Oświetlenie roweru – przepisy

Oświetlenie roweru to bardzo istotna sprawa, wpływająca bezpośrednio na nasze bezpieczeństwo. Niestety nie każdy o tym pamięta i wieczorami czy w nocy(!) można na naszych ulicach czy drogach rowerowych spotkać sporo „batmanów„, który myślą, że jeżeli oni widzą, to ich też widać (#nieprawda). Brak oświetlenia to jeden z grzechów głównych rowerzystów. I ja nie rozumiem tłumaczeń, że ktoś zapomniał lampek, że baterie się wyładowały, że wyszedł z domu na chwilkę, ale się przeciągnęło, że lampki są drogie. Na marginesie – nie są drogie, przyzwoity komplet lampek kupi się już za 100 złotych, a sygnalizacyjne typu Kellys Twins za 15 zł za komplet! Trzeba dbać o oświetlenie roweru i już, nie tylko dlatego, że tak mówią przepisy rowerowe. Wokół oświetlenia roweru narosło również wiele mitów i niedomówień. Dlatego postaram się przedstawić najważniejsze przepisy dotyczące tego tematu.

Oświetlenie roweru w dzień
fot. Richard Masoner

Oświetlenie roweru według przepisów

Rozporządzenie Ministra Transportu z 6.06.2013 w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz ich niezbędnego wyposażenia, Dz. Ustaw 2013 poz. 951

Art. 53, ust. 1. Rower oraz wózek rowerowy powinny być wyposażone:

1. z przodu – co najmniej w jedno światło barwy białej lub żółtej selektywnej;
2. z tyłu – co najmniej w jedno światło odblaskowe barwy czerwonej o kształcie innym niż trójkąt oraz co najmniej w jedno światło pozycyjne barwy czerwonej.

Na marginesie – światło żółte selektywne to kolor, taki jak kiedyś w reflektorach samochodów.

Zapraszam do obejrzenia odcinka Rowerowych Porad o przepisach dotyczących oświetlenia roweru. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.


Czy muszę mieć włączone oświetlenie przez cały czas

Nie, nie musisz. Moment włączenia lampek reguluje Prawo o Ruchu Drogowym.

Prawo o Ruchu Drogowym z dnia 30 sierpnia 2012

Art. 51, ustęp 1.

Kierujący pojazdem jest obowiązany używać świateł mijania podczas jazdy w warunkach normalnej przejrzystości powietrza.

ALE:

Art. 51, ustęp 6.

Przepisów ust. 1 nie stosuje się do kierującego pojazdem, który nie jest wyposażony w światła mijania, drogowe lub światła do jazdy dziennej. Kierujący takim pojazdem w czasie od zmierzchu do świtu lub w tunelu jest obowiązany używać świateł stanowiących obowiązkowe wyposażenie pojazdu.

W rowerze nie mamy świateł mijania, drogowych czy do jazdy dziennej – zatem rowerowe oświetlenie należy mieć włączone w nocy oraz w podczas jazdy w tunelu. Do tego dochodzi kwestia złych warunków pogodowych. Reguluje to także Prawo o Ruchu Drogowym:

Art. 30. 1. Kierujący pojazdem jest obowiązany zachować szczególną ostrożność w czasie jazdy w warunkach zmniejszonej przejrzystości powietrza, spowodowanej mgłą, opadami atmosferycznymi lub innymi przyczynami, a ponadto:

2)  kierujący innym pojazdem niż pojazd, o którym mowa w pkt 1, jest obowiązany:

a)  włączyć światła, w które pojazd jest wyposażony,

Tak więc jazda w dzień, ale we mgle czy silnych opadach deszczu, także wymaga włączonego oświetlenia. Ale myślę, że to nakazuje także zdrowy rozsądek, a nie tylko przepisy.

Czy muszę mieć lampki w piękny, słoneczny dzień

Nie, nie musisz. Lampki mogą zostać w domu, choć osobiście polecam mieć je zawsze zamontowane na rowerze (lub schowane do plecaka, jeżeli jeździsz w terenie czy skaczesz). Nigdy nie wiadomo czy nie zepsuje się pogoda lub wyjazd się przedłuży i zapadnie noc.

Prawo o Ruchu Drogowym:

Art. 53, ust. 5, p. 1a Dopuszcza się aby światła pozycyjne roweru były zdemontowane, jeżeli kierujący tym pojazdem nie jest zobowiązany do ich używania podczas jazdy.

Czy warto włączać oświetlenie roweru w dzień

Tak, warto, choć podkreślę – nie ma takiego obowiązku. Czasem wystarczy jechać w cieniu (np. drogą przez las), by stać się mniej widocznym. Oczywiście, możecie powiedzieć, że to kierowca ma obowiązek nas zobaczyć. Ale to się sprawdza jedynie w idealnym świecie. Obecnie ładowanie akumulatorków w lampkach jest śmiesznie tanie, dlatego w dzień też warto je włączać.

Jakie oświetlenie wieczorem na rower
fot. Weichao Zhao

Czy lampki mogą migać

Tak, mogą. Reguluje to Rozporządzenie o warunkach technicznych pojazdów:

Art. 56, ust. 1, punkt 1. W przypadku roweru i wózka rowerowego dopuszcza się migające światła pozycyjne.

Tu dodam moje osobiste trzy grosze. Lampki migające – TAK – ale w dzień. W nocy ew. tylko tylna niech miga i to nie takim światłem, które mogłoby oślepiać. Przednią lampkę/lampki zawsze włączajcie w nocy na światło stałe. Miganie po pierwsze bardzo rozprasza innych (nie tylko kierowców), po drugie lepiej skupić się na oświetlaniu drogi przed sobą, a nie miganiu. Przepisy przepisami, ale po prostu nie utrudniajmy sobie nawzajem życia.

Czy mogę jeździć z ledwo świecącymi się lampkami

Wiem, że lepsze takie lampki niż nic, ale często pomogą jak umarłemu kadzidło.

Rozporządzenie o warunkach technicznych pojazdów

Art. 56, ust. 1, punkt 1  Światła pozycyjne oraz światła odblaskowe oświetlone światłem drogowym innego pojazdu powinny być widoczne w nocy przy dobrej przejrzystości powietrza z odległości co najmniej 150 m.

Czy rowerzysta musi zakładać kamizelkę odblaskową

Nie, nie musi. Niezależnie czy to teren zabudowany czy niezabudowany. Wystarczy przepisowe oświetlenie.

Czy rowerzyście wystarczy sama kamizelka odblaskowa

Nie, absolutnie nie wystarczy. Kamizelka to nie jest zastępstwo dla lampek!

Na nagraniu poniżej dobrze widać (albo nie widać), jak wygląda rowerzysta bez oświetlenia. W jednej ze scen założyłem także samą kamizelkę odblaskową. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.


Ze swojej strony mogę jedynie poradzić, że jeżeli planujesz jechać po takiej drodze, jaką widać na drugiej części nagrania (nieoświetlona ulica) – dobrze jednak taką kamizelkę założyć. Lampki sporo dają, ale w światłach nadjeżdżających z naprzeciwka pojazdów, mogą zginąć. Tym bardziej, że nie musi to być samochodowa kamizelka-fruwajka, można kupić jakąś sensowną, dobrze skrojoną i wyglądającą kamizelkę lub szelki odblaskowe (mam, używam). Warto tylko zwrócić uwagę na liczbę i wielkość odblasków, ponieważ niektórzy producenci na tym skąpią.

Czy mogę założyć czerwoną lampkę na przód albo białą na tył

Nie, nie możesz. To wprowadzi w błąd innych uczestników ruchu.

Rozporządzenie o warunkach technicznych pojazdów. Art. 56, ust. 5.

Światła czerwone nie mogą być widoczne z przodu, a światła białe (żółte selektywne) z tyłu.

Czy mogę oświetlać sobie drogę czołówką

Tak, możesz – jeżeli zamontujesz ją na kierownicy roweru.

Zakładanie czołówki na głowę i używanie w zastępstwie lampki rowerowej jest nie tylko niezgodne z przepisami, ale także nierozsądne. Oczywiście mówię tu o poruszaniu się po drogach publicznych, a nie w lesie.

Po pierwsze czołówka na głowie nie będzie stale skierowana do przodu. Wystarczy się obrócić, aby jadący z naprzeciwka przestali nas widzieć. Po drugie, źle ustawioną czołówką będziemy oślepiać innych.

Jeżeli chodzi o przepisy, to Rozporządzenie o warunkach technicznych pojazdów mówi:

Art. 56, ust. 1, punkt 1

Światła pojazdu powinny być umieszczone nie wyżej niż 1500 mm i nie niżej niż 250 mm od powierzchni jezdni;

Czołówka zazwyczaj wypadnie na większej wysokości. Po drugie w oświetlenie ma być wyposażony rower, a nie rowerzysta.

Świecące wentyle

Dość często pojawia się też pytanie, czy można stosować świecące nakrętki na wentyle (lub rozbudowane, świetlne instalacje tego typu). Według przepisów, takie nakrętki nie są do końca legalne, ponieważ można stosować jedynie to, co znajduje się w przepisach. Tutaj przyznam Wam szczerze, że jestem w kropce. Z jednej strony takie wentyle zwiększają widoczność roweru, z drugiej strony mogą działać myląco na kierowców. Być może przepisy kiedyś się zmienią, niemniej nie jestem specjalnie przekonany do tego typu dodatków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

206 komentarzy

  • „Owszem pojawiaja się głosy, żeby dopuścić rowerzystów wolno jadących w tempie pieszego. Teraz powiedz mi jaka to prędkość to „wolno”? Idealne pole do naginania przepisów i odwoływania się od mandatów.”

    Przecież to dokładnie tak samo dotyczy pieszych – pieszy może przepisowo wejść wolno albo nieprzepisowo wbiec – czy ma rower, czy go nie ma.
    Mogę z rowerem na ramieniu „wtargnąć na przejście” równie dobrze jak bez roweru czy z rowerem pod sobą.
    Istotny jest sposób pojawienia się na kolejnych pasach ruchu – po sprawdzeniu, że są puste, lub że pojazdy się zatrzymały aby mnie przepuścić.
    A problem jest istotny, bo jak mam przed każdą przecznicą zsiadać i wsiadać, to dziękuję za przywilej jazdy. Kupię najbardziej smrodliwego blachosmroda i będę sobie jechał jak dawniej mogłem na rowerze na równych prawach z innymi.

    „Różnica jest dosyć spora. Ma to zapewnić całkowite bezpieczeństwo i spokój pieszemu (gwarancja, że nie spotka na chodniku *jakiegokolwiek* poruszającego się pojazdu). Co robi rowerzysta w miejscu, gdzie mu nie wolno się pojawić bądź nie ma takiej potrzeby? Tylko zajmuje niepotrzebnie przestrzeń, która bezwzględnie się przynależy pieszemu.”

    Rowerzysta prowadzący rower zajmie o 1 m kw tej cennej przestrzeni więcej.
    Jeżeli rowerzysta przemieszcza się obok pieszego w bezpiecznej odległości lub z bezpieczną prędkością, to nie ma dyskomfortu.
    Jeżeli robi na odwrót, to pieszy ma dyskomfort bez względu na inne okoliczności.
    Oczywiście drażnią mnie idioci, którzy na mało ruchliwej ulicy, bez powodu jadą chodnikiem – ale bardziej dlatego, że przez nich spodziewam się nastania kiedyś represji wobec nas wszystkich.

    Co do znaku STOP – pełna nazwa opisuje wszystko: „zakaz wjazdu na skrzyżowanie z drogą z pierwszeństwem przejazdu, bez uprzedniego zatrzymania się celem sprawdzenia, czy można przejechać skrzyżowanie.”
    Obligatoryjne zatrzymanie gwarantuje czas potrzebny na sprawdzenie – bo widoczność jest taka, że wymaga dokładnego oszacowania.

    Podobnie na przejściu dla pieszych – jeżeli na przejściu szerokości 5 m jadę ok 2 m obok równolegle idącej osoby z tą samą prędkością, co ona, to dlaczego ja niby stwarzam zagrożenie a ona nie? To podnoszenie nogi jak pies na słupek, to jakaś magia zapewniająca bezpieczeństwo?
    Tu chodzi wyraźnie tylko i wyłącznie o poniżenie człowieka, pokazanie kto tu rządzi, sprowadzenie każdego do poziomu winnego.

    Oczywiście, że był kiedyś wypadek, kiedy to rowerzysta kogoś potrącił w parku i poważnie uszkodził. Ale też były i takie wypadki, że auto wypadło z jezdni i zabiło ludzi na chodniku. I oczywiście od razu słychać głosy, że powinno się zabronić jazdy rowerami tu i owdzie ale nikt nie mówi o zakazie używania samochodów.

    Zwróć uwagę, że mechanizm jest taki, że zwęża się jezdnie, żeby wygospodarować pas dla pieszych i rowerzystów, po czym tak wygospodarowane miejsce się tak organizuje, żeby jedni drugim utrudniali życie. Dziel i rządź.

    Na koniec – pytałeś, czy kpię, czy o drogę pytam – otóż jedno i drugie. Kpię z takich, którzy sami przyznają, że się nie stosują do przepisów a jednocześnie ich bronią a pytam o drogę – dokąd z taką postawą zajdziemy.

  • Pomiń jeszcze co drugie cywilizowane państwo w Europie, czyli Francję, Niemcy, Szwecję, Danię, w zasadzie nawet na Słowacji kultura poszanowania dla pieszych jest o lata świetlne przed nami. To niestety bardzo bardzo smutne, że aspirujemy do cywilizacji, a zachowujemy się jako naród jak w trzecim świecie. Tylko brakuje dzieci wysyłanych na żebry za dolara.

  • @Marek

    „Tu się nasuwa pytanie – jaka jest różnica, czy rowerzysta jedzie po chodniku legalnie czy nielegalnie, (warunki określone w przepisach – np śnieg) – skoro i tak musi przestrzegać powyższych zasad albo je łamie?”

    Różnica jest dosyć spora. Ma to zapewnić całkowite bezpieczeństwo i spokój pieszemu (gwarancja, że nie spotka na chodniku *jakiegokolwiek* poruszającego się pojazdu). Co robi rowerzysta w miejscu, gdzie mu nie wolno się pojawić bądź nie ma takiej potrzeby? Tylko zajmuje niepotrzebnie przestrzeń, która bezwzględnie się przynależy pieszemu.

    „Następna zagadka – zsiadanie przed przejściem dla pieszych.
    Jaki sens? Pieszemu też nie wolno na przejście wbiegać (nazywa się to wtargnięciem) – czy w takim razie pieszy, żeby było wiadomo, że nie wtargnął, nie powinien wchodzić na czworaka? ”

    Cytując klasyka: „kpisz, czy o drogę pytasz?”

    Na przejściu (jak sama nazwa wskazuje) oczekujesz (jako kierowca, rowerzysta, mason i traktorzysta), że ludzie bedą przechodzić. Nie przebiegać, nie wjeżdzać, nie wturlać się (i co sobie wymyślisz). Czyli jasno określa to prędkość pieszego. Owszem pojawiaja się głosy, żeby dopuścić rowerzystów wolno jadących w tempie pieszego. Teraz powiedz mi jaka to prędkość to „wolno”? Idealne pole do naginania przepisów i odwoływania się od mandatów.

    Takie ograniczenie mocno ułatwia życie kierowcom. Z drugiej strony nie podoba mi się, że dopiero trzeba przepuścić pieszego jak już znajdzie się dopiero na tym przejściu. Pojawiły się ambitne plany zmiany tego, ale na ambicjach się skończyło (raz na 4-5 lat).

    „A samochód przed znakiem STOP?
    Może kierujący powinien zgasić silnik i przepchać auto przez skrzyżowanie”

    Znowu mam ochotę zacytować klasyka. Wiesz po co się wprowadza znak stopu? Nawet (po zatrzymaniu) jak ruszysz i się zagapisz, to jeszcze masz zbyt małą prędkość, aby narobić większych szkód (są od tego oczywiście sytuacje wyjątkowe). Chyba że ktoś ma problemy z ruszaniem, ale to pierwsza czynność którą uczy się na kursach prawa jazdy.

    I uprzedzając, nie jestem święty: w jednym miejscu (100m z 24km)) jadę chodnikiem (choć status prawny tego odcinka jest niejasny) do pracy. Wracając co prawda schodzę z roweru (tłumy ludzi), ale gdybym dostał mandat, to bym nie dyskutował i nie dorabiał teorii. Fakt jest taki, iż pieszy w mieście powinien być świętą krową (a nie rowerzyści, jakby niektórzy chcieli). I na dwóch lokalnych uliczkach przejeżdzam przez przejście dla pieszych. Nie tłumaczyłbym się, że to tylko dlatego, że ktoś zapomniał połączyć dwa odcinki DDRa ze sobą na skrzyżowaniu, bo to by było śmieszne wytłumaczenie.

    Totalną głupotą jest jednak zrobienie takiego manewru na dużym skrzyżowaniu, co często widzę.

    „Wyjątek – gęsty tłum ludzi – wtedy lepiej zsiąść – ale to i tak regulują przepisy o jeździe po chodniku (jeżeli nie utrudnia … itd.)”

    Zdefiniuj „gęsty” i „nie utrudniać”? Niektórym sprawia trudność zrozumienia definicji „wymuszenia pierwszeństwa”, a co dopiero taka abstrakcja, która nie jest mierzalna (i niemożliwa do zastosowania w prawie, w żadnym kraju).

    „Zresztą w Polsce taki znak można spotkać – zwykły znak zakazu a kawałek dalej krzyżyk i lampioniki, zasuszone kwiatki. Wymowne.”

    To świadczy tylko i wyłącznie o debilizmie ofiar. Dla mnie to tzw. „pomniki głupoty”. Większość na własne życzenie.

    BTW odbiegamy od tematu. Swoją drogą czemu nie możemy wzorować się na cywilizowanych krajach, a tylko wymyślać dziwne teorie. Ja jako osoba korzystająca z roweru chciałbym, żeby to pieszym lepiej się żyło. Wbrew pozorom my (rowerzyści) także na tym zyskamy. My nie potrzebujemy więcej praw niż mamy teraz. Ostatnio mieliśmy w firmie gościa z Kanady. Kobieta była zaskoczona ilością DDRów w Gdańsku i Gdyni, ale stwierdziła, że jednak u nich więcej osób jeździ rowerami, mimo że infrastrukturę mają znacznie uboższą niż u nas.

    Pojeździj za granicę i popatrz jak tam wyglądają przepisy i infrastruktura dla rowerzystów. Niekiedy są zaledwie tolerowani na drogach (ale w granicach bezpieczeńśtwa), za to pieszy to niemal święty. Pomijam Norwegię, gdzie kierowca mnie przepuścił na przejściu jak czekałem na czerwonym, bo to już skrajność. Generalnie nie róbmy z siebie ofiar losu i świętych krów. Bo niektórym się chyba w d… poprzerwacało.

  • Że ludzie nie patrzą jak jadą, to mi nie musisz mówić. Zawsze biorę na to poprawkę i pewnie tylko dlatego jeszcze mam całe ręce i nogi. Na swoją obronę podaję fakt, że wtedy dopiero zaczynałam jazdę za miastem i zwyczajnie nie byłam przyzwyczajona do uważania na kolarzy. ;)

  • Z tego wynika, że facet wjechał na równorzędne skrzyżowanie nie patrząc, co się dzieje z prawej. Warto o takich zdarzeniach pamiętać, to się nazywa „zasada ograniczonego zaufania” i przedłuża życie. Każdy się może pomylić.

    Kiedyś drogi powstawały spontanicznie i życie weryfikowało ich konstrukcję. Dzisiaj organizacją dróg zajmują się zawodowcy z uprawnieniami i mamy prawo wymagać od nich zdolności przewidywania. I odpowiedzialności. Lepiej jak nie ma żadnego oznakowania, niż jak jest niekompletne.

  • Marku, to były równorzędne wiejskie drogi pod Kampinosem (puszcza, nie miejscowość), moja wina ewidentna, ale też on powinien zwolnić w takim miejscu. Stałam i ruszyłam prosto, żeby przejechać na prawy pas i on mi śmignął z mojej lewej. Nie było żadnych rowerowych pasów, tylko zwykła jezdnia i to chyba nawet nie pod kątem prostym. Ja byłam z jego prawej, więc w teorii miałam pierwszeństwo, ale nie miał szans mnie zobaczyć (zobaczyliśmy się w ostatniej chwili i każde uciekło w swoją stronę, przy jeździe samochodem nie skończyłoby się to tak różowo).

  • Nie rozumiem, jak się można włączyć do ruchu skręcając z jezdni w lewo.
    Jak już jesteś na jezdni i jedziesz, to już jesteś „włączona do ruchu”.

    Prawdopodobnie skręcałaś w lewo na skrzyżowaniu z drogą podporządkowaną i już na tej drodze okazało się, że tam za żywopłotem jest jeszcze jeden ukryty pas dla rowerów. Oczywiście, gdybyś wtedy akurat jechała samochodem, była by burza nienawiści. Jak już wcześniej pisałem, projektanci dróg realizują postulaty użytkowników tak, żeby im bokiem wyszło. Oczywiście jak się będziemy za bardzo buntować, to pozamykają te drogi rowerowe a zakaz ruchu rowerów na głównych zostawią i będzie to, co miało być.

  • Czołówki na jezdni nie, ale półczołówkę omal nie zaliczyłam kilka lat temu, gdy włączałam się do ruchu. Wtem rozpędzony człowiek na kolarce niemal we mnie wjechał. Oboje byliśmy trzeźwi więc każde odbiło w swoją stronę i zderzenia udało się uniknąć, ale od tamtej pory sto razy patrzę w lewo, jak skręcam w lewo z jezdni, gdzie narożnik zasłania żywopłot ;)

  • do „MaciekR”
    1. Tam, gdzie wolno jechać rowerem po chodniku dla pieszych oraz w miejscach, gdzie dopuszczony jest ruch pojazdów i pieszych, kierujący obowiązany jest jechać z taką prędkością, żeby móc w razie potrzeby pojazd natychmiast zatrzymać. Czyli z prędkością pieszego. Pieszy ma w takich miejscach pierwszeństwo i na kierującym ciąży obowiązek czuwania, żeby pieszego nie najechać. Czyli każde potrącenie będzie winą kierującego. Inaczej – na pustym chodniku, w otwartym terenie niezabudowanym, możesz jechać 90 km/h ale jak się pojawi żywopłot czy krzak, to masz zwolnić tak, żeby nie najechać na wychodzące zza niego dziecko.

    To przykład abstrakcyjny oczywiście. Ale w praktyce w mieście po jednej stronie chodnika są zwykle bramy a po drugiej zaparkowane auta. Stamtąd może wyjść ktoś (dziecko może być niższe od auta) i wcale nie ma obowiązku spodziewać się pojazdu na chodniku. To Ty masz obowiązek dostosować prędkość do takich miejsc (do odległości od nich).
    Tu się nasuwa pytanie – jaka jest różnica, czy rowerzysta jedzie po chodniku legalnie czy nielegalnie, (warunki określone w przepisach – np śnieg) – skoro i tak musi przestrzegać powyższych zasad albo je łamie?

    Następna zagadka – zsiadanie przed przejściem dla pieszych.
    Jaki sens? Pieszemu też nie wolno na przejście wbiegać (nazywa się to wtargnięciem) – czy w takim razie pieszy, żeby było wiadomo, że nie wtargnął, nie powinien wchodzić na czworaka? A samochód przed znakiem STOP?

    Może kierujący powinien zgasić silnik i przepchać auto przez skrzyżowanie?
    Przed przejściem dla pieszych rowerzysta powinien się zatrzymać i sprawdzić, czy może na nie wjechać bezpiecznie a potem przejechać z prędkością pieszego. Tak powinno to prawo wyglądać. Wyjątek – gęsty tłum ludzi – wtedy lepiej zsiąść – ale to i tak regulują przepisy o jeździe po chodniku (jeżeli nie utrudnia … itd.)

    Absurdalne zakazy powodują lekceważenie słusznych zakazów a to następnie śmierć ludzi. Śmierć jest nieodwracalna, przepisy można zmieniać.
    Przykład – sławne 30 km/h – ograniczenie prędkości stawiane gdziekolwiek, gdzie coś kiedyś dawno było robione albo gdzie milicja polowała na mandat. Ograniczenie tak nadużywane, że przydał by się odrębny znak „naprawdę 30”.

    Zresztą w Polsce taki znak można spotkać – zwykły znak zakazu a kawałek dalej krzyżyk i lampioniki, zasuszone kwiatki. Wymowne.

  • Żyjemy na styku co najmniej 2 kultur i odczuwamy ich wpływy, w tych warunkach próbujemy sobie wypracować naszą „normalność” i i tak nam to nieźle wychodzi. U tych po lewej na mapie „tak” znaczy tak a „nie” znaczy „nie” i prawo przynajmniej w warstwie przyziemnej odnosi się do realiów życia, jest dopracowane i przestrzegane. To wygodne, praktyczne i opłacalne. Warunek: – wszystko musi być rzetelnie dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Wschodnie podejście w skrócie – jest odwrotne. 2×2 rzadko się równa 4 ale można zależnie od kontekstu nauczyć się wyliczać właściwy wynik. (po ludzku – ile policjantowi dajesz w łapę).

    My, w mieszanym systemie, musimy się jakoś dostosowywać ale jednocześnie dążyć do tego zachodniego, bo jest nam jednak bliższy. To wymaga myślenia i działania, bo władza (każda) ma ciągotki do stawiania obywatela w sytuacji, kiedy tak czy owak jest winny.

    Władza również lubi spełnić postulaty uporczywie nękających ją obywateli. Nie cieszcie się z tego przedwcześnie. Można to zrobić tak, żeby Wam „wyszło bokiem” a przy okazji jeszcze ukręcić niezłą kasę.

    Kiedy kilkanaście lat temu zaczęły się nagłaśniać ruchy na rzecz budowy dróg dla rowerów, ostrzegałem, że każdy kij ma dwa końce. Droga dla rowerów może umożliwić jazdę tam, gdzie to było skrajnie niebezpieczne lub trudne, może również uniemożliwić tam, gdzie dotychczas się dało jakoś jeździć.

    Odpowiednio poprowadzona droga dla rowerów otwiera rowerzystom nowe możliwości poważnych wypadków, dostępnych dotychczas jedynie zmotoryzowanym. Czy to Was dowartościowuje?
    Słyszał ktoś o zderzeniu czołowym dwu (trzeźwych) rowerzystów na normalnej, dostępnej dla wszystkich jezdni?

  • @Mociumpel – tak jak mało rozgarnięci są niektórzy piesi, niektórzy kierowcy, tak samo i rowerzyści. Tutaj nie ma wyjątków, natura na wszystkie grupy rozdzieliła rozumu sprawiedliwie.

  • Swoją drogą czemu, wzorem bardziej cywilizowanych krajów, nie można zrobić tak, że w przypadku potrącenia pieszego, czy ogólnie słabszego uczestnika ruchu, to ten „silniejszy” w pierwszej kolejności musi się tłumaczyć. Zerknijcie w przepisy holenderskie jak jest traktowany kierowca, który potrąci dziecko poniżej 14-go roku życia. Jakoś w tych krajach nie boję się przechodzić przez przejście dla pieszych. W Polsce tak. Jeszcze pomysły z kamizelkami, kaskami itp dla pieszych/rowerzystów. Oznakowywanie fotoradarów, żeby kierowca się nie zestresował jak je zobaczy… Dobrze że konwencja genewska trochę przystopowuje niektóre pomysły.

    A policja u nas by mogła wreszcie ruszyć tyłki i, poza jednorazowymi akcjami dla statystyk, sprawdzać regularnie stan techniczny rowerów i łamanie najbardziej „niebezpiecznych”* przepisów. Parę świętych krów by się obraziło i by — ramach protestu — wymyśliło kolejną masę krytyczną, ale dla ogółu by było bezpieczniej. W innych krajach (Belgia i Holandia) są dosyć częste. Ja nie mogę się doczekać zimy, kiedy na DDRach pozostaje najbardziej rozsądna grupa rowerzystów.

    * mam na myśli przejeżdzanie na czerwonym, czy przejściu dla pieszych, wymuszanie pierwszeństwa, ale nie zaliczam do tego babci jadącej „sopockim” tempem rekreacyjnym (5km/h) po pustym chodniku, bo co to za zagrożenie dla innych.

  • Do Gościa – właśnie w tym jest problem że karta rowerowa tak jak każdy dokument mający COŚ wnosić (w sensie dawać poświadczenie o znajomości PORD) dokumentowałby przynajmniej, że osoba go posiadająca wie co robi poruszając się po drogach czy DDR-kach i wykonując na nich swoje manewry czyni to świadomie a nie z pełną nieświadomością i niewiedzą. Zaraz ktoś zarzuci że to się nie sprawdzi i w ogóle babcie ze wsi to już absurd – jeśli tak myślą to przypomnę o przepisie który obecnie ze względu na zapadające szybko ciemności będzie respektowany następująco: droga poza miastem, ktoś jedzie, potrąca pieszego, wysiada ściąga mu kamizelkę !!! (tak, tak kamizelkę ściągnie bo od razu wina to pieszego będzie że NIE POSIADAJĄC od razu jest winnym !!!) – i jak udowadniać bez świadków że było inaczej??. Przepis moim zdaniem trochę dziwny ale możliwe że okaże się skuteczny chociaż moim zdaniem będzie martwy podobnie jak skuteczność walki z pijaństwem w Polsce.

    Karta rowerowa choć nie uczyniłaby dla ich posiadaczy bezpiecznymi ale dawałaby świadomość WSZYSTKIM KORZYSTAJĄCYM z dróg czy DDR-ek, że KAŻDY jej użytkownik wie i rozumie jak poruszać się po drogach – a tak to gdybam czy rowerzysta jadący za mną, przede mną nie jest jakimś upośledzonym paralitykiem z porażeniem wzroku i kończyn bo huśta się z prawej do lewej świadomie czy z przyczyn chorobowych.
    Jak już doszło do „absurdu” noszenia kamizelek odblaskowych po zmroku poza miastem dla poruszających się po poboczach pieszych to karta rowerowa winna natychmiast do nich dołączyć – tak aby świadomość ruchu na drodze byłą świadomością wielokrotnego użytku a nie jednorazową wedle zasady „raz wjechał ale jakoś dziwnie pod samochód i to na pasach bez wyznaczonej ścieżki DDR i na czerwonym”.

    O OC nie wspomnę, bo sam posiadam w pakiecie z ubezpieczeniem mieszkania za niewielka dopłatą (40 zł rocznie) na ok. 50000 zł – suma odszkodowania jak na np. OC samochodowe niewielka, ale i szkody przez rowerzystów wyrządzane innym są zazwyczaj niewielkiej wartości.

    Irytującymi są sytuacje w których rowerzysta naginający przepisy czy też nie znający ich w ogóle najgłośniej krzyczy o winie innego, jak go ktoś potrąci czy przejedzie jakoś tak czasem nawet na śmierć – no wtedy to może nie krzyczy ale sprawia kłopot na drodze bo angażuje niepotrzebnie tyle osób – Policje, karetki, gapiów – sarkazm to ale momentami wraz z „modą na rowery” i w ogóle z ruchem na świeżym powietrzu na moich oczach rosną statystyki dziwnych zachowań i odzywek (np.nocą: „jak jeździsz batmanie – s .. dalaj, a po chwili o ku.. moja noga kto tu słupek postawił – na pomoc”) a przejechanych na pasach bez wydzielonych ścieżek małolatów na czerwonym (k.. ja mam pierwszeństwo!!!, no nie dość, że nie masz, to poleżysz se w szpitalu młody bo właśnie noga Ci chyba odpadła, … aua ratunku jestem w szoku”) – powyższe to prawie oryginał z lekkim podbarwieniem ale prawdziwe.

  • Goldwin: „Abstrakcją jest dla mnie pozwolenie na jazdę bez karty rowerowej”

    Jakby to miało wyglądać? Logiczne, że osoby z prawem jazdy byłyby zwolnione z obowiązku posiadania karty rowerowej. Co z resztą? Z dnia na dzień tracą prawo do poruszania się rowerem po drodze? Muszą iść na kurs? Chyba, że nowa ustawa obejmowałaby konkretne roczniki np. urodzeni od 1997 wzwyż. Bo jeśli nie, to już widzę te starsze osoby z małych miejscowości wyjeżdżające PKS-em do miasta na egzamin ;)

  • Cóż, świat 21 wieku jest coraz dziwniejszy…

    Baby z brodą, kobiety z k… przyrodzeniem mówią jak ma wyglądać rodzina, przepisy się zmieniają…

    Abstrakcją jest dla mnie pozwolenie na jazdę bez karty rowerowej, ogrom ludzi nie ma pojęcia o zachowaniu na ulicy (przecież z prawej strony można skręcać w lewo), że wspomnę i na ścieżce rowerowej (parki, kawalkady a Ty biedny z naprzeciwka kombinuj).

    Światła powinny być podstawą już w momencie zakupu. Jak ktoś sobie chce to zdejmie. Albo wymóg egzekwowany jak przejazdy na pasach dla pieszych.

    To. że ktoś ma wzrok po sowie i widzi w nocy, nie oznacza iż ja go widzę. I nie mam na myśli jakichś późnonocnych eskapad tylko zwykłego zmierzchu. Wystarczy wpaść na ścieżkę za ścianą pochłaniającą hałasy ulicy czy też pod drzewami i robi się baaardzo nieciekawie. A lampy czasem potrafią „zgasnąć” zwłaszcza jak komuś załączy się oszczędzanie.

    Przypnę się jeszcze do „mrugaczy”: o ile z tyłu nie mam nic przeciwko a nawet jestem za bo to pozwala wypatrzyć różnicę pomiędzy statycznym światełkiem gdzieś w oddali to biała z przodu staje się udręką. Błysk – widzisz, za chwilę ciemność i nie widać nic… Koszmar!
    Jedźcie rowerem w biały dzień i mrugajcie oczami, może to pomoże zobrazować jak się ktoś czuje z naprzeciwka. Swoją drogą, to jakiś dziwny wynalazek. Lampa z przodu miała pokazywać kogoś w ciemności ale i oświetlać drogę przed.

    No, tyle smęcenia :P

  • Ja mam bagażnikową lampkę z wbudowanym odblaskiem, szach-mat. ;) Tak naprawdę nabyłam, bo sztycową zasłaniała karmiata upchnięta na górze, na sakwach. Do zwykłej jazdy sztycowej starczała poprzednia. Czy sztycówki nie mają jakiejść membrany odblaskowej, tak bajdełej? Bo przecież świeci tylko malutka dioda, reszta to malowane tło.

  • Tak żeście mnie zakręcili tymi wszystkimi lampkami, że zaraz założyłem czerwony odblask co go wprzódy zdjąłem, bo mnie złościł. Teraz na sztycy pod tyłkiem mam i lampkę ( migającą na siedem różnych sposobów :) ) i czerwony odblask. Innymi słowy, Policja może mi skoczyć…

  • @Anonim – wiesz, przepisy sobie, życie sobie. Generalnie odblaski muszą być barwy samochodowej żółtej. Ja nie napiszę Ci – tak, jeździj w innych. Ale policjant musiał by być mocno nadgorliwy, żeby się czegoś takiego czepić.

    @Michał – no niestety, nawet jak komuś się zwróci kulturalnie uwagę (o czymkolwiek), to można się nieźle nasłuchać. Oto Polska, nieelegancja Francja…

  • Włączone światło (szczególnie przednie) przydaje się też w przypadku słonecznego dnia, kiedy kontrasty potrafią być bardzo duże. Przykładem jest jazda w cieniu budynków czy drzew. Praktycznie stajemy się wtedy niewidoczni dla np. wyjeżdżających z bocznych ulic, czy też skręcających.

    Co prawda ubrania z odblaskami nie zakładam (wyjątek przeciwdeszczowe spodnie i kurtko-płaszcz), ale poza terenem miejskim bym jednak pomyślał o wrzuceniu do sakwy jakieś żarówiastej kamizelki lub dodatkowych odblasków na rzep.

    Nie rozumiem ludzi włączających tylko tylną lampkę. Przednia ma kapitalny wpływ na naszą widoczność przez innych kierowców na skrzyżowaniach.

    @Lavinka

    W poprzednim rowerze miałem dynamo w piaście, w obecnym lampki są na baterie i to jedyna rzecz, którą bym chciał mieć ze starego. Ale tragedii nie ma; po prostu wożę zapasowy komplet akumulatorków, choć to upierdliwe i trzeba o nich pamiętać.

  • Gdzieś już pisałem ( pewno na fb ;p ) o tym jak wracałem z dawnej pracy do domu. Trzeba było przejechać ok 1,5 – 2 km w terenie niezabudowanym aby dojechać do pierwszego oświetlonego skrzyżowania. Normą niestety było to że połowa ludzi nie miała oświetlenia, jeździła poboczem pod prąd, miała generalnie wszystko w… siodełku. Były też 3 agentki które spotykałem podczas powrotów z pracy – o dziwo jechały jedna za drugą co też było zaskoczeniem, jedynym miłym.

    Otóż – przodowniczka grupy miała oświetlenie zamontowane prawidłowo. Druga w kolejności jechała bez oświetlenia i kamizelki, ba, nawet odblasków w pedałach nie miała. No i zostaje ostatnia. W pierwszej chwili nie wiedziałem co jest, ale po chwili intensywnego myślenia doszedłem do wniosku że ma odwrotnie lampki założone… Raz je dogoniłem (musiałem skrzyżowanie za wiaduktem płynnym poślizgiem pokonać i auta z prawej strony wyprzedzać) i im kulturalnie zwracam uwagę, nawet chciałem jednej dać chińskie silikonowe lampeczki (tandeta spora, ale lepsze to niż nic) – efekt? Dowiedziałem się iż jestem mały gówniarz (gówniarz – no spoko, mam 21 lat, ale mały? 189 cm wiadomo rekordem światowym nie jest, ale… :D) i wiem czym się moja rodzina, głównie płeć piękna zajmowała – nie mam powodów do dumy i chwalenia się :)

    Kupiłem też kiedyś na allegro neony na koła – złączka na baterię 9V, pstryczek elektryczek, kabelki, diody i takie przezroczyste rurki. Wziąłem czerwone i białe. Jako że na koło nie wiedziałem jak to założyć, zamocowałem na ramę. Z przodu dwa „neony” na kierownicę, jeden powędrował na rurę sterową i pozostałe dwa na widełki. Z tyłu czerwony na rury siodełka i sztycę. Na początku dawało to po oczach niesamowicie, miałem oświetlone kilka metrów przed rowerem, jak i to co mam pod kołem, świecący na czerwono tyłek też był bardzo widoczny – do tego czerwona kurtka i żółta kamizelka i byłem widoczny niczym latarnia morska w nocy. Przejeżdżałem wielokrotnie przy patrolach – zero problemów :) Niestety te 9V bateryjki szybko padały.

  • Nieśmiało przypomnę o wynalazku dynama… fajna rzecz, choć lampki przestają świecić, gdy człowiek się zatrzymuje i tu odblaski na sakwach są Kanadą. Niestety ostatnio padło mi dynamo w holendrze, a raczej padła tylna lampka i nie wiem czy to żarówka, czy kabelek, chyba czas na fachowca (nawet na holendrze mam zapasowe oświetlenie diodowe, bo niestety dynamo jest nie w piaście, ale tradycyjne i np. po kostce bauma ciężko się jedzie z szurającą gumą, niemniej wynalazek bezbateryjny uważam za coś genialnego).

  • Ja osobiście polecam kupić porządne niekoniecznie drogie oświetlenie.
    Bardzo ważne jest także wzięcie ze sobą zapasowych baterii gdy wybieramy się na wycieczkę lub krótką przejażdżkę ponieważ zawsze istnieje możliwość, że oświetlenie się wyłączy z powodu rozładowanych baterii.

    Najlepiej kupić oświetlenie zasilane bateriami ze względu na możliwość szybkiej wymiany ich na nowe sprawne.
    Wszelkie wbudowane akumulatory trzeba ładować, a nie zawsze będąc w trasie mamy dostęp do gniazdka i nie zawsze mamy przy sobie ładowarkę.