Miałem już dziś nic nie pisać, ale poczułem się „wywołany do tablicy” przez mini-wojenkę, którą zobaczyłem na blogach, które regularnie czytam. Zaczęło się od tekstu Kamila „Matki z dziećmi jak krowy na zielonej łące„, w którym autor opisuje min. obserwacje na temat matek spacerujących z dziećmi po drogach rowerowych. Opisuje jakie to według niego jest niebezpieczne i jak reagują osoby, którym zwróci się uwagę. Na wpis zareagowała Marlena z bloga makoweczki.pl, która stanęła w kontrze do wpisu Kamila i opisała swoją historię z drogą rowerową w roli głównej. Pod wpisami oczywiście pojawiła się góra emocjonalnych komentarzy, zarzucających brak empatii i zrozumienia dla jednej czy drugiej strony. Postanowiłem spróbować wyciszyć emocje i napisać coś od siebie, być może nawet uda się zakopać „topór wojenny”.
Zacząć należy od tego, że jesteśmy tylko ludźmi. To żadna nowość, a animozje na linii kierowca-rowerzysta-pieszy były i są, ale mam nadzieję, że kiedyś znikną. Uprzedzając jakiekolwiek ataki na mnie, napiszę, że u mnie na blogu w równym stopniu dostawało się każdej z tych grup. Pisałem o irytujących kierowcach, o pieszych na drogach rowerowych, ale także, a może przede wszystkim – o błędach rowerzystów, o niewłączaniu oświetlenia w nocy, o dzwonieniu na pieszych, gdy jeździ się po chodniku. Wychodzi na to, że to rowerzyści są przeze mnie karceni częściej. W sumie taka jest grupa docelowa mojego bloga :) Jak widać więc – nie jestem rowerowym schizolem, nie mam również klapek na oczach (zbyt dużych przynajmniej).
Zgadzam się z Marleną – potrzeba nam więcej empatii, więcej luzu, więcej kultury wobec innych. Kilka dni temu wróciłem z Czech. Kraj po sąsiedzku, ludzie niby podobni, ale dało się tam zauważyć ciut inną mentalność. Kierowcy zatrzymywali się przed przejściami dla pieszych, przepuszczali rowery, pozwalali autobusom ruszyć z przystanku. Nie mówię, że wszyscy i nie twierdzę, że zawsze. Ale mimo wszystko trochę częściej niż u nas. U nas nikt nie wpuści samochodu z bocznej uliczki, bo oczywiście korona z głowy spadnie, „ale na pewno wpuści kto inny”.
Nie wiem jak w Czechach, ponieważ nie byłem w bardzo dużym mieście, ale u nas dokładnie tak samo jest z rowerzystami i pieszymi. Nie wszystkimi oczywiście, ale z pewną sporą grupą. Czy wyobrażacie sobie, że na środku drogi staje samochód, a jego kierowca wysiada, by uciąć sobie pogawędkę z kierowcą innego samochodu? Albo czy potraficie sobie wyobrazić, że ktoś na środku ulicy zaczyna naprawiać samochód, mimo tego, że mógłby bez przeszkód zjechać na pobocze? Powiecie zapewne, że nie. Że kierowcy zazwyczaj tak nie robią. A wyobraźcie sobie, że są dziesiątki rowerzystów, którzy potrafią stać na drodze rowerowej, albo nawet naprawiać tam rower. Gdzie jak chyba każdy wie, rower można bez problemu przenieść na bok. I jeszcze jak się grzecznie zwróci uwagę, można w odpowiedzi usłyszeć taką wiązankę, że aż ma się ochotę wrócić i zapytać, czy wszystko w porządku z głową.
Kto mnie trochę zna, wie, że jestem oazą spokoju. Ucieleśnieniem fali, dryfującej po spokojnym morzu. Ale zapasy mojej empatii bardzo szybko się wyczerpują, gdy ktoś próbuje mi przeszkadzać, bo jemu jest tak wygodnie. I tu zdecydowanie zgadzam się z Kamilem, który napisał: „Jezdnia jest dla samochodów, ścieżka rowerowa dla jednośladów, a chodnik dla przechodniów. Przecież tu nie chodzi o 'widzi mi się’. Ale o bezpieczeństwo„.
Marlena ripostuje: „Ja dostaję świra oglądając się w dwie strony, czy ty nie nadjeżdżasz. I czy moje dziecko akurat nie zrobi kroczku w prawo, a ty nie wpadniesz na nie z impetem. Ty w kasku i ochraniaczach i wielki. Na moje roczne, czy dwuletnie dziecko, które w starciu z Tobą jest bez szans.”
Zdaję sobie sprawę, że dzieci są wulkanem energii i niewyczerpaną kopalnią pomysłów (często głupich). Nie trzeba być rodzicem, by to rozumieć, w końcu każdy kiedyś był dzieckiem. Ale rolą rodzica, jest też przewidzenie pewnych sytuacji. To oczywiście truizm, ale przecież nikt nie zostawia noży w zasięgu ręki dziecka, otwartego Domestosa w łazience czy pistoletu na szafce nocnej. A przynajmniej do momentu, gdy dziecko samo nie zrozumie, że są to rzeczy potencjalnie niebezpieczne i nieumiejętnie używane – mogą zrobić krzywdę.
Marlena pisze „w każdej sekundzie może zobaczyć kurde motyla. Rozumiesz?! Motyla, który w danej chwili przesłoni mu świat. I pobiegnie za nim, głuchy na matczyne ostrzeżenia„. Nie chcę tutaj atakować zdania wyrwanego z kontekstu, ani sytuacji, ale przecież dziecko może pobiec nie tylko na drogę rowerową, ale także na ulicę. Zdaję sobie sprawę, że małego dziecka często nie da się upilnować – ale to przecież od tego są rodzice, by przynajmniej część ryzyka ograniczyć.
Ja zresztą odnoszę wrażenie, że Kamilowi chodziło o coś zgoła innego. Nie incydenty, nie przypadki, nie zagapienia. Ale osoby, które z premedytacją spacerują po drodze dla rowerów. I nie chodzi tylko o matki. Robią to ludzie w każdym wieku, każdej płci, często parami, czasami całymi rodzinami. I ja, mimo, że staram się jeździć rozważnie – nigdy nie wiem, czy zza pleców dorosłej osoby, nie wyskoczy nagle dziecko albo pies. „Bo Panie, toż to wymysł szatana jest, tutaj od 50 lat chodnik ino był, a teraz rowerzyści pędzą na złamanie karku, kto to widział”.
Tak – teraz „pędzą” i trzeba się do tego przyzwyczaić, że od komuny dostawaliśmy tylko wyciągnięty środkowy palec. A teraz trochę na hurra, czasami bez pomyślunku, ale jednak, są budowane drogi dla rowerów. By było wygodniej, czyściej, zdrowiej. A nie po to, by rowerzyści polowali na niewinne dzieciątka.
Oczywiście skarcić należy też osoby, które bez rozwagi jeżdżą na rowerach. Bo tacy oczywiście też są. Jeśli już widzi się małe dziecko, czy to na chodniku czy nawet na drodze rowerowej – trzeba absolutnie zwolnić. Nawet do zera, jeśli będzie taka konieczność. Jeśli spaceruje po drodze rowerowej z mamą/tatą – to przecież dziecko nie jest niczemu winne. Dlaczego miałoby być tutaj przypadkowo pokrzywdzone.
Reasumując – mam w sobie wiele empatii dla różnych życiowych sytuacji. Nie jesteśmy idealni, zdarza się nam zamyślić, dzieci lubią pobiegać, rowerzyści zapatrzyć. Ale mam zero tolerancji dla głupoty, świadomego łamania przepisów i braku poszanowania prawa innych do korzystania z tego, co im się należy.
I w sumie Matka Prezesa (Noemi) pozamiatała, że tak powiem. Nie mam zdolności humanistycznych, nie zawsze umiem dobrze się wysłowić, ona zrobiła to za mnie doskonale. Dokładnie tak. Jesteśmy za nasze dzieci odpowiedzialni i do pewnego stopnia musimy je chronić. A nie wystawiać na potencjalne niebezpieczeństwo. Jasne, wypadki się zdarzają. Ale tak samo jak nie lezie się na czerwonym świetle, tak nie łazi się z dzieckiem po DDRce. I nie jeździ się rowerem po chodniku, chyba że zaistniała konieczność opisana w ustawie (samochody obok mają dopuszczalną prędkość >50km/h oraz chodnik ma minimum 2m, albo są wyjątkowo złe warunki pogodowe, burza, zlewa, śnieżyca etc.).
@MM: Ale właśnie o to chodzi, że Twoje dzieci nie mają prawa się znaleźć na DDRce ani minuty. Nawet jeśli jest mało uczęszczana. To właśnie na takich dochodzi do najgroźniejszych wypadków. Trafi Ci się pechowo jakiś kretyn, co właśnie sobie kupił rower i kozaczy. I Ci dzieciaka rozjedzie. Trzeba od małego dzieci uczyć, że DDRka jest niebezpieczna tak samo jak jezdnia. A nie że mogę jechać po DDRce, bo jest krzywy chodnik. Powtórzę raz jeszcze, po DDRce nie wolno jeździć dzieciom na rowerach. Takie są przepisy, wymyślono je nie ludziom na złość, ale dla ich bezpieczeństwa. Dzieciak na rowerku uderzony przez mijający go rower może się naprawdę srodze poobijać. Rowerzysta, który wleci na matkę z wózkiem może wywrócić wózek. Co się stanie wtedy z niemowlakiem?
To mnie tak naprawdę wkurza.
Kompletny brak rozumu u matek. I całkowita oporność na argumenty ze strony ludzi, którzy nie są matkami. Tak jakby bycie kobietą po porodzie dawało +10 do mądrości. No niestety wszystko wskazuje, że nie daje.
Przyszłam i przywołana poniekąd do tablicy, bo żeś się z moim komentarzem u Kamila zgodził. Sama chyba ten temat poruszę, wszak uważam, że mam co nieco do napisania.
Pierwsza i podstawowa zasada, którą poruszyłam u Kamila. Matki to takie g…, którego się nie tyka. Nierzadko święte krowy, którym po prostu wszystko wolno. Chodnik jest ich, autobus ich, sklepy, parkingi, kolejki – WSZYSTKO, no bo są matkami (Polkami-cierpiętnicami).
Pisałam. Powtórzę. Miałam sytuację – chodnik wąski. Dwa wózki obok siebie. Plotkujące mamuśki w myśl zasady: „Mi wolno”. Ja „Przepraszam” a one obruszoną, warczące, przecież mogę zejść na ulicę. Nie, nie mogę. Chcę iść bezpiecznie przez CHODNIK.
Sama byłam matką wózkową – hen czasu temu – ale na Boga (o ile istnieje) czasy te pamiętam i pamiętam jak źle manewrowało się wózkiem. Gdzie nie mogłam nim wleźć tam po prostu nie lazłam. Logiczne.
Na potrzeby miejskiego buszu kupiłam wózek mniejszy i lżejszy, wiec nie musiałam jak kot ze Shreka prosić o pomoc przy wnoszeniu czy wynoszeniu, bo po prostu radziłam „se” sama.
Kwestia rowerzystów jest dla mnie oczywista. Oni mają OBOWIĄZEK jechać albo po ulicy, albo po drodze dla rowerów. O ile dziecko na ulicę nie wybiegnie o ile wie, że wybiegać NIE może i nawet jak zobaczy „motylka/robaczka/kupę” nie wybiegnie, bo ma wpojoną zasadę! – o tyle w przypadku „drogi” dla rowerów, która niczym nie różni się od chodnika oprócz koloru cegieł dziecko może wybiec. To fakt.
Tu znowu pojawia się ZASADA.
Może jestem matką helikopterem, a może po prostu matką, której się wydaje, że miejsce dla rowerów jest miejscem dla rowerów – wpajałam mojemu dziecku zasadę, że owszem – po tym różowym polu może chodzić, ale jak się rozejrzy trzy razy i zobaczy, że nic z daleka nie nadjeżdża. A i tak wolałam jak chodził po szarym polu, bo nie wiedziałam, czy ktoś nagle nie wyjedzie i nie trzaśnie w niego.
(tu dodaję, raz mieliśmy sytuację jak mi dziecię nie wychowało i wjechało rowerkiem biegowym na ulicę – ale to inna historYJa).
Ja wraz z porodem nie wydaliłam jeszcze tej części mózgu, która odpowiedzialna jest za perspektywę patrzenia szerzej niż dziecko. Po prostu wychodzę z założenia, że poza tym, że jestem matką, jestem również osobną jednostką. Koniec. Kropka.
A mamuśkom którym się wydaje, że ich dziecko może sobie biegać po drodze na rowerów radzę ściągnąć klapki z oczu. Bo jak rowerzysta wjedzie w dziecko to są pretensje do rowerzysty, żadna wtedy nie myśli o tym, że jej zas… obowiązkiem jest pilnować dziecko, żeby rowerzysta miał PRAWO jechać po drodze WYZNACZONEJ.
Każdy kij ma dwa końce.
Tylko nie każdy to rozumie. Są rowerzyści, którzy rzeczywiście pomylili chodniki z pasem startowym i są potencjalnym niebezpieczeństwem dla spacerowicza, ale są i tacy, którzy przemieszczają się po wyznaczonej trasie, a tu jakiś dzieciak wylatuje, bo matka go nie upilnowała …
I tu znowu kij matek. Są takie „święte krowy”, którym się wydaje, że ich dziecko WSZYSTKO może! – no i jest drugi koniec – brak empatii, czy to przy wniesieniu wózka na jakikolwiek podest czy … milion innych sytuacji.
To się rozpisałam.
@ Marlena
No nie dogadamy się. To umówmy się tak skoro Pani nie szanuje prawa to ja też na Pani ulicy nie będę go szanował. Skoro Pani umieszcza kilkuletnie dzieci na drodze rowerowej to ja będę pędził chodnikami? OK?
Oczywiście nie możemy się tak umówić ale skoro ja przestrzegam prawa to tego bym oczekiwał również od Pani.
I tym zakończę tę dyskusję bo jednak udowodniła Pani tezę że matki z dziećmi stawiają się ponad prawem (no ewidentnie je Pani złamała i zrobiła zdjęcia).
@ Marlena
Teraz wchodzimy już na tematykę wychowywania dzieci. Oczywiście praktyka bywa różna ale teoria jest taka że aby zasady były przestrzegane to muszą być jasne i zostawiać jak najmniejsze pole do interpretacji. Dlatego uczymy dzieci (piszę my bo ufam że Pani też tak robi) że BEZWZGLĘDNIE niezależnie od wszystkiego przykładowo nie gramy w piłkę na ulicy. KATEGORYCZNIE nie gramy. Nie robimy rozróżnień – na tej ulicy gramy, na tej nie, a na tej tylko po południu. Po prostu NIE GRAMY i już.
Robimy tak dlatego że właśnie dziecko może mieć problem ze zdefiniowaniem czy dana ulica jest teoretycznie bezpieczna do gry w piłkę czy nie. Dlatego nie pozostawiamy mu w ogóle możliwości oceny tego. NIE GRAMY W PIŁKĘ NA ULICY. KONIEC. KROPKA.
Czy do tego momentu jesteśmy w stanie się zgodzić? Ufam że tak.
I teraz kolejne pytanie – czym różni się ulica od drogi rowerowej? Pani wprowadza właśnie takie niejasne definicje np. a bo tutaj ktoś jedzie raz na godzinę to można… oby to się kiedyś nie odbiło negatywnie bo dziecko może tego nie zrozumieć i postąpić podobnie na ruchliwej drodze rowerowej, a Pani akurat nie upilnuje…
Jeśli częścią drogi dla pieszych chodzi sporo ludzi a moje dzieci pędzą i wpadają na nich, to jest ok. Bo nie mogę wejść na drogę rowerową którą raz na godzinę przejedzie rower. No sry, ale nie dogadamy się, serio, wiec marnujemy czas. Miłego wieczoru życzę :)
@ Marlena
Empatia i rozwaga oczywiście są pozytywnymi cechami ale nie są (rozwaga w pewnym sensie jest) obowiązkowe. Ponieważ ludzie żyją w grupach, tzw. społeczeństwie w którym często są sprzeczne interesy (np. matek dziećmi i rowerzystów) wymyśliliśmy tzw. PRAWO. Prawo drogowe wyraźnie traktuje o tym że dzieci do lat 10 po drodze rowerowej nie mogą (są wyjątki). Ze zrozumieniem czego w tym wszystkim ma Pani problem? To prawo jest również po to aby chronić te dzieci. Czemu nie wpuści ich Pani na ulicę? To również jest zabronione przecież więc zgodnie z Pani logiką wolno.
Miałem się powstrzymać od tego komentarza ale ciężko… brak logiki w Pani wypowiedzi jest porażający…
Napisała Pani o inteligencji dziecka która czyni je nieprzewidywalnym i dlatego stara się Pani aby nie wchodziło na drogę rowerową ale czasami się zdarzy że wejdzie bo trudno tego dopilnować. I to jest oczywiście słuszne, ja się z tym zgadzam. Takie dziecko nie powinno wchodzić na drogę rowerową (ani żadną inną).
Tylko że zaraz potem się Pani chwali i to dokumentuje zdjęciami że z wpuszczeniem go na tę samą drogę na rowerku nie ma problemu.
To ja nie rozumiem tej logiki. Na rowerze jest bezpieczniejsze bo ma kask? Bardziej przewidywalnie się zachowa?
@Mateusz – w 100% racja. A już najgorzej gdy smycz jest grubości żyłki i za Chiny Ludowe jej nie widać.
@KOSMOSIK (cześć, Marlena jestem :))
Ja rozumiem, że prawo jest po stronie rowerzysty a nie moich dzieci na biegówce czy rowerze.
Pojmuję to.
Tyle, że na tej drodze rowerowej, naszej osiedlowej, rowerzysta jest kosmitą. Poczyniłam obserwację 30minutową na potrzeby komentarza. Więc tak: w ciągu 30 min. przebiegł nią jakiś chłopak (biegacz), przejechał tata z synkiem (lat około 6). Potem mama z córką (trzymając ją za kij, więc stawiam na lat 6-7). Następnie popędził nią chłopiec na rolkach (mniej niż 10-letni) teraz jeździ 6-latek rowerem w prawo i w lewo a za nim biega siostra (z rok starsza). Pewnie jakby postała drugie, trzecie czy piąte 30 min. to sytuacja wyglądałaby podobnie.
Więc rozumie, prawo, droga rowerowa, ale to jest osiedle rodzin z dziećmi i to co piszę wyżej jest normą dla nas. I raz na dzień śmignie droga jakiś szaleniec. I ja go rozumiem po części, bo być może jeździ on drogami rowerowymi przy parku, czy w innych miejscach gdzie nie ma rodzin, ale u nas sytuacja wygląda inaczej. I nie piszę tu, że lepiej czy gorzej. Po prostu apeluję o empatię i rozwagę.
Pewnie jakbym patrzyła następną godzinę
„wybaczcie mi bardzo pędzący na zabój rowerzyści. Wy którym ta droga się należy jak psu kość. Wy którzy patrzycie na moje dzieci jak na diabły i wyrzutki, a na mnie jak na patologię” albo ” I ja to wiem drogi rowerzysto, że ty jedziesz i patrzysz na nas jako na zło najgorsze.”
Ilość jadu, jaka jest wylewana na rowerzystów w tamtym wpisie jest niesamowita, a zakładanie z góry, że wszyscy rowerzyści są żądnymi dziecięcej krwi barbarzyńcami, podklasa cyklista, level 70 dosyć kontrowersyjne ;) Zgodnie z logiką autorki kiedy jej małe pociechy dorosną i spodoba im się rower (mam nadzieję), to czy wtedy nie staną się tymi złymi? :)
Chcialbym skorzystac z okazji i powiedziec ze kobiety z wozkami nazywam wraz z przyjaciolmi swietymi krowami. Dlaczego? Nie wazne ze idzie czlowiek lub grupa ludzi, samemu lub z ciezkimi zakupami czy z rowerem. Zadna kobieta z wozkiem sie nie odsunie. Wbija sie central ie w kogos nie patrzac przed siebie i KAZDY MUSI jej zejsc z drogi.
@ Łukasz
To nie jest nic personalnego nawet nie znam tej Pani i w stosunku do dowolnej osoby tak bym określił tę sytuację więc nie jest to osobiste… po prostu uważam że wpuszczanie kilkulatków na drogę rowerową to wg. mnie jest bezmyślność, a na 100% jest to niezgodne z prawem. Chyba o tym jest ten wątek – rodzice nie przestrzegający prawa drogowego?
Matki matkami… ale najgorsze są pieski na smyczy. Stoi sobie zadowolony właściciel po jednej stronie ścieżki, a piesek po drugiej stronie… po środku rozciąga się pułapka na rowerzystę. Ja nie wiem czy ludzie nie potrafią przewidzieć co się może stać w takiej sytuacji?
Jedyna rada to myśleć za siebie i innych oraz mieć oczy dookoła głowy.
@Kosmosik – bardzo proszę o nie rozpoczynanie personalnych wojenek w komentarzach. Jesteśmy chamy na drodze ;) to chociaż tutaj odrobinę przystopujmy :)
@MaciekR
W Wiedniu jest podobnie ale jak wjedziesz rowerem na chodnik czy wleziesz pieszo na ścieżkę rowerową to momentalnie wszyscy dookoła zaczną Ci kulturalnie ale stanowczo zwracać uwagę abyś wrócił na swoje miejsce.
@kosmosik
„Wg. mnie dzwonienie (czy sygnalizowanie np. mówiąc „uwaga”, „przepraszam” tak żeby pieszy usłyszał)) w takiej sytuacji (omijanie pieszych na ciągu pieszo rowerowym) jest nie tyle dopuszczone co wręcz wskazane właśnie z tego względu aby pieszy wiedział że ktoś go omija i nie robił nagłych ruchów.”
Akurat na dźwięk dzwonka pieszy reaguje nieprzewidywalnie.
A tak ogólnie: ludzie, wyluzujcie. :-)
Prawo prawem, ale wyszukałem filmik pokazujący rowerową Holandię z perspektywy kierowcy samochodu. I piesi (także matka z dzieckiem) i rowerzyści sprawiają wrażenie samobójców, którzy dosyć liberalnie podchodzą do przepisów. Ale jakoś wszyscy potrafią współegzystować ze sobą.
https://www.youtube.com/watch?v=GUB7iwJx7DE
@ M M
A tu już właśnie się Pani załapała do kategorii omawianych (…) mamusiek. :(
Dziecko do wieku 10 lat na rowerze jest formalnie pieszym czyli NIE MOŻE korzystać z drogi rowerowej. Takie jest prawo.
I ma to sens bo jak sama Pani napisała dziecko takie nie myśli zbyt przewidująco, a na drodze rowerowej jest mniej bezpiecznie niż na chodniku.
Dziecko na rowerze i Pani (również rowerem, jest taki wyjątek który zezwala na to) powinniście poruszać się chodnikiem.
Te zdjęcia tych kilkuletnich dzieci na drodze rowerowej to jest dramat… raczej nie wtargnęły tam przypadkowo skoro im Pani cykała fotki prawda?
@M M
Tak, jestem bezdzietny, ale mam 4 takich 2-3 latków w bliskiej rodzinie i wiem, że takich dzieci nie można nauczyć co jest niebezpieczne a co nie, ale można nauczyć co wolno a czego nie. I tak, te 2-3 latki nie wiedzą, że zabawa nożem, czy wyjście na ulicę jest niebezpieczne, ale wiedzą, że „nie wolno”.
Więc skoro ta scieżka jest dla Ciebie codziennością, to musisz nauczyć swoje dzieci, że nie wolno na nią wchodzić. Tyle. Niestety w tej sytuacji nie możesz liczyć na to, że każdy rowerzysta myśli i się zatrzyma jak widzi dzieci.
@ Łukasz
Wg. mnie dzwonienie (czy sygnalizowanie np. mówiąc „uwaga”, „przepraszam” tak żeby pieszy usłyszał)) w takiej sytuacji (omijanie pieszych na ciągu pieszo rowerowym) jest nie tyle dopuszczone co wręcz wskazane właśnie z tego względu aby pieszy wiedział że ktoś go omija i nie robił nagłych ruchów.
@TEODOR
1. Jedno z dzieci ma lat 2. Rozumiem, że jako osoba bezdzietna możesz nie wiedzieć, że inteligencja takiego dziecka nie jest na tyle rozbudowana, żeby coś przewidywać. Ono działa pod wpływem chwili (stąd przykład o motylu). Więc nie można wymagać od niego 100%-towego zastosowania się do moich nauk.
2. Tak jak pisałam rowery jeżdżą naszą drogą raz na godzinę. Więc być może właśnie dlatego czasami przymykam oko na ten jeden „krok w bok”. Mój błąd, przyznaję, ale znowu wracam do prostego faktu- to moje droga codzienna.
3. Dzieciaki są uczestnikami tej drogi kiedy jeżdżą na rowerach. Ale wtedy jakoś mniej się boję, bo a) są widoczni b) mają kaski. Gorsze jest to głupie „wtargnięcie” malucha.
4. Moje dzieci się tej drogi nie boją, bo obcują z nią na co dzień i nigdy nic złego im się tam nie przydarzyło. Głównie dlatego, że ja, rodzic pilnuję i rozglądam się i wypatruję tych pędzących.
@Damian – jeśli jest to ciąg rowerowo-pieszy, to znaczy jedna strefa dla wszystkich – to pieszy ma tam bezwzględne pierwszeństwo.
Dzwonienie tam według mnie jest dopuszczalne, ale powinieneś w razie potrzeby nawet się zatrzymać i poczekać, aż piesza się przesunie. Stety/niestety – taką mamy pokrakę w ustawodawstwie, ale nadal należy pamiętać, że to pieszy jest tam uprzywilejowany.
@ DAMIAN
Oczywiście dzwonek miałeś i go użyłeś przed mijaniem prawda? Hmmm… no właśnie po to on jest. :)
@M M
Kosmosik pisze dokładnie to o co chodzi.
I nikt nie twierdzi, że chodzisz ścieżką rowerową. Rozumiem to co piszesz doskonale, rozumiem, że ta ścieżka pod Twoim domem jest dla Ciebie uciążliwa, a dla Twoich dzieci niebezpieczna, ale przecież jest. Myślący rowerzysta jak widzi dziecko z daleka to zwolni i ominie jest większym łukiem. Ale matka w tej sytuacji musi uważać jeszcze bardziej.
Zresztą jeśli dziecko chodzi tą drogą milion razy, to nie rozumiem czemu jeszcze nie zostało nauczone (a nawet samo się nie nauczyło), że jest to niebezpieczne?
@DAMIAN
W tej sytuacji wina leży po Twojej stronie. Nie dostosowałeś się do sytuacji. Pieszy miał tam pierwszeństwo.
@ M M
Fajnie że to opisujesz ale to nie ma związku z tym o czym napisał Kamil i z tym o czym pisze gospodarz. Są przepisy drogowe wszyscy powinni się ich trzymać to będzie OK. W momencie w którym ktoś stawia się ponad nimi czy to spacerując po drodze rowerowej pieszo (modulo sytuacje w których to dozwolone) czy to jeżdżąc rowerem po chodniku (modulo…) czy to nie zachowując odpowiedniej ostrożności.
Kierowca, rowerzysta ma obowiązek zachować szczególną ostrożność w każdej sytuacji.
Jeżeli rowerzysta widzi dziecko w pobliżu drogi rowerowej i widzi że to dziecko może tam niespodziewanie wtargnąć musi zwolnić czy nawet się zatrzymać aby uniknąć nieszczęścia.
ALE w tej samej sytuacji taki rowerzysta jak mu dziecko wtargnie na ścieżkę ma prawo zwrócić uwagę mamie, która takiego dziecka nie upilnowała.
Narzekasz na to że ta droga jest niebezpieczna. Zamiast narzekania może dowiedz się co można zrobić? Może ograniczenie prędkości (tak, można)? Może barierka?