Kiedy opłaca się modyfikować rower?

Wpis na ten temat chodził mi po głowie już od dłuższego czasu. Jako, że napływają do mnie różne Wasze rowerowe historie i przemyślenia, którymi dzielicie się w komentarzach na blogu oraz na forum, postanowiłem napisać kilka słów o opłacalności modyfikowania roweru. Z góry zakładam, że nie ma jednej, prostej recepty, ale możemy podyskutować gdzie kończy się pasja, a zaczyna rowerowa choroba. Zacznę od najprostszego przypadku – kupujesz stary, archaiczny rower i zaczynasz go remontować z myślą, że przygotujesz „cukiereczka”. Tak naprawdę w tym hobby można utopić sporo pieniędzy i jeszcze więcej czasu, ale powiedzmy sobie jasno – cel od początku do końca jest wiadomy – renowacja roweru. I w tym wypadku, jeżeli tylko nie jesz suchych liści, bo za ostatnie pieniądze pomalowałeś ramę, wszelkie wydatki jestem w stanie usprawiedliwić.

Zapraszam do obejrzenia wideo, w którym podaję na konkretnym przykładzie, czy opłaca się wymieniać osprzęt w nowym rowerze. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.

Drugi przypadek to małe modyfikacje, dopasowujące rower do naszych potrzeb i wymagań. Tę grupę naturalnie usprawiedliwię, bo sam do niej należę. Często przy zapytaniach o zakup roweru, pytacie mnie czy opony, które są fabrycznie założone, nadają się do jazdy. A ja zawsze się dziwię tym pytaniom, w końcu wymienić opony na inne (nawet w sklepie przy zakupie, jeśli trafi się na sensownego sprzedającego) to żadna sztuka, tym bardziej, że to część, która się zużywa.

Czy warto ulepszać rower
fot. William Murphy

W rowerze, który kupiłem w styczniu (Cube SL Road Pro), wymieniłem siodełko na moje (tu znajdziesz test tego siodełka), choć to akurat nie wiązało się z żadnymi kosztami. Ale założyłem także piankowe chwyty kierownicy, które uwielbiam, a fajne hamulce Shimano BR-M422, wymieniłem na jeszcze fajniejsze Shimano XT. I na tym skończyło się modyfikowanie tego roweru. Nie zawsze jest tak, że producent dobierając podzespoły do nowego roweru, idealnie wstrzeli się w nasze potrzeby i wymagania. A wymiana siodełka czy opon, to po prostu dostosowanie sprzętu do naszych przyzwyczajeń.

Trzecia grupa to osoby, które wymieniają części na lepsze, w miarę zużywania się obecnych. To też bardzo dobra strategia, jeżeli tylko nie niszczy się celowo sprzętu, by móc szybciej go wymienić, mając usprawiedliwienie przed sobą i np. współmałżonkiem :) Kaseta, łańcuch, opony, zębatki na korbie, klocki hamulcowe, czasem obręcze lub całe koła, siodełka – te i inne części prędzej czy później będą wymagały wymiany. I pojawia się u wielu osób naturalna chęć wymiany czegoś na wytrzymalsze, lepsze, lżejsze. Czasem warto wybrać droższą rzecz, czasem nie warto, możemy o tym pogadać w komentarzach, ale na pewno jest to usprawiedliwione, w końcu jeśli ktoś dużo jeździ, to należy mu się od czasu do czasu jakaś rowerowa nagroda :)

Czwarta grupa, to osoby, które kupują rower i od razu zaczynają chorobliwie myśleć o modyfikacjach. Przykładowo ktoś na szybko kupuje rower za 700 złotych. Zapewne uważając, że lepsze rowery są bez sensu, bo pieniądze osoba tego typu na pewno ma, o czym przekonacie się za moment. W każdym razie po kilku miesiącach okazuje się, że ten rower był trochę jak strzał w stopę. Nasz rowerzysta jeździ wcale nie tak mało, waży też nie tak mało, do tego jeździ bardzo siłowo obciążając swoje kolana i napęd. Rower powoli zaczyna się sypać, a nasz bohater w dodatku przejechał się na fajniejszym rowerze kolegi i też zapragnął na takim jeździć.

Co robi nasz rowerzysta? Jeżeli dojdzie do wniosku, że jego rower go ogranicza i może czas zacząć zbierać na nowy, lepszy sprzęt – to w porządku. Przez jakiś czas pojeździ jeszcze na tym, np. przez zimę uzbiera odpowiednią ilość gotówki i kupi porządniejszy rower, który sprosta jego potrzebom.

Ale rowerzysta może mieć też inne podejście. Po co sprzedawać tak wspaniały rower, który tylko trochę niedomaga? Przecież za niewielkie pieniądze powymieniam kilka części i będę miał sprzęt taki jak mój kolega. No i się zaczyna. Na pierwszy ogień idą oczywiście przerzutki razem z manetkami oraz kasetą i korbą, żeby zwiększyć liczbę przełożeń (bo więcej, znaczy lepiej, prawda?). Później koła, bo tych już nie da się wycentrować. Dalej amortyzator, bo ten uginacz, który był zamontowany szybko przestał działać oraz hamulce, bo jednak okazało się, że tarczówki w rowerze za 700 złotych jakością nie grzeszą. Na końcu pedały, opony i niewygodne siodełko. Starych części nasz bohater nie sprzedaje, bo i tak nikt nie chce ich kupić, a jeśli już to w cenie złomu.

Facet staje się posiadaczem mniej lub bardziej wypasionego sprzętu, za mniejsze lub większe pieniądze. Z ramą z roweru za 700 złotych… Mi takie podejście średnio się podoba. Tzn. nic do niego nie mam, to nie moje pieniądze i nie moja zabawa. Ale wolałbym po prostu sprzedać stary rower i kupić nowy, ewentualnie samemu złożyć rower, idealnie dopasowany do swoich potrzeb, ale taki w którym nie byłoby miejsca na części odstające poziomem od reszty.

Myślałem na ten temat naprawdę sporo. Jeszcze raz napiszę, zdaję sobie sprawę, że dla kogoś to może być pasja, zajawka i sposób na miłe spędzenie czasu. Przeglądanie internetu oraz papierowych katalogów, w poszukiwaniu części do roweru potrafi być bardzo fajne. A jeżeli ktoś sam je potem montuje, to tylko pogratulować, bo zdobywa nowe umiejętności, a satysfakcja z własnej pracy też jest olbrzymia.

Ale nadal się zastanawiam, po co inwestować w takie padliny? Żebyśmy się znowu dobrze zrozumieli, jeżeli ktoś ma rower za 700 (czy nawet 1500) złotych i jest z niego zadowolony, to świetnie. Mówię tu tylko o sytuacji wymieniania 70% części na nowe, by mieć miks fajnych podzespołów, z takimi rodem z rowerowego piekła. Nie jedźcie tą drogą, nie ma to sensu.

Lepiej przy zakupie roweru dobrze się zastanowić, popytać znajomych, którzy więcej jeżdżą (ale niekoniecznie tych, którym skala wydawania pieniędzy na rower odleciała na inną planetę :) I zwłaszcza jeżeli od samego początku czujesz, że ten rower to tylko „początek”, to może lepiej odczekać, odłożyć jeszcze trochę pieniędzy i od razu kupić lepszy model. Przypomina mi się anegdotka z motoryzacyjnego świata. Mój daleki znajomy kupił kiedyś nową Skodę Fabię. Przy zakupie wahał się pomiędzy silnikami o mocy 85 koni i 105 koni. Myślał, myślał, chodził na jazdy próbne i ostatecznie kupił wersję 85 koni, bo „po co będę dokładał 2000 zł do mocniejszego silnika, słabszy mi w zupełności wystarczy”. Po pół roku, gdy z nim rozmawiałem, już przebąkiwał, że chyba zrobi chip-tuning tego silnika, żeby podnieść osiągi, a potem zaczął roztaczać wizję wymiany silnika na ten o większej mocy! Nie róbcie tak, zaciśnijcie zęby, odczekajcie i jeśli bardzo chcecie kupić lepszy sprzęt, żeby Was potem nie korciło, to tak zróbcie. Szkoda zachodu i pieniędzy z późniejszym tuningowaniem roweru.

Na zakończenie napiszę coś bardziej optymistycznego :) Warto grzebać w rowerach, warto modyfikować, warto ulepszać. To naprawdę świetne hobby, które potrafi dać dużo radości. Ale nie zatraćcie się w tym za bardzo i od czasu do czasu zimno kalkulujcie. Może się okazać, że lepiej zwyczajnie wymienić rower na nowy, albo samemu go złożyć, niż dłubać przy starym. Zwłaszcza gdy nie chce się nam nawet sprzedać starych części i leżą potem na półce porastając kurzem.

Skomentuj Łukasz Przechodzeń Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

130 komentarzy

  • Ja ostatnio należałem prawie do czwartej grupy bo mam mój stary rower i wymieniłem praktycznie wszystkie części zostało siodełko i rama. Z tym że te wszystkie wymienione części zostały potwornie zużyte a z ramy oraz siodełka jestem na tyle zadowolony że nie wymienił bym jej na żadną inną. Szukałem też innego roweru z podobną ramą ale nie znalazłem.

  • Cześć! Być może jestem kolejną z dzisiątek osób, ale chciałbym obronić ostatnią opcję z rowerem za 700 zł! :D

    Jeżdżę na touringowo-rekreacyjnie wycieczki od 1 do 3 dni po 50-80km/dziennie na 20-letnim rowerze z Auchan, który w dniu zakupu kosztował 700zł. Aktualnie wymienione mam w nim sporo, chociaż ciągle cisnę na starych przerzutkach i manetkach :D
    Taki sam rower ma moja żona i poza ramą, mostkiem, kierownicą i przerzutkami ma wymienione wszystko. Bardzo lubimy swoje rowery, ale chciałbym je zmienić na ramy pod koła 28″ + rower żony jest zbyt „niską” damką i myślimy o czymś z lekko podwyższoną górną rurą.

    Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że w przypadkach luźno-amatorskich na dobrze utrzymanych gratach też da się coś pojeździć, dlatego poważnie zastanawiam się nad kupnem najtańszego Riverside 100 z Decathlonu. Myślę o tym tylko w celach pozyskania ramy, do której zamontuję tani osprzęt, co ostatnie da mi rower za ~1300zł z ramą z wieczystą gwarancją i budżetowymi komponentami Shimano, które do tej pory totalnie mi wystarczały.

    Co sądzisz o takim podejściu? Myślę, że jest różne od kolegi z Fabią, bo dokładnie wiem co chcę kupić i w jakim celu, a nie tylko dlatego, żeby wstępnie przyoszczędzić i oszukiwać się, że nie będę chciał inwestować potem więcej.

    Niemniej być może coś mi umyka – grzebaniem w rowerach zajmuję się dopiero od roku i nie wykluczam, że może brakować mi bardziej specjalistycznej wiedzy tu i tam :)

    Pozdrawiam! :)

    • Jeszcze tylko dlaczego nie mogę po prostu kupić od razu nowego roweru za te 1300zł. Niestety nie bardzo mogę znaleźć jakikolwiek rower, który by mi pasował w tym budżecie. Albo nie ma rozmiarów, albo mają komponenty, które mi nie odpowiadają (tanie tarczówki, lipne amortyzowane sztyce, piasty z dynamem, niewygodne kierownice, itp.). Szczerze powiem też, że trochę boję się kupować coś droższego, bo zależałoby mi na rowerze, który nie będzie kusił złodziei i o który nie będę się musiał zamartwiać za każdym razem jak gdzieś go przypnę :P

    • Mi głównie chodziło o podejście niektórych osób – kupię rower za 1000 zł, a potem zamontuję mu napęd za drugi tysiąc, amortyzator za trzeci tysiąc, koła z oponami za czwarty tysiąc. I potem wychodzi super rower na fajnym osprzęcie, z ramą i kilkoma innymi częściami klasy marnej.

      Oczywiście każdy wydaje pieniądze jak chce, ja tylko przekazywałem moje podejście do tego tematu i że taniej i lepiej wyjdzie kupić gotowy rower :)

      Natomiast drobne ulepszanie czy wymiana zużytych części w tańszym rowerze nie jest niczym złym czy nieopłacalnym.

  • Rower a cena… Na przykładzie uniwersalnych rowerów crosowych.
    Mamy np rometa orkan 9
    https://m.romet.pl/Rower,ORKAN_9_M,10,775,776,15384,2020.html
    I ponad dwukrotnie tańszego polecanego kands maestro
    http://kands.pl/portfolio_page/28-kands-maestro-meski/
    Co do suchej specyfikacji nie ma co dyskutować… Wszystko lepsze.
    Ale jak się to przekłada na komfort jazdy dla laika który głównie śmiga rekreacyjnie po ścieżkach rowerowych w mieście.

    • Cześć,
      do rekreacyjnej jazdy taki Kands w zupełności wystarczy. Droższy rower (niekoniecznie topowy Orkan 9, nawet tańsze) będzie miał trochę mocniejsze komponenty typu szprychy, piasty, obręcze, mocniejsze hamulce, lepsze opony, ale to ostatecznie w tańszym rowerze też można z czasem wymienić na wytrzymalsze.

  • Cześć zastanawiam się nad wymiana pewnych podzespołów w rowerze. Mianowicie posiadam Cube analog 2017, jeżdżę na nim już niespełna 3 lata. Mieszkam w terenie pagórkowatym wiec jeżdżę głównie po górkach (przewyższenia rzędu 200-300m podczas jednej jazdy) i zastanawiam się nad wymiana napędu 3×9 na 2×10 albo 11 albo 1×11, wymiana widelca na lepszy powietrzny np Recon i hamulców ponieważ fabryczne jednak do najmocniejszych nie należą. Kwestia kół to już przyszłość, na razie już zużyte opony. Natomiast nie wiem czy opłaca się to wszystko robić czy lepiej sprzedać ten rower i dołożyć te pieniądze i zainwestować w coś lepszego już z lepsza ramą i sztywna osia przód/tył. Dzięki

    • Cześć,
      to już kwestia kalkulacji. Policz ile chciałbyś wydać na nowy napęd, amortyzator, hamulce. Potem od tego odejmij kwotę, którą uzyskałbyś ze sprzedaży starych części. Na końcu dodaj do tego kwotę za którą mógłbyś sprzedać swój rower w stanie takim, jaki jest.

      Otrzymasz jakąś kwotę, teraz musisz zobaczyć czy za takie lub niewiele większe pieniądze, uda się kupić rower, który będzie już spełniać Twoje wymagania. Jeżeli tak – bezdyskusyjnie sprzedaj rower i kupuj nowy. Jeżeli nie (co jest bardziej prawdopodobne), musisz się zastanowić czy jest sens ładować pieniądze w nieprzyszłościową ramę. Może tak, może nie. Rower, który kupiłbyś teraz, za 3-4 lata też może mieć już „nieprzyszłościową” ramę :)