Jak co roku Giant organizuje Demo Days, czyli cykl imprez, w różnych miastach w Polsce, gdzie każdy może pojeździć ich rowerami (a także damskimi modelami Liv). Rok temu zajrzałem do Zielonej Góry, w tym roku Giant zaprosił do Olsztyna, gdzie pojechałem razem z Moniką, która robiła jazdy próbne Livami :)
Giant w tym roku mocno postawił na testowanie rowerów terenowych + pojawiły się dwa aerodynamiczne rowery szosowe. My wybraliśmy do jazdy dwa elektryczne fulle, aerodynamiczną szosę dla kobiet oraz rower, na który chyba najbardziej ostrzyłem sobie zęby, czyli karbonowy gravel.
Wolisz obejrzeć, zamiast czytać? Zapraszam do obejrzenia nagrania z wizyty w Olsztynie:
Giant Trance E+ Pro 2
Giant od tego roku ujednolicił nazwy elektrycznych rowerów i łatwiej jest się w nich odnaleźć. Ścieżkowy Trance z silnikiem elektrycznym, to po prostu Trance E+. Do jazdy wybrałem wersję z „tradycyjnym” dla tego modelu skokiem 150/140 Trance E+ Pro 2, ale dostępne są także wersje o skoku 160/140 z dopiskiem SX.
Akumulator i silnik zamontowane są tak, że niewprawne oko nie zauważy od razu, że rower jest ze wspomaganiem. Silnik Yamahy o momencie obrotowym 80 Nm, zamontowany centralnie, rwie do przodu już po lekkim naciśnięciu pedałów. Nie miałem z nim najmniejszego problemu aby podjeżdżać pod 20. procentowe wzniesienia (tak, tak, znaleźliśmy takie w olsztyńskim Lesie Miejskim).
Na kierownicy znajdziemy małą, zgrabną manetkę do wyboru mocy wspomagania oraz pokazującą stan naładowania akumulatora. Niestety jeździliśmy za krótko, aby sprawdzić zasięg, ale może kiedyś, przy dłuższym teście, uda się to zrobić.
Przednie zawieszenie oparto o FOX-a 36 Float Rhythm o skoku 150 mm i goleniach o średnicy 36 mm. Oczywiście na pokładzie obecna jest sztywna oś (w poszerzonym standardzie Boost), także z tyłu znajdziemy taką ośkę.
Z tyłu pracuje zawieszenie Giant Maestro, z tłumikiem FOX Float DPS Performance o skoku 140 mm.
Mimo, wydawać by się mogło, sporych wartości skoku, zawieszenie nie buja się podczas pedałowania po płaskim, nawet przy dźwigni tłumienia kompresji ustawionej na Open. Samo działanie zawieszenia aż prosi się, aby je wykorzystywać przy każdej możliwej okazji. Dodatkowo rowerem wzmocniony wspomaganiem elektrycznym, nie miałem najmniejszego problemu, aby sprawdzić co znajduje się za każdą kolejną górką :)
Napęd oparto w dużej mierze o Shimano SLX 1×11 z korbą Praxis i tylną przerzutką z grupy XT. Dobór przełożeń jest bardzo dobry (36 + 11-46), pozwala podjeżdżać prawie wszystko, a i z górki można się rozpędzić, jeżeli będzie potrzeba.
Rama elektrycznego Trance’a jest wykonana z aluminium, mamy tu oczywiście poszerzaną główkę rury sterowej tapered, linkę przerzutki i tylnego hamulca poprowadzono w ramie.
Zastosowano tu kierownicę o większej niż standardowa (31,8 mm) średnicy, czyli 35 mm. Zwiększa to sztywność i pewność prowadzenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę masę tego roweru (ponad 23 kg). Znajdziemy tu także prawie obowiązkowy element roweru ścieżkowego, czyli regulowaną sztycę Giant Contact Switch, którą obsługuje się dźwignią, schowaną w miejscu nieobecnej lewej manetki od przerzutki.
Co jeszcze? Mocne, czterotłoczkowe hamulce Shimano BR-MT520 z tarczami o średnicy 203 mm (przy tej masie roweru, tak duże tarcze to konieczność). Do tego bezdętkowe koła o średnicy 27,5 cala, obute w opony Maxxis Minion DHF z przodu oraz Maxxis Rekon z tyłu, obie o szerokości 2,6 cala.
Mimo swojej masy, podczas jazdy nie czuć tego nadmiernie. Silnik wspomaga nas na podjazdach, a sam rower jest tak wyważony, że w zakrętach jego ciężar aż tak nie przeszkadza. Problemem może być jedynie wnoszenie go po schodach ;)
Liv Embolden E+ 2
Giant w swojej ofercie ma także osobą serię Liv, dedykowaną Paniom. Nie jest to zwykły zabieg marketingowy, te rowery oprócz kolorów, różnią się także geometrią, czy chociażby szerokością kierownicy czy długością mostka.
Embolden to damski odpowiednik Gianta Stance, czyli tańszej odmiany modelu Trance (oraz damskiego Liv Intrigue). Monika jeździła elektryczną wersją Embolden E+ 2.
Mamy tu także silnik Yamahy, o tym samym momencie obrotowym, tylko trochę dłuższym czasie reakcji (570 ms vs 190 ms), jednakże w niczym to nie przeszkadza – rower tak samo pewnie podjeżdżał pod 20. procentowe wzniesienie, jak model Trance. Wkomponowanie akumulatora w ramę to bardzo dobra decyzja, wygląd roweru jest bardzo spójny, no i mamy miejsce do zamocowania bidonu. Wspomaganiem zarządzamy dokładnie taką samą manetką, jak w modelu Trance – jest przejrzysta i wygodna.
Z przodu za amortyzację odpowiada powietrzny Suntour XCR o skoku 130 mm i poszerzonych goleniach ze standardowych 32 mm do 34 mm. Do tego zastosowano tu sztywną oś w poszerzonym standardzie Boost. Grubsze golenie i szersza piasta pozytywnie wpłynęły na sztywność przodu podczas jazdy, natomiast trzeba pamiętać o tym, że nie jest to amortyzator do szybszej i dynamiczniejszej jazdy. Cóż, za niższą ceną idą pewne ograniczenia, natomiast z czasem warto pomyśleć o wymianie widelca na coś lepsze.
W Emboldenie z tyłu pracuje jednozawiasowe zawieszenie FlexPoint, prostsze (i tańsze w serwisowaniu) niż Maestro. Nie da się ukryć, że Maestro jest po prostu lepsze, ale i FlexPoint dawał sobie nieźle radę na korzeniach czy muldach. Operuje tu damper Rock Shox Monarch R o skoku 120 mm – taki skok w zupełności wystarczy chociażby do turystycznej jazdy czy zmierzenia się z łatwiejszymi singletrackami.
Napęd oparto o Shimano Deore w konfiguracji 1×10, z korbą Giant i tylną przerzutką SLX.
Niestety nie znajdziemy tutaj regulowanej sztycy. To pokazuje jaki jest główne zastosowanie tego roweru – turystyka po mniej agresywnych trasach.
Za hamowanie odpowiadają tarczowe Tektro HD-M735 z tarczami o średnicy 203 mm. Z przodu zacisk jest czterotłoczkowy, z tyłu ma standardowe dwa tłoczki.
Główka ramy wykonana jest w poszerzonym standardzie tapered, co otwiera dostęp do szerokiej palety amortyzatorów.
Tak jak w przypadku modelu Trance E+, tak i tutaj kręcą się koła o średnicy 27,5 cala z oponami Maxxis Rekon o szerokości 2,6 cala (na obu kołach). Według Moniki szerokość została dobrana idealnie, z jednej strony dając dużą pewność podczas jazdy w zakrętach, z drugiej zaś strony nie ma się wrażenia, że prowadzi się czołg, jak bywa w przypadku szerszych opon :)
Tak jak Stance jest tańszym i trochę niżej wyposażonym bratem modelu Trance, tak Embolden jest tańszym odpowiednikiem modelu Liv Intrigue, który dostępny jest także w wersji ze wspomaganiem elektrycznym.
Liv Enviliv Advanced 1
Kolejny rower, którym okazję miała pojeździć Monika, to aerodynamiczna szosówka Liv Enviliv w wersji Advanced 1. Jest to damski odpowiednik roweru Giant Propel, tu również oprócz innego malowania, zastosowano trochę inną geometrię ramy – jest ona krótsza, ma wyższą główkę, dodatkowo kierownica jest węższa, a mostek i ramiona korby krótsze.
Konstruując ramę, postawiono na uzyskanie jak najlepszego efektu aerodynamiki, jednocześnie nie przekreślając normalnej jazdy na co dzień. Mamy tu karbonową ramę oraz widelec, z kompozytu węglowego wykonano także wspornik siodełka, który razem z rurą podsiodłową ma aerodynamiczny przekrój.
Hamulce zarówno z przodu, jak i z tyłu to konstrukcja Gianta, idealnie schowana za widelcem i tylnym trójkątem ramy. Dodatkowo wyprofilowane wcięcie w pionowej rurce sprawia, że tylne koło ładnie się za nią kryje, w mniejszym stopniu zaburzając przepływ powietrza.
Aluminiowe koła to autorska produkcja Gianta, z piastami Formula. Mają stożek 30 mm, co tak jak wcześniej pisałem, dobrze łączy mniejsze opory powietrza, z uniwersalnością. Wysokie stożki 55 czy 65 mm sprawdzają się najlepiej na wyścigu, w codziennych treningach mogłyby być utrapieniem przy silnym, bocznym wietrze.
Napęd to ceniona za precyzję działania Shimano Ultegra z semi-kompaktową korbą 52/36 i kasetą 11-30.
Ciężko po tak krótkiej jeździe ocenić, czy aerodynamiczna konstrukcja wpływa na poprawę osiągów, w porównaniu z tradycyjnie zbudowanym rowerem. Na pewno przy bardziej ambitnej jeździe, urwanie kilku cennych sekund może mieć znaczenie. Inną kwestią jest, że ten rower jest po prostu ładny :) i na pewno wyróżnia się spośród tradycyjnych rowerów szosowych.
Giant Revolt Advanced 1
Giant w swojej ofercie ma kilka rowerów z kategorii gravel/adventure, jest to chociażby testowany już przeze mnie model AnyRoad czy wyposażony w szerokie opony ToughRoad SLR GX. Natomiast Revolt Advanced 1, którym miałem okazję jeździć, ma dość zbliżoną geometrię do ToughRoada, z tym, że Revolt ma wyższą główkę ramy i da się do niego włożyć opony 45C, a nie 50C. Dodatkowo rama oraz widelec (razem z rurą sterową) są wykonane z włókna węglowego, co obniża masę roweru, ale także poprawia tłumienie drgań podczas jazdy.
W ramie spodobały mi się dopracowane smaczki, jak świetnie wprowadzone pancerze przez główkę ramy (nie będą rysować lakieru), czy linka od przerzutki schowana w tylnym trójkącie, wychodząca z ramy tuż przy przerzutce. Pionowa rurka ramy oraz sztyca są o przekroju w kształcie litery D (tak jak w innych modelach gravelowych), co w założeniu ma poprawiać tłumienie drgań i… tak w rzeczywistości jest, o czym już pisałem w teście AnyRoad’a.
Dodatkowo gumowymi osłonami zabezpieczono tylny trójkąt ramy od strony napędu oraz spód dolej rury.
Napęd 1×11 SRAM Apex 1 mimo, że jest najniższą grupą (nie mylić z niską) w ofercie tego amerykańskiego producenta, działa dobrze i porównywalnie z wyższym Rivalem. Podoba mi się, że Giant nie oszczędzał i zamontował kasetę o zakresie 10-42, zamiast tańszego 11-42. To daje większą uniwersalność i dostęp do twardszych przełożeń, bez rezygnowania z tych lżejszych. Osobiście na korbie widziałbym tarczę z 38. zębami, zamiast z 40. ale to już bardzo indywidualna sprawa i wiem, że są osoby, które założyłyby tam tarczę 42 czy nawet 44 :)
Co mi się niezmiernie podoba, Giant nie zapomniał o osobach, które chciałyby wykorzystać ten rower na wyjazdach z sakwami. Choć bikepacking, czyli swojskie tobołkarstwo jest coraz popularniejsze (sam na co dzień jeżdżę z dużą torbą pod ramę i za nic jej nie oddam), to jednak nieraz sakwy są niezastąpionym rozwiązaniem. Mamy możliwość założenia bagażnika zarówno z przodu, jak i z tyłu. Otwory mocujące z tyłu zostały sprytnie ukryte, a te na widelcu nie rzucają się w oczy – punkt dla estetów :)
Opony to bezdętkowe GIANT CrossCut Gravel o średnicy 28 cali i szerokości 40 mm. W ramie i widelcu spokojnie zmieszczą się szersze, nawet do 45 mm. Bieżnik tych opon jest bardzo uniwersalny, nieźle toczą się na asfalcie, jednocześnie dając dobrą przyczepność poza nim. Oczywiście jeżeli będzie zależało nam na naprawdę dobrej trakcji na śliskich, gruntowych drogach, warto je wymienić na inne, z bardziej terenowym bieżnikiem.
Hydrauliczne hamulce z tarczami o średnicy 160 mm, tak jak napęd, również pochodzą z grupy SRAM Apex. Do ich pracy nie mam większych zastrzeżeń, choć z doświadczenia wiem, że w deszczu lubią piszczeć (tak przynajmniej miałem w hamulcach z grupy Rival i dopiero wymiana tarcz na inne pomogła), aczkolwiek gdy jeździliśmy było sucho, więc nie miałem tego jak sprawdzić.
Bardzo lubię takie imprezy jak Demo Days, można pojeździć upatrzonymi modelami, trochę dłużej niż krótka „pojeżdżawka” pod sklepem :) Wy też będziecie mieli taką możliwość, Giant przyjedzie w tym roku ze swoimi rowerami jeszcze do kilku miast w Polsce.
Patent z wprowadzeniem linek od przodu główki ramy jest niezły i faktycznie zapobiega obtarciom lakieru, ale ma bardzo poważną wadę, a mianowicie bardzo utrudnia, a wręcz uniemożliwia zastosowanie popularnych w bikepackingu toreb na kierownicę! Mam rower MTB tak zaprojektowany i byłem zmuszony stwirzyć specjalny adapter, który odsunie torbę od główki ramy na 7-10 cm i umożliwi pancerzom bezpieczne zgięcie i pracę.
Tu masz zdjęcie Revolta z założoną torbą na kierownicę: http://gawelp.com/?attachment_id=12573
Pewnie to czy uda się ją założyć i sensownie rozprowadzić linki, zależy od samej torby, albo od rozplanowania długości przewodów. Do tego dochodzi fakt, że w rowerach MTB mostek jest zwykle krótszy, co przybliża torbę do główki ramy.
Witam, jak zwykle świetny tekst Łukaszu! Jako użytkownik e-bike enduro dodam, że jest to genialne rozwiązanie. Przez wiele lat jeździłem na „zwykłym” enduro, po okolicznych lasach, na wyprawy z ekipą oraz dojazdy do biura (do biura tylko w sezonie letnim). Zrobiłem porównanie mojej jazdy, 5 razy wiecej na elektryku! Do auta wsiadam czasem z konieczności. Polecam zwłaszcza fulla jako bardzo uniwersalny środek transportu i do mega zabawy, nie ma ograniczeń (schody, krawezniki, szutry, trasy enduro i dh). Pozdrawiam
O kurczę, na enduro do pracy? To musiałeś mieć relatywnie blisko, albo byłeś uparty :) Ja na terenowych oponach wystrzegam się asfaltu jak ognia, po kilku kilometrach mam zwykle dosyć :D No chyba, żeby napompować opony do trochę wyższego ciśnienia, to może, może…
Łukaszu, ja bardzo lubię jeździć np. ścieżkowcem po asfalcie. Opony z powodu terenowego bieżnika robią trochę hurgotu, ale można się przyzwyczaić. A ciśnienie w oponach? Dobijam 65 PSI (max. na jaki pozwala producent) i jest super! Tak na marginesie w teren, jeśli tylko nie ma piachu ani błota, też wolę bardzo mocno napompowane.
Pozdrawiam, Andrzej.
Zależy co masz na myśli pisząc o terenie, ale ja jednak wolę trzymać się minimum, albo zejść jeszcze niżej na bezdętkowych kołach. Dobrze napompowane opony w terenie będą bardzo sprężynować i przenosić drgania.
A asfalt – pewnie, że tak, można dmuchnąć maksa :)
Zanim kupicie rower marki giant ..
zobaczcie jaki jest poziom servisu
ja naprawiałem swój w lublinie…
wydałem 600zł i dalej rower kiepsko jeżdzi..
jak coś odpowiem na pytania
Śmiało napisz co to za rower, co w nim szwankowało i na co wydałeś 600 zł. A jeżeli masz uwagi co do jakości wykonanych usług, w jakimkolwiek serwisie, od tego jest możliwość reklamacji, ew. Rzecznik Praw Konsumenta.
Mój AnyRoad 1 GE 2019 skrzypi jak stary Wigry. Jak jadę to się ludzie rozglądają. Pan serwisant zastosował wazelinę w każde możliwe miejsce, nawet sztyce nawazelinował i nic dalej sobie „skrzybie”na nowym rowerku za prawie 6k
Wspornik siodełka w tym rowerze jest z kompozytu węglowego i powinno się go lekko przesmarować pastą do karbonu, mam nadzieję, że nie smarował go zwykłym smarem.
Jeżeli chodzi o skrzypienie, to warto namierzyć skąd może dochodzić, to na pewno nie jest cały rower :) Sprawa nie jest prosta, ale da się do tego dojść metodą eliminacji,
wstając podczas jazdy z siodełka, ściągając nogi z pedałów itd. Wtedy będzie wiadomo w którym kierunku iść w poszukiwaniu denerwującego dźwięku.
Poczytajcie Państwo również o podejsciu Giant do serwisu gwarancyjnego. Rower – Giant Trance 2 2018 – zablokowane koło/zupełnie zatarte łożyska w piaście – wina użytkownika; łożyska w zawieszeniu – wina użytkownika. Dobrze, że w miare tanie usterki mi sie przytrafiły. I chyba dość popularne w rowerach Giant (przynajmniej w Trance’ach).
Rowery elektryczne wydawały mi się jakimś wymysłem dopóki przypadkiem nie trafiłem na wypożyczalnię rowerów na wypadzie do Czarnej Góry. Z kuplem trochę z ciekawości trochę dla draki wypożyczyliśmy na trzy godziny po elektrycznym góralu i… no to jest to! Nawet taki ogórek jak ja mógł pobawić się na zjazdach bez męczenia buły na stromych podjazdach. Małe oszustwo? Ja się nawróciłem i teraz inaczej patrzę na te rowery. Każdemu kto na nie narzeka, polecam najpierw spróbować.
Kiedy wkońcu skoczy się ta śpiewka o oszustwie????
Jak wiele nowości, tak i elektryki są krytykowane przez niektóre osoby, zwłaszcza te, które nie miały okazji spróbować takiej jazdy.
Znaczy się, nie ma co się oszukiwać, dla zdrowej i sprawnej osoby, jazda turystyczna (czy wieczorem wokół komina) na elektryku może być nudna (przynajmniej dla mnie jest, wolę zwykły rower). Ale tak jak napisał Marcin Ksz., w górach, tam gdzie liczymy na duże czerpanie przyjemności ze zjazdów, tam elektryk wydłuża czas takiej jazdy :) Bo znowu – do turystyki, tak jak chociażby teraz byłem w Górach Stołowych (bez dłuuugich zjazdów), sprawnej osobie, wspomaganie nie jest specjalnie potrzebne.
Każdemu według potrzeb, nikt nikomu elektryków na siłę nie wciska, zwykłe rowery nie znikną ;) Ale każda osoba, która wsiądzie na taki rower, zostawiając samochód, czy ruszając się z kanapy, to tylko plus!
Ja przerobiłem rower na elektryka i już 5lat jeżdżę na zestawie za 3tysia zrobiłem na nim już około 8tysięcy km choć sam rower wart był 1000zł i dalej mi służy.Fakt głównie do dojazdów do pracy bo mam daleko i też strome podjazdy jak na agrykolę i nie chcę zmachany do pracy jechać i jeszcze fizycznie 12h pracować a potem wracać też godzinkę.Poza tym rower dobry np gdy stoimy na światłach i ruszam nie gibam się na boki jak pajac,żeby ruszyć wciskam manetkę i płynnie ruszam bez kombinacji zmiany biegów.
W lato gdy jest dużo ludzi jest to przydatne gdy stoisz na światłach to szybko ruszasz i nie robisz tłoku.Tak samo z wyprzedzaniem można szybko pocisnąć mocniej by wyprzedzić dużą grupkę np rodzina z dziećmi a potem znów jedziesz swoim tempem.Przed zakrętami spokojnie zwalniam by wjechać bezpiecznie a nie wchodzę jak wariat a z naprzeciwka muszą ustąpić przejazdu bo się nie mieszczą na ścieżce bo ten jedzie takim łukiem.I ogólnie na dłuższe wycieczki fajna sprawa.Jak kondycja mi pozwalała zrobić 60 km tak na wspomaganiu mogłem zrobić i 110 km albo i więcej co znacznie podniosło zasięg i atrakcyjność wycieczek bo w o wiele więcej miejsc mogłem pojechać zwiedzić a nie tylko w promieniu 40 km i żeby mieć siłę wrócić.
O dokładnie! Jeżeli miałeś opcją samochód vs rower elektryczny, bo zwykły z różnych względów nie wchodził w grę, to dokonałeś dobrego wyboru :)
Fajne to wszystko, tylko że rzut oka na ceny nieco studzi zapał. Mówimy tu o kwotach rzędu dobrych kilka lub kilkanaście tysięcy złotych. A to są przecież tylko rowery! W takim budżecie można kupić skuter. Takie czasy:(
Ceny rowerów elektrycznych wynikają z cen akumulatorów/silników. Nic się na razie na to nie poradzi. Ale ceny powoli, powoli, spadają.