Pieniądze za dojeżdżanie rowerem do pracy

Co jakiś czas dowiadujemy się, co „zrowerowany” Zachód robi, dla promowania jazdy na rowerze. W takich krajach jak Francja, Holandia, Belgia czy Szwecja infrastruktura rowerowa już jest. Chętnych do jazdy rowerami również nie brakuje. Ale jak widać z przykładu, który podam – liczbę rowerzystów można jeszcze zwiększyć. Francuski rząd wprowadził dopłaty do pensji, za dojeżdżanie rowerem do pracy. 25 eurocentów za każdy przejechany kilometr – może wpaść do kieszeni tym, którzy wybiorą rower zamiast innych środków transportu. Postawienie na rowerzystów, jednocześnie zmniejsza korki w mieście, oczyszcza powietrze, zwiększa ilość miejsc parkingowych, a także poprawia zdrowie osób dojeżdżających w ten sposób do pracy. W sumie same korzyści.

Pieniądze za dojazdy rowerem do pracy
fot. Ian Sane

Dodatkowym plusem, na przykład w Paryżu, jest walka ze smogiem. Obecnie po stolicy Francji, można poruszać się samochodem, w zależności od numeru rejestracyjnego samochodu. W niektóre dni samochody z parzystym numerem, w niektóre z nieparzystym. A rowery mogą jeździć codziennie :)

Inne zachodnie kraje również podążają tą ścieżką. IKEA rozdaje swoim pracownikom rowery, nawet w Holandii i Belgii są firmy, które płacą pracownikom za dojeżdżanie rowerem. Choć wydawać by się mogło, że tam już nikogo nie trzeba zachęcać do jazdy rowerem. Na naszym podwórku pozytywnym światełkiem jest krakowska firma z branży gier komputerowych – Ganymede. Ta firma płaci trzy złote dziennie swoim rowerowym pracownikom.

Takie dojeżdżanie do pracy, nawet jeśli nikt nam za to nie płaci, to same plusy. Pisałem o tym w tym wpisie. Jazda na rowerze rozbudza i dodaje energii. Rozkręca mięśnie, poprawia krążenie, no i buduje wizerunek twardziela – zwłaszcza jeśli dojeżdża się rowerem do pracy przez cały rok.

Ważne jest, by pracodawcy, którzy widzą coraz więcej rowerów przed swoim budynkiem – pomyśleli o swoich pracownikach. Na razie luksusem są prysznice, szafki na odzież do przebrania, czy kryte parkingi rowerowe. Ale z czasem będzie się do zmieniać, myślę, że zwłaszcza w nowych budynkach będzie to przemyślane. Takie udogodnienia można znaleźć np. w łódzkim biurowcu Green Horizon, o którym pisałem tutaj.

I choć ostatnio słychać o przeznaczaniu dużych pieniędzy przez Unię Europejską, na rozwijanie sieci tramwajowych w miastach – myślę, że nasze miasta powinny obrać inną drogę. Tramwaje są super, ale nie oszukujmy się, że dadzą tyle samo dobrego co budowa infrastruktury rowerowej. Nie tylko dróg rowerowych, ale także pasów, kontrapasów, stojaków na rowery.

Nadal załamuję ręce, gdy jeżdżę po Łodzi, w której znaleźć można budowane w latach siedemdziesiątych XX wieku osiedla, z trzypasmowymi drogami dojazdowymi i bardzo szerokimi chodnikami (często pustymi i zupełnie niepotrzebnie tak szerokimi). A o drogach dla rowerów, w tamtych czasach, gdy wszystko dopiero powstawało – nie pomyślał nikt. Dopiero teraz, nadrabiamy długie lata posuchy. I też nie jest łatwo, wszystko dzieje się stopniowo, na tyle na ile starczy pieniędzy.

Gdyby jeszcze trochę zainwestować w łódzką i podłódzką infrastrukturę rowerową – myślę, że odsetek rowerzystów jeszcze by się zwiększył. Jedyne na co bym na razie nie liczył, to rządowe dopłaty dla rowerzystów. Widocznie jeszcze nie osiągnęliśmy w miastach korków totalnych i nadal, co dość zabawne, przez wiele osób „rower=nie stać go na samochód„. Co jest w sumie zabawne, bo jeśli ktoś powie, że ma rower za trzy tysiące, to wiele osób łapie się za głowę, ile można wydać na zakup jednośladu.

Ale wraz ze zwiększającą się liczbą dróg dla rowerów oraz ułatwieniami, jakie spotkamy na swojej drodze w firmach – będzie nas coraz więcej. Za co mocno trzymam kciuki :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

34 komentarze

  • Niestety u nas jeżdżenie rowerem jest po prostu niebezpieczne. Żeby przejechać przez Rudę Śląską w porannym szczycie i nie łamać przepisów jadąc chodnikiem, trzeba mieć jaja.

  • He he gdyby mi zapłacono 10gr za każdy kilometr, który pokonałem dojeżdżając do pracy to byłbym bogaczem :D

  • W artykule jest niepełna informacja, przynajmniej jeśli chodzi o Belgię. Pracodawca płaci określoną stawkę za 1km przejechany na rowerze do i z pracy, ale również płaci za kilometry przejechane samochodem lub za bilet miesięczny (z tego co się orientuję 75% kosztów, ale często jest tak że dobrowolnie płaci 100%). Pozdrawiam z Brukseli.

  • Jest to bardzo dobry sposób, po takiej jeździe do pracy człowiek już może opuścić poranna kawę bo jest się wstanie rozbudzić po 20km. :)

  • Ja dostaje kasę za dojazd rowerem a mam 3 km w jedna stronę :) Firma wypłaca za 800 km przejechane do z i pracy, lub za 80 razy dojazd. W tym roku niestety tylko 1000 euro, w zeszłym 1500 było.

    Aaa, firma norweska, w Gdyni się mieści siedziba.

  • A jako ciekawostkę podam wam przykład Irlandii. Tutaj jest rządowy program „Bike4work” (w Anglii jest bliźniaczo podobny). Nie płaci się pracownikowi za dojazd do pracy, ale daje możliwość zakupu roweru taniej. Zakład pracy udziela nam nieoprocentowanej pożyczki na zakup roweru do 1000 euro. Pożyczkę spłacamy przez rok, w tygodniowych ratach. Korzyścią naszą jest to, że rata jest odliczana z zarobku brutto (przed podatkami, ubezpieczeniami itp).

    Czyli oszczędzamy na cenie roweru do 20 %. Z systemu tego można skorzystać co 5 lat. W kwocie 1000 euro można nabyć rower oraz akcesoria (oświetlenie, błotniki, ciuchy itp).
    I nie jest wymagane nawet jeżdżenie na tym rowerze do pracy :-)