Ten wpis w pierwotnej wersji powstał w 2014 roku, czyli 7 lat temu (!) Od tego czasu zachowanie kierowców samochodów względem rowerzystów trochę się poprawiło, ale nadal jest bardzo, ale to bardzo dużo do poprawy. Nadal ginie za dużo rowerzystów i za dużo trafia do szpitala po spotkaniu z samochodem. Do napisania tego tekstu od nowa, zachęciła mnie informacja, że do Sejmu wpłynął projekt zmiany przepisów. Według niego, kierowcy mieliby mieć obowiązek wyprzedzać rowerzystę w odległości minimum półtora metra, a nie jednego metra jak dotychczas. Cóż, znów mogę powtórzyć to, co napisałem w tytule mojego tekstu siedem lat temu – 1,5 metra dla rowerzysty? Dobry żart.
Wyprzedzanie na gazetę
Niezmiennie zastanawia mnie, co siedzi w głowach osób, które wyprzedzają rowerzystów na gazetę, zwłaszcza gdy droga w promieniu kilometra jest pusta (nie żebym to usprawiedliwiał, gdy jest duży ruch). Co stoi na przeszkodzie, żeby zjechać całkowicie na lewy pas? On parzy?
Wielu, naprawdę wielu kierowców jakby bało się zjechać całkowicie na drugi pas. Nieraz robię tak, że gdy widzę, że z naprzeciwka nic nie jedzie, zjeżdżam trochę bliżej środka, tak aby zachęcić jadących z tyłu do zachowania większego dystansu.
Jeszcze większe dziadostwo, to wpychanie się pomiędzy rowerzystów. Tak jak na rysunku powyżej – mamy dwóch rowerzystów jadących z przeciwnych kierunków, a do tego pojawia się samochód. I pech chce, że wszyscy spotykają się w jednym miejscu. Wielu kierowców (nie mówię, że wszyscy), zamiast zdjąć nogę z gazu, włącza tryb „dawaj, dawaj, zmieścisz się„. No i zazwyczaj się mieści, jednocześnie nie zachowując metra od rowerzysty (albo i obu), ponosząc mu ciśnienie.
Krótkie obliczenia
Przykład? Droga gminna może mieć poza terenem zabudowanym np. 5,5 m szerokości (2,75 m jeden pas). Przyjmijmy, że szersza kierownica rowerowa ma 80 cm, a np. VW Passat 2,08 metra szerokości z lusterkami. Jak łatwo policzyć, rower i samochód nijak nie mieszą się na jednym pasie, tak więc wyprzedzanie go w sytuacji gdy jedzie jeszcze samochód z naprzeciwka (jak na rysunku powyżej) jest totalnym nieporozumieniem.
A sytuacja z rowerzystą jadącym z naprzeciwka? 2,08 + 0,8 + 0,8 = 3,68. Zostaje 1,49 metra, co daje nam ok. 75 centymetrów odstępu od każdego rowerzysty. Dużo, dużo za mało!
Moja sytuacja
Zaznaczę jedno – jestem totalnie niekonfliktowy, nie szukam dziury w całym, nie czepiam się wszystkiego, staram się jeździć defensywnie. Ale są sytuacje, gdzie muszę reagować. Kilka dni temu jechałem wąską, lokalną drogą. Sytuacja jak dwa rysunki wyżej + do tego zaparkowane samochody po obu stronach drogi. I kierowca z naprzeciwka – PRZECIEŻ SIĘ ZMIESZCZĘ! Prędkości na szczęście były nieduże, tak więc zdążyłem zainterweniować, zjeżdżając bliżej środka, blokując zapędy gościa, który prawo jazdy chyba znalazł w chipsach. Oczywiście skończyło się na trąbieniu i wygrażaniu ze strony kierowcy, brakło tylko refleksji z jego strony, co by się stało, gdyby jednak się nie zmieścił. Albo któregoś rowerzystę bujnęło np. na dziurze.
Pisałem Wam kiedyś w rowerowej relacji ze Szwecji, że przez kilka dni, które spędziliśmy tam z Moniką, ani razu nie kląłem pod nosem na zachowanie kierowcy. ANI RAZU! Wszyscy grzecznie wyprzedzali zjeżdżając na lewy pas czy nie włączali się do ruchu tuż przed nosem rowerzysty (w Polsce to niestety standard).
150 cm dla rowerzysty
Już kilka lat temu ruszyła w Polsce kampania „150 cm dla rowerzysty„. Kampania słuszna i zasługująca na uznanie, niemniej to tylko pewien miły akcent, który w praktyce nie zmieni świata na dużą skalę.
Tak samo nie zmieni tego nowelizacja przepisu o zachowywaniu 1,5 metra odstępu. Dlaczego? Po pierwsze – nikt za to mandatu nie dostanie, bo jak policjant ma zmierzyć ten odstęp? Nie mówiąc już o tym, że policja nie będzie się zajmowała takimi „duperelami”, skoro borykają się z brakami kadrowymi.
Po drugie – mało kogo będzie to obchodzić. Sorry, ale ludzie z wypiekami na twarzy nie śledzą zmieniających się przepisów.
Narodowe narzekanie
Zobaczcie co się dzieje w Polsce, gdy pojawia się informacja o podniesieniu mandatów za wykroczenia drogowe. Albo gdy jakaś gmina chwali się postawieniem fotoradaru. Zamach na wolność kierowców! Będą nas łupić! Maszynka do zarabiania pieniędzy! Nie stać nas na mandaty! A na co to komu, ja jeżdżę samochodem i czuję się bezpiecznie!
To jest taka sama logika, gdy miasto buduje drogę rowerową i pojawia się grupa jojczących, że po co rowerówka, skoro tam NIE MA ROWERZYSTÓW (a może nie ma, bo się po prostu boją jeździć tą ulicą). A potem w innym miejscu wylewają żale, że rowerzyści PCHAJĄ SIĘ NA ULICE! No a gdzie mają jeździć? Podziemnymi tunelami? Albo jak mówił jeden z redaktorów łódzkiej gazety, którego nazwiska z grzeczności nie wymienię, żeby rowerzyści tylko po lesie jeździli?
Co zrobić, aby poprawić sytuację?
Jest tylko jeden skuteczny sposób. Zobaczcie, od lat jest tak, że gdy polski kierowca przekroczy granicę kraju, od razu zaczyna jeździć grzeczniej. Dlaczego tak się dzieje? Bo boi się mandatu! W Niemczech od zeszłego roku za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o 21 km/h dostaje się 80 euro mandatu (ok. 370 zł), a prawo jazdy zostaje zatrzymane na miesiąc. U nas? 100 zł mandatu i pogrożenie paluszkiem, bo prawo jazdy jest odbierane czasowo dopiero po przekroczeniu prędkości o 50 km/h, czyli trzeba jechać stówką w terenie zabudowanym!
To samo dzieje się w Niemczech przy przekroczeniu prędkości w terenie niezabudowanym o 26 km/h – mandat 80 euro i pożegnanie z prawkiem na miesiąc.
A u nas? Rozważane było zatrzymywanie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h w terenie niezabudowanym, ale temat upadł, bo byłoby za dużo pracy przy obsłudze tych sytuacji (pisałem o tym we wpisie o karnawale jeżdżących szybko, ale bezpiecznie). Gdzie z moich obliczeń wynika, że każdy powiat miałby raptem 100 dodatkowych spraw rocznie. A później mniej, gdy wszyscy przyzwyczailiby się do nowych przepisów.
Odpowiedzialność
Kierowca ciężarówki, samochodu, rowerzysta, pieszy – wszyscy w ruchu ulicznym muszą czuć pewną odpowiedzialność. Niestety, nie da się, jak widać, wypracować jej prośbą – trzeba zrobić to bardziej na ostro. Inaczej nic się nie zmieni.
Nie wierzycie? Popatrzcie na przydrożne rowy, usłane śmieciami. Plastikowe butelki, puszki, torby po fast foodach. Pobocza i lasy toną w śmiechach i nie jest to wcale przesada. Akurat w tym przypadku mandaty nic nie dadzą, bo za każdym drzewem musiałby się kryć strażnik podmiejski (choć fotopułapki co nieco dają). Ale wystarczyłoby, tak jak chociażby w Szwecji, doliczać kaucję do każdej butelki (dajmy na to 50 groszy). Gwarantuję wam, że gdyby nawet ktoś wyrzucił butelkę przez okno samochodu (czy zza kierownicy roweru), chwilę później by już jej nie było. Tak jak złom znika w mgnieniu oka.
@PG – pierwszy post
Nikogo nie bronię, ale znasz mechanikę samochodu? Ja ledwo ledwo ale wiem tyle, że dla „czterokołowca” zjazd jedną stroną na inną nawierzchnię to przekazanie większego momentu obrotowego na stronę o większej przyczepności [tej asfaltowej]. A jak to się kończy chyba nie muszę pisać, bo każdy zna jakąś historię o czołówce z drzewem.
Mnie burmistrz 3x w ciągu 1 miesiąca wyprzedzał na 20cm.
Żartując myślałem przyczepić coś do roweru o długości 50cm, co mogło by choćby uderzyć w auto. Ale rozmyśliłem się po opowieści taty. Jego znajomy dojeżdżał do pracy rowerem i pewnego razu ktoś zajechał mu drogę na co zobaczył środkowy palec (całkowicie zrozumiałą). Kilka dni później wylądował w rowie- ponoć to samo auto zepchnęło go z drogi.
Chyba wolałbym nie ryzykować.
Ja w ostatnią niedzielę też miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z jakąś „etiopią umysłową” za kierownicą. Zbliżałem się do jakiegoś gigantycznego korka na rogatkach miasta i wyprzedzałem auta z prawej strony. Jechałem dość szybko gdy nagle jakiś baran postanowił zajechać mi drogę, odruchowo skręciłem w prawo wystrzeliłem na podbiciu i wpadłem na chodnik. Na szczęście nic się nie stało bez zatrzymywania się pokazałem środkowy palec delikwentowi i pojechałem dalej.
Panie I Panowie! Podsumowując wszysktie komentarze I historie to ja całą sytuację widzę następująco:
kierowcy (osobówek, ciężarówek, tirówek, tramwajów I autobusów) I piesi niecierpią nas (rowerzystów) bo – argumenty I przykłady zostały przytoczone w Waszych komentarzach. lub idą po jezdni w nocy w czarnym ubraniu itd. na pewno nienawidzą też innych kierowców bo jadą powoli lewym pasem, nie włączają kierunkowskazów , jeżdżą po pijaku itd; my (rowerzyści) niecierpimy kierowców (wszystkich ww może z wyjątkiem tramwajarzy – jakoś nikt na nich nie narzekał, że zbyt blisko podjeżdżają do rowerzystów ;-)), niecierpimy też gapowatych pieszych bo chodzą nam po drogach rowerowych, mamy wstręt do innych pierdołowatych lub chamskich rowerzystów, którzy jeżdżą bez światła po zmroku, albo jadą lewą stroną świeżki czy slalomem.
Jednym słowem wszyscy nienawidzą wszystkich! Ale ja nie przypisywałbym żadnej GRUPIE jako grupie (bo podane zostały też I pozytywne przykłady zachowań) jakichś szczegółnych cech negatywnych po prostu tacy są ludzie I nie zmienimy tego jedną dyrektywą czy zarządzeniem I niestety ciągle będziemy się nawzajem denerwować lub stwarzać niebezpieczeństwo lub chamsko zachowywać.
Bądźmy wobec siebie bardziej wyrozumiali I UPRZEJMI !!! a na pewno tymi gestami zachęcimy innych nie zdecydowanych jeszcze czy są „źli czy dobrzy” użytkowników dróg I chodników do odwzajemnienia pozytywnych zachowań, a chamów I tak nic – włącznie z najechaniem na stopę, wyłamaniem lusterka, wsadzeniem kija w szprychy I innymi takimi zachowaniami – nie nauczy.
Pozdrawiam.
Polecam zakupić kamizelkę odblaskową z napisem POLICE,
na allegro jest kupa aukcji z dowolnymi nadrukami,
wszystko zgodne z prawem, mam sentyment do tego miasta ;)
matoły będą Was omijać jak g… w trawie.
Gwoli uzupełnienia tematu http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,138764,16371310,Gonil_mercedesem_rowerzyste__Doprowadzil_do_wypadku.html
Z tego co widzę, to pomijając wątpliwą argumentację kierowcy, to jego wersja jest sprzeczna z logiką (nie mówiąc o przepisach) – lewe lusterko jest całe, więc rowerzysta nie mógł go urwać, a jeśli urwane jest prawe to właśnie jest to wina kierowcy Mercedesa, który nie zachował należytej odległości od rowerzysty.
Murarz wytarł ręce w zasłonkę.
Glazurnik wysmarkał się w mój ręcznik.
Urzędnik zażądał 5 zaświadczeń o fakcie oczywistym.
Kierowca zajechał mi drogę, bo jechałem na rowerze.
Pies sąsiada zagryzł mim kota, a potem mnie obszczekał (sąsiad!)
Lekarz nie chciał mnie leczyć, zanim nie dostał w łapę.
………………………..
Jesteśmy krajem CHAMÓW, proszę panów…
Osobiście jeżdżę w sumie tylko po drogach, ale to przyszło z czasem.
I to nie przy krawężniku – najgorsza rzecz dla rozsądnie jadącego rowerzysty są stojące na poboczu auta. Nieraz miałem okazję zobaczyć przed sobą z impetem otwierane drzwi. Ostatnim razem kierowca przepraszał mnie w wielkim zażenowaniu, i to nie złość wtedy przychodzi na myśl, a skacze ciśnienie.
Też nie wspomnę o nagłym wyjeżdżaniu z parkingu pod kątem 90 stopni względem rozpędzonego rowerzysty, sławnym już wyprzedzaniu, by nagle zajechać drogę ku zakrętowi w prawo. I ja muszę się już zatrzymać w takiej sytuacji.
Dużo osób pisze, że boi się jeździć po drogach, jestem w stanie to zrozumieć, ale warto stopniowo „się wdrażać” bo jazda chodnikiem bywa równie niebezpieczna.
Świetny wpis, pozdrawiam wszystkich zaangażowanych w temat ;)
@Łukasz
A tu?
http://www.wykop.pl/link/2087532/rowerzysta-ukarany-mandatem-za-niejechanie-droga-rowerowa-po-lewej-stronie/
Daje do myślenia o poziomie empatii, kultury drogowej itp – ile hejtu (pomija głupotę tzw organów państwa)
Albo tutaj:
http://www.wykop.pl/link/2089498/notoryczna-jazda-lewym-pasem-problem-polskich-kierowcow/
gdy mowa jest o złym zachowaniu kierowców wobec kierowców (blokowanie lewego pasa) znowu to samo – nic tylko same zawalidrogi (pomijam kwestie legalności takich zachowań na drodze)
Uwielbiam czytać takie tematy ;)
@Iowa74 – na Allegro ktoś jeszcze ma trzy sztuki Air Zounda na sprzedaż :)
@Dar – na Facebooku komentarze zostawiał agent, który uważał, że rowerzyści są na drodze gośćmi (dobry żart) i powinni jeździć poboczami (nawet jeśli są gruntowe). A to, że mnie kierowcy mijali tak blisko, to moja wina, bo mam za wąskie opony. Powinienem mieć terenowe i jeździć gruntowym, dziurawym poboczem.
Padłem ze śmiechu, a potem ten koleś zaczął tworzyć coraz lepsze teorie, robić bardzo chamskie wrzuty i w końcu się pożegnał z komentowaniem ;)
Jeszcze trzeba dodać że czasami jest trudno jeżdzić blisko prawej strony ponieważ są tam najwieksze dziury a jak sie jeżdzi dużo kilometrów to nie chce sie wpadać w nie co 3 m. C
@Sławek
Masz na myśli to coś?
http://goo.gl/maps/AF3XK
Wiesz co? Dziękuję postoję
To jest argument aby takie g.wniane miasta omijać z daleka
Jak ktoś nie umie pływać lub moi się wody to nie wchodzi do wody
Z rowerem jet to samo
Żądam wygodnych poboczy asfaltowych na drogach, a nie kostkowego wydzielonego bullshitu tworzonego przez kretynów dla niedzielnych rowerzystów co się boi wszystkiego co ma 4 koła
Ja jeżdżę 0,7-1m od krawędzi drogi/pasa ruchu. Bardzo pomaga na gazetowców. Zjeżdżam tez jak się za mną wlecze sznurek, a z naprzeciwka jest duży ruch, ale to tylko po za miastem. W mieście średnia prędkość to 20-30 km/h, a tyle jeżdżę.
Pomysł z elastyczną „tyczką” wystającą w lewo na te 50-70 cm świetny. Gwoździa raczej bym do tego nie doczepiał. Widziałem też gdzieś patent z butelką PET i w nią włożonym kijem o takiej długości i zamocowaniu.
Zamierzam tez „uzbroić” moje jeździdełko w głośny sygnał, tylko że hornit mi jakoś nie pasuje, air zounda ni cholery nie można już kupić. Więc trzeba będzie pokombinować z klaksonem 6V i akumulatorem. Tylko że żelowy drogi, a kwasowy ciężki. Aku ma też inną zaletę można rozbudować instalację o oświetlenie, ładowanie komórki, tableta, GPS.
Łukaszu, po pierwsze bardzo Cię podziwiam, że masz odwagę jeździć po polskich drogach, bo to, co się dzieje na nich w stosunku do cyklistów woła o pomstę do nieba. Nie dość, że nie ma wybudowanych obok nich tak bardzo potrzebnych ścieżek rowerowych (jedynym wyjątkiem w woj. łódzkim jest ścieżka wzdłuż jezdni od okolic Tomaszowa Mazowieckiego do Spały wśród lasów), to na dodatek jeżdżą po nich setki nieudaczniów, którzy za bardzo nie wiedzą, co to takiego jest rower…hehehe
Ale do czego właściwie zmierzam, otóż nie tak dawno wypowiedziałem się, że Masa Krytyczna jest bardzo potrzebna, szczególnie w Łodzi, gdzie na stałe mieszkam. Napisałem wtedy m.in., że rowerzyści bardzo boją się jeździć w Łodzi po bardzo niebezpiecznych ulicach, bo wszędzie czyha na nich śmierć lub w najlepszym wypadku kalectwo. I wiesz co? Otrzymałem niebawem odpowiedź na maila z zapytaniem, gdzie ja widzę setki trupów na ulicach, a odpowiedział mi nie kto inny, jak jakiś „głąbczasty” cyklista, którego żartem wymieniasz, jako następna „gwiazda” na nieboskłonie.
Wniosek jest tylko jeden, nie tylko kierowcy nie tolerują cyklistów, bo niektórzy z nich sami są takimi gwiazdami.
Pozdrawiam serdecznie
Sławek z Łodzi
Całkowicie zgadzam się z Twoimi i pozostałymi uwagami! Jeżdżąc rowerem zajmuję mniej miejsca na drodze/samochód w garażu/.Wiele spraw można załatwić dojeżdżając rowerem.Codziennie przebywam około 20 km.W moim Radomsku z kulturą kierowców jest podobnie a nawet gorzej.Policja działa słabo/aby do emerytury bez narażania się chuliganom drogowym/.Kiedyś na drodze rekreacyjnej przy zalewie/zakaz ruchu pojazdów/ motocyklista wyprzedził mnie z szybkością ok.100 km z prawej strony/!!!/.Gdy zgłosiłem to szefowi drogówki spojrzał na mnie z politowaniem pomimo że podałem nr.rej.ERA 24X5.Tak to wygląda.Ponadto trzeba mieć kolorowy strój i jechać 1 m od krawężnika-często to pomaga.Pozdrawiam serdecznie!
Oj, jak ja to doskonale rozumiem! Mnie nie tylko, co niektórzy, omijają „o centymetry”, ale i trąbią, nawet jeśli jadę zahaczając o trawę i rów.
Ja jeżdżę po mieście metr od krawężnika po „ścieżce”, którą wyznaczają prawe koła samochodów. To skuteczny sposób, żeby wyprzedzenie roweru nie było możliwe bez zjechania na sąsiedni pas ruchu. Przy takiej jeździe wyprzedzanie „na gazetę” należy do rzadkości – skoro kierowca już musi zjechać na sąsiedni pas, to wyprzedza z bezpiecznym odstępem.
Rower nie jest zawalidrogą. Rowerzysta ma prawo korzystać z infrastruktury drogowej w ramach obowiązującego prawa, co powinni zrozumieć kierowcy. A że jest wolniejszy… Jeśli jakiemuś kierowcy w mieście nie podoba się, że jedzie za rowerem i nie może go wyprzedzić, to może przesiąść się do autobusu/tramwaju lub na rower. Drogi są nie tylko dla kierowców.
Dodam, że warto współpracować na drodze. Sam przepuszczam samochody, jak się za mną zbiorą i widzę, że przede mną jest np. zatoczka autobusowa czy wjazd do posesji, na który można bezpiecznie wjechać.
Chciałbym również zaapelować do rowerzystów, żeby zjechali z chodników na jezdnie. Nie taki diabeł straszny. Sam nie jeżdżę po chodnikach (z wyjątkiem mostu przez Wisłę w Grudziądzu), a przy zachowaniu zdrowego rozsądku, byciu przewidywalnym i zachowaniu szczególnej ostrożności, posiadania prawidłowego oświetlenia można w bezpieczny sposób korzystać nawet z dość ruchliwych jezdni, chociaż lepiej znaleźć sobie trasy alternatywne o mniejszym natężeniu ruchu nawet, gdy są dłuższe.
Polecam zamontowanie lusterka wstecznego – bardzo pomaga w ruchu, nie potrzeba odwracać głowy do tyłu. Poza terenem zabudowanym można łatwo sprawdzić, co zbliża się z tyłu. Uważam, że dla bezpieczeństwa rowerzysty ma dużo większe znaczenie niż np. kask. Ja sobie nie wyobrażam jazdy rowerem bez lusterka wstecznego.
W 90% dużej części kierowcom brakuje wyobraźni – nikt im nie uzmysłowił jak to jest niebezpieczne i jak to wygląda z perspektywy rowerzysty. W wyciszonym, komfortowym samochodzie kierowca nie uświadamia sobie co się dzieje, kiedy rowerzystę wyprzedza mknący 100 km/h samochód. Nie musi nawet zbyt blisko jechać.
Zdarza mi się w mieście, na światłach, dojeżdżać do takich delikwentów i sobie rozmawiamy. Wtedy są najczęściej dwa scenariusze. Albo trafiam na buraka, a w najlepszym razie ignoranta, który pozjadał wszystkie rozumy albo po wytłumaczeniu jak bardzo jest to ryzykowne kierowca przyznaje mi rację. Przypadków pierwszego typu jest niestety więcej. Ale powoli, powoli da się zauważyć poprawę.
http://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/polski-kierowca/news-czy-mozna-lubic-rowerzystow-to-raczej-trudne,nId,1471849#iwa_item=1&iwa_img=1&iwa_hash=15899&iwa_block=worthSee ale nas pojechali
Coś jeszcze mi przyszło do głowy, może warto wprowadzić kampanię co grozi za potrącenie człowieka ze skutkiem śmiertelnym? Jeżeli nie jesteśmy „Frogiem”, który ma gdzieś wysoko kogoś i kpi z prawa, to nam śmiertelnikom grozi parę lat bez zawieszenia. Jeżdżę dużo samochodem służbowo (osobowym, ok. 50k rocznie) i jak widzę rowerzystę na drodze to jadę drugim pasem zwłaszcza jak jadę przez jakieś zabite dechami wsie.
Pijanych widziałem nie raz i do tego zdarzyło mi się, że delikwent zatoczył się 30 m przed mną na środek drogi, gdy ja w tym czasie miałem ok. 100 km/h. Na szczęście nigdy nic mi się na drodze nie przydarzyło… odpukać.
Pozdrawiam raz jeszcze :)
Osobiście unikam jak mogę dróg u dużym nasileniu ruchu i jeszcze nie spotkałem się z żadnym przejawem wyjątkowego chamstwa (czasami ktoś zatrąbi, lecz to pewnie mózg jak orzeszek – dobre porównanie Łukasz), ale jak czytam wasze wpisy to wiem niestety, że wszystko przede mną.
Poza tym zaczynanie tego tematu… muszą minąć pewnie ze dwa pokolenia zanim społeczeństwo dojrzeje do kultury na drodze. Podobnie przecież z chodzeniem pieszych po ścieżkach itd.
W związku z tym życzę bezpiecznych wypraw i obyśmy spotkali się na jakimś zlocie a nie w szpitalu.
Pozdrawiam :)
@PG
Też niestety tak mi się wydaje,co gorsza niestety zauważyłem ostatnio zjawisko rozdwojenia jaźni. Mam sąsiadkę, kobieta po czterdziestce, matkę trójki dzieci, instruktorkę jogi. Na rowerze widuję ją często. Jeździ w kasku. Robi to bardzo rozsądnie.
Parokrotnie miałem okazję z nią jechać jej samochodem. Ma sporą limuzynę z automatyczną skrzynią biegów. I nie waham się tego napisać – jeździ jak kretynka. I zachowuje się wobec innych użytkowników drogi (nie tylko rowerzystów), tak jakby nie chciała aby się zachowywano wobec niej. To chyba blisko dwie tony żelastwa daje taką pewność siebie, że można wszystko, a jak jest otoczona wyłącznie powietrzem to „trzeba rozważnie i ostrożnie, bo coś może się mi stać”. A w samochodzie są strefy zgniotu…
I nie jest to odosobniony przykład.
Co do tych mocno radykalnych pomysłów, które padły powyżej to jestem mocno sceptyczny. Po pierwsze to może sprowadzać zagrożenie na innych użytkowników drogi, jeśli choćby trzeba będzie dokonać jakiegoś manewru, uderzymy pieszego i co – nieszczęście gotowe. Po wtóre, słusznie zauważono, że za takie zachowania odpowiedzialny jest niewielki, ale mocno wkurzający odsetek kierowców.
Łatwo to zobaczyć na pustej i prostej drodze (ja obserwuję to choćby na drogach wzdłuż Jeziora Kierskiego). Większość kierowców wymija z odpowiednim zapasem, ale zawsze znajdą się geniusze którzy robią to „na gazetę”. Brak miejsca? Nie. Mechanizm myślenia takiego kierowcy jest taki – nikt tego nie widzi, a jak nawet widzi to nie zareaguje, żadne niebezpieczeństwo mi nie grozi, to niby dlaczego miałbym tego nie robić? Czasem wręcz widać jak taki osobnik mija kolejnych rowerzystów „na gazetę”, wręcz będąc zmuszonym dla takiego manewru zjeżdżać w prawo (sic!).
@pasażer
To brak empatii a nie imbecylizm
Łukaszu, dobrze Cię rozumiem i fajnie czytało się ten wpis. Widać, że był on Tobie potrzebny, a my, miłośnicy rowerów doskonale wiemy co czułeś po tej feralnej sobocie, więc czytając go, wiedzieliśmy jakie emocje Tobą targają.
Martwi mnie jednak jedna rzecz. Nie widzę na horyzoncie zmiany mentalności polskich kierowców. Zdrowego podejścia do rowerzystów chyba nawet nie nauczą na kursach na prawko. Jeśli ktoś jest imbecylem, to ciężko go z tego wyleczyć.
Ja konotuję dwie sytuacje: a) jadę solo na szosie, prędkość śr. 25- 45 km/h – wtedy jadę ok. 1 -1,5 m od pobocza, często środkiem mojego pasa i nie pozwalam/nie dopuszczam do sytuacji gdy mam być wyprzedzany na trzeciego; b) jadę z moją 6-cio letnią córką, prędkość 8-20 km/h jedziemy równolegle ona przy poboczu zygzakiem, ja prawie środkiem – efekt ten sam: nie ma wyprzedzania na trzeciego.
Nie ma kompromisu – nie uciekam, choć często słyszę jęk hebli i marszczy mi się skóra na grzbiecie … i niżej.
Dużo kolorowych i jaskrawych ciuchów, dużo odblasków i zdecydowana postawa użytkownika drogi na środku pasa. Staram się powiedzieć kierowcom innych pojazdów, że jestem równoprawnym użytkownikiem. Na mnie jako kierowcę samochodu, taka postawa działa i zmusza do zauważenia i respektowania praw innych.
Jest sporo rowerzystów z zanikiem mózgu i brakiem logicznego myślenia. Do niestety już byłej pracy dojeżdżałem rowerkiem, 5 km fajnie się jechało. Nie tylko ja jednośladem się poruszałem. Prawie każdy światełka miał (a kawałek za miasto trzeba było wyjechać) , odblaski, ba! nawet kamizelki! Była też grupa trzech kobiet jeżdżąca w grupie. Pierwsza, przodowniczka miałą światełka. Druga światełek niet, no bo po co. No i była ostatnia, najmłodsza z trio. Światełka miała, dość mocne, chińskie silikonowe „żabki”. Ale żeby nie było tak kolorowo… Czerwona lampeczka z przodu, biała z tyłu! Jechały w większości tą samą trasą co ja – nie raz je opieprzyłem ( łagodniej się tego napisać nie da… ). Oczywiście reakcje łatwe do przewidzenia – młokos, gówniarz ( 190 cm, broda… spoko :P ) rozkazywać i pouczać ich nie będzie! Jazda poboczem pod prąd, albo bez świateł i odblasków w nocy/nad ranem – kurde, kamikaze!
Kilka lat wstecz jeździłem 20 km w jedną stronę do dziewczyny. Jako że mój góral się spie… z pierwszym odmówił posługi – wziąłem radzieckiego składaka mamy. W 2/3 trasy przejeżdżało się przez Dębołękę – praktycznie tylko dwa ostre, niebezpieczne zakręty, jeden za drugim. Ograniczenie do 40, zakaz wyprzedzenia, sporo wypadków. Wracam od dziewczyny, pierwszy zakręt w prawo spokojnie minął, w lusterku widzę jak mi coś na błotniku siedzi. Kręcę korbą solidnie, łańcuch pięknie się kręci, mam jakieś 25 km/h ( wyciskałem ponad 35 km/h na prostej na wigrusopodobnej konstrukcji). Krótka prosta się kończy, już w głowie się układa plan jak przejechać ten zakręt w lewo – 90*, lekko pod górkę. Nagle zielona Cordoba z damą za kierownicą postanawia wyprzedzić zawalidrogę – trąciła mnie lusterkiem, ja odbiłem w prawo, wprost na 15-20 cm krawężnik. Przeleciałem do rowu, babka pojechałą dalej. Zbieram się, oglądam składaka. Niby wszystko ok, ale… Prawa korba wygięta, oś pedała ( waginosceptyka co by poprawnie było) również. Przy pedałowaniu noga mi z pedałą spadała ciągle, ok 12 może trochę więcej km które pokonywałem w 25-30 minut jechałem ponad godzinę. Jeśli za tą Cordobą jechałoby coś jeszcze – nie byłoby wesoło.
Wiele razy miałem wymuszane pierwszeństwo, raz z piskiem zatrzymałem się bokiem przed drzwiami auta. Tylny hamulec w góralu zablokował koło. Patrzę, gościu zjeżdża na stację benzynową. Rower pod pachę i z mordą na gościa – wyskakuje koksu, 2×2 m, łysy, uszy między ramionami – okazał się spoko, przeprosił i naprawił swoją siłą hamulec. Niestety to był jedyny taki pozytywny przypadek.
O wyprzedzaniu w mieście, nagłym hamowaniu samochodu i prawo skrętach pisać chyba nie trzeba wspominać, każdy pewno to zna…