Skocz do zawartości

halina

Użytkownicy
  • Postów

    37
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez halina

  1. Wielkie dzięki pepe ;) Czyli jestem w domu! Jeden problem rozwiązany.
  2. Dzięki Elle, jesteś tutaj niezastąpiona :) Miałam wrażenie, że fitnessowe są dużo bardziej "mosiężne" i podobne do miejskich, a tak to chyba nie widzę różnicy :) Meridę oglądałam kilka dni temu, ale chyba patrzyłam na inne modele. No i wcześniej patrzyłam też głupio tylko na damskie, a w sumie jest mi to bez różnicy. Zastanawia mnie jeszcze: 1) Jak kupię np. rower Merida to np. bagażnik, błotnik etc. muszę kupować dedykowane do tego roweru? Ja jestem taką Grażyną (Haliną, heh) rowerów i mi niewiele przeszkadza, byle rower lekko chodził. Najchętniej bym chyba przemalowała sama ramę... :D 2) Jaka jest różnica między "niższym" modelem a tym Urban 500? widzę, że on Alivio w osprzęcie, np. ten https://www.rowerymerida.pl/produkt1509/crossway-urban-100-rower-merida.html Czy ja poczuję różnicę? Myślę, że jak uda się zwiększyć prędkość jazdy (nie jeżdżę po mieście, więc powinnam przyspieszyć chociaż trochę :P) to będę w stanie jeździć dłużej na wyjazdy (tzn. w 2 godziny zrobię powyżej 40 km). Podjazdy mam maksymalnie 10% wg Stravy (testowałam takie najbardziej hardcorowe, tak to płaskie Mazowsze mam). Zakładam, że średnio 3 tys. km, może ze 2 wyjazdy kilkudniowe rowerem (marzy mi się dłuższy wyjazd albo w ogóle jakaś objazdówka). Waga 12 kg jest super! No i w Warszawie chyba przejadę się takim rowerem, prawda? Nigdy nie kupowałam roweru, heh.
  3. Dzięki za odpowiedź :) Ja raczej nie miewam zakwasów, wręcz po przejechaniu min. 50 km czuję taki przypływ pozytywnych emocji, że całe zmęczenie nie ma znaczenia :)
  4. Podepnę się. Ja właśnie planuję zakup do podobnego zastosowania (chociaż ja jeżdżę w 99% po szosie bądź jakiejkolwiek drodze utwardzonej, inne drogi to wypadek przy pracy). Natomiast nie chcę szosy, nie podoba mi się sposób siedzenia, wydaje mi się, że to nie jest trwały rower :P I też uznałam, że w grę wchodzi tylko sztywny widelec. No i chciałabym bardzo mieć możliwość wygodnego montażu bagażnika, a waga roweru optymalnie ok. 13 kg, raczej nie więcej (chciałabym się szarpnąć w przyszłym roku na dłuższe wyprawy). Jaka będzie realna różnica między budżetem 2,5 tys. a np. 3,5 tys.? Myślę o samym rowerze (chociaż też będę kupowała od razu wszystkie akcesoria :P). Amortyzatory odpadają, jakieś karbony mnie raczej nie interesują - liczy się właśnie trwałość i wygoda roweru :) Jak ważny jest cały osprzęt w przypadku jazdy amatorskiej? Czy zrobi mi to jakąś ogromną różnicę w tym budżecie? Na malowaniu też mi nie zależy, w ogóle najchętniej i tak bym pomalowała po swojemu. Myślę, że maksymalnie będę w stanie zrobić w sezonie 3 tys. km, może więcej, jak będę szybciej jeździła, co pewnie będzie miało miejsce dzięki temu, że rower będzie miał więcej przełożeń i będzie lżejszy w porównaniu do obecnego gościa. Rama może być męska, nie przeszkadza mi to. Miejskie rowery nie wchodzą w grę, bo są zbyt ciężkie, typu fitness też mi się tak kojarzą.
  5. Tak szczerze, czy czujecie, że izotoniki dają Wam jakąś realną zmianę?
  6. Masz rację, miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji, które potencjalnie były mocno zagrażające. Nie jeżdżę po żadnych lasach, nie zjeżdżam ze schodów, unikam dróg kiepskiej jakości, zjazdów w niebezpiecznych miejscach, ale najbardziej niebezpieczne sytuacje przydarzyły mi się na prostych odcinkach dróg o znaczeniu lokalnym. Raz wyprzedzał mnie traktorzysta z 2 przyczepami, w zasadzie zmiótł mnie do rowu, bo źle ocenił swoją długość (nie dotknął mnie, ale gdybym nie zjechała to byłabym zmiażdżona przez połowę 2 przyczepy...). Ze dwa razy prawie się wywróciłam, bo źle oceniłam szerokość drogi albo zagapiłam się na okolice. Miałam też kilka nieprzyjemnych sytuacji wyprzedzania przez samochody na odległość zapałki, czasami miałam wrażenie, że niewiele brakowało. Natomiast to już sytuacje głównie z dróg dwucyfrowych, których unikam (mam takie 2 odcinki, ale jadę tam maksymalnie po kilka km). Myślę jednak, że najbardziej niebezpieczne są większe miasta i ścieżki rowerowe, szczególnie w miejscach, gdzie są warunkowe skręty w prawo. W moim mieście ścieżki rowerowe nie są od zawsze, z przerażeniem obserwuję nie tylko pieszych chodzących bezwiednie po ścieżkach, ale przede wszystkim kierowców, którzy nie zawsze zachowują się bezpiecznie. Naprawdę najbardziej boję się miast, wolę jechać normalnie drogą, niż ścieżką rowerową, z której nikt nie umie korzystać (wyjaśnię, żeby nie było niejasności - jak jestem w dużym mieście to jadę ścieżką, jak jest, ale bezpieczniej czuję się na normalnej drodze). Nowy rower będzie już z kaskiem :)
  7. Elle fajnie napisałaś :) Masz rację, jakby ktoś mi teraz zakazał jazdy rowerem to chyba bym się załamała - nic nie daje mi tyle frajdy od dłuższego czasu. Wyjazdy zawsze lubiłam, ale właśnie rower jest taką świetną odskocznią na co dzień :) Jeśli chodzi o strój to mój też jest równie profesjonalny :) Spodenki kupiłam, bo tyłek mi zaczął protestować, ale koszulki mam zwykłe, bawełniane, na rowerze często jestem w spódnicy (!) na spodenki, bo jest mi zimno :) Moje buty to sandały z D. - zauważyłam, że muszą mieć stabilną podeszwę, są bardzo wygodne. Myślę, że jestem kimś pomiędzy niedzielnym, miejskim rowerzystą a kolarzem, więc spokojnie. Nie mam żadnego ciśnienia. :) Chociaż bardzo podnieca mnie myśl o zakupie nowego roweru, nie mam kompletnie pojęcia o tym, jaki wybrać, ale chyba będę płakać ze szczęścia, jak już kupię (chyba warto jeszcze poczekać na większe zniżki?). Dzięki za wiadomość o przełożeniu. Czytałam wczoraj o tym, jak to powinno się właśnie liczyć i jestem ciekawa, jak wygląda "moc" przełożeń mojego gościa. Z gadżetów to mam tylko smartfona (żaden gadżet :P) i korzystam z Endomondo. W sierpniu zarejestrowałam się na Stravie, ale dwie apki to lekkie szaleństwo dla telefonu. Póki co, nie widzę żadnych plusów z korzystania ze Stravy, chociaż jak jeżdżę po zupełnych wsiach, gdzie dopiero utwardzili drogę i google maps ma średnie mapy to bardzo podoba mi się precyzja mapy Stravy (a to i tak przecież zbędne udogodnienie, bo jeżdżę raczej znanymi trasami, a jak jakichś nie znam to korzystam z nawigacji). Na Endomondo mam natomiast wszystkie pomiary np. spacerów, przyzwyczaiłam się. Podoba mi się ten pulsometr (nigdy nie badałam tętna, ale nigdy nie czułam, że może jakiś problem tutaj być, pewnie na rowerze inaczej to wygląda), pewnie sobie kupię. Dziś chyba też bezwietrznie, mam w planach krótszą objazdówkę na 2,5 godziny. Jedzenia nie będę brała, ale zjem przed samym wyjazdem :) Natomiast jutro cisnę 100 km i zobaczymy, jaki będzie czas, wiatr i liczba spożytych kcal przeze mnie w trakcie.
  8. Elle przykro mi, że masz tak ograniczone pole do popisu w kontekście uzyskania jedzenia. I jednocześnie dobrze, że już wszystko sobie poukładałaś żywieniowo. A mi się wydawało, że to ja mam ciężko :) Co do tętna - ja nie mierzę, jeżdżę (można śmieszkować!) na średniej wysokiej prędkości, teraz wplatam jakieś interwały, żeby mnie nie zabiły. Ja jakoś nie jestem fanką wszystkich gotowych izotoników. Za radą miłych ludzi z internetu zrobiłam sobie kiedyś sama z miodem, cytryną i solą - w dobrych chyba proporcjach. Było mi niedobrze dosyć szybko. Wolę już zwykłą wodę z cytryną. Dzięki za radę w kontekście przełożeń :) Chociaż nie ukrywam, że oglądam aktualnie rowery do kupienia na jakiejś wyprzedaży (myślę o jakimś fitnessowym, ale lekkim) i tam były 24 przełożenia :D I ja już nie wiem, co to ma znaczyć :). Kolarzy spotykam zawsze sympatycznych, czasami nawet krzykną cześć (ja mieszkam na wsi i jeżdżę po wsiach, do miasta mam z 10 km i jeżdżę jak muszę), sporo ludzi znam "z widzenia". No i zawsze można otrzymać jakąś pomoc :) A moja wiedza rowerowa ograniczyła się do znajomości pojęcia kadencji, w tamtym roku kupiłam tylko spodnie rowerowe (najtańsze z D.), no i standardowo okulary. Myślę jeszcze o rękawiczkach (heh), bo robią mi się odciski przy kciuku. :)
  9. rowerowy365 no nie, ja bym bardzo nie chciała przytyć :) Myślę raczej o schudnięciu, bo dla mnie to nie jest niska waga. Jak mijam często kolarzy to uśmiechamy się tylko do siebie, bo ja się czuję przy nich wielka, heh. Jeszcze mam duży rower i śmiesznie to wygląda. Hot-dog z Orlenu bez sosu też daje radę :) Natomiast myślę, że problemem jest mój wyjazd rano. Może w sobotę uda mi się wybrać rano bezpośrednio po śniadaniu i zjem jednak płatki. jajacek też lubię Lidla, ale mieszkam z 10 km od niego i kupuję zazwyczaj w małych sklepach. A na rowerze staram się raczej nie jeść słodyczy/słodkich rzeczy, bo czuję, że przegrywam i że mój wysiłek jest bez sensu. Dziś wieczorem trening był super. Odkryłam niedawno myk z kadencją (zawsze jeździłam dotychczas na wyższej przerzutce, ale wolniej kręcąc...) i z interwałami i frajda jest nieziemska przy krótszym odcinku. Mój rower ma w sumie 2 przerzutki (teoretycznie 3, ale nie wyczuwam większej różnicy między 2 i 3...), więc śmiesznie to wygląda.
  10. Elle masz rację :) Wiem, że są dobre batoniki, ale mi chodzi o takie coś łatwo dostępnego. Dlatego m.in. nie zdecydowałam się na zjazd do sklepu (ale jestem żywieniowym świrem i z moimi problemami naprawdę uważam na to, co jem). To, co mnie zabiło na kilka dni: http://bieganiepo40.pl/paliwo-biegacza-batony-owocowe-alesto-lidla/ Ja mam problemy z błoną śluzową żołądka (przewlekła choroba) i nie radzę sobie żywieniowo z większością ciężkostrawnych potraw. Suszone owoce niestety są ciężkostrawne, więc pozwalam sobie tylko na nie z czymś, np. tak jak orzechy, uwielbiam suszone śliwki do owsianki. Natomiast solo już nie jest tak łatwo :) Kwaśne soki też są ciężkostrawne, mimo że to płyny :) Ogólnie mogą szybko "zaszkodzić" na żołądek osobom wrażliwym, ale o dziwo mi nie. Co do jelit to ja mam chyba całkiem bezproblemowe, mimo niemałej wagi to przemiana materii też niezła :P Ale racja, na rowerze uważam, co jem (a szczególnie jak jestem gdzieś u znajomych), bo jeżdżę po wsiach i konieczność walki z nieprzyjemnymi konsekwencjami byłaby udręką :D Co do alkoholu to ja jestem w ogóle nie pijąca, ale też mi nie służył. To samo np. z połączeniem kawy + deseru z czymś z mlekiem. Cola zabiłaby mnie jako popita do słodyczy, ale raz na milion lat ok. Nawet do mięsa :) Ja jestem team zioła i herbaty. Ktoś może się wypowie w temacie częstotliwości jedzenia? Ja dziś sobie robię na kolację kanapkę (he he) i planuję za godzinę ruszyć na 40 km, dziś bezwietrznie. :)
  11. Ale i tak lepsze takie świństwo niż te wszystkie gotowe batoniki. Ja bym umarła po takim batoniku jak przedstawił Dawid, ale po batonach np. z suszonych daktyli jest jeszcze gorzej (coś takiego jest w Lidlu, kupiłam rok temu z myślą jedzenia w trakcie jazdy i była masakra). Mimo że w domu jem mnóstwo surowych rzeczy, kiszonki, to właśnie tego typu historie dla mnie są bardzo bolesne - ból żołądka, mdłości. Ciężko uwierzyć, że mogę wsunąć sok grejpfrutowy na noc albo jakiś zakwas z buraka, prawda? :) Moje "komfortowe jedzenie" to kanapki, owsianki, pomidory, banany. Kanapek nie jem, bo czuję, że to takie puste jedzenie, ale resztę mogłabym jeść codziennie. Ostatnio odkryłam na podróż takie sałatki np. w Lidlu z kaszą i hummusem, do tego może kefir (mogłabym kupić w sklepie). Energetycznie mają sporo kcal, a mi pasują. W sumie sama sobie chyba podpowiedziałam, co sobie przyszykuję zrobię na weekend, chociaż myślę, jak to przetransportować (mam bagażnik i plecak 10 litrów, ale to maleństwo) :D
  12. Dziś doznałam szoku, aż musiałam się zarejestrować na forum :) Jeżdżę rowerem od kilku lat, wcześniej max 1-2 tys. w sezonie, w tym roku może dobiję do 3 tys. Dużo też spaceruję, po sezonie chodzę na siłownię pojeździć w klatce. Dla mnie to bardzo dużo, biorąc pod uwagę czas spędzony na rowerze, bo jeżdżę zwykłym miejskim rowerem o wadze pi razy oko 25 kg :D (gość ma męską ramę, dostałam go w spadku i dałam mu ostatni sezon...) i przejechanie 20 km zajmuje mi średnio godzinę. Najwięcej jeżdżę w weekendy, ok. 80-100 km na jeden raz, ale zazwyczaj w godzinach 16 i później (po pracy). Jeżdżę typowo rekreacyjnie, tylko po szosach, głównie poza miastem. Ważę 75 kg przy wzroście 179. Dziś chyba pierwszy raz w życiu jechałam świeżo po śniadaniu, na którym zjadłam jajecznicę z 4 jaj i dużego pomidora (na tym posiłku bez pedałowania mogłabym ciągnąć minimum 5-6 godzin). Do tego wypiłam jakiś litr płynów. Po godzinie poszłam na rower, wzięłam banana, chociaż planowałam wstąpić do znajomych (trasa na 80 km). Wiał silny wiatr, naprawdę się zmęczyłam, więc pomyślałam, żeby zrobić trasę na 50 km i wrócić do domu. Po 25 km wciągnęłam banana, miałam na pokładzie ok 1,5 litra wody. Po bananie było ok, ale na 35 km zaczęłam wodzić oczami po sklepach. Mam ten problem, co założyciel wątku, nie jem gotowców, pieczywa, mało mięsa. I myśląc o tym, że dziś środa i dostępny był beznadziejny sklep w jakiejś wiosce (na pewno nie dostałabym głupiego banana ;/) wróciłam po prostu do domu na ostatnich siłach, na oparach wody :) Popołudniową porą, po obiedzie jestem w stanie wycisnąć moje km z 1-2 bananami i 2 litrami wody :D Czy Wy też macie więcej siły wieczorem? Macie jeszcze jakieś pomysły na jedzenie poza orzechami/suszonymi owocami/batonikami mocy etc.? Mam wrażliwy żołądek i takie rzeczy jem tylko w dobrym towarzystwie (np. orzechy z płatkami owsianymi). Jak często jecie podczas jazdy na odcinku powyżej 50 km? Ja raczej nie jem, jak jeżdżę ok. 2 godziny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...