Rowerowa trasa Przemyśl – Bieszczady – Lublin

Za oknami już od kilku dni ciągle pada. Pewnie Ci, którzy rozpoczęli w tym tygodniu rok szkolny, muszą być zachwyceni. Z tym większą przyjemnością, usiadłem do pisania zaległej relacji z wyjazdu w Bieszczady i na Roztocze. Pod koniec lipca mieliśmy w Polsce upały i burze, i choć to też nie jest idealna pogoda na wyjazdy rowerowe, to mimo wszystko dużo lepsza od ciągłego, zimnego deszczu.

Pierwszego dnia, z samego rana ruszyłem pociągiem z Łodzi do Przemyśla, z przesiadką w Krakowie. Jako, że jechałem w tygodniu, nie było przesadnego tłoku, choć w drugim pociągu wszystkie rowerowe miejsca były zajęte :) Co ciekawe, właśnie w pociągu do Przemyśla, były zamontowane uchwyty na narty – bardzo sprytnie.

 

Dzień 1: Przemyśl – Ustrzyki Dolne (65 km): https://www.naviki.org/pl/naviki/static/map/way/12820864/

Plik GPX z trasą: https://roweroweporady.pl/pobierz/przemysl-ustrzyki-dolne.gpx (w pliku z trasą nie ma pałacu Lubomirskich)

Przemyśl powitał mnie ulewą, która na całe szczęście bardzo szybko się skończyła. Pokręciłem się trochę po centrum, przy okazji trafiając na zlot zabytkowych samochodów. Nie spędziłem tam zbyt wiele czasu, ponieważ nocleg miałem w Ustrzykach Dolnych. No i przez Przemyśl biegła moja droga powrotna.

Pałac Lubomirskich w Przemyślu

Wyjeżdżając z miasta, zahaczyłem o Pałac Lubomirskich i wtedy znów zaczęło grzmieć. Zresztą na zdjęciu widać jaka chmura nadciągnęła :)

Po jakimś czasie zaczęło lać, potem wyszło słońce, potem znowu lało i tak w kółko. Tego dnia miałem do przejechania ok. 65 km, więc w sumie niewiele, ale czekał mnie podjazd pod Arłamów. Słyszałem o nim od rodziców, którzy w tym roku jeździli tandemem w tamtych okolicach. Cóż, teraz wspominam to z uśmiechem, ale wtedy, wspinanie się w ulewnym deszczu, z burzą nad głową nie było takie przyjemne.

 „Niefajne” w tamtych okolicach jest to, że brakuje przystanków komunikacyjnych. Jest to zrozumiałe, bo po co przystanek w środku lasu. Ale gdy leje, taki „przyjaciel rowerzysty” bardzo by się przydał. W końcu znalazłem kawałek daszka, ale akurat przestało padać :) A chwilę wcześniej zjeżdżałem z Arłamowa do Jureczkowej 60 km/h, w ulewnym deszczu, o czym pisałem w teście Gianta AnyRoad, którym wybrałem się na ten wyjazd.

 

Na szczęście bliżej wieczora całkowicie się wypogodziło i spokojnie dojechałem do Ustrzyk Dolnych, gdzie miałem nocleg. Po drodze okazało się, po co do uchwytu na telefon, który kupiłem, był dołączony dodatkowy pokrowiec. Mimo, że mój telefon jest odporny na wodę, to okazało się, że w deszczu wyświetlacz zaczął wariować, odczytując krople wody, jako nacisk na ekran. Więcej na ten temat opowiedziałem w jednym z odcinków na YT.

Ustrzyki Dolne
Ustrzyki Dolne

Zatrzymałem się w Villa Neve, bardzo sympatycznym miejscu, gdzie dostałem klucz do garażu, w którym mogłem chować rower. Fajnie to wyszło, bo mogłem go tam wstawiać i zabierać, kiedy tylko chciałem. No i po drugiej stronie ulicy jest tam Biedronka, więc nie było problemu z podstawowym zaopatrzeniem na następny dzień, nawet późnym wieczorem.

 

Dzień 2: Ustrzyki Dolne – Lutowiska – Ustrzyki Dolne (51 km): https://www.naviki.org/pl/naviki/static/map/way/12818867/

Plik GPX z trasą: https://roweroweporady.pl/pobierz/ustrzyki-dolne-lutowiska.gpx

Drugiego dnia miałem plan wybrać się do Wetliny, do Chaty Wędrowca na Naleśnika Giganta. Ostatnio byłem tam dwa lata temu, a być w Bieszczadach i nie zjeść Giganta, no cóż :)

Cerkiew św. Mikołaja w Rabem
Cerkiew św. Mikołaja w Rabem
Ruiny synagogi w Lutowiskach
Ruiny synagogi w Lutowiskach

Niestety moje plany pokrzyżowała pogoda. Po deszczu zostało tylko wspomnienie i zrobiło się niesamowicie gorąco. W słońcu termometr pokazywał 40 stopni, w cieniu prawie 30. Jazda w takich warunkach nie należała do przyjemności, mimo tego, że starałem się zabezpieczyć przed upałem.

Było tak gorąco, że topiły się łaty na asfalcie, przez co do opony przyklejało mi się mnóstwo kamyków. Nie jest to przyjemne, gdy coś non stop terkocze podczas jazdy, dlatego co jakiś czas stawałem i usuwałem je z opon.

Dojechałem do Lutowisk i niestety musiałem odpuścić. Schowałem się w cieniu pozostałości po synagodze, tam nabrałem sił i ruszyłem w drogę powrotną do Ustrzyk. Upały na płaskim nie robią na mnie aż takiego wrażenia, niestety w połączeniu z podjazdami, dały mi mocno w kość. A że nie lubię wstawać wcześnie rano, co na pewno pomogłoby przejechać większy odcinek w normalnej temperaturze, to wyszło jak wyszło. Wieczorem zrobiłem jeszcze wejście na żywo na YouTube, przynajmniej wtedy temperatura była już normalna :)

 

Dzień 3: Ustrzyki Dolne – Przemyśl (65 km): https://www.naviki.org/pl/naviki/static/map/way/12820864/

Plik GPX z trasą: https://roweroweporady.pl/pobierz/przemysl-ustrzyki-dolne.gpx

 

Kolejny dzień to powrót do Przemyśla. Wiedziałem, że znowu będę miał na swojej drodze podjazd pod Arłamów, ponieważ nie było innej, sensowniejszej alternatywy. Do tego upał i mało chmur na niebie. Uznałem, że zatrzymam się na nocleg w Przemyślu, jadąc na spokojnie.

I była to bardzo dobra decyzja. Było tak gorąco, że końcówkę pod Arłamów już szedłem, bo nie byłem w stanie jechać. A widząc tablicę z nazwą tej miejscowości, gdzie kiedyś znajdował się rządowy kompleks wypoczynkowy (teraz jest tam Hotel Arłamów), to było najlepsze co mogłem zobaczyć tego dnia :)

Przynajmniej 10 kilometrów podjazdu, zostało wynagrodzone długim zjazdem :)

Później spotkałem jeszcze jeden porządny podjazd, gdzie musiałem schować się w cieniu na dłużej. Niestety upał + jazda pod górę to nie jest najszczęśliwsze połączenie.

Na całej trasie starałem się trzymać asfaltowych dróg, choć od czasu do czasu, gdy była taka możliwość, jechałem po gruntowych nawierzchniach. Natomiast to co widzicie na zdjęciu powyżej, zaskoczyło mnie bardzo. Gdzieś przed wsią Koniusza był świeżo położony asfalt i ładny zjazd. Niestety pod jego koniec, asfalt zamieniał się w coś, co może kiedyś nim było :) Ale myślę, że niedługo i tam położą nowy dywanik.

Wjazd do Przemyśla przebiegł bezproblemowo. Tym razem wjechałem od innej strony, ponieważ chciałem po drodze odebrać lusterko rowerowe z paczkomatu. Trafiłem na bardzo ładną drogę rowerową wzdłuż trasy. Potem miałem trochę czasu, aby znów pospacerować po Przemyślu, który jest naprawdę uroczym miastem.

Proziaki
Proziaki

Wieczorem zajrzałem na kolację do restauracji Cuda Wianki, która znajduje się na Starym Mieście. Fajny żurek, dobre piwo i rewelacyjne proziaki – czyli podkarpackie chlebki, podane z masłem czosnkowym, kefirem, powidłami śliwkowymi i twarożkiem. Jeżeli będziecie kiedyś w Przemyślu, koniecznie zajrzyjcie, tylko poproście o większą porcję tych chlebków :)

Na noc zatrzymałem się w hotelu Accademia (którego polecić nie mogę, tragedii nie było, ale trochę za wysoko się cenią w stosunku do tego co oferują), który stoi nad samym Sanem. Tuż przy hotelu był bunkier, a także most pieszo-rowerowy biegnący przez rzekę. Chętnie zostałbym w Przemyślu na cały dzień, ale droga wzywała :)

 

Dzień 4: Przemyśl – Horyniec Zdrój (95 km): https://www.naviki.org/pl/naviki/static/map/way/12822669/

Plik GPX z trasą: https://roweroweporady.pl/pobierz/przemysl-horyniec-zdroj.gpx

 

Założyłem lusterko i ruszyłem w drogę. W stronę granicy pojechałem drogą krajową nr 28. Niestety fragmentami brakowało tam asfaltu na poboczu, ale ruch nie był aż tak duży i dało się spokojnie przejechać.

W całej Polsce widać, że powoli pojawia się infrastruktura rowerowa. Mnie za każdym razem zastanawia jednak, po co robić drogę dla rowerów w samej wsi? Nie lepiej łączyć ze sobą sąsiednie wioski? W takich terenach zabudowanych powinno się malować pasy rowerowe, jeżeli jest miejsce i starać się ograniczać prędkość samochodów. A drogi dla rowerów przydają się właśnie poza zabudowaniami. Ale na wszystko przyjdzie czas, dobrze przynajmniej, że już coraz rzadziej buduje się rowerówki z kostki.

Cerkiew św. Bazylego w Lesznie
Cerkiew św. Bazylego w Lesznie

Jeżeli podoba się Wam architektura drewniana, to koniecznie musicie odwiedzić Bieszczady i Roztocze. Na swojej drodze często spotykałem stare kościoły i cerkwie. W województwie podkarpackim znajduje się wiele szlaków, prowadzących do takich zabytkowych budowli.

Witacz przed Nakłem
Witacz przed Nakłem
Na zdjęcie złapała się tylko jedna, chwilę wcześniej było ich więcej :)

Jechałem po wschodniej Polsce, tak więc naturalnie trafiałem fragmentami na trasę Green Velo. Ale tak jak w zeszłym roku, gdy jeździłem po Warmii i Mazurach, nie trzymałem się jej kurczowo. Sama koncepcja trasy bardzo mi się podoba (wiem, że są niedociągnięcia i oby zostały poprawione) i siedząc na tym postoju, spotkałem kilku rowerzystów :) Ten odcinek był wyjątkowo płaski i pomógł odpocząć po bieszczadzkich podjazdach.

Dawna synagoga w Wielkich Oczach

Jazda po tych terenach to świetna lekcja historii. Smutnej historii. Ruiny klasztorów, cerkwi, synagog. W wielu miejscach informacja o ofiarach, także cywilnych, II Wojny Światowej. W Wielkich Oczach wymordowano wszystkich Żydów. W Lutowiskach, o których pisałem wcześniej, gdzie znalazłem ruiny synagogi, również rozstrzelano mieszkańców żydowskiego pochodzenia, a dwa lata później bojówki UPA zabiły polskie rodziny. Po wojnie Lutowiska należały do ZSSR, a w 1951 w wyniku umowy o zamianie granic, wysiedlono wszystkich mieszkańców i przywieziono tam Polaków. Nigdy więcej wojny.

Cerkiew św. Dymitra Męczennika w Łukawcu
Cerkiew św. Dymitra Męczennika w Łukawcu
Brawo Lubaczów! Jak tu wjechać na drogę rowerową?
Wagony w planowanym skansenie w Baszni

Wieczorem dojechałem do uzdrowiskowej miejscowości Horyniec-Zdrój. Mają tam klimatyczny Park Zdrojowy, dobre powietrze, ciszę i spokój.

Na nocleg zatrzymałem się w Pensjonacie Hetman. Znajdziecie tam przesympatycznego właściciela, którego serdecznie pozdrawiam :) Warto zapytać co poleca świeżo robionego z kuchni, ja trafiłem na polędwiczki w sosie kurkowym. A na rowerowych wyjazdach nie ma to jak dobra, domowa kuchnia na noclegu.

 

Dzień 5: Horyniec Zdrój – Hrubieszów (110 km): https://www.naviki.org/pl/naviki/static/map/way/12824572/

Plik GPX z trasą: https://roweroweporady.pl/pobierz/horyniec-zdroj-hrubieszow.gpx

 

Tak jak napisałem wcześniej, na trasie starałem się trzymać asfaltowych dróg. Gruntówkami fajnie się jeździ, ale wolę to robić bez sakw. Ale na swojej drodze, spotkałem pod Monasterzem kierunkowskaz na Samotnię św. Alberta oraz ruiny Klasztoru. Uznałem, że kawałek piaskami przez las mogę się przejechać i coś ciekawego zobaczyć. Droga, którą jechałem szału nie robiła, ale dało się jechać bokiem. Gorzej, że w pewnym momencie pojawiły się muchy. Dużo much. Tamtego dnia znów było gorąco, ale w las jeszcze nie wysechł po deszczach, tak więc chyba wszystkie robale z okolicy się w nim schowały. Gdy dojeżdżałem do Samotni nie byłem w stanie się już od nich odganiać. W pośpiechu wyciągnąłem z sakwy spray na komary, psiknąłem na siebie i na muchy, cyknąłem zdjęcie kapliczki albo samotni (nawet nie wiem co to było, szczerze mówiąc, nawet zdjęcie wyszło nieostre) i na pełnym gazie zacząłem uciekać z powrotem na asfalt.

Cóż, jeżeli chcecie zobaczyć więcej z tamtego miejsca, obejrzyjcie ten film :) Ja niestety niezbyt miło wspominam to miejsce.

Te rejony będą kojarzyć mi się także z wszechobecnymi krzyżami i kapliczkami. Oczywiście w całej Polsce można spotkać przydrożne kapliczki, ale tam jakby było ich więcej. Raz widziałem nawet krzyż na samym środku pola, niestety bez teleobiektywu bym go nie sfotografował, bo to było duże pole.

Ciekawostka z Tomaszowa Lubelskiego. Jakiś geniusz postanowił poprowadzić drogę krajową przez Rynek tego miasta, tworząc do tego na samym środku wielkie rondo. Tego nie widać na zdjęciu, ale cały urok tego miejsca pryska, gdy przez Rynek przewalają się tysiące samochodów.

Hrubieszów

Na nocleg zatrzymałem się w Hrubieszowie, w hotelu Jagiełło. Ten hotel jak najbardziej mogę polecić za stosunek jakości do ceny i smaczną kuchnię. No i nie ma problemu z przechowaniem roweru :)

 

Dzień 6: Hrubieszów – Lublin (115 km): https://www.naviki.org/pl/naviki/static/map/way/12826050/

Plik GPX z trasą: https://roweroweporady.pl/pobierz/hrubieszow-lublin.gpx

 

Ostatniego dnia ruszyłem w kierunku Lublina. Myślałem, że to będzie najbardziej płaski odcinek, ale okazało się, że było wręcz przeciwnie. Przypomniały mi się Mazury, gdzie co chwila był zjazd i podjazd, zjazd i podjazd – niespecjalnie strome, ale nie mogłem narzekać na nudę :) No i te drewniane domy, w lepszym i gorszym stanie, czasami całe wsie wyglądały, tak jakby trochę zatrzymał się tam czas. Chociaż takich zabudowań jest coraz mniej i buduje się sporo nowych.

Do Lublina wjeżdżałem drogą krajową nr 17. Chciałem zdążyć na pociąg, więc nie szukałem alternatyw, ale jeżeli tylko będziecie tamtędy jechać, polecam ją ominąć. Przez większość czasu jest tam co prawda szerokie pobocze, albo asfaltowa ścieżka biegnąca wzdłuż trasy. Ale niestety przez kilka kilometrów nie ma ani pobocza, ani takiej alternatywnej drogi i trzeba przebijać się wśród ciężarówek i samochodów. Nic przyjemnego. Za to bardzo fajna droga biegnie potem wzdłuż drogi ekspresowej S12.

Niestety po przyjeździe do Lublina nie miałem czasu na zobaczenie tego miasta. Obiecuję, że kiedyś tam wrócę i nadrobię zaległości. Chociaż gdybym wiedział, że mój pociąg będzie miał ostatecznie dwie godziny opóźnienia (pierwszy komunikat mówił o 40 minutach, a potem tylko rosło), to na pewno zdążyłbym zobaczyć co nieco. Niestety przez opóźnienie pociągu nie zdążyłem na przesiadkę w Warszawie (tamten miał tylko godzinę opóźnienia ;) ale dzięki pomocy Waldka, udało mi się wrócić do domu.

Jeżeli chcecie wybrać się na kilkudniowy wyjazd, gdzie zaliczycie trochę gór, przepiękne widoki, trochę architektury drewnianej i historyczne miejsca – zdecydowanie polecam wybrać się w Bieszczady (których tak naprawdę liznąłem tylko trochę tym razem) i na Roztocze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

19 komentarzy

  • Pochodzę z Przemyśla.
    Piękne miasto, zawsze tam wracam na urlop. Pakuję rower i w drogę. Wyścigi, treningi itd swoją drogą, ale wrócić do swoich stron i po prostu pojeździć to jest to.

    Pojechać pod przekaźnik (od strony ul. Basztowej, kto był i podjeżdżał, ten wie jaka tam dłuuuga ściana), na kopiec Tatarski, nacieszyć oczy pięknym widokiem. Zwiedzić muzeum dzwonów i fajek. Wejść na dzwonnicę przy katedrze. Zatrzymać się w rynku na starówce, zajść do piekarni i zjeść proziaki. Złapać za nos dobrego Wojaka Szwejka ;-), zejść do podziemnej trasy. Pojechać trasą doliny Hołubli. Tor saneczkowy, wyciąg narciarski w zimie też jest.

    Forteczna trasa rowerowa (północna część łatwiejsza, południowa trudniejsza), wspaniała trasa, przy okazji kawał historii (wiedzieliście, że w owym czasie była to jedna z trzech największych twierdz w Europie?).

    Dla lubiących treningi polecam Wapielnicę – zjazd jednym długim Rock Garden-em. Tam były z kolegami treningi i nie jedna zaliczona bolesna gleba. Polecam też podjazdy w Krzywczy, albo z Woli Krzywieckiej na Średnią.

    Warto pojechać do Arłamowa, zwłaszcza szlakiem retortów.

    Warto pojechać do Dynowa albo Dubiecka i szczęściem trafić na przejazd kolejki wąskotorowej.

    Pojechać na wyprawę do Horyńca, też piękna trasa.

    Przyjemnie ogląda się Pańskie zdjęcia na tym blogu. Ładnie Panu wyszły.

  • Łukasz, na przełomie sierpnia i lipca byłem kilka dni w Przemyślu, też spałem w dramatycznej Accademii… Pisząc w ciągu dnia tekst na bloga miałem za ścianą… pokój na szybkie, cogodzinne randki… Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę :)

    Sam Przemyśl i Podkarpacie – śliczne. Zajrzałeś na Forteczną Trasę Rowerową wokół miasta może? Najlepsze, że potem też jechałem – ale w całości po śladzie Green Velo – do Horyńca… :)

    https://uploads.disquscdn.com/images/0fea9d23ad1955818df071f8da2de6fe5f307a2a177b25961a77e4317a3cc06d.jpg

    • A ja spałem u karmelitów w Przemyślu. Mają pokoje gościnne i udostępniają za ofiarę , dajesz ile chcesz. Bardzo dobre warunki, czysto, choć w pokoju nie ma łazienki. W dodatku w samym centrum starego miasta na wzgórzu, piękny widok na miasto. Na furcie wisi (a przynajmniej 2 lata temu wisiał telefon kontaktowy w sprawie noclegów). Śniadanie tez mozna u nich zjeść, mają wydzieloną część dla nocujących przy kuchni :)

      • Dzięki, fajny namiar :). Chcę wrócić na Green Velo z ekipą znajomych, to może się przyda :). Pozdrowienia :)

  • Świetny blog Łukaszu! Bieszczady spróbuję pokonać w przyszłym roku, ale Twój wpis poruszył wspomnienia mojego wyjazdu sprzed 2 lat. W Wielkich Oczach jest jakiś ośrodek Caritasu, w którym poczestowali mnie obiadem, a w zamian Panie z kuchni dodały jeszcze uśmiech. Polecam te strony każdemu. Piszesz o spoznionym pociągu. Trafiłeś na okres kiedy trwa remont linii Warszawa-Lublin stąd zapewne opóźnienie. Polecam stronę PKP Polskich Linii Kolejowych portalpasazera.pl gdzie z zaskakująco duża dokładnością można śledzić jak jedzie nasz pociąg. Przydaje się kiedy trzeba do niego wsiąść.

    • Tak, tę stronę znalazłem w Google siedząc już na dworcu :) Tak czy owak, wolałbym aby na czas remontów linii, został po prostu zmieniony rozkład jazdy.

  • Dalej dużo „turystów” przed Biedronką w Ustrzykach Dolnych? :) Rok temu jak kręciłem dookoła Polski to trochę bałem się zostawiać rower przypięty… Na szczęście moje obawy były nieuzasadnione bo po powrocie z zakupami wszystko było na miejscu.

    Co do Lublina to jest sporo ciekawych tras, więc następnym razem zostań na dłużej ;)

    W Horyńcu byłem dwa razy. W tamtym roku również nocowałem w Hetmanie. Przystępne ceny, fajna obsługa (urocza recepcjonistka :))

    • O samym Giancie, którym jechałem, napisałem tutaj: https://roweroweporady.pl/giant-anyroad-1-test-roweru-szutrowego/

      A porównując z fitnessem, dostajesz bardziej aerodynamiczną pozycję za kierownicą, w górnym i dolnym chwycie. Dzięki barankowi można także zmieniać pozycję za kierownicą, co się przydaje na dalszych trasach.

      Ale oba typy rowerów sprawiają mi dużo przyjemności podczas jazdy.

  • Drogi Łukaszu, gratuluję pięknej trasy a jako, że sam pochodzę z tych terenów a mianowicie Zamościa czuję lekko oburzony, że moje rodzinne miasto ominąłeś tak szerokim łukiem! :)

  • Taa ten podjazd w Arłamowie też mi się dał w kość przy czym ja nie mam problemu z wstawaniem o 5 rano :), a ten drugi podjazd wracając do Przemyśla to no cóż w Huwnikach trzeba było jechać na Sierakoście doliną Wiaru, a z tego co widzę na mapie wjechałeś w jedną z większych górek w okolicy

    • Tak, ja przez Sierakośce jechałem pierwszego dnia :) Z powrotem pomyślałem, że zmodyfikuję trasę, żeby nie było tak nudno, ale nie spojrzałem na profil trasy :D