po chodniku nie sprawia absolutnie żadnej trudności.

  • @Naszenka

    Bo tak to jest, że oko w oko to ciężko nawrzucać na takim spacerze.
    Ale literkami to ho ho ho…

    Co do jazdy po chodniku to czasem z buta są problemy, a co dopiero z wózkiem, takim czy innym :/
    Bądźmy dobrej myśli, że w końcu się obudzi to czy tamto miasto i zadba o nierówności dla nas, maluczkich :)
    Pozdrawiam.

  • @ Goldwin

    Tak i po ulicach jeździmy ;) Bo niestety nie po każdym chodniku da się przejechać :/ Przykre to, ale prawdziwe, niestety.
    Czemu warczę? Może za często warczę, ale jak często słyszę „mądrości” zdrowych ludzi w sile wieku to po prostu szlag jasny mnie trafia. Chętnie pożyczę wózek i poproszę o opinię po tygodniu użytkowania (UWAGA! Nie wolno z niego zejść nawet, gdy wpadnie się w taką dziurę, że potrzebna będzie pomoc drogowa ;) ). Choć powtórzę raz jeszcze nie spotkałam jeszcze złego rowerzysty na ścieżce, na pogadance już tak ;)

  • @Naszenka

    Współczuję :/
    I chętnie zgodzę się podzielić DDR z Wami, nawet ustąpię :)
    Tylko po co to warczenie…
    Jak nie ma DDR przy chodniku to też po jezdni, między samochodami?

    Ehh…
    Życie jest i tak okrutne.
    A ktoś kto reaguje negatywnie widząc Was na DDR to nie powinien również tam się znajdować :/

  • Mnie można (jako pieszą) często spotkać na drodze rowerowej, a dlaczego? Bo niestety, ale ostatnio zrobiła się super moda na piękne chodniki, które na pewno nie mają nic wspólnego z funkcjonalnością. Kiedy idę sama to grzecznie drepczę po chodniku, bo mając dwie zdrowe nogi znakomicie sobie z tym poradzę. Jednak kiedy jestem z moją niepełnosprawną mamą (poruszającą się na wózku inwalidzkim) to w nosie mam to, że obok mam super chodnik i jedziemy ścieżką. Dlaczego? Ano dlatego, że pokonując czasem 10 kilometrów i więcej mojej mamie na tym pięknym chodniczku „wytrzęsłoby mózg”. I nie zmienię strony, bo uważam, że mojej mamie też należy się komfort jazdy.

  • Jestem tu nowa , witam wszystkich stałych czytelników, tych przypadkowych oraz szanownego blogera. BTW fajny blog, więc się tu rozgoszczę ;) Jako że temat bezpośrednio mnie dotyczy , bo po pierwsze – jestem matką, po drugie korzystam z dróg rowerowych, więc się wypowiem . Maluchów mam sztuk 2 – 2 i 4 lata, starszak próbuje sił na 2 kółkach , młodszy króluje siedząc w wygodnym fotelu za moimi plecami podczas rowerowych wypraw. Starszaka nie odważyła bym się posłać na ścieżkę , ponieważ jeździ jeszcze bardzo niepewnie czym stwarza zagrożenie dla siebie i innych rowerzystów, ale kiedy jeżdżę z moja 2- latką jako pasażerem po ścieżkach rowerowych , trafia mnie szlag . O dziwo, z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że matki z dziećmi należą do mniejszości tych pieszych spacerujących po ścieżkach rowerowych, ja napotykam głównie starsze panie z zakupami oraz osoby wyprowadzające pieska na spacer. Kto jeździ na rowerze z dzieckiem w foteliku, wie jak ciężko jest omijać takie przeszkody z dodatkowym pasażerem, dzięki któremu rower staje się mniej stabilny, a rowerzysta mniej pewny siebie. Z drugiej strony, kiedy wcielam się w postać matki z wózkiem, przyznam się bez bicia- cholernie mnie nęci ta ścieżka rowerowa obok, bo chodnik, dziurawy , nierówny, albo z beznadziejnej kostki, a rowerówka z pięknego gładkiego asfaltu, no aż żal nie skorzystać, no więc czasem zdarza mi się wtargnąć na tą ścieżkę, co by się podelektować przez chwilę jak wózek pięknie po niej mknie. Ale , ale… w żadnym wypadku nigdy nie zapominam że to jest wciąż ścieżka dla rowerów, wypatruję prawowitych użytkowników z daleka i usuwam się czym prędzej , gdy nadjeżdżają. Nazwijcie mnie świętą krową i czym tam chcecie, gdyby chodnik był z gładkiego asfaltu być może ścieżka rowerowa nie była by tak nęcąca.
    Pozdrawiam wszystkie matki i rowerzystów ;)

  • Heh… I kolejna burza literek :)

    Powiedzmy, że popisać sobie możemy.
    Każda ze stron widzi swoją rację, albo „swojszą”, czy „najswojszą”.
    Część krzyczy o empatii, prawach takich czy siakich, paragrafach… a ja obserwując otoczenie i siebie mogę tylko stwierdzić: każdy z nas jest egoistą i będzie.
    Czy w stosunku do siebie (bo przecież świadomie nie damy sobie zrobić krzywdy), potomstwa (bo kolejny raz nie pozwolimy sobie zrobić krzywdy) itd.

    A byłoby tak miło gdyby każdy postępował według pewnych prawideł, chodnik dla pieszych, DDR dla rowerów, jezdnia dla samochodów ale… właśnie, z ogromnym ALE.
    ALE w sensie, zacznijmy myśleć czy też czytać ze zrozumieniem.
    Każdy ma prawo mieć gorszy dzień, stres, jakiś nerwik się obluzuje ale to nie zwalnia nas od odpowiedzialności za siebie czy kogoś.
    Tu można podać wiele przykładów lecz chyba każdy wie o co chodzi.

    Reasumując, było by naprawdę miło gdyby ludzie zaczęli poczuwać się do popełnienia jakiegoś błędu niż potem za niego drogo płacili (pieszy/rowerzysta w starciu z samochodem ma kiepskie szanse na ulicy, pieszy/pies/kot czy chomik wchodzący pod rower).
    Wydaje mi się, że problem nie leży w tym, że dziecko, czy matka, pary rowerzystów czy piesi znajdą się w nieodpowiednim miejscu. Odnoszę wrażenie, iż problem leży w postawie roszczeniowej do otoczenia (jadę/idę/jestem) i skłonności do przerzucania odpowiedzialności na innych.
    Bo my przecież jesteśmy nieomylni!

    A to czasem gubi i naprawdę może mieć nieciekawe konsekwencje :(

    PS. Tak, nie mam dzieci i mogę nie wiedzieć jak to być niewyspanym/ą ale zdaję sobie sprawę, iż jest to „żywe srebro” i trzeba być wciąż czujnym i mieć na nie oko. Jakoś mojej mamie udało się uchronić mnie od wypadków podczas spacerów.
    PS2. Tak, sam wlazłem przez nieuwagę na ścieżkę (na szczęście nie pod rower) ale zawsze liczyłem się z okazaniem skruchy. Bo to moja wina.
    PS3. Tak, kilka razy zostałem trafiony NA ŚCIEŻCE przez rowerzystę/kę (bo nie miał hamulców albo jakoś nie zadziałały), ale to ze mnie krew płynęła.
    PS4. Od czasu „trafień” rowerzystów i oglądania co poniektórych indywidualistów mniej boję się aut, a nawet wolę jeździć po ulicy. Serio, czuję się bezpieczniejszy. Kierowcy (o ile to nie oszołom lecący setką na lusterka) zwykle trzyma się na dystans.

    Ogólnie, przepraszajmy za swój błąd a nie warczmy na siebie. Będzie na pewno lepiej.

  • Bawi mnie nasze społeczeństwo. Matki są be, rowerzyści są be; tyle że świat nie jest czarny i biały. Prawda jest taka, że matki nie mają łatwego życia. Kiedy słyszę, że wszystkie matki są roszczeniowe to się we mnie GOTUJE, bo ja akurat chciałabym mieć po prostu takie same prawa jak inni którzy matkami nie są. Wejść do sklepu po zakupy (matki oraz ich dzieci też jedzą) i nie słyszeć durnych komentarzy, bo według innych mam zakopać się z dzieckiem pod ziemię (na tyle głęboko, żeby nie było nas słychać). Czasem wszystkim mądrzejszym, zwracającym uwagę chciałoby się odpowiedzieć słowem na „s”, bo generalnie to matki po prostu chciałyby żyć. Móc korzystać z dobroci komunikacji miejskiej i centrów handlowych na równi z innymi. Ale to nie u nas, nie w tym kraju gdzie każdy jest ekspertem od wszystkiego. Da się wypracować taki system, żeby można było mieć innych w nosie (w sensie móc egzystować bez liczenia na pomoc czy życzliwość, bo często można się zawieść).
    Co do tematu głównego – coście się tak wszyscy tych matek uczepili? Zapraszam do mojego miasta. Rolkostrada – szeroka ulica podzielona na trzy pasy: dwa boczne dla rolek i środkowy dla rowerów. Potem pas zieleni i szeroki, równiutki wyremontowany chodniczek dla przechodniów. I co? I nico. Nie bywam tam w weekendy, bo całe rodziny spacerują na 3/4 rozpiętości rolkostrady, na reszcie matki biegają za dziećmi na rowerkach biegowych, a chodnik pusty. No dramat. Ile razy zwracałam uwagę np. parze po 50-tce, że od spacerów jest chodnik, to jeszcze bezczelnie wracali po drugiej stronie. Nasze społeczeństwo to chamstwo, brak kultury, złośliwość i głupota. O dziwo nie zdarzyło mi się spotkać na owej rolkostradzie matek z wózkami, chyba, że na rolkach właśnie :)

    Podsumowując – rowery i matki z wózkami do podziemi! Byle daleko od siebie.

  • Hahaha OK. Może teraz będzie goręcej! :)

    W każdym razie z bólem serca stwierdzam, że niektóre przy porodzie z łożyskiem wydaliły i mózg.

  • @Matka Prezesa – dzięki za Twoje komentarze, musiałem je odrobinę wymoderować, wiem, że emocje – ale z brzydkimi słowami proszę tu u mnie ostrożnie, dzieci też czytają :)

    @Bik4Done – ech, żeby to były tylko mamusie, to by było spoko. Ale po DDR-ach łażą naprawdę WSZYSCY. Po prostu WSZYSCY ;)

    @Mira – myślałem nad tym, ale nie wiem czy nie zrobiłby się chaos, gdyby w odpowiedziach zaczęłyby pączkować nowe dyskusje. W sumie rozwiązaniem byłby system komentarzy Disqus, ale bronię się przed nim rękami i nogami.

    Na razie jest jak jest i zazwyczaj nie ma u mnie aż tak gorących dyskusji i wystarcza odpowiadanie małpą :)

  • Lavinka i Noemi I love you. Nie znoszę roweroterrorystów jak w Łodzi np. Ale nie skumam tego nigdy i nie wyobrażam sobie wyjść z dzieckiem w ogóle na drogę dla rowerów! Sorry, ale dla malucha wybieram park. I nie ubieram go w kaski i kombinezony przeciwpancerne. Bo w parku może i zbije kolano, poleci krew, już czoło było rozbite, ale to nie to samo co na drodze rowerowej. A kwestia kultury matek wobec innych i innych wobec matek to osobna kwestia. Błędne koło i generalnie kultura Polaków. Tu mało kto się szanuje i to jest problem. Wina edukacji i domów. Ot co.

  • @ Lavinka
    @ Matka Prezesa
    Uratowałyście honor dam.
    Już myślałem, że z momentem porodu młode matki tracą wyobraźnię.
    Jak widać nie wszystkie.
    No i część braku wyobraźni jest „nabyta” wraz z wychowaniem i wpływem wrogiego otoczenia.
    … Tego ostatniego za bardzo nie ogarniam, ale … od dziś się postaram starannie wypytać każdą idącą po DDR matkę z dzieckiem, czy nie ma w swoim otoczeniu jakiegoś „wrogiego czynnika”, aby jakoś to wytłumaczyć.

    Zdrowia życzę :-)

  • Taaak, też mi się wydaje że czerwień przyciąga pieszych. Na szczęście coraz więcej DDRek robi się asfaltowych. A z tą prędkością to też niewiele zmienia. Byłam kiedyś świadkiem (byłam małą dziewczynką) jak rowerzysta złamał rękę mojej starszej nieco koleżance. To była jej wina, bawiła się przy wiejskiej drodze i przewróciła się mu pod koła. Na oczach babci zresztą, która jej nie upilnowała. Jechał tyle, co zwykły wiejski rowerzysta w latach 80. Góra 15km/h a może i wolniej, bo to stary rower był. Przejechał jej po ręce przednim kołem. Rękę niestety jej złamał.

  • A ja wam powiem tak…. Skoro kierujący pojazdem w miescie w strefie zabudowanej jest ograniczony do poruszania się z maksymalną prędkoscią 50km/h to rowezyste na DDR w miescie gdzie pieszych wkoło jest sporo tez powinno obowiązywac jakies rozsądne ograniczenie. Z drogiej strony tak poł zartem poł serio to drogi dla rowerow powinny byc zielone niebieskie albo w prązki bo niestety piesi czują się na nich jak gwiazdy na czerwonych dywanach…

  • Jako ojciec 3 latka o nieograniczonym potencjale szaleństw ale i jako rowerzysta nie wyobrażam sobie by:
    Przy ulicy, ścieżce rowerowej, brzegu jakiejkolwiek wody moje dziecko nie szło trzymane za rękę.
    By iść czy samemu czy z dzieckiem po ścieżce rowerowej bo jest cień, bliżej czy cokolwiek.

    I żadne motylki mnie nie interesują. Od zabawy jest park, plac zabaw, podwórko ale nie chodnik w bezpośrednim sąsiedztwie poruszających się jakichkolwiek pojazdów. I to jest bezstresowe wychowanie rodzica i dziecka. Bo ja się nie stresuję i dziecko też nie.

    I z troski o każde małe dziecko które widzę na ścieżce rowerowej czy to w wózku, czy za rączkę z mądrą mamą to zatrzymuje się i bluzgam taką mamuśkę na czym świat stoi za jej własną wrodzoną głupotę i brak szacunku do zdrowia i życia własnego dziecka. Bo co jak puści mi ciśnienie w hamulcach czy komuś zerwie się linka i nieszczęście gotowe i mimo że mojej prawnej winy w tym nie będzie to wyrzuty sumienia do końca świata. I wiecie co miałbym sumienie na pozwanie takiej mamusi za straty moralne – bo bałbym się dalej jeździć rowerem.

    Raz w życiu spotkałem się z kobietą która w wózku w południe wakacyjnego dnia przewijała swoje maleństwo na środku ścieżki rowerowej oddzielonej od chodnika zielenią bo jak robiła to na chodniku to parafrazując ją przeszkadzała pieszym. I wiecie co przestała jak zacząłem dzwonić na SM.

  • I pozdrawiam serdecznie Makóweczkę, która ma poważny problem z zaakceptowaniem tego, że nie KAŻDY pisze o niej. ;)

  • Wiesz, ja ten beton znam od kilkunastu lat, długo się tłukłam na ematce gazetowej zanim miałam dziecko i zdania na jego temat nie zmieniłam. Jednak lubię bronić swojego zdania, bo uważam je za głos rozsądku. Niech mój post czy komentarz przeczyta jedna osoba i się zastanowi. Albo ktoś inny poczuje, że nie jest sam w swych poglądach. I będzie odważniejszy i tak jak ja od czasu do czasu grzecznie wytłumaczy rodzicom, że „nie tędy droga”. Czasem mi puszczają nerwy, zwłaszcza jak czytam sensowny tekst i inny polemizujący, jakby autorka polemiki przeczytała z niego tylko pierwsze i ostatnie zdanie. A i tak wyszły za długie, bo nic z nich nie zrozumiała. Zrozumiała tylko, że ktoś krytykuje świętość matczyną, a zatem musi zostać potępiony. Krytykować matki może tylko inna matka. Chyba że jej nikt nie lubi, to wtedy też nie może ;)

  • W sumie droga Lavinko to od jakiegoś czasu wytrwale powtarzam,że ja do tej blogosfery rodzicielskiej to ni chuchu się nadaję.
    Bo jak widzę to roszczeniowe myślenie ,,świętych krów” do których racjonalne argumenty nie docierają i jak kwoki powtarzają jeden schemat (o czytaniu ze zrozumieniem nie wspomnę) to mi się po prostu rzygać chce (i to nie tęczą).