Zanim napiszę coś więcej o moim wyjeździe do Torunia, powiem Wam skąd ten „brak gotówki” w tytule. Pisałem niedawno, że nie do końca podoba mi się kierunek, w którym zmierzają rowery. Coraz bardziej napchane elektroniką, za dekadę czy dwie, mogą być już czymś zupełnie innym, niż są teraz. Ale absolutnie nie mam nic przeciwko gadżetom, które ułatwiają życie. A tym niewątpliwie jest możliwość płacenia bez gotówki. Wyciągasz z portfela kartę, przykładasz do terminala… Zaraz, zaraz, a co zrobić, gdy zapomni się z domu portfela? Nieraz miałem tak, że wychodziłem pojeździć, brałem bidon z wodą, ale okazywało się, że to za mało. Jestem przyzwyczajony, że na rowerze piję często i nie żałuję sobie nawodnienia. Gdy kończy się picie, zaczyna robić mi się sucho i jeżeli nie wziąłem gotówki, musiałem wracać do domu. Ale jest jedna rzecz, bez której nie wyszedłbym z domu – telefon.
Już od pewnego czasu banki, a także Google i Apple udostępniają usługi, dzięki którym możemy płacić telefonem, tak jak zwykłą kartą zbliżeniową. Dla mnie był to krok we właściwą stronę. Nigdy nie zdarzyło mi się, nie zabrać ze sobą telefonu, a portfel nieraz zostawał w innych spodniach. Zapraszam na krótką relację z wyjazdu do Torunia, a w międzyczasie opowiem Wam jeszcze co nieco o płaceniu telefonem.
Do Torunia wybrałem się „starą” jedynką, czyli drogą nr 91. Kiedyś jeździłem do Torunia bocznymi drogami, ale odkąd otwarto autostradę A1, wybieram drogę krajową. Ma bardzo szerokie pobocze, niezły asfalt, a ruch na niej jest stosunkowo niewielki. Z Łodzi jest tam około 170 kilometrów, czyli wystarczyło, że wyjechałem wcześnie rano i wczesnym popołudniem byłem na miejscu, mając czas na poszwendanie się po Toruniu.
Do miasta można wjechać przez dwa mosty. Tym nowym jedzie się bardzo dobrze, ponieważ wzdłuż niego jest droga rowerowa. Ja jednak wybrałem ten stary, ponieważ mogłem przy okazji zajrzeć na małą plażę, skąd jest fenomenalny widok na Stare Miasto.
Potem obowiązkowe zdjęcie z Kopernikiem i mogłem wreszcie wybrać się na regenerację :)
Kiedyś nie wyobrażałem sobie, żeby nie być w Toruniu i nie zjeść naleśnika w Manekinie. Ale odkąd ta naleśnikarnia pojawiła się w Łodzi, już nie muszę specjalnie jeździć do miasta pierników w tym celu :) Ale został inny punkt na trasie, czyli lodziarnia Lenkiewicza, który kręci lody od 1945 roku :) Kulka kosztuje cztery złote i za każdym razem „żałuję”, że wziąłem dwie, takie są duże. Ale kalorie zjedzone na rowerze się nie liczą :)
No i właśnie. Do Torunia wybrałem się bez gotówki, poza grosikiem na szczęście. W telefonie miałem zainstalowaną aplikację Google Pay i dodaną do niej moją kartę płatniczą. Dzięki temu wystarczy przyłożyć odblokowany telefon do terminala, pik, zapłacone.
Nagrywałem niedawno o udogodnieniach dla rowerzystów, które pojawiają się w miastach. W Toruniu od dobrych kilku lat są dostępne rowery publiczne, jest sporo dobrej jakości dróg rowerowych, a także można spotkać drogi z dopuszczonym kontraruchem (super!).
Krzywa Wieża jeszcze stoi. Przyznaję, że na zdjęciu skrzywił ją jeszcze mocniej mój obiektyw, ale naprawdę nie trzeba jechać do Pizy, żeby zrobić sobie zdjęcie z budowlą, która się przechyliła. Jedyny „kłopot” to wszechobecni turyści, a w czasie gdy ja tam byłem, to chyba była kulminacja szkolnych wycieczek :) Ale dobrze, niech Toruń korzysta z turystyki, jak tylko się da.
Jeszcze tylko kolejny, „obowiązkowy” punkt na toruńskiej mapie, czyli pierniki. Choć są one do kupienia także w kilku sieciach handlowych, to nigdzie nie dostaniecie takiego wyboru, jak w oficjalnych sklepach. Wziąłem ich tyle (nie tylko dla siebie oczywiście), że ledwo mi się sakwa domknęła :) Nie było najmniejszego problemu z zapłaceniem za pierniki telefonem. Powiem Wam, że na Pani, która mi je sprzedawała, nawet nie zrobiło to wrażenia. Wszyscy już dawno przyzwyczaili się do płatności zbliżeniowych, więc czy ktoś płaci kartą, czy telefonem, to jest to całkowicie normalne.
Ostatnim punktem na mojej trasie było Obserwatorium Astronomiczne UMK w Piwnicach. To tylko 13 km od Torunia, a jedzie się tam (prawie cały czas) wygodną drogą rowerową. Zwiedzać Obserwatorium (indywidualnie) można jedynie w soboty o 20:00, tak więc pozostało mi obejrzenie anteny teleskopu RT-32. Robi duże wrażenie i warto tam zajrzeć chociażby po to, aby ją zobaczyć z bliska.
Podsumowanie
Jeżeli jeszcze nie byłeś w Toruniu – to polecam to miejsce z całego serca. Jeżeli kiedykolwiek miałbym wyprowadzić się z Łodzi, to będą to albo ciepłe kraje, albo właśnie Toruń, w którym zawsze czuję się jak u siebie :)
O patrz, ja właśnie mam zamiar wybrać się do Torunia lada dzień z Łowicz, też podobny dystans do Twojego, ponad 170 km.
Fajnie, tylko brakuje najważniejszego. Jakim rowerem jechałeś i ile godzin? Domyślam się że chyba jakaś szosówka skoro po asfalcie. Powrót też był rowerem? Aby zrobić w ciągu jednego dnia aż 170km to chyba trzeba mieć nie tylko porządny rower ale i mocne nogi?? Ja zrobiłem raz 50km i już miałem dosyć..
Super mają mieszkańcy większych miast, że mogą sobie rower wypożyczyć i to chyba nawet za darmo? Wtedy właściwie nie trzeba nawet mieć swojego.
To zależy jaka średnia, 8 godzin jazdy przy średniej 21km/h bez przerw. Trzeba mieć cały dzień tylko dla siebie, tu jest najczęściej największy problem.
Przerwy zdecydowanie warto robić :) I ja sobie ich zazwyczaj nie żałuję, bo nie lubię się przemęczać.
Napisałem dobrze 8 godzin jazdy, plus przerwy, 9 godzin to wersja optymistyczna
Rower widać na czterech zdjęciach i jest to Cube SL Road Pro. Nie jest to rower szosowy. Pisałem o nim tutaj: https://roweroweporady.pl/cube-sl-road-pro-test-roweru/
Powrót był już na czterech kołach. A co do kilometrów, to trzeba po prostu trochę pojeździć :) Ja nigdy niczego nie trenowałem i nie planuję, ale jeżeli tylko zacznie się regularnie jeździć po te 20, 40, 60, 80 kilometrów, to potem przejechanie 170 km nie jest aż tak trudne. Średnią miałem ok. 24 km/h (z Łodzi do Torunia jest praktycznie płasko, więc fajnie się jedzie), czyli 7 godzin jazdy. Do tego trzy godziny przerwy (wliczając w to stanie na światłach w kilku miastach). Wyjeżdżasz o 4 i na 14 jesteś :)
Nie orientujesz się Łukaszu czy korzystający z ofert na kartę w Orange również mogą korzystać z dobrodziejstw płacenia telefonem? Słyszę o tym od paru lat i dalej latam z plastikiem. 2 miesiące po wprowadzeniu BLIK’a chciałem nim zapłacić w popularnej sieci marketów PiP, na ofiarę wybrałem sobie specjalnie młodą kasjerkę która wywaliła na mnie gały pytając -„czym pan chce zapłacić…”…:)
Tak, możesz mieć telefon na kartę. Jeżeli chodzi o płaceniem BLIK-iem, to mi się to jeszcze nie zdarzyło, choć bywa taka możliwość. Ale z bankomatu wypłacam od czasu do czasu właśnie BLIK-iem :)
To pocisne jutro do Orange na bajere:)
Jak to sie mówi Gotyk na dotyk piękne miasto i pięknieje cały czas tam się urodziłem i mieszkałem ponad 30 lat a teraz mieszkam w Łodzi ale to nie to niestety
Oj, Łódź też ma swoje piękne miejsca. Mieszkam tu od urodzenia i zawsze udaje mi się znaleźć nowe, klimatyczne miejsca, których jeszcze nie znałem.
No ja niestety nie przekonam się do aplikacji na telefon. Może dlatego, że nie korzystam ze smartfona. Co do płatności dochodzę do wniosku, że aplikacja na telefon to kolejna furtka dla potencjalnego złodzieja. Tym bardziej, że rzadko kto używa programu antywirusowego w telefonie. jednak nie ma to co parę banknotów w kieszeni. A telefon niech służy do dzwonienia.
Hmmm… ciężko mi polemizować z kimś, kto nie przekona się do aplikacji, bo nie ma smartfona :)
Nieraz wyszedlem z domu bez portfela ale telefon mam zawsze przy sobie. Taki nasz współczesny łańcuch na szyi, ale także wielkie udogodnienie. Muszę przyjrzeć się płaceniu smartfonem bo przydałaby mi się taka funkcja. Każdy telefon z tym działa?
Padnie bateria, zawiesi się telefon, terminal przestanie działać itd Gotówką wszędzie zapłacisz
A w sklepie mogą nie mieć wydać :D Możliwość płacenia telefonem, traktowałbym jako uzupełnienie dostępnych możliwości.
Drobne zawsze idzie załatwić, a po drugie kto wozi grube na rowerze ?
Listę kompatybilnych telefonów znajdziesz tutaj: http://www.orange.pl/nfcpass
Fajny wpis :)
Dzięki :)
Witam. Od jakiegoś czasu planuję zakup roweru a od paru dni czytam Pana bloga. Chciałem się zapytać o jeden model roweru. Przekonałem się do rowerów fitness a dokładnie do Krossa pulso 1. Czy dopłacanie do modelu nawet w niektórych przypadkach 300-400zł za model 2016 się opłaca. Porównywałem specyfikacje i wygląda praktycznie tak samo. Jakie jest Pana zdanie? Z góry dziękuję za odpowiedź i gratuluje fajnego bloga.
Cześć, a z jakimi modelami porównujesz?
Zaczęło się od wpisania w Google rowery do… i tak trafiłem na ten blog. Na początku chciałem coś z amortyzator em ale potem m. in. dzięki Panu przekonałem się do fitnessów. Mam do wydania ok 2000. Rower z trochę większą ilością miejsca między widelcami, raczej z przełożeniami bardziej crossowymi, a ten model był wyróżniony przez Pana w rowerach do 2500 i mniej więcej pasuje w szczegółach.
Swoje zdanie podtrzymuję, Kross Pulso to bardzo fajny rower :)
Jeśli chodzi o rower to ja preferuje wrzucić sobie 50 zł do torebki pod siodełkiem i mam awaryjną kasę na wypadek braku wody czy jeśli będę zmuszony wrócić pociągiem. Jeśli na jakieś wycieczce skorzystałem z tej kasy to ją zaraz uzupełniam. Więc nie muszę myśleć czy mam portfel czy nie ze sobą, w ogóle na krótkie wycieczki nie biorę portfela.
Patent bardzo dobry, ale ja zawsze zapominałem uzupełniać braki :D
No oczywiście wszystko ok. z tym płaceniem telefonem ale tylko w większych miastach bo jakoś nie widzę płacenia w jakimś wioskowym sklepie :) a najczęściej koło takich się poruszam. Dlatego płacenie telefonem tak ale kasę trzeba mieć i zawsze 20 czy 30 zeta jest w sakiewce przy rowerze a nie w spodenkach i od czasu do czasu uzupełniam ,to najpewniejszy sposób :)
A czasem można się zdziwić i malutkie sklepy bywają lepiej zaopatrzone i przygotowane, niż niejeden sklep w mieście. Oczywista sprawa, że jeżeli jedzie się na daleki wyjazd w nieznane, gotówka jest nadal (niestety) koniecznością. Ale płacenie telefonem i wypłaty z bankomatu nieraz uratowały mi życie na popołudniowych przejazdach, gdy zapomniałem o kasie, skończyła się woda, a ja dotelepałem się na Orlen w Konstantynowie albo do bankomatu :)
Hej!
Byłeś w Toruniu i nie dałeś znać? Trąbić trzeba było, dzwonić alibo wrzeszczeć :) to bym przypatatajał w te pędy.
Co do płatności to jestem tradycjonalistą i wolę dzięgi trzymać w garści niż wirtualne cyferki. Pazdrawlajem. :))
ps. dziś tak wieje, że można stanąć dęba pod wiatr.
O tak, nieciekawie się zrobiło, na rower, dla własnego bezpieczeństwa dzisiaj nie polecam wychodzić.
Jednej istotnej informacji mi w tym wpisie brakuje, jeśli chcieć go uznać za pomocne wskazówki przy planowaniu podobnej podróży. SKĄD wyruszyłeś? Wiem że przejechałeś 170km i wiem którędy jechałeś, więc teoretycznie mógłbym zgadywać :)
Jest informacja, że z Łodzi :) Dokładnego adresu nie będę podawał :D
Ja biorę ze sobą zawsze etui z telefonem. W etui mam prawo jazdy, dowód osobisty, kartę zbliżeniową do bankomatu i trochę gotówki w dorbnych banknotach. Z tymi aplikacjami na telefonie się nie przekonałem. Mam SkyCash i już kilka razy jak próbowałem zapłacić tym dziadostwem to albo nie było netu bez którego to nie działa albo aplikacja się zawiesiła. Szkoda czasu. Dużo szybciej jest zapłacić gotówką lub kartą. Po za tym bateria w karcie bankomatowej ci nie padnie a w telefonie tak. Więc osobiście odradzam zdawanie się na zasilane baterią urządzenia elektroniczne. To samo jeśli chodzi o nawigację GPS. Beznadziejna jest taka, która ciągnie dane z Internetu, jak np. Goggle Maps. Nie ma zasięgu, nie ma nawigacji. Wjeżdżasz do Czech czy Słowacji i nie masz roamingu? Nie ma nawigacji. Program do nawigacji musi mieć mapy lokalne na karcie flash. A co jak się zawiesi lub ogarnie go głupawka co się nieraz zdarza? Wtedy zawsze trzeba mieć backup analogowy. Czyli drukowaną mapę bez której w dłuższe podróże się nie ruszam.
Nie chciałbym być ambasadorem usług Google bo akurat mam telefon z Windowsem i znacznie bardziej mi on pasuje, ale nawigacja Google akurat pozwala na używanie offline – bez użycia danych. Wystarczy obszar, na którym sie będziesz poruszał zapisać w pamięci. Oczywiście idealne to nie jest, bo trzeba o tym pamiętać.
Notabene, ja też bez papierowej mapy się nie ruszam :)
Wiem że jest możliwość zapisania fragmentu mapy Google. Ale jest to podła funkcjonalność jeśli nie możesz wybrać zapisu całego państwa lub państw. Dla mnie nie do przyjęcia. Bo jak mam zapisać „obszar którym się będę poruszał” z Warszawy do Włoch? Chyba że o czymś nie wiem bo aż tak tego nie wertuję. Oczywiście na rowerze nie potrzebuję 1500km ale od tego są karty pamięci żeby mieć cały czas pełną mapę Europy na karcie.
Są aplikacje które nie potrzebują roamingu, a trasę zapisują na karcie pamięci, po połączeniu się z WiFi aktualizują trasę na serwerze. Jest sporo miejsc z darmowym WiFi, w dużych miastach oferowany jest darmowy internet, np: Katowice
Na telefon są różne aplikacje z mapami :) Ja w Stanach, gdzie miałem internet, ale niewiele, korzystałem z Ovi Maps (od Nokii). I dawały radę, a ściąga się tam całe państwa (lub stany) offline.
Jeżeli chodzi o etui, to bardzo fajna sprawa. Pojawia się tylko problem, jeśli przekładamy karty, dokumenty itd. między różnymi spodniami, plecakami, kurtkami. Co mi się często zdarza. I potem mam dowód w jednych spodniach, jedną kartę w kurtce, a drugą w spodenkach. A wychodzę na rower w jeszcze innych :) Ale telefon mam zawsze przy sobie.
Fakt, faktem, telefon musi być naładowany, żeby nim zapłacić, ale po ustawieniu płatności automatycznych, nie potrzeba dostępu do internetu.
Najgorsza aplikacja nawigacyjna z jaką miałem do czynienia to Here Nokii na Androida. Algorytm wyznaczania trasy był tak głupi że nie dziwię się że część Nokii zajmująca się smartphonami zbankrutowała. Jedyne aplikacje, IMHO, który zwykle działają jak trzeba niezależnie od platformy to Automapa i Sygic. Natomiast na rower do wyznaczania tras będąc w drodze, bardzo fajna jest niemiecka Outdoor Active. Niektóre wersję pozwalają zapisać mapy offline ale niestety w ten dziadowski sposób jak Google Maps. Jest to jedna z nielicznych aplikacji, która pokazuje ile będzie po drodze asfaltu, szutru itp.
Zapraszam też do Chełmży obok Torunia, super jeziorko i droga rowerowa wkoło
Spałem w Chełmży w zeszłym roku. Bardzo fajne miasteczko :)
„Ile autorowi zapłacili za tę reklamę Torunia?!1” ;-)
Do Torunia mogę jeździć non-stop. Ba, mogę tam zamieszkać :) Pisałem o Toruniu już dwa lata temu: https://roweroweporady.pl/trasa-rowerowa-torun-lodz/
A w zeszłym roku przejeżdżałem przez to miasto rowerem dwukrotnie. I pewnie w przyszłym roku też tam pojadę :)
A ja mieszkam i sobie chwalę. Szczególnie udogodnienia w poruszaniu się rowerem :)
;-)