Mam w sobie sporą dozę sceptycyzmu do wielu rzeczy. Otrzymując do testów smar do roweru w sprayu, nie byłem do końca przekonany czy to ma szansę się udać. Wiecie z jakim produktem od razu kojarzy się taki spray – WD-40. Niby do wszystkiego, ale do porządnego smarowania, zwłaszcza łańcuchów niezbyt się nadaje. Mimo wszystko postanowiłem dać szansę firmie NanoProtech i ich smarowi antykorozyjnemu do rowerów. Jak sami przekonują, skład WD-40 został opracowany 50 lat temu, a technologia NanoProtech to najnowsza zdobycz techniki, korzystająca z osiągnięć nanotechnologii.
Jak deklaruje producent, smar tworzy na pokrytej nim powierzchni nanopowłokę. Dzięki temu smar nie zostanie usunięty ani przez wodę, ani przez brud. Do tego minimalizuje osadzanie i przylepianie brudu oraz błota. Co ciekawe, nawet przejazdy przez kałuże czy strumyki, ma nie powodować wypłukiwania się smaru. Na opakowaniu możemy również przeczytać, że smar zabezpiecza wszelkie metalowe elementy przed korozją i wypiera wodę. Te właściwości będę bacznie testował przez najbliższy czas, bo na takie obserwacje potrzeba długoterminowego testu. NanoProtech został również przetestowany w ekstremalnych, syberyjskich warunkach, przez dwóch rowerzystów. Według nich, nawet w temperaturach dochodzących do -55 stopni Celsjusza smar sprawdzał się bardzo dobrze.
Cóż, takie są zapewnienia producenta. A jak było w rzeczywistości podczas moich testów? O tym napiszę za chwilę.
Test zacząłem od naniesienia smaru w kilka miejsc na rowerze. Spryskałem linki hamulcowe w miejscach gdzie wchodzą do pancerzy, klamki hamulcowe, mechanizmy przerzutek, mechanizmy hamulców oraz łańcuch. Smar można nanosić na wiele innych elementów, generalnie na wszystko co wymaga smarowania, może oprócz tych miejsc gdzie wymagany jest smar stały. Oczywiście przed nałożeniem smaru, trzeba dobrze wyczyścić powierzchnię, żeby nie psikać na błoto. Szczególnie dotyczy to łańcucha, musi być on czysty przed smarowaniem. Nakładanie smaru na brudny, zabłocony czy zapiaszczony łańcuch, przyniesie więcej szkód, niż pożytku. Więcej na temat czyszczenia łańcucha w rowerze przeczytasz w podlinkowanym wpisie.
Łańcuch do czyszczenia najlepiej byłoby zdjąć (koniecznie pamiętając o zakupie spinki do łańcucha, jeśli pierwszy raz zdejmujesz łańcuch) i dokładnie „wyszejkować” w butelce z niedużą ilością benzyny ekstrakcyjnej. W ten sposób dostaniemy najlepiej wyczyszczony łańcuch. Od razu dodam – zapomnij o ciśnieniowych myjkach. Choć znam wielu zwolenników takiego mycia roweru, to mimo wszystko trzeba niezwykle uważać, by nie wypłukać smaru z piast, suportu, sterów itd. Niby wszystko jest szczelnie zamknięte, ale przy wysokim ciśnieniu wody, szybko może się okazać, że nie tak do końca szczelne.
W przypadku NanoProtech, zrobiłem trochę inaczej. Naniosłem go równomiernie na cały łańcuch, głównie by sprawdzić czy będzie łapać brud. Producent deklaruje, że po dziesięciu minutach od nałożenia, na powierzchni łańcucha utworzy się wodoodporna warstwa, do której nie będzie przywierał brud. Fakt, faktem, ten smar ma zupełnie inną strukturę niż olej do łańcucha, tak więc brzmi to całkiem wiarygodnie. Taka warstwa powinna dodatkowo zabezpieczyć łańcuch przed kurzem. Nie pozostało mi w takim razie nic innego, jak sprawdzić jego działanie w praktyce. Warto po naniesieniu smaru i odczekaniu kilkunastu minut, przetrzeć jeszcze łańcuch delikatnie szmatką, jeśli nałożyliśmy go za dużo.
Wreszcie mogłem spróbować wrócić na rower, po moim ostatnim wypadku. Nie będę ukrywał, że nie jestem jeszcze w stanie wybrać się na przykład na jednodniową trasę liczącą 200 kilometrów. Ale przecież nikt nie powiedział, że nie mogę sobie rozłożyć dłuższych dystansów na raty :) Test przeprowadziłem na rowerze mojej Moniki, ponieważ góralem było mi łatwiej wjechać do lasu i w wodę. Dodatkowo Monika jeździ rowerem do pracy, więc od siebie dołożyła kilkaset kilometrów miejskich przejazdów testowych.
Do pracy świeżo posmarowanego łańcucha nie mam żadnych obiekcji. Pracuje cicho, między zębatkami przeskakuje płynnie, w sumie działa tak samo, jak posmarowany produktami konkurencji. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów, sprawdziłem wygląd łańcucha. Przyczepiły się do niego nieduże ilości pyłu, ale mniej niż podczas smarowania olejem. Napęd nie wydawał żadnych niepokojących dźwięków i nadal działał poprawnie.
Jeżdżąc w słoneczny, suchy dzień, nie miałem możliwości sprawdzenia, jak będzie się zachowywał po delikatnym zamoczeniu. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, okazja pojawiła się dość szybko. Dwa dni później, wyjechałem z domu gdy świeciło słońce, niestety pogoda dość szybko się zmieniła i przyszedł deszcz. W deszczu przejechałem kilka kilometrów, a potem przestało padać, więc miałem „przyjemność” zaliczyć jedynie kilka kałuż. Po takim przejeździe łańcuch zrobił się oczywiście dość brudny, ale postanowiłem dać mu najpierw trochę odpocząć i wyschnąć. Gdy wysechł, przetarłem go czystą szmatką – brud z powierzchni schodził bardzo łatwo, czyli faktycznie smar pozostał na powierzchni łańcucha.
Nieraz pisałem, że nie jestem totalnym pedantem rowerowym. Po przejeździe w błocie, gdy możemy je zdrapywać szpachelką z czoła, oczywiście należy dokładnie wyczyścić cały rower. Ale w lżejszych warunkach, nie oszukujmy się – mało kto będzie za każdym razem z nabożnością czyścił łańcuch w benzynie ekstrakcyjnej. W każdym razie ja przetarłem go tylko z grubsza suchą szmatką i tak oddałem rower Monice. Poprosiłem, by zasygnalizowała, gdy z pracą łańcucha zacznie się dziać coś niedobrego.
Okazało się, że w suchych warunkach mogła przejechać jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, zanim łańcuch zaczął sygnalizować, że już nie jest idealnie. Wtedy wyczyściłem go dokładnie i naniosłem smar jeszcze raz. Znów zaczęła jeździć do pracy (i jeszcze w kilka innych miejsc przy okazji) rowerem i tym razem obyło się bez deszczu. Do tego doszła dalsza wycieczka i smar nadal spełniał swoje zadanie. Nie można powiedzieć – po jakichś 200 kilometrach zebrał już więcej brudu na łańcuchu, ale nadal nie było tak źle.
Werdykt – ciężko jest porównać wydajność smarów. Nie jeździmy w laboratoryjnych warunkach, jeździmy z różną częstotliwością, przy różnej pogodzie. Ale ja nie zauważyłem potrzeby częstszego smarowania, czy gorszej pracy łańcucha w porównaniu z tradycyjnymi olejami. Tu byłem miło zaskoczony – spray, a działa dobrze. Spokojnie nadaje się do rowerowego użytku. I sam chętnie do końca wykorzystam opakowanie, które otrzymałem.
Jeszcze odnośnie laboratoryjnych badań, producent przeprowadził test na smarowność. Z tego co się dowiedziałem, w takim badaniu sprawdza się jakie duże skazy pojawią się na kulkach, które są posmarowane smarem i poddane obciążeniu. Z badania wynika, że ten bardzo dobrze chroni smarowane powierzchnie. Smar kosztuje ok. 30 złotych i to rozsądna cena.
Cześć,
Pedantem nie jestem, ale mam alergię na piszczące, zardzewiałe łańcuchy. Jak więc dbam o rower?
W zasadzie dokładniej pochylam się tylko nad napędem. Co kilkaset kilometrów zdejmuję łańcuch, wrzucam do butelki z benzyną – i tam zostaje na dłuższy czas. Wyciągam z woreczka drugi łańcuch, wyczyszczony i nasmarowany. Zakładam na rower i zapinam zapinką.
Dlaczego drugi łańcuch? Staram się wydłużyć czas używalności kasety i zużyć przynajmniej dwa łańcuchy zanim zetrę zęby w kasecie. Kiedyś nawet miałem trzy łańcuchy, ale wtedy myliła mi się ich kolejność :)
A do smarowania używam oleju do pił łańcuchowych. Chętnie spróbuję tego nowego wynalazku.
Co do reszty roweru: staram się jak najmniej używać WD40 czy innych tego typu środków, bo po kilku aplikacjach rower wygląda jak plujący olejem dwusuwowy motorower – czyli jest cały oblepiony mieszanką błotno olejową.
Ja staram się jak najczęściej z nim rozmawiać – o jego problemach, wątpliwościach, o tym jak się czuje i na co ma ochotę. Czasami jest ciężko, jest zimny i niechętny do współpracy, ale wystarczy trochę go rozruszać i nagle się okazuje, że chodzi płynnie jak SLX, mimo, że to tylko Deore!
@BIK4DONE
Faktycznie :D
Coś mi się tak ubzdurało, że to takie drogie, nie wiem czemu :P
A rower mam stalowy, od zawsze. Jeszcze nie jeździłem na aluminiowym, ale stalowy też rdzewieje, gdy musi prawie cały dzień stać w brei sól-śnieg-piasek. Po powrocie do domu zawsze go czymś przetrę, lecz musiałbym się nieźle nagimnastykować, by wszystko zetrzeć. A i tak po moczeniu w mieszance od 6 do 20 wytarcie tego za dużo nie daje :P
Lubie, jak rower chodzi sprawnie i cicho, dlatego o mojego speca dbam następująco:
-co tydzień czyścze i smaruje łańcuch czyszcze kasete, myje rower i wykonuje inne podstawowe czynności
-przed każdą jazdą sprawdzam stan hamulców
-poważniejszych napraw dokonuję z książką ZINN I SZTUKA SERWISOWANIA ROWERU GÓRSKIEGO
Lubię, gdy rower jest czysty i sprawny, ale nie lubię, by utrzymywanie go w takim stanie wymagało nadmiernego wysiłku. Dlatego przed zakupem kolejnych rowerów ustaliłem sobie listę pożądanych cech i wyposażenia, które można podsumować tak: minimalna obsługowość.
Przy jednym rowerze można poświęcić wiele czasu na czyszczenie napędu i innych podzespołów. Gdy pojawią się kolejne – zwyczajnie nie ma na to czasu. Stąd szczerze polecam rozwiązania typu piasta planetarna, zamknięty w szczelnej obudowie łańcuch lub (o ile rower użytkujemy w mieście lub w turystyce szosowej) hamulce rolkowe. Wiem, że rozwiązania te mają wadę w postaci dużej masy i zwykle wyższej ceny, ale dają znacznie wyższy komfort użytkowania.
Obecnie testuję coś lżejszego – piasta planetarna + pasek zębaty bez obudowy. Wygląda ciekawie, działa bezgłośnie, a konserwacja sprowadza się do sporadycznego opłukania wodą. Nie ma smaru, więc nie grozi ubrudzenie spodni, a kurz czy piasek nie bardzo ma się do czego przykleić. Rzecz jasna nie ma też mowy o rdzy. Jestem tylko ciekaw jak wypadnie trwałość takiego rozwiązania w stosunku do zwykłego łańcucha w obudowie.
@Dziamdziak- chcesz nam powiedzieć, że na dystansie równym: 0.75 obwodu kuli ziemskiej po równiku nie zaglądałeś do piast, na dystansie 1x równik nie zaglądałeś do supportu oraz 1.5 x równik nie zajrzałeś do sterów?
@Radziu to nie jest żadna abstrakcja. Stery zwykłe, tanie półzintegrowane Cane Creek. Pracowałyby dalej gdyby nie pękła rama. Suport na octalink BB-ES25 (wcześniej miałem jakiś na kwadrat i BB-ES51 i one również miały po ponad 20k km i były sprawne). Piasty Shimano RM60, Novatec T802 cały czas bezawaryjne.
O rower dbam namiętnie:
co 300 km czyszczenie całościowe (szmatka, gąbka i wycieranie do sucha)
potem zaczyna się zabawa z napędem: czyszczę łańcuch ogniwo po ogniwie, koło zębate po kole zębatym. Zajmuje mi to z dobrą godzinkę. Potem smarowanie: łańcuch, napęd i wszystkie potrzebne zakamarki, gdzie olej jest niezbędny do dobrej pracy. Dodatkowo po sezonie oddaję rower do serwisu na porządny przegląd, regulację i ewentualną wymianę zużytych części. W tym roku pójdzie do wymiany suport, łańcuch i kaseta – trochę to będzie kosztowało. A jeżdżę na Hibike’u. Niemiecka precyjza – bardzo dobry góral.
Czytając komentarze, zaczęła nurtować mnie pewna myśl: czy wszyscy czytelnicy mają sztywne widelce, czy może nikt nie dba o amortyzator?
Po 30 komentarzu było jeszcze gorzej! Brunox deo, tu się nie spieram, służy do pielęgnacji amortyzatorów, ale – na litość – nie do smarowania! Jest środkiem silnie penetrującym, łatwo przenikającym przez uszczelki. Jego wtłoczenie do amortyzatora spowoduje rozcieńczenie oleju/smaru stałego, który faktycznie odpowiada za smarowanie (kwestia inaczej wygląda w przypadku najtańszych uginaczy).
A teraz do rzeczy, czyli co jak kiedy w rowerze robię.
Przed każdą jazdą:
-Czyszczenie amortyzatorów: wykałaczką pozbywam się kurzu ze styku uszczelka/goleń, z grubsza ręcznikiem papierowym przecieram golenie. Następnie brunox na ręcznik i przecieranie goleni. Uginam kilka razy amor i wycieram kurz który wyszedł spod uszczelki (operacja powtarzana, aż kurz przestanie się pojawiać). Ostatni krok, wytarcie goleni amortyzatorów do sucha! Brunox ma utworzyć film o grubości mikronowego rzędu – więcej go tam nie potrzeba!
-Sprawdzenie ciśnienia w oponach, mi wystarczy palcami, na przedzie mam 2.2 na tyle 2.8 jeśli tył nie jest zbyt miękki i jest wyraźnie twardszy od przodu to dalej nie wnikam
-Pobieżne sprawdzenie czy ośki są dokręcone
-Jeszcze wypadałoby sprawdzić ciśnienie w amortyzatorach ale jest to zbyt upierdliwie szczególnie w dualair od RS. Nie sprawdzam – zbyt niskie ciśnienie wyczuwa się momentalnie podczas jazdy – pompka zawsze w plecaku.
Gdy już błoto przeszkadza aby wsiąść na rower:
Tutaj raczej nie jestem zbyt delikatny. Myjka ciśnieniowa i po sprawie, łącznie z napędem. Ciśnienie myjki jest na tyle duże, aby strumień skierowany na cześć kasety za osią, obracał nią oraz zaciągał łańcuch. W ten sposób mam pięknie wstępnie umyty napęd.
Teraz odezwą się obrońcy łożysk – tak, wiem, że łożyska trochę na tym cierpią ale jeśli są one uszczelniane, to kilkadziesiąt takich zabiegów przeżyją (jak nie więcej).
Co do samych łożysk, bardziej świadomych użytkowników rowerów, zachęcałbym do dobierania komponentów wyposażonych w standardowe łożyska, które kupimy po kilka złotych od sztuki w sklepie.
Dobra, rower wysechł, jedziemy dalej:
-Łańcuch do szejkera, potem na glebę i po kropelce na ogniwo – FL wet, SH wet, Rohloff lub suchy olej – w zależności od humoru i tego co się dzieje za oknem. Jak sobie tak poleży z 3h to wycieram do sucha.
-pozbywanie się gluta z kołeczek przerzutki, zębatki są już raczej czyste po myjce. Przerzutka z rzadka dostanie po kropelce mazidła na sworznie.
-sztyca wek z roweru, wnętrze podsiodłówki do sucha, sztyca do sucha i na noc na szafkę. Niestety największy mankament myjek ciśnieniowych, Moczenie wnętrza ramy. Przed ponownym montażem, na sztycę trochę lubrykacji.
-czyszczenie klocków hamulcowych oraz okolic tłoczków
– zestaw pt. przed każdą jazdą.
Doraźnie:
-skrzeczy łańcuch – smarowanie, jeśli upaprany mocno to z szejkiem na wstępie.
-skrzeczą stery/kiera – rozebranie mostka/sterów czyszczenie i smarowanie
-skrzeczy sztyca – pucowanie i smarowanie
-skrzeczą pedały – rozbieranie/czyszczenie/smarowanie – ewentualnie wymiana uszczelek/łożysk (mam cranki, do których producent przewidział rebuilt kit) ale częściej kończy się na wykręceniu i wyczyszczeniu gwintu.
-skrzeczy korba – rozebranie/czyszczenie/pucowanie/smarowanie
Co 50 godzin jazdy: wymiana oleju smarującego w amortyzatorze
Co 250 godzin jazdy: pełen serwis amortyzatorów
Raz w roku: rozebranie do zera pucowanie/smarowanie, wymiana linek przerzutki i sztycy, wymiana oleju w hamulcach ….
Spory elaborat z tego wyszedł a i tak pewnie o połowie zapomniałem
Z miłością :)
@Dziamdziak – bez jaj, chyba przecinka zabrakło! 60k km dla sterów? Abstrakcja! 40k dla suportu? Co to za typ? 30k km dla piast? W samochodzie często padają szybciej.
A ja mam znacznie odmienną taktykę dbania o rower. Uważam że rower należy jak najmniej myć przy użyciu wody, więc dokładniejsze mycie robię mu maksymalnie 2 razy do roku, chyba że trafi się jazda w mega błocie. Tak to w sumie od większego święta przecieram na sucho. Dzięki temu zabiegowi poszczególne części przy jeździe całorocznej bez względu na warunki wytrzymują mi konkretne dystanse bez potrzeby jakiegokolwiek zaglądania do nich: np. obecnie suport ma 40 tys. km, piasty 30 tys. km., stery 60 tys. km.
Najważniejsze jest dbanie o napęd, ale ono także ogranicza się tylko do minimum: przecieranie szmatką i smarowanie smarem do pił łańcuchowych co 200-400 km. Mimo tego minimum napęd jest sprawny bardzo długo.
Nie każdy jest entuzjastą rowerów i dbanie o rower jest dla nich udręką. Ja nie należe do tej grupy osób i czuszczę swój rower regularnie (o ile to możliwe). Dobrze wiemy że napęd to sprawa kluczowa i trzeba poświęcać mu sporą ilość czasu. Mycie, smarowanie i trochę chęci, sprawi że wycieczki rowerowe staną się więcej niż przyjemnością.
Ja na sam początek przemywam cały rower z kurzu itp. wilgotną szmatką tak aby wszystko lśniło :D (szprychy itp.). Zajmuję to trochę czasu ale warto. Potem zabieram się za napęd. Nasączoną w rozpuszczalniku szmatką czyszczę łańcuch, zębatki i przerzutki z resztek smaru. I na koniec smarowanie :). Używam do tego specyfików marki shimano gdyż uważam, że WD się do tego nie nadaje bo nie smaruje łańcuch od środka. Chwilka przerwy np. na herbatę i przecieram łańcuch z nadmiaru oleju. Rower sprawny i gotowy do jazdy :D
@Michał Kacper
Za 20 zł to kupisz cały łańcuch na zimę, spinki zwykle są od 4-6 zł do łańcuchów 6-8 rz. Lepsze łańcuchy lub promocyjne zestawy kaseta + łańcuch kupisz często ze spinką.
Zimą doskonale sprawdzi się drugi rower – stalowy – bardziej odporny na działanie soli, niż ALU. Używana stara rama, używane koła, przekładnia w piaście ( z hamulcem), opony do błota, błotniki i dobre światła.
Z tego najdroższe będą dobre światła :-))
A u mnie wygląda to tak:
Z racji dostępności miejsca (duża piwnica), raz do roku rower rozbieram na czynniki pierwsze, koła, piasty, zębatki, przerzutki, widelec, wymiana linek, wymiana klocków (w ciągu roku i tak trzeba, ale przy generalnej rozbiórce i tak montuje nówki), łożyska… Zostaje sama rama i części.
Większość ląduje w ropie dla odtłuszczenia, usunięcia piasku itp. Potem smarowanie i skręcenie.
W ciągu roku zwykle pomaga myjka samoobsługowa (omijać miejsca smarowane bo potrafi wypłukać smar!), reszta ściereczką z ropą (okolice piast, kasety) i płyn z wodą dla uzupełnienia. Do sucha i wystarcza.
Łańcuch (2 – 3 razy w sezonie, chyba że faktycznie w spore błocko się wpakuję to częściej): tu zwykle odkręcam śrubkę od blachy przy przerzutce przedniej, zdejmuję koło i pakuję w miskę z ropą. Na dwa razy zwykle żeby część pozostałą na kasecie zamoczyć. Pędzel i czochram ile wlezie :)
Potem zwykle wycieram aby usunąć nadmiar, jak wyschnie zwykle na łańcuch z podłożoną szmatką leci zwykła oliwa do maszyn (nie sprawiła mi do tej problemu, łańcuch nie rdzewieje, niewiele do niego przywiera), potem trzeba suchą przetrzeć aby usunąć nadmiar.
I jedzie…
Dbanie o rower można porównać do naszego najbliższego przyjaciela. Najpierw gdy zaczynałem jeździć w ogóle mnie to nie interesowało jak to tam wszystko chodzi. Po przejechaniu pierwszego „tysiaka” zacząłem rowerek doglądać, czy nic mu się nie dzieje ;). Więc: systematycznie smarować i czyścić łańcuch, myć wehikuł od święta, ciśnienie w oponach sprawdzać przed wyprawą, na otwarcie sezonu zrobić szejka i nasmarować piasty.
Pozdrawiam ;)
Nie jestem maniakiem błota – po każdej wycieczce w kałużach dokładnie czyszczę rower i wszystkie mechanizmy w benzynie. Po pół godziny jest wszystko idealnie, tylko trzeba trochę poczekać, aż nowo nałożony smar przeschnie. Jak Kuba Bogu – tak Bóg Kubie. Rower sprawuje się wtedy idealnie.
Pozdrawiam
Witam
Rower jest do jeżdżenia a nie do pucowania „szmatką przy każdej okazji” ;)
Z reguły po każdej przejażdżce odstawiam rower prosto na jego miejsce bez czyszczenia gdyż nie ma takiej potrzeby. Natomiast gdy już faktycznie staje się brudny to wtedy spłukiwanie, mycie delikatną szczotką, spłukiwanie, obsuszanie szmatką i na swoje miejsce.
Trochę się rozpisałem :)
W jaki sposób dbam o swój rower? Nigdy nie myję go myjką ciśnieniową. Uważam to za fatalny pomysł, z powodów opisanych powyżej. Nie myję swojego roweru bardzo często, bo nie mam na to czasu. Staram się to robić raz w miesiącu, najczęściej w weekend przed Masą Krytyczną.
Do czyszczenia biorę szczotkę (zmiotkę), wiadro wody z płynem do mycia naczyń, butelkę z benzyną i starą szczoteczkę do zębów. Zaczynam od łańcucha. Czasem go rozkuwam, ale niestety nie potrafię skuć i potrzebuję pomocy (tak, tak, wiem – spinka… tylko 20 zł za mały kawałek metalu to moim zdaniem przesada, 10 to już max. W pierwszej kolejności kupuję ważniejsze, najbardziej eksploatujące się części, a na spinkę do łańcucha kasy nie wystarcza), więc szczoteczką do zębów, mocząc ją w benzynie, szoruję każde pojedyncze ogniwo, a następnie wolnobieg i zębatki przy korbach.
Gdy już skończę z czyszczeniem tych części, biorę szczotę i szoruję rower zaczynając od kół i kończąc na kierownicy. Po umyciu płuczę albo świeżą wodą z wiadra albo wężem ogrodowym, jeśli takowy mam pod ręką.
Następnie, jak już dokładnie spłukałem cały płyn z roweru, wycieram łańcuch do sucha i odstawiam rower na kilkanaście minut w słońcu, żeby dosechł. Smaruję olejem za 5 zł, robię dwa okrążenia po podwórku, wycieram nadmiar smaru i cieszę się jazdą przez następny miesiąc.
Sporadycznie zrobię tak samo z rowerem brata, bo on go nie konserwuje w ogóle.
Po czymś takim nie narzekam i jedzie mi się raczej bez problemów, ale jest lato. Mamy wrzesień i nadchodzi paskudna jesień. Opady, błoto, a później śnieg i… ten cudowny środek, masa niebiańska, dzięki której mamy czarny asfalt i dobrą przyczepność – sól.
Przez kilka lat jeździłem MPK podczas zimy (samochodu nie posiadam, jeszcze), ale w końcu, gdy trasa, którą w ciągu lata, tramwajem linii 1 pokonywałem w ciągu niecałych 40 minut, przekroczyła w zimowym korku 4 godziny powiedziałem NIGDY WIĘCEJ! Teraz jeżdżę rowerem i unikam usług przewoźnika jak ognia.
Ale wraz z korzystaniem roweru w zimę przychodzi problem śniegu i soli. Po zimie trzeba wymienić cały napęd, bo jest wykorzystany, co wiąże się z kolejnymi wydatkami… :(
NanoProtech mogłoby zakończyć ten problem. Zaoszczędziłbym mnóstwo pieniędzy, ale przede wszystkim czasu, który jest na wagę złota (jestem uczniem i uczęszczam do szkoły o bardzo wysokim poziomie, która zajmuje 1 miejsce w rankingu wojewódzkim, a 8 w ogólnopolskim). W każdym razie, nawet jeśli wygrana nie trafi się mnie, to bardzo dziękuję za możliwość podzielenia się swoimi spostrzeżeniami na temat mycia roweru i życzę wszystkim 'konkurentom’ powodzenia i szerokiej drogi, a przede wszystkim radości z jazdy. Pozdrower :)
Ale się rozpisałem :D
Ja swój rowerek co tydzień myję ciepłą wodą z detergentem + mycie napędu benzynką ekstrakcyjną. Po wszystkim smarowanie i sprawdzenie ogólnego stanu roweru.
Ja dosyć często pucuję swój rower. Standardowo co 500 km ściągam łańcuch i funduję mu kąpiel w benzynie, a potem czyszczę na sucho szmatką. Do czyszczenia elementów napędu używam WD-40. Do smarowania się nie nadaje, ale nie znam lepszego środka do czyszczenia blatów, czy kasety. Kasetę wycieram szmatką „na błysk”, ewentualnie szczoteczką do zębów szoruję trudnodostępne miejsca. Po takiej operacji myję cały rower za pomocą zwykłego wiadra z wodą i płynu do mycia naczyń. Do smarowania łańcucha (co ok. 150 km) używam Rohloff’a lub oleju ceramicznego Finish Line.
Mój rower czyszczę po każdym treningu trzymając się się słów ” jeżeli zadbasz o rower to on zadba o ciebie”. Wszystko w tedy działa bezproblemowo co daje dużo frajdy z jazdy jak nic nie szeleści, nie piszczy i nie stuka?
Raz do roku po sezonie powierzam rower fachowcom. Tam go dopieszczają bo wiedzą jak.
Normalnie czyszczę go po większych przeżyciach, oliwię miejsca narażone olejem maszynowym. Nie jestem pedantem w czyszczeniu roweru, ale po tym artykule dostałem motywację do większego dbania z użyciem Nano Protech.
Czyszczenie roweru zaczynam od…
kupienia zgrzewuni piwka, co by się milej siedziało. Do tego piwo ma witamine B, która po długiej jeździe w trudnym terenie niweluje zakwasy które moglibysmy dostać. Wracając do czyszczenia:
Okiem niefachowca patrze co jest brudne i wymaga dokładniejszego czyszczenia, rozbieram na czynniki pierwsze i dokładnie segreguje części (lubią się gubić bardziej niż dzieci). Później przy użyciu benzyny e. wszystko powoli i dokładnie czyszczę. Zostawiam to na chwilę, żeby sobie dokładnie obeschło i zajmuję się ramą.
Tę czyszczę przy użyciu odrobiny mydła i płynu do mycia okien, lepiej się błyszczy;) Następnie części, które trzeba nasmarować smaruje FinishLinem do warunków suchych a łańcuch smaruję napierw Rohloff-em a później olejem parafinowym FL. Rohloff to chyba najlepsze 'zmarowidło’ do łańcucha jakie zostało wymyślone, a olej parafinowy dodatkowo go zabezpiecza. Następnie wszystko składam do kupy, na sucho sprawdzam czy nic nie terkocze i , choć mam ochote wsiąść i zrobić testową jazdę, kładę się spać, żeby znowu wstać rano i sprawdzić dzieło wczorajszego dnia:)