Muzyka na rowerze – jedni są jej kategorycznymi przeciwnikami, inni bez słuchawek w uszach, nie potrafią sobie wyobrazić jazdy. Pojawiają się różne argumenty, zarówno mądrzejsze, jak i te trochę mniej. Różna jest też nasza wrażliwość na bodźce. Niektórzy przy muzyce sączącej się do uszu nie mogą się skupić, inni wręcz przeciwnie – cisza, zwłaszcza trwająca wiele godzin – zaczyna przeszkadzać. Spróbuję trochę rozszerzyć ten temat, opierając się na własnych doświadczeniach. Jeżeli chodzi o kwestię legalności, to w przepisach nie ma nigdzie zakazu słuchania muzyki przez słuchawki. Ba, dozwolona jest rozmowa przez telefon, z założonym na uszy zestawem słuchawkowym. Oczywiście można otrzymać mandat za rażące niedbalstwo, wystarczy słuchać bardzo głośno muzyki i nie usłyszeć przejeżdżającej karetki.
Po co słuchać muzyki na rowerze? Przecież odgłosy świata (i pełny kontakt z naturą) są o wiele piękniejsze!
Nie sposób się z tym nie zgodzić i jeżeli ktoś nie chce – nie musi wspomagać się muzyką. Jednak osobiście ten „argument” uważam za nietrafiony – podczas jazdy pęd powietrza skutecznie neutralizuje ćwierkanie ptaszków :)
Muzyka to bardzo dobry „dopalacz”. Pomaga przezwyciężyć znużenie podczas dłuższej drogi oraz dodać sił podczas intensywnych podjazdów.
Słuchanie muzyki na rowerze jest niebezpieczne!
Nie jestem w stanie się z tym zgodzić. Częstym argumentem przeciwników MNR jest brak możliwości usłyszenia nadjeżdżającego samochodu (zwłaszcza z tyłu). Tylko, że samo słyszenie samochodu, tak naprawdę NIC nam nie daje. Chyba, że ktoś za każdym razem gdy usłyszy jego dźwięk, odwraca się do tyłu, by sprawdzić czy przypadkiem auto nie zjeżdża jednym kołem na pobocze lub chodnik, by trafić w rower (a to już zakrawa na paranoję).
Zdecydowanie lepiej (jeżeli ktoś ma obawy tego typu) zamontować sobie sensowne lusterko rowerowe oraz pamiętać, by jechać rozsądnie blisko krawędzi jezdni.
Co jest najważniejsze?
Najważniejsze to ustawienie głośności na taki poziom, aby nie stracić kontaktu z otoczeniem. Mimo wszystko lepiej usłyszeć zbliżającą się karetkę czy trąbiący z jakiegoś powodu samochód. Sam jestem przeciwnikiem rozkręcania muzyki na maksa. Ani to zdrowe, ani bezpieczne w wielu sytuacjach.
Chcę słuchać muzyki na rowerze, ale tak bym czuł się w pełni bezpiecznie!
Oprócz rad, które podałem akapit wyżej jest jeszcze kilka sposobów by poprawić nasz odbiór dźwięków z otoczenia.
1. Słuchawki otwarte – ich budowa zapewnia brak pełnego odizolowania od świata zewnętrznego. Dodatkowym plusem jest dobra wentylacja uszu oraz brak uczucia uciskania po kilkugodzinnym słuchaniu. Nie zapewniają tak dobrych wrażeń dźwiękowych podczas jazdy, jak słuchawki zamknięte czy douszne, ale coś za coś.
2. Zwykłe słuchawki, nie dokanałowe – w ostatnich latach rynek słuchawek dousznych zdominowały słuchawki dokanałowe. To te z gumką, która „przysysa” się do ucha, odcinając słuchającego od otoczenia. Pod względem wrażeń muzycznych to na pewno plus, ale na rowerze jednak nie zawsze jest to mile widziane. Dlatego sam od lat kupuję słuchawki douszne, ale „zwykłe”. Coraz mniej ich w sklepach i zwykle są to podstawowe modele, ale do słuchania muzyki na rowerze w zupełności wystarczają.
3. Słuchawki z przewodnictwem kostnym – tych słuchawek nie wkłada się do uszu, a jedynie obejmują one głowę. Dźwięk przenoszony jest dzięki naszym kościom. Nie brzmią tak dobrze jak zwykłe słuchawki, ale za to w ogóle nie odcinają rowerzysty od dźwięków zewnętrznych.
4. Jazda z jedną słuchawką – ja za tym nie przepadam, wolę po prostu ściszyć muzykę. Jednak wiele osób praktykuje ten sposób, że wkłada do ucha jedynie prawą słuchawkę, lewe ucho pozostawiając wolne.
5. Głośniki przenośne – małe głośniczki, zasilane najczęściej bateriami typu paluszek (AA, AAA). Małe, co nie znaczy, że cichutkie. Oczywiście imprezy z nimi nie zrobimy, ale do włączenia np. podczas jazdy na rowerze nadają się nieźle. Warto wydać kilkanaście złotych więcej, by nie kupić „bzyczków”, które będą za ciche (cały czas pamiętajmy o szumie powietrza). Minusem takich głośników jest po pierwsze obciach, jeżeli jeździmy po zamieszkałych terenach, po drugie jeżeli jeździmy w kilka osób – wszyscy muszą słuchać takiej samej muzyki co my.
Zapraszam do MERYTORYCZNEJ dyskusji w komentarzach.
Panie Łukaszu akurat właśnie bardzo często słychać muzykę z jadących samochodów przez otwarte okno ale w ogóle mi to nie przeszkadza ponieważ jestem wyrozumiały ;) Oczywiście, że potrafię uszanować gust muzyczny osób obok, których stoję na czerwonym świetle albo wtedy ściszam muzykę albo wyłączam ją całkowicie. Natomiast moim zdaniem lepiej w ogóle nie słuchać muzyki przez słuchawki ;)
@Davidave – dlatego, że nie każdy chce słuchać co u ciebie gra. W samochodzie gdy nie włączysz jej za głośno – to nikt poza tobą nie będzie jej słyszał.
Takie słuchanie muzyki na pewno jest bezpieczniejsze, ale moim zdaniem lepiej w ogóle tego nie robić. Uszanuj po prostu gust muzyczny osób obok których będziesz stał na czerwonym świetle.
Co za idiotyczny wpis. A co mnie ku.. obchodzi co kto lubi albo nie lubi. Auto to moja prywatna przestrzeń i moge słuchać jak chce i jakiej muzyki i jak głośno.
„Minusem takich głośników jest po pierwsze obciach, jeżeli jeździmy po zamieszkałych terenach”
Dlaczego uważa Pan że słuchanie muzyki przez głośniki to obciach ? Słuchanie w aucie to też obciach ? Ja jeżdżę codziennie do pracy rowerem i słucham muzyki przez głośniki, nie stwarzam żadnego zagrożenia na drodze. A jadąc w słuchawkach stwarzałem nie słyszałem odgłosów miasta np takich jak jadący pojazd uprzywilejowany na sygnale… i w ogóle nie uważam żeby słuchanie na głośnikach było obciachem ale na pewno jest rozsądniejsze i bezpieczniejsze ;)
Moi drodzy czy za jazdę ze sluchawkami zdarzylo sie Wam kiedys pouczenie lub mandat? Jak sprawa wyglada prawnie? :-) Juz Lukasza troche mecze w tej kwestii, ale chetnie zobacze co Wy macie do powiedzenia rowniez :-)
Ja zawsze jezdze z sluchawkami w uszach sluchajac muzyki bo jedzie sie przyjemniej. ale wiadomo trzeba wtedy byc bardziej uwaznym jesli trzeba spojrzec za siebie trzeba robic to ostrzonie aby widziec co sie dzieje i jednoczesnie jechac nadal prosto i uwaznie
Chciałabym dodać kilka sów od siebie, a jestem zarówno rowerzystką jak i kierowcą.
Kiedy prowadzę samochód, zawsze słucham muzyki. Czy to z radia, czy to z płyt. Zdarza mi się słuchać jej bardzo głośno i na dodatek śpiewać, więc potwierdzam – nic a nic nie dochodzi do mnie wtedy z zewnętrza. Nie robię tak często, bo jednak bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze, dlatego kiedy wsiadam na rower bardzo rzadko zakładam słuchawki. Kiedy już tak czynię to znaczy, że dzień spędzam na samotnej jeździe lub ścieżkach rowerowych. Jednak nigdy nie słucham muzyki na tyle głośno by nie słyszeć otoczenia. Umiem konwersować mając słuchawki w uszach, więc możecie sobie wyobrazić jak „głośno” jej słucham ;) Natomiast kiedy wiem, że czeka mnie trudna droga – same ulice, przejazd kolejowy i dużo skrętów w lewo – nigdy nie zakładam słuchawek. Wolę się skupi.c na jeździe niż na śpiewaniu piosenek (a jest to czasem silniejsze ode mnie :P)
Popieram wcześniejsze postulaty – wszystko z głową!
Pozdrawiam serdecznie,
Łodzianka Izabela :)
Jeśli ktoś jeżdżąc na rowerze swoje bezpieczeństwo postrzega przez pryzmat słuchu to ja nie mam więcej pytań. „Wpadł pod tramwaj bo nie usłyszał żelastwa” – no sorry, coś chyba tu nie halo. A gdzie miał wzrok i rozum? Tak jak autor napisał: samo słyszenie nadjeżdżającego pojazdu (z tyłu oczywiście) nic nam nie da. Jeśli ktoś chce lub ma w nas uderzyć to uderzy – czy mamy słuchawki czy nie. Wyjątek to nadjeżdżająca ciężarówka. Tu już sam pęd powietrza (tirowca-rajdowca) może wytrącić z toru szczególnie na węższych drogach, efekt zaskoczenia też nie jest miły podobnie gdy wyprzedza mnie jadący 150km/h wariat na ścigaczu. Ale ja te pojazdy pomimo słuchawek dousznych i sporej głośności muzyki jestem w stanie usłyszeć a poza tym często się odwracam – lusterko jakoś mi nie pasi. Bez muzyki bym chyba zasnął podczas 2 godzin jazdy. Jak już zjadę z głównej trasy to daję odpocząć uszom i delektuję się ciszą. Reasumując: jak w życiu patrzeć gdzie się idzie/jedzie, kupić migające światełko z tyłu a reszta już nie zależy od nas.
Jedna słuchawka od strony pobocza w uchu, drugie ucho wolne i sprawa załatwiona! Zawsze coś nam gra dodając tempa i wigoru a jednocześnie odbieramy bodźce z otoczenia.
I za jakiś czs wada słuchu–genialne.
Temat może i „stary”, ale zawsze warty kolejnej opinii za którą dziękuję :)
Trochę stary temat, ale dodam swoje 2 grosze. Jeżdżę ze słuchawkami na uszach, otwartymi i bardzo dobrze słyszę co się dzieje wokół mnie. Nie słucham co prawda muzyki, a audiobooków, więc nie mam ściany dźwięku. Jednak w tym wszystkim nikt chyba nie zwrócił na jedną rzecz uwagi – kierujący samochodem może mieć maksymalnie podgłośnione radio i wtedy nic nie słyszy – zgodnie z prawem. Dodatkowo dźwięk silnika + zamknięte szyby o wiele bardziej niwelują dźwięki otoczenia niż słuchawki na uszach rowerzysty. Z doświadczenia wiem, że większość samochodów słyszę już od 100 m za mną. Słuszne jest też to, co napisałeś – co tak naprawdę da mi to, że znakomicie będę słyszał samochód? Jeśli ma się lusterko, to po co? Jeśli pewnie jadę drogą i nie wystraszę się robiąc przy okazji nagły ruch, to wszystko jak dla mnie ok.
Jeżdże od ponad roku codziennie. Słuchałem na zamkniętych, otwartych i dousznych. Jeśli muzyka nie jest za głośna to jest to bezpieczne. Oczywiście jak ktoś nie uważa to i bez słuchawek coś się może stać.
Ja nigdy nie jeżdżę ze słuchawkami na uszach. Nie ze względów bezpieczeństwa tylko tak po prostu się przyzwyczaiłam… Ale pewnie by mnie to niepotrzebnie rozpraszało. Za to kiedy biegałam, zawsze zabierałam odtwarzacz mp3 ;)
Jeśli jeździcie w lesie już zależy od waszego upodobania, czy wolicie słuchać natury(tam wiatr Wam raczej nie przeszkadza), czy muzyki.
Zaś, co się tyczy ruchu miejskiego.. dla mnie, osobiście gorzej się jeździ w słuchawkach otwartych. Dlatego korzystam z JEDNEJ słuchawki dokanałowej, zawsze trzymanej od strony pobocza, dzięki temu mogę się skupić i na tym co się dzieje w okół mnie oraz uprzyjemniać sobie jazdę słuchając muzyki.
Pozdrawiam, Kuba
Jeśli ktoś nie patrzy gdzie jedzie i nie odwraca się przed skrętem w lewo (pierwszy wpis rmikke) to nie powinien jeździć po ulicy bez względu czy w słuchawkach czy bez. A jeśli ktoś jest uważny, to też nie powinien mieć problemów, klakson czy sygnalizację karetki usłyszy przez słuchawki (o ile nie słucha tej muzyki zbyt głośno).
Ja w mieście nie używam słuchawek, bo jednak dodatkowy zmysł poprawia mi uwagę, ale jak wyjeżdżam za miasto to często biorę ze sobą odtwarzacz mp3.
Trzeba jeździć z głową to najważniejsze
ja podam coś z własnego doświadczenia, zastanówcie się nad tym, bo od tego zdarzenia ze słuchawkami już nie jeżdżę.
jechałem sobie w stosunkowo dużym ruchu drogą z włączoną muzyką, kiedy to gdzieś tam dalej z tyłu nadjeżdżała karetka na sygnale i nie wyłapałem tegoż sygnału. Wiadomo, samochody zaczęły zjeżdżać na prawo, a kierowcy raczej nie patrzą wtedy w prawe lusterko. Udało mi się uciec bo miałem miejsce na poboczu, ale gdyby był tam blisko rów albo coś innego to mogłoby być nieciekawie.
Pozdrawiam, jeździjcie z głową
@Anonimowy – co innego rowerem, co innego wózkiem widłowym czy samochodem. Przez nieusłyszenie czegoś nie wyrządzisz rowerem takich szkód jak np. cofając wózkiem widłowym czy autem.
Jeżeli kogoś muzyka dekoncentruje i rozprasza, powinien w ogóle zrezygnować z jazdy jakimkolwiek pojazdem. Zdekoncentrować może kobieta w mini spódniczce, rozmowa przez telefon, ale nie muzyka.
Mógłbyś przytoczyć te „oczywiste powody”, zwłaszcza, że piszesz z pozycji kierowcy samochodu – zapewne chciałbyś głupie zachowania NIEKTÓRYCH rowerzystów zrzucić na słuchawki w uszach.
@rmikke – równie dobrze mógłby być zmęczony i nie zauważyć dziury w drodze. W każdym razie mam nadzieję, że doszedł do siebie.
Do Anonimowy:
Rozmowa przez telefon wymaga wyższego poziomu skupienia niż słuchanie muzyki… Pewnie zdarzyło Ci się słuchać radia w samochodzie?
@Łukasz: OIDP to kurier był, z pracy wracał, olej w głowie miał, ale trochę zmęczony już był…
A ja jeżdzę samochodem i rozmawiam przez telefon komórkowy trzymając go w rece. Zawsze jadę wtedy ostrożnie i często się rozglądam – nigdy nie miałem wypadku. Uważam, że to jest całkowicie bezpieczne.
hahahhahahaha, a biegi jak zmieniasz? tylko nie mów, że masz automat bo komenatrz z 2011 roku – wtedy automaty nie były popularne jak dziś
Od ponad trzech lat jeżdżę w słuchawkach otwartych. Zawsze jadę ostrożnie i często się rozglądam, stąd też nigdy nie miałem wypadku…
Argument odizolowania od otoczenia jest bezsensowny, bo jadąc 30 kmh pęd powietrza przeszkadza o wiele bardziej niż cicho puszczona muzyka.
Warto też wspomnieć, że większość słuchawek otwartych izoluje tylko szumy, pozostawiając dźwięki otoczenia w spokoju.
Moim zdaniem jazda w słuchawkach (ale NIE dokanałowych) i z rozsądnym poziomem głośności muzyki jest całkowicie bezpieczna.
Piszę z pozycji kierowcy samochodowego – ręce mi opadają i zastanawiam się czy to nie jest przypadkiem jakaś prowokacja. Nie wolno jeździć z słuchawkami na uszach; nieważne czy to rowerem, samochodem, wózkiem widłowym czy konno. Powód jest oczywisty i nie będę tutaj przytaczał po raz kolejny. Twierdzenie, że jest inaczej świadczy tylko o ograniczonej wyobraźni, i żadne „można, ale z głową”. Otóż nie można. Samo oko może być zawodne w prawidłowej ocenie sytuacji na drodze, jeśli dodamy tutaj kolejny element, który z jednej strony dekoncentruje/rozprasza, a z drugiej blokuje sygnały z zewnątrz to jest to prosta droga do nieszczęścia. Jesli już koniecznie musisz jeździć z muzyką, zamontuj głośniki z punktu 2. Są o wiele, wiele bardziej bezpieczne niż jakiekolwiek słuchawki.
a ty masz zamknięte okna, dźwięk silnika, gadająca żona i radio…. przyganiał kocioł garnkowi….. a jak ja mam słuchawki ale muzyka nie jest na full? Wiesz, że jadąc już 30 na godzinę to pęd powietrza już zagłusza? I tak trudno usłyszej samochód.
I słusznie – poczułem misję sprecyzowania tego :)
@Anonimowy – dlatego właśnie użyłem słowa „rozsądnie”. Na wąskiej osiedlowej drodze będzie to 20-30 centymetrów, na szerokiej arterii może to być nawet 0,5-1 m. Wszystko zależne od sytuacji.
@rmikke – zgodzę się, ale trzeba mieć trochę oleju w głowie by jeździć po ulicach. Zwłaszcza rowerem.
„..oraz pamiętać by jechać rozsądnie blisko krawędzi jezdni.” Nie do końca jest to jasne. Jazda przy samej krawędzi jest bardziej niebezpieczna niż powiedzmy 0,5 – 1m od niej. Jadąc dalej od krawędzi „dejemy samochodowi szansę” na wykonanie prawidłowego manewru wyprzedzania – 1m od rowerzysty a nie 10cm.
Ja jeżdżę zarówno ze słuchawkami jak i bez i nie uważam aby jazda ze słuchawkami była niebezpieczna.
Muzyka jednak rozprasza trochę, co w połaczeniu z zagłuszaniem stwarza pewne niebezpieczenstwo.
Dwa lata temu na Waszyngtona, DC, rowerzysta skrecił prosto pod tramwaj. Nie słyszał kilkudziesięciu ton żelastwa i zapomniał się obejrzeć…