Nienawidzę brzydkiej pogody. Gdy pada i jest zimno, a na ulicach zalega śnieg lub co gorsza błoto, z utęsknieniem czekam na wiosnę i lato. Nie musi być gorąco, byleby było powyżej 10 stopni. Z taką myślą usiałem do komputera w grudniu zeszłego roku i zacząłem szukać tanich lotów w jakieś fajne miejsce. Latanie do ciepłych krajów w środku lata mnie w ogóle nie kręci, przecież u nas też jest gorąco. Takie wyjazdy zdecydowanie wolę planować na zimę. Było kilka opcji, ale ostatecznie najlepiej prezentowała się Teneryfa. Wylot w marcu, 1100 złotych za przelot w obie strony za dwie osoby z bagażem, a na miejscu średnia temperatura 24 stopnie – dla mnie bajka. Podzielę się z Wami kilkoma wrażeniami z wyspy, ale nie chcę by wpis zamienił się w przewodnik. Po prostu pokażę kilka fajnych miejsc do których pojechaliśmy, a jeżeli chodzi o przewodnik, to mogę polecić Travelbook Bereniki Wilczyńskiej z którego intensywnie korzystaliśmy na wyjeździe.
Niestety koszt zabrania ze sobą rowerów był koszmarnie wysoki. Ryanair liczy sobie 50 euro za rower przewieziony w jedną stronę. Czyli za dwa rowery wyszłoby około 800 złotych. Uznaliśmy, że taniej i wygodniej wyjdzie wypożyczyć rowery na miejscu. Jak się okazało, bardzo dobrze zrobiliśmy, ponieważ Teneryfa jest typowo górzystą wyspą, a szczerze powiedziawszy nasza forma rowerowa nie pozwalała na dalekie górskie wycieczki. Wzniesienia na wyspie są dużo większe, niż chociażby w okolicach Liberca, w którym byliśmy w zeszłym roku.
Teneryfa, co bardzo ciekawe, jest wyspą o dwóch obliczach. Ciepłe, suche i skaliste południe kontrastuje z trochę chłodniejszą i zdecydowanie bardziej zieloną północą. Co prawda przed wyjazdem czytałem o tym, ale dopiero będąc na miejscu, przekonałem się na własne oczy, jak niesamowita jest to różnica. Szukając noclegu długo wahałem się w której części wyspy zarezerwować hotel. Internet straszył, że w marcu na północy może być kiepska pogoda (czytaj 18 stopni). Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Costa Adeje, miasto na południu, w bardzo turystycznej części Teneryfy. Trafiliśmy i dobrze i źle, ale o tym napiszę trochę później.
Nocleg na Teneryfie
Przeglądając w internecie relacje z wyjazdów, brakowało mi często jednej istotnej rzeczy. Mało kto pisał w jakim hotelu/hostelu/campingu się zatrzymał. Ja tego błędu nie popełnię i napiszę – przez cały tydzień nocowaliśmy w Aparthotelu Panorámica. Mają bardzo przyjemny standard, w zupełności wystarczający do komfortowego spędzenia tam czasu. Praktycznie każdy pokój ma tarasik z widokiem na ocean, ponieważ hotel położony jest na wzgórzu. Do tego w pokoju mieliśmy lodówkę, czajnik, sztućce i talerze – na czym nam zależało, bo o wiele fajniej jest przygotowywać śniadania samemu. Świetną sprawą był markecik na terenie hotelu. Nie musieliśmy nigdzie chodzić na małe zakupy, a ceny były przyzwoite. W hotelu jest restauracja i ogólnodostępny nieduży basen, ale nie korzystaliśmy z nich. Samo miejsce mogę szczerze polecić, znajduje się co prawda na wzgórzu, ale nad ocean nie jest aż tak daleko, a widok wynagradza drogę pod górę.
Transport
Jeżeli nie planujesz poruszać się jedynie rowerem, warto pomyśleć o wypożyczeniu samochodu. To bardzo ułatwia poruszanie się po wyspie i wygodne zajrzenie w wiele miejsc. Na lotnisku jest spory wybór wypożyczalni, ale tak samo jak z rezerwacją samolotu czy noclegu, warto zarezerwować auto dużo wcześniej, dzięki czemu będzie taniej. Długo szukałem „taniej, ale solidnej” wypożyczalni i ostatecznie skorzystaliśmy z AutoReisen. Ich też mogę szczerze polecić. Nie biorą żadnej kaucji, a samochód dają z pełnym bakiem i proszą o zwrot również z pełnym, co jest najbardziej uczciwą formą rozliczenia. Jeśli będziesz brać samochód, ja bym sugerował nie brać auta z najsłabszym silnikiem, niektóre podjazdy są naprawdę strome i lepiej mieć coś trochę mocniejszego do dyspozycji.
Ruch uliczny na wyspie jest całkiem spokojny, większość kierowców przestrzega przepisów. Co najpiękniejsze, zatrzymują się by przepuścić pieszych na przejściach. Pisałem o tym więcej w tym wpisie. Jeżeli chodzi o infrastrukturę rowerową, to ja nie widziałem nigdzie dróg ani pasów rowerowych. Być może są w stolicy wyspy (Santa Cruz de Tenerife), ale szczerze mówiąc nie są one potrzebne. Kierowcy omijają rowerzystów bardzo szerokim łukiem, bez wyprzedzania na gazetę. Poza tym na wyspie, a przynajmniej w południowej jej części nie ma aż tak dużego ruchu samochodów, więc jazda mniejszymi ulicami nie sprawia kłopotów.
Na wyspie jest kilka wypożyczalni rowerów (także elektrycznych). Można je znaleźć na deptakach, a także zamówić rowery bezpośrednio do hotelu. Ja polecam tę pierwszą opcję, możesz wtedy obejrzeć jakimi rowerami dysponuje wypożyczalnia i czy Ci odpowiadają. My zamówiliśmy rowery do hotelu i nie byliśmy do końca zadowoleni, choć jeździć się dało :)
Wulkan Pico del Teide
To „flagowa” atrakcja Teneryfy i punkt obowiązkowy do zobaczenia. Prowadzi do niego świetna droga poprowadzona wśród zastygłej lawy, która kiedyś się z niego wydobywała. Zdjęcia tego nie oddadzą, ale tamte okolice mają kosmiczny krajobraz. Prawie na sam szczyt wulkanu można dojechać kolejką linową (albo wejść na pieszo), ale największa atrakcja to wejście na sam szczyt. Aby to zrobić potrzebne jest zezwolenie, które można bezpłatnie otrzymać przez internet. Warto się o nie postarać co najmniej miesiąc przed wyjazdem, ponieważ władze Hiszpanii ograniczyły liczbę wydawanych pozwoleń do 200 dziennie. I to bardzo dobry ruch, ponieważ droga na górę jest wąska, a na samym szczycie niezbyt wiele miejsca.
Wokół wulkanu jest sporo trekkingowych tras, my wybraliśmy się tylko na jedną, ale warto przejść się choć trochę, bo pustynno-wulkaniczno-kosmiczne widoki są świetne. Tym którzy wybierają się na wulkan rowerem – zazdroszczę, bo droga jest bardzo fajna. Jadąc tam spotkaliśmy naprawdę sporą liczbę rowerzystów.
Takie widoki spotyka się jadąc w stronę wulkanu. Wokół drogi w wielu miejscach leży cała masa zastygniętej lawy. Powoli roślinność zaczyna opanowywać te tereny, ale im bliżej wulkanu – tym lawy więcej.
Góry Anaga
Znajdują się w północnej części wyspy. Wiją się tam naprawdę piękne serpentyny schowane wśród drzew. My pojechaliśmy do miasteczka Taganana, które było pierwszą osadą założoną przez hiszpańskich osadników. W samym miasteczku i okolicach, przy głównej ulicy można spotkać sporo turystów, którzy są wożeni od jednej atrakcji do drugiej. Nie chcę zabrzmieć jak oświecony podróżnik, ale mogę poradzić Ci jedno (i to wszędzie, nie tylko na Teneryfie) – zawsze warto zejść trochę na bok.
W Tagananie zeszliśmy z głównej turystycznej ścieżki, gdzie wszyscy deptali sobie po stopach i trafiliśmy na taki widok jak na zdjęciu powyżej. Wystarczyło odejść kawałek od centrum miasteczka, gdzie już nie było NIKOGO. Tylko my, skały i Ocean.
El Medano
Miłe, kameralne miejsce na południu wyspy. Bardzo tutaj wieje i jest to miejsce bardzo popularne do pływania na windsurfingu czy kitesurfingu. Jest tu zdecydowanie spokojniej niż w dużych turystycznych miejscowościach. W małych restauracjach jest świetny klimat, choć o tym jeszcze napiszę niżej :)
Malpais de Guimar
Świetne miejsce w okolicy miasteczka Puertito de Guimar. Wychodząc z miasteczka można trafić na szlaki trekkingowe, z których jeden wiedzie wzdłuż oceanu. Idzie się tam po zastygniętej lawie, która spływała z wulkanu do oceanu. To naprawdę piękne miejsce, a przynajmniej my na swojej drodze spotkaliśmy tam raptem kilku turystów. Nie przyjeżdżają tam autokary wyładowane turystami, a to działa tylko na plus.
Los Gigantes
Miejscowość z przepięknymi, olbrzymimi klifami, które opadają wprost do Oceanu. Przepiękne i klimatyczne miejsce. Można tam znaleźć mini punkty widokowe znajdujące się na „plażach”, które pokryte są zastygłą lawą. Najlepsze knajpki znaleźliśmy przy samym porcie.
Costa Adeje, Playa de la Americas, Los Cristianos
Wyżej napisałem, że staram się unikać dużych skupisk turystów i wybieram miejsca mniej popularne, ale bardziej urokliwe, ze względu na większy spokój. Cóż… nocleg w Costa Adeje, przy całym uroku miejsca w którym spaliśmy, nie był idealnie trafionym pomysłem. Obiady jadaliśmy w miejscach do których akurat pojechaliśmy, ale wieczorami pozostawało nam to co było w pobliżu. I niestety te trzy najpopularniejsze miejscowości turystyczne na Teneryfie okazały się papką ciężką do przetrawienia.
Masa hoteli, restauracji, sklepów. Masa turystów. Prawdziwa masa. Czasami aż ciężko było przejść deptakiem, o przejechaniu rowerem już nie wspominam. Poza tym to głównie tam można się było spotkać z olbrzymią ilością naganiaczy, którzy zachęcali do wejścia do restauracji. A już nie daj Boże gdy chcieliśmy zobaczyć co mają w menu (które wiszą przed prawie każdą restauracją) – od razu trafialiśmy w szpony naganiacza i już nie tak łatwo było się opędzić. Poza tym większość restauracji to nie knajpki z lokalnym jedzeniem, a steak-house’y czy brytyjskie puby. W każdym razie w porównaniu z kameralną atmosferą w El Medano czy Puertito de Guimar – tutaj tego absolutnie nie było.
Co ciekawe, gdy jeździliśmy rowerami po tych sąsiadujących ze sobą miastach, znów wystarczyło pojechać ciut dalej niż chodzili ludzie. Na skraju Los Cristianos bez problemu znaleźliśmy praktycznie pustą, piaszczystą plażę ze świetnym widokiem :)
Co zjeść na Teneryfie
Tak jak pisałem wyżej, w dużych miejscowościach na południu dominują restauracje przygotowane pod niemieckiego czy brytyjskiego turystę. Żadna atrakcja dla kogoś kto chce spróbować lokalnej kuchni. Oczywiście takie też się znajdzie, choć o wiele łatwiej o nie w małych miasteczkach. Będąc na Teneryfie udało się nam spróbować kilku lokalno-hiszpańskich potraw. Słodkie ziemniaczki Papas Arrugadas, papryczki Pimientos de Padron, genialne sosy: czerwony Mojo Picon i zielony Mojo Verde, kalmary. Wszystko świeże, pachnące, no i jedzone nad oceanem, co tylko dodaje smaku. Ceny w restauracjach i barach są podobne – nad samym oceanem można się przyzwoicie najeść za 10 euro od osoby. Pewnie gdzieś bardziej w głębi wyspy, albo w mniej turystycznych, północnych rejonach ceny są trochę niższe.
Zabawna historia jest z papryczkami Pimientos de Padron. Chcieliśmy kupić ich trochę i zabrać do Polski. U nas bardzo ciężko je dostać, a przynajmniej w Łodzi. Takie papryczki można było zjeść w bardzo wielu knajpkach, ale gdy zaglądaliśmy do różnych sklepów spożywczych i marketów – pimientosów nie było. W przewodniku było napisane, że w różnych miejscach na wyspie organizowane są targi warzywne, a jeden z nich w soboty na drodze do El Medano.
Naszukaliśmy się go dość mocno i szczęśliwym trafem dojrzałem małą tabliczkę z informacją „Mercado”. Okazało się, że budynek jest schowany za stacją benzynową zaraz przy zjeździe z autostrady i tak naprawdę mieliśmy dużo szczęścia, że ostatecznie go znaleźliśmy.
Jeśli akurat czytasz ten tekst, ponieważ szukasz targu warzywnego na Teneryfie, to ten koło El Medano znajduje się tutaj :) Brakowało mi tam takich ryneczków jakie można spotkać w wielu miejscach na przykład w Chorwacji, pełnych pachnących owoców i warzyw. Tu było skromnie i zielono. I co najlepsze, nasze upragnione papryczki miało tylko dwóch sprzedających! Ale mieli :)
Na osobny akapit zasługuje restauracja Otelo II, którą znajdziecie w Adeje, tuż przy Oceanie w ciągu lokali między ulicą Calle Roma a Calle Paris. Akurat trafiliśmy na wieczór z lokalnymi muzykami, na miejsce przy stoliku czekaliśmy dobre dwadzieścia minut i szczęśliwie udało się usiąść. To jedna z niewielu w tej okolicy lokalnych knajpek z takim klimatem i dobrym jedzeniem. Wreszcie nie był to kolejny pub czy steak-house. Firmowa specjalność czyli kurczak w czosnku był świetny, a obsługi kelnerskiej długo nie zapomnę, bo to byli tak pozytywni ludzie, że aż teraz się śmieję, gdy o nich myślę.
Podsumowując
Teneryfa to świetne miejsce żeby odpocząć. Osoby, które lubią leżeć na plaży spokojnie dadzą sobie tutaj radę. Ale jeżeli wolisz aktywnie spędzić czas, czy to na rowerze, czy trekkingowo, czy po prostu zaglądając w różne ciekawe miejsca – też nie będziesz się nudzić. Ja przez cały wyjazd ani razu nie leżałem na plaży i co niektórym może się w głowie nie mieścić – nie kąpałem się w Oceanie. A i tak naprawdę było co robić :) Jeśli masz tydzień wolnego, fajnie jest się tam wybrać, zwłaszcza na własną rękę, bez biura podróży i przywiązania do jednego miejsca. Tym bardziej, że na Teneryfie jest wiele ciekawych miejsc, które warto zobaczyć.
Zajrzyjcie także do Karola z bloga Kołem się Toczy, który pokazał u siebie inne ciekawe miejsca i atrakcje na Teneryfie.
Zapraszam także do lektury moich pozostałych wpisów z Wysp Kanaryjskich:
1. Teneryfa
2. Gran Canaria
3. Fuerteventura
I wszystko się zgadza. Tym bardziej, że i gusta najwyraźniej podobne — z „trójmiasta” zwialiśmy tak szybko jak wpadliśmy zobaczyć o co tam chodzi ;) Rowerowo powinien doświadczyć każdy kto jeździ. Teneryfa przyjemnie zmienia perspektywę jeśli chodzi o długość podjazdu :)
(fajna strona, trafiłem szukając rozwiązania do zasilania telefonu w czasie jazdy)
Na Teide nocą – polecam.
Dlaczego nocą?
1. Nie znoszę słońca, żona o tym wie i dlatego na atlantyckich wyspach zawsze wybiera mi nocleg na północy. Tym razem Puerto de la Cruz.
2. Niebo. Ludzie! jakie oni tam mają niebo! Coś niesamowitego, nigdy w życiu nie widziałem w środku wioski takiego nieba a wyjazd poza teren zamieszkały wyrywa z butów. Na stokach Teide mają kilka obserwatorów astronomicznych więc o zaciemnienie dbają – np zwróciłem uwagę na konstrukcję latarni, one świecą przede wszystkim w dół.
Rower brałem z https://ridebasetenerife.com/ – polecam chłopaków. Dobrali mi rower i kask (z tym ostatnim było trudno – mam dużą głowę i z kaskami zawsze jest problem a w Hiszpanii poza terenem zabudowanym kask jest obowiązkowy). I co najważniejsze – a nie zawsze tak się da – wypożyczasz rower na 24 godziny więc wziąłem wieczorkiem a oddałem o 16 (uwaga na sjestę – oni naprawdę zamykają biznesy!).
Startowałem z plaży przy Lago Martinez, do stacji kolejki Teleferico nie dojechałem, brakło mi 1,5 l wody i ok. 1 godziny. Ale podjazd z 0 na 2000 zaliczony :-) co przy mojej masie nie jest takie hop-siup. Jadąc do góry martwiłem się jak zjadę – jednak masa + wysokość może „zjeść” najlepsze nawet klocki ale się udało. Uważajcie na zakrętach, te „czarne punkty” (z tego co się zdążyłem zorientować) wspominają o motocyklistach ale myślę, że ze względu na zbliżone właściwości jezdne przy zjazdach dotyczą również rowerzystów. Raz jak spanikowałem przed takim zakrętem podniosło mi tylne koło, ale opanowałem (obyło się bez otb) i później juz zdecydowanie spokojniej podchodziłem do zakrętów.
Jeszcze ciekawostka: przed wschodem słońca (jak było jeszcze ciemno) na drodze po której jechałem zaczął się znaczny ruch, w górę jechały pickupy z jakimiś klatkami, czasem z psami na pokładzie (było słychać :-). Po wschodzie słońca się wyjaśniło: kozy. Oni wożą w góry kozy samochodami :-) Codziennie!!! Jak to się opłaca?
Ja jechałem w górę i zjeżdżałem asfaltem (panowie z wypożyczalni „poprosili” żebym ze względu na masę nie zjeżdżał z dróg utwardzonych bo producent ramy nie przewidywał takich obciążeń :-) ale widziałem kilka fajnych szlaków w sam raz na spokojny xc. Jeszcze jedno: jak ktoś nie lubi podjeżdżać wypożyczalnia oferuję usługę „wyciągu” (wywożą cię samochodem w górę a w dół jedziesz aż do samej wypożyczalni prawie nie pedałując a wypożyczalnia jest nad samą plażą:-). Mnie zjazdy tak strasznie nie bawią więc nie skorzystałem :-)
Jadąc w górę chciałem skrócić wyznaczoną trasę i pojechałem na jednym odcinku w poprzek poziomic (bez „halsowania” na serpentynach jeszcze w obrębie miasta). 28 % nachylenia pokazywał mi mój licznik i tym razem podnosiło przednie koło. Nie polecam.
Rowerek wypożyczyłem jakiś fajny, karbonowy i lekki jak piórko. Nie pamiętam ile zapłaciłem ale na wyjazdach nie żałuję sobie. Po pierwsze – to tylko jeden dzień. A po drugie płaci żona :-), zawsze na wyjazdach daje mi dzień wolnego (sztuka kompromisów – ja z nią jadę tam gdzie dużo słońca, ona daje mi jeden dzień wolnego i płaci za wypożyczenie roweru :-) stąd ta niepamięć. MIał ten system 1/12 z zębatką zajmującą prawie połowę średnicy koła. Nie znałem wcześniej tego rozwiązania. Zaskoczeniem było opóźnienie w działaniu przerzutek – zanim łańcuch po zmianie przełożenia zacznie pracować na nowym mija jakiś „czas” tzn trzeba jeszcze wykonać trochę obrotu korbą – dla mnie to było dziwne. A;e to takie technikalia – poza tematem :-)
Polecam Teneryfę zwłaszcza dla górali (gdzie w Polsce znajdziesz ponad 30 km ciągłego podjazdu???) choć z atlantyckich perełek najbardziej urzekła mnie Madera ale tam to najpiękniejsze jednak są piesze wycieczki wzdłuż lewad.
Dzięki za podzielenie się wrażeniami z wyjazdu, super opisane!
A na marginesie dodam, że napędy 1×12 działają tak samo sprawnie (lub nie) jak inne. Kwestia wyregulowania i stanu łańcucha/kasety. W wypożyczalniach niestety można różnie trafić, tzn. rowery zwykle są przygotowane, ale są najczęściej jeżdżone do zarżnięcia. Normalna sprawa, rower musi się zwrócić i jeszcze zarobić. Tak czy owak, nie zniechęcaj się do napędów 1x, bo to bardzo fajna sprawa :)
Teneryfa rowerem wydaje mi się dość ekstremalna, pewnie jak ktoś chce się zmierzyć z podjazdem pod teide szosowką ok ale zwiedzanie wyspy rowerem to dla mnie, infrastuktury rowerowej praktycznie brak.
To fakt, jest tam dość stromo. Ale pozwiedzać spokojnie można. Kierowcy są bardzo, bardzo ostrożni w stosunku do rowerzystów. To dzień, a noc w porównaniu z tym, co jest u nas.
Witaj,
chciała zapytać ile kosztowało Cię wypożyczenie roweru? Wypożyczałeś na jeden dzień, dwa czy od razu na cały tydzień?
Hej,
nie pamiętam ile my płaciliśmy, ale mogę Ci polecić wypożyczalnię z której korzystaliśmy w tym roku na Gran Canarii (a ma też swój oddział na Teneryfie): http://www.free-motion.com/en/tenerife/
Na stronie widzę tylko górskie i szosowe, a my braliśmy crossy, które na GC były tańsze (ok. 15 euro na jeden dzień).
Fajny artykuł i przydatny.
Mój brat wyjechał w grudniu na Teneryfę. Pracuje w systemie HomeOffice wiec może sobie na to pozwolić. Mieszkanie wynajął na rok, a na lato wraca do PL więc w czerwcu wybieram się na urlop. Loty Ryanairem z Wawy. Auto na tydzień 41euro :). Mieszkanie w Puerto de Santiago.
Słuchaj ,mam pytanie ,pytania dotyczące pomocy w wybraniu roweru mogę pisać tutaj ,czy pod artykułami 1000/2000/3000 ? Bo nie wiem czy dalej tam zaglądasz.
Czytam wszystkie komentarze (i w miarę czasowych możliwości odpowiadam), tak więc śmiało pytaj tam.
Super!
Na Teneryfie polecam jadanie w guachinche – jest to typ baru prowadzonego okresowo zazwyczaj w przydomowym garażu przez miejscowych, serwowane są tylko dwa lub trzy dania, jakiś deser, do tego czerwone wino domowej roboty i 7up. Nic więcej w menu. Za 5 euro można konkretnie najeść się w dwie osoby :) Te lokale są zazwyczaj położone dalej od plaży, jadają tam lokalsi i trzeba wiedzieć czy jakiś w okolicy jest akurat otwarty, ale szczerze polecam, bo jest ciekawie dla samego przeżycia. Może być ciężko bez znajomości hiszpańskiego, ale nie zaszkodzi spróbować i spytać się kogoś z autochtonów.
„Latanie do ciepłych krajów w środku lata mnie w ogóle nie kręci, przecież u nas też jest gorąco.”
Poza tym dni w Polsce są wówczas dłuższe niż na południu Europy czy w krajach arabskich. Ciekawsze – dla mnie – byłoby wybranie się latem w głąb Skandynawii i przeżycie dnia polarnego.
Jeśli ktoś nie jest ekstremalnie zafiksowany na konfrontację z dniem polarnym to jeśli chodzi o urlop rowerowy lepiej wybrać Południe :)
Jeśli będziesz miał szczęście trafisz na X słonecznych dni pod rząd, jeśli będzie pechowo to deszcz będzie padał poziomo przez X dni i widoki będą mocno dyskusyjne co do wrażeń :)
Dzień polarny… Poza świadomością że dzień trwa całą dobę nie wiąże się z tym nic wyjątkowego. Wg mnie Północ ma wiele innych walorów trudnych do „dotknięcia” w innych rejonach Europy. Na pewno nie ma jednak żadnej szansy na bliższe określenie okresu z gwarantowaną do turystyki pogodą.
Wyjmij nasiona i wysiej, będziesz miał swoje papryczki wyhodowane na parapecie
Myślałem o tym, można kupić nasionka do wysiewu. Ale trochę za dużo z tym roboty będzie, a ja aż tyle cierpliwości do hodowania czegokolwiek nie mam :)
Umiesz człeka zdołować . Za oknem szaro, mokro i do tego mało łba nie urwie a na z Twoich fotek aż bije upałem, ani chmurki i jeszcze takie rarytasy na stole .
Fantastyczna wycieczka .:)
Bardzo fajna koszulka (ta niebieska) ;) Teneryfe bardzo milo wspominam, choc nie rowerowo :)
Witaj. Bardzo fajny wpis, bardzo przyjemnie się go czyta. Czy możesz podać ile dokładnie wyniosła Cię cała wyprawa? Wszystko…
Ciężko powiedzieć. Koszt wypożyczenia samochodu czy noclegu trzeba sprawdzać na bieżąco, cena zależy od tego z jakim wyprzedzeniem się rezerwuje. Obiady w restauracjach i barach nad Oceanem to pi razy oko 10 euro na osobę (ale można taniej i można drożej). Na ostateczny koszt ma wpływ wiele czynników.
To może chociaż orientacyjne koszty… 2000 zł, 3000 zł?
Jeśli sprawdzisz ceny lotów + noclegu + dodasz koszt ew. wypożyczenia auta + paliwo + jedzenie i weźmiesz pod uwagę ilość dni i ilość osób jakie jadą, to orientacyjny koszt na pewno Ci wyjdzie. Tego się nie da ot tak policzyć.