Kaski rowerowe to w Polsce od wielu lat gorący temat. Rozpala dyskusje prawie tak samo jak szczepienie dzieci czy zarobki polityków :) Na ulicach możemy spotkać coraz więcej osób, które jeżdżą w kaskach, choć według moich obserwacji, jest to na razie nie więcej niż 10, może 15 procent rowerzystów w mieście. Większy odsetek uzbrojonych w kask możemy zobaczyć wśród jeżdżących na góralach oraz na rowerach szosowych. Kask w zasadzie przestał być „obciachem” czy ciekawostką, choć jeszcze piętnaście lat temu nie było to takie oczywiste. Na pewno spory wpływ na ich spopularyzowanie miał wprowadzony w 2003 roku przez Międzynarodową Unię Kolarską (UCI) obowiązek jazdy w kasku na wyścigach. Wymóg ten pojawił się po śmierci kolarza Andreia Kiwilewa, który zmarł po kraksie w wyścigu Paryż-Nicea.
„Zacznę od tego, że ja w kasku na co dzień nie jeżdżę. W zasadzie wyciągam go z szafy jedynie na dalsze trasy, po bardziej ruchliwych drogach. Wiem, że to trochę dziwne, tym bardziej, że większe ryzyko wywrotki na rowerze jest jednak w mieście. Ale robię to dla świętego spokoju, bo do jazdy w kasku przymusza mnie moja Monika.”
Te słowa pisałem we wrześniu 2013. Jak pewnie wiecie, w lipcu 2014 miałem wypadek po którym wylądowałem w szpitalu z połamanymi kośćmi głowy. Choć nie było kolorowo, na całe szczęście udało mi się z tego wylizać. Teraz po prostu cieszę się, że mogę dalej jeździć na rowerze i pisać dla Was na blogu.
Wśród wielu słów otuchy jakie od Was wtedy dostałem, pojawiły się też cierpkie głosy „taki specjalista, a bez kasku jeździł”. Cóż, ja po tym wypadku mogłem powiedzieć jedynie, że gdybym wiedział, że to się tak skończy, to bym wtedy kask założył.
I tu dochodzę do meritum, które jest odpowiedzią na pytanie czy warto jeździć w kasku. A więc nie warto. Chyba, że zdarzy się nam wypadek. Wtedy warto mieć go na głowie. A że wypadków niestety przewidzieć się nie da, wychodzi na to, że jednak warto jeździć w kasku.
Od tamtego czasu jeżdżę w kasku, choćby dlatego, że nawet niezbyt mocne puknięcie w to samo miejsce na głowie, może się skończyć bardzo źle. Smuci mnie to, że do jazdy z garnkiem na głowie zmotywował mnie dopiero wypadek, ale lepiej późno niż wcale.
Wokół samych kasków wyrosły dwie silne grupy: zatwardziałych zwolenników i zagorzałych przeciwników. Zebrałem kilka argumentów, które podają przeciwnicy kasków i pokażę Wam jak słabe one są. Podawałem je już w 2013 roku, więc nie jest tak, że to teraz się nawróciłem. Po prostu te argumenty od zawsze były bardzo kiepskie.
Zapraszam do obejrzenia odcinka Rowerowych Porad, w którym zastanawiam się, czy warto jeździć w kasku. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.
2) Jadąc w kasku człowiek czuje się bezpieczniej, więc „pozwala sobie na więcej” – cokolwiek to pozwalanie miało by znaczyć, nie jest to prawda. Jak człowiek jest głupi, to wmówi sobie wszystko. Osoby posługujące się mózgiem doskonale wiedzą, że kask nie chroni przed wypadkiem, ale to jest chyba tak samo logiczne, jak fakt, że pasy w aucie również przez żadnym wypadkiem nie uchronią.
3) Badania pewnego brytyjskiego naukowca dowodzą, że kierowcy mijając rowerzystę w kasku, robią to bliżej niż gdy się kasku nie ma. Kolejny przykład na to, że gdzieś ktoś puścił jakąś informację i zaraz jest podchwytywana przez osoby szukające podparcia swoich teorii. Na zdrowy rozum (w kasku czy bez) – czy myślicie, że kierowcy analizują w ogóle czy rowerzysta ma kask czy też go nie ma? Czy kierowca nie ma nic lepszego do roboty? Pisałem o tym trochę we wpisie „150 cm dla rowerzysty – dobry żart„. Odblaskowy pokrowiec na plecaku nawet nie pomaga i niektórzy kierowcy mimo, że nic nie jedzie z naprzeciwka potrafią wyprzedzić na gazetę.
4) Kask nie chroni podczas zderzenia z autem, ponieważ jest projektowany do zderzeń przy niewielkiej prędkości. Tylko Ci, którzy taki argument podają, zapominają, że zdarzają się jeszcze spotkania z samochodami, które nie poruszają się z dużą prędkością. Ba, zdarzają się spotkania z samochodami, które wcale się nie poruszają!
5) Jeżeli rowerzyści mają jeździć w kaskach, to może załóżmy je jeszcze pieszym, bo też mogą się przewrócić. Zdarzały się przypadki, że ludzie przy upadku tak niefortunnie uderzali się w głowę, że umierali. Ale mimo wszystko prędkość osiągana na rowerze oraz sam rower, który podczas upadku przeszkadza w odpowiednim ułożeniu ciała sprawiają, że rowerzyści są bardziej narażeni na upadki.
Wszystkie te „argumenty” legną w gruzach, gdy nasza głowa spotka się z krawężnikiem, kamieniem czy asfaltem. Wystarczy, że stracisz przyczepność, zagapisz się albo w coś wjedziesz – często nie ma czasu na reakcję, ruch obronny ręką czy nogą. Lecisz i uderzasz w co popadnie i czym popadnie. Pół biedy ciałem, najgorzej głową.
Oto co napisał Michał Kwiatkowski po pechowym wyścigu Mediolan – San Remo.
Always wear your helmet! This one save my life! All fine;) pic.twitter.com/LNsZqBNTUL
— Michał Kwiatkowski (@michalkwiatek) marzec 22, 2015
Michał brał udział w kraksie i później napisał: „Zawsze noś kask! Ten uratował mi życie!”.
Podsumowując – kask nie uchroni Cię przed głupotą (własną i czyjąś), nie uchroni przed bezpośrednim spotkaniem z TIR-em, nie ochroni innych narządów. Ale jeżeli tylko będzie poprawnie założony (na ten temat niedługo napiszę), pomoże uchronić głowę przed uderzeniem w coś twardego. Oczywiście nie całą głowę (chyba, że to kask typu FullFace, który chroni także szczękę, ale nadaje się raczej tylko do sportów ekstremalnych) i nie w każdym wypadku. Ale na pewno ograniczy ryzyko roztrzaskania głowy.
A nie jest to wielki wydatek. Cena podstawowych kasków zaczyna się od 50-60 złotych, a te bardziej markowe startują od 100 złotych. Najważniejsze aby spełniał normę EN 1078, czyli był dopuszczony do sprzedaży w Europie. Nie polecam kupować kasku na chińskich portalach aukcyjnych za kilkanaście złotych. Jak się to może skończyć, pokazał mój crash test kasku.
Na kask zawsze patrzyłem z rezerwą. Wiedziałem, że może pomóc, ale myślałem „ja przecież jeżdżę rozsądnie, patrzę tam gdzie jadę, nic mi nie będzie”. Każdy tak może myśleć. Dopóki nic mu się nie stanie. Czego i sobie, i Wam, nie życzę.
„:2) Jadąc w kasku człowiek czuje się bezpieczniej, więc „pozwala sobie na więcej” ” to działanie podświadome, podobnie dzieje się w przypadku samochodów. Pewne zachowanie zostało potwierdzone naukowo. Kierowca w aucie bez systemów wspomaganych jedzie wolniej niż w pojeździe w nie wyposażonym, ten sam kierowca. Podobnie jest w przypadku odległości wyprzedzania, działanie odruchowe.
@knox
To nie obrażanie tylko moja opinia, bo każdy kto świadomie naraża swoje życie jest dla mnie deb… i nie zmienisz tego.
Pozdrawiam
Ja się zgodzę, że kask to indywidualna sprawa z prostej przyczyny – w ten sposób narażasz wyłącznie siebie, a nie innych, więc decyduj sam o sobie.
@Olek: wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się obrażanie innych (kultura i dobre wychowanie przy okazji też), także może trochę kulturalniej porozmawiajmy. Jeśli ktoś chce jeździć bez to trudno – jego głowa i jego sprawa – każdy ma swój rozum.
Jeżdżę w kasku od początku, jak tylko złożyłem sobie rower. Na początku trochę głupio się z tym czułem, ale dzisiaj głupio czuję się bez kasku. Do tego jeżdżąc po lasach i górach często zdarza się wjechać pod niższe drzewa, zwisające gałęzie, krzaki. Wtedy kask i okulary są zbawienne. Kilka razy po głowie gałęzią dostałem, oczywiście w kasku. O wymuszeniu pierwszeństwa przez kierowcę nie wspomnę…
Podsumowując:
Mamy następujące przyczyny związane z nieużywaniem kasków:
Poczucie bezpieczeństwa
1) Nie używam – zostawcie mnie w spokoju, jeżdżę bezpiecznie i nic mi się nie stanie,
Poczucie krzywdy i wykorzystania przez rynek
2) Nie używam – ktoś chce na mnie zarobić i kreuje się jakąś dziwną modę i parcie na jazdę w kasku,
Poczucie tożsamości
3) Nie używam – bo kaski są dla tchórzy i cieniasów, ja jestem „macho” i nie muszę
Teraz prosta operacja zamiany słów i się okazuje, że mamy grupę … użytkowników:
Potrzeba bezpieczeństwa
4) Używam – mam złe doświadczenia z wypadkami na rowerze
Akceptacja krzywdy finansowej
5) Używam – bez względu na warunki i koszty chcę zapewnić sobie maksimum bezpieczeństwa,
Potrzeba tożsamości
6) Używam – dzięki temu wyróżniam się w tłumie.
A Ty – czym leczysz swoje kompleksy?
;-)D
Kask – temat rzeka. Nie neguję potrzeby/przydatności kasku lecz wkurzają mnie ceny kasków, tj. skoro jeden może kosztować 40 zł a drugi kosztuje 350 zł to ja mam wrażenie (nieodparte), że ktoś „próbuje mnie zajść od tyłu i …”, chociaż są to wydmuszki styropianowe różniące się designem, kolorem – detalami. Służą do tego samego i prawdopodobnie w ten sam sposób, i nie uwierzę że kask za 350 zł lepiej uchroni dynkę. Wszyscy robią takie same, chroniące (ewentualnie) czubek głowy. Czy nikt nie wpadł na to, że taki może być super odblaskiem – ta skorupka plastikowa może być przecież odblaskowa. Ale na „wielkich” wyścigach kolarskich to jest niepotrzebne, więc i my indywidualni tego nie mamy. Aż się boję pomyśleć ile będzie kosztował kask znanej firmy w wersji odblaskowej – pewnie z 800 stówek :) Odblaskowa farba dotyczy również rowerów, a konkretnie ram. Mam pretensje do producentów za zastój w temacie.
Nie wygląd lecz struktura wewnętrzna i kształt kasku decyduje o jego skuteczności oraz PRAWIDŁOWE założenie i „umocowanie” do głowy a czym wielu nie wie.
Złe umocowanie kasku grozi utratą zdrowia lub życia bo kask zamiast pomóc w ratowaniu będzie czynnikiem zwiększającym ryzyko urazu lub nawet śmierci.
To coś za parę złoty nie jest kaskiem lecz ozdobą uważam, że za kask, który ma nas uchronić od poważnych skutków walnięcia w cokolwiek musi kosztować i poniżej 100 zł nie ma nawet na co patrzeć.
Jeśli kask spełnia normy bezpieczeństwa i ma taki certyfikat podany na naklejce wewnątrz to można się nim zainteresować.
W przypadku droższych kasków płacisz za lepsze systemy dopasowania do głowy, przewiewność, lekkość. Odnośnie wytrzymałości się nie wypowiadam, bo to powinny badać niezależne laboratoria. Ale tak jak pisze Tukan, od kasku za np. 20 złotych nie wymagałbym zbyt wiele, wystarczy pooglądać na YT jak się zachowują „kaski” motocyklowe w tej cenie, albo tańsze.
Właśnie dzisiaj, na zakręcie przy prędkości 40 kmh przewróciłem się, uderzyłem kaskiem w krawężnik, kask pękł, głowa całą. Każdy kto jeździ bez kasku to deb… Zawdzięczam może i swoje życie temu, że miałem kask.
idąc twoją retoryką ja napiszę, że każdy kto jeździ 40 km na godz. to debil – skoro ty mnie obrażasz (jeżdżę bez kasku) i miliony innych użytkowników rowerów bo to zapewne próbowałeś napisać ale nawet nie potrafiłeś do końca ukazać nam jakże zacnego określenia. Jak chcesz obrażać innych rób to w pełni i nie udawaj potem kulturalnej panny
mam nadzieję że zmądrzałeś (dwa lata wystarczają inteligentnej osobie by zmądrzeć)
Ja nie jeżdżę w kasku. Dlaczego ? Po prostu nie lubię i nie uważam aby był mi potrzebny. Jeżdżę zawsze po jak najmniej ruchliwych drogach i unikam jakichkolwiek potencjalnie niebezpiecznych sytuacji. Do tej pory to wystarcza. Po prostu czuję się pewnie i jeżdżę pewnie. Co prawda miałem 2 wywrotki z własnej głupoty, ale jedyne co ucierpiało to łokcie i kolana. Oczywiście nie namawiam nikogo do jeżdżenia bez kasku – to indywidualna kwestia.
Po wypadku rowerowym nie rozstaję się z kaskiem. Zwyczajnie zjeżdżając asfaltem, z nie duża prędkością (do 30km/h), przed zakrętem nacisnęłam hamulec zbyt gwałtownie. Czekał mnie lot przez kierownicę i upadek prosto na twarz. Ułamane jedynki, złamany nos i pęknięty kask. Gdyby nie on, mogłoby być dużo gorzej.
Mylą się ci, którzy piszą że ten kto potrafi jeździć nie upada. Mylą się również ci, którzy piszą że wystarczy jeździć ostrożnie aby kask był zbędny. Wystarczy 1 błąd. 1 głupi błąd. Nasz, bądź kogoś innego. Co nam szkodzi ubrać kask? W czym przeszkadza?
Ja praktycznie lewej klamki nie naciskam. Polecam robic to samo. Wcześniejsze hamowanie na tylne koło i lotu przez kierownice nie uświadczysz.
Dużo zależy od typu roweru. W mieszczuchu, gdzie zdecydowana większość ciężaru przypada na tylne koło i masz wyprostowaną sylwetkę, trudno przelecieć przez kierownicę. A często dochodzą sakwy na tylnym bagażniku. M.in. dlatego ten rower jest banalnie łatwy do opanowania na lodzie i śliskiej nawierzchni, gdzie poślizg tylnego koła jest łatwo kontrolować. Nie to co z przednim, gdzie poślizg często oznacza glebę. Zawsze na początku zimy zaliczam jakiś poślizg, po którym przypominam sobie co to jest lód. :-) Ale nigdy nie skończyło to się wywrotką, mimo semislicków.
W takich rowerach dobrze jest sobie wyrobić nawyk hamowania obydwoma hamulcami, szczególnie że tylni raczej pełni rolę spowalniacza. Oczywiście, w zimę to odradzam. Kettler wręcz ma zintegrowane obydwa hamulce, a holenderscy producenci dodają, nawet do V-brake, modulator siły hamowania, utrudniający zablokowanie przedniego koła.
Odciążenie przedniego koła ma swoje wady: w śniegu na grudach lubi podskakiwać i dobrze jest obniżyć ciśnienie w oponie.
Pisałem o tym nie tak dawno i w 100% się zgadzam:
https://roweroweporady.pl/wlacz-oswietlenie-na-rowerze/
Na temat kasków napisaliście już wiele mądrych rzeczy. Wniosek jest taki, że rozsądek powinien decydować. I żadnego obowiązku jazdy w kasku, bo to jak w Australii zniechęci ludzi do roweru. Poruszyłbym natomiast inny temat bardzo istotny nie tylko dla rowerzystów. Powinien być bezwzględnie przez policję egzekwowany obowiązek jazdy na rowerze po zmroku po drodze publicznej z OŚWIETLENIEM. Nie macie pojęcia ilu jest samobójców szczególnie na drogach lokalnych. Nie maja nic, nawet najmniejszego odblasku. Kiedyś na głównej drodze wyprzedził mnie szybszy samochód. Kilometr dalej stał na poboczu a po drodze rozrzucone były części roweru i… rowerzysty. A jakby mnie nikt nie wyprzedził?
Ja umiem jezdzic na rowerze, ale nie moge powiedziec tego zawsze o wspoluzytkownikach drogi. Nie koniecznie sami sobie musimy stwarzac zagrozenie
Ja osobiście nie widzę sensu jazdy w kasku oraz sam nie praktykuję tego. Zdaję sobie sprawę, że jest to najbezpieczniejsza forma jazdy, lecz bez przesady. Jak się umie jeździć na rowerze to się nic nie powinno stać ;)
Ze względów bezpieczeństwa pewnie powinno się zakładać sam jeżdżę w kasku od pewnego czasu zanim go założyłem sądziłem że inni jeżdżą bo tak modnie dziś wiem jak bardzo się myliłem bo jeśli ktoś nie dba o własną głowę to jego sprawa lecz pomijając względy bezpieczeństwa to jadąc w upalne dni z gołą główką może być różnie i miałem do wyboru czapkę lub kask no i tutaj zdecydowana przewaga kasku nad czapką bo system wlotu powietrza idealnie chłodzi czego nie zrobi czapka wręcz przeciwnie dlatego uważam że zdecydowanie kask.
Jednoznacznie nie mozemy powiedziec, ze kask jest zbędny albo niezbędny. Jednak w 100% moze być przydatny, nigdy nie możemy być pewni że wsiadając na rower się nie przyda. Ci co uważają inaczej wg mnie faktycznie nie muszą nosic kasku bo coś im się stało w czerep.
Od niedawna stałem się cyklistą (w sumie od połowy lipca). Jako umysł ścisły i miłośnik internetu przetrząsnąłem cały internet za wszelakimi informacjami związanymi (typowa szajba ;) ) z moją nową drogą życia ;). Natrafiłem między innymi na Ten blog, którego Autorowi gratuluję, jako treściwy, pozbawiony ideologii (częsta przypadłość internetu).
Ale do rzeczy, znalazłem swego czasu parę wpisów, na tematy rowerowe na blogu medycznym (nie chciałbym reklamować cudzych blogów, dlatego oddaję się pod ocenę Szanownego Autora).
Sam jeżdżę w kasku raczej rzadko, dojeżdżam do pracy 18 km w jedną stronę ale głównie po drogach pozamiejskich (mieszkam na obrzeżu miasta), na których ciężko się przewrócić a widoczność samochodowa jest całkiem dobra (jestem też kierowcą, także bezpieczną jazdę rowerem opieram na własnych doświadczeniach) dlatego preferuję wygodniejsze odzianie głowy i bardziej może opływowe ;)
Pozdrawiam
Sprawę obciachu nakręciły mocno tanie kaski z lat 90-tych, sprzedawane w hipermarketach. Teraz producenci poszli za modą i już w zasadzie takich nie oferują, chyba, że dla dzieci.
Chodzi mi o coś w ten deseń:
http://www.joannaskrzydlewska.pl/wp-content/uploads/2012/04/konferencja-11.jpg
Na zdjęciu posłanka z kaskiem. Przekazywali takie kaski dzieciakom w szkołach w zeszłym roku. Tylko kto do jasnej ciasnej będzie jeździł w takim garnku na głowie :P
A w kasku można naprawdę dobrze wyglądać:
Wszystkie Wasze uwagi powyżej są słuszne. Jednak uważam, że niechęć do kasku ma źródło gdzie indziej. W naszym kraju jest to po prostu traktowane jako obciach. Nigdy kaski nie były popularne, a niestety w naszym kraju bycie odmiennym… Druga sprawa, jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę. Na kask trzeba wydać powiedzmy ze 100 zł, więc niepotrzebne wydatki…
Wracając do pierwszego argumentu. Nasza mentalność może zadziałać również w przeciwną stronę. Założyć spodnie rowerowe, obcisłą koszulkę i kask z okularami to się wygląda bardziej pro i jest się lepszym!
PS Sam posiadam kask. Kupiłem parę dni temu, więc nie miałem okazji jeszcze jeździć ;) Ale założenie jest takie, że będę jeździć w kasku.
A to ciekawe bo ja spotkałem się wręcz z przeciwną opinią. Gdy kask był jeszcze nowinką rowerową ( jakieś 5 lat do tyłu a może i więcej ) wśród kolarzy posiadanie kasku
było kull i każdy zazdrościł takiego „wdzianka” bo tez chciał się wyróżniać i być kolorowym.
Nic nakazane ale oczywiscie sugerowane, ale nie przez starch.
Odwolywanie sie do statystyk przez przeciwnikow kaskow jest bardzo idiotyczne. Wychodzac z zalozenia ze nigdy sie nie wywalilem to sie nie wywale a nawet jesli to tylko w 10% przypadkow dochodzi do urazu glowy(liczbe zmyslilem).
Nie wazne jak uwazni bedziemy zawsze moze to ktos nas przewrocic, przypadkiem znajdziemy sie w tych 10%.
Mysle identycznie jak Lukasz. Kazdy jest kowalem wlasnego losu, nic nie powinno byc nakazane. Podobnie jak pasy bezpieczenstwa w samochodzie. Za wyjatkiem rzeczy ktore narazaja innych, typu oswietlenie, osobom bez oswietlenia na rowerze walil bym solidne mandaty. Oswietlenie nie jest drogie zwykle migajace diody LED ktore nic nie oswietla sprawia, ze jestesmy widoczni z daleka.
Pasy bezpieczeństwa nie są tylko dla Ciebie, ale także dla Twoich współpasażerów. Podczas wypadku możemy się z kimś zderzyć w aucie, albo wyrwać fotel osobie, która siedzi przed nami. O sytuacjach podczas dachowania nie wspominając.
Mój ojciec zawsze, gdy ktoś nie chce zapiąć pasów w aucie (argumentując „bo po co”), śmieje się że w takim razie już nie chodzi o zdrowie/życie tej osoby podczas wypadku, tylko o to, że nowa przednia szyba kosztuje 400 zł. Dziala.
Niestety są jeszcze koszty leczenia osoby ulegającej wypadkowi, które ponoszą wszyscy tak więc… pasy, kaski powinny być obowiązkowe.
Zgodnie z tym podejściem każdy, kto musi się leczyć przez swoją głupotę i ignorancję (np. palacze, bo nie kupiłeś auta z większą ilością poduszek powietrznych itd.) i błędy (np. sprawcy wypadków, wejście pieszego pod auto) powinien płacić z własnej kieszeni za leczenie. I tylko zdarzenia losowe by podpadały pod bezpłatne leczenie. Prawda?
Np. GOPR powinien żądać zwrotu kasy za akcję ratowniczą, bo idioci wybrali się w góry bez przygotowania (częsta sytuacja).
Tylko że to jest sprzeczne z definicją _ubezpieczenia_ (w tym przypadku zdrowotnego). Towarzystwa ubezpieczeniowe często w ten sposób nadużywają swojej pozycji.
Poczytaj sobie tematy związane z legislacją, tłem historycznym i jak to jest u nas i w innych krajach (europejskich i USA oraz Kanady). Bo inaczej z dyskusją zejdziemy do poziomu populizmu. :-)
To jest argument za likwidacją państwowego wora a nie za wprowadzaniem kolejnych to regulacji.
Na pewno może uchronić to przed kontuzją,ale i bez kasku się obejdzie jeśli zachowa się ostrożność:)
Dla mnie sprawa jest oczywista. Wspomniane argumenty przeciwników są po prostu idiotyczne. Jestem zwolennikiem wykorzystywania wszelkich dostępnych sposobów zmniejszania skutków ewentualnych wypadków podczas uprawiania sportów i nie tylko. Nie jestem naiwny. Kask, rękawiczki czy inne ochraniacze nie czynią mnie nieśmiertelnym. Jeśli potrąci mnie TIR i przejedzie mi po głowie, to kask raczej mi nie pomoże, ale jeśli po wywrotce walnę głową o krawężnik, to wolę w kasku niż bez. Na żwir też wolę się wywrócić w rękawiczkach.
Mnie przynajmniej dwa razy uratował kask. Raz w czasie stromego zjazdu na rowerze w górach przeleciałem przez kierownicę i wpadłem na drzewo uderzając m.in. głową. Kask pękł. Gdybym go nie miał, pękła by głowa. Drugi raz był na snowboardzie.
Jeżdżę w kasku zawsze. Zwiększa moje bezpieczeństwo. Każdy rozsądny rowerzysta to wie. Tych bez wyobraźni trzeba ratować wprowadzając przepis nakazujący używanie kasku, świateł, odblasków itd. itd.
Kaski jak najbardziej popieram, ale przepis nie. Przepis spowoduje, że wiele osób machnie ręką i w ogóle nie wsiądzie na rower. Więc dla kierowcy rowerzysta będzie czymś egzotycznym = nie będzie się go spodziewał.
Kask tak, nakaz nie.
No i dobrze. Czyli prawo zadzialalo. Idioci bez kaskow nie sa na drogach a ci co maja byc maja kaski. Plus rowerzystow juz jest mase. Paru mniej nie zaszkodzi.
„No i dobrze. Czyli prawo zadzialalo. Idioci bez kaskow nie sa na drogach
a ci co maja byc maja kaski. Plus rowerzystow juz jest mase. Paru mniej
nie zaszkodzi.”
?!
Zapraszam do Australii i co się tam stało po wprowadzeniu obowiązku. Skoro tylko nie-idioci pozostali na ulicach, to mało tam mają ludzi inteligentnych. BTW nawet Ci krytykują wspomniany obowiązek, bo spadek liczby rowerzystów był dotkliwy, a (procentowo) potrąconych rowerzystów wzrósł bardzo wyraźnie; kierowcy odzwyczaili się wręcz od rowerów na ulicach.
Zapraszam do lektury organizacji rowerowych w Australii oraz statystyk policyjnych.
//Edit:
W Kalifornii jest coraz większa presja zniesienia nakazu. Idę o zakład, że w ciągu roku zostanie on anulowany.
A może wprowadzić obowiązek jazdy w kaskach (wzorem innych państw) dla dzieci poniżej 13-15 roku życia albo poza terenem zabudowanym dla wszystkich.
Tak z ciekawości, w jakich krajach jest taki przepis? W sumie to niegłupie, bo dzieci jednak mają dużo słabsze kości czaszki.
O ile jest ten stan aktualny to (dzieci wiek 12-18 lat): Szwecja, Estonia, Islandia, Słowacja, Czechy, Chorwacja, Austria, Izrael, Japonia. Korea Płd. Dorosłym pozostawiłbym wybór, statystyki pokazują, że obowiązek kasków dla wszystkich nie poprawił bezpieczeństwa. Ja, osobiście tylko w kasku i „gonię” swoje dzieci do jazdy w kaskach.
Co do dzieci, moje widząc mnie wychodzącego na rower od zawsze w kasku, gdy same chca pojeździć, pierwsze co robią, to proszą aby im kask założyć.
nie ma jak indoktrynacja
od razu najlepiej zakażmy wychodzenia z domu ale pozwol że ja z tego zakazu nie bede korzystał. Ty tak
Porównanie z doopy wzięte. To może nie nakazujmy jeździć w pasach bezpieczeństwa samochodami?
Jeśli jazda bez pasów bezpieczeństwa ma zagrażać komukolwiek innemu niż samemu zainteresowanemu to zakazujmy ale jeżeli tylko temu który nie zapina to jest jego sprawa.
Jadąc na rowerze bez kasku twój brak kasku nikomu nie zagraża. Ja wolałbym by państwo za mnie nie myślało – sam decyduję jak jeżdżę. Nie jeżdzę po ruchliwych jezdniach i nie wjadę na takie nawet w zbroi (bo gówno by dała tak jak kask gówno daje przy spotkaniu z jadącym 50 km/h czy tam więcej samochodem/motorem). A zadrapań się nie obawiam jak niektóre płaczki.
„Nie jeżdzę po ruchliwych jezdniach” myslisz, że coś złego może cie spotkać tylko na ruchliwej drodze? Na głupiej ścieżce rowerowej możesz mieć wypadek przez bezmyslnego właściciela, który prowadzi psa na zbyt długiej smyczy. Z powodu biegacza czy rolkarza ze słuchawkami, który nie reaguje na dzwonek czy krzyki. A sam, bez niczyjej „pomocy” też możesz upaść i przydzwonić głową w asfalt.:
„A zadrapań się nie obawiam jak niektóre płaczki.” Tylko niedzielny rowerzysta tak może napisać. Jak przejedziesz ileś tam tysięcy km zmienisz zdanie. Przerobisz kilka takich nieciekawych sytuacji to nabierzesz pokory.
Ciekawa staytstyka: liczba ofiar śmiertelnych wsród rowerzystów w 2013r. w kasku – 127; bez kasku – 464 (wg Insurance Institute for Highway Safety).
Wybacz złotko ale z paranoikami nie wchodzę nigdy w rozmowę bo tylko zarażają wszystkich swoim bezgranicznym pesymizmem a argumenty do nich i tak nie docierają.
Jeżeli tak czarno widzisz rozrywkę jaką jest jazda na rowerze to pomyliłaś/eś blogi.
Dzięki jednocześnie za diagnozę, niedzielny rowerzysta a to ciekawe , nie jeżdzę w niedzielę więc nie grozi to mi złotko.
Statystyki? Pozwolisz, że ja sam będę dalej decydował o swoim życiu, nie statystyki.
Panowie, fajnie, że rozmawiacie, ale bardzo proszę – bez rozpoczynania wojenek. Musiałem wkroczyć i wymoderować co nieco, więc nie rozkręcajcie się.
To nie paranoja, pesymizm tylko jakieś już doświadczenie, przezorność i poszanowanie własnego zdrowia. Tak z ciekawości, ile tys. km robisz w sezonie (rocznie)?
z twojego punktu widzenia nigdy nie uznasz twojego scenariusza za paranoiczny, kilometrów nie liczę, nie jestem rasowym kolarzem i nie jestem jak to nazwałeś/aś niedzielnym , jeżdzę rekreacyjnie, raz 10 km raz kilkadziesiąt. jedno jest pewne – nie chciałbym by mi ktokolwiek przymusem państwowym narzucał że mam o siebie dbać w taki czy inny sposob i czy w ogóle dbać. Ilość przejechanych kilometrów nie ma tu znaczenia. Równie dobrze możesz mnie zapytać o ilość przebiegniętych kilometrów czy ilość przeczytanych komentarzy o wyższości jazdy bez kasku
Czyli jednak mało jeździsz.
A z ciekawości, ile Ty jeździsz, że uważasz się za doświadczonego? :-)
Lepiej zapytać czy w ogóle jeździ
idę płakać, wzruszająca diagnoza. Zostać zmasakrowanym tak bardzo przez rowerowego wyjadacza – bezcenne.
Ale nie bierzesz pod uwagę tego, że jakby doszło do wypadku to właśnie za państwowe (czyli nas wszystkich) pieniądze będziesz operowany, a jak zostaniesz „roślinką”to utrzymywany do końca życia. A jazda w kasku zmniejsza to ryzyko. Dzięki takim przepisom państwo może zaoszczędzić na przyszłych kosztach leczenia.
Skąd wiesz że nie za prywatne? Skąd wiesz że będzie operacja? Oj neurotyk z ciebie
Państwo zabiera bez mojej zgody składki więc ja bez twojej chcę z nich korzystać.
Jak ulegniesz wypadkowi to mam nadzieję, że nie będziesz leczył się za moje pieniądze.
Pytanie było do Waltera, ale trochę odpowiem w swoim imieniu.
7000-8000 rocznie w mieście (30km dziennie, odliczając urlopy i choroby, nie jeżdżę w weekendy, chyba że po świeże bułki na śniadanie), przez cały rok. Od 5 (6?) roku życia ani jednej wywrotki. Dlatego już raz się zapytałem, co Wy robicie, że tak często rozwalacie głowy?
Rozumiem sportowców i wyczynowców, sport rządzi się swoimi prawami i tam bez kasku to denna głupota.
Chyba żyję w innej rzeczywistości, bo jazda dla mnie nie generuje tak stresujących sytuacji, nikt nie usiłuje (nawet przypadkiem) mnie zabić. Ja siebie też nie. A rolkarzy, samochodów i zaspanych rowerzystów oraz psów w Trójmieście gęsto. Rower mnie odstresowuje.
Jedyny uraz głowy, którego nabawiłem się od roweru (dosłownie) jak podczas wnoszenia go po schodach przywaliłem sobie kierownicą w głowę (nie pytajcie jak, nie przyznam się). :D
Dla odmiany, ostatniej łagodnej zimy, czterokrotnie wywaliłem się na lodzie, raz obijając sobie solidnie kość ogonową i raz przywaliłem się w potylicę. Tu kask by się częściej przydał.
//Edit. Ostatni akapit dotyczy chodzenia pieszo.
„jakieś już doświadczenie” tak dokładnie napisałem. Czyli nie duże ale już wystarczające. Nie silę się na znawce i eksperta, jednak argument typu „przymus państwowy” troche mnie rozwala. Nie miałem jeszcze jakiejś drastycznej kraksy ale i tak jazdy bez kasku sobie nie wyobrażam. Jeżdżę cały rok (też ok. 7-8 k) ale 95% poza miastem, drogi między wioskami.
Wróć do mojej pierwszej wypowiedzi „A może wprowadzić obowiązek jazdy w kaskach (wzorem innych państw) dla dzieci poniżej 13-15 roku życia albo poza terenem zabudowanym dla wszystkich”, napisałem tylko tyle lub aż tyle.
„az przywaliłem się w potylicę. Tu kask by się częściej przydał.” I dalej jeździsz bez?
„”az przywaliłem się w potylicę. Tu kask by się częściej przydał.” I dalej jeździsz bez?”
To było jak szedłem pieszo (co niejednoznacznie napisałem). Mam chodzić po chodnikach w kasku? :-)
Dobrze, że doprecyzowałeś (edytowałeś) bo zrozumiałem ze to miało miejsce podczas jazdy rowerem.
Ps. Mój mały „sukces”, kilka miesięcy temu namówiłem kolegę z pracy do jeżdżenia w kasku.
> Nie miałem jeszcze jakiejś drastycznej kraksy ale i tak jazdy bez kasku sobie nie wyobrażam
Ja też nie ale sobie wyobrażam. Brak wyobraźni to twoja sprawa, twoje upodobanie także, nie będzie ono powodem do tego by zmuszać wszystkich rowerzystów do twoich upodobań
Tak powiem szczerze, że już nie wiem o co ci głównie chodzi, serio.
To nie mój problem. Trzeba czytać ze zrozumieniem.
Eh… Tak niedawno wielokrotnie pisałem, że statystyki można sobie o kant d… potłuc, bo każdy może z tego wyciągnąć wnioski.
„Ciekawa staytstyka: liczba ofiar śmiertelnych wsród rowerzystów w 2013r. w kasku – 127; bez kasku – 464 (wg Insurance Institute for Highway Safety).”
Czyli jakoś 3,7 krotnie więcej, ale…
Jak już podajesz liczby _bezwzględne_ to proszę, odnieś je do całkowitej liczby rowerzystów jeżdżących w kasku i bez niego. Ja sprawdziłem, Tobie też proponuje. Dojdziesz do ciekawych wniosków. Bo jeszcze Ci wyjdzie, że kask przyczynia się do wypadków śmiertelnych, zależności od kraju, gdzie robiono badania, co jest absurdem. Ot, taki urok liczb. :-)
„Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki”.
Bo w kaskach jeździ tylko 10 do 15 procent i to daje 127 ofiar, więc proporcjonalnie 85 do 90 procent powinno być ok 875 ofiar, a jest prawie dwa razy mniej.Jak możesz to wytłumaczyć?
Masz wyobraźnię to jeździsz w kasku, tak to mogę wytłumaczyć. Ps. W pracy kolejny zaczął dojeżdżać w kasku.
A jak sobie łepetynę rozwalisz i będziesz potrzebował specjalistycznego leczenia, to kto za nie zapłaci? Ja i reszta pracujących, więc nie mów, proszę, że to tylko Twoja sprawa
tym komentarzem mi podpadasz – w innym jednak jest dawka rozsadku wiec zachowac poziom wypadaloby :) a ten argument jest do niczego bo osiagamy absurd w ktorym musimy scigac palaczy, pijaków I kilentelę mcdonald bo oni też są lekkomyślni i będą leczyć się za pieniądze z nfz
Cr, popieram cię.
Od ponad 30 lat jeżdżę na rowerze bez kasku i nie mam zamiaru go kupować, nikt mnie nie zmusi.
W Holandii jeżdżą bez kasków, w Nowej Zelandii po wprowadzeniu obowiązkowego noszenia kasków zmalała ilość rowerzystów a ilość wypadków pozostała na takim samym poziomie.
Efekt Peltzmana się kłania, kompensacja ryzyka.
Jak ktoś się czuje niebezpiecznie na rowerze to czemu nosi tylko kask ? Cczemu nie nosi kasku osłaniającego żuchwę, czemu nie nosi ochraniaczy na ręce i nogi, oraz w 30 stoponiowym upale nie nosi kamizelki odblaskowej i długich spodni z odblaskowymi wszywkami.
również niech nosi ochraniacze jak chodzi – przecież może się wyrżnąć :)
Piszę to ze zdartym łokciem (a właściwie dwoma bo drugi też trochę załatwiłem) i kolanem bo wczoraj ładnie poleciałem na asfalt biegając :)
No paranoicy, stosujcie kombinezony ochronne bo jeszcze sobie kolanka pozdzieracie hahah
Sam nie wiem o co Wam chodzi Robercie i Cr. Ja jestem od niedawna całkowitym zwolennikiem jazdy w kasku. Dawniej uważałem, że kaski są tylko dla wyczynowców, ale po kilku nieprzyjemnych sytuacjach, które zdarzyły się nie dawno, między innymi wywrotka na zakręcie na oblodzonej drodze dla rowerów obok ronda. Przewróciłem się wtedy na bok i „przejechałem” tak z 1m. Kolejne zdarzenie miało miejsce w ubiegłą środę kiedy jechałem z 30km/h i o mały włos nie wjechałem w bok samochodu (dokładniej opiszę tą sytuację za parę zdań;)). To środowe przeżycie skłoniło mnie do zastanowienia się nad moim bezpieczeństwie na drodze. Przypomniałem sobie wtedy, że gdybym w zimie jechał trochę szybciej i droga dla rowerów nie była by oddzielona tak szerokim pasem zieleni od ronda to mój poślizg skończył by się pod maską , albo uderzeniem głową w bok jakiegoś samochodu :/.Kasku obecnie nie posiadam (teraz żeby nie było, że jestem hipokrytą :P). Póki jeżdżę bez kasku czuję pewien dyskomfort, kiedy znajdę trochę czasu od razu pójdę do sklepu rowerowego i kupię sobie jakiś porządny kask. Ale wracając do tematu. Jak bardzo nie uszkodzili byście sobie ręki czy nogi, to od tego nie umrzecie, więc ochraniacze przynajmniej dla mnie do codziennej jazdy po parę kilometrów do pracy, szkoły czy znajomych są nie potrzebne, bo ryzyko ewentualnej wywrotki nie jest zbyt duże, a nawet jeśli z poobijanymi kolanami i łokciami da się żyć (gorzej sprawa się ma z dłońmi, ale to potem;)). Wracając do kasku, tu wkrada się jeszcze prędkość. Gdy jedziesz sobie spokojnie 15km/h to nawet wyskakujący z jakieś posesji, zza krzaków samochód który zatrzymuje się na środku chodnika dla pieszych i drogi dla rowerów, zagradzając przejazd rowerem. . Zachowując rozsądek spokojnie wyhamujesz. Inna jest sytuacja kiedy jedziesz 30-35km/h (tak właśnie wyglądała moja nieprzyjemna sytuacja). Wtedy przywalenie w bok samochodu prowadzonego przez jakiegoś idiotę jest praktycznie nieuniknione, a wtedy kask zmniejszy obrażenia głowy. Tak myślę, że nie ma sensu w sumie wpływać na tak wysokie prędkości (30+km/h) bo żaden przeciętny Janusz i żadna Grażyna nie jadą swoimi składakami tak szybko do pracy :P, a mowa o jakiś powietrznych wyczynach z rowerem, czy zjazdów sportowych bez kasków mija się z celem. Wracając do Janusza i Grażyny… Nie grozi im raczej spotkanie z bokiem samochodu (o ile ich składaki posiadają hamulce :P), ani korzeń równoległy do leśnej ścieżki (chociaż tu wkrada się nikczemny krawężnik, niepozornie wystający parę centymetrów łączący ścieżkę dla pieszych i drogę dla rowerów. Chwila nieuwagi i przednie koło się blokuje a Grażynka leży na boku z rozsypanymi ciepłymi bułeczkami z Lidla, z wstrząśnieniem mózgu. (Janusz tak samo tylko że z browarem xd), oczywiście nie mówię że każdy upadek bez kasku kończy się wstrząśnieniem, czy uciskiem.). Teraz chyba jeden z najbardziej znienawidzonych widoków na drodze, a mianowicie zakręt+rozsypany żwir albo liście. Upadek na bok gwarantowany, i tutaj przyda się dodatkowa odzież ochronna, taka jak rękawiczki, które ratują przed najgorszymi otarciami, czyli otarciami dłoni. Tutaj wracam do kamizelek i spodni (i kombinezonów). Ach… jak zobaczyłem Twoją wypowiedź Cr, to nie wiedziałem czy śmiać się, czy płakać… Kombinezony ochronne, kombinezony ochronne, kombinezony ochronne!!! Odzież rowerowa to nie ubiór sapera! Cofam się do wypowiedzi Roberta. Kto powiedział, że kamizelka nie może być na ramiączkach. Długie spodnie z odblaskowymi wszywkami… kolanka pozdzieracie hahah… widać, że chyba zagubiliście się w życiu, bo nawet „gimbusy” mają bardziej wyparzoną ge… znaczy buzię :) od Was i ich słownictwo, i szacunek do drugiej osoby jest o wiele większe od Waszego! White Rozmawiał z Tobą Cr na poziomie. Ok, tematem tego wpisu jest noszenie kasku. White na samym początku mówił o nakazie noszenia kasku przez dzieci. Ja jestem zdecydowanie za wprowadzeniem takiego przepisu, bo sam jako mały berbeć ledwo trzymający równowagę na rowerze upadłem na czoło. Miałem wtedy kask. Skończyło się to tylko potężnym guzem, a gdybym nie miał wtedy kasku, strach pomyśleć… A tak na sam koniec przepraszam za moje upośledzone poczucie humoru :P
Ta dyskusja jest stara, ale nadal warto się wypowiedzieć, moim zdaniem nie wszystko zostało powiedziane. Bezsens nakazu jazdy w kasku jest oczywisty. Przede wszystkim dlatego, że wolność nie może pozwalać ludziom tylko na robienie dobrych dla siebie rzeczy. Ludzie musza mieć możliwość także szkodzenia samym sobie (nie innym). Czy ktoś chce być ćpunem, nałogowym palaczem, jeździć bez kasku na rowerze, bez pasów samochodem i tak dalej, musi mieć prawo to robić. Ktoś tu chyba powiedział, że jazda bez pasów bezpieczeństwa jest słusznie zabroniona, bo ktoś kto nie zapina pasów szkodzi swoim współpasażerom. A ja pytam – i co z tego? Wewnątrz samochodu to kierowca, a nie rząd jest panem i władcą. To on zapewnia bezpieczeństwo pasażerom i on musi się interesować, by wszyscy te pasy zapięli. Jeśli tego nie zrobi, to w najgorszym wypadku będzie miał na sumieniu życie swojej rodziny. Jego wina. Prawo nie jest od tego, by unikać wszelkiej odpowiedzialności za swoje czyny.
Sytuacja z kaskiem bezpieczeństwa jest analogiczna. Jak ktoś myśli o swoim bezpieczeństwie, to wsiadając na rower ten kask założy. Ale już sytuacja, kiedy ktoś jest zobowiązany do noszenia kasku jadąc dwie ulice dalej do spożywczaka bo tak uznali rządowi spece od wszystkiego, jest chora. Chcesz sobie szkodzić, jadąc po ruchliwej ulicy bez kasku? A proszę Cię bardzo, jedź i życzę, by nic złego się nie stało. Tylko jak już coś się stanie i będziesz miał wstrząśnięcie mózgu, to nie obwiniaj o to nikogo poza sobą. Kierowca który w Ciebie wjedzie może i będzie winny, ale to nie uratuje nikomu życia. Najwyżej takiemu przemądrzałemu rowerzyście na nagrobku napiszą „Żył lat 25. Miał rację”.
No i koronny argument, do którego nikt jeszcze się nie odniósł. Nakaz powinien być, bo za leczenie będziemy płacić wszyscy z podatków. Czystą głupotą jest państwowe leczenie takich sytuacji, chyba wypadałoby iść w tę stronę? Nie leczmy państwowo ludzi, którzy wyrządzili sobie krzywdę tylko i wyłącznie ze swojej winy, umyślnie.
Masz rację że to jest przydatne, byle nie było to nakazane prawem. Ja nie twierdzę że kaski są nieprzydatne tylko że nie w każdych formach jazdy na rowerze są potrzebne i gdyby taki nakaz wszedł to objąłby każdego a jakoś nie bardzo widzę rowerzystę rekreacyjnego jadącego po parkach 15 km/h w kasku. No i oczywiście policjantów czychających na to by wlepić mandat rodzicom malucha bo jeździł sobie bez kasku
Miałem kilka upadków i wypadków. Raz samochód wyjechał na ścieżkę, raz podjezdzając pod wzniesienie trzymając róg poluzował się straciłem równowagę, innym razem wyskoczył pies na drogę.
Uważam, że kask warto mieć. Ani razu nie miałem sytuacji gdy uderzyłem głową, zawsze kończyło się jedynie na otarciach kolan i łokci, raz zdarłem totalnie rękawiczki. Po którymś upadku, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem kupiłem kask, nie jezdze nigdzie bez niego. Nigdy nie wiadomo co się może stać. Jeszcze się nie przydał, i obym nigdy nie musiał testować jego skuteczności.
Zgadza się i o tym też napisałem – nie jestem zwolennikiem nakazu jazdy w kasku.
A o jeździe w lesie, szybszej oczywiście, nie rekreacyjnej – nie pisałem, bo to oczywiste :]
Niby podałeś argumenty za, ale jednocześnie samemu je podważając, więc tak jakby jest równowaga – generalnie fajny wpis. Zapomniałeś jednak poruszyć bardzo ważnej kwestii związanej z sianiem kultury strachu. Wciskanie kasków, po prostu odstrasza od rowerów. Dobitnie pokazuje to przykład Australii, gdzie po wprowadzeniu obowiązku jazdy w kasku, dramatycznie spadła liczba rowerzystów. W kwestii kultury strachu, polecam świetny wykład Mikaela z copengagenize: https://www.youtube.com/watch?v=pX8zZdLw7cs
Co również ze statystykami, które pokazują, że bardziej na urazy głowy narażeni są piesi i kierowcy. Jeśli chcemy być konsekwentni, ich też namawiajmy do jazdy w kasku…
Argument o kulturze strachu przekłada się też na dzieci. Jeśli rodzice będą się bać roweru, nie nauczą swoich dzieci odpowiednich postaw komunikacyjnych, co przełoży się na kolejne zastraszone pokolenie nierowerowe. Tak, tak wiem, powiesz mi, że dzieci się przewrócają. Ja się nie przewracałem, moje dzieci się nie przewrócą. A nawet jeśli to nabiją sobie guza, będą następnym razem ostrożniejsze. No chyba, że zostaną sportowcami i będą na rowerze rozwijać duże prędkości w lasach, to wtedy założę im kaski.