Co Twój polityk zrobił dla rowerzystów?

„Po­doba­nie się wszystkim nie jest zajęciem dla polityków” powiedziała Margaret Thatcher. I w zasadzie jest to prawda. Dogodzenie wszystkim bez wyjątku nie jest możliwe, choć to nie znaczy, że nie warto próbować :) Jako, że mamy wybory samorządowe za pasem, postanowiłem napisać kilka krótkich słów o politykach. O osobach, które mają i będą miały realny wpływ na to co będziemy widzieć w naszym, zwłaszcza lokalnym życiu. W tym wpisie skupię się głównie na sprawach rowerowych, ale moje wnioski zapewne będzie można rozciągnąć na inne dziedziny życia.

Nie opowiadam się za żadną opcją polityczną, patrzę na ludzi, nie na partie. Jeżeli będziecie dyskutować w komentarzach, to od razu uprzedzę, że nie będę tolerował żadnej agitacji wyborczej, ani słownych przepychanek który polityk jest lepszy. Stali czytelnicy wiedzą, że u mnie w komentarzach zawsze prowadzimy merytoryczną i rzeczową dyskusję.

Państwowa Komisja Wyborcza
fot. Lukas Plewnia

Patrząc na rzeczywistość w której żyjemy można z łatwością zauważyć, że rowery wcale nie są wysoko na liście priorytetów osób rządzących. Nawet jeżeli jakiś prezydent czy wójt podkreśla, że jest miłośnikiem rowerów i codziennie dojeżdża nim do pracy, to za nim stoi jeszcze chociażby rada miasta, gdzie rowerowe tematy mogą szybko utknąć. Do tego dochodzą oczekiwania innych grup: kierowców, pieszych, rolkarzy, matek z dziećmi itd. Nie zawsze da się to wszystko pogodzić i trzeba iść na pewne kompromisy i ustępstwa.

Nawet podpisanie takiej deklaracji jak Karta Brukselska nie musi być gwarantem, że rowerzyści będą mieli lepsze warunki do jazdy po mieście. Miasta które podpisują Kartę Brukselską (w Polsce to Gdańsk, Kraków i Łódź) deklarują, że do 2020 roku udział ruchu rowerowego zwiększy się do 15% w ruchu miejskim, miasta rozwiną turystykę rowerową, zwiększą liczbę miejsc do bezpiecznego zostawienia rowerów, zmniejszą o 50% ryzyko wypadków rowerowych. Czy chociażby w Łodzi, która podpisała KB w 2011 roku widać, że coś się zmienia w kierunku spełnienia deklaracji z Karty?

Ano widać. Powstają nowe drogi rowerowe, zaczęły się pojawiać pasy rowerowe, władze przebąkują coś o pójściu śladem Krakowa oraz Radomia i chcą wyznaczyć kontrapasy na drogach jednokierunkowych. Tylko, że to wszystko dzieje się trochę za wolno. Łódź z tego co wiem wydaje 1,3% budżetu na infrastrukturę drogową na potrzeby rowerowe. To kropelka w morzu potrzeb. Jeżeli chcemy nadrobić to co straciliśmy przez lata PRL-u i lata 90-te, budżet ten powinien być choć trochę większy.

Po wojnie nie wiedzieć czemu władze miały rowery totalnie gdzieś. Rower był chyba postrzegany jako wiejski pojazd transportowy. Dopóki miasta były nieduże, a samochodów było maluteńko – taka polityka się sprawdzała. Ale powiem Wam, że gdy Łódź zaczęła się rozrastać, a na jej obrzeżach powstawać nowe osiedla (w latach 70-tych), nikomu do głowy nie przyszło, by pomyśleć o rowerzystach. Już wtedy wziąć przykład chociażby z Holandii. I teraz gdy się jedzie na chociażby Widzew, mamy po trzy pasy w każdą stronę, szerokie chodniki, olbrzymie ronda i skrzyżowania. Ale o drogach czy pasach rowerowych, które tam też by się spokojnie zmieściły, nikt nie pomyślał. Trzeba teraz nadrabiać.

I jak za komuny budowano czasami na wyrost wielopasmowe ulice, tak przy okazji zapominano o miejscach parkingowych pod blokami. U mnie na osiedlu czasami znalezienie miejsca do zaparkowania samochodu graniczy z cudem. Widzę, że coraz więcej osób zamiast jechać gdzieś samochodem, woli wybrać się rowerem i mieć święty spokój z szukaniem potem miejsca do parkowania. Ode mnie z klatki, na dziesięć mieszkań rowerami jeżdżą osoby z pięciu.

Politycy o rowerach
fot. Joris Louwes

I w tym kierunku powinno to iść, inaczej utoniemy (jeżeli już nie utonęliśmy) w morzu samochodów. Nie przeczę, samochody są wygodne, pakowne, szybsze (głównie poza miastem), ale ile się widzi osób, które jadą same samochodem do pracy? Czasami dosłownie kilka kilometrów. Taką drogę spokojnie można pokonać rowerem.

Widzę też, że powstawanie nowych dróg rowerowych napędza rowerowy ruch. Na rower decydują się osoby, które do tej pory bały się jeździć rowerem po ulicach. Ma to oczywiście swoje mniej przyjemne konsekwencje, gdy w niedzielne popołudnie na DDR-ach możemy spotkać całe rodziny z dziećmi, które nie potrafią jeszcze korzystać z rowerówek. Ale to też się zmieni, gdy powstanie więcej dróg i pasów dla rowerów, ruch się rozproszy i kłopot się zmniejszy. Także piesi w końcu przyzwyczają się, że drogi rowerowe są naprawdę wszędzie i będą baczniejszą uwagę przykładać do tego, by trzymać się chodnika.

Ha, rozmarzyłem się :) Jeszcze trochę czasu upłynie, zanim powstanie naprawdę przyzwoita infrastruktura rowerowa. Nie tylko w Łodzi i nie tylko w dużych miastach. Także trasy turystyczne, które będą zachęcały by do lasu przejechać się rowerem, a nie samochodem. By zwiedzić kawałek swojej okolicy. Moi rodzice, gdy jechali rowerami wzdłuż zachodniej granicy, z tego co mówili trzymali się bardziej niemieckiej strony, a na polską wracali głównie na noclegi. Po tamtej stronie widać było większą dbałość o rowerzystów. Zresztą sam się o tym przekonałem, również wybierając się rowerem na polsko-niemiecką granicę. To samo wrażenie miałem będąc w Górach Izerskich po czeskiej stronie.

Wybory 2014 Rowery
fot. Piotr

Wracając do meritum, spójrzcie na ręce politykom. Sprawdźcie kto w swoim programie stawia na rowerzystów. Oczywiście wiele z obietnic to tylko puste słowa, ale niechby się udało spełnić chociaż 10% z tego co mówią. Warto również popatrzeć, czy Wasi lokalni rowerowi działacze nie przygotowali zestawienia, co planują zrobić kandydaci na prezydenta czy radnego. Tu przykład tego co zrobiła Rowerowa Łódź. Każdemu kandydatowi i kandydatce na urząd prezydenta zadali kilka pytań o rowerową przyszłość miasta.

Patrzmy na ręce i rozliczajmy z rowerowej polityki, bo potem będziemy mieli takie kwiatki jak ograniczenie prędkości do 10 km/h na rowerówce w Sopocie czy słynne słowa Marka Wosia, rzecznika prasowego Zarządu Dróg Miejskich „Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerem jeździć”. A ostatecznie utoniemy w ruchu samochodowym. Oby było wręcz przeciwnie :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

20 komentarzy

  • U mnie jeden koleś kandydujący na burmistrza ma oczywiście w programie – ścieżki rowerowe, ale w jakimś wywiadzie lokalnych mediów rozwija myśl i wychodzi na to ze mu chodzi głównie o turystyczne trasy rowerowe i to kompletnie poza miastem. Ok pomysł dobry ale raz to kompetencje jako burmistrza (bo nie u niego), a dwa to nazywanie tras turystycznych ściezkami???

    Ludzie zagłosują na ścieżki, bo miasto, bo ruch aut, bo bezpieczeństwo itp Dezinformacja czy niewiedza?

    Inna sprawa to taka, że miasto małe i gdzie już ścieżki miałyby jakikolwiek sens to powstały (w standardzie polisz-kicz) a gdzie więcej to nie wiem.

    A z kandydatów 4 czy 5 na 6 wszystkich o rowerach mówi.

  • Ciekawe jak będzie w Gdyni; w zasadzie tylko obecna władza coś mówi o rowerzystach (o konkretach), ostatnio jakby przyśpieszono z inwestycjami rowerowymi (ile to efekt wyborów i jednego dużego programu unijnego, to nie wiem). Na pewno obecność po sąsiedzku bardzo rowerowego miasta jakim jest Gdańsk powoduje, że motywacja jest. :-)

    Mimo że mieszkam w Gdyni, to patrzę głównie kto wygra w Sopocie — często jest tak, że mieszka się w Gdańsku/Gdyni, a pracuje w drugim mieście. Po drodze jest ten nieszczęsny Sopot z fatalnym podejściem do pieszych i rowerzystów. Obecnie na trasie Gdynia-Gdańsk (śródmieście-śródmieście) to sopocki odcinek jest na poziomie podrzędnej prowincji.

    • z Sopotem zgadza się – miałem okazję poruszać się tam rowerem – trasa nadmorska – wyraźnie widać – gdzie wjeżdża się do Sopotu…

      • Bo to jest „ścieżka rekreacyjna”. Pojeździj zwykłą (ponoć komunikacyjna) przez Niepodległości-Armii Krajowej (szczególnie*)-Rzemieślnicza. Bez znaków poznasz gdzie Sopot i reszta Trójmiasta. Na plus jest to, że z okazji zbliżających się wyborów naprawiono oświetlenie. Gdynia, przy Gdańsku, jest biedna, ale przy Sopocie to niemal rowerowa metropolia.

        Cieszy mnie, że (w Gdyni) ruszyło się wyraźnie z małą „rowerową” architekturą, mam na myśli głównie stojaki rowerowe, których ostatnio narobiło się sporo (szczególnie na śródmieściu). Dzięki temu roweru nie używam tylko na trasie praca-dom, ale także do zakupów. Mam nadzieję, że po wyborach władzy się nie odwidzi.

        * DDR zrobiony niezgodnie z zasadami ruchu prawostronnego.

  • U mnie na szczęście budują ścieżki rowerowe na każdym kroku, czy to z Chełmży do Torunia, czy Torunia do Bydgoszczy i wiele, wiele mniejszych pomiędzy wioskami w okolicach. Mam nadzieję, że po wyborach taki trend się utrzyma

  • U mnie jest kiepsko pod tym względem. Żaden z kandydatów na prezydenta czy radnego w moim okręgu nie deklaruje polepszenia warunków rowerzystów. Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku lat, jak nasz prezydent ogłosił, że zwiększy ilość ścieżek rowerowych, a po kilku dniach wymalowano na samym środku bardzo szerokiej alejki dwa pasy wyznaczające „ścieżkę rowerową”. Ani to bezpieczne, ani też wygodne, bo piesi i tak korzystają z całej szerokości, a płyty chodnikowe na ścieżce liczą co najmniej 30 lat.

  • I tak jest duży postęp. W latach 90-tych temat w zasadzie nie istniał. Dorosłe osoby uprawiające amatorsko jakiś sport były odbierane jako dziwacy. Ktoś biegnący w sportowym stroju przez park wzbudzał sensację. ;)
    A tak w ogóle: „Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerem jeździć”.

    • O, pamiętam jak chodziłam do pracy przez Łazienki 10 lat temu, czyli już XXI wiek i natknęłam się raniutko na jakiegoś zagranicznego joggingowca. Aż mi mowę odjęło, że go ochrona nie shaltowała. Jak się bieganie zaczęło robić popularne to oczywiście co się zaczęło? Walka z biegaczami, bo Łazienki są od spacerowania, a nie od biegania. Nie wiem komu biegacz przeszkadza w parku o szóstej rano, chyba tylko kaczkom ;)

  • U mnie, w nieco ponad 40 tys mieście szału nie ma. Jest jedna, porządna ścieżka po której chodzą piesi, druga pod sądem – stare, popękane płyty chodnikowe gdzie oprócz pieszych na auta trzeba uważać, przy Urzędzie Miasta całe kilkanaście metrów ścieżki – po której chodzą piesi ;P

    Ale i tak nic nie przebije ostatniego. Ogólnie prezydentowi zarzuca się brak inwestycji w sport. Ja jednak mam inną opinię. Od wzgórza zamkowego w stronę rzeki prowadziła dziurawa droga. Asfalt położyli, z boku zbiornik retencyjny stworzyli. Ulica zablokowana, po prawej stronie, oznaczona ładnie ścieżka rowerowa, po lewej chodnik. Ale… Jadąc od strony rzeki jedzie się takim pseudo chodniczkiem po lewej stronie, później trzeba przeskoczyć nagle na prawą, tuż nad składanymi zabezpieczeniami co by ktoś blachosmrodem się nie wcisnął. Jedzie się ładnie, równo, w końcu asfalt a nie kostka. Tylko że… Droga się kończy – na wprost po lewej, pieszej stronie wejście w okolice wzgórza, ścieżka prowadzi w prawy nawrót – asfalt się kończy, zaczynają się kocie łby.

    Dodatkowo jest piękny znak – zakaz poruszania się, ów zakaz nie dotyczy tylko mieszkańców – czyli ja tam legalnie rowerem nie wjadę. Co trzeba zrobić? Domyślam się, że jest tak że jedzie się rowerem, dojeżdża do znaku – wtedy rower na ramię i biegniemy. Wskakujemy (najlepiej z rowerem) do malutkiej rzeczki i płyniemy kilkaset metrów aby wpłynąć do Warty. Wtedy wychodzimy i jedziemy dalej. I jak tu prezydent który nadzorował tę budowę nie dba o sport jak chce stworzyć silną reprezentację triathlionistów? :D

    • Gdy widzę niektóre pseudoDDRowe twory mam dokładnie takie samo odczucie.
      Przykład pierwszy: przez wioskę biegnie równolegle chodnik i DDR. Jedno i drugie o szerokości półtora roweru. Jedno od drugiego oddzielone takimi klasycznymi słupkami, bodajże 0,5m – 1m wysokości, postawionymi w odległości ok 3 metrów od siebie. Do tego co wyjazd z gospodarstwa to wielki znak drogowy, nakazu, zakazu, informacyjny.
      Po prostu wieś tysiąca znaków. A weź tu rowerzysto się przewróć, to albo wbijasz się w znak, albo nabijasz na słupek. Rower z przeciwka? Szybki slalom na chodnik i mijanka, bo DDRka za wąska, żeby się na niej dwa rowery zmieściły.

      Przykład drugi: jak to często w naszym kraju bywa, mamy DDRkę równoległą do szosy, będącą przerobionym chodnikiem, która zaczyna się i kończy „nigdzie”. Do tego, na każdym skrzyżowaniu z inną drogą wymalowano … pasy dla pieszych. Efekt – chcąc jechać tam zgodnie z przepisami należy: dojeżdżając do DDRki szosą – przeciąć szosę, rozpocząć jazdę DDRką zatrzymując się, zsiadając i przeprowadzając rower przez każde skrzyżowanie, pod koniec DDRki znów przeciąć szosę i kontynuować nią jazdę.
      I tak to u nas wygląda.

  • U nas to jest nie tyle ignorowanie praw rowerzystów, co ignorowanie praw wszystkich ludzi poruszających się w inny sposób niż samochodem. Przy czym ludzie w samochodach paradoksalnie też nie są zadowoleni, bo umówmy się – budowanie dróg w Polsce to jakaś wlokąca się porażka.

    Wystarczyło spojrzeć na czas przedwyborczy. „Nagle” udało się w kilka tygodni zamknąć wiele wlokących się od kilku lat inwestycji. Z dnia na dzień prawie. Czyli jednak można je robić szybciej, tylko „górze” na tym w ogóle nie zależy? Ano nie zależy, bo w Polsze bardzo kuleje myśl społecznikowska. Przestrzeń wspólna? A po co, zróbmy parking. Takim myśleniem zamieniamy polskie miasta w Dubajopodobne koszmarki.

    BTW w mojej gminie robią taką infrastrukturę rowerową, że lepiej byłoby, gdyby jej w ogóle nie robili (spychanie rowerzystów na chodniki między pieszych, którzy i tak ledwo mieszczą się między ścianami a zaparkowanymi samochodami, które parkują na skos zamiast wzdłuż ulicy, jak wymyślił projektant).

  • Mieszkając w jednej z bogatszych gmin w Polsce na obrzeżach Poznania, cierpię na … absolutny brak ścieżek rowerowych :(. A nie, przepraszam, jest dojazd do, i fragment Pierścienia Rowerowego dookoła Poznania (szutry, bądź ulica). Poza tym – bida, żadnych DDR w okolicach szkoły czy przedszkola. Człowiek chciałby puścić dzieciaki do szkoły rowerem, przejechać się sam z nimi do przedszkola, a tu kicha, albo samochód, albo rowerem po chodnikach czy ulicach. Kandydaci coś tam mówią, coś tam obiecują, a jak zwykle słabo to wychodzi. Chociaż z drugiej strony, jak jeżdżąc po kraju widzę niektóre pseudoDDRowe potworki, robione zgodnie z hasłem „DDR, musimy też to mieć” to się cieszę, że u nas nikt na to jeszcze nie wpadł.

  • W 2013 r. byłem w Belgii. Pojeździłem trochę po belgijskich ścieżkach. Super. A w ogóle to powiem, że gdy przyjechałem do Belgii to od razu mi powiedziano aby broń boże nie po ścieżce, bo jak będzie jechała Policja to dostanę mandat i nie ma zmiłuj się, że jestem obcokrajowcem.

    A u nas gorzej jak w Bangladeszu. Tłumy pieszych na ścieżkach i nie można się odezwać, bo jak nie matka z dzieckiem to paniusia z pieskiem i telefonem przy uchu. Masakra.

    Kiedyś jechałem rowerem po ścieżce i widzę, że przede mną jedzie młody facet . Myślę, że na cyku ale nie. Więc grzecznie zwracam mu uwagę, a on że powinienem najpierw zadzwonić. I na mnie, że nie mam dzwonka więc mój rower nie jest przystosowany do poruszania się po drodze publicznej. I w pedał by mnie wyprzedzić i zajechać drogę. Ale moja szosówka mnie nie zawiodła więc z nerwów tak zaczął zwać, że aż się ludzie oglądali.

    Takich ludzi mamy w naszym kraju. Aż przykro pisać.

    • W Belgii to różnie jest z DDRami. W Brukseli szału nie ma, na poziomie Gdańska. Więc my nie mamy się czego wstydzić. Tylko czemu u nas tak mało osób używających roweru jako transportu i samych rowerzystów? Lenistwo, czy nadmiar czasu na stanie w korkach (swoją drogą znacznie mniejszych niż na Zachodzie), zima?

      Co mnie zaskoczyło w Brukseli, to duża (mimo dużej ilości stromych podjazdów w centrum i kostki brukowej) popularność rowerów. Co ciekawe, w pobliskim Enghien (mam nadzieję, że nie przekręciłem nazwy), małym uroczym miasteczku, które jest wręcz wydawałoby się, idealne do jazdy rowerem, to rowerzystów jak na lekarstwo.

      Zupełnie inaczej jest w Brugii, mimo niewielkiej ilości DDRów, rowerzystów cała masa — poczułem się jak w Holandii.

      Co do tamtejszej policji i mandatów dla pieszych to mam zupełnie odmienne wrażenie: pieszy tam jak święty. W stolicy Belgii nawet kierowcy nie poganiają pieszych przechodzących na czerwonym świetle. Podobnie jest w Norwegii.

      A u nas warunki do jazdy rowerem w większych miastach są naprawdę dobre i do końca nie rozumiem czego oczekują jeszcze rowerzyści. Ok. dbania o DDRy i CPRy zimą, ale to też się zmienia.