Trasa rowerowa Łódź – Gdynia

Obiecałem sobie, że pojadę w tym roku rowerem (jeżeli tylko uda mi się na nie dostać) na trzy imprezy dla blogerów. Za sobą mam już wyjazd do Poznania, we wrześniu szykuję się do Gdańska, a w zeszły weekend odwiedziłem Gdynię. Nie powiem, zaliczenie tych trzech imprez, da mi na pewno sporą motywację do dalszego blogowania :) Aczkolwiek tak jak w przypadku wyjazdu do Poznania, nie będę Was zamęczał informacjami o samej imprezie, bo to interesuje tylko innych blogerów. Skupię się bardziej na tym co widziałem po drodze, a mam kilka przemyśleń, zwłaszcza na temat „Polski w ruinie„, jak twierdzą niektórzy.

W przeciwieństwie do drogi na Poznań, gdzie jechałem przez 95% bocznymi (ale asfaltowymi) drogami, tym razem przejechałem się drogą krajową numer 91, czyli „starą jedynką”. Odkąd otworzono autostradę A1 z Gdańska do Łodzi, na jedynce ruch znacząco zmalał i jedzie się nią świetnie. Przez praktycznie cały czas, mamy do dyspozycji asfaltowe, szerokie na około 1,5 metra pobocze, a ruch jest na tyle nieduży, że nie miałem problemów z pędzącymi TIR-ami jeden za drugim. Ruch samochodów oczywiście był, ale przez pewien czas jedzie się równolegle do autostrady i to co się dzieje na krajówce oceniłbym na 20% tego, co jedzie autostradą. I świetnie, w końcu po to one powstają. Olbrzymim plusem głównych dróg jest też infrastruktura. Nie ma najmniejszego problemu ze spotkaniem stacji benzynowej czy zajazdu, z czego bardzo chętnie po drodze korzystałem. Jest też bardzo ciężko się zgubić, zwłaszcza gdy trzymamy się jednej drogi przez pół Polski :)

Tę trasę przejeżdżałem także (prawie całą lub częściowo) podczas sprawdzania ile kilometrów uda mi się przejechać rowerem w 24 godziny :)

Trasa rowerowa Łódź Gdynia
Kliknij aby zobaczyć szczegóły

Ale żeby nie było tak kolorowo, są też minusy. Ta droga wiedzie głównie wśród łąk i pól, tak więc nie jest tak łatwo znaleźć miejsce na postój w cichym i spokojnym miejscu, z dala od samochodów, najlepiej pod drzewami, by złapać trochę cienia. Nie mówię, że jest to niemożliwe, ale czasami musiałem chwilę poczekać, zanim dojechałem do odpowiedniego miejsca.

Droga krajowa nr 91

Drugi minus to mała liczba zabudowań (co zrozumiałe) i lasów po drodze. Przez to jesteśmy bardziej narażeni na wpływ wiatru. Jakieś 20 kilometrów przed Toruniem zaczęło wiać tak mocno, że prędkość spadała mi czasami prawie o połowę. I była to niezbyt optymistyczna rzecz, zwłaszcza, że miałem do przejechania sporą (jak na moje możliwości) liczbę kilometrów przez dwa dni.

Dlatego głównie ze względu na wiatr, drugiego dnia zjechałem z drogi krajowej i przemieszczałem się przez większą część czasu mniejszą drogą numer 222. Niestety to też miało swoje minusy, ponieważ droga była fragmentami gorszej jakości, a ruch na niej był dużo większy niż na 91. Pisałem o tym już kilka razy, że byłbym niesamowicie zadowolony gdyby w Polsce wszystkie większe drogi miały asfaltowe pobocza. Niekoniecznie od razu bardzo szerokie, ale nawet takie na metr byłyby świetne.

Remont drogi Skanska

Jeżdżąc po Polsce można dostrzec naprawdę dużo pozytywnych zmian. Nadal są trochę chaotyczne i bez większego, głównego planu, ale mimo wszystko coś się zmienia. Po drodze spotkałem kilka remontowanych odcinków dróg, trafiałem również na fragmentami poprowadzone drogi dla rowerów/chodniki poza terenem zabudowanym.

Droga rowerowa Chełmża

Nowa droga dla rowerów

Droga rowerowa do ominięcia podjazdu

Jasne, to są jedne z pierwszych jaskółek. Nie spotkałem na terenie niezabudowanym drogi rowerowej dłuższej niż 2-3 kilometry, ale myślę, że z czasem będzie ich przybywać, zwłaszcza w miejscach w których są naprawdę potrzebne. Podoba mi się też, że niektóre z nich są wykonane z asfaltu, a nie kostki. Jeżeli czytają mnie osoby decyzyjne w gminach i powiatach – lejcie asfaltowe drogi/chodniki, drogi z kostki nie są przyjazne rowerzystom.

Bardzo mile zaskoczyła mnie droga, którą widzicie na zdjęciu powyżej. Na swojej drodze napotkałem bardzo stromy podjazd, a przed nim stał znak zakazujący jazdy rowerem. Okazało się, że obok idzie właśnie taka ścieżka, która pozwoliła na bezpieczne i spokojne podjechanie (czy podejście) pod wzniesienie.

Zakaz wjazdu dla rowerów

O, właśnie. Jeżeli mówimy o zakazie ruchu rowerów, to przydałoby się, żeby pod znakiem widniała informacja (chociażby w postaci strzałki), gdzie znajduje się alternatywna droga, którą możemy jechać. Czasami musiałem się mocno rozejrzeć którędy legalnie mogę jechać dalej. Akurat ten znak spotkałem przez Włocławkiem. „Zepchnął” mnie z krajówki z wygodnym poboczem do lasu, z asfaltową ścieżką, która powstała wieki temu.

Droga przez las pod Włocławkiem

Nie widać tego na zdjęciu, ale ścieżka jest w fatalnym stanie. Na całej długości jest powybrzuszana, popękana, pofalowana i bardziej nadaje się do pokonywania na rowerze górskim, niż na turystyczno-szosowych oponach. To był chyba najgorszy fragment jaki musiałem przejechać przez całą drogę. Ale za to, gdy dojechałem już do Włocławka, spotkały mnie pachnące nowością drogi rowerowe, które poprowadziły mnie od granicy do granicy miasta.

Droga rowerowa Włocławek

Włocławek naprawdę fajnie się zorganizował jeżeli chodzi o DDR-y, ale mieli na to dużo czasu, w końcu remont jedynki w tym mieście trwał kilkanaście lat :) Podobnie było w Toruniu, gdzie zakaz wjazdu dla rowerów sprawił, że przez pewną chwilę szukałem alternatywnej możliwości przejazdy przez Wisłę, a okazało się, że droga dla rowerów była po prostu po drugiej stronie ulicy.

Wisła

droga-rowerowa-torun

Dla równowagi napiszę Wam jeszcze, że krew mnie prawie zalała jadąc drogą przez Jeżewo i Lipinki. To mała, urokliwa droga przez las. Jechałoby się nią świetnie, gdyby nie fakt, że była ona łatana przy pomocy łopaty i asfaltu z kamykami. Nie znam się na technologii łatania dróg, ale taki asfalt powinien chyba twardnieć dość szybko. Niestety nie w tym przypadku, może dlatego, że było dość ciepło. W każdym razie w tych łatkach była ogromna ilość drobniutkich kamyczków, które oblepione asfaltem, bardzo chętnie przyklejały się do kół. I same nie chciały odpaść. Z Bogiem sprawa jeśli dało się taką łatkę ominąć, niestety wiele z nich było położone na całej szerokości jezdni. Poza tym nawet jeżeli ominąłem łatkę, to i tak wokół niej leżały już te lepiące kamyki, rozrzucone przez samochody.

Skończyło się to tak, że co kilometr musiałem stawać, żeby oczyszczać opony z kamyczków. Raz, że niemiłosiernie hałasowały trąc o asfalt, poza tym bałem się czy w pewnym momencie, któryś nie zapragnie przebić mi opony. Skończyło się tylko na niesamowitym zirytowaniu, ale mam apel do drogowców – łatajcie drogi czymś, co szybciej zasycha i nie robi takiej kamyczkowej masakry.

Jeżeli chodzi o nocleg, to mogę wszystkim polecić hotel z Chełmży, o dobitnej nazwie Imperium. Naprawdę przemiła obsługa, nie było problemu z przechowaniem roweru, a rano zjadłem świeżo przygotowane śniadanie, na którym oprócz kanapek była też jajecznica. Wspominam to z uśmiechem na ustach, bo przydał mi się taki fajny poranek przed dalszą jazdą :)

Polska taka piękna

Choć byłem na Pomorzu już nie raz, zupełnie zapomniałem jak potrafi tam być stromo. Sam Gdańsk to mieszanina zjazdów i podjazdów, o czym przekonałem się wjeżdżając od strony Łostowic. Samo Trójmiasto jest nieźle zrowerowane, a przynajmniej Gdańsk. Udało mi się go przejechać praktycznie w całości, trzymając się DDR-ów. Oczywiście zdarzały się niezapowiedziane przerwy w ciągłości dróg, ale zawsze miejscowi mają tę przewagę, że wiedzą w którym miejscu lepiej zjechać na drugą stronę, a gdzie nie. W Sopocie było pod tym względem trochę gorzej, przez Gdynię natomiast przejechałem rowerówką bez problemów.

Podjazd 9 procent

 

 

Jedno co mnie bardzo uderzyło, to fakt, że dobre 70% rowerzystów w Trójmieście nie używa oświetlenia w nocy. I pisząc 'w nocy’ mam na myśli godzinę 22. Co prawda prawie wszystkie DDR-y są oświetlone, ale nie wszystkich rowerzystów dostrzegałem w pierwszym momencie. Dawno nie jeździłem po Łodzi w nocy, muszę się przejechać i porównać. Od zawsze wiem, że sporo rowerzystów jeździ bez lampek, ale nie wiedziałem, że jest to aż tak liczna grupa!

centrum-nauki-dzien-gdynia

centrum-nauki-noc-gdynia
Impreza na którą przyjechałem, czyli SeeBloggers, odbyła się w Gdyni, w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym. To świetne miejsce z salami konferencyjnymi, laboratoriami, centrum nauki i młodymi firmami w jednym miejscu. Na spotkanie przyjechało ponad 1000 osób, a intensywność zajęć, jakie mieliśmy zaplanowane, nie dała mi czasu poczuć lekkiego bólu w nogach :)

lukasz-przechodzen-rowerowy-blog

Ostatecznie przejechałem 374 kilometry (193 km pierwszego dnia i 181 km drugiego), ale następnym razem zastanowię się jednak czy nie rozłożyć tych kilometrów na trzy dni. Było super, ale nie wypocząłem tak bardzo jak chciałem, takie dwa dni drogi + dwa intensywne dni na miejscu szczelnie wypełniły mi czas i brakło miejsca na leniwe obijanie się chociażby po drodze :) No i następnym razem pomyślę, czy nie przejechać całej drogi starą jedynką. Nawet jeśli będzie pod wiatr, to i tak szerokie pobocze potrafi to zrekompensować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

59 komentarzy

    • Oj długo :) Jeżdżę typowo turystycznie i przy tak dużych, jak dla mnie, dystansach przejeżdżanych jednego dnia, nie żałowałem sobie przerw po drodze.

  • A ja właśnie wracam pociągiem z nad morza, z wycieczki wzdłuż wybrzeża i potwierdzam, trójmiasto ma dobre drogi rowerowe, w Gdańsku zdarzały się drogi rowerowe wyznaczone z jezdni, są drogi gdzie można jechać pod prąd. Czasami tylko drogi urywały się, a droga dla rowerów była po drugiej stronie, a nie było przejścia żeby przejść.

    Bardzo fajna droga rowerowa jest między Mielnem a Dąbkami, osobna droga asfaltowa wzdłuż głównej drogi. Oby więcej takich dróg, sama przyjemność z korzystania z nich.

  • „przez Gdynię natomiast przejechałem rowerówką bez problemów” hmm dziwne, mieszkam tu od lat, ale drogi rowerowej od Gdańska do PPNT nie znam… tj. trochę jest, ale urywa się w co najmniej dwu miejscach, przy samym PPNT jest przecież ślepe zakończenie w stronę Gdańska i Sopotu.
    Sama wyprawa pierwsza klasa – podoba mi się takie rowerowanie na lekko, albo prawie lekko.

    • To prawda, urywa się i możliwe, że w Gdyni też jechałem chodnikami (na pewno bliżej centrum tak było). Ale sporą część Gdyni mimo wszystko przejechałem drogą rowerową. Na pewno większą część niż w Sopocie.

    • Gdy dojechałem do Chełmży było już dość późno, a jedyne o czym myślałem, to położyć się spać :) Ale dzięki :)

  • Cześć
    Podziwiam i gratuluję formy; ja nie przekroczyłem 135 km dziennie – głównie z powodu niedostatecznej wytrzymałości części ciała spoczywającej na siodle. A naprawdę to uważam że robiąc trasę trzeba się delektować krajobrazami i innymi napotykanymi atrakcjami i być przygotowanym na różne – te przyjemne niespodzianki i niepożądane sytuacje. Sam dłuższe przejazdy z A do B odbywam pociągiem lub autem a trasy r planuję po bocznych lub terenowych dróóżkach w atrakcyjnym terenie. Pozdrawiam Tomasz Kocon

  • Oki, doki. Fajnie napisane. Ja wyruszam 11 sierpnia z Łodzi do Gdańska z jednym noclegiem. Wpierw planowałem przebyć drogę jednego dnia, ale moja ukochana mi to wyperswadowała.

  • Fajna trasa. A co do DK 91 – potwierdzam twoje spostrzeżenia. Ostatnio jechałem odcinkiem Zgierz-Łęczyca i mniej więcej zaraz potem dwa razy przecinałem A1 na odcinku Piątek-Stryków. Ruch na DK 91 w weekend jest znikomy. Praktycznie taki jak na jakiejś drodze powiatowej. Z tym że tu mamy szeroką drogę z normalnym poboczem.

  • Witam..podziwiam za dokonany dystans:)i nie rezygnacje mimo wielu dróg rozkopanych u Nas na Pomorzu!mam pytanie jakim rowerem i modelem dokladnie jechales?

  • Mogłeś jechać elektrycznym, który opisywałeś i polecałeś ;-) Byłbyś na miejscu jak na motorze. A tak serio to zazdroszczę ci… kiedyś jak dzieci mi na to pozwolą też wybiorę się na kilka takich wycieczek! świetna sprawa, kilka dni samemu w drodze.

    • Elektrycznemu brakłoby zasięgu :D Ale faktycznie, przydałby mi się czasami, gdy mocniej wiało.

  • Te zakazy jazdy rowerem pochodzą z czasów, gdy nie było autostrady. Obecnie przy małym ruchu powinni je pozdejmować, szczególnie jeśli jest szerokie pobocze. I ciekawe jak zimą – nie wierzę, że ktoś odśnieża tę ścieżkę przez las. Aczkolwiek i tak nie miałeś tak źle – na dawnej „dwójce” koło Ożarowa Mazowieckiego jest takie coś:

    • Akurat przepisy pozwalają na jazdę po jezdni jeśli warunki (śnieg) nie pozwalają na jazdę po DDR lub czynią ją niebezpieczną (śnieg ;-) ). Inna sprawa z zakazem – ten chyba wyklucza możliwość ale zawsze można negocjować.

  • Wyczyn niczego sobie. Ja sam w tym roku planuję się wybrać do Gdańska ze Szczecina, ale to jeszcze prze de mną więc nie wiem czy się finalnie zdecyduję. Jednak fakt ok 12 godzinnej jazdy trochę mnie przeraża ;). A jak już tam dojechać to pewnie ze dwa dni trzeba by było zostać bo powrót też na 2 kółkach. Jeśli to nie problem to ile dziennie km robiłeś bo nie rzuciło mi się to w oczy we wpisie?

  • Kłaniam się,
    tak spoglądam na fotkę powyżej i widzę, że Camelbak Podium służy. :))
    Co do wiatrów w wsi Toruń, to rzeczywiście ostatnio tu zdrowo hula, jak w kieleckiem :) a nawet tornado zawita.
    No a co do trasy to szacunek, widzę, ekwipunek w wersji minimal, więc można zdrowo depnąć pedałka.
    Mnie się już gąbka cieszy na widok Awolka Elite – niebawem stanę się jego właścicielem. Lepszego prezentu nie mogłem sobie wymarzyć.
    Pozdrawiam.

    • Dzięki :) Myślałem, żeby w ogóle zrezygnować z bagażnika i sakwy i pojechać z plecakiem. Tak zrobiłem dwa lata temu i spokojnie jest to do zrobienia. Gdy mocniej wiało, a sakwa stawiała opór, to żałowałem, że tak nie zrobiłem. Ale tylko wtedy, przez resztę czasu byłem mega zadowolony, że ją mam. I w wersji minimal, bo na dwa dni to za bardzo nie ma co ze sobą brać :) A reszta mojego bagażu pojechała samochodem do Gdyni.

      • Oj, z plecakiem to ja bym raczej umarł. :)
        Mój najlepszy „dorobek” życia to właśnie rower i ekwipunek foto. :)))) Gdybym miał to wozić na swoich plecach zajęli by się mną ortopedzi i psychiatrzy.

  • DDRy – na przykładzie mojego Jastrzębia Zdroju czy wczorajszego przejazdu przez Bielsko-Białą wolałbym żeby nie było takiego tworu jak DDR.
    1. są z kostki
    2. lub z nierównego asfaltu – a droga obok ok
    3. łażą po tym ludzie i ani myślą się cofnąć, czy namalowany znak roweru co 10m metrów pomógłby? wątpię
    4. często DDR jest łączony z chodnikiem – koszmar
    5. skrzyżowania – obok auta jadą a ja muszę nacisnąć guziczek i czekać pół godziny, dlaczego DDRów nie prowadzi się tak jak buspasów a tylko jak chodnik? czy to o czym myślę to „pas ruchu dla rowerów”?
    6. co chwila jakiś krawężnik bo z DDR przecina jakiś wyjazd z bramy, taki sam problem na skrzyżowaniach
    7. nagle pojawia się znak zakazu i nie wiadomo gdzie się podziać? jechać nielegal czy po trawie albo chodniku? przykład Bielsko-Biała tunel na Andersa
    8. brak znaków informacyjnych przed skrzyżowaniem, że za nim jest DDR, a wjazd jest obok przejścia dla pieszych na poprzecznej czasem daleko od skrzyżowania
    9. większość powyższych powoduje że rzadko można tam jechać pow. 30km/h a przeważnie dużo mniej, co chwila postoje, zwalnianie, omijanie a średnia spada:(
    Tubylcy oczywiście nie mają problemów z orientacją ale jak tam jedziesz pierwszy raz, to tylko naciskasz mocniej pedały i masz nadzieję, że nie nadziejesz się na radiowóz:)
    Punkty 1,2,6 są mniej uciążliwe gdy jadę góralem ale na szosie to błeeeeee
    Reasumując gdyby nie było DDRów to przez miasto przejeżdżałbym dużo szybciej i mniej poirytowany, po prostu jechałbym jak człowiek:)
    Dlatego wolałbym żeby nie było DDRów w ogóle niż były takie jakie znam!
    Lub przynamniej niech uchylą Art. 33. 1. PORD

    • O widzisz, krawężniki! Uzupełniłem tekst o ten bolesny wytwór ludzkiej… niewrażliwości. W Łodzi już zaczynają je obniżać, ale chyba dopiero po tym, jak Fundacja Fenomen zabrała urzędników na wycieczkę rowerową po Łodzi. I domyślam się, że większość z nich pierwszy raz jechała rowerem po mieście.

  • Super trasa:) – no, „gdańskie” podjazdy i wiatr „w twarz” to jest MOCNE :):) Czy jeździsz teraz SCOTTEM ? – bo masz nowy rower -tak?

    • Jeżdżę Cube, a więcej zdjęć na których się pojawia znajdziesz na Instagramie: https://instagram.com/roweroweporady.pl/

  • Świetnie było Cię poznać! I gratuluję samozaparcia. Kocham swój rower, ale to jeszcze nie mój level, aby myśleć o tak długich wycieczkach.

  • „Jedno co mnie bardzo uderzyło, to fakt, że dobre 70% rowerzystów w Trójmieście nie używa oświetlenia w nocy.”

    To jest duży problem, czasem już wolę rowerzystę z latarką taktyczną na kierownicy niż takiego batmana. Problem jest zdecydowanie poważniejszy na jesień i w zimę.

    I szacunek za przejechanie tej trasy.

    „Sam Gdańsk to mieszanina zjazdów i podjazdów, o czym przekonałem się wjeżdżając od strony Łostowic.”

    Sobie wybrałeś gorszy odcinek. Ale potem przynajmniej z górki aż do Gdyni. Choć sama Gdynia do płaskich nie należy.

    Swoją drogą trafiłeś na zmienną pogodę.

    • Przez całą drogę nie padało mi nic a nic, choć chmury się zbierały. Trafiłem idealnie w okienko bez deszczu :)

  • Witam. Nie chcę tutaj broń Boże namawiać do łamania przepisów, ale ja bym się za bardzo nie przejmował tymi znakami zakazu jazdy rowerem, i na siłę szukał jakichś bocznycj dróg. Wiem że większość rowerzystów lubi boczne drogi z małym ruchem, i boją się dziesiątek tirów mijających ich co chwila. Ja jestem dosyć nienormalny pod tym względem, gdy jadę sam takie boczne drogi bardzo mnie zamulają na długich dystansach. Jakiś miesiąc temu pojechałem do Radomska(z Dąbrowy Górniczej, blisko Katowic/Sosnowca) przez Zawiercie, Żarki, Św Anne, potem same wsie, niby cisza, ładnie ruch minimalny ale po prostu usypiałem. Z Radomska jechałem DK1 przez 100 km(odcinek do Czestochowy też dk1 nie 91, na zakazie) i odrazu się obudziłem i jechałem szybciej po prostu. Tak samo ostatnio jechałem do Łodzi 185 km(umiarkowanym tempem śrrdnia wyniosła 34.5 kmh. wracałem pociągiem) wjechałem na ekspresówke S1 2km ode mnie i zjechałem z tej trasy dopiero w Łodzi. Był dzień roboczy tir za tirem, za Częstochową do Piotrkowa zakaz, potem jechałem normalną autostradą A1 normalnie przejeżdżałem przez węzły itd nawet nikt nie zatrąbił. Praktycznie codziennie jeżdżę ekspresówką w sumie, a moja stała trasa jak nie mam pomysłu to do Czestochowy i spowrotem dk1 od poczatku do końca. Oczywiście lubie czasem pojechać jakąś dziurawą drogą po Jurze, czy wgl po wsiach ale jechać tak xxx km to bym usnął.
    Teraz możecie mnie nazwać samobójcą ;D

    • TIR są fajne jak się za niego złapiesz- szczególnie jak dwa jeden za drugim to jest fajny przeciąg:):)

  • Łukasz, nie rozumiem wyboru takiej, a nie innej trasy. Jechałeś na siłę drogami, które nie są specjalnie rowerowe, po to, aby… jechać – taki losowy test infrastruktury? :] Równolegle do Twojej trasy biegną drugorzędne, czy pewnie nawet trzeciorzędne drogi, na których nie tylko czułbyś się bardziej komfortowo i byłbyś bezpieczniejszy, ale może byłyby i porządnymi drogami (lub choćby szlakami) rowerowymi.

    Nie podam Ci fajnych wariantów w Twoich okolicach – nie znam ich, ale na przykład od Chełmna do Tczewa mogłeś jechać nad Wisłą, gdzie – przeważnie prawym brzegiem – można sympatycznie dotrzeć od Bydgoszczy aż do Tczewa. Potem Żuławami, równolegle do głownych tras, wjechałbyś prosto do centrum Gdańska. Trasa ze Starogardu to chyba najgorsza wjazdówka do Gdańska – wąska, kręta, często z dużym ruchem. W samym Gdańsku… aż się uśmiecham, chyba nie mogłeś gorzej trafić, jechałeś z jednej moreny na drugą ;) – mimo że pod moimi oknami :) – a tymczasem nawet przy jedynce, od Pruszcza, jest świetna, niedawno oddana droga na wale przeciwpowodziowym. Żadnych góra-dół… :)

    Do Twoim wniosków ośmielam się więc dołożyć moje – że pokonując długodystansowe trasy warto zrobić minimalne rozeznanie w terenie. Dla własnego dobra… :)

    Pozdro :)

  • Bardzo interesująca relacja, fajnie się czyta. Dystans, na dwa skoki, dla mnie nieosiągalny, ale przecież można podzielić. Kto wie gdzie nas zaniesie. Aa i nie to żebym się czepiała, ale z troski zapytuję o kask. Na fotce nie widać ;)

    • Kask oczywiście zawsze mam na głowie podczas jazdy, ale staram się nie robić sobie w nim zdjęć, bo wyglądam w nim jeszcze bardziej głupio, niż bez :P Ale żeby nie było, na tym zdjęciu będziesz miała kask: https://instagram.com/p/5g91culBWl/?taken-by=roweroweporady.pl

  • W Krakowie powiedziałbym, że około 40% jeździ całkowicie bez oświetlenia, mniej więcej 40% tylko z tylną lub tylko z przednią lampką, 15% wyposażone w przednią i tylną ale czasami słabymi i niezbyt widocznymi z dalszej odległości, natomiast jest wąskie grono około 5% rowerzystów z dobrym oświetleniem, dobrze widocznych nawet z dużej odległości. Ja oprócz oświetlenia ubieram jeszcze kamizelkę odblaskową.

    • Ja wieczorną porą rzadko się ruszam poza moje Ząbki, ale Warszawkę oceniłbym podobnie – są miejsca gdzie jakieś światła ma niemal każdy napotkany rowerzysta, są miejsca, gdzie żaden… Ale co z tego, gdy znaczna część tych lampek to niemal niewidoczne maleństwa…

  • Opis świetny,zdjęcia piękne.Gratuluję wyprawy.Podziwiam za ten dystans w tak krótkim czasie.Pozdrawiam.

  • Trochę tych kilometrów zrobiłeś. My bardzo staramy się, żeby jak najmniej jechać takimi drogami, jakimi jechałeś. Szczególnie Matylda chorobliwie nie lubi wielkich pędzących samochodów i dlatego często, jadąc gdzieś, nadkładamy kilometrów, szukając bocznych dróg, czasem nieutwardzonych. Bywa, że te „objazdy” dostarczają wielu wrażeń widokowych, a czasem i nie tylko ;) Rozumiem, że chciałeś/musiałeś zrobić tę trasę przez dwa dni i i tak było co jechać nawet bez szukania dodatkowych atrakcji stąd pewnie wybór takiej trasy. Co do „Polski w ruinie” – trochę w tym roku poszwendaliśmy się po różnych regionach kraju i… jest różnie. W Puławach np. są super ścieżki rowerowe, dojazd do Kazimierza – kiepsko, Dolny Śląsk – mnóstwo bocznych dróg przez wioski o kiepskiej nawierzchni ale małym ruchu – jeździ się dobrze. Jak napisałeś – coś się w tej Polsce dzieje, zmienia na lepsze, faktycznie nie ma to czasem ni ładu, ni składu, ale jest :) Lokalne grupy działania wyznaczają szlaki, wydają mapki, organizują miejsca postoju/odpoczynku, promują swoje małe regiony. Pewnie z czasem będzie tego więcej. Bądźmy dobrej myśli i wiatru w plecy!

  • Dzięki za wpis, fajną trasę zrobiłeś. Jak sądzisz czy da się w miarę bezboleśnie przejechać całą Polskę wzdłuż Wisły? Wiem, że słynna „Wisłostrada” jeszcze nie powstała i nie wiem czy dożyję jej końca, a zastanawia mnie jak to wygląda na chwilę obecną. Może jesteś bardziej rozeznany w temacie.

    • Niestety nie wiem, musiałbyś poszperać w internecie czy ktoś próbował przejechać taką trasę. W pobliżu Wisły pewnie się da, ale czy przy samej rzece, to mam spore wątpliwości.