Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz używałem bidonu. Mogło to być dobre piętnaście lat temu. I tak naprawdę nigdy nie lubiłem z niego pić. Powód był bardzo prosty – dosłownie każdy bidon śmierdział plastikiem. I nie dość, że miał taki zapach, to jeszcze zmieniał smak wlanego do niego napoju. O smaku gumowego ustnika już nie wspominając. W każdym razie moja przygoda z bidonami szybko się zakończyła i przestawiłem się na zwykłe butelki po napojach. To też był kompromis, ponieważ musiałem szukać butelek, które dopasują się do koszyczka, a do tego za każdym razem żeby się napić, trzeba taką butelkę odkręcić.
Kilka lat temu moim „wybawieniem” została butelka od pewnego napoju izotonicznego. Idealny kształt, optymalna pojemność (750 ml), nie zmieniała smaku napoju, łatwa w otwieraniu i zamykaniu przykrywka, dostępne na prawie każdej stacji benzynowej. Prawie same zalety, tylko jeden spory minus – z butelki można skorzystać jedynie kilka razy. Po kilku myciach i napełnieniach plastik traci sztywność i ogólnie butelka przestaje wyglądać estetycznie. Trzeba kupić kolejną, co w markecie kosztuje ok. 3 zł, a na stacji 4 zł. Cena do przeżycia, ale patrząc w skali roku zbierała się ładna sumka.
Musiałem coś zmienić i natchnęła mnie do tego dyskusja w komentarzach o rowerowych prezentach. Szczerze mówiąc wcześniej nawet nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak nieśmierdzący bidon. Poszperałem trochę w internecie i ostatecznie kupiłem bidon firmy, która słynie z produkcji bukłaków – Camelbak. W swojej ofercie mają kilka modeli rowerowych bidonów: zwykłe Podium, utrzymujące temperaturę Podium Chill i jeszcze dłużej utrzymujące temperaturę Podium Ice. Ja zdecydowałem się na zwykły bidon bez podtrzymywania temperatury o pojemności 710 ml (jest jeszcze wersja 610 ml).
Pierwsze i najważniejsze co mogę napisać – bidon faktycznie nie śmierdzi plastikiem i nie zmienia smaku napojów. Ale jeżeli się go zakręci i tak zostawi na jakiś czas, to pojawia się delikatny zapaszek tworzywa, który jest na całe szczęście neutralny i szybko znika po odkręceniu nakrętki. To jest jego przeogromna zaleta i przez to jest warty swojej ceny.
Druga fajna (z drobnym zgrzytem) sprawa to ustnik. Jest tak skonstruowany, że napój leci przez niego jedynie wtedy gdy się go zassie lub ściśnie butelkę. Dodatkowo można przekręcić specjalne pokrętło, by całkowicie zablokować zaworek. Dzięki temu nic się nam nie rozleje na przykład podczas transportu roweru czy gdy wrzucimy bidon do plecaka. Ustnik można rozebrać, tak by porządnie go wymyć. Bidon można też myć w zmywarce, ale producent nie zaleca mycia go w wysokich temperaturach, więc trzeba na to zwrócić uwagę. Na forach internetowych można znaleźć informacje, że przy ustniku potrafi pojawić się dziwny nalot, którego nie da się doczyścić. U mnie nic takiego się nie dzieje, ale może dlatego, że po każdej jeździe od razu porządnie myję cały bidon i od razu go suszę.
Problematyczną kwestią dla mnie jest brak osłonki na ustnik. Z jednej strony jest to fajne, bo nie trzeba się siłować z żadnymi zatyczkami, ale z drugiej strony podczas jazdy ustnik może zbierać na sobie kurz. Pół biedy podczas jazdy po asfalcie, ale Ci, którzy jeżdżą w terenie lub po drogach gruntowych mogą być potem zmuszeni do „wstrzykiwania” sobie płynu do ust, bo nie będzie się dało złapać ustnika. Być może przesadzam, w końcu odrobina kurzu nikogo jeszcze nie zabiła, ale największy niesmak budzi we mnie rozwiązanie tej kwestii przez producenta. Zamiast dodać zatyczkę do każdego bidonu, Camelbak dał możliwość dokupienia dodatkowego ustnika z zatyczką za „jedyne” 24 złote. Przy cenie bidonu na poziomie 45 złotych, koszt tego ustnika jest absurdalny. A Camelbakowi korona z głowy by nie spadła, gdyby od razu montowali zatyczkę do każdego bidonu.
Skoro jesteśmy przy cenie, początkowo prawie pięć dych za bidon wydawało mi się bezsensownym wydatkiem. Ale policzyłem ile muszę kupić butelek z izotonikiem w ciągu roku i wyszło mi, że lekką ręką wydawałem na nie ok. 150 złotych (prawie każdej używając kilka razy). Z tej perspektywy cena Camelbaka już tak nie martwi.
Podsumowując – bidon jest stosunkowo lekki (78 gramów), nie zmienia smaku napoju, ma wygodny ustnik (ale niezabezpieczony przed kurzem) i ma według mnie optymalną pojemność. Daję mu sporego plusa i mam nadzieję, że zostanie ze mną na dłużej bez żadnej awarii.
A Wy jak sobie radzicie z piciem podczas jazdy? Piszcie śmiało, może podchwycę kolejny ciekawy patent do przetestowania.
//EDIT 2016: Niestety informacje, które do mnie docierały, że u wielu osób w ustniku zbiera się niezidentyfikowany brud, którego nie da się usunąć – okazały się prawdą także u mnie. Starałem się zawsze utrzymywać bidon w czystości i przed długi czas było okej. Niestety po roku użytkowania bidon idzie do kosza. Ale… kupuję następny :) Zdaję sobie sprawę, że tego typu akcesoria nie są wieczne, a Camelbak nie miał u mnie lekkiego życia. Ponoć można ten brudek wyczyścić specjalnymi tabletkami do odkażania wody, ale ja już tego próbować nie będę. Tak czy siak, tak lubię ten bidon, że biorę nowy – to będzie nawet bardziej higieniczne niż trzymanie tego samego przez długi czas.
//EDIT 2018: Nie pomyślałem o tym, że ustnik (ta część, którą da się zdjąć z nakrętki) da się dodatkowo rozebrać do czyszczenia (na tę kwestię zwrócił uwagę w komentarzu Bziu, za co bardzo dziękuję). Będę musiał ten patent przetestować, gdy w ustniku pojawi się pierwszy nalot.
Bidonów różnych przez ostatnie 10 lat miałem dziesiątki. Plastikowe, aluminiowe, termosy, z większym gwintem, mniejszym, itd. Problemem większości plastikowych był smród plastiku. Problemem prawie wszystkich ustnik, niesamowicie trudny do domycia.
Chciałem mieć bidon który można ścisnąć żeby wyleciał z niego płyn, zeby nie śmierdział, żeby miał dużą średnicę wlewu żeby łatwo wsywać izotonik, żeby miał 0,7-0,75 ml i miał łatwy do do mycia ustnik, najlepiej wyjmowalny. Okazuje się że taki istnieje.
Nazywa się Specialized Purist Watergate. Kosztuje zwykle 39 zł. Bidon jest pokryty od wewnątrz elastycznym szkłem mineralnym czy czyms takim (tu strona o tych bidonach: http://www.specializedwaterbottles.com/. Zakrętka w wersji Watergate (są różne i można dokupić osobno) ma ustnik z membraną co jest zrobione w taki sposób że z otwartego ustnika np. z przechylonego do góry nogami bidonu nic nie wypłynie dopóki się go nie ściśnie.
Membrana ma też tą zaletę że np. cola wlana do bidonu będzie sama odgazowywała się przez tę membranę w czasie jazdy, podczas gdy tradycyjny bidon do którego wleje się colę będzie pęcznieć. Ustnik można wyjąć z zakrywki przekręcając go i silnie ciągnąc do góry, dzięki czemu można dokładnie umyć i ustnik i zakrywkę.
Bidony występują w wersjach 650 i 750 ml. Jednocześnie nie polecam wersji Hydroflo którą Spec teraz reklamuje. W tej wersji jest to inna butelka, bardzo giętka i zrobiona jakby z silikonu. Mnie nie przekonała. Są też inne zakrywki o innych nazwach ale najlepsza jest Watergate.
Spec zrobił też teraz taki bidon w wersji termicznej o pojemności 500 ml który używam wiosną i jesienią do ciepłych napojów. Zaprojektowany jest co prawda do zimnych napojów żeby trzymać chłód ale do ciepłych też się nadaje. Od czasu jak używam tych bidonów, nie używam żadnych innych. Mój syn który też ma taki też jest z niego bardzo zadowolony.
Ja podobnie jak Ty do tej pory – najczęściej korzystam z butelek po napojach izotonicznych. Do tej pory miałem butelkę zawsze w kieszonce koszulki (na lędźwiach) ale może faktycznie warto zastanowić się nad bidonem.
Ja w kieszonce koszulki mogę wozić jedynie telefon. Większe i cięższe przedmioty bardzo mnie irytują niestety.
Widzę, że ten „kapturek” na ustnik jest bardzo słabo dostępny, widzę go tylko w jednym sklepie. Czy to znaczy, że wyszedł z obiegu i Camelbak montuje je teraz w bidonach czy coś innego jest na rzeczy?
Wygląda na to, że ten kapturek po prostu nie jest popularny w Polsce i wcale się nie dziwię :) Nic się nie zmieniło i z tego co widzę na stronie Camelbaka, kapturek Mud Cap jest nadal dostępny jako akcesorium.
Nigdzie nie mogę znaleźć w sklepach tego „kapturka” na ustnik, czy ktoś może mnie trochę nakierować?
Używam bidonu isostar 1l (realnie wchodzi jakieś 0.8-0.9l). W porównaniu z wyżej opisanym jest tani jak barszcz. Sposobem na nieprzyjemny zapach (zmiany smaku nie stwierdzam) jest po prostu jakaś dłuższa wycieczka z izotonikiem w środku ;) Zapach bidonu zmienia się na zapach izotonika, który wcale nie jest nieprzyjemny (i pozostaje nawet po kilku myciach).
tak jak bidon kupiłam, tak nigdy go nawet ze sobą nie wzięłam :) wolę butelkę wody. z przydatnych gadżetów polecam żel do rąk bez spłukiwania carex- wody nie wymaga, ręce są czyste i sie nie lepią, co szczególnie to ostatnie ciężko było takimi produktami zapewnić.
Zainwestowałem w dwa takie bidony(zwykły i termiczny) i jestem zadowolony. Fajne rozwiązanie z niekapiącym ustnikiem. Zawartość nie śmierdzi tworzywem nawet po kilku godzinach jazdy, tak jak to ma miejsce w tanich bidonach.
Mój „bidon” to butelki po powerade teraz w wersji 0,7 L :D Nie śmierdzą plastikiem,
są wytrzymałe, mają zatyczkę ( bez tego nie ma szans bo wskoczyłem na MTB :) )
i można w nie lać nawet gorące napoje ( byle nie wrzątek ) jest szczelny.
Co ciekawe jest też odporny na ropę więc nada się jako podręczny pojemnik na warsztacie.
DLA ŚMIECHU – o bidonach :)
https://www.youtube.com/watch?v=F7a6WOtvlP8
Ja również używam isostara, chyba jeden z tańszych. Nie mam problemu z zapachem. Natomiast kwestia osłonki ustnika też wydaje mi się istotna. Mam tego isostara w wersji dla rowerzystów i tenisistów (tak to chyba się u nich nazywa). I ta druga opcja z zamykaną klapką bardziej mi pasuje. Jakoś średnio mi odpowiada perspektywa jazy przez wieś, złapania kołem jakiś odchodów, których potem drobinki mogą osadzić się na ustniku. Zresztą wystarczy przejechać z 10 km po mokrym asfalcie by taki ustnik był upacany drobinkami wszystkiego co było na drodze.
Czy nikt nie słyszał o aluminiowych czy ogólnie metalowych bidonach? Czy koniecznie muszą być markowe, jak tu przywoływane? I kosztować odpowiednio drogo?
Mam ponad 3 lata dwa aluminiowe bidony – wysuwany ustnik, zakrywany półkulistą „pokrywką”. Nic nie śmierdzą, łatwe w utrzymaniu czystości. Jeden, 750 ml wraz koszykiem kupiłem Realu za 29.90 zł, a drugi, 500 ml – też – z koszykiem kupiłem w Kauflandzie za… 9.90 zł.
Wydaje mi się, że powinny mi służyć wieki. Nie rozumiem, jak można – choćby plastikowy – bidon załatwić w ciągu roku? Z bidonu się tylko pije, więc nie powinien doznawać żadnych destrukcyjnych sił. Widać to taka moda czy szpan – ten jest większy gość, kto szybciej zdemoluje sprzęt: po 500 km zerwie łańcuch lub zedrze opony, po sezonie rozwali przerzutkę… Chyba nie tędy droga…
Wydaje mi się, że worki z piciem wożone w plecaku są najmniej higieniczne, bo najtrudniej utrzymać cały zestaw w czystości. Co za argument, że z takiego ustrojstwa można pić podczas jazdy? Czy zatrzymanie się na 2-3 minuty, złapanie oddechu, wyciągnięcie bidonu z koszyka wypicie kilku łyków, to taki straszny obciach? Nos dla tabakiery czy tabakiera dla nosa. Czy rower jest dla człowieka czy człowiek niewolnikiem roweru?
Ciekawe czy te aluminiowe bidony mają jakąś powłokę w środku,bo glin który się odkłada w organiźmie przez lata,na starość może wywołać chorobę alzheimera.
Dlatego kontakt aluminium z żywnością to lepiej jak występuje sporadycznie.
Mają.
Miałem kiedyś śliczny aluminiowy bidon. Śliczny był jakieś pół godziny po wyjściu ze sklepu, póki nie zjechałem rowerem po pierwszych lepszych schodach. Wypadł, porysował się i powgniatał. Od tej pory nie stosuję aluminium…
Podobnie wygląda kwestia pokrywek, które w większości bidonów odlatują. Camelbak rozwiązuje ten problem…
Uzywałem kiedyś aluminiowych Zefali. Co do smaku napojów, żadnych zastrzeżeń. Wszystko super. Ustnik takiego bidonu po jakimś czasie praktycznie nie do domycia. Inne wady są takie że hałasuje w czasie jazdy na nierównościach drogi i nie można go ścisnąć jak zwykły bidon kolarski. Po jakimś czasie zrezygnowałem.
A ja osobiście latem używam wyłacznie plecaka/bukłaka Camelbak (duużo wygodniejsze od bidonu, bo można pić nie odrywając rąk od kierownicy i pojemność słuszniejsza – bo nie jakieś 750 tylko 1500 albo więcej). A i tak wodą nie potrafię się napić, więc kupuję izotoniki, przelewam do „worka”, a butelki (całkiem dobre) wyrzucam. Wiosną i jesienią, gdy „przerób” płynów jest mniejszy, czasem po prostu kupuję izotoniki w butelkach i używam ich jednorazowo, bo nie chce mi się rozpuszczać proszku, puszki śmierdzą dla odmiany blachą, więc i tak mam od razu „w bidonie”. Tak więc problem dla mnie w ogóle nie istnieje…
Może będziecie się śmiać, ale najlepiej sprawdza mi się izotonik „Siti” z Lidla – nawet nie chodzi o cenę, tylko o skuteczność nawodnienia i smak.
A wystarczy kupić regulowany kosz na bidon i można włożyć każdą butelkę. To cudo (Topeak Module Cage) jest dostępne na przykład w chainreaction za 6 i pół euro. Używam, polecam.
Fajny patent. A wygodnie się potem wkłada i wyjmuje butelkę z takiego koszyczka? I można go poszukać jeszcze taniej :) https://www.ceneo.pl/Akcesoria_rowerowe;0112-0;szukaj-topeak+modula.htm#crid=24266&pid=7269
Mam ten koszyk. Szczerze polecam. Jest dość elastyczny plastik więc nie ma problemów z wyjmowaniem, kształt ułatwia wkładanie. Trzyma pewnie każdy bidon czy butelkę.
Może fajne na „wąskie” butelki 0.5 l. Ale na MTB w terenie używam tylko plecaka Camelbak, a na szosie lub w delikatnym terenie zupełnie mi nie przeszkadza, że butelka trochę się „telepie” po koszyku. Jeszcze nigdy żadnej nie zgubiłem…
W wiekszosci polskich rowerowych ten topeak jest za góra 19pln ;)
Butelki PET nie nadają się do ponownego użytku!!!
http://www.akademiadietetyki.pl/nabici-w-pet/
Ha, ciekawa sprawa. Aż z ciekawości sprawdzę przy okazji co jest napisane na butelce Oshee i innych izotoników.
a już myślałem, że tylko mi się wydaje, że śmierdzą :D
Ogółem mam termiczny z lidla (crivit), dosyć zużyty już, ale dosyć dobrze się sprawdzał, tylko przeciekał szczególnie jeśli wlało się gazowane, lub do pełna, ogółem trzymał zimno w miarę dobrze, do póki się go nie otworzyło raz- czy dwa razy, ale wiadomo, że pić trzeba. Teraz mam dodatkowo jeszcze jakiś zwykły i Meridy, ogółem jeszcze nie testowałem, ale wydają się praktyczniejsze i wygodne w użyciu, szczególnie jeśli chodzi o ustnik.
A przykry zapach czy dziwny smak, ogółem czym mniej wody w środku, tym gorsza była, na początku nawet nie czuć różnicy. Mycie, płukanie czy ,,wymaczanie”, nigdy nie pomagało.
Ja używam butelek po wodzie niegazowanej 0,7 l (takie z ustnikiem, z osłonką na ustnik, np. Żywiec Zdrój) i używam wiele razy.
Jest lekka, tania, nie śmierdzi, wytrzymuje dość długo.
Jak się zniszczy, to wymieniam na nową. ;)
Miałem podobny problem – choć mój bidon nie śmierdział, trudno było go doczyścić. A ponieważ miałem luźną butelkę SIGG, dokupiłem do niej ustnik z pokrywką, o taki: http://tinyurl.com/pznby62. Picie z metalowej butelki nie sprawia żadnego kłopotu, nie ma zapachu, zawsze można ją przegotować. Sam ustnik ma podwójne zamkniecie, więc nie ma kłopotu z wyciekami. Jedyny minus to lakier zdrapujący się z butelki w miejscu styku z koszykiem na bidon. Ogólnie – bardzo polecam!
Ja kupiłem 2 tygodnie temu bidon Elite Jossanova. Nic nie czuć, ani zapachu, ani smaku, ustnik jest świetny. Również ma membranę i zamykanie ustnika. Podczas jazdy nie wylewa się ani kropla. Planuję kupić sobie drugi taki. Ma małą przewagę nad Camelback’iem. Wg mnie jest sporo ładniejszy ;). Ale temperatura tylko do 40°C. Pewnie przez membranę. Również kupowałem napoje izotoniczne. Ostatnio zaszalałem i kupiłem 10 szt 4move, w których jakiś geniusz wymyślił taki ustnik, że aby się napić, to trzeba tak mocno pociągnąć, że na górce po kilku minutach jazdy pod nią w okolicach HRmax mdlejesz. Do tego ustnik nie wpuszcza powietrza do środka, butelka się zasysa i lata w koszyku. Żeby się wyprostowała trzeba wpompować do niej powietrze. I dlatego mam teraz bidon.
Wniosę małe wyjaśnienie dla ulżenia koledze… Otóż ustnik w isotonic’u 4move z Biedronki jest jak najbardziej o.k. tyle, że odrobinę nietypowy, czyt. 'pomysłowy’. Mianowicie aby pić komfortowo z rzeczonej butelki należy elastyczny bądź co bądź ustnik docisnąć do szyjki butelki (np. opierając na zębach) i wtedy to dopiero wyciskać lub wysysać napój z butelki. Bardziej polecam pierwsze użycie. Nie ma powodu do żadnego omdlewania, a wręcz korzyścią jest działanie zapobiegające niekontrolowanemu wylewaniu np. na skutek nie zamknięcia kapturka. Używam takowych od dawna i naprawdę chwalę sobie. Jedyny mankament to średnica butelki, która jest mniejsza od standardowego koszyka bidonowego. Jednak zakrętka jest uniwersalna.
Nigdy nie spotkałem się z przypadkiem, kiedy nie mogę korzystać już z butelki OSHEE. Zabieram cała butelkę napoju do szkoły i noszę ją nawet 2 miesiące! Dopóki nie zapomnę w weekend jej umyć (i się skiśnie) albo koledzy się nią pobawią… Na rower używam bidonu krossa 750ml bez zatyczki – dla mnie jest to nawet lepsze, nie trzeba podczas jazdy otwierać, na wyścigu każda sekunda ma znaczenie :)
Kolega używa bidonu takiego samego jak w recenzji i bardzo sobie chwali. Warto wydać troszkę więcej i mieć święty spokój. Ja natomiast od kilku lat używam bukłaka tej samej firmy co recenzowany bidon. Mogę potwierdzić, że nie przenosi plastikowego zapachu i bardzo dobrze się sprawdza. Wybór jest taki, że ze sobą zabieram plecak i jak dla mnie bukłak jest wygodniejszy.
Też zawsze przed pierwszym użyciem zalewam bidon wrzątkiem . Zazwyczaj też używam bidonów Eliite lub Kellys .
Zamiast Oshee można w Biedronce kupić izotonik za 1,6 i mieć butelkę na kilka razy z bardzo dobrym ustnikiem zamykanym na odchylany kapturek.
W ustniku jest zaworek działający na docisk ustami. Butelka nawet nadepnięta nigdy nie uroniła ani kropli, a po wyrzuceniu wiekszego żalu nie ma
:-)
A te izotoniki nie są w butelkach 0,5 litra? Jeżeli tak, to są niestety strasznie małe. No i kwestia czy będzie się trzymać w koszyczku.
No i z Biedronką (czy innymi marketami) jest ten problem, że nie zawsze są pod ręką, gdy akurat będzie nam potrzebna nowa butelka.
Nakretki są uniwersalne. Pasują do wiekszości butelek od wody lub napojów. W szufladzie zawsze mam pod ręką kilka, bo są najbardziej użyteczne.
Po paru bidonach przerzuciłem się na bukłak w plecaku (na wyprawy).
Bukłak ma same plusy, więcej się wody mieści, wygodniej się używa (choć to może być indywidualna kwestia). Rower jest z nim lżejszy ;) bo mając bidon dokładamy te 0,5 -1 kg do roweru :D a bukłak dodaje do wagi rowerzysty swoją masę ;) Wbrew pozorom ma to spore znaczenie :)
Co do testowanego bidonu, to taki bez osłonki ustnikowej, moim zdaniem zupełnie się nie nadaje do używania. Ślinisz ustnik pijąc i później wszystko się tam przykleja. Piasek, błoto i tak są chyba mniej straszne niż brudny smaro-pył z ulicy, bleee :P
A zapach prędzej czy później się pojawi. Czy to bidon, czy bukłak. Warstwa antybakteryjna się zużyje, zapomnisz umyć i przeleży tydzień kisząc się itp. itd. Zawsze coś się stanie ;)
Ja wymieniam takie rzeczy średnio co 1-2 lata.
O nie, ja starannie myję po każdej jeździe, właśnie dlatego żeby nie pojawił się syf. A jak mi wytrzyma dwa lata w dobrej kondycji to będę zadowolony :)
Bukłaki są spoko, ale mycie ich jest chyba bardziej upierdliwe niż bidonu.
Trzeba kupić bukłak z zamknięciem szynowym i jest wtedy dużo łatwiejszy do mycia niż bidon.
Co do mycia, ja też… ale… jednak zawsze mi się w końcu zdarza jakiś nagły przypadek… i zapominam… wszystkie bidony tak skończyły ;)
Tylko bukłak umarł mi śmiercią naturalną, silikon pękł na ustniku i stracił szczelność.
Nie rozumiem skąd stwierdzenie o różnicy na plus w kwestii posiadania 1kg masy więcej na rowerzyście niż na rowerze :) Z punktu widzenia fizyki nie ma znaczenia gdzie masa jest (w uproszczeniu), z punktu widzenia biologii ma – bo każdy kg dodatkowy na rowerzyście to kg który musi on utrzymywać na swoim ciele, i który porusza się wraz z nim, trzeba go kontrolować, może ograniczać ruchy (np przez plecak) – to wszystko kosztuje energię. Więc wg mnie lepiej wszystko co się da przerzucić na rower.
Oczywiście zależy to od tego jak wykorzystujemy rower. Dla „sakwiarza” jadącego po równiutkim asfalcie pewnie będzie lepiej mieć wszystko na rowerze.
Ja patrzę przez pryzmat MTB. Lekkim rowerem łatwiej się manewruje i ogólnie przyjemniej jeździ. Zresztą nie bez powodu ludzie ładują dziesiątki tysięcy w lekkie części. Nie tylko zresztą w MTB, ale i w szosie.
Łatwo to sprawdzić. Przyczep sobie do roweru odważnik 5kg i podskocz takim rowerem, wskocz na zwykły krawężnik, pojeździj w terenie, wjedź pod górkę. Później wrzuć te 5kg do plecaka. Różnica jest bardzo łatwo wyczuwalna.
Cześć
Jakiej pojemności używasz ten plecak i bukłak? Dzięki za odpowiedź
„Wbrew pozorom ma to spore znaczenie :)”
Oj chyba spało się na lekcjach fizyki ;)
Ciekawa opcja. Też myślałam, że wszystkie śmierdzą :)
Próbowałam jeszcze kiedyś takiej butelki z filtrem, ecobobble czy jakoś tak, co prawda nie śmierdziała ale za to potwornie ciężko się z niej piło.
Też miałem taką butelkę, wygrałem kiedyś w konkursie. Pomysł z filtrem niegłupi, ale tak jak piszesz, woda leciała z niej bardzo powoli, a gdy zalałem ją wodą z syropem – filtr się zablokował. Normalna sprawa, w końcu chciał ją przefiltrować, ale jej użyteczność w moim przypadku spadła do zera :)
Ja używam zwykły bidon Isostar (dostałem jako prezent) i w tym nie mam problemu z zapachem czy zmianą smaku. „Przetestowałem” go na zwykłej wodzie, samorobnych izotonikach i nie ma problemu. Jedynie co to z ustnika lekko przecieka na ramę, jak się upije odpowiednią ilość już nie ma problemu. I w tym wypadku brakuje zatyczki na ustnik.
Też ma takie o poj. 0,5 i 1l. Nic nie śmierdzi.
Ja bidon zmieniam raz do roku i nie dlatego że ma przykry zapach ale dlatego iż dość szybko zużywam . Co do przykrego zapachu czy smaku to jakoś nie zauważyłem tego problemu a w bidonie wożę tylko czysta wodę . Ciekaw zawsze byłem jak z utrzymywaniem temperatury w tych bidonach termicznych . Jeśli ktoś z komentujących ma taki bidon to prosiłbym o podzielenie się opinią na ten temat . Chodzi mi szczególnie o to, jak taki bidon radzi sobie z utrzymywaniem niskiej temperatury wody w wysokich temperaturach .