Tytuł tego wpisu jest ostry, ale aż się we mnie zagotowało, gdy przygotowywałem aktualizację wpisu o rowerach do tysiąca złotych. Słuchajcie, nie urodziłem się wczoraj i wiem jak skonstruowany jest świat marketingu. Pokazuje się nam produkty w trochę bardziej kolorowym świetle i rysuje przed nami wizję, co będziemy mogli osiągnąć, gdy już je kupimy. I w porządku, reklamy towarzyszą nam od XV wieku, a może nawet powstały wcześniej.
Ale bardzo nie lubię, gdy robi się potencjalnych kupujących w balona. Co mnie tak wkurzyło? Nie będę wymieniał firm z nazwy, bo nie ma takiej potrzeby, ale podam Wam kilka przykładów kwiatków, które znalazłem na stronach sprzedawców rowerów. Jest to poniekąd rozwinięcie wpisu o micie tylnej przerzutki, który dla odmiany stworzyli producenci rowerów.
Osprzęt wysokiej klasy
„Osprzęt wysokiej klasy. Oczekujesz od roweru niezawodności, ale liczysz również na komfort jazdy? Rower został zaprojektowany ze szczególnym uwzględnieniem oczekiwań tych, którzy ponad wszystko cenią sobie długie wyprawy. Oferowany model został wyposażony w osprzęt Shimano Tourney.”
I możemy te słowa przeczytać o rowerze, który da się kupić za 700 złotych. Jeżeli Tourney – najniższa grupa osprzętu Shimano (gdzie przerzutka potrafi kosztować 25 złotych), jest określana, jako wysokiej klasy, to ja boję się pomyśleć, co jest na średniej i niskiej półce.
Długie wyprawy? Być może tak – jeżeli będziemy wieźli ze sobą w sakwach pakiet części zamiennych. Drogo nie będzie: łańcuch – 18 zł, wolnobieg – 29 zł, korba – 50 zł. Można je spokojnie w trasie wymieniać w miarę zużywania się ;) A co z oponami, kołami? Aż mnie korci, żeby kupić taki rower i wybrać się nim na 1000. kilometrową wyprawę (przyjmijmy, że taki dystans możemy już nazwać długim, jak na jednorazowy wyjazd), ciekawe w jakim stanie by wrócił.
Sam rower w swojej klasie cenowej, dla osób mało wymagających – jest nawet spoko. Nada się na krótkie dystanse i mało intensywne przejażdżki. Ale nie wciskajcie ludziom, że w rowerze za 700 złotych znajdą osprzęt wysokiej klasy na długie wyprawy!
Rower wyścigowy za 700 złotych
Jeszcze jeden przykład – rower szosowy za dokładnie te same pieniądze co opisany powyżej trekking. Wyposażono go w dwie przerzutki i manetki, co już może dać do myślenia, skoro naprawdę tani (i w tym budżecie sensowny) Triban 100 z Decathlonu (którego testowałem), ma tylko po jednej. Okazja! Co znajdziemy w opisie takiego roweru?
„Sprzedawany przez nas rower wykorzystywany jest w turystyce rowerowej do przemierzania długich tras.”
Ta sama śpiewka co wyżej. Zakup takiego roweru korci mnie coraz bardziej. Tu nawet marka łańcucha nie jest podana, więc pewnie wyciągnie się szybciej niż gumka w majtkach.
„Rower wykonany jest z najwyżej jakości elementów, z dbałością o najdrobniejsze szczegóły, jak również z zastosowaniem nowoczesnych rozwiązań, zwiększających przyczepność, prędkość i komfort jazdy.”
Dobra, na takie głodne kawałki przy rowerze za 700 złotych chyba już nikt się nie łapie, prawda?
„Wyposażony w przerzutki renomowanej firmy SHIMANO.”
Tak, to prawda, Shimano to solidny producent.
„Przerzutki TOURNEY charakteryzują się lekkością oraz niezwykle szybką zmianą biegów, przerzuca od razu po zmianie w manetce.”
Ale nie musi to oznaczać, że wszystkie ich produkty są najwyższej jakości. Tak jak pisałem wcześniej, ciężko wymagać od przerzutki za 25 złotych aby była lekka, wytrzymała i pracowała tak, jak sprzęt 10 razy od niej droższy.
„Hamulce typu V-Break”
V-Brake! V-Brake! V-Brake! Wbijcie to sobie wreszcie do głów! „Break” po angielsku znaczy „łamać”, „pękać” – a raczej nie o to nam chodzi podczas hamowania. Więcej o rowerowych błędach językowych przeczytacie w osobnym wpisie.
Drugą sprawą jest fakt, że rower, o którym piszę, wyposażono w proste, szosowe hamulce starego typu, żadne V-Brake.
„RACING BIKE”
To nie jest wina sprzedającego, że producent naniósł taki, a nie inny napis na ramę. Ale także pokazuje z jakiego typu wciskaniem kitu mamy do czynienia.
Mógłbym tak jeszcze długo
Ofert rowerów do tysiąca złotych, których sprzedawcy próbują wmówić nam jakie to wspaniałe są rowery jest na pęczki. Można odnieść wrażenie, że ci, którzy wydają dwa-trzy tysiące albo więcej na rower – jedynie wyrzucają pieniądze w błoto. Przecież za 700 złotych można kupić taki wspaniały rower na dalekie wyprawy, do tego z wysokiej klasy napędem.
To trochę tak, jak nazywanie 40. metrowych mieszkań „apartamentami„, które oczywiście znajdują się w „apartamentowcu„, a nie po prostu w bloku.
Za 700 złotych można także kupić rower „górski” z pełnym zawieszeniem (ba! czasem nawet jeden hamulec tarczowy się trafi). Jak wygląda jazda na takim rowerze w trochę bardziej wymagającym terenie, możecie obejrzeć na nagraniu powyżej. Warto obejrzeć do końca.
Nie stać nas na kupowanie tanich rzeczy
Chyba, że jeździmy po przysłowiowe bułki do sklepu. Albo nasze „dalekie wyprawy” ograniczają się do 20. kilometrowej przejażdżki raz na jakiś czas. Ale nie dajcie sobie wmówić, że taniutki rower wystarczy wam na lata, że hamulce i przerzutki nie zaczną się rozregulowywać, szprychy luzować, opony zdzierać, a siodełko będzie tak wygodne, że objedziecie Polskę dookoła i nic nie zaboli.
Jest nadzieja
Na całe szczęście nie każdy sprzedający w internecie taki jest (bo naiwnie wierzę, że w sklepach stacjonarnych nikt nie wciska takich bajek o najwyższej klasy osprzęcie). Przykładowe cytaty:
Rower miejski za 1250 zł: „Jest to doskonały wybór dla osoby, której nie zależy na osiągach, ale na niezawodności oraz komforcie jazdy na niedługich dystansach, po stosunkowo płaskim terenie.”
Rower miejsko-crossowy za 600 zł: „Nasz zespół projektowy (…) stworzył ten rower trekkingowy na wycieczki od 5 do 20 km, w pogodne dni.”
Można? Można.
Tanim trekkingiem, z co prawda hurtowni, jeżdżę rekreacyjnie, do pracy czy sklepu. Rower poniżej 800 zeta. Nie oczekiwałem jakiegoś szału po takim sprzęcie i odstawienia przed kimś za szybkich za wściekłych na stalowej ramie, która z całym osprzętem waży tyle co czołg. Po zrobieniu między 2500, a 3000 kilosów musiałem wymienić łańcuch, który był już założony na to cudo i nowy identyczny w sieci w najniższej cenie znalazłem za porażające 20 złotych także nie dziwne, że się wyciągnął prawie do 1% tak szybko.
Po wymianie łańcucha okazało się że wolnobieg za jakieś 50 zeta jest też do wywalenia, bo najczęściej używane koło zębate (ruszanie z miejsca, wolniejsza jazda) jest już wyślizgane mimo niewidocznego gołym okiem zużycia i łańcuch przeskakuje uniemożliwiając na tym przełożeniu jazdę szybszą niż spacer emeryta z balkonikiem, który dodatkowo pilnuje czy z tyłu pies mu się nie zgubił. Także tanim sprzętem da się jeździć, ale nie ma co się potem dziwić, że coś się samo rozkręca bez poprawienia kluczami po producencie (fabrycznie złożone na zasadzie „aby było” gdzie miałem tak z tańczącym na prawo i lewo siodełkiem, kierownicą, którą można było mocnym napieraniem zmieniać kąt nachylenia zamocowanych na niej rzeczy bez ich odkręcania tylko, że wszystko przemieszczało się jednocześnie, mostkiem, który zobaczył raz podczas jazdy coś ciekawego i obrócił się żeby się przyjrzeć oraz przednią przerzutką, która obróciła się pod kątem 45 stopni względem korby, ale już po jeździe dzięki Bogu), hamulce i przerzutki są na szybko regulowane (przednią przerzutkę miałem tak nisko zamocowaną, że wózek jakby nie kręcić śrubami do regulacji, to nadal był obcierany co chwila przez łańcuch na najlżejszym przełożeniu i „szurałem” na podjazdach pod górę, a któryś z hamulców „fałek” głównie hamował jednym klockiem zużywając go bardziej).
Także rower tani jest dobrą opcją dla kogoś kto chce przejechać 2km do sklepu po bułki i cebulę czy czasem pojedzie na wyprawę 10 km licząc z powrotem do domu albo też nie chce lub nie może wydać jednorazowo np. 2000 na rower i liczy się z tym, że co jakiś czas trzeba coś wymienić gdzie zazwyczaj oznacza to zakup nowej części. Po porządnym dokręceniu wszystkiego, regulacji i dbaniu o rower można z powodzeniem na nim śmigać ewentualnie zastanawiając się nad jakimś lekkim dopieszczeniu obecnego roweru przez zakup trochę lepszych części lub można rozważyć zakup nowego i sprzedaży obecnego gruchota by ktoś dał mu drugie życie.
Marketing, marketing i jeszcze raz…
Kiedyś zarabiało się mniej (statystyczny Kowalski) i rowery były tańsze, nie były tak naszpikowane wszystkim naj:
– najwyższy osprzęt,
– najbardziej sztywny,
– najbardziej agresywny,
– …
Ale też i tego wcześniej po prostu nie było.
Kupowało się rower, śmigało się, startowało się na zawodach. Nie było sztywnych osi, nie było kół 29 cali, nie było przerzutek shadow + itd. Ludzie jeździli, wygrywali zawody.
Dzisiaj idziesz do sklepu i słyszysz:
„Bo liczy się boost, najgorsze co cię może spotkać jak skręcasz w prawo, a rower jedzie prosto” – W T F?! Kto to wymyśla?
Mam rower z boost-em i bez, w ani jednym mi się to nie zdarzyło.
„Tylko przerzutki ze sprzęgiełkiem dadzą radę w trudnym terenie” – z tym się zgodzę.
ALE
Przerzutka tylna Alivio (rocznik 1996) i przerzutka Acera shadow m3000. Ciekawe, że mają bardzo zbliżoną „sztywność” sprężyny.
Witam.
Dojezdzam do pracy tribanen 100 juz ok rok. Zribilen wg stravy 1500km. Moge smialo powiedziec, ze zrobilem ponad 2000km bo stravy zawsze nie uzywam.
Zmienilem klocki i niedawno opony. O rower dbam. Jezdze 80% szosa 20% grawel. Nie mialem problemow z tourney poza tym ze w gorszym terenie potrafi sam zmieniac przelozenia – ale to norma w tanim sprzecie. Mam tez karbonowa szose na ultegrze. Pisze o szosie aby zaznaczyc ze mam porownanie do duzo lepszego sprzetu. Ale na karbonie jezdze sporadycznie bo ma za agresywna geometrie i zle sie na niej czuje. Powiem tak triban to rower za 1000zl ktory uwielbiam. Tourney mi nie przeszkadza. Oczywiscie jak bedzie dawal znaki zuzycia to zmienie na inna grupe pewnie na sore bo w koncu ma byc to rower tani. Dodam jwszcze ze kola sie caly czas trzymaja ku mojemu zdziwieniu ?
Za 1000zl tez mozna miec frajde.
Pozdrawiam
Ciekawi mnie dyskusja pod tym postem. Ale fakt, kiedyś rowery byly tańsze, z tym że tylko z pozoru. NIegdyś te 500zł to była kupa kasy bo to była 1/3 wypłaty srednio zarabiającego Kowalskiego.
Dokładnie tak i jakby tak usiąść i dokładnie to przeliczyć, może się okazać, że obecnie rowery są tańsze, patrząc na naszą rosnącą siłę nabywczą.
Opisujesz taki marketing dla rowerowo nieświadomych ;) Jest jeszcze ten dla rowerowo „świadomych”. Czyli nakręcający ludzi na wszelkiego nowinki, które de facto nie są im do niczego potrzebne :) Ostatnio przyglądam się tym wszystkim „chomikom” ze Zwifta. Firma zainwestowała w rozkręcenie mody na kręcenie w domu. Ja rozumiem, że jest zima i cieżko, ale znacznie więcej zyskamy ruszając przysłowiową dupę na dwór i zrobimy sobie dłuższy spacer lub bieg po lesie. ProAmatorzy muszą cisnąć cały rok i ze sprzętu do rozgrzewki zrobili sobie narzędzie do samobiczowania ;) Ps: robiłem ten błąd i sam używałem zimą.
Racja. Wchodząc na ten artykuł myślałem że będzie o tych wszystkich bajerach czy parciu na niską wage, czy koniecznie najnowszy standard
Jeżeli chodzi o trenażery, to sam od tego roku używam Zwifta (z interaktywnym Tacx’em za tysiaka), wcześniej jeździłem na zwykłym trenażerze, ale trudniej było mi się do niego przekonać.
Piszesz, że lepszy będzie dłuższy spacer lub bieg po lesie. Jeżeli Tobie to bardziej pasuje – to jasna sprawa! Ale nie każdy lubi biegać, nie każdy ma pod domem las, nie każdy ma czas i chęci na długi, intensywny spacer.
A na trenażerze nie trzeba się „samobiczować”. Można wyrabiać wytrzymałość, kręcąc z odpowiednią mocą przez godzinkę. Nie wystawiając się na działanie smogu, nie wdychając zimnego powietrza, nie przebijając się przez deszcz/śnieg/lód/sól/breję na ulicach. Dziś w Łodzi jest świetna pogoda, zimno, ale sucho i jeździ się fajnie. Ale czasami pogoda jest taka, że nawet się pieszo z domu nie chce wyjść.
I wtedy z pomocą przychodzi trenażer, który nie jest remedium na wszelkie bolączki, mimo Zwifta, też trzeba się zmotywować, żeby na niego wsiąść, ale lepszy trenażer, niż leżenie na kanapie.
PS Ja polecam badmintona, jeżeli ma się gdzie pograć. Przez godzinę można się solidnie nabiegać, zmęczyć i przyjemnie spędzić czas :)
Myśle że amatorowi rower za 1500zł wystarczy np kross evado są fajne. Sam myślałem nad kupnem RIVERSIDE 120 B’TWIN z Decathlonu, jest za 799zl, kiedyś był w promocji o stówke taniej. Rower ten ma tylną kasete a nie wolnobiem i 8rz przerzutkę, przedniej brak, rama i koła z aluminium. Zastosowanie jako drugi rower do dojazdów do sklepu, krótkie wypady i przejażdżki do 30km. Myśle że fajna opcja, zwłaszcza na promocji, czasami ciężko wychaczyć coś interesującego używanego.
Jak przeglądałem ceny rowerów do Enduro i Trial to zauważyłem że ceny sprzętu poszły mocno do góry przez te ostatnie dwa lata
Ale się uśmiałem: „Tu nawet marka łańcucha nie jest podana, więc pewnie wyciągnie się szybciej niż gumka w majtkach.”
Mój rower miejsko-wycieczkowy ma na liczniku 7000 km. Wszystko na osprzęcie Tourney. I nie zgodzę się, na określenie go „niską jakością”. Myślałem o upgrade na wyższą grupę – ale po co, skoro nie mówimy tu o żadnej wyczynowej jeździe? Robi swoją robotę, spełnia moje wymagania.
Uprzedzę uwagi – mój drugi rower jest na Deore/SLX. Oczywiście, że jestem świadom, że lepiej to działa.
Ale nie dajmy się zwariować, Tourney to w końcu Shimano, a nie jakiś noname.
Hej, co to za rower? Ile kosztował i kiedy go kupiłeś? Po 7000 kilometrów łańcuch się nie wyciągnął i wszystkie biegi zmieniają się jak trzeba?
No nie – przez ten czas oczywiście zmieniałem napęd i łańcuch. Z Tourney na Tourney. Wszystko razem mnie kosztowało taniej niż jedna przerzutka do SLX :)
A rower? Trans Atlantic Krossa za 1300 PLN.
Ja we wpisie skupiałem się na rowerach za 700 złotych. Kross za 1300 zł to już zupełnie inna półka cenowa, praktycznie dwukrotnie wyższa.
a to innego tourneya tam wsadzaja?
W Trans Atlanticu była tylna przerzutka Shimano Altus oraz korba Suntour’a, co już dawało trochę dłuższy czas eksploatacji. Poza tym, sam napęd to nie wszystko – dochodzi jeszcze kwestia ramy, jakości opon, kół i innych komponentów.
Poza tym, mam taką nadzieję, sprzedający Krossa nie pisali w swoich ofertach, że Tourney to wysoka klasa napędu, bo tego dotyczył mój wpis.
Hmmm dziwna sprawa chodź moglo sie tak zdarzyć że jeszcze to jeździ Dziwne że się
jeszcze łańcuch nie slizga na podjazdach Ale wymień teraz łańcuch a zaczną się twoje problemy Wszysto w napędzie musi być nieźle zorane i teraz to już wymiana całego napędu zostaje
Dlatego przy tanich napędach, metoda jazdy „na zarzyn” nie jest wcale taka zła. Po prostu wymieniasz łańcuch i wolnobieg jednocześnie, a nawet jak się wymieni korbę, to nie są wielkie koszty.
Inna sprawa, to też mnie zdziwił brak narzekania na przeskakujący łańcuch, mi kiedyś w rowerze jakiś tani łańcuch przeskakiwał po kasecie już po 800 kilometrach i nie szło na tym jeździć.
Shimano dopiero od ALTUSA jako tako działa. A SRAM przy X-3 potrafi zaskoczyć precyzją.
Co do fragmentu na końcu wpisu: użytkownicy rowerów miejskich to specyficzna grupa. Rower ma być ładny, wytrzymały i praktyczny. Mimo że sam serwisuję swój rower to mnie nie interesuje jaką grupę osprzętu posiada , tylko opinie osób, które używają dany model dłużej. Pseudo techniczny marketing tutaj słabiej daje sobie radę.
Z resztą to widać po podzespołach w rowerach holenderskich (Batavus, Gazelle), gdzie nie ma jakiś oszałamiających grup osprzętu, ale producenci podkreślają właśnie wytrzymałość i chwalą się kontrolą jakości na produkcji.
Potencjalni klienci rowerów górskich, szosowych itp., którzy nie mają doświadczenia bardzo łatwo dają się nabrać na marketingowy bełkot. No i rowery są stosunkowo bardziej rozbudowane od miejskich, które często są prostymi i (dzięki temu często) tanimi konstrukcjami.
Ciekawe spostrzeżenie z tymi holenderskimi firmami.
Bo prawda jest taka, a tego nikt tutaj nie napisał, że wcale
wyższe grupy nie są trwalsze od niższych (oczywiście „niższe” to np. Tourney, a nie jakiś SIS lub noname).
Jest nawet odwrotnie, bo dla producentów trwałość nie jest najwyżej w hierarchii. Chcą zadowolić klientów doskonałością, a za tym nie zawsze idzie trwałość. I tak jest w przypadku napędów rowerowych. Dla nas – rowerzystów doskonałość napędu oznacza jego lekkość, precyzja i szybkość działania. A co jest wymagane, żeby to osiągnąć? Cienkościenność i ciasne tolerancje wykonania (trochę bełkotu od inżyniera). Można to zauważyć na przykładzie łańcucha 9-rzędowego i
11-rzędowego. Który łańcuch dłużej popracuje? Oczywiście 9-rzędowy, bo ma więcej mięcha. 11-rzędówka już nie może mieć tyle mięcha i szybciej się zużyje. Ok. Będzie działała bardziej precyzyjnie, ciszej, jest lżejsza, ale kosztem wytrzymałości. To samo jest z przerzutkami. Przerzutki, które są projektowane pod napędy 11-rzędowe, mają cienkie granice tolerancji, do których w miarę użytkowania się zbliżamy. I w tych napędach zbliżymy się po przejechaniu mniejszej ilości km w porównaniu do tych 9-rzędowych. Nie mówię, że rowery za 700zł to dobry wybór, ale chcę te zasugerować, ze jest taka cena powyżej której już nie płacimy za trwałość tylko za lekkość i precyzję.
I tak, i nie. Jeżeli porównasz taniutki łańcuch 9-rzędowy z droższym (ale nie najdroższym) łańcuchem 11-rzędowym, to ten drugi wytrzyma dłużej.
Narzekania odnośnie węższych łańcuchów czytam już od czasów, gdy powszechnie do sprzedaży wchodziły napędy 9-rzędowe. Wtedy też było biadolenie, że 6/7/8-rzędowe łańcuchy są trwalsze. I co? I nic :) Świat się nie zawalił, a nadal taniutkie łańcuchy wyciągają się bardzo szybko, a te droższe… z tym bywa różnie, ale zwykle wytrzymują dłużej, często nie kosztując dużo więcej. Z mojego doświadczenia wynika, że łańcuch za 50 złotych, wytrzyma ponad 2x więcej niż łańcuch za 25 złotych, więc zakup droższego łańcucha się opłaca.
Osobiście nie narzekam na wąskie łańcuchy. Opisuję tylko
prawdę, która wynika z inżynierii. Dla mnie osobiście nie ma sensu porównywać
taniego łańcucha z łańcuchem za 70-100zł. Oczywistym jest (i to też wynika z
inżynierii), że droższy łańcuch, to lepsze materiały a co za tym idzie
trwałość. Ja raczej porównuję łańcuchy tej samej firmy/serii, ale dla różnych
napędów. Łańcuch Shimano 11rz na pewno nie wytrzyma tyle co łańcuch Shimano
9rz. Ale jednocześnie ten 11rz ma lepsze parametry (cisza, precyzja).
A świat się nie zawalił, bo napędy 10-11rz znacznie zwiększyły możliwości kombinacji
przełożeń. Sprawdzają się one doskonale w dzisiejszych napędach praktycznie
wszystkich rowerów (od szosy, przez gravele i crossy po MTB). Niemniej (do
czego zmierzam) jest to spowodowane możliwościami i precyzją przełożeń, które
przez producentów są stawiane ponad trwałość.
Umówmy się, jeśli ktoś chce wydać 700 – 800 zł na rower powinien koniecznie szukać używki. Problem tylko taki, że w tym budżecie rower kupują tylko amatorzy i oni nie będą w stanie rozeznać się w rynku rowerów używanych.
Ludzie nie raz rozmawiają ze mną na temat kupna roweru i mają nadzieję, że za grosze kupią rower skuszeni takim właśnie opisem i na usprawiedliwienie zawsze dodają, że oni nie mają dużych wymagań, że i tak się nie znają i chodzi o to aby się poruszać. Cóż, tym bardziej powinni pomyśleć o czymś z jednak wyższej półki cenowej. Niestety, tani osprzęt po prostu nie chodzi precyzyjnie a zwłaszcza z „renomowanej” firmy Shimano! Jak ktoś nie zna się w ogóle na rowerach to nieustannie będzie miał problemy z nie wchodzącymi biegami, terkoczącym łańcuchem itd. Korba przy mocniejszym deptaniu będzie się gięła. Właściwie cały czas będziemy słyszeć na większej zębatce ocieranie blatu o przednią przerzutkę. Biegi będziemy zmieniali w takim rowerze po kilka razy gdyż za chiny nie będą one precyzyjnie chodziły zwłaszcza gdy taki amator nie będzie wiedział jak pracować nogami w trakcie zmian – zwykle są one robione „pod napięciem”. Tak chodzą rowery nawet na osprzęcie Shimano Acera. Pytanie do przyszłych posiadaczy – czy chcesz aby tak działał twój rower? Myślę, że o przyzwoitym rowerze możemy mówić dopiero jak cały set jest przynajmniej klasy Deore. Brutalna rzeczywistość.
Alivio też daje radę
Dał by radę, gdy jedzie na nim doświadczony rowerzysta i umiejętnie zmienia biegi. Ale amator robi to zawsze przy napiętym łańcuchu.
Ja tam zawsze jak ma być bardzo tanio polecam SRAMA X4 – chociaż nie wiem czy jest jeszcze robiony. Chodzi to bardzo precyzyjnie jak na tani osprzęt i jest naprawdę idiotoodporny. SRAM w niskich grupach osprzętu jest w ogóle rewelacyjny. Od droższych grup różni się zazwyczaj tylko wagą i materiałami z których jest zrobiony, które tylko minimalnie przekładają się na to jak to chodzi. Wyjeździłem się na tanim X4 naprawdę przez tysiące kilometrów i czasami z niedowierzaniem patrzyłem na tak zwane „żenujące strzały z grupy” kolegów posiadających droższe rowery właściwie zawsze na Shimano :) Jednego SRAM nie umie robić – hamulce są słabe. Tanie Tectro – podstawowe hydrauliki działają o niebo lepiej od wszelkich Avidów czy obecnie SRAMÓW Leveli… Do najtańszego roweru polecał bym tarcze mechaniczne właśnie od Tectro.
Zrobiłeś trafną analizę. Jeżeli ktoś szuka taniego roweru, ale się na tym za bardzo nie zna – to mimo wszystko powinien szukać nowego sprzętu, bo na używce może się tylko sparzyć. Chyba, że kupujemy od dobrego znajomego, który nie wciśnie nam kitu (co się też niestety zdarza).
Niestety nie każdy ma kasę i nie może sobie pozwolić na przyzwoity rower, na który trzeba wydać w tym momencie, po dobrym rabacie, te 1500-2000 złotych (oczywiście zależy to od zastosowania, bo dobrego górala, do jazdy po górach, a nie leśnych dróżkach, w tej cenie nie kupimy).
Więc wracamy do nowego roweru za 800 złotych. Jeżeli tylko oswoimy się z myślą, że za tyle kupimy rower, który będzie wymagał częstszych regulacji i wymiany zużywających się elementów, to może to być niezły zakup, w myśl zasady – lepszy taki, niż żaden. Są jeszcze gorsze rzeczy niż rower za 800 zł, na przykład rower za 400 złotych…
W 2018 roku zrobiłem 4300km na rowerze za 800zl chyba był kiedyś sprzedawany w niemieckim Lidlu. Obeszło się bez poważnych awarii. Tylko siodełko było tragiczne musiałem wymienić od razu. W tym czasie Chciałem sprawdzić czy jazda na rowerze jest dla mnie – no i jest :) Teraz znam się lepiej na rowerach, wiem czego potrzebuj więc planuje zakup nowej maszyny dwie trzy półki wwyzej i chciałbym stuknąć te 10k km ale nie wiem czy starczy mi czasu i mocy w nogach :)
Cześć, nikt nie kasuje Twoich komentarzy. Disqus wrzucał je automatycznie do moderacji.
1) Przypominam, że jest takie słowo jak „ironia”. Wejdź chociażby na Allegro, gdzie nazwa tego typu hamulców jest błędnie pisana przez dziesiątki sprzedających, a takie wpadki zaliczają także, wydawać by się mogło, poważni producenci: https://allegro.pl/kategoria/rowery-i-akcesoria-16414?string=v-break&order=qd&bmatch=baseline-n-spo-1-1-1219
Reszta tego co napisałeś, to jakaś nadinterpretacja tego co napisałem. A już przejście do tarczówek było brawurowe :)
2) 3) 4) Super
5) Różnica między 1250 zł (katalogowo) a 1800 zł (kwestia czy po rabatach) to naprawdę dużo w tym przedziale cenowym. To 50% więcej za droższy rower. I za te „niewiele więcej” można w tym przypadku zainwestować w mocniejsze koła, lepszy napęd, lepsze opony i hamulce, dołożyć dynamo itd.
Inną sprawą jest, że ja nie pisałem o rowerach za 1250 złotych, tylko o takich za 700 zł! Rower za 1250 zł nie jest jakiś szczególnie wybitny, ale i tak prawie dwa razy droższy od tego za 700, co mimo wszystko wpływa na jakość zastosowanych części.
6) Super
7) Nigdzie nie pisałem o kaskach. Nie pisałem także, żeby nie kupować przerzutek Tourney. Po prostu ostrzegam, aby nie dać się złapać na historie, że rower za 700 złotych to już wysokiej klasy sprzęt.
Oszczędzanie na hamulcach, to proszenie się o kłopoty. Jest kilka elementów w rowerze, na których nie można nigdy oszczędzać – rama, hamulce i opony. I nie myślę tutaj o wydawaniu na nie dużej kasy, ale jazda po linii najmniejszego oporu może się źle skończyć, gdy trochę obładujemy rower, a droga przestanie być płaska i sucha. Miałem okazję jeździć na najtańszych oponach i hamulcach marki nieznanej – nigdy więcej! Lepiej dołożyć te raptem 30-40 złotych (!) i mieć coś przyzwoitszego.
Piszesz o Birmie, a ja o rowerach za 700 złotych. Jeżeli ruszysz z Polski do Birmy na takim rowerze, to szczerze Ci pogratuluję. I osoby, które tak by pojechały, na pewno by się znalazły. A ile po drodze byłoby przygód…
Piszesz na końcu o rowerze + akcesoria za 2500-2800 zł. I w komentarzu snujesz jakieś oskarżenia w moją stronę. A cały wpis był o rowerach za 700 złotych, kreowanych przez niektórych sprzedających, jako wysokiej klasy sprzęty. Tylko tyle i aż tyle.
To o czym tutaj piszesz/mówisz jest zwykłą nieprawdą :)
Z doświadczenia wiem że rowerek którym można już wypuszczać się na dłuższe dystanse może mieć grupę simano acera to w zupełności moim zdaniem wystarczy oczywiscie bez jakiegoś mocnego katowania Taki sprzęt posiada wielu moich znajomych i sprawdzają się na nawet dłuższe trasy Warto dodać o kilku sprawach których warto się trzymać
Ale na początek mój przykład Potrzebowałem jakiegoś rowerka do dojazdów do pracy czy z fotelikiem z dzieckiem posmigać Wybór padł na trekinga unibaik pamir cena niecale 1500zl kilka lat temu około 8 Glownie zadecydowala cena bo inne jak kros Romet nie mowa już o treku kosztowały około 2000zl w podobnej specyfikaci Unibaik miał czego szukałem Blotniki, bagażnik,oświetlenie z prądnicy ogólnie wsio ażeby wybrać się gdzieś dalej Sprzęt szału nie robił Kaseta 7 rządowa shimano hg41 łańcuch hg40 korba acera jak dobrze pamietam m361 koła oczywiście jakieś podstawowe bez rewelacji nie pamiętam modelu
Wypuszczalem się w dłuższe trasy tak 30-80km spodobało mi się i załapałem zajawke na tą samą trasę i pokonywanie jej w jak najszybszym czasie Wiedzialem że ten rower nie służy do popylania i katowania go jednak na szosowke nie było wtedy dla mnie opcji więc postanowilem go lekko usportowic ha o ile można to tak nazwać Założyłem najciensze opony jakie dało się pod obręcze nabite na maxa,amortyzator usztywniony i pozycje na rowerze ustawiłem na bardziej pochyloną Dodam że przednia przerzutka to acera tylna też była taka w orginale jednak miałem lekki wypadek i tylna „umarla” Zalozylem w jej miejsce alivio za około 50zl i takim rowerkiem pokonywalem swoje rekordy Rower dostawał naprawdę nieźle baty ostro go katowalem stawialem na pedały na podjazdach a teren byl zróżnicowany nie jest płasko jest sporo dobrych podjazdów
Po pewnym czasie jak już moja kondycja się poprawila udało mi się tym ustrojstwem zrobic średnia prędkość 28km/h na dystansie 60km Nie wiem czy to dużo czy mało jednak dla mnie to było nieźle A ja po takiej przejażdżce bylem mega wyczerpany Przełożenie na blacie 48 i kasecie 11 na prostej drodze już nie wystarczało nie nadazylem przebierać nogami żeby jechać szybciej Powiem tak Łańcuch wymieniany na czas znacznie wydłużał życie napedu i przy narmalnej jeździe starczal na około 700-900km a jak go katowalem to i po 300km łańcuch był już sporo wyciągnięty przez 8 lat wymienilem raz kasetę 2 razy blaty na korbie łańcuch dość często jednak to koszt 20-30zl oczywiscie regularne oliwienie czyszczenie wszelkie regulacje są konieczne Nie mialem okazji nigdy eksploatowac takiego roweru za 700zl ale myślę że to nie kwestia dystansu a sposobu w jaki go traktujemy Nie cisnąć na podjazdach używać z głową przełożeń nie kosząc łańcucha to i pewnie takim czymś można się wypuścić gdzieś dalej Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy w hasla „rower na bezawaryjnej grupie shimano”itp.za 700zl Czyli co ten za 5000zl lata i sam się prowadzi?
Hej, niestety jest tak, że im tańsze elementy, tym zwykle zużywają się po prostu szybciej. Łańcuch za 20 złotych wyciągnął Ci się po 300 km i wcale mnie to nie dziwi. Taki za 80 złotych wystarczyłby na dłużej i mogę się założyć, że mogłoby się to w dłuższej perspektywie opłacać.
Odnośnie lekkiego traktowania, to oczywiście masz rację, ale to dotyczy każdego roweru. Jazda na lżejszych przełożeniach jest zdrowsza nie tylko dla roweru, ale także dla naszych kolan chociażby. Ale fizyki się nie oszuka, w rowerze za 700 zł szybciej będą lecieć szprychy, hamulce będą szybciej się rozregulowywać itd. Przy sporadycznej jeździe, nie będzie to problemem. Na dalekiej wyprawie – zdecydowanie może stanowić to problem. Chyba, że ktoś lubi takie „przygody”.
Odnośnie „przełożenie 48/11 na prostej drodze mi nie wystarczało”, to jest to jeden z większych rowerowych błędów. Trzeba po prostu pracować nad zwiększeniem kadencji, czyli częstotliwości pedałowania: https://roweroweporady.pl/kadencja-na-rowerze-czyli-co-amator-musi-wiedziec/
Ale nie zwiększać od razu, tylko stopniowo przyzwyczajać się do lżejszego i szybszego kręcenia pedałami. Na oponach 28″ o szerokości 40 mm, przy przełożeniu 48/11, pojedziemy (bez wiatru i po płaskim):
Kadencja 50 – 29 km/h
Kadencja 60 – 34 km/h
Kadencja 70 – 40 km/h
Kadencja 80 – 46 km/h
Kadencja 90 – 52 km/h
Kadencja 50 to już ekstremalnie wolno, 60 to też wolno. Od 70 zaczyna się dopiero w miarę sensowne pedałowanie. Każdy ma biologiczne inną kadencję, przy której czuje się dobrze, ale 50-60 to jest katowanie kolan. A zobacz, że przy 60 i tak jedziesz 34 km/h.
W trekkingowych rowerach przełożenie 48/11 tak naprawdę powinno być używane głównie przy jeździe z mocnym wiatrem w plecy, albo z górki, gdy ktoś chce dokręcić i zjechać szybciej.
Sam kiedyś myślałem tak jak Ty, ale się z tego wyleczyłem i w rowerze mam maksymalne przełożenie 38/11, które w zupełności wystarcza i osiągnięcie średniej 28 km/h nie stanowi na nim najmniejszego problemu :)
Nie bardzo rozumiem o co chodzi Na prostej drodze mam przelozenie 48 11 fizycznie dałbym rade zwiększyć prędkość ale przełożenie jest juz za małe bo nie dam rady przebierać nogami jak królik nie mowa już na zjeździe Znaczy że gdybym jeździł na lżejszych przelozeniach częściej to dałbym radę na tym największym?bo nie kumam
1. Musiałbyś wsiąść na rower, wrzucić na 48/11 i zacząć przebierać na maksa nogami. I w tym czasie policzyć ile razy na minutę wykonujesz pełen obrót korbą oraz z jaką prędkością jedziesz (najlepiej zmierzoną z GPS-u w telefonie). I wtedy możemy porozmawiać o konkretach.
2. Jeżeli wyjdzie Ci 50-60, to wtedy możesz na co dzień zacząć próbować jeździć z większą kadencją, np. jeżeli dotąd miałeś 50, to 55. Nie chodzi o to aby się tego trzymać nabożnie, tylko po prostu wrzucać o jedno oczko lżejszy bieg niż zazwyczaj. I tak się przyzwyczajać przez jakiś czas. A potem znowu i znowu i znowu. Nie od razu, bo właśnie jak od razu będziesz chciał drastycznie zwiększyć kadencję, to będziesz miał wrażenie, że nogi Ci zaraz uciekną.
3. Jeżeli się okaże, że jedziesz na 48/11, kręcisz 80-90 razy na minutę i jedziesz raptem 30 km/h, zamiast 40-50 km/h, to albo wieje silny wiatr, albo masz słabo napompowane opony, albo przydałoby się zrobić przegląd piast i hamulców.
Hej Odnośnie punktu 3 to jest niemożliwe :) ani hamulce, piasty ani wiatr nie mogą wpływać na przełożenie a co za tym idzie na prędkość :) stopień napompowania – tak ale w niewielkim stopniu – bo zmienia się obwód koła. Te elementy wpływają jedynie na „siłę” jaką trzeba włożyć w pedałowanie żeby utrzymać założoną kadencję
A to prawda, zupełnie o tym zapomniałem, że przełożenie, to przełożenie. A warunki zewnętrzne jedynie wpływają na to, czy uda nam się osiągnąć daną kadencję, czy nie.
Ewentualnie mógłby jechać po lodzie – wtedy to byłoby możliwe :)
Natomiast odczucie „przebierać nogami jak królik” – to jest kwestia bardzo subiektywna :) Z mojego doświadczenia wychodzi, że spokojnie można to wyćwiczyć na rowerze z ostrym kołem (nie trzeba jechać od razu na tor – wystarczy rowerek spinningowy w jakimś fitnessie). Dodatkowo taka uwaga – że dużo trudniej wchodzić na wysokie kadencje bez spd-ków.
Można na spinninngu, ale dla większości z nas jest to koszmarnie nudne :) Nie trzeba tego tak naprawdę „trenować”, wystarczy zwrócić na to uwagę podczas normalnej jazdy. I z czuciem wrzucać na lżejsze przełożenie, żeby ciut szybciej pedałować. To długi proces, zwłaszcza dla osób, które mają już swoje lata.
Co do SPD, to w sumie tak, chociaż wydaje mi się, że przy przyczepnym pedale, nie powinno być problemu z jazdą z kadencją 70-80, a od tego bym wyszedł. Ja na SPD jeżdżę od nastu lat i fakt, faktem, jak wsiadam na zwykłe platformy, to czasem mi się noga ześlizguje – ale to też kwestia przyzwyczajenia :)
Może i za 700zl nie ma szału ale bez przesady. Jak byłem mlody to na rowerze z marketu robiłem po 1500-2000km miesięcznie i kurde przez 3 czy 4 lata nic w nim nie zmieniałem. Więc jak kasy nie masz a chcesz jechać to nie gra roli jaki masz sprzęt. Liczą się chęci .
Hmmm… nie żebym Ci nie wierzył, ale przyjmijmy, że jeździłeś przez 7 miesięcy w roku, po 1500 km miesięcznie, przez 3 lata. I napęd w markeciaku wytrzymał przeszło 31.000 kilometrów? Opony się nie zdarły?
Jakoś jednak nie chce mi się wierzyć :) Chyba, że kupiłeś solidny rower z marketu (bywają i takie) i kosztował 700 złotych, ale 15 lat temu.
Jeżeli chodzi o „jeżeli nie masz kasy, a chcesz jechać, to nie gra roli jaki masz sprzęt”, to oczywiście się zgadzam (poza wykorzystywaniem roweru do celów, do których nie został przeznaczony – patrz załączony film we wpisie).
Ja tylko chciałem zwrócić uwagę na fakt, że przedstawianie roweru za 700 złotych, jako jakiegoś cudu techniki, jest wielkim świństwem. Sam miałem kiedyś tani rower „z giełdy”, w którym po wcale nie tak intensywnym użytkowaniu, rozpadła się tylna przerzutka, a koła bardzo szybko traciły centryczność. I nigdy bym nie powiedział, że polecam go na długie wyprawy rowerowe. Chyba, że ktoś ma cierpliwość do ciągłych regulacji i wymian części.
He tez mi te kilometry wydały się podejrzane ale juz mi sie nie chciało liczyć Faktem jest jednak ze taki turney z przed 15 lat był solidniejszy niż teraz Kiedyś takiego wyboru na naszym rynku nie było więc siłą rzeczy musieli to robić solidniejsze bo kto to by brał gdyby ciagle się uszkadzało? Dziś jest dla każdego coś dobrego
No mi się jednak przerzutka Tourneya rozsypała. Później miałem drugiego Tourneya, który też całkiem szybko padł. A potem już nie schodziłem poniżej Deore i nigdy nie miałem najmniejszego problemu tego typu.
A czy kiedyś to było… Ja mam wrażenie, że te najtańsze komponenty tłuką masowo dokładnie taką samą metodą co 15 lat temu.
Tourney jest częściowo z plastiku. Kiedyś padła mi tylna przerzutka w trekingu w DPN i nową kupiłem już całkowicie metalową ALTUS :-)
Ta, tylko jakieś 15 lat temu rowery były całkiem inne. Taki ówczesny arkusowy target czy silverbike może teraz jeszcze jeździć jak się zmieni napęd czy hamulce i koła na jakieś z wzmocnionymi obręczami. Nawet niskoklasowe shimano wtedy było lepszej jakości.
A teraz za 700 zł to widać jak wygląda w marketach. Makrokesz z kowadłem z przodu i sprężyną z tyłu. Hamulce na kilometr walące chinami a przerzutki nie wyregulujesz za nic w świecie.
To nie rowery były inne, tylko wartość pieniądza się zmieniła. Kiedyś można było kupić rower za 150 złotych, dziś musisz wydać na podobnego gniota 350-400 zł. Rowery za 700 zł to jeszcze nie dno :) Mi we wpisie chodziło tylko, aby nie robić z takich rowerów czegoś, czym nie są.
https://uploads.disquscdn.com/images/066f94d290d876b436c1d67eee23615c1f7c751d3de2a214954f7708eaaa793a.jpg