Od dawna chodził mi po głowie pomysł zmierzenia się z trasą Łódź-Częstochowa-Łódź. W Częstochowie miałem już okazję być rowerem kilka lat temu, a ostatnio przejechałem się do Olsztyna, który koło Częstochowy leży. Wtedy wrócił pomysł na 260 kilometrów i nie minęło wiele czasu, gdy postanowiłem go zrealizować (a przynajmniej spróbować). Inspiracją był dla mnie m.in. wpis Piotra Mitki, podróżnika który spróbował pokonać 330 kilometrów i mu się to udało.
Wyjazd do Częstochowy
Wyjechałem o godzinie piątej rano i przez sporo czasu temperatura wynosiła 10 stopni. Myślałem, że będzie mi zimno, ale okazało się, że mięśnie szybko się nagrzały i jechało się dobrze. Niestety później temperatura zaczęła rosnąć i już koło godziny jedenastej zrobiło się 30 stopni w słońcu. Gdy dojechałem do Częstochowy, ok. 11:30 słońce już naprawdę mocno paliło. A na niebie zero chmur. Skupiam się na temperaturze, ponieważ to był najgorszy element tego dnia. W Częstochowie schowałem się w parku pod Jasną Górą, gdzie w cieniu trochę ostygłem i odpocząłem, potem zrobiłem sobie spacer po jasnogórskim wzgórzu i nadszedł czas na drogę powrotną.
Upał
Przez pewien czas zastanawiałem się nawet, czy nie wrócić do domu pociągiem. Temperatura wzrosła do 32,5 stopnia w słońcu (chmur nadal zero), a to już mogło grozić porażeniem słonecznym. Postanowiłem jednak się nie poddawać i w razie czego dojechać do Radomska i tam wsiąść w pociąg. Czy to był błąd czy nie, trudno powiedzieć, bo ostatecznie dojechałem, ale chyba następnym razem wsiądę jednak w pociąg. Słońce odbierało całą przyjemność z jazdy i wysysało siły. Oczywiście, mówi się, że złej baletnicy… ale mimo wszystko gdyby było 10 stopni mniej, jazda byłaby przyjemniejsza.
Po południu zrobiło się znośniej i od razu zaczęło mi się lepiej jechać, ale zmęczenie od słońca, a także kilometrów dawało znać o sobie. Gdy wiedziałem już, że dojadę do celu (czyli jakieś 60 kilometrów przed domem) tak rozłożyłem postoje, by jak najdłużej odpoczywać, ale wrócić przed zmrokiem. Najważniejszy w tym przejeździe nie był czas, ani średnia prędkość – jedynie to, że uda mi się dojechać.
261 kilometrów
Ostatecznie przejechałem 261 kilometrów, zajęło mi to 11 godzin i 16 minut (średnia 23,2 km/h). Na postojach odpoczywałem przez równo pięć godzin. W trasie zawsze sporo piję, ale tym razem chyba też pobiłem swój rekord, bo doliczyłem się 5,5 litra płynów czyli ok. 0,5 litra na godzinę. A i tak wróciłem lekko odwodniony. Piotr swój tekst zakończył słowami „jedna rzecz nie daje mi spokoju… dałoby się zrobić więcej„, ja również mam takie wrażenie, że dałbym radę przejechać jeszcze trochę, tylko następnym razem zamawiam lepszą pogodę :)
A teraz garść porad w formie wideo, jak przygotować się i co zrobić, by jednego dnia przejechać dużo kilometrów. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.
Zapraszam do lektury wpisu, gdzie przy okazji mojej trasy Łódź – Tczew (330 km), którą przejechałem bez snu, zebrałem dużo porad, jak przygotować się do jazdy rowerem na długi dystans.
spodenki rowerowe z jaka wkładką? Zero info czyli rozumiem ze takie z lidla sa wystarczajace?
To zależy od dystansów, wrażliwości ciała itd. Jedni na wkładkach z Lidla jeżdżą długie dystanse i nie narzekają, inni wolą coś chociażby od Pearl Izumi czy innych producentów.
Mój aktualny skromny rekord Zielona Góra-Kliczków-Zielona Góra 169 kilometrów w około 10 godzin na oponach 26×2,0, w tym kilkanaście kilometrów ubitym gruntem. Osobiście wolę wyruszać w pełni dnia a wracać pod wieczór, żeby w chwili największego zmęczenia chociaż powietrze było przyjemne. Biorę tornister a w nim aparat, cola (woda w koszyku), kilka batonów. Tornister zawsze stawiam na bagażnik, żeby o tyle mniej się pocić. Minus jest taki, że batony lubią się topić, ale co dla kogo jest ważne-sklepy na wsiach zwykle są droższe ;-) Przerwy zwykle regularnie po kilka minut co około 25 kilometrów. Bardzo ceniłem sobie rogi rowerowe, nieco stabilizują ręce, no i zawsze można zmienić chwyt kierownicy, żeby mniej bolało. W nowym rowerze niestety rogów nie mam.
Polecam bukłak. Na długich trasach jest niezastąpiony – jedziesz, popijasz tak często, jak chcesz i odwodnienie nie grozi. Wlewam do środka 1 litr kubusia lub soku malinowego (albo czego tam sobie kto lubi), następnie uzupełniam 1 litrem wody niegazowanej i potem popijam w trasie smaczny kompocik. Żyć nie umierać :) Jazdy na samej wodzie nie polecam, bo szybko zbrzydnie. Natomiast smaczny napój działa zbawiennie na morale. Fakt, że trzeba go wozić w plecaku, ale tak naprawdę żadnego „balastu” się nie odczuwa, no i jest to niska cena, jak za pożegnanie z odwodnieniami.
W zeszłym roku kupiłem szosę, moja życiówka to 125km. Od stycznia regularnie 2-3 razy w tygodniu jeździłem na trenażerze (1,5h+) lub biegałem (średnie tempo 6min/km) – max 16 km bez odpoczynku. Ponadto, ćwiczę domowymi sposobami nogi, grzbiet i brzuch. Dzisiaj przejechałem w 4h 102km po Mazowszu. Czy wg Was dam radę przejechać 220km (650m przewyższeń) za 2 miesiące?
Cześć, jeżeli przejechałeś stówkę, a poza tym regularnie ćwiczysz, to i 220 km spokojnie przejedziesz. Warto byłoby, żebyś spróbował jeszcze w międzyczasie przejechać np. 160-180 km, żebyś zobaczył jak organizm będzie się zachowywał. Bo im więcej kilometrów, tym niestety słabiej się jedzie, ale jak się pozna swoje reakcje, to potem jest łatwiej.
Cześć. Bardzo fajny artykul. Mam takie pytanko. Znajomy nakręcił mnie na wyjazd
nad morze a mieszkamy w Gliwicach.W planach mamy jechać 3
dni po 200 km 10 godz dziennie planujemy jechac tak na początku czerwca. Nie wiem czy zdąże się przygotować? Największy mój
dystans to 107*km w zeszłym sezonie. co o tym myślicie?
Cześć,
pierwsza, najważniejsza sprawa – w zeszłym roku ile dni z rzędu jeździłeś po 100 km? Zupełnie inaczej patrzy się na pojedyncze, jednodniowe przejazdy, a inaczej na jazdę dzień po dniu, gdzie organizm nie ma tyle czasu na regenerację.
Do przejechania 3×200 km na pewno trzeba się dobrze przygotować. To nie jest już kaszka z mleczkiem i trochę kilometrów w nogach trzeba mieć już przejechanych w danym roku.
Czy zdążysz się przygotować? Na pewno! Tylko do czerwca warto regularnie jeździć, nawet po te 30-40 km dziennie, w miarę wolnego czasu, a w weekendy na dalsze trasy.
Do tego dochodzi kwestia psychiki. Ja, gdybym szykował się na taki przejazd, wcześniej w weekend zrobiłbym 2×200 km, nawet samemu. Samotnie jedzie się trochę trudniej, niż w dwie osoby (nie ma się za kim schować przed wiatrem, no i motywacja jest ciut mniejsza), ale jak dasz radę na drugi dzień przejechać 200 km, to jadąc w dwóch i trzeciego dnia sobie poradzisz :)
W każdym razie zrobiłbym sobie taki test, żeby poznać reakcję organizmu i oswoić się z długimi trasami.
23,2 to średnia z jazdy czy z całej wycieczki ?. Mam na myśli czy obejmuje też te 5 h postoju ?. A swoją drogą oczywiście gratuluję dystansu :).
To średnia z jazdy.
Witam, w najbliższy poniedziałek planuję przejechać z Łodzi do Częstochowy, jedyny warunek to brak opadów, temperatura mnie nie przeraża. Chcę przejechać trasą przez Łask i Szczerców, według googlowskiej mapy jest tam najmniej przewyższeń, a nie chce sobie utrudniać ;) do tej pory robiłem sporadycznie trasy po około 40-50km dopiero dwa tygodnie temu się trochę rozjeździłem i robiłem codziennie po 50-60km, jednego dnia z dłuższą przerwą zrobiłem 80km, takie odległości nie są dla mnie żadnym problemem, więc myślę że dam radę. Najciekawsze jest to, że wpisałem w google hasło „jak przygotować się do dłuższej trasy rowerem” i wyskoczyłam mi ta stronka na której jest akurat Łódź – Częstochowa :) Opona w rowerze 2.1. Trzymajcie kciuki żeby się udało ;) Pozdrawiam wszystkich fanatyków rowerowych podróży oraz autora artykułu :)
Powodzenia :) Jeżeli chodzi o przewyższenia, to drogą przez Pabianice – Bełchatów – Kamieńsk – Radomsko też nie ma specjalnie podjazdów. Może przed samą Częstochową ze dwa, ale to nie są jakieś specjalnie strome podjazdy. Tyle, że w tygodniu na tej trasie będzie duży ruch, a ja tamtędy jeździłem zawsze w weekendy.
Witam, więc jak postanowiłem tak zrobiłem :) przyjechałem w dniu wczorajszym trasę Łódź – Częstochowa. Początkowo trasa miała przebiegać przez Łask i Szczerców, aczkolwiek w początkowej fazie coś pomyliłem i Łask minąłem jego wschodnią stroną ;) Pierwsze 45km przebiegało w większości po leśnych i polnych drogach z czego byłem bardzo zadowolony, wyjechałem na drogę krajową 483 na wysokości drogowskazu z informacją „Czestochowa 83” :) tutaj już caly czas tą drogą aż do Czestochowy. Po równo 100km dopadł mnie kryzys, ktory już nie odpuścił aż do końca, ostatnie 29km czekałem tylko na finish. Moge teraz szczerze stwierdzić, że nie byłem jeszcze przygotowany na taką trasę, nie mniej jednak udalo się ;) Pogoda nie rozpieszczała, temperatura wahała się pomiedzy 7 a 10 stopni, dwa razy w trakcie przejazdu delikatnie popadal deszcz. Cała trasa zajęła mi rowno 7h z postojami, czas samego przejazdu to 5:50, srednia prędkość wyniosła 23,45km/h, co uważam za dobry wynik. Dzisiaj czuję lekkie zakwasy w udach i na barkach od plecaka, ekwipunek jaki zabralem wazyl okolo 8kg. W trakcie przejazdu nic mi nie doskwieralo tak jak siodełko ;) pomimo zakupionej nakladki żelowej i getrow z wkładką piankowa, już po 40km mialem wrażenie że siedzę na kamieniu. Nie mam tutaj pomysłu na to jak złagodzić ból w trakcie jeżdżenia, wszędzie słyszę że z czasem sie przyzwyczaje, ale ile to ma trwac jeszcze? Podsumowując, jestem zadowolony że się udalo, ale była to trochę za dluga trasa. Będę trenował więcej, żeby następnym razem po 130km czuć niedosyt ;). Pozdrawiam
Nie warto ładować sobie na plecy obciążeń rzędu 8 kilogramów na tak daleką trasę. Niepotrzebnie obciąża to kręgosłup i pogarsza odprowadzanie potu. Jeżeli musiałeś wieźć ze sobą tyle bagażu, lepiej już przerzucić to do sakwy na bagażniku. No i zastanowić się czy wszystko co wziąłeś było potrzebne, bo szczerze mówiąc moja walizka na wyjazd na kilka dni potrafi ważyć mniej :)
Druga sprawa – zakładanie nakładki żelowej na siodełko i jazda w spodenkach z wkładką nie ma sensu. Albo nakładka, albo spodenki. Dokładanie kolejnych warstw będzie tylko pogarszało sprawę, zamiast ją polepszać. Zobacz też czy masz dobrze ustawione siodełko, na blogu znajdziesz wpis o tym.
A tak to super, że się udało :)
Zabralem ubrania na przebranie, 3 napoje po 0,75l, zestaw imbusow, dentke, dokumenty, klucze, bulke, 2 banany, 4 batoniki i najwiecej ważącą blokade w formie grubego łańcucha (teraz juz wiem ze nie byla potrzebna) i jakos tak sie zebraly te kilogramy, sakwy i bagażnika jeszcze sie nie dorobilem ;) Siodelko ustawialone poprawnie, sprobuje nastepnym razem zrezygnowac np z nakladki, zobaczymy jaki bedzie efekt, choć mam jakąś swoją teorię na to po wczorajszym przejeździe, zastanawiam się czy może miec wpływ na ból intensywne i ciągłe pedałowanie (bo staralem się utrzymywać prędkość powyzej 20km/h), czy przy spokojnej jeździe możemy ten ból zmniejszyć?
Cóż, według mnie, im dalej jedziemy (jednorazowo), tym mniej rzeczy ze sobą się bierze. Jeżeli wiozłeś ze sobą łańcuch, to faktycznie nic dziwnego, że plecak tyle ważył :) To mogło również wpłynąć na komfort jazdy, bo taki ciężar jednak mocno obciąża kręgosłup, a jednocześnie ciśnie w siodełko.
Łukasz. Mógłbyś rozwinąć ten temat bardziej. Może pod tytułem : jak zapakować się na długie jazdy rowerem szosowym lub crossowym by odczuwać komfort.
Hej, co masz na myśli pisząc o komforcie? Zawsze dołożenie ciężaru do roweru będzie powodowało pewien dyskomfort, zwłaszcza na podjazdach :)
Na pewno warto przy sakwach obciążać je równomiernie. A korzystając z toreb do bikepackingu, nie przeładowywać ich bardziej, niż wymyślił producent.
Fajny, bardzo spójny artykuł bez zbednych farmazonów:) w niedzielę planuję swoją pierwszą dlugą trasę 120km.. Do tej pory robiłam najwyżej 50-70.. Największy problem dla mnie to przewożenie płynów.. w rowerze mam zamontowany jeden uchwyt na bidon, na trasie 50km wypijam ok. 2.5-3l wody z dodatkiem musujących tabletek uzupełniających elektrolity i mineraly.. Z tabletkami nie ma problemu ale transpost wody jest juz problemem. Przekąski na trase + woda i klucze to trochę ciężaru.. Jestem drobna i nie lubię jechać z ciężkim plecakiem a nieraz na trasie nie ma gdzie uzupełnić wody..
A masz w ramie drugie miejsce na koszyczek na bidon? Ja tam akurat zazwyczaj wożę pojemnik z pompką, łatkami, przeciwdeszczówką. Ale czasem wrzucam tam drugi bidon. Bidon można też założyć na kierownicy albo za siodełkem pokombinować.
Ja z kolei najwięcej przejechałem 118 km.Wcześniej 104km.Jeżdżę szosówką jestem początkujący ale bardzo to lubię.Ścięgno w prawym kolanie mi siadało przy tych setkach.Podstawa według mnie to banany batony i czekolada.Staram się jeździć chociaż 20 ze 2 razy w tygodniu jak czas pozwala a w weekend więcej od 60 do 118 :D.Następny cel 200 km.Zawsze wkurza mnie branie plecaka i w sumie jest ciężki nie mam sposobu na to-portfel zapięcie zapas wody 2 litry banany batony…
Woda w dwa bidony, część rzeczy w kieszonki w koszulce, część np. w torebkę podsiodłową.
Witaj Łukasz.
Chcę się wybrać rowerem do Swarzewa z Rawy Mazowieckiej.
Mniej więcej sobie wszystko zaplanowałem. Bazując na twojej wyprawie do Gdyni.
Ale mam pytanie techniczne. Do tej pory jeździłem rowerem trekkingowym 26 cali przerzutki 3×7. Co dawało mi średnią prędkość podróżną 15 km/h jak dobrze cisnąłem to 20 km, a prędkość max rzędu 25 km/h.
Ponieważ trasa jest długa myślę o tym aby pożyczyć rower od wujka 28 cali i takie same przerzutki. Aby był większym połykaczem dystansu.
Ale z doświadczenia wiem, że nie ważne jaki rower, osiągi są takie same, bo i tak trzeba poruszyć tę samą masę. Natomiast jest plus roweru z dużymi kołami, że na zjazdach z górek można rozwinąć większe prędkości i połykać dystans.
W związku z tym mam pytanie. Z jakimi prędościami średnimi się poruszasz i z jakimi maksymalnymi. Czy robisz sobie postoje i jak długie. I widzę, że poruszasz się rowerem 28 cali.
W związku z tym zasadnicze pytanie.
Czy warto na tę trasę 350 km pojechać rowerem 28 cali, aby szybciej jechać.
Pozdrawiam
Tomek.
) i jedno pytanie geograficzne, czy wiślana trasa rowerowa jest w całości z jakiejś nawierzchni czy jedzie się po piachu, gdybym chciał zjechać z jedynki i pojechać wzdłuż wisły tą trasą.
Cześć, porównywanie „wyników” różnych osób średnio się sprawdza. Każdy ma inne możliwości, preferencje i trasy, którymi jeździ. A także jeździ się z różnym obciążeniem.
Moja średnia z jazdy, kiedy jadę 100 i więcej kilometrów dziennie, po raczej płaskich trasach, to 23-24 km/h. Patrzenie na maksymalną nie ma sensu, bo co Ci da informacja, że na Mazurach potrafiłem z górki wycisnąć 70 km/h? :D
Postoje oczywiście robię. Jeżeli jadę turystycznie i mam przed sobą kilka dni jazdy, staram się jechać na totalnym lajcie i bez spinania. Postoje robię mniej więcej co 30 kilometrów. Wolę częściej stawać, ale na krótko, niż jechać dłuższe odcinki i stawać na dłużej.
Jeżeli chodzi o wielkość kół, to po prostu pożycz od wujka rower i przejedź te 40-50 km, na pewno poczujesz czy większe koła Ci coś dały. Oczywiście pamiętaj o sprawdzeniu ciśnienia w kołach.
Trasy wiślanej nie znam. Sprawdzał ją ponoć Damian z roweremposlasku.pl musiałbyś go zapytać.
Przejchałem 250 km w jeden dzień, zwykłym rowerem trekkingowym 26 cali.3×7. Moje rady są takie.
1. Zaplanować trasę z prędkością turystyczną 12.5 km/h (doświadczenie pokazuje, że taka wychodzi prędkość podróży jeśli człowiek zatrzymuje się na robienie zdjęć, zjedzenie mamusinych pierogów po drodze itd…
2. Wyjechać o świcie – 5 rano wydaje się idelna – punkt 5, wtedy nawet bez smartfona można sobie w głowie odliczać czas i dystans.
3. Odżywianie. Pamiętaj, że musisz dostarczać cukier i elektrolity. I to w regularnych odstępach czasu. Ja zabieram pakiet POLSKICH! bo jestem patriotą „energy drink” Verva i termos ze słodkim kompotem na bagażnik. I piję co około godzinę na zmianę 1 energy drink 1 kubek słodkiego kompotu z termosu. Wiadomo, że kompot skończy się po około 3 sesjach. Więc wtedy mam przyjemność zaczepić chłopa na wsi i poprosić o wodę ze studni, (może być też kranówa ze stacji beznynowej) i przy okazji pogadać „o pogodzie i polityce”. Z WYPRAWY 250km nie wiedzialem czy mogę przetrwać 18 godzin bez jedzenia, wolałem wrócić żywy, a więc zjadłem jeszcze już głebokim popołudniem i wieczorem po 1 kebabie (warzywa+mięsko)
4.Ubiór. Obowiązkowo. Kask daje stałą temperaturę głowy i nie zauważysz zmian pogody w ciągu dnia. Pozostały ubiór. Ja sobie wybieram na taką jazdę słoneczny wyżowy dzień bez wiatru!!!!!!!! – sprawdzić prognozy pogody i jechać tylko kiedy nie ma wiatru. W wyżu wiatr zwiększa się w ciagu dnia i słabnie wieczorem, więc wyjazd rano daje dużo korzyści..
Ja ubieram się w kamizelkę odblaskową na gołe ciało, i opaski odblaskowe na ręce +kask, Niczego więcej. Jeśli w prognozie pogody jest możliwość opadów, wtedy musicie zabrać lekką kurtkę przeciwdeszczową, ale bez żandych swetrów, bo w lato jest wystarczająco ciepło.
5. Gadżety. Zawsze włączam !MoveComputerbike do rejestracji trasy. Nawigacji warto używać w miastach tylko, bo zużywa ona masę prądu. Tak więc jadąc z Rawy Mazowieckiej do Skierniewic jej nie uzywałem. MIjając tablicę Skierniewice włączyłem.nawigację, dzięki czemu w Skierniewicach zachowywałem się jak lisek w kurniku, w ciągu kilku minut, nie znając miasta i nie wytracając predkości wyjechalem w kierunku Nieborowa.
Tu jest fimik z całej wyprawy:
https://www.youtube.com/watch?v=IR2Oz7xTWes
6. WAŻNE!!! Gdy skończy się wspomaganie elektorniką. Stosować się do przysłowia TiRowców. KTO DROGĘ SKRACA DO DOMU NIE WRACA. Nie kombinować i jechać głównymi drogami. Zwłaszcza, jeśli zbliża się noc.
7. Po powrocie wypić piwo! -Małe dawki alkoholu zabijają zmęczenie. I iść spać.
8. Technika pedałowania. Możliwie duża prędkość prze najniższym obciążeniu nóg. Wykorzystywać zjazdy do szybkiej jazdy i podjazdy pod górki na myślenie o czymś innym, aby oszukać mózg. Ja np śpiwam w myślach albo odmawiam modlitwę.
9. Nie zatrzymywać się na dłużej niż 30 min. Aby nie ostygnąć i nie zesztywnieć.
10. Sprawdzać na rozgałęzianiach szlaków nawigację, aby nie wywieść się w pole, przejeżdżając krótki odcinek z 5-10 m w daną drogę. To już zostanie wykryte. Bo okazuje się, że np. „skręć w prawo” odnosi się do szrutowej drogi za 20 m, a nie do gruntowej przy której, akurat jesteśmy.
AMEN.
Z większością punktów się zgadzam. Dzięki za tak fajne opracowanie :)
Natomiast pewne zastrzeżenia mam do podpunktu trzeciego. Zdecydowanie warto pić napoje częściej. Wlać coś do bidonu/butelki i popijać małymi łykami co 5-10 minut. A już zwłaszcza gdy jest gorąco. Dzięki temu zmniejszymy ryzyko odwodnienia. Jest takie stare przysłowie, które nadal się sprawdza – gdy podczas wysiłku zachce Ci się bardzo pić – jest już za późno.
Zdecydowanie tak, dodałbym, że picie w czasie jazdy zdecydowanie zapobiega utracie dystansu i najlepiej robić to przy podjazdach pod górki. Wtedy i tak musimy jechać wolno. Na górce bidon na ramę i pełen gaz.
ja tam rowerkiem sie często wybieram na długie wycieczki wiec najczęściej zaopatruję się w sklepie CQB.pl.najlepiej na takie wyprawy zabrać ze sobą odpowiednie jedzenie, strój a nawet jakieś rzeczy do obrony i np. nóż czy coś…
Witam, jezdze rowerem od nastu lat, czasami wiecej czasami mniej, najwiecej pare lat temu zrobilem 180 km w 1 dzien, zyciowka, teraz srednio robie 40km, Do czego zmierzam, w miesiacu sierpniu mam urlop, planuje zrobic trase Beydgoszcz-Dąbki ( 230 km ), malo wiem na temat przygotowań, diety w trakcie jazdy, nawodnienie oraz jakie siodło bo te co mam strasznie uwiera, kondycja starcza ale krocze nie pozwala :) pozdrawiam i czekam na porady
Cześć,
O kondycji: https://roweroweporady.pl/jak-przygotowac-kondycje-na-wyjazd-rowerowy/
Co jeść i pić: https://roweroweporady.pl/co-jesc-i-pic-na-rowerze-dieta-rowerowa/
Jakie siodełko kupić: https://roweroweporady.pl/jakie-siodelko-kupic-radza-blogerzy-rowerowi/
Rodzaje siodełek: https://roweroweporady.pl/rodzaje-siodelek-rowerowych-jakie-siodelko-kupic/
Na dalekie dystanse podstawą są spodenki z wkładką. Będzie o tym odcinek w poniedziałek, na moim kanale na YT.
rzeczywiście na taką wycieczkę trzeba się dobrze przygotować. pamiętam jak wybieraliśmy się na survival – gdyby nie sklep cqb.pl to nie wiem jak byśmy sobie poradzili z tym wszystkim – duzo sprzętu od nich nam się przydało – najbardziej własnie jakies plecaki, śpiwory ale i nawet kompas sie przydał! a bez noży to juz nie wiem jak bysmy dali rade
Na początek: super blog. Gratuluje wpisów i forum na poziomie!
Chciałem tylko zauważyć jedną rzecz, bo właśnie się zastanawiam nad kupnem drugiego (szosa endurance, przełaj, fit) roweru do obecnego crossa. Mnóstwo z Was przejechało ogromne według mnie dystanse (mój rekord to 170km na owym crossie) na rowerach różnych i różniastych, z obciążeniem i bez, na slickach i wielkich terenowych balonach. I wszyscy dali radę!
Czy nie jest tak że masa roweru nie ma szczególnie dużego znaczenia do jeżdżenia na dystans? Czy spinanie się o każdy gram ma sens? Czy nie jest to przypadkiem szpan? Mój rower nie jest przesadnie lekki, waży jakieś 13kg + akcesoria więc wyjdzie pewnie ponad 15kg. Ja osobiście nie widzę istotnej różnicy w jeździe bez obciążenia a jazdą z sakwami. Mówię tu o średniej prędkości przelotowej, bo w rozpędzaniu oczywiście różnica jest.
I na koniec, czy warto kupować według Was szosę? Czy będzie łatwiej pokonać długi dystans? Czy pozycja będzie na tyle nie wygodna że nie przejadę nawet 100km? Może znajdzie się jakaś osoba która oprócz szosy jeździ też na innym rowerze.
Pozdrower!
Hej, dzięki za miłe słowa :)
Jeżeli chodzi o masę roweru, to jest to skrzyżowanie fizjologii z psychologią. Im cięższy rower, tym ciężej go rozpędzić, a także jazda pod górę będzie bardziej wymagająca.
Ale teraz pojawia się kwestia – ile ma ważyć rower? Jedna osoba powie, że 20 kg jej w ogóle nie przeszkadza, inna, że nie wsiądzie na rower, który waży więcej niż 8 kilogramów. I to jest psychologia :)
Czy szpan? To zależy. Jeżeli ktoś każdej napotkanej osobie zaczyna opowiadać, że rower jest z karbonu, i waży 6 kg, i w ogóle zobacz jaki lekki, i wcale nietani! To może być szpan. Ale jest wiele osób, które po prostu lubią mieć lekki rower i nie epatują tym dookoła.
Mój rower waży +/- 10 kg i po założeniu bagażnika i sakwy też nie czułem się szczególnie poszkodowany. Ale różnicę podczas jazdy oczywiście czuć, chociaż nie wiem czy nie bardziej opór powietrza stawiany przez sakwę nie zrobił różnicy.
Ale… nie chciałbym już jeździć rowerem, który wyjściowo waży 17-18 kilogramów. Kiedyś jeździłem i wracać do tego nie chcę. Człowiek się szybko przyzwyczaja do tego co ma i nawet jeżeli czułbym różnicę tylko przez 5% trasy, to bym się z tego cieszył.
Reasumując moje przynudzanie. Walka o każdy gram moim zdaniem nie ma sensu (w amatorskich warunkach). Co nie zmienia faktu, że przy zakupie nowego roweru, albo wymianie zużytej części będzie czymś złym, jeśli spojrzymy na wagę.
Jeżeli chodzi o to czy warto kupić rower szosowy, to nikt Ci na to odpowiedzi nie udzieli. To już Ty sam musisz się o tym przekonać. To nie jest rower dla każdego, ale Ci, którym taki rower się spodobał, potem już niekoniecznie chcą wracać do crossów czy fitnessów. A pozycja zależy w dużej mierze od geometrii ramy. Jeśli to będzie rama endurance, czyli bardziej turystyczna, to jakaś wygoda będzie. Ale pamiętaj, że to nadal będzie rower szosowy.
Myślę, że dużo zależy od indywidualnego odczucia. Gdy założyłam bagażnik do mojego rowerka, przez pół miesiąca narzekałam, że mi ciężko „na tyłku”. Już te dodatkowe 1,5 kg (sam bagażnik) było odczuwalne. Podobnie z wnoszeniem roweru na piętro czy z podjazdami > 5 kg robi dla mnie ogromną różnicę w odczuciu i przy średnich :)
Bagażnik, który waży 1,5 kg to faktycznie małe kowadełko :) Mój waży 0,85 kg i chętnie wymieniłbym go na jeszcze lżejszy, ale cholercia, nie chce się popsuć :)