Škoda Poznań Bike Challenge – czy warto brać udział w takich imprezach?

Krew, pot i łzy oraz walka do upadłego – na pewno tymi słowami nie określiłbym mojego udziału w Škoda Poznań Bike Challenge 2017 :) Zaraz wyjaśnię dlaczego. Po raz kolejny zostałem zaproszony przez Škodę do udziału w tych zawodach. W zeszłym roku miałem pewne obawy (niepotrzebne), natomiast tym razem przyjechałem do Poznania na totalnym luzie.

Skoda Bike Challenge

W zeszłym roku mieliśmy z Moniką nocleg gdzieś w centrum Poznania. O tyle fajnie, że wieczorem wybraliśmy się pieszo na Stary Rynek. Tym razem jednak zarezerwowałem nocleg w Hotelu Camping Malta. I to był strzał w 10! Spaliśmy tuż przy punkcie, w którym odbierało się pakiety startowe. A w niedzielę mogliśmy przespacerować się na start zawodów, zostawiając samochód na noclegu. Oczywiście w sobotę zjadłem „tradycyjnego” już burgera na podbudowanie morale :)

Skoda Kodiaq bagażnik

Skoda Kodiaq

Od Škody dostaliśmy na kilka dni model Škoda Kodiaq. Miejsca w nim jest co niemiara i rower zmieścił się do środka bez żadnego problemu, bez zdejmowania kół. Auto miało również hak, ale nie chciałem ryzykować jazdy z bagażnikiem bez trzeciej tablicy rejestracyjnej.

W zeszłym roku w dniu zawodów był koszmarny upał. Tym razem dla odmiany temperatura spadła do 14 stopni i lekko kropiło. Jeździłem w gorszych warunkach, więc mi to zbyt mocno nie przeszkadzało.

Poznań Bike Challenge

Poznań Bike Challenge

Na starcie zebrała się – tak jak w zeszłym roku – duża liczba zawodników. Łącznie na wszystkich dystansach jechało ponad 4500 osób. Na moim (50 km) było ich ok. 1700. Humory trochę popsuło nam godzinne opóźnienie, ale w momencie startu, myślę, że już nikt o tym nie pamiętał.

W zeszłym roku narzekałem na mój błąd w ustawieniu się w sektorze startowym. Wtedy zapisałem się do jadących z deklarowaną prędkością 25 km/h, w kategorii Inne (jechałem na rowerze fitnessowym). W dodatku stanąłem na samym końcu tego sektora, mieszając się z tymi, którzy deklarowali prędkość 20 km/h. Ostatecznie adrenalina i emocje tak mnie poniosły, że przyjechałem na metę ze średnią 30 km/h, ale po drodze musiałem wyprzedzać naprawdę wielu rowerzystów, co nie zawsze było łatwe.

W tym roku nastąpiła zmiana roweru i pojechałem na Giancie AnyRoad, do którego założyłem szosowe opony 28C. Dodatkowo zapisałem się do sektora z deklarowaną średnią 30 km/h. Znów stanąłem na samym końcu, ale było zupełnie, zupełnie inaczej niż w zeszłym roku. Do sektorów Inne 20-25 km/h zapisywały się osoby, które nie zawsze odnajdywały się w tym jak jechać. A przecież powinno się zostawiać lewą stronę wolną do wyprzedzania. W szosowym sektorze 30 km/h większość osób wiedziała już, jak nie blokować innym przejazdu. No i ja, poza pierwszymi kilometrami, nie miałem za bardzo kogo wyprzedzać :)

Po początkowym, naturalnym chaosie, zaczęła się krystalizować grupa jadących w tym samym tempie. Trzymaliśmy prędkość ok. 33 km/h, co bardzo mi odpowiadało. I udało się nam przejechać bez żadnej kraksy (poza dwiema osobami, które oderwały się od grupy i zaliczyły szlifa na zakręcie).

Fragmenty mojego przejazdu możecie obejrzeć w odcinku Rowerowych Porad, który nagrałem w Poznaniu:

 

Poznań Bike Challenge

Poznań Bike Challenge

Ostatecznie dojechałem z czasem lepszym o 8 minut (45 km w godzinę i 22 minuty) niż w zeszłym roku (średnia wyszła 32,9 km/h). Co miało wpływ na tę poprawę? Na pewno przyczynił się do tego rower z barankiem i węższymi oponami (28 mm vs 35 mm w zeszłym roku). Ale myślę, że dużo więcej zrobił wybór sektora. Raz, że nie traciłem czasu na wyprzedzanie innych (i jazdę za nimi, czekając aż zrobią mi miejsce). A dwa – jechaliśmy przez większość czasu w grupie, która naturalnie się uformowała, co pozwoliło na łatwiejsze trzymanie tempa i osłonięcie się przed wiatrem w razie potrzeby :)

Dlatego jeżeli będziecie brali udział w kolejnych edycjach – do czego zachęcam – wybierajcie sektor z deklarowaną prędkością o 5 km/h wyższą niż jeździcie na co dzień.

Poznań Bike Challenge

Na mecie widać było cały przekrój rowerów. Nie ma znaczenia, czy to góral, cross, szosówka czy trekking. Najważniejsze aby rower był sprawny i już można brać udział. Tym bardziej, że limity czasowe są na tyle długie, że nie trzeba się nigdzie spieszyć.

Poznań Bike Challenge

Na miejscu czekało także miasteczko zawodów ze stoiskami różnych firm, atrakcjami, konkursami itd. Na mecie były napoje (także w połowie trasy) i coś do zjedzenia. Niestety, zgadzam się z głosami wielu osób, że zabrakło ciepłej herbaty, co w taką aurę byłoby nieocenione. Ale myślę, że za rok organizatorzy będą już przygotowani :)

Skoda Kodiaq

Osobiście mogę polecić udział w takiej imprezie. Pozwala to na sprawdzenie się i zmierzenie z własnymi słabościami. Absolutnie nie chodzi o ściganie się z kimkolwiek, choć oczywiście jeżeli chcecie, nic nie stoi na przeszkodzie aby to zrobić. Ale bardziej polega to na ściganiu się z samym sobą – a przynajmniej ja tak do tego podszedłem. Do zobaczenia za rok!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

20 komentarzy

  • Zachęcony artykułem zapisałem się na Škoda Poznań Bike Challenge 2018, ale żeby zbyt długo nie czekać, wczoraj brałem udział w wyścigu przełajowym PTC Malta Tour. To był mój pierwszy w życiu wyścig i muszę przyznać że bardzo się cieszę z uczestnictwa – to jest to wspaniała przygoda!
    Wiał zimny wiatr ale i tak zrobiło się gorąco

  • To i ja dorzucę swoje 3 grosze. W zasadzie można powiedzieć, że Bike Challenge spowodował, że tak się wkręciłem w jazdę rowerem.

    Pierwszy start rok 2014 – ja nieprzygotowany, na ostrym kole, z butlą wody zamiast bidonu – przejechałem. W kwestii organizacyjnej nie mam zastrzeżeń. Drogi w okolicach Tuczna fatalne.

    Drugi start rok 2015 – wyposażony w szosówkę ruszam z jednego z ostatnich sektorów. Wówczas nie potrafiłem ocenić z jaką średnią pojadę, dlatego wpisałem chyba 25, ostatecznie 33. Jechałem w małej grupce, pracowaliśmy, zmęczony i zadowolony z siebie. W kwestii organizacyjnej nie mam zastrzeżeń, drogi w okolicach Tuczna fatalne. Aaaa na strefie bufetu podawano napoje w bidonach – ekstra pomysł. Szkoda, że tylko raz to zrobiono.

    Trzeci start rok 2016 – kurczę to już 3 raz, teraz musi być szybciej. Jadę z „C”, średnia prawie 40 km/h – nie zmęczyłem się ale na czub też się nie pchałem. Zbyt dużo ludzi, masa niebezpiecznych sytuacji. 5 kraks po drodze – większość na bufecie (ludzie dlaczego w koszyk wkładacie sobie wodę z dziubkiem, która później wypada?). Fatalna organizacja na bufecie i też niektórych umiejscowienie. Tuczno niby lepsze, ale nadal jest źle.

    2017 – tym razem nie jadę, bo nie widzę sensu. Zbyt dużo niedoświadczonych kolarzy, którzy zbyt szybko jadą. Lubię siebie i swój rower – nie chcę ryzykować.

    Impreza generalnie fajna, choć poleciłbym ją bardziej początkującym, którzy nie pchają się do szybkich grup. Zbyt dużo ludzi i płaska trasa, przez co selekcja jest mała i tworzą się wielkie grupy. Grupy osób, które jadą tak często pierwszy raz w życiu. Dla kogoś z ambicjami proponuję inne cykle.

  • Też byłem i przeżyłem 120. Swoje opinie już wyraziłem https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1065989126871198&id=954794577990654
    Ale mam pytanie o podobne imprezy w zachodniej raczej części naszego kraju? Takie mniej wyścigowe a bardziej w stylu Bike Challenge.

  • Startowałem we wszystkich czterech edycjach uważam pierwsza i trzecia była udana druga już gorzej czwarta porażka organizacyjna bufet i medycznie. Nie ukończyłem wyścigu kraksa przez błąd osoby która się pcha do zbyt mocnego sektory nieumiejętność odnalezienia się w nim ale do czego zmierzam palec do szycia podzierany po szlifie a karetka zostawia mnie wyziębionego samemu sobie. Pisze o dystansie 120km

    • I nie załatwili Ci ostatecznie żadnego transportu? Karetka nie jest od wożenia ludzi ze zdartym palcem, ale powinien być jakiś transport dodatkowy.

      Co do pchania się do zbyt mocnego sektora, to jeżeli ktoś kondycyjnie nie dawał rady, to w sumie szybko powinien „odpaść”. A jeżeli brakowało mu umiejętności jazdy w grupie, to trzeba od razu reagować i prosić, żeby przesunął się na koniec. Zwłaszcza w przypadku jazdy z dużymi prędkościami, bo w mojej źle nie było, jazda ze średnią 33 km/h wybacza wiele błędów.

      • tak ale one po to tam były i palec miałem szyty i do dziś w szynie. Pomogły mi osoby postronne. Tak powiedzieli mi że ktoś będzie zbierał na końcu wyścigu zadać trzeba sobie pytanie ile miałbym czekać z opatrunkiem na palcu już nasiąkniętym krwią ktora ciągle leciała? Nie dość że star miał być o 12 a ostatecznie wystartowaliśmy o 13:40 ten postój zimno mokro masakra. Jak ruszyliśmy rozgrzałem się ale po 22km kraksa i z powrotem zrobił się straszny chłód. Dziękuję małżeństwu które mnie zawiozło mimo komunikatu karetki że nie przejdzie a jednak dał radę. Jest straszny niesmak pewnie teraz mówię że nie wystartuje ale chęć rywalizacji jest mocniejsza i znów pojadę

    • Wszystko co nie do końca zagrało na tej imprezie, napisałem w tekście. Cała reszta była super. A że miałbym coś ukrywać, bo dostałem samochód na tydzień? Błagam…

      • Nie o ukrywanie a o brak obiektywizmu mi chodzi. Błagam…. Kiepska organizacja, opóźnienie, brak izo na punkcie, ciepłego posiłku w tej pogodzie, dobra chociaż herbaty….

        • A czytałeś w ogóle mój tekst? Bo mam wrażenie, że skupiłeś się głównie na zdjęciach :) O opóźnieniu i herbacie napisałem w tekście. I wyraziłem nadzieję, że na przyszły rok, organizatorzy będą przygotowani pod tym względem.

          • Ten fragment mi umknął miedzy zdjęciami akurat sorry mało czytelne co nie zmienia faktu, że jak na taką imprezę, rangę kasę było słabo, nie chodzi mi o pakiet bo akurat to nie jest dla mnie kryterium startu. Ja startowałem pierwszy raz na 120 i za rok jak będę jeździł szosą już mnie nie zobaczą bo za dużo minusów było w tym roku…

  • Ogólnie fajna zabawa, choć nota trochę obniżona za opóźnienie i brak informacji o nim oraz za pakiet żywieniowy po wyścigu. No ale wszystkie rekordy życiowe pobiłem ( poza max. prędkością;) i na metę dojechałem z wynikiem 1:33 h i średnią 29,3 km/h. Może następnym razem się poprawię :)

  • Byłem, jechałem, zwyciężyłem – sam ze sobą. :) Ale to było parę lat temu.
    Fajna zabawa, niezłe emocje i dużo atrakcji. Warto uczestniczyć, pojechać, zobaczyć. Mi wystarczyło raz. Mam dobre wspomnienia i tego będę się trzymał. Nie potrzebuję kolejnych startów, choć może za parę lat… Tylko trochę się boję, że pójdzie gorzej, że będzie kryzys i wstyd przed samym sobą, że nie dałem rady. :)
    Gratuluję udziału i sukcesu. Wynik poprawiony i jesteś zadowolony, a to jest najważniejsze.

    • Nie ma się co tak negatywnie nastawiać na starcie :) Ja podszedłem do tego na ludzie, na zasadzie co ma być to będzie :) Za rok może już mi się nie uda poprawić wyniku, a może będzie wiał inny wiatr i się uda :D Hakuna matata i przyjemność z jazdy.

  • Dziwi mnie jedno dlaczego startujesz z D jak nie dajesz rady….?
    Jaki miałeś czas w całości bo nie pamiętam…?

    • Hej, sektor D deklarował średnią prędkość 30 km/h, a ja ostatecznie miałem 33 km/h, więc nie widzę tutaj „niedawania rady”.

      Czas każdej osoby można sprawdzić.

      Ja miałem 1:22:08 (trasa miała ostatecznie 45 km).