Skocz do zawartości

Cezary Urzyczyn, ultrakolarz na Maratonie Dookoła Polski


Rekomendowane odpowiedzi

Z Markiem się nie bardzo zgodzę. Mając do czynienia z lekką atletyką, którą trenowałem i w której byłem w czołówce polski w swojej dyscyplinie (rzut młotem :)), tenisem w którego gram od 30 lat i obracam się w środowisku tenisistów i w kolarstwie, uważam że 75% sukcesu leży w ciężkiej pracy i  w systematyczności. Talent, szczęście (bo też jest bardzo potrzebne żeby się znaleźć w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie) i inne czynniki odpowiadają za pozostałe 25% lub mniej procent. Oczywiście są dyscypliny sportu gdzie trzeba mieć określone warunki fizyczne, typu koszykówka czy siatkówka i tego nie przeskoczysz. Ale nawet w tenisie, gdzie wysoki wzrost jest kluczowy, są zawodnicy, jak na tenisistów mali, ok. 175 wzrostu, którzy tytaniczną pracą i pasją doszli do światowej czołówki (Chang, Agassi, Ferrer).

 

W kolarstwie szosowym jest fajnie, bo można sobie znaleźć pewną niszę i starać się być dobrym. Zawodowcy mają jazdę na czas gdzie trzeba dużych z długimi dźwigniami, chudych, małych i lekkich w górach, bardzo silnych i dynamicznych w sprincie czy wręcz niemal kulturystów w sprintach na torze. Oczywiście że pewne cechy dane od natury pozwalają łatwiej zdobywać sukcesy jednym a trudniej drugim. Jak ktoś ma naturalnie wysoką wydolność tlenową to będzie mu łatwiej w konkurencjach wytrzymałościowych. Teraz w wyczynie poszukuje się takie dzieci przez selekcję za młodu.

 

A my amatorzy jak widać do Cezarze też możemy sobie znaleźć niszę, gdzie niekoniecznie najszybszy i najchudszy wygrywa tylko trochę tak jak w zdobywaniu szczytów górskich. Ten kto ma największą determinację i najsilniejszą psychę, którą zmusi ciało do ponad 100-procentowego wysiłku.

Odnośnik do komentarza

Po tym, Jacku, co napisałeś, wychodzi na to, że się też kompletnie z Markiem nie zgadzam :D Widać, na innych rzeczach się skupiłam przy interpretacji i późniejszej odpowiedzi.

To o psychice pisałam wcześniej i wydaje mi się, również na przykładzie samej siebie, że jest nie do przecenienia. Kolarstwa nie oglądam, jest dla mnie bardziej nudne niż rzutki i snooker, ale te sporty, które śledzę lub śledziłam (trochę tego jest, od zawsze wolę dobry sport niż dobry film) dobitnie pokazują, że w każdej z dyscyplin widziałam niesamowite pojedynki, w których o zwycięstwach lub przegranych zarówno zawodników, jak i całych drużyn decydowało przede wszystkim to, co mieli w głowie.

A to, co piszesz o warunkach, Jacku - cóż, myślę, że przeskoczysz, tylko tak masakrycznie ciężką pracą, że do tego trzeba już naprawdę nieludzkiej determinacji. Koszykówka i siatkówka to nie moja bajka, ale aż wpisałam sobie w Google hasło: najniższy koszykarz. Znalazło mi facetów, którzy mieli po 158(!)-175cm i grali w NBA. Jasne, Jordanami nie zostali, ale już sama kilkuletnia kariera w amerykańskiej lidze to nie byle co.

Odnośnik do komentarza

Rozpiszę się bardziej, bo wcześniej skrótowo z telefonu pisałem. Żebyście mieli jasność; zgadzam się, że za większość wyników w sporcie odpowiada ciężka praca, systematyczność, dobry i myślący trener, wewnętrzna motywacja, psychika, a ułamkiem tych czynników są wrodzony talent oraz predyspozycje genetyczne. Proszę popatrzcie na M. Phelpsa i jego zdolność do utrzymywania zakwaszenia organizmu na o wiele niższym poziomie niż światowa czołówka, na rozmiar jego stopy, dłoni, jego wzrost etc. Do tego dodajcie fakt, że facet miał 3 dni wolne w roku. Nie muszę dodawać, że pływacy często trenują dwa razy dziennie. Konkluzja-  mocnych swego czasu na niego nie było, a przecież nie startował jako jedyny Amerykanin (chociaż Australijczycy mieli równie dobrego trenera, a Chińczycy jechali na sterydach). Tak samo Bolt. No dobrze, ale to ewenementy, przyznaję wam rację, że w większości sportów to nie talent odpowiada za sukcesy, tylko zwróćcie uwagę, że jest taki czynnik jak czas. Otyłe dziecko nie zostanie mistrzem gimnastyki, ktoś bez koordynacji będzie musiał poświecić dużo więcej czasu na naukę koszykówki, niż murzyńskie dziecko z getta :P. Dlatego myślę (może błędnie, nie twierdzę że nie), że suma wszystkich ww składników da większą szansę na wygraną, niż sama ciężka praca. Oczywiście można pociągnąć dalej temat i po wielu latach mistrz świata stwierdza, że osiągnął sukces nie dzięki talentowi, ale dzięki hektolitrom potu.

Z tym już nie mogę polemizować i pochylam głowę.

Dla nas, amatorów zawsze będzie nisza, sukces nie musi oznaczać mistrzostwa na igrzyskach. Tak samo 99% pisarzy nigdy nie napisze dzieł na miarę "Ulissesa", czy "Czarodziejskiej Góry", a jednak co roku ponad 1000 Islandczyków wydaje własną książkę.

Elle, a z czego piszesz doktorat, jeżeli to nie tajemnica ? Ongiś byłem dość blisko z literaturą, jako czytelnik i jako szufladowy wydawca, ale to drugie zarzuciłem, mimo talentu nie miałem do tego spokojnego podejścia.

Odnośnik do komentarza

Trochę racji jest w tym co piszesz. Sport się straszliwie zmienił na przestrzeni lat. 30 lat temu, mój kolega, który jest teraz trenerem tenisa, zdobył brązowy medal Mistrzostw Polski w tenisie w kategorii 15 lat. Żeby to osiągnąć, grał od 12-tego roku życia 3 razy w tygodniu po 1,5-2h w klubie. Bez żadnych dodatkowych ćwiczeń, ogólnorozwojówki, rozciągania itd. Teraz 15-latek żeby osiągnąć to samo musi zacząć trenować nie później niż w 7-8 lat. Na poziomie 12-15 lat trenuje codziennie, w weekendy gra w turniejach. Ma trenera od ogólnorozwojówki, konsultacje dietetyczne, jogę i/lub  pilates. Często indywidualny tok nauczania bo szkoła koliduje z treningiem i albo bardzo bogatych rodziców albo mega zdeterminowanych, którzy od rana do nocy szukają sponsorów bo kształcenie tenisowe takiego nastolatka kosztuje 6-10 tys zł miesięcznie.

Dlaczego? Dlatego że tenis stał się jednym z najbardziej oglądalnych i najlepiej płacących sportów. To samo stało się z piłką nożną, koszykówką, siatkówą, lekkoatletyką, paroma innymi sportami i kolarstwem.

Potencjalne ogromne zyski często zaślepiają sportowców, jak i rodziców i sięgają po doping. Nie wiem czy mój młody coś osiągnie ale mam nadzieję że nigdy nie sięgnie po doping.
 
Natomiast ponieważ jest to forum o kolarstwie to przechodząc do tego sportu wątpię czy zdajecie sobie sprawę jakie są w nim mechanizmy. Czołówka światowa zarabia krocie. Mamy bodajże 18 drużyn World Tour, gdzie każdy zawodnik ma zagwarantowaną płacę minimalną w wysokości 36000 Euro rocznie. Czyli 3000 miesięcznie. Nie za wiele, prawda? Najlepsi zawodnicy zarabiają duże pieniądze. Michał Kwiatkowski na przykład, prawdopodobnie (bo umowa jest poufna) ok. 2 mln Euro rocznie.

Poziom niżej zawodnicy jeżdżą w zasadzie bezpłatnie. Dostaną owszem sprzęt od klubu, ale pieniądze rzadko. Muszą szukać indywidualnych sponsorów lub pomocy lokalnych związków narodowych i posiadać niesamowitą determinację żeby wspiąć się wyżej.

Co do sportowców takich jak Phelps czy Bold. Pływanie jest niesamowicie ciężkim sportem. Dla mnie jednym z najnudniejszych na świecie, jeśli chodzi o trening. Do pływania od rana do nocy od ściany do ściany trzeba mieć specjalną, jakąś bardzo dziwną psychikę. Mój młody trenował pływanie. Zaczął w wieku 6 lat. Skończył 2 lata poźniej kiedy wymagano od niego 50-60 basenów, 3 razy tygodniowo. W szóstej klasie, dzieciaki pływają praktycznie codziennie.

I tak doszliśmy trochę do tego gdzie tu jet miejsce na talent. Za bardzo go nie ma. Kiedyś, jakieś 30 lat temu ścierały się dwie szkoły. Szkoła wyszukiwania talentów i zapewnienia im dobrych warunków co robiono na Zachodzie i w Polsce oraz szkoła NRD/ZSRR gdzie szukano dzieciaków o pewnych parametrach, katowano ich dniami i nocami i jeden czy dwóch, którzy to przeżyli zostali mistrzami. Reszta skończyła szybciej lub później i dobrze jeśli po drodze nie zostali kalekami. Teraz tym trybem idą Chińczycy i będziemy niedługo mieli ich zalew w wielu dyscyplinach, małymi grupami po milion-dwa :)
Plus bardzo dobrze pracują nad apteką. Czyli nad farmakologią i dopingiem genetycznym. Jakoś kolarzy wybitnich jeszcze nie mają więc pomimo podejrzeń o doping, nadal emocjonuje się kolarstwem i moim drugim ulubionym sportem, tenisem.

W kwestii myślący trener. Ciężki temat. Większość chciałaby mieć wyniki jak najszybciej. Z różnych względów. Bo sponsorzy, bo trzeba zrobić sobie nazwisko, bo ciśnienie rodziców. I tu przywołam nazwisko od nas z Warszawskiego Klubu Kolarskiego, Błażej Maresz. Mam do niego bardzo dużo szacunku. To jest jego klub, który zbudował od zera. Jeździ w nim ze 100 lub więcej dzieci. Od malucha 6-8 lat, do dorosłych. Głównie MTB ale pracujemy nad sekcją szosową. Wytrenował paru Mistrzów Polski ale robi to zawsze rozważnie i ma na uwadze żeby osiągać wyniki jako junior i jako dorosły a nie jako dzieciak. Wiele razy mnie wstrzymywał w treningu syna i wiele razy się z nim nie zgadzałem ale generalnie miał rację. W związku z tym mój młody trenuje bardzo mało w stosunku do swoich rówieśników. Mamy nadzieję że za parę lat będzie bardzo dobry bo wydolnościowo ma wybitne parametry.

No i na pewno jemu jest łatwiej bo ma od natury to coś czego inni nie mają. Trenuje i ściga się tyle co kot napłakał a ma wyniki zbliżone do tych co trenują po 5 razy tygodniowo i ścigają się niemal co tydzień w najlepiej obsadzonych wyścigach w Polsce. Natomiast w jakimś momencie to nie wystarczy i jeśli nie pójdzie za tym bardzo ciężka praca to nic z tego nie będzie i skończy się na kolejnym niewykorzystanym/zmarnowanym talencie.

Mocno zboczyliśmy z tematu ale cieszy mnie że możemy sobie podyskutować na różne tematy w merytoryczny i kulturalny sposób, który jest niestety rzadko spotykany na FB, gdzie wypisałem się już z większości grup.

Odnośnik do komentarza

Hm, wiecie co? Albo ja jestem jakimś misjonarzem, który chce wszystkich jednać, albo my naprawdę mówimy o tym samym ;)

Pewnie, że na Bolta, Phelpsa, a i kiedyś siostry Williams czy obecnie Jędrzejczyk nie było mocnych (byli też i tacy sportowcy, którzy rywalizowali między sobą, a daleko potem cała reszta), ale dla mnie nasza rozmowa zaczęła się od pytania, czy każdy może być ultramaratończykiem, czy też potrzeba urodzić się z takim talentem. I z tej alternatywy wybieram pierwszą opcję, a że pośród takich zdarzy się raz na pokolenie taki, który będzie bił rekordy dla samych rekordów,to jest zupełnie inny temat. Jeśli jednak ten supertalent nie weźmie się do pracy, to szybko się skończy, a mróweczki bez talentu szybko go dogonią lub przegonią. Takich geniuszy też już widzieliśmy trochę, część z nich w ogóle zaginęła w ludzkiej pamięci, część coś tam robi, ale bez większych sukcesów i tyle.

Wróciłabym jedynie do tego, co podałeś o sprawiedliwości. Wydaje mi się, że to akurat dobre, że jesteśmy różni. Jakbyśmy chcieli oglądać rywalizację identycznych możliwości, to startowałyby seryjne roboty i co najwyżej obstawialibyśmy, który i kiedy będzie miał jakąś usterkę. Czy to jest fair? Cóż, tak samo nie jest fair, że to beztalencie może mieć proste boisko i wygodne buty, na które dzieciaka z murzyńskiego getta będzie stać, jak się jakimś cudem przedrze do ligi. I tu dochodzimy do tego, co napisał Jacek - talent jedno, praca drugie (albo na odwrót), ale bez odrobiny szczęścia wszystko to psu na budę. Patrz: ostatni występ przywoływanego tu wielokrotnie Bolta. Nie on jeden czekał na start za długo, nie jemu jednemu stygły mięśnie, ale tylko on skończył tak, jak skończył.

 

Piszę o poezji Tomasza Rożyckiego, rocznik '70, nadal żywy ;)

Odnośnik do komentarza

Jacku, jeśli idzie o kasę, to nie uważasz, że wszędzie jest tak samo? Nie tylko w sporcie. Kucharze, aktorzy, malarze, lekarze... a nawet księża ;) To ostatnie mały żart, w każdym razie każde hobby wymaga inwestycji i każde jest bez żadnej gwarancji jej zwrotu, a specjalistów nigdy nie ma wielu i dlatego właśnie są najlepiej opłacani. Nikt nie szuka przeciętności, więc nikt za nią nie zapłaci. Normalne prawo rynku.

Odnośnik do komentarza

Ciężką pracą bez talentu można daleko zajść. W tenisie był niedawno taki gość Gulbis. Bodajże Łotysz czy może Estończyk. Wyjątkowo mało talentu. Bardzo dziwna technika, strasznie mało płynna. Ale ojciec milioner. Grał od małego, miał zacięcie, cudów nie dokonał. Ale doszedł do półfinału któregoś Wielkiego Szlema, chyba Roland Garros i wygrał kilka turniejów ATP.

Urszula Radwańska. wyjątkowy talent. Urodzona niemal na korcie z rakietą w ręku. Ojciec wypowiadał się o niej że jest talentem większym od Agnieszki. Niestety brak zdrowia, brak motywacji do mega ciężkiej pracy i brak odpowieniej psyche do wygrywania. Raczej już nic nie osiągnie.

Jerzy Janowicz. Wyjątkowe warunki fizyczne i talent. Kompletny oszołom z niestabilną psychiką plus roszczeniowi rodzice źle doradzający synowi. No i kłopoty ze zdrowiem, najpewniej w wyniku złego prowadzenia kariery i oszczędzania na trenerach. Papiery na zwycięzcę Wielkiego Szlema ale raczej nic już nie osiągnie. Miał swoje 5 minut i na tym się skończyło.

A fenomen sióstr Williams, nieustająco mnie fascynuje. Ojciec nie znający się na tenisie, wymyślił sobie karierę tenisową sióstr, przygotował plan i konsekwetnie go realizował. Trochę podobnie jak Piotr Woźniacki z córką Karoliną. Ale już nie z takimi sukcesami. A teraz Venus, w niemal 40 lat dochodzi do finału Wilekiego Szlema. Niesamowite.

A to co dotyczy nas samych to długowieczność w sporcie. I czasami w strasznie ciężkim. Bernard Hopkins w niemal 50 lat walczył o Mistrzostwo Świata w boksie. George Foreman został Mistrzem Świata w wadze ciężkiej w wieku 45 lat. Kimiko Date, japońska tenisistka, w wieku lat 44 doszła do dwóch półfinałow turniejów WTA. No i mamy paru kolarzy, w wieku ponad 40 lat, którzy ścigają się nadal na światowym poziomie. Ale to bym akurat częściowo przypisywał doświadczeniu w farmakologii bo są to raczej ci, którzy po drodze byli dyskwalifikowani za doping.

Natomiast co do dzieci z getta itd. Jest bardzo dużo sportowców i nie tylko wywodzących się ze strasznej biedoty. Ale ona z kolei powoduje że motywacja staje się dużo silnejsza. Jest bardzo trudno zmotywować dziecko, które ma niemal wszystko w domu do bardzo ciężkiego treningu, czasem w bardzo trudnych warunkach. A są dzieciaki, które harują w smierdzących piwnicach od rana do nocy bo jest to ich jedyna szansa na wyrwanie się. I z takimi czasem ciężko rywalizować bo ma tak silną ambicję i motywację że by wręcz pozabijał przeciwników. U nas widać to czasem wsród dzieci ze wsi. Mają niesamowitą determinację. Ale z kolei przez brak do infrastruktury, którą dzieci mają w mieście i brak sprzętu odstają od nich.

@Elle
Co do kasy to oczywiście w dużym stopniu jest tak jak piszesz. Aczkolwiek są dziedziny gdzie tematy są śliskie, typu kucharze. W budynku mojej ostatniej pracy była resturacja, która chciała się wylansować. Sprowadzili modnego kucharza i nic z tego nie wyszło. Porcje mikro, ceny makro, jedzenie kiepskie :)

Odnośnik do komentarza

Ale co to za śliskość? Nie znasz może filmów, gdzie gra plejada nazwisk, a gniota oglądać się nie da? Albo meczy, w których dwie utytułowane drużyny rozgrywają bez pomysłu piłkę w środku pola albo snują się po boisku? Tak samo i tu - lanserskie nazwisko wystarczyło na start, ale potem to klienci weryfikują, czy chcą za nie płacić. Podejrzewam, że jakby Ramsey zaczął wydawać odgrzewane mrożonki lub źle doprawione dania, na długo by mu sławy nie starczyło.

 

Jest sporo racji w tym, co piszesz o biedocie. Pamiętam, jak dziś wrażenie, jakie zrobił na mnie wywiad z Veronicą Campbell-Brown, która wyznała, że rodzice wysyłali całą dziesiątkę rodzeństwa nad wodę, a ten, kto wracał ostatni, nie dostawał obiadu. W dodatku młodsze od niej rodzeństwo dostawało fory, więc musiała biegać szybko. Faktem jest też, że nie ona jedna na Jamajce (a co dopiero na świecie) i nie każde takie dziecko dostaje szansę od losu.

 

Młodość od jakiegoś czasu przestała mnie fascynować i też kibicuję "emerytom" pokroju Buffona. Kolarstwem zainteresowałam się na kilka dni przy okazji Rio i mocno emocjonowałam się wyścigiem po złoto Kristin Armstrong. Ona zresztą zaczęła karierę kolarską dość późno, mając prawie trzydziestkę, w dodatku w wyniku zdiagnozowanej osteoporozy, która wykluczyła ją z biegania. No, ale takich nazwisk to moglibyśmy tu namnożyć do jutra.

W każdym razie zataczając koło, czytałam, że o ile sprinty są dla młodych, bo liczy się zryw i refleks, o tyle ultramaratony to właśnie domena zawodników dojrzałych, gdzie dominują nie tylko dzięki doświadczeniu, jak rozłożyć siły, ale zwyczajnie lepszej wydolności organizmu poddanego długotrwałemu wysiłkowi. No i Cezary jest tego chyba najlepszym dowodem.

A mnie zostało jakieś 15 lat na treningi :D

Odnośnik do komentarza

Cezar zna Remka bardzo dobrze bo był z nim na RAAM (Race Across America) jako support.

 

W kwestii czy mi się podoba taki rodzaj wyzwania, które Remek podejmuje. Nie bardzo. To już niemal zawodowstwo. Dwa samochody i kupa ludu. Natomiast mam dla Remka szacunek bo nikt za niego nie jedzie. Prawie nie śpi i sam jedzie i kręci nogami. Trochę przypomina to himalaizm, którym się interesuję. Wyprawa oblężnicza i atak szczytowy bez snu i pokonując granice zmęczenia. Tyle że z nieduża szansa utraty życia czy zdrowia.

Odnośnik do komentarza

Z tego, co słyszałam, to oni wszyscy się tam dobrze znają. Wczoraj jak widziałam listę startową, to w zasadzie mnie to nie dziwi - 62 osoby, z czego pewnie większość to stali bywalcy.

 

Mnie po prostu zastanawia, gdzie kończy się granica ułatwień mających na celu odejście od sadomasochizmu, a zaczyna się "cheatowanie". Taką samą wątpliwość budzi u mnie farmakologia w sporcie zawodowym, ponieważ coraz częściej odnoszę wrażenie, że praca lekarzy polega tam głównie na znalezieniu takiego dopingu, który jeszcze nie wylądował na liście WADA.

Nie znaczy to, że gardzę sportowcami, którzy korzystają, ile mogą (w końcu ich rywale też korzystają, więc szanse są równe), jednak dużo bardziej kręci mnie to, co człowiek jest w stanie osiągnąć metodą "garażowo-piwnicznych" treningów. Innymi słowy coś, do czego nie potrzeba dzianego sponsora i całego sztabu kryzysowego.

Odnośnik do komentarza

Mnie też jest coraz trudniej emocjonować się zawodowym sportem. Skala dopingu w sporcie przeszła w jakimś momencie masę krytyczną i trudno dziś uwierzyć że zawodowy sport na najwyższym poziomie jest wolny od dopingu. Chciałbym mieć nadzieję że tak jest. Ale rozum i historia podpowiada że nie do końca. Zupełnie straciłem serce do lekkoatletyki. Ale tam właśnie widać że wyniki dramatycznie się pogorszyły co wskazuje na to że kontrole dopingowe są tam bardzo skrupulatne. Wiadomo natomiast że zastępy chemików pracują nad wynalezieniem nowych rodzajów dopingu. Czasami przy okazji wynalezienia lekarstw na różne schorzenia.

 

Wyniki w kolarstwie też się pogorszyły. Różnice między zawodnikami czołówki w czasach Armstronga szły w dziesiątki minut. Dziś w sekundy i najwyżej kilka minut. Natomiast cała ta profesjonalizacja odziera ten sport z emocji. Na szczęście jest trochę gwiazd, które porywają kibiców. Takich jak kończący kariere Contador, największa chyba obecnie gwiazda kolarstwa czyli Sagan jak i również co bardzo cenne dla nas Michał Kwiatkowski i w mniejszym ale jak ważnym dla nas stopniu Rafał Majka, Maciek Bodnar, Tomek Marczyński czy Paweł Poljański czy niedawno jeszcze Przemek Niemiec czy Sylwek Szmyd.

 

Ja się równiew bardzo emocjonuję sportem dzieci i młodzieży. Tam nie ma ma dopingu. Jest talent i praca, czasami może trochę wyścig zbrojeń jeśli chodzi o sprzęt. Ale już na pewnym poziomie większość ma ten sprzęt na podobnym poziomie.

 

Są też niesamowite historie ludzi, którzy pokonali różne przeciwności i doszli do niesamowitych osiągnięć. Takie wyjątkowo mi imponują podobnie jak Tobie. Typu historia Grahama Obree, który pobił rekord świata w jeździe godzinnej na rowerze skonstruowanym samemu przy użyciu części z własnej pralki! :)

Odnośnik do komentarza

Cezar, dzieki, tak a propos genow jeszcze. I tego nielubianego Remka.

Facet, co tu gadac, wyjatkowo niesportowo wyglada. Albo pije strasznie duzo piwa, albo, wlasnie... geny.

Moze jednak wystarcza tu jakies predyspozycje i silne serce. Kondycja, wiadomo, musi byc.

Ale nie wierze, ze on trenuje duzo, bo wtedy cudow nie ma, bylby chudy/chudszy.

Mozna by wyciagnac wniosek, ze z dobra kondycja i zaplaconym zapleczem w sumie kazdy

przejedzie taki maraton. Mam racje?

Swoja droga ilosc kolarzy-grubasow jest naokolo duza. Wielu z nich ma power, a masy nie traca.

Wielu pewnie zjada duzo wiecej kalorii niz spala, a kondycja sie buduje mimo wszystko.

Wiec znowu - wedlug ciebie, kazdy z nich z dwoma samochodami zaplecza przejechalby ten maraton w 10 dni?

Odnośnik do komentarza

Piękna relacja jednego z uczestników MRDP:

http://biketimeteam.pl/mrdp-2017/

 

@snowboarder

Remek strasznie dużo jeździ. Czasem dwa dni z rzędu na Agrykoli. Gość jest nie do zdarcia. Sylwetkę na niesportową. Taka genetyka że zapewne ma bardzo wolny metabolizm. Niestety mam podobny. Choćbym nie wiem ile jeździł nie bardzo chudnę. Żeby chudnąć muszę do minimum ograniczyć węglowodany co nie jest łatwe. A mam kolegę, ksywka Cyborg ale bez Ultra (:)) co uwielbia jeździć po górach, je jak smok i waży 60kg przy moim wzroście 175. I jego rodzony brat dokładnie tyle samo.

 

Absolutnie nie zgadzam się z tezą że z dobrą kondycją i zapleczem każdy przejedzie. 99% nie ma szans. Po drodze nawalą im kolana, kręgosłup, nadgarstki czy się obetrą a przede wszystkim siądzie im psycha.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...