Matki na drogach rowerowych

Miałem już dziś nic nie pisać, ale poczułem się „wywołany do tablicy” przez mini-wojenkę, którą zobaczyłem na blogach, które regularnie czytam. Zaczęło się od tekstu Kamila „Matki z dziećmi jak krowy na zielonej łące„, w którym autor opisuje min. obserwacje na temat matek spacerujących z dziećmi po drogach rowerowych. Opisuje jakie to według niego jest niebezpieczne i jak reagują osoby, którym zwróci się uwagę. Na wpis zareagowała Marlena z bloga makoweczki.pl, która stanęła w kontrze do wpisu Kamila i opisała swoją historię z drogą rowerową w roli głównej. Pod wpisami oczywiście pojawiła się góra emocjonalnych komentarzy, zarzucających brak empatii i zrozumienia dla jednej czy drugiej strony. Postanowiłem spróbować wyciszyć emocje i napisać coś od siebie, być może nawet uda się zakopać „topór wojenny”.

Matki z dziećmi na drogach rowerowych
fot. Thambako the Jaguar

Zacząć należy od tego, że jesteśmy tylko ludźmi. To żadna nowość, a animozje na linii kierowca-rowerzysta-pieszy były i są, ale mam nadzieję, że kiedyś znikną. Uprzedzając jakiekolwiek ataki na mnie, napiszę, że u mnie na blogu w równym stopniu dostawało się każdej z tych grup. Pisałem o irytujących kierowcach, o pieszych na drogach rowerowych, ale także, a może przede wszystkim – o błędach rowerzystów, o niewłączaniu oświetlenia w nocy, o dzwonieniu na pieszych, gdy jeździ się po chodniku. Wychodzi na to, że to rowerzyści są przeze mnie karceni częściej. W sumie taka jest grupa docelowa mojego bloga :) Jak widać więc – nie jestem rowerowym schizolem, nie mam również klapek na oczach (zbyt dużych przynajmniej).

Zgadzam się z Marleną – potrzeba nam więcej empatii, więcej luzu, więcej kultury wobec innych. Kilka dni temu wróciłem z Czech. Kraj po sąsiedzku, ludzie niby podobni, ale dało się tam zauważyć ciut inną mentalność. Kierowcy zatrzymywali się przed przejściami dla pieszych, przepuszczali rowery, pozwalali autobusom ruszyć z przystanku. Nie mówię, że wszyscy i nie twierdzę, że zawsze. Ale mimo wszystko trochę częściej niż u nas. U nas nikt nie wpuści samochodu z bocznej uliczki, bo oczywiście korona z głowy spadnie, „ale na pewno wpuści kto inny”.

Nie wiem jak w Czechach, ponieważ nie byłem w bardzo dużym mieście, ale u nas dokładnie tak samo jest z rowerzystami i pieszymi. Nie wszystkimi oczywiście, ale z pewną sporą grupą. Czy wyobrażacie sobie, że na środku drogi staje samochód, a jego kierowca wysiada, by uciąć sobie pogawędkę z kierowcą innego samochodu? Albo czy potraficie sobie wyobrazić, że ktoś na środku ulicy zaczyna naprawiać samochód, mimo tego, że mógłby bez przeszkód zjechać na pobocze? Powiecie zapewne, że nie. Że kierowcy zazwyczaj tak nie robią. A wyobraźcie sobie, że są dziesiątki rowerzystów, którzy potrafią stać na drodze rowerowej, albo nawet naprawiać tam rower. Gdzie jak chyba każdy wie, rower można bez problemu przenieść na bok. I jeszcze jak się grzecznie zwróci uwagę, można w odpowiedzi usłyszeć taką wiązankę, że aż ma się ochotę wrócić i zapytać, czy wszystko w porządku z głową.

Kto mnie trochę zna, wie, że jestem oazą spokoju. Ucieleśnieniem fali, dryfującej po spokojnym morzu. Ale zapasy mojej empatii bardzo szybko się wyczerpują, gdy ktoś próbuje mi przeszkadzać, bo jemu jest tak wygodnie. I tu zdecydowanie zgadzam się z Kamilem, który napisał: „Jezdnia jest dla samochodów, ścieżka rowerowa dla jednośladów, a chodnik dla przechodniów. Przecież tu nie chodzi o 'widzi mi się’. Ale o bezpieczeństwo„.

Marlena ripostuje: „Ja dostaję świra oglądając się w dwie strony, czy ty nie nadjeżdżasz. I czy moje dziecko akurat nie zrobi kroczku w prawo, a ty nie wpadniesz na nie z impetem. Ty w kasku i ochraniaczach i wielki. Na moje roczne, czy dwuletnie dziecko, które w starciu z Tobą jest bez szans.

Zdaję sobie sprawę, że dzieci są wulkanem energii i niewyczerpaną kopalnią pomysłów (często głupich). Nie trzeba być rodzicem, by to rozumieć, w końcu każdy kiedyś był dzieckiem. Ale rolą rodzica, jest też przewidzenie pewnych sytuacji. To oczywiście truizm, ale przecież nikt nie zostawia noży w zasięgu ręki dziecka, otwartego Domestosa w łazience czy pistoletu na szafce nocnej. A przynajmniej do momentu, gdy dziecko samo nie zrozumie, że są to rzeczy potencjalnie niebezpieczne i nieumiejętnie używane – mogą zrobić krzywdę.

Marlena pisze „w każdej sekundzie może zobaczyć kurde motyla. Rozumiesz?! Motyla, który w danej chwili przesłoni mu świat. I pobiegnie za nim, głuchy na matczyne ostrzeżenia„. Nie chcę tutaj atakować zdania wyrwanego z kontekstu, ani sytuacji, ale przecież dziecko może pobiec nie tylko na drogę rowerową, ale także na ulicę. Zdaję sobie sprawę, że małego dziecka często nie da się upilnować – ale to przecież od tego są rodzice, by przynajmniej część ryzyka ograniczyć.

Ja zresztą odnoszę wrażenie, że Kamilowi chodziło o coś zgoła innego. Nie incydenty, nie przypadki, nie zagapienia. Ale osoby, które z premedytacją spacerują po drodze dla rowerów. I nie chodzi tylko o matki. Robią to ludzie w każdym wieku, każdej płci, często parami, czasami całymi rodzinami. I ja, mimo, że staram się jeździć rozważnie – nigdy nie wiem, czy zza pleców dorosłej osoby, nie wyskoczy nagle dziecko albo pies. „Bo Panie, toż to wymysł szatana jest, tutaj od 50 lat chodnik ino był, a teraz rowerzyści pędzą na złamanie karku, kto to widział”.

Tak – teraz „pędzą” i trzeba się do tego przyzwyczaić, że od komuny dostawaliśmy tylko wyciągnięty środkowy palec. A teraz trochę na hurra, czasami bez pomyślunku, ale jednak, są budowane drogi dla rowerów. By było wygodniej, czyściej, zdrowiej. A nie po to, by rowerzyści polowali na niewinne dzieciątka.

Oczywiście skarcić należy też osoby, które bez rozwagi jeżdżą na rowerach. Bo tacy oczywiście też są. Jeśli już widzi się małe dziecko, czy to na chodniku czy nawet na drodze rowerowej – trzeba absolutnie zwolnić. Nawet do zera, jeśli będzie taka konieczność. Jeśli spaceruje po drodze rowerowej z mamą/tatą – to przecież dziecko nie jest niczemu winne. Dlaczego miałoby być tutaj przypadkowo pokrzywdzone.

Reasumując – mam w sobie wiele empatii dla różnych życiowych sytuacji. Nie jesteśmy idealni, zdarza się nam zamyślić, dzieci lubią pobiegać, rowerzyści zapatrzyć. Ale mam zero tolerancji dla głupoty, świadomego łamania przepisów i braku poszanowania prawa innych do korzystania z tego, co im się należy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

148 komentarzy

  • Ale naprawdę – miejcie pretensje wyłącznie do władz miasta a nie do użytkowników miasta
    U mnie w mieście – jest chodnik stary, robią remont i jest chodnik nowy i równy…. oraz C13/C16 po połowie dzielony jakimś wzorkiem z kostki
    Piesi łażą pełną szerokością i się wcale nie dziwię – nawyk i brak wiedzy
    Czy to jest niebezpieczne? Tak i to bardzo
    Rozpędzony albo nie rozpędzony rowerzysta wyskakuje z cicha zza pleców pieszego – starszego zamyślonego (bo na chodniku!!!) lub np matki z dziećmi
    nie dość ze trzeba jechać wolno to jeszcze stresować pieszych
    Winny jest zawsze projektant!!!!!!!!!!! co to za głupi zwyczaj pchania DDR na chodniki?
    w 90% przypadków lepsza będzie jezdnia i pasy ruchu

  • Trochę pogeneralizuję, ale niektóre matki nie widzą świata poza swoim dzieckiem i nie mogą zrozumieć, że reszta świata nie podziela tej opinii. Trudno, wcześniej czy później ktoś je sprowadzi na ziemię.

    A wracając do rzeczywistości, to w sumie jako pieszy mam większy problem i to z wózkami dziecięcymi. Parę dni temu Świętojańską w Gdyni szły sobie trzy panie z swoimi pociechami w wózkach, jedna obok drugiej. Myślałem, że to jakiś atak i idzie pierwsza linia frontu, a nie było gdzie uciec.

    A już całkiem na poważnie. Dziecko czasem trudno upilnować, ale myślę że się da (nie próbowałem) i to rodzic będzie odpowiedzialny prawnie i sumieniem za potrącenie. Ale czy zawsze tylko on? Myślę że nie.

    Czy jadę autem/rowerem i widzę blisko dziecko, to nogę/rękę już trzymam nad hamulcem. Są sytuacje, których nie przewidzę i nie zapobiegnę, ale od tego masz oczy aby obserwować otoczenie. Nie rozumiesz tego, to znaczy, że nie dorosłeś. Żyjemy w społeczeństwie i musimy się przyzwyczaić do obecności innych. A rodzice niech pamiętają, że chodnik czy ścieżka to nie plac zabaw (pomijam psie placki i higienę).

    Czasem odnoszę wrażenie, że obydwie grupy nie widzą nic poza swoim nosem (i w każdej są osobniki z ADHD).

    Dziecko mijam szerokim łukiem, najlepiej tak, aby pomiędzy dzieckiem, a mną był opiekun. Trzeba zwolnić, to zwalniam; od tego mam hamulce, później przyśpieszę, nie ma co się spinać. Dziecko w zderzeniu z rowerem nie ma żadnych szans. Przyznam się, że trochę inaczej traktuję dzieci na rowerkach, kciuk w górę, uśmiech i jedziemy dalej. :-)

    A pisała to osoba, która nie cierpi dzieci. :-)

  • Nie tak dawno bo 2 dni temu miałem sytuację idealnie pasującą do tego tematu. Pani z dzieckiem idzie środkiem drogi (był to odcinek gdzie dozwolony był ruch pieszych i rowerów, ale nie było specjalnie wyznaczonych pasów, a ruch rowerowy jest tam spory) zwalniam, dzwonie, a Pani nagle coś błysło w głowie, nie rozejrzała się, i gdy byłem już obok niej nagle skręciła i wlazła z dzieckiem prosto pod koła. Nikomu nic powaznego się nie stało prócz tego, że zaliczyłem glebę , żeby po nich nie przejechać. Nie powinnismy jedni na drugich narzekać, ale trzeba zachować jakies minimum rozsądku i ostrożności jednak rodzice z dziećmi w szczególności.

  • @KOSMOSIK no już mi się obrywa jako „członkowi sekty matek co to się im wszystko należy”. A ja opisałam tylko swoją codzienność. Która jest bardzo utrudniona przez fakt, że na naszej jedynej drodze która prowadzi „wszędzie”, jest droga rowerowa.

  • Jasne, że emocjonalnie. Poczytaj komentarze u siebie. Są totalnie beznadziejne i nie na temat.
    Opisałam swoją sytuację, codzienność. NIE- KURDE- CHODZĘ ŚCIEŻKĄ ROWEROWĄ. Pisze o tym, że zdarza się moim dzieciom na nią wejść. Bo pokonują tą drogę miliard razy dziennie. To jest moja CODZIENNOŚĆ. Codziennie stresuję się idąc drogą pod własnymi oknami. Czy ja o tą rowerówkę prosiłam?!! Ja jej nie potrzebuję. Wolałabym, żeby jej akurat tam nie było. Wtedy bym się Wam nie wwalała na nią jak ta krowa z młodymi. Ale jest na nasze nieszczęście. I każde nasze wyjście to kurde skręt karku. Więc tak, podchodzę do tego emocjonalnie.
    Droga rowerowa należy się rowerzystom owszem, ale żeby widzieli cokolwiek poza czubkiem własnego nosa. EOT

  • @M M

    Ale opisujesz zupełnie inną sytuację niż pierwotny rant.

    Pierwotny rant dotyczy pieszych którzy świadomie i celowo poruszają się drogą rowerową niezgodnie z prawem (modulo sytuacja w której faktycznie mogą – brak chodnika i pobocza). I oni jak najbardziej popełniają wykroczenie i jak najbardziej jest to naganne. I wszystko jedno czy komuś się spóźnił autobus.

    Ty piszesz o dzieciach wyskakujących na drogę rowerową i rowerzystach którzy w takiej sytuacji nie zachowują wystarczającej ostrożności. I to oczywiście (niezachowanie ostrożności) jest równie naganne ale to jest ZUPEŁNIE CO INNEGO.

  • @Elovelo – nie no, to już inna sprawa. Ale mentalność też. Mimo wszystko, wszystkiego się nie da załatwić infrastrukturą. Coś się musi też w ludziach zmienić. Jeszcze 25 lat temu, jak nasi rodzice wyjeżdżali do Niemiec, to w głowę się pukali, że tam zbiera się kupy po psach. Teraz u nas staje się to coraz popularniejsze i może za kolejne 25 lat też wszyscy będą to robić.

    @MM – bo ja mam trochę wrażenie, że zbyt emocjonalnie potraktowałaś wpis Kamila. I całkiem słusznie napisałaś o autobusie, a drogom rowerowym dostało się przy okazji. Przecież Kamil pisał o spacerowiczach :)

  • @ŁUKASZ. Nie chodzi o to jak i gdzie będą wzgledem siebie ddry i chodniki. W zdecydowanej większości przypadków problem polega na tym, że dla pieszych i rowerzystów jest za mało miejsca! A gdzie jest to miejsce? Oczywiście na jezdni, gdzie wytyczono kilka pasów dla aut szerokości autostradowej. I według mnie to jest głowny problem polskich miast… a nie mentalność ludzi.

  • @pg
    Fakt uprościłem… są drogi rowerowe bez chodnika np. całe okolice Borów Tucholskich (na pewno Swornegacie) są tak zorganizowane.

  • @Lavinka
    Zgadzam się w zupełności z każdym Twoim zdaniem (:
    Jasne, że infrasktruktura jest młoda. Ba, u mnie jej prawie nie ma. Ale to nie może być powód, żeby ją olewać.
    I też mnie strasznie denerwuje postawa matek, którą opisałaś, a która wręcz bije z tekstu Marleny. A w tekscie Kamila chodzi o ludzi niemyślących. A niestety matka musi myśleć nie tylko za siebie, ale przede wszystkim za swoje dzieci. I to może to myślenie jest problemem…

  • @Kosmosik – jasne, że kulturalny. To podstawa, podstaw.

    Ja kiedyś spotkałem starszego pana, który miał awarię roweru i prowadził go rowerówką. Podjechałem i poprosiłem, by przeszedł na chodnik, bo tak to tylko tamuje ruch. No i prowadząc rower jest przecież pieszym.

    Odpowiedział tylko, że o tym w sumie nie pomyślał i szybko uciekł na chodnik. Czyli można :)

  • Lavinka widzę popłynęła na fali wyobraźni. Ja nie twierdzę, że mi się cokolwiek należy. Moje dzieci piesze pilnuję jak się da. Mam ich dwoje, więc czasami stopa jednego może zbłądzić. Porównywanie drogi rowerowej, która jest połączona z chodnikiem, a na której to pojawia się rower raz na godzinę, jest śmieszne. Moje dzieci nie biegają po drodze rowerowej, ale owszem poruszają się po niej na rowerkach mimo, że są małe. Pilnuję wtedy stron, komenderuję jazdę i najczęściej po prostu zabieram ich z drogi kiedy nadjeżdża rower. ALE.. jeśli ktoś czytał ze zrozumieniem, to dostrzegł, że pisałam o „rowerowych świętych krowach” z postawą „bo mi się należy, to pędzę na zabój”. Tak jak napisałam, moje dzieci poruszają się po tej drodze kilka razy dziennie, a taki rowerzysta potencjalnie jedzie tam raz.. na tydzień/miesiąc (?). Więc tak jak ja pilnuję i uczę dzieci tak proszę o tolerancję w moim kierunki kiedy raz na milion lat moje dziecko będzie na takowej drodze się znajdzie czy to jedną noga czy na biegówce. Tyle historii.
    I Kamil nie odebrał tego jako atak ani trochę :)

  • @kosmosik
    Mogą chodzić, gdy nie ma chodnika
    ale to teoria bo zawsze jest chodnik a czasem DDR a nigdy odwrotnie

  • @Elovelo – to prawda, jest trochę dróg rowerowych, gdzie oznaczenia się dawno starły, a kolor kostki jest identyczny. Tak jest np. w Łodzi na Łagiewnickiej. Ale w takich przypadkach zamykam buzię w ciup i jadę dalej.

    Ale jest naprawdę dużo dróg dobrze oznaczonych. I te białe, namalowane tam rowery nie wzięły się tam przecież przez przypadek :) Druga sprawa jest taka, że 90% ludzi to okoliczni mieszkańcy – a Ci to już w szczególności powinni wiedzieć co i jak.

    I uwierz mi, gdyby drogi rowerowe były w znacznym oddaleniu od chodnika – tym gorzej dla nich. Bo zawsze byłaby grupa ludzi, którym akurat rowerówka jest po drodze. Jeśli nie idzie w ulicy, to moim zdaniem powinny być właśnie przy chodnikach, by nie stanowiły alternatywy dla pieszych. Co i tak oczywiście robią.

  • Piesi zgodnie zgodnie z prawem drogowym NIE MOGĄ chodzić po drodze rowerowej. Koniec kropka.

    Żadne biadolenie tej paniusi nic tu nie zmienia… ona w zasadzie trochę w ogóle nie rozumie o czym mówi np. że dziecko może wyskoczyć na drogę rowerową… no oczywiście że może dlatego każdy uczestnik ruchu mimo wszystko musi zachować ostrożność i widząc dziecko (czy jadąc rowerem czy samochodem) dostosować się do tej sytuacji.

    Ale przecież nieupilnowane wyskakujące dziecko to zupełnie inna sytuacja niż mamusia świadomie poruszającą się drogą rowerową (czy inny pieszy np. z walizką czy co tam chciałby jeszcze)!

    I NIC NIE ZMIENIA w kwestii takiej że po drodze rowerowej z wózkiem nie wolno.

    A jak się ktoś na taką drogę z wózkiem świadomie wbija no to jak najbardziej jest to naganne i powinien się z tym liczyć że ktoś go w najlepszym przypadku opieprzy a w najgorszym dojdzie do wypadku.

    Wg. mnie można i NALEŻY zwrócić uwagę takiej osobie ale w sposób kulturalny.

  • @Teodor: Bo infrastruktura rowerowa jest w Polsce dość młoda. I intensywny ruch rowerowy też. Kiedyś na rowerach jeździli tylko kolarze (na jezdni), babcie na wsi i dzieci po podwórkach. Teraz jest inaczej i ludzie się w tym gubią. Mnie denerwuje tylko postawa typu „ja ja ja moje moje moje bo jestem matką i reszta ma mi schodzić dlatego z drogi”. To jest nie fair. Matka też człowiek, żaden nadczłowiek. Mam wrażenie, że matki są tak drażliwe z dwóch powodów. 1. Są permanentnie niewyspane i zmęczone, bo im partnerzy rodzina mało pomagają w domu. 2. Ktoś im wmówił, że stając się matkami stały się lepszymi kobietami. Nie raz i nie dwa spotkałam się z sytuacją, gdy kobiety bezdzietne są traktowane przez matki z góry i z brakiem szacunku. Na zasadzie „nie masz dzieci, to się nie odzywaj, bo guzik wiesz”. No nie do końca. Zostając rodzicem zazwyczaj człowiek nie mądrzeje niestety.

  • Jak się jest nieustannie skupionym na cykaniu dziecku fotek i wstawianiu ich na insta ito. to rzeczywiscie mozna nie zauważyć biegnącego za motylkiem dziecka…

  • @Elovelo: Ja to wszystko rozumiem. Ale jeśli mamy dwa oddzielne pasy ruchu z tej samej kostki tylko innego koloru, oddzielone pasem zieleni a matki i tak schodzą specjalnie na DDRkę, albo wpychają tam swoje dzieci na rowerkach – to już jest bezmyślność. BTW też mam wózek z małymi kółkami, też czasem mi ciężko, ale nie przychodzi mi do głowy jechać nim po asfalcie, po którym jadą samochody. Tam by mi było dużo wygodniej. Ale jednak tego nie robię. To samo z DDRką. A już na pewno nie uważam, że mam do tego prawo, bo mi niewygodnie.

  • Ciekawa sprawa. Jestem Twoim czytelnikiem, więc opiszę swoje zdanie tutaj, a nie na blogach Kamila czy Marleny.
    Przede wszystkim masz rację, że wszystko zależy od sytuacji i, że Marlena opisała sytuacje skrajne, kiedy rozchodzi się tak naprawdę o osoby, które opisałeś na końcu. Dlatego nie rozumiem czemu Marlena tak ostro atakuje Kamila.
    Ale Marlena nawet w swoich skrajnościach zupełnie nie ma racji! Pierwsza sytuacja: zatłoczony autobus. Pomińmy fakt, że Kamil pisał o autobusie zupełnie pustym. Jak ja jadę pociągiem z Warszawy do Siedlec w piątek wieczór, kiedy wszyscy studenci wracają do domu (tłok taki, że trudno o własne 0,5m2 do stania), to jak chcę wysiąść na stacji i muszę się przepchnąć przez tłok to robię to stację, dwie wcześniej i czekam chwilę pod drzwiami. To samo może zrobić matka z wózkiem – przejść pod drzwi przystanek, dwa wcześniej. Jeśli dała radę wysiąść na kolejnym przystanku oznacza to, że trzeba właśnie tyle czasu, żeby się przetransportować pod drzwi.
    I o ile sytuację z autobusem jestem w stanie jeszcze zrozumieć, to nie rozumiem zupełnie ścieżki rowerowej? Przecież opisana sytuacja „ścieżka obok chodnika” jest CAŁKOWICIE analogiczna do „jezdnia obok chodnika”. Każdy rodzic uczy swojego dziecka, że nie wolno wychodzić na ulicę bo „Cię samochód przejedzie” i dzieci to rozumieją. To dlaczego dzieci nie zrozumieją, że nie wolno wchodzić na ścieżkę rowerową, bo „Cię rower uderzy”. Zresztą dziecko tak samo może wylecieć za motylem nie pod rower, ale pod samochód. I oczywiście obydwie sytuacje wymagają ostrożności i rowerzysty i kierowcy (co w prawie nazywa się „obowiązek zachowania ostrożności”), tylko że to rodziców najbardziej powinno interesować, żeby uważać na dzieci.

    Przepraszam, że tak długo, ale chciałem wyrazić swoje zdanie.

  • Przypomina mi się wykop sprzed paru miesięcy:
    http://www.wykop.pl/link/1747692/jade-z-dziecmi-mam-prawo-jechac-jak-mi-sie-podoba/
    Co za wydumane problemy – droga rowerowa jest drogą a nie przestrzenią dla 2-3latka na rowerku jak na zdjęciach, ale problem robi się wtedy gdy jest idiotycznie łączony z chodnikiem (taki się robi niemal wyłącznie i tak się robić nie powinno)
    Tak przy okazji nie wyobrażam sobie jechać 30km/h po czyms tak wąskim a przecież mam prawo jechać nawet i 30
    Po raz kolejny winna jest głupia infrastruktura rowerowa – na jezdni odpowiednio szerokiej można sobie spokojnie rowerem jechać i 20 i 30 i 50 a na tych dziwolągach rowerowych same problemy

  • Ja z kolei stane po stronie „matek”. I juz wyjasniam dlaczego.często zdarza się tłumaczenie, że na asfalcie DDrki jest równiej dla wózka niz na chodniku i to juz powinno nam dać do myślenia.. bo to nie z ludźmi jest coś nie tak. Coś nie tak jest z infrastrukturą z której przyszło nam korzystać! A w zasadzie z jej projektantami i wykonawcami. Sam czesto chodząc pieszo łapie się na tym, że znalazłem się na przestrzeni rowerowej, a akurat zwracam szczególna uwage na infrę rowerową. Po prostu czasem nie da się z perspektywy pieszego połapac co jest co. a rowerzysta, ktory codziennie jeździ dana trasą ma poczucie, że to „jego teren! i won!”. I sa wybuchy agresji, zupełnie niepotrzebne. Osobiście nie używam, dzwonka, nawet jak ktos mi idzie po ścieżce rowerowej, jak moge to jakos sobie ominę, bez zwracania uwagi, bo zakładam brak złych intencji po drugiej stronie. jak mam problem z przejazdem to delikatnie zwróce uwagę na siebie. Ale rowerzyści, którzy agresywnie dzwonia, krzyczą, albo (o zgrozo!) straszą bliskim, szybkim przejechaniem to dla mnie juz idioci.

    Po prostu w Polsce na palcach mozna policzyć miejsca, gdzie jest odpowidnia infrastruktura, nie powodujaca konfliktów z pieszymi. A tam gdzie jest ruch dobrze zorganizowany, problemy z wózkarami i pałetajacymi się pod kołami dziećmi i starcami nie wystepują.

    • Podpisuje sie dwoma rekami i dodam -kultura panowie i panie a nade wszystko empatia i usmiech prostuje wiele zawilosci drog. U mnie w miasteczku jest taki odcinek (ok500m) gdzie spotykaja sie rowerzysci i piesi natym samym wyasfaltowanym pasie. Gdy tamtedy jade to zawsze gdy pieszy jest tylem do mnie delikatnie informuje dzwonkiem,ze nadjezdzam i zawsze dziekuje za ustapienie miejsca.

      Niby pas pieszo rowerowy ale przeciez nic mnie nie kosztuje zwolnienie bo i tak jestem szybszy od pieszego a jak bede chcial szarzowac to mam obok droge i tam jest miejsce na jazde 30+ co nie zawadzi kierowca bo ten odcinek pokonam w 3 min a oni przeciez tez moga zrobic dla mnie taki sam wyjatek jaki ja robie wzgledem pieszych 3 min i tak im nie przyspieszy sprawy przejazdu bo na obu koncach tego odcinka sa skrzyzowania.

      Gdyby takie przewazalo podejscie do wielu spraw „drogowych” swiat bylby weselszy i bardziej przyjazny.

      • Opowiadasz bzdury, jak masz ścieżkę rowerową po prawej to musisz nią jechać, bo możesz dostać mandat!!!

        • A to Cię zaskoczę :D Ta zasada ma wyjątek :) Nie ma obowiązku korzystania z jakichkolwiek DDR’ów gdy jedziesz rowerem wyczynowym lub w peletonie – i co Ty na to ?

  • @Łukasz: Nie przeczę, że pod wpisem Makóweczek puściły mi nerwy. W Polsce matki są jakąś dziwną sektą. Czytając ich blogi człowiek tylko utwierdza się w przekonaniu, że najmniejszą uwagę na swój temat traktują jak atak. Co, jej nie wolno!?! W bólach rodziła, to ma prawo do wszystkiego! Wpychać się bez kolejki, najeżdżać ludziom wózkiem na nogi, choć autobus czy metro nabite w pestkę i od razu widać, że pies się nie wciśnie, a co dopiero wózkiem z dzieckiem na DDRce. Ja to jakaś chyba frajerka jestem, bo jak się nie mieszczę do autobusu, to czekam na następny. A w sklepie sobie spokojnie czekam w kolejce, nie pali się, dziecko nauczone, że ma siedzieć cicho. To chyba pochodna PRLu i nadmiaru przywilejów dla matek w tamtych czasach. To generuje przekonanie, że nic nie muszą, bo im jest ciężko. Dobry materiał dla socjologa. :)

  • @Lavinka – dzięki za Twój komentarz :) Nie ukrywam, że czekałem w napięciu na Twoje zdanie.

  • Empatia empatią, a znajomość przepisów swoją drogą. Nie tak dawno inna blogerka zrobiła sesję foto swemu skądinąd ślicznemu dziecku. Na środku DDRki. Nie dziwię się, że ludziom się kończy cierpliwość. Mnie się skończyła już dawno temu, za często jeździłam slalomem wśród mamusiek, które obok miały chodnik, ale najwyraźniej czerwona kostka im bardziej przypadła do gustu niż szara. Nie opieprzam, ale swoje wiem. I dlatego popieram wpis Kamila. Sama jestem rodzicem i wiem, że myślenie i wyobraźnia nie bolą. Przynajmniej nie jojczę o tych cholernych rowerzystach, bo wiem co mi może rozpędzony rower, jako pieszemu, zrobić. A tym bardziej zrobić mojemu dziecku. I warto dodać, że dziecko na rowerze to wg przepisów nadal pieszy i nie ma prawa DDRką jechać. Do ukończenia 10 roku życia. I już. Widuję rodziców, którzy widząc rowerek na DDRce wpychają tam swoje kilkuletnie dzieci. Ostatnio tak mijaliśmy parkę na rowerkach biegowych. Zwolniliśmy do chyba 8km/h a i tak uważam, że było niebezpiecznie, bo w każdej chwili maluch mógł mi wjechać bokiem między koła. Nawet przy takiej prędkości mogłam mu złamać rękę czy nogę, rower trochę waży.

  • W zupełności się z tobą zgadzam. Po ścieżkach rowerowych chodzą panowie z pieskami, babcie z wnuczkami, zakochane pary i grupki dresiarzy. A chodnik często świeci pustkami.

    W Łodzi, w parku Podolskim otwarto specjalny tor dla rolkarzy. Myślicie, że jeżdżą po nim tylko rolkarze? Oczywiście, że nie. Pół biedy jeśli są to dzieci na rowerkach. Ale większość stanowią spacerujący ludzie, mimo, że mają wokół dużo innych ścieżek, a ten tor jest pośrodku niczego i chodząc po nim nie ma czego oglądać.