Lubię gadżety. Muszę to przyznać, nawet sam przed sobą. No po prostu lubię. Przyzwoity aparat, niezły komputer, fajny (niekoniecznie topowy) telefon, sprawiający mi przyjemność rower. Wszystko to przydaje mi się także w pracy, więc mogę częściowo usprawiedliwić sam przed sobą, że muszą być przyzwoite. Mają działać dobrze i nie powodować we mnie frustracji, że coś nie działa. Komputer i internet uważam za jedne z największych wynalazków ludzkości, a będą one mieć na nas z roku na rok coraz większy wpływ.
Elektronika, co zrozumiałe, stara się zdobywać coraz to nowsze przyczółki. Inteligentna lodówka, opaska mierząca naszą aktywność, odkurzacz, który sam sprząta i uczy się rozkładu pomieszczeń, rowerowy U-Lock, który blokuje się aplikacją w telefonie. Sam rower przechodzi przemianę, ponieważ pojawiły się rowery elektryczne, a w topowych grupach napędów, stosuje się przewody elektryczne zamiast stalowych linek. Od niezależnych producentów można kupić lokalizator GPS, który pomoże namierzyć rower w razie kradzieży.
Pojawiają się też gadżety, co do których mam sporo wątpliwości. Diody LED, które wyświetlają kolorowe obrazy na obręczach podczas jazdy, robią niezłe wrażenie, ale w ruchu ulicznym byłyby utrapieniem dla innych.
Kierunkowskazy i światła pozycyjne wbudowane w chwyty kierownicy. Sama idea jest szczytna, ale nie dość, że jest niezgodna z przepisami, to jeszcze dezorientuje kierowców.
Poza tym chwyty w kolorze różowym mogą wzbudzać pewną konsternację :)
Kolejnym gadżetem, co do którego nie jestem przekonany, jest nasz polski BikeMic. To mikrofon, który wpinamy pomiędzy odtwarzacz, a słuchawki. Dzięki niemu można jednocześnie słuchać muzyki i nadal słyszeć to, co dzieje się wokół nas. Swoje wątpliwości na temat tego produktu, wyrażałem już w połowie zeszłego roku w TVN24 Biznes i Świat. I nadal uważam, że podczepianie kolejnych kabli podczas jazdy, w czasach gdy technologie bezprzewodowe stają się coraz popularniejsze, mija się trochę z celem. Ale trzymam kciuki za naszych konstruktorów, niech udoskonalają ten produkt.
Gadżety, które pokazałem powyżej, nie ingerują w naszą jazdę rowerem w znaczącym stopniu. Nie „myślą” za nas, ani nie wpływają na nasze decyzje. Po prostu poprawiają humor lub starają się (z różnym skutkiem) poprawić bezpieczeństwo. Natomiast Garmin, producent m.in. nawigacji rowerowych oraz osprzętu do prowadzenia pomiarów podczas treningu, poszedł o krok dalej. Można by powiedzieć, że wprowadził elektronikę rowerową na kolejny poziom.
W zeszłym roku swoją premierę miał system akcesoriów Varia. Garmin zaczął rozbudowywać ekosystem dodatków, które można podłączyć do niektórych urządzeń z serii Edge. Jest to radar wykrywający pojazdy nadjeżdżające z tyłu, „inteligentne lampki” oraz wyświetlacz pokazujący parametry jazdy, montowany na okularach.
Zasadę działania tych urządzeń można zobaczyć na filmach poniżej. Radar schowany w tylnej lampce, przekazuje informacje do nawigacji (lub specjalnego odbiornika) o nadjeżdżających samochodach oraz o dystansie jaki nas od nich dzieli. Jednocześnie zwiększa jasność świecenia tylnej lampki.
Dostępne są również „inteligentne” przednie lampy, które dostosowują jasność świecenia do pory dnia, a także do prędkości roweru. Ale jak dla mnie wisienką na torcie jest wyświetlacz, który montujemy na okularach. Może on pokazywać prędkość, dystans, puls, komunikaty nawigacji, informacje o zbliżających się pojazdach czy powiadomienia z telefonu.
I powiem Wam, że gdy zobaczyłem ten gadżet, autentycznie mnie zatkało. Od teraz na własne życzenie będziemy sobie ograniczać pole widzenia? Przecież ten wyświetlacz, nie wiem jak dobrze byłby skonstruowany, zawsze będzie przysłaniał część widoku. I podczas jazdy będzie stale przed oczami. Nie miałem okazji testować tego urządzenia (Varia Vision miało swoją premierę w tym miesiącu), ale nie wydaje mi się, aby pozostawało bez wpływu na to, jak widzimy to, co dzieje się przed naszymi oczami.
Przy premierze tych urządzeń zadałem sobie jeszcze jedno, ważne pytanie. Czy wprowadzanie takiej ilości elektroniki do rowerów ma sens? Czy nie skończy się to źle, gdy zaczniemy w 100% ufać radarowi, który poinformuje nas, że za nami nic nie jedzie? Czy wpatrywanie się w wyświetlacz, który znajduje się tuż koło oka, nie sprawi, że zapomnimy o całym świecie?
Podobny trend zaczynam obserwować w motoryzacji. Część elektronicznych dodatków pomaga w prowadzeniu samochodu, natomiast takie „bajery” jak dotykowe sterowanie radiem i ogrzewaniem (a także sterowanie gestami), automatyczne wyprzedzanie (wprowadza to Mercedes), automatyczne parkowanie bez kierowcy w środku czy aktywny tempomat, każą mi się zastanawiać, czy w razie ewentualnego wypadku, kierowca powie: – Panie, bo to tempomat za mnie prowadził!
Wrócę do tego, co napisałem na początku. Lubię gadżety. Ale bardzo zastanawiam się nad ich użyciem, gdy w grę wchodzi nasze bezpieczeństwo. Gdy po pierwsze elektronika uśpi naszą czujność, a po drugie, gdy zawiedzie. Nawet najbardziej dopracowane systemy mogą odmówić posłuszeństwa. A najlepszym tego przykładem był pokaz prasowy Volvo, gdzie kilka lat temu chciano zaprezentować system, który automatycznie wyhamowywał samochód, w razie gdy ten uzna, że zderzenie jest nieuniknione. Jak to wyszło, sami popatrzcie. I napiszcie w komentarzach, co myślicie o gadżetach rowerowych. Używacie jakichś?
Ja się obawiam tego, że wkrótce rowery będą jeździły za nas, a my tylko będziemy stanowić ozdobę. Mechanizacja zabiera pracę naszych mięśni. Czasami jest to dobre, bo ludzi się nie wykorzystuje, ale tam, gdzie robi się coś dla przyjemności, chcę jak najmniej elektroniki. Jakieś pomiary tętna i spalonych kalorii – niepotrzebne mi to, chcę skupić się na jeździe :)
Nie martw się, zawsze będzie nielegalne podziemie, które spod lady będzie sprzedawać rowery bez pomiaru tętna i zestawu do robienia kawy :)
Ja kiedyś na Wiocha.pl widziałem jak ktoś zamontował sobie na kierowniku cały zestaw bike-audio z radiem samochodowym i mnóstwem głośników… To nie było zbyt dobrym pomysłem! A z takich ciekawszych gadżetów to widziałem (w programie NowyGadżet z Kubą Klawiterem na TVN TURBO) takie wynalazki jak lampka przednia z odtwarzaczem mp3, głośniczkiem i efektem mrygania w rytm muzyki, plecak z diodami led wyświetlającymi strzałki kierunkowskazów bodź znak stop, rękawiczki z diodami led (jednocześnie wystawia się ręke jak i światełko świeci – chyba najlepszy pomysł) czy też lampka tylna z możliwością wyświetlania linii laserem na drodze, tak by kierowcy wiedzieli z jakiej odległości nas mijać wyprzedzając (taki patent można samemu zmontować, co udowodnili chłopaki z 5 Sposobów na…
Kiedy wróciłem w zeszłym roku do roweru po kilkunastu latach przerwy, poczytałem popytałem i miałem to szczęście że mój kolega z lat jak się uczyliśmy jeździć na rowerach, dalej w tych rowerach siedzi i jest to jego największa pasja. Posiedzieliśmy pogadaliśmy jak szukaliśmy dla mnie roweru i zapytałem go „Słuchaj a te przerzutki elektryczne w szosówkach to dobre to jest” on się na mnie popatrzył i powiedział. „IDEĄ ROWERU JEST JECHAĆ NIEZALEŻNIE OD PRĄDU W BATERIACH LUB INNYCH DZIWNYCH USTROJSTW, ROWER NA DZIAŁAĆ MECHANICZNIE A NIE ELEKTRYCZNIE TAK ZOSTAŁ WYMYŚLONY I TYLE”. I uważam to za aksjomat.
Kierunkowskazy były modne już kilka razy w ciągu ostatnich 30 lat i się nie przyjęły. Część rzeczy jednak się przyjmie i za ileś tam lat, po prostu nie będzie sobie można wyobrazić jeżdżenia bez nich. Np, liczniki elektroniczne to dziś standard, coraz więcej ludzi używa bezprzewodowe, a zaraz ANT+ będzie typowe w licznikach niższych klas. GPS też wyjdzie z urządzeń topowych (nawigacja rowerowa nie jest na wyścig). Przerzutki zmieniane elektrycznie poczekają pewnie z kilka- kilkanaście lat, bo to nowość, ale jeżeli wózek zawsze, ale to zawsze będzie się ustawiał idealnie do zębatki, a prowadnik przedniej nigdy, ale to nigdy nie będzie obcierał (bo mikroindeksacja będzie mogła być do każdego biegu z tyłu), to przeciętny rowerzysta zapomni o regulacji. Co do zasilania tej gadżecziarni, to widzę jeden wspólny akumulator, czyli podłączanie zasilacza do roweru, a nie ładowanie 20 elementów osobno. Linię 1m wyświetlana na asfalcie uważam za dobry pomysł, choć nigdy nie widziałem jej na żywo. Gaszenie lampek, gdy jest jasno, albo gdy rower się nie rusza – to też wygoda, podobnie jak wzmożenie jasności przez ten radar (na razie radar wydaje się dziwadłem, bo na szosie bierze się auta na słuch, ale w przyszłości większość samochodów będzie elektryczna).
No i najnowsze dziwadła: Wahoo RFLKT czy o-synce coachsmart – współpraca licznika z telefonem we wszystkie strony. Trochę za drogie.
Nie każdy gadżet jest też dla każdego, bo co przeciętnego „obcisłogaciego” interesuje moc na lewym i prawym pedale?
z tymi kierunkami na sztycy to trochę głupota…ostatnio w mojej okolicy przybywa osób,które montują kierunki na sztycy.Takie kierunki w dzień są niewidoczne.Z tego co spostrzegłem,to rowerzysta który ma kierunki nie wyciąga ręki ani nie popatrzy się przez ramię do tyłu,tylko nagle Ci skręci,bo przecież dał kierunkowskaz… .Ja kierunków nie mam,ręki też nie wyciągam,ale za to obracam głowe do tyłu i widzę co się za mną dzieje.Jak ja się obracam to kierowcy sprawiają wrażenie jak by domyślali się że chcę wykonać jakiś manewr czy coś.W teorii powinienem założyć kierunki do swojego rowerka,ponieważ nie raz zdarza mi się wracać z pracy o 21,czyli gdy jest już ciemno.Ale ja kierunków i tak nie kupię-wolę zdrowy rozsądek :). Te „pierdółki” montowane na szprychy/wentyle czy robienie ze swojego rowerka „choinki” to już szczyt głupoty.Ludzie-głównie młodzież ładuje do rowerków LED’y gdzie tylko się da,a przecież co trzeba zasilić a i całość trochę waży.Czy wożenie ze sobą „elektroniki” ma sens?cóż,u mnie jedyna „elektronika” to ta w latarkach.Licznika nie mam,bo niechcę a i miejsca na kierze też nie mam.Lapka czy tableta do pracy też nie wożę,bo pracuję fizycznie.Dla mnie rower ma być rowerem,ma mieć to co trzeba i nic więcej.Dla mnie podstawą jest zabieranie ze sobą fona.Dobra apka a i w razie czego można zadzwonić po „serwis” czyt.do brata.
Tak, LED-y i kierunkowskazy na sztycy to w zasadzie „bajery”, które nic nie dają poza lepszym samopoczuciem jadącego.
Ale sam napisałeś „ręki też nie wyciągam,ale za to obracam głowe do tyłu i widzę co się za mną dzieje”. Co jest wielkim błędem, bo nie zapominaj, że samochody (a także piesi!) pojawiają się także przed Tobą, czy obok Ciebie. Zawsze warto sygnalizować zamiar skrętu.
Elektronika….nie powiem są sytuacje gdy bardzo nam pomaga ( np przy treningach do wyścigu lub przy polepszeniu jazdy w sposób techniczny ).
Niestety jest też i ta „mroczna” strona mocy ;) coraz częściej ludzie polegają bardziej
na elektronice i nie „uczą” się reakcji własnego organizmu to niezbyt dobre podejście do sprawy.
Moja rada – zwłaszcza dla początkujących – postarajcie się nie używać elektroniki
przez pierwszy rok aby wsłuchać się w rytm własnego serca i organizmu dzięki czemu
w późniejszych latach elektronika będzie tylko ułatwieniem przy trzymaniu tępa na dłuższej trasie a nie „mentorem” .
Dużo ludzi na siłę próbuje pobijać jakieś rekordy na endo czy strawie, bo elektroniczny trener podpowiadał „jedź szybciej”
Jedyną „elektronikę” którą to mógł bym zaakceptować w swoim rowerze to jakiś mały silniczek wmontowany w suport.To czasem by mi się przydało.
Sam nie korzystam z praktycznie żadnej elektroniki na rowerze. Zazwyczaj mam tylko smartfona, ale nie korzystam z niego jako gadżetu do roweru.
Nie mam żadnego licznika, bo nie jest mi potrzebny. Jadę dla siebie, nie dla wyniku ;).
Dodatkowe obciążenie nie jest mi potrzebne – sam rower waży 20 kg, więc nie potrzebuję go dociążać czymś innym niż moim niezbyt szczupłym ciałem :).
A tak poważnie – jeśli coś jest w stanie pomóc, to czemu nie. Trzeba tylko pamiętać, że nic nie zastąpi nam własnego mózgu. Gadżet tak, jeśli ma nam pomóc, a nie gdy stajemy się niewolnikami gadżetu – typu nie zatrzymam się na postój i nie pozachwycam się stadem jeleni wyłaniającym sie z lasu, bo licznik pokazuje mi słabą kadencję, czy zbyt niskie tętno, za niską średnią prędkość itp
Czytając Twój komentarz przyszedł mi do głowy pomysł na kolejny wpis :) Tym razem o samych licznikach rowerowych.
Jesteś jednym z nie licznych którzy używają roweru tak jak ja.
Dużo ludzi używa tej elektroniki aby się pochwalić na FB, „patrz ile wykręciłem km”
Możemy pojeździć e-bike’iem, a na koniec zapalić e-papierosa* i poczytać e-booka ;-). Czasy się zmieniają i bym nie demonizował elektroniki. Jak i czy będziemy ją wykorzystywać, to w dużej mierze od nas zależy. Dla każdego coś miłego.
Często zaawansowana elektronika siedzi w lampkach z wyższe półki, która pozwala na rozsądne gospodarowanie energią, stabilizatory napięcia, które pozwalają z dynama naładować telefon. Nawigacja, kiedyś gadżet, teraz nie dziwi jej używanie na rowerze. A będzie tego na pewno więcej. Mnie to nie przeszkadza, dopóki — gdy zabraknie prądu — da się pojechać jak zwykłym rowerem.
* ale palenia nie popieram w żadnej formie.
W tekście bardziej chodziło mi o skutki bezkrytycznego zawierzania elektronice (radar wykrywający samochody), a także o niekoniecznie fajnym przesłanianiu części widoku przez nakładkę na okulary. Do samej elektroniki nic nie mam, o czym napisałem na początku :)
Uzywam lampki Varia Garmina. Tej z wbudowanym radarem. I pewnie kupie ten ich wyswietlacz Vision na okulary jak tylko sie u nas pojawi. Po co – ponizej.
Co do uzytecznosci – robie 10-12kkm rocznie, we wszystkich warunkach pogodowych i godzinowych. Glownie szosa, troche w lesie. Mam lusterko wsteczne od lat i bez niego czuje sie jak bez reki. Garmin Varia wyswietla na komputerku Edge dodatkowa informacje, ze jest z tylu obiekt. Jako ze moje jazdy to raczej treningi a nie wycieczki, Edge’a obserwuje regularnie ze wzgledu na parametry treningowe (moc, tetno) – wiec jak mi Varia podaje ze z tylu pojawia sie samochod, to mam dodatkowy sygnal, zeby obserwowac co sie dzieje w lusterku. I teraz ten sam znacznik o samochodzie z tylu, ktory jest na edge’u wyskoczy mi na wyswietlaczu Garmin Vision przyczepionym do okularow. Rewelacja, nie trzeba zerkac na Edge’a. I dodatkowo – wyswietli mi moc, tetno, predkosc – cos co jest kluczowe w niektorych rodzajach jazd treningowych i bede mogl sie koncentrowac na drodze i jakosci treningu, a nie co chwila zerkac na Edge’a czy trzymam parametry jazdy. Ograniczanie pola widzenia ? bzdura – caly czas rusza sie glowa, jak cos wymaga uwagi, to sie tam patrzy a nie katem oka, Zreszta, DCR testowal, twierdzi, ze Vision nic nie zaslania:
http://www.dcrainmaker.com/2016/01/garmin-varia-vision-hud.html
Cena tego gadzetu ? Chora. Innych jednak nie ma. Garmin ma pionierskie pomysly i je realizuje, mozna kupowac, mozna nie kupowac.
Baterie, powerpacki ? Nieodzowne.
Czy mozna jezdzic bez tego wszystkiego ? Oczywiscie !
Udanych jazd i byle do wiosny !
Wprowadzenie elektroniki ma na tyle sens na ile sensu znajdą w tym użytkownicy. Jeśli ludzie uznają że coś przyssane do ich okularów jest fajne to rynek zacznie rzeźbić na tym polu. Jeśli nie to umrze to mniej lub bardziej naturalną śmiercią.
Były giepeesy i urządzenia do treningu, teraz część tego rynku zabrało oprogramowanie do telefonów.
Rynek liczników rowerowych też się zmienił wielu ludzi nie widzi sensu kupna drogich typowych liczników, bo ich funkcje znakomicie przejęły np produkty Garmina.
Były urządzenia do pomiaru mocy, zintegrowane z piastami, zintegrowane z korbami. Teraz są uproszczone wersje, z mniej precyzyjnym pomiarem, za to prostsze. Pojawiły się pedały z pomiarem mocy. Są rozwiązania tańsze, są bardziej mobilne, w sensie możliwości transferu między rowerami.
Pytanie nad sensem jest tak sensowne jak pytanie dotyczące telefonów i ich rozbudowania :) Telefon dawno przestał być urządzeniem do dzwonienia, czy ogólnie prostym urządzeniem do podstawowej formy komunikacji.
W tekście nie chodziło mi o sensowność używania elektroniki jako takiej, bo sam ją lubię. Bardziej chodzi mi o bezrefleksyjne zawierzanie radarowi, w kwestii tego czy jedzie za nami samochód. I o przesłanianie sobie wzroku gadżetem przyczepianym do okularów.
To, że wszystko idzie do przodu, tylko mnie cieszy. Ale mniej mnie już cieszy to, że za jakiś czas może na mnie wpaść ktoś, kto podczas jazdy będzie oglądał film na okularach. Albo skręci w lewo nie oglądając się do tyłu, tylko patrząc na wyświetlacz radaru. Wprost pod moje koła.
To czarne scenariusze i dobrze wiem, że ludzie nie potrzebują elektroniki, aby chociażby wpaść pod pociąg: https://www.youtube.com/watch?v=-zN1vxuHsUg&ab_channel=FAKT24.PL
Nie myślę o tym. Równie dobrze można ciągle obawiać się bycia przejechanym przez kogoś dzwoniącego przez komórkę w czasie jazdy samochodem albo oglądającego film na ekranie gps. Tego w żaden sposób nie da się wyeliminować bo ludzie miewają w zwyczaju łamanie pewnych nawet najbardziej sensownych zasad.
Wiele osób przekracza limity punktów karnych nawet jeśli wiedzą jakie są tego konsekwencje w razie złapania. Są tacy którym odbiera się prawo jazdy a po jego odzyskaniu nadal robią to, co wcześniej kosztowało ich utratę prawa jazdy.
Niektórzy bez prawa jazdy dalej jeżdżą :D
Nasz zestaw do objeżdżania szlaków przy przygotowaniu przewodnika: kamera, gps, licznik, czujnik licznika, czujnik kadencji/prędkości ant+, pulsometr ant+, oświetlenie przód – tył, mp3, aparat, smartfon, zapas baterii, powerbank na wszelki wypadek – trochę dużo się tego wszystkiego robi :)
Pytanie. Po co tyle ? Bez, nie idzie jechać ?
„Pytanie. Po co tyle ? Bez, nie idzie jechać ?”
Czytanie ze zrozumieniem się kłania:
„Nasz zestaw do objeżdżania szlaków przy przygotowaniu przewodnika:”
Właśnie dzięki takim jak @szlakiprzygodypl:disqus mamy świetne opisy tras, gdzie wiem czy dam radę, jak się przygotować, co ze sobą zabrać itp. Dobra robota!
Czytanie ze zrozumieniem się kłania :)
Bez tego nie idzie ? : licznik, czujnik kadencji/prędkości ant+, pulsometr ant+, mp3, aparat.
„Czytanie ze zrozumieniem się kłania :)
Bez tego nie idzie ? : licznik, czujnik kadencji/prędkości ant+, pulsometr ant+, mp3, aparat.”
A jak napiszesz obiektywny przewodnik zawierający zdjęcia, profil terenu, poziom trudności? Na „oko”? Takich opisów tras jest na pęczki. :-)
Licznik ? Przecież jest GPS.
Kadencja ? Każdy ma inną kondycję, inne przełożenia w rowerze, itd kadencja o niczym nie mówi.
Pulsometr ? Jadę na wycieczkę czy na trening wydajnościowy. Jak w/w każdy ma inną kondycję, ci z astmą będą mieli większy puls.
Wystarczy kamera i GPS.
Pomiaru kadencji i pulsu używam głównie na rowerze szosowym – tu były podane jako przykład kolejnego gadżetu.
Rower ze zdjęcia służy też na co dzień w mieście, więc licznik jest przy nim na stałe.
Co do twojego pytania @Robert, to jasne, że pojedzie – rower to prosta maszyna, w zasadzie, żeby pojechać potrzebuje ramę, koła (albo jedno) i napęd :)
Zgadzam się :)
Dla aktywnych użytkowników to IMHO przede wszystkim elektronika wzmocniona. Aparat mam odporny na upadki i zanurzanie bo już dwa normalne załatwiłem na rowerze. Po prostu są za delikatne, nie nadają się. Tablet mam w pancernym opakowaniu, upał mi już kilka razy ale dzięki grubej gumie nic mu się nie stało. Telefonów załatwiłem kilka, teraz mam taki, który już pare razy padał na asfalt i nic.
Natomiast jeśli chodzi o gadżety to jeśli jest popyt to jest i podaż. Większość tych dziwnych wynalazków pochodzi z Chin. Chińczycy produkują niezliczoną ilość badziewia i testują czy się to przyjmie na rynku. Większość nie ale niektóre tak i często potem jakaś zachodnia firma kupuje taki pomysł i sprzedaje jako swój.
Natomiast z użytecznych gadżetów niewątpliwe przydają się rozbudowane liczniki i nawigacje rowerowe. Nowe funkcje takie jak wyświetlanie SMSów i maili na ekranie licznika rowerowego są dla wielu użytkowników przydatne. Podobnie jak aplikacje umożliwiające śledzenie kolarza mogą być pomocne w kwestii bezpieczeństwa
Natomiast niektóre aplikacje mogą być wykorzystywane w niecnych celach. Lubimy się na przykład chwalić swoimi rowerami. W Londynie działała szajka która na podstawie informacji o rowerach użytkowników Stravy i ich trasach zapisanych przez GPS i udostępnionych na Stravie, namierzała właścicieli rowerów z najwyższej półki i je kradła.
Takie rzeczy przyjdą też do nas i warto zdawać sobie sprawę z zagrożeń. Rozbudowane aplikacje socjalne mające na celu poszukiwanie znajomych do wspólnych jazd mogą mieć zarówno dobre jak i złe strony.
Natomiast gadżety poprawiające nasze bezpieczeństwo na drodze są pożądane pod warunkiem że nie kosztują fortunę. Jak ostatnio zobaczyłem cenę nowego przedniego światła firmy Specialized, 1149 zł, to byłem zdegustowany.
Świat się zmienia i pewne rzeczy są nieuniknione. Papierowe gazety umrą, telewizja w obecnej formie umrze i przeniesie się do Internetu, książki papierowe zaczną wymierać. Nie ma siły. Nie da się tego zatrzymać. Jak potanieją rowery elektryczne to pojawią się ich miliony na drogach i wtedy dopiero się zmieni nasze postrzeganie jazdy na rowerze. Będą aktywne zawieszenie sterowane elektronicznie jak w samochodach, zintegrowane nawigacje, zintegrowane chipy umożliwiające namierzenie i/lub odzyskanie skradzionego roweru i wiele innych. Do tego jakieś systemy biomedyczne, automatyczne powiadamianie o wypadku, aktywne kaski rowerowe i kto wie co tam jeszcze.
Zawieszenie sterowane elektroniką już było w seryjnych rowerach ale się nie przyjęło(na szczęście). Jeszcze zbyt wolno to działa.
Używam: Oświetlenia LED zasilanego prądnicą w piaście(elektronika pilnuje tu właściwego napięcia), licznika rowerowego i turystycznej nawigacji GPS z uchwytem na kierownicę roweru. Oceniam te sprzęty jako przydatne. Ale krytycznie niezbędny do jazdy na rowerze dla mnie jest tylko ten pierwszy zestaw(oświetlenie+prądnica) i z rezygnacją z niego miałbym naprawdę DUŻY problem; właściwie nie wyobrażam sobie bez niego jazdy. Pozostałe są możliwe do rezygnacji (licznik) lub ewentualnie zastąpienia (GPS – na mapę z kompasem) bez większego problemu. A już na pewno nie chciałbym elektroniki w przerzutkach lub hamulcach. A pozostałe opisane w artykule rzeczy…. jakoś do mnie nie trafiają.
Absolutnie nie jestem za tym aby rezygnować ze wszystkiego co się da :) Sam po sobie zauważyłem, że nawigacja strasznie rozleniwia. Ustala się trasę i cyk, nie trzeba w ogóle zastanawiać się nad tym gdzie się jedzie. Mówię o samochodzie, bo na rowerze (jeszcze) nie używam.
Ale z drugiej strony, gdybym miał robić cyrki ze sprawdzaniem trasy na (zapewne) nieaktualnej mapie papierowej, to już zdecydowanie wolę mieć GPS na przedniej szybie samochodu :)
Ja też nie zamierzam z niczego rezygnować, na razie przynajmniej. I absolutnie nie zgadzam się Łukaszu z Twoim poglądem że GPS rozleniwia – może dlatego że używam go właściwie tylko po pierwsze jako rejestratora przejechanej trasy, a po drugie – jako wygodnego połączenia mapy i kompasu, nigdy natomiast ślepo mu nie ufam. Ale odkąd go mam, dużo częściej niż kiedyś zdarza mi się puszczać wodze fantazji i ciekawości i np zbaczać z zaplanowanej trasy żeby zobaczyć coś nowego, lub po prostu sprawdzić nowe ścieżki. Czasem okazują się być skrótami, czasem – wręcz przeciwnie :) Ale tak czy inaczej fajnie jest mieć coś takiego pod ręką. O liczniku już nawet nie wspominam – wskaźnik kadencji rozwala system :) No i oczywiście telefon – to wiadomo, chociaż u mnie telefon, mimo tego że dotykowy na Androidzie, to wciąż po prostu telefon. No, może z bonusem w postaci notatnika :)
Niemniej jednak – jak napisałem powyżej, KRYTYCZNIE WAŻNE jest dla mnie oświetlenie – zintegrowaną z kołem prądnicę i wieczne oraz super jasne(w porównaniu do żarówek) diody LED uważam za ukoronowanie rowerowej elektroniki i mistrzostwo świata. Amen :)
Już chciałam napisać coś o tym ograniczaniu pola widzenia w okularach (ta czarna plama w miejscu miniekranu), ale zdałam sobie sprawę że jako stały okularnik pole widzenia mam ograniczone zawsze, i jakoś sobie z tym radzę :) Choć nie wydaje mi się, żeby ta opcja była faktycznie wygodna, szczególnie w warunkach z większym natężeniem ruchu, gdzie często liczą się nie jak na filmie ogólne zarysy samochodów, tylko właśnie szczegóły. Tylko widząc np. twarze ludzi można wywnioskować, w którym kierunku patrzą i czy zdają sobie sprawę z naszej obecności.
Hmmm…. no tak, ale okulary to tylko cienka ramka, a ten Garmin wygląda tak, jakby Ci ktoś palec do oka przystawił. Chętnie bym sprawdził jak wygląda to w praktyce, ale pewnie w Polsce będą dostępne dopiero za jakiś czas.
Przyznaję, miałem ochotę sobie kupić dobrą nawigację Garmina, jednak po przeczytaniu kilkunastu specyfikacji oraz opinii użytkowników doszedłem do wniosku iż lepiej zainwestować we wiedzę i doszlifować naukę topografii wraz z umiejętnością biegłego posługiwania się kompasem oraz mapą. Najlepszy Garmin nie zastąpi mi wiedzy „tubylców”, którzy zdecydowanie lepiej (jeśli oczywiście są życzliwi i nie robią mnie w balona) wytłumaczą i pokażą którędy lepiej dotrzeć do celu.
Tak więc zamiast w elektronikę wydam kaskę na kask. Tak na kask. I pisze to facet, który od zawsze był sceptyczny do tego typu ulepszaczy i po wielu latach „dojrzał” by założyć skorupę na bańkę. Powód banalny – w tym roku podczas jazdy zaliczyłem takiego dzwona, że mnie w Chinach by usłyszeli. I teraz moi kochani koledzy mają powód by trochę sobie ze mnie podrwić.
Co do reszty związanej z elektroniką to chyba będzie trzeba wozić ze sobą mini prywatną elektrownię by te wszytkie bateryje azali akumulatory zasilać. A kto bez prądu dzisiaj pojedzie. pytam. :)))
Ja już nieraz się przejechałem na życzliwych autochtonach. Nie chodzi nawet o robienie w balona, ale często nieświadomie wprowadzali w błąd, bo coś im się wydawało lub pokręciło. Wolę polegać na sobie i wyznaczać trasę przed wyjazdem:
https://roweroweporady.pl/wyznaczanie-trasy-rowerowej/
Ewentualnie, w krytycznych momentach wspomóc się Google Maps w telefonie.
A odnośnie powerbanków, to się stety/niestety zgodzę. Sam telefon potrafi tyle prądu zużyć, że zwłaszcza jak się na postojach gapi w ekran, to nie da się jechać przez cały dzień bez ładowania :)
Odnośnie Google Maps, z którego ostatnio korzystałem z powodzeniem jako nawigacji po Polsce to się mocno zawiodłem. Wjechałem parę dni temu do Czech i oczywiście wyłączyły mi się dane komórkowe. Bez netu aplikacja nie działa i nie da się jej używać jako nawigacji. Musiałem sięgnąć po starą poczciwą Automapę. A w ogóle to zawsze dobrze jest mieć pod ręką analogową mapę papierową.
Google Maps od pewnego czasu pozwala na zapisanie obszarów do pamięci telefonu i działa offline, także nawigacja. A za granicą, tak w ogóle polecam mapy HERE, w których ściąga się na telefon konkretne kraje i aplikacja działa całkowicie bez internetu.
Mam fatalne doświadczenia z HERE. Zajmowałem się przez wiele lat sprzedażą nawigacji i oprogramowania GPS. Uważam HERE za najgorszą aplikację nawigacyjną z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia. Algorytm wyznaczania trasy jest po prostu żenujący. Probowałem go w Alpach i była to kompletna tragedia. Obecnie najlepsza aplikacją typu offline jest Sygic.
a jakiego masz „smartfona”? niektóre radzą sobie z działaniem na baterii lepiej, inne gorzej, np. mój xiaomi mi3 wytrzymuje 12godzin ciągłego działania GPS w tle, a ekran włączony jak mam na niskim poziomie jasności to ok. 5h działania oczywiście włączone sieci WiFi, etc. dla porównania taki galaxy s3 znajomego pada po 2 godzinach lekkiego używania ;) mój poprzedni lg optimus g padał po obejrzeniu 1 filmu czyli ok. 2,5h a z nawigacja w tle wystarczał na 5h więc w tym wypadku warto zainwestować w nowszy telefon, bo nowe procesory mają lepsze zarządzanie energią. mój telefon akurat ma wogóle dobre życie na baterii bo jest ona duża :P
Mam Samsunga Galaxy Alpha. I zdaję sobie sprawę, że telefon ze ściemnionym ekranem wytrzymuje dłużej, ale nie w tym rzecz żeby się męczyć :)
Tak czy siak, jeżeli ruszam o 6 rano z perspektywą jazdy do 21, a na postojach nie mogę się powstrzymać żeby nie zerknąć na telefon, to nie chciałbym się znaleźć w sytuacji, że pod wieczór zostanie mi 5% baterii. Z włączonym GPS-em nie jeżdżę, a jeśli słucham muzyki to i tak z osobnego odtwarzacza.
A każdy telefon potrafi załatwić słaby zasięg i to główna przyczyna dla której wożę powerbank. Na postojach nie gapię się w telefon aż przez kilka godzin :D
Tubylcy w nocy zazwyczaj śpią, więc jeśli nie dotrzesz do celu przed zmrokiem – masz problem :)
Druga sprawa to musisz znać mapę miejsca, po którym się poruszasz. Pytając w Poznaniu o dojazd do Bydgoszczy, mało kto będzie znał drogę – pokażą tylko potencjalny kierunek. Musiałbyś spytać najpierw o dojazd do Murowanej Gośliny, potem Wągrowiec, Gołańcz, etc. A by wiedzieć o co pytać musisz mieć mapę lub mega pamięć.
Trzecia, dotycząca telefonu i Google Maps/innych aplikacji. Smartfony szybko zjadają baterię (chociażby przez wielki wyświetlacz i że służą także do przeglądania internetu, odtwarzania muzyki, etc). Nie są godne zaufania.
Miałem sytuację w norweskim Bergen, że była noc i brak ludzi, telefon i powerbank rozładowane, a wydrukowane mapy nie wskazywały dokładnego dojazdu do kempingu za miastem. Na wyjeździe z miasta były tylko drogi ekspresowe (zakaz rowerowania), a boczne nieuwzględnione na mapce.
TL;DR nie demonizowałbym Garmina, przydaje się.
Dajmy do tego roweru jeszcze silnik, autopilota i będzie to nowoczesny rower na nasze nowoczesne czasy
Temat na czasie ale tak naprawdę producenci zobaczyli że ludziska coraz więcej jeżdżą na rowerach i starają się wyciągnąć kasę z naszych kieszeni,to samo jest z bieganiem . Ale kto mądry to wie że to tylko zabawki dla dużych dzieci :) Używam od zawsze GoogleMaps z A5 do tego Power Bank wrazie W…., mapa w sakwie w razie W…. bo w odległości do 150 km znam ten teren prawie na pamięć wraz ze ścieżkami polnymi.Co do samochodów to patrzę w lusterka ,aha zapomniałbym do zestawu dobre okulary na każdą pogodę z wymiennymi szkłami,rękawiczki,dobra koszulka no i kask którego jeszcze nie mam :)jakoś nie mogę się do niego przekonać.Gadżety w ograniczonej ilości , bo gdzie w tym wszystkim byłaby przyjemność z jazdy i zwiedzania pięknych okolicy a to cenię najbardziej.pozdrawiam
„Odciąganie” od meritum, czyli cieszenia się z jazdy, to jeszcze inna kwestia. Tutaj każdy musi zdecydować sam, co mu bardziej pomaga, czy przeszkadza w jeździe.
Odnośnie koszulki, zgadzam się w 100% i dodam do tego zestawu jeszcze dobre spodenki. To świetna rzecz, zwłaszcza na dalekich trasach.
dobra zgadzam się ,spodenki też :)
A jak ma nas coś przejechać to i tak przejedzie . Ja zjeździłem rowerem trochę naszego kraju a potrąciło mnie auto 500 metrów od domu, przy pięknej pogodzie i bez mojej winy . Co do elektroniki rowerowej to tez używam najprostszej aplikacji ( trekbuddu ) do nawigacji, służy mi ona raczej do zapisu trasy a nie do nawigacjo bo też znam swoje bliższe i trochę dalsze okolice jak własną kieszeń więc nie widzę sensu spoglądania non stop w smartfona po to aby sprawdzić gdzie jestem . Oczywiście sprawa wygląda inaczej gdy jadę na wycieczkę kilku dniową ale i tu raczej bardziej ufam mapom papierowym.
Nie zgorszcie się ale dalej używam licznika rowerowego z przewodem :)
Jeden sezon miałem licznik bezprzewodowy I sigma ) ale nie dość że bateria szybko w nim padała to jeszcze mnie irytował innymi rzeczami i szybko się go pozbyłem .
jeśli masz telefon z Androidem proponuję Moje Trasy prosty i dobry program.Też mam na kabelku :) sorry że odbiegam od tematu.
Z pewnością nie można w 100% ufać elektronice, ale czy można w 100% ufać ludziom? Ludzie mogą być zmęczeni, naćpani, rozkojarzeni itp. a jednak pozwalamy im prowadzić pojazdy, przeprowadzać operacje medyczne itd.
P.S. Bateriami głowic nuklearnych też zawiadują komputery. Czy tego chcieć czy nie – komputery już od dawna wkraczają w wiele sfer życia i w wielu przypadkach już decydują o naszym bezpieczeństwie.
Tak czy owak, wolałbym jednak zwykłe lusterko, niż radar :)
A ja wolałbym zwykłe lusterko + radar wykrywający samochód, by np. zacząć świecić mocniej tylną lampką :P
Ja bym wolał nie mieć lusterka i radaru, za to mieć drogę rowerową jednokierunkową.
Też lubię mieć dobry telefon, tablet czy aparat ( aparat to dopiero myślę zakupić ) czy dobry rower z dobrym osprzętem ale żadnego z powyższych gadzętów nie chciałbym nawet za darmo . Ich funkcjonalność praktycznie żadna a tylko miejsce zajmują . Dodać jeszcze trzeba że producenci takich elektronicznych gadżetów czy zasypują nas nimi a zapominają o jednej bardzo ważnej rzeczy . Zazwyczaj baterie w takich sprzętach są słabiutki i aby w pełni z nich korzystać trzeba jeszcze dokupić drugą baterię lub powerbank . I tak powoli zaczynamy wozić ze sobą niezły majdan nawet na krótkie wycieczki .
akurat takie coś jak lampka z radarem czy tymbardziej ten „hud” raczej mają niezły czas działania na baterii, raczej ograniczeniem w tym wypadku byłaby bateria wbudowana w Garmin’a ;)
Nie dość że cały ten majdan trzeba wozić, to jeszcze trzeba na niego uważać, czy nie spadnie czy ktoś ukradnie. Rower jest uważany za pojazd ekologiczny, ale wszystkie te dodatki elektroniczne produkowane są z ropy naftowej.
W życiu nie powierzyłbym firmie Garmin swojego bezpieczenstwa!!
„Włącz elektronikę, wyłącz myślenie..” – oby do tego nie doszło. Gdyby ten wyświetlacz do okularów był w formie HUD’a (przezroczysty), to jeszcze pół biedy, ale taki „pałąk” to faktycznie nie wypał.
Z gadżetów to w rowerze przydałoby się światło stop :)
Ze światłami stopu i kierunkowskazami w rowerach jest ten problem, że nie jest to obowiązkowe. Ale może dobrze, że nie jest. W każdym razie póki nie ma jednolitych standardów, kierowcy nie będą i tak na to zwracać szczególnej uwagi.
Ja czekam na ABS do MTB i szosowek na tarcze :)
Serio…
Hmmm…. ciekawa koncepcja. Ograniczeniem może być waga takiego systemu.
Taki system od dawna istnieje. SABS:
https://www.youtube.com/watch?v=Xe-U2E6Cw8w
Fakt… tu V-Brake. Ale na tarczówki już pewnie też opracowali.
Ciekawy temat. Jeszcze niech montują konsole do gier na kierownicach rowerowych… Masz rację, Łukaszu, że to już poszło za daleko, zwłaszcza ten dzyndzel Varia Vision przy okularach. Może i jest użyteczny (chociaż prędkość i dystans są też pokazywane na zwykłym liczniku, a za GPS służy mi Google Maps i kartka papieru), ale zbyt mocno odciąga uwagę od patrzenia na drogę. A przy okazji: kierunkowskazy na chwytach są niezgodne z przepisami? Dziwne, bo przecież są lampki rowerowe tylne z kierunkami. To jakaś różnica, gdzie są zamontowane?
Kierunkowskazy w rowerze są dopuszczone jedynie wtedy, gdy konstrukcja roweru uniemożliwia albo utrudnia sygnalizowanie skrętu ręką. Można je także stosować w przypadku przyczepek całkowicie zasłaniających rowerzystę.
Same kierunkowskazy (te montowane także na wsporniku siodełka) są mocno wątpliwe jeżeli chodzi o legalność, ale tak czy siak trzeba sygnalizować skręt poprzez wyciągnięcie ręki.
Wszystko bedzie w przyszlosci napakowane elektronika. Samochody, motory i rowery. Deal with it. Takie typowe analogi beda tylko dla sentymentalistow jak obecnie stare samochody. Nie mowie, ze zaraz ale w przeciagu 10 lat cieżko będzie znalezc rower bez elektroniki.
Co nie mowie, z ejestem fanem. O nie. Moj rower bedzie calkowity analog. Ale w przeciągu 10-20 lat kupuje elektryka na 100%. Ty tez. Sam zobaczysz.
bez elektryka w pewnym wieku pewnie się nie obejdzie to pewne:)
Póki rower elektryczny nie będzie sam decydował w którą stronę jechać, to jestem za tym, żeby z czasem spadła waga silników i akumulatorów. To będzie na pewno kolejny, milowy krok w rozwoju wszelkiej elektroniki.
Ja elektryka nie kupię, to takie udawanie że się jedzie na motorowerze, i ceny śmiesznie wysokie.
W rowerze cała frajda polega na pedałowaniu.
Nie każdy rower musi od razu służyć przyjemności. Może służyć jako zwykły środek transportu, ale mniejszy i lżejszy niż motorower. Pisałem o tym tutaj:
https://roweroweporady.pl/rowery-elektryczne-praktyczne-porady/
Sam nie mam powodu aby kupować rower elektryczny, ale jeżeli ceny spadną, albo my zaczniemy zarabiać więcej, to taka forma transportu może się u części osób sprawdzić.