Z roku na rok przybywa rowerzystów. Niewątpliwie jest to duży powód do radości. Infrastrukturę mamy coraz lepszą, korki na drogach są trochę mniejsze, a ludzie zdrowsi i bardziej uśmiechnięci :) Niestety wzrost liczby rowerów na drogach ma także swoją ciemną stronę. Nieznajomość przepisów, brawura, bezmyślność – cechy od lat zadomowione wśród kierowców, przenoszą się teraz na rowerzystów. Od zawsze powtarzam, że to tak naprawdę nie rowerzyści, kierowcy czy piesi są „tymi złymi”. Nie, to po prostu ludzie.
W tym tekście skupię się na dziesięciu błędach popełnianych przez rowerzystów, które irytują mnie (jako rowerzystę) najbardziej. Zdaję sobie sprawę z tego, że każdemu zdarzy się zagapić czy zamyślić. Są jednak takie rzeczy, których robić się po prostu nie powinno. Pod żadnym pozorem. Kolejność na liście jest zupełnie przypadkowa, wszystkie podpunkty są jednakowo istotne.
Wyprzedzanie bez upewnienia się czy można to zrobić
To plaga na drogach rowerowych. Na ulicach rowerzyści są zazwyczaj podwójnie czujni. Na rowerówkach z wielu osób schodzi powietrze, rozluźniają się i zapominają (a może po prostu nie chcą) obrócić głowy, aby upewnić się czy mają wolną drogę do wyprzedzania. A ktoś może jechać szybciej (tak, tak) i wcześniej zacząć manewr wyprzedzania. Nie na darmo mówi się, że jest to w przypadku samochodów, najniebezpieczniejszy manewr do wykonania.
Stawanie przed przejazdem dla rowerzystów parami, a czasami nawet trójkami
Rowerzystów mamy coraz więcej, więc siłą rzeczy potrafią się zrobić małe korki. Niektórzy, co sprytniejsi, próbują ominąć kolejkę, stając na światłach na pasie pod prąd. Jestem to w stanie zrozumieć, jeżeli delikwent po zapaleniu się zielonego światła, wypruje do przodu i wróci na swoją stronę, nie robiąc nikomu problemu. Ale co jakiś czas trafiam na kogoś, kto nie chce stać w kolejce, ale jazda też mu kiepsko wychodzi. Wjeżdża na przejazd pod prąd, próbując wymusić na jadących z naprzeciwka, aby mu zjechali. Albo rusza jak mucha w smole i w ostatniej chwili próbuje wepchnąć się między rowerzystów, którzy jadą w jego stronę. Ja nigdy nie zjeżdżam i nigdy nie robię miejsca.
Robienie postoju na drodze rowerowej
Bo telefon dzwoni, bo chcę zrobić zdjęcie, bo mi się nie chce jechać, bo chciałam pogadać z koleżanką i tak sobie stanęłyśmy, bo naprawiam rower(!). DDR-ka służy do jazdy, a ty parkując na niej swoim rowerem tę jazdę utrudniasz. I to bardzo. A naprawdę szczytem wszystkiego było naprawianie roweru, postawionego na środku rowerówki, a wokół niego jeszcze trzy osoby. Na delikatne zwrócenie uwagi, dowiedziałem się tylko gdzie mam się udać i w jakim tempie.
Brak wymaganego oświetlenia wieczorem i w nocy
O „batmanach” pisałem już nie raz. Ta kwestia powoli zmienia się na plus, ale nadal bez problemu można spotkać kogoś, kto myśli, że jeżeli on widzi, to i jego widać. Są tacy, którzy twierdzą, że jeżeli jadą po chodniku albo DDR-ce, to lampek nie potrzebują. Staram się grzecznie zwracać uwagę, ale najczęściej dowiaduję się gdzie mam… A przecież lampki nie są takie drogie. Prosty zestaw oświetlenia kupi się już za 50 złotych, a porządniejszy myślę, że za góra 150 zł. Drugą kategorią, choć aż tak często ich nie spotykam, są osoby, które mają źle ustawioną przednią lampkę. Świecą oślepiającym, bardzo mocnym światłem prosto w oczy. Ewentualnie włączają tryb stroboskop, od którego idzie dostać wścieklizny. A przecież miganie w zupełności wystarcza.
Brak wiedzy o pierwszeństwie na skrzyżowaniach
Skrzyżowań dróg rowerowych nie mamy jeszcze w Polsce zbyt wiele. Ale się zdarzają. Kto ma pierwszeństwo na takich skrzyżowaniach? Ano ten, kto jedzie szybciej. Albo ten, komu bardziej zależy, aby to pierwszeństwo mieć (gra w cykora). Albo ten, kto za skrzyżowaniem ma zielone światło na przejeździe, bo przecież światła obowiązują na przejeździe i do 100 metrów przed nim i za nim. Hasztag ironia. Warto podczas jazdy zachowywać zasadę ograniczonego zaufania, ale na skrzyżowaniach szczególnie.
Uczenie dzieci jazdy rowerem na drodze rowerowej
Przecież nie ma lepszego miejsca, by sześciolatek złapał trochę ruchu i podszkolił technikę jazdy. Zwłaszcza jazdy od krawężnika do krawężnika. Albo pobawił się we „wjadę ci prosto pod koła”. Kochani, zarażajcie w swoich dzieciakach pasję rowerowania. Ale błagam, póki pociecha nie potrafi jechać prosto, warto podszkolić je w tej umiejętności w innym miejscu.
Brak elementarnej dbałości o rower
Zdaję sobie sprawę, że mamy w kraju „ekspertów”, którzy twierdzą, że łańcucha się nie czyści, a jedynie raz w roku smaruje (bo łańcuch od czyszczenia szybciej się wyciąga, hahaha). Są tacy, którzy twierdzą, że trzymanie roweru cały rok na powietrzu wcale mu nie szkodzi – a rdza na ruchomych elementach, to tylko taki ozdobnik. Klocki hamulcowe wymienia się dopiero wtedy, gdy zaczynają trzeć o obręcz czy tarczę metalowymi elementami. A sparciałe opony sprzed 20 lat nadal dobrze trzymają się nawierzchni, zwłaszcza tej nie do końca suchej. Stan techniczny czyjegoś roweru w zasadzie mnie nie obchodzi – dopóki nie zagraża to mojemu bezpieczeństwu. Niesprawne hamulce czy sparciałe opony – to prosta droga do wypadku. O dźwiękowych walorach zardzewiałego, nienasmarowanego łańcucha już nie wspominając.
Jazda parami, trójkami, całymi rodzinkami obok siebie
Czasem, gdy jest szeroko, a na chodniku nikogo nie ma – to zjadę z rowerówki. Trzeba sobie i innym życie ułatwiać. Ale nie zawsze jest taka możliwość, przecież nie będę pieszych tratował. Jadący z naprzeciwka zazwyczaj mają na twarzach wymalowane zdziwienie, że rowerówka nie jest jednokierunkowa (oczywiście w ich kierunku). I wykonują dziwne akrobacje, aby tylko nie zrobić miejsca jadącym z naprzeciwka. W drugą stronę jest jeszcze gorzej. Gdy jedziemy z Moniką obok siebie, często zerkam w lusterko czy ktoś za nami nie jedzie. Kiedyś, bez lusterka, po prostu się obracałem. Niestety nie wszyscy posiedli tę umiejętność, a na dźwięk dzwonka reagują takim zaskoczeniem, jakby od stu lat tą drogą nie jechał nikt, oprócz nich.
Wnoszenie roweru do sklepu/autobusu, gdy nie ma tam miejsca
Rowerem można podjechać i załatwić różne sprawy na mieście. Nie wszędzie jednak są zamontowane sensowne stojaki. Ba, często brakuje jakichkolwiek stojaków czy infrastruktury przydatnej do przypięcia roweru (barierki, poręcze, kraty). Niestety, nie każdemu chce się przypiąć w takiej sytuacji roweru trzydzieści metrów dalej. Ładują się np. do sklepu (tylko na chwilę), w wielu miejscach zabierając praktycznie całą wolną przestrzeń. I nie da się tam wejść, bez ubrudzenia sobie spodni od łańcucha. W komunikacji miejskiej jest o tyle lepiej, że kierowcy/motorniczowie dbają o to, by na zatłoczonych kursach, nie przewozić rowerów. Oczywiście niektórzy są pod tym względem nadgorliwi, ale są to jednostkowe przypadki. Nigdy nie miałem problemu, aby w razie potrzeby przewieźć rower, jeżeli w autobusie czy tramwaju było względnie luźno i nikomu nie przeszkadzałem.
Słuchanie bardzo głośno muzyki przez słuchawki (lub jazda ze słuchawkami dokanałowymi)
Ostatnio przez internet przetoczyła się mała burza dotycząca jazdy w słuchawkach. Zdecydowana większość kierowców chciałaby wprowadzenia zakazu używania słuchawek na rowerze. A wszystko przez grupkę przygłuchych melomanów. Ja nie mam nic do słuchania muzyki na rowerze. Sam to robię, bo na kilkugodzinnych trasach uwielbiam wspomóc się energetyzującymi kawałkami, czy posłuchać podcastów np. Michała Szafrańskiego. Ale tylko w zwykłych pchełkach, które nie odcinają od świata zewnętrznego. I puszczone na takiej głośności, aby dźwięk tylko przebijał się przez szum wiatru. Dzięki temu nadal słyszę wszystko, co dzieje się wokół mnie. I jeżdżę tak, aby nie robić złej reklamy jeżdżącym w słuchawkach. A „głusi” mają sporo za uszami, także wobec innych rowerzystów.
Lista większych i mniejszych grzechów rowerzystów mogłaby być dłuższa. Nagłe stawanie, bez upewnienia się, czy nikt z tyłu nie jedzie. Rozmawianie przez telefon trzymany w dłoni. Zmienianie kierunku jazdy, bez sygnalizowania go ręką. I tak dalej, i tak dalej. Liczę na Wasze komentarze – napiszcie co Was najbardziej irytuje w zachowaniu rowerzystów, wobec innych rowerzystów. Temat błędów wobec kierowców już poruszałem, tak więc odłóżmy go dziś na bok.
Jako rowerzysta, który jeździ po wielkim mieście (2mln)i po górach, powiem tylko, że nienawidzę niedzielnych rowerzystów. Zatrzymywanie się na środku ścieżki, jazda grupami, niemożność utrzymania kierownicy prosto, bo się oglądają na wszystkie strony, dzieci, których nie pilnują… Jak można dbać o ich bezpieczeństwo, jeśli oni sami nie dbają o własne? Nie reagują na dzwonek, nie mają lusterek, w ogóle nie patrzą co robią, gdzie jadą i czy czasem nie ma za nimi samochodów. Dziś pierwszy maja, a ja od 10tej rano, już w drodze powrotnej, zastanawiałam się ile nerwów kosztowała mnie ta 'przejażdżka’
Lukasz, nie widzę tutaj jednego z największych przewinień rowerzysty: przejazd rowerem przez pasy dla pieszych (tzn. przejazd rowerem po pasach tak jak poruszają sie piesi). Z tego co mi zostało w głowie, to jest to jeden z NAJNIEBEZPIECZNIEJSZYCH i KARYGODNYCH manewrów (a raczej wykroczeń) jakie można sobie wyobrazić.
O co chodzi.
Znane jest nam wszystkim sformułowanie „wtargnięcie na pasy przez pieszego”. To chyba wszyscy rozumieją. Polega na tym, że pieszy nagle wchodzi na pasy wprost pod samochód, który nie spodziewał się tego.
Jeśli zamiast pieszego na pasy wjeżdża rower, o ile groźniejszy może być taki manewr z racji dużo większej prędkości roweru czyli „wtargnięcie” na pasy jest jeszcze szybsze niż pieszego więc szansa wyhamowania dużo mniejsza.
Jak pamiętam jeszcze kodeks, to jeśli nie ma ścieżki rowerowej a trzeba przejść przez pasy to tylko prowadząc rower. I to, w tym świetle, ma sens. Sens przeżycia. Na TVN Turbo pokazują niekiedy takie akcje. Prawie zawsze winien jest rower.
Kolejny temat to jazda rowerem po ścieżce rowerowej ale, uwaga, pod prąd (czyli lewą stroną jezdni). Taki klient myśli, że jak jedzie po ścieżce rowerowej pod prąd to nic mu nie grozi. Radze mu w takim przypadku przesiaść się do samochodu i stanąć na skrzyżowaniu z droga z pierszenstwem przejazdu, po ktorej wlasnie jedzie taki cymbal lewą stroną (oczywiscie sciezka rowerowa). Kierowca przepuszcza wszystkich ktorzy jadą zgodnie z przepisami (tych na sciezce rowerowej ma wtedy z lewej strony) i wjezdza taranem w rowerzystow na tej samej sciezce (mial ich z prawej strony tylko nie spodziewal sie ich tam)
Na koniec porusze jeszcze punkt, w ktorym piszesz:
1. Wyprzedzanie bez upewnienia się czy można to zrobić – to plaga na drogach rowerowych.
Oczywiscie zgadzam się z Tobą w 100% że to jedna z największych plag na drodze.
W tym miejscu przypomnial mi sie wpis sprzed roku kiedy polemizowalem na ten tema z jakims gosciem (tutaj na tym formum). Nie potrafilem go przekonac ze zasada wyprzedzania (czy dla samochodow czy dla rowerzystow) jest chyba jedna. Nie mozesz zrobic tego manewru (ani nawet nie mozesz zasygnalizowac ze chcesz go zrobic) dopoki nie upewnisz sie ze to bezpieczne (bo moze np. ktos inny zaczal juz ten manewr robic na Tobie). I wtedy bum.
Hej, mnie gdy jadę rowerem, nie wkurza to, że rowerzyści przejeżdżają przez pasy. No chyba, że patrzymy pod kątem wizerunkowym naszej grupy, ale to już inny temat.
Co do samego przejeżdżania, to tu powiem tak. Jeżeli już jedzie się po chodniku, to należy zachować absolutnie szczególną ostrożność. Tak samo na przejściach dla pieszych. Ale… jeżeli dojeżdżasz do przejścia, zatrzymujesz się i absolutnie NIC nie jedzie, to ja nie widzę przeszkód, aby przez przejście przejechać. Co i zresztą większość rowerzystów robi (nie oszukujmy się).
Historie o wypadkach zazwyczaj biorą się z powodu samobójców, którzy wpieprzają się na przejście bez uprzedniego upewnienia się, że po prostu nic nie jedzie. Tak samo wygląda to z przejazdami dla rowerów. Nawet tam gdzie mamy pierwszeństwo, należy się upewnić, że kierowca nas widzi. W szpitalu nie będzie miało znaczenia, kto miał pierwszeństwo.
Także samego przejeżdżania przez pasy bym nie demonizował. Po prostu trzeba robić to z głową i jeszcze raz podkreślę, podwójną ostrożnością.
„…jeżeli dojeżdżasz do przejścia, zatrzymujesz się i absolutnie NIC nie jedzie, to ja nie widzę przeszkód…”
Rzecz w tym ze gdyby tak bylo (tzn. kazdy rowerzysta najpierw upewnia sie czy nic nie jedzie, pozniej przejezdza) to by nie bylo zadnego problemu. Tylko ze to jest bardzo idealistyczne a wrecz nierealne. Chocby z prostego powodu, ze rowerzysta jest rozkojarzony, zamyslony (jak to czlowiek) albo najnormalniej w swiecie doznaje efektu (mysle ze kazdy z nas to mial chociaz raz w zyciu) „patrze i nie widze”. I z tych prostych przyczyn nie powinno sie wjezdzac na pasy. Jesli bedzie to zabronione przepisami, to jednak wypadkow mogloby byc mniej z tego tytulu.
Poza tym stwierdzenie ze „nic nie jedzie” to pojecie wzgledne i dla kazdego ma inne znaczenie. Dla jednego samochod 100m przed pasami to juz moze byc traktowane jako zagrozenie a dla innego 20m to jeszcze nic groznego. A jesli bylby przepis ze nie wolno, to nie wolno i koniec. Zadne tam warunki „jesli NIC nie jedzie”, etc.
Czasem o bezpieczenstwo ludzi trzeba zadbac odgornie i nie liczyc na to ze po drogach jezdza sami rozsadni (utopia) ludzie.
Sorry, ale bede sie upieral przy swoim :)
Prawo o ruchu drogowym:
Art. 26.
3. Kierującemu pojazdem zabrania się:
[…]
3) jazdy wzdłuż po (…) przejściu dla pieszych.
Tak więc przepis na to jest. I ja się z nim jak najbardziej zgadzam. Chcę tylko podkreślić, że jeżeli z żadnej strony nic nie jedzie (po prostu, nie 20 metrów, nie 100, tylko po prostu NIC) to nie widzę przeszkód aby przejechać i nie powinniśmy wtedy dostać za to mandatu. A że świat nie jest idealny, to ja dobrze wiem. Ostatnio na Facebooku, kilka osób uparcie twierdziło, że źle robię, że radzę zwalniać przy dojeżdżaniu do przejazdu rowerowego. No bo przecież, jak rowerzysta ma pierwszeństwo, to może śmiało zapierniczać. Tylko w szpitalach pełno jest osób, które miały pierwszeństwo…
Nie bylem pewien czy jest przepis ale widac jest. Wg mnie dobrze. A skoro tak to nie powinnismy wprowadzac wyjątków od reguł ze jak „pusto” to mozna a jak „nie pusto” to nie mozna. Takie podejscie troche wprowadza zamet i niezrozumienie wsrod uzytkownikow a od tego juz krok do tragedii. Wiec w dalszym ciagu twierdze ze bezwzglednie nie, a nie „pod warunkiem” :) Przepisy powinny byc jak najprostsze zeby bylo jak najmniej mozliwosci roznych interpretacji. I za tym jestem.
No i szpitale, ktore sa pelne majacych pierwszenstwo to tez jakis dowod na to ze nawet majacy pierwszenstwo ulegaja wypadkowi a co dopiero ci co nie maja pierwszenstwa (np. przejezdzajac przez pasy byli pewni ze nic nie jedzie…)
Raczej nie przekonasz mnie :)
Czyli dobrze pamiętałem. Przepis jest, więc dalej będę go respektował. I dalej będę „ganiał” :) za takie wykroczenia bo wiem, że to jest zasadne.
Z drugiej strony trochę mnie zaskakujesz, bo radzisz zwalniać na przejazdach rowerowych (gdzie nie ma przepisu ale niebezpieczeństwo jak najbardziej jest) a tu gdzie jest konkretny przepis (wspomniany Art.26.) dopuszczasz jego (napiszę łagodniej) niestosowanie, mimo, że niebezpieczeństwo jest podobne.
Taka dygresja.
Takie dyskusje przypominają mi moje przemyślenia odnośnie bezsensowności niektórych przepisów.
Jak to jest, że u nas nie wolno przechodzić na czerwonym świetle jak nic nie jedzie (i na własną odpowiedzialność), a policja jakby mogła, to by ukrzyżowała idącego tak pieszego, albo rowerzystę jadącego po totalnie pustym skrzyżowaniu przez przejście?
W innych krajach „zapyziałego i zgniłego” Zachodu problemu nie ma. Lepsze skrzyżowania czy jak? Nie widziałem różnicy, ba w centrum Brukseli sygnalizacja świetlna jest już kompletne przestarzała (30-40 lat) i wymaga przebudowy. Nikt nie trąbił na pieszych, a policja ma w poważaniu jak im przed nosem przejdziesz na czerwonym.
Jak to jest, że u nas poza obszarem zabudowanym trzeba mieć odblaski, a najlepiej kamizelkę i z siebie zrobić choinkę? Na wspomnianym Zachodzie wcale drogi nie są lepiej oświetlone i na drogach krajowych rzadkością są chodniki (w sumie po co w lesie, czy w polu).
Widzę tutaj zwykłe lenistwo policji, która nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa i przerzuca odpowiedzialność na pieszych, wymyślając durne przepisy, w które nie potrafią uwierzyć znajomi np. z Belgii czy Norwegii.
Zgadzam się z Tobą że jest taki przepis, ale nie zgodzę się z tym, że jest zasadny — zbyt dużo mamy jeszcze myślenia prosto z poprzedniego ustroju.
Koniec dygresji.
A mnie oprócz tego co wymienione, pomijam pkt 1, wq…. osobnicy, którzy myślą, że wszyscy mają oczy w diupe! Zacznijcie najpierw wymagać od siebie, a potem od innych! Dzwonek to obowiązkowe wyposażenie roweru, a peirdelonie, że taki dzwonek sam dzwoni w terenie i go nie mają to głoszą tylko rowerowi debile.
Punkt 1, absolutnie nie masz racji.
To w obowiązku wyprzedającego jest poinformowanie poprzedzającego go rowerzysty lub pieszego, że taki manewr będzie wykonywał – jest od tego dzwonek (obowiązkowe! wyposażenie roweru) lub też słowo „Przepraszam” w przypadku braku dzwonka.
Skoro ja poinformowałem osobę lub rowerzystę dzwonkiem, że zaraz będę wykonywał manewr – zwykle wyprzedzania lub omijania to nie sądzisz chyba, że w w moim obowiązku jest upewnienie się, że taki manewr mogę wykonać, szczególnie, że Ty, w tym samym czasie też zmieniasz „pas” ruchu, ale nikogo, w tym mnie, o tym nie informujesz.
„To w obowiązku wyprzedającego jest poinformowanie poprzedzającego go
rowerzysty lub pieszego, że taki manewr będzie wykonywał – jest od tego
dzwonek (obowiązkowe! wyposażenie roweru) lub też słowo „Przepraszam” w
przypadku braku dzwonka.”
Oryginalna interpretacja przepisów odnośnie dzwonka i przepisów w ogóle. :D
Może się najpierw z nimi zapoznaj, a potem szukaj w mojej wypowiedzi oryginalności. Jak zwykle nic nie znaczący bełkot. Może użyjesz jakichkolwiek argumentów, a może to Cię po prostu przerasta.
„Może się najpierw z nimi zapoznaj, a potem szukaj w mojej wypowiedzi oryginalności.”
Zapoznałem się, teraz poproszę o przepis w PoRD:
„To w obowiązku wyprzedającego jest poinformowanie poprzedzającego go
rowerzysty lub pieszego, że taki manewr będzie wykonywał – jest od tego
dzwonek”
Nie dość, że jesteś trollem, to jeszcze tchórzem, który nie potrafi się podpisać imieniem i nazwiskiem.
Mój drogi, bardzo proszę o zachowanie kultury w komentarzach. Już jeden wulgaryzm musiałem wymoderować, przy kolejnym po prostu Ciebie wymoderuję.
Nie ma w przepisach czegoś takiego, jak ostrzeganie dzwonkiem o manewrze wyprzedzania. To prowadziłoby do totalnego chaosu, ponieważ nikt nie wiedziałby po co dzwonisz. Samochody też nie trąbią o zamiarze wyprzedzania. Od tego są lusterka (czy na rowerze obrócenie głowy), aby upewnić się czy nikt mnie nie wyprzedza, gdy ja też chcę zacząć ten manewr.