Już sześć lat temu dzieliłem się z Wami moimi (trochę smutnymi) przemyśleniami po wizycie na Teneryfie. Pisałem o tym, że tam WSZYSCY kierowcy przepuszczają pieszych, chcących przejść przez pasy. Wszyscy – włącznie z kierowcami autobusów, taksówek i ciężarówek. A u nas? Z roku na rok trochę się poprawiało w tym względzie, ale nie aż tak bardzo. Nadal byliśmy (i jesteśmy) w niechlubnej czołówce europejskiej pod względem liczby zabitych pieszych na drogach.
Za chwilę dwa słowa o nowych przepisach dotyczących pierwszeństwa pieszych na pasach. Przypomnę, że one dotyczą także rowerzystów, w tym sensie, że rowerzyści też będą mieli obowiązek przepuszczać pieszych.
Rewolucja w przepisach?
Ta „rewolucja” nareszcie przyszła i do naszego kraju. A przynajmniej będzie to rewolucja dla jeżdżących szybko, ale bezpiecznie. Dla tych, którzy fotoradary traktują jak gminne maszynki do zarabiania pieniędzy. I dla tych, którym przydrożne drzewa nagle wskakują przed maskę. I dla tych, którzy wszędzie się spieszą, bo to ONI mają najważniejsze rzeczy do załatwienia.
Przepisy o pierwszeństwie na pasach
Co się zmieniło 1 czerwca 2021? Według zmian w Prawie o Ruchu Drogowym „Pieszy znajdujący się na przejściu dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem. Pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, z wyłączeniem tramwaju.”
Pierwsza część już obowiązywała, nowością jest drugie zdanie o pieszym wchodzącym na przejście dla pieszych. Ustawodawca nie określił dokładnie kim jest wchodzący na przejście. Jednak możemy uznać, że chodzi o osobę, która wykazuje ewidentny zamiar przejścia przez ulicę. Czyli innymi słowy stoi przy przejściu dla pieszych, twarzą zwróconą w jego kierunku :)
Ustawa dodatkowo wymusza na pieszym zachowanie szczególnej ostrożności (do tego chyba nie są potrzebne żadne przepisy, prawda?) oraz wprowadza zakaz używania telefonu komórkowego lub innego urządzenia elektronicznego „w sposób, który prowadzi do ograniczenia możliwości obserwacji sytuacji na jezdni, torowisku lub przejściu dla pieszych„. Czyli innymi słowy – rozmawiać przez telefon można, ale grać w gry czy przeglądać internet już nie bardzo (tu też powinno to wynikać ze zdrowego rozsądku, ale niektórym wyraźnie go brakuje…).
Przepisy precyzują także to, jak zachować ma się kierowca: „Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na tym przejściu albo wchodzącemu na to przejście„.
Jeszcze raz podkreślę, że te przepisy dotyczą także rowerzystów. Rower to pojazd, tak więc widząc pieszego, który chce przejść przez przejście dla pieszych, mamy obowiązek go przepuścić.
Tu pojawia się kwestia legalności przejść dla pieszych przez drogę rowerową. Zostało to ciekawie opisane w tym artykule. Nie ma na takich przejściach wymaganych przepisami znaków pionowych i wiele osób podchodzi do nich jak do „malowanek”, a nie pełnoprawnych przejść. Jak to wygląda z mojej perspektywy? Nie wszędzie potrzebny jest Dziennik Ustaw, czasem wystarczy użyć zdrowego rozsądku. Oczywiście przydałaby się zmiana przepisów, aby taki znak pionowy nie był potrzebny na DDR-ce (aby nie tworzyć niepotrzebnego lasu znaków). Ale takie przejścia są w wielu miejscach potrzebne, by zwrócić uwagę rowerzysty, że może się tam pojawić pieszy, a pieszym podpowiedzieć, że przechodzą przez drogę, a nie asfaltowy chodnik.
Piesi to święte krowy?
Tu warto dodać, że nowe przepisy nie dają bezwzględnego pierwszeństwa pieszym! Niektórzy wieszczyli, że teraz piesi będą wbiegać pod samochody znienacka. A oni nadal mają zachowywać szczególną ostrożność, czyli upewnić się, że kierowca ich widzi i nie rozjedzie.
Jakiś czas temu swoje zdanie w temacie pierwszeństwa pieszych wyraził Adam Kornacki – dziennikarz motoryzacyjny. Jak pana Adama szanuję za serię „Zakup kontrolowany” i inne moto-programy, tak tutaj… zgodzić się z nim nie mogę.
Mamy tu podejście: ja, bohater i jednocześnie biedny kierowca; a do tego piesi czyli natręci oraz rowerzyści, a to oczywiście samo zło. I anegdotka, że szedłem pieszo, co mi się rzadko zdarza (plus za szczerość) i stanąłem tyłem do przejścia dla pieszych, żeby ci biedni kierowcy mogli sobie spokojnie przejechać.
Okej, pan Adam podkreśla niektóre złe zachowania pieszych (chociażby kaptur na głowie i brak rozejrzenia się przy wchodzeniu na przejście). Ale wrzuca te osoby do jednego worka z całą resztą rozsądnych pieszych.
A przypomnę, że w 2020 na polskich drogach zginęło 631 pieszych (wypadków było 5232, więc pytanie ile osób zostało ciężko rannych), z czego to kierowcy spowodowali 70,9% tych wypadków! Te statystyki stawiają nas w szarym ogonie Unii Europejskiej.
Nie tędy droga
Kierowcy postulują, że na zachodzie przejścia dla pieszych są oświetlone i mają sygnalizację świetlną, gdy jest więcej niż jeden pas w tym samym kierunku. Czy tak jest w każdym kraju UE – nie wiem. To oczywiście ma wpływ na podniesienie bezpieczeństwa, ale nie rozwiązuje wszystkich problemów. U nas naprawdę wielu kierowców traktuje ograniczenie prędkości do 50 km/h jedynie jako informację o prędkości minimalnej. Czy zieloną strzałkę jak zielone światło. Albo lubią wyprzedzać rowerzystów na gazetę (pisałem o tym ostatnio, gdy zmieniały się przepisy w sprawie odległości w jakiej mają być wyprzedzani rowerzyści i nadal traktuję to jak ponury żart).
Nie będę się już rozpisywał, niemniej napiszę to co zawsze. Nasza mentalność jest jaka jest i minie sporo czasu, zanim ona się zmieni. Ale do tego potrzebne są przepisy, kampanie medialne i ostra reakcja policji. Inaczej kluby „dwieście po mieście” oraz „jeżdżę szybko, ale bezpiecznie” nadal będą w statystykach udowadniać na co ich stać. Ale małymi kroczkami uda się to zmienić. Wierzę w to mocno.
Zachęcam do dyskusji w tym temacie, także na Facebooku Rowerowe Porady (gdzie trwa naprawdę gorąca wymiana zdań).
Od dziś wchodzą przepisy, które dają większe przywileje pieszym, którzy chcą przejść na drugą stronę ulicy po pasach. I…
Opublikowany przez Rowerowe Porady Wtorek, 1 czerwca 2021
Dla mnie patologią ze strony osób odpowiedzialnych za projektowanie infrastruktury jest wyznaczanie miejsc parkingowych w odległości 2-3m od przejścia dla pieszych. Niby powinno się parkować 10m od przejścia, a tu miejsce parkingowe przy pasach. Jak niby kierowca ma widzieć pieszego wychodzącego zza dostawczaka, czy dużego suv-a jeśli jest zaparkowany przy pasach.
Cóż, z rowerami to trochę szalone pomysły, ale sama ochrona pieszych na przejściach? Jak najbardziej jestem na TAK. może mniej będzie wreszcie wypadków. Wyrazy „potrącić” i „nieumyślnie” oby były jak najrzadziej ze sobą zestawiane!
Ależ fatalnie napisany artykuł…
> Jednak możemy uznać, że chodzi o osobę, która wykazuje ewidentny zamiar przejścia przez ulicę. Czyli innymi słowy stoi przy przejściu dla pieszych, twarzą zwróconą w jego kierunku :)
Dlaczego możemy tak uznać? Bo autor ma takie widzi mi się?
Pieszy może zbliżać się do przejścia, oczekiwać na możliwość wejścia na przejście, wchodzić na przejście lub znajdować się na przejściu. Jeśli jesteśmy w „niechlubnej czołówce” to między innymi dlatego, bo każdy interpretuje przepisy po swojemu, stosuje się tylko do tej części którą uznaje za wygodną, a całą resztę lekceważy. Powyższa wykładnia również jest radosną twórczością autora i nie ma odzwierciedlenia w UPoRD. Co gorsza co autor, to inna wykładnia. Dla jednego to pieszy zwrócony twarzą w kierunku przejścia (a co jeśli zgodnie z ustawowym obowiązkiem rozgląda się celem upewnienia co do możliwości bezpiecznego wejścia), dla drugiego znajdujący się w obszarze przejścia, a dla jeszcze innego pieszy zbliżający się w kierunku przejścia.
Zacznijmy od logiki. Czy np. kurier z paczką, który znajduje się przez zamkniętą furtką wchodzi na teren posesji tylko dlatego, bo wykazuje ewidentny zamiar wejścia na nią? Nie. Kuriera uznamy za wchodzącego w momencie gdy będzie przekraczał granicę posesji. Po jej przekroczeniu znajduje się już na posesji. Od kiedy to „ewidentny zamiar” jest równoznaczny z popełnieniem czynu (bo wchodzenie wskazuje na czynność dokonywaną)?
Przepisy. Pieszy nie może wchodzić na przejście dla pieszych bezpośrednio przed jadący pojazd. Jeśli pieszy wykazujący „ewidentny zamiar przejścia” traktowany byłby jako „pieszy wchodzący”, to należałoby karać za popełnienie wykroczenia każdego pieszego wykazującego „ewidentny zamiar przejścia” – o ile ten ewidentny zamiar narodził się w momencie gdy pojazd był w bezpośredniej odległości od przejścia.
Choć brak w ustawie definicji pieszego wchodzącego, na podstawie innych przepisów ocenić można, że pieszy wchodzący na przejście, to osoba która podejmuje aktywną czynność wejścia z chodnika na powierzchnię jezdni oznaczoną jako przejście dla pieszych.
Na koniec kwestia ustąpienia pierwszeństwa, która już jak najbardziej została zdefiniowana w ustawie. Wynika z tego, że ustąpienie pierwszeństwa pieszemu to powstrzymanie się od ruchu, jeżeli ruch mógłby zmusić pieszego do zatrzymania się,
do zwolnienia kroku, lub do przyspieszenia kroku. Czyli ewidentnie wskazuje na to, że pieszy musi znajdować się w ruchu, bo na uczestniku stojącym pierwszeństwa wymusić się nie da. I tu pada wykładnia autora, dla którego pieszy wchodzący, to pieszy stojący…
I tyle całej rewolucji.
> rozmawiać przez telefon można, ale grać w gry czy przeglądać internet już nie bardzo
Kolejna interpretacja nie wiadomo skąd. Ustawodawca nie określa jakie czynności wykonywane za pomocą telefonu powodują ograniczenia możliwości obserwacji sytuacji na jezdni. W praktyce przepis jest martwy, bo nie da się wykazać, że dana czynność prowadziła do jakichkolwiek ograniczeń w obserwacji.
> A oni nadal mają zachowywać szczególną ostrożność, czyli upewnić się, że kierowca ich widzi i nie rozjedzie.
Po pierwsze pierwszeństwo warunkowe to żadne pierwszeństwo. Termin ten w stosunku do pieszych wchodzących użyty został w ustawie nieprawidłowo – i nie jest stosowany ani w przepisach krajów europejskich, ani w Konwencji Wiedeńskiej.
Po drugie – ustawa zawiera wiele innych ograniczeń dla pieszych. Otóż nie mogą oni wbiegać na przejście, wchodzić bezpośrednio pod jadący pojazd oraz zza zasłaniającej widok przeszkody.
Obawy co do pieszych bezmyślnie wchodzących na przejście dotyczyły pierwotnego, zapowiadanego projektu w którym pieszych, na wzór przepisów Norweskich, miał mieć permanentne pierwszeństwo przed pojazdami. Tzn. kierujący musiałby ustąpić pierwszeństwa już pieszemu zbliżającemu się do przejścia. Konieczność oczekiwania pieszego na możliwość wejścia, traktowana byłaby jako wymuszenie. Ktoś kto to wymyślił nie uwzględnił, że w Norwegii zdecydowana większość przejść dla pieszych jest o ruchu kierowanym, a te o niekierowanym występują tylko w obszarach o niskim natężeniu ruchu drogowego i prędkości ograniczonej do 30 km/h. W Polsce przejścia o ruchu niekierowanym puszczane są przez wielopasmowe dwujezdniówki o podwyższonej prędkości maksymalnej czy przez drogi krajowe. W dodatku same przejścia projektowane są wadliwie, co wykazał raport NIK.
> A przypomnę, że w 2020 na polskich drogach zginęło 631 pieszych (wypadków było 5232, więc pytanie ile osób zostało ciężko rannych), z czego to kierowcy spowodowali 70,9% tych wypadków!
Bo w przypadku zdarzenia z pieszym istnieje domniemanie winy kierującego, który musi wykazać, że to pieszy zachował się nieprawidłowo. Do tego dochodzi niekorzystne orzecznictwo pod istniejący klimat, którego skutkami są obwinienia kierujących którzy np.:
– uderzyli w nietrzeźwego pieszego wbiegającego na wielopasmową jezdnię podczas wyświetlania dla pieszych sygnału czerwonego. Sąd uznał, że to kierowca jest całkowicie winny wypadkowi, gdyż z oceny biegłych wynikła prędkość 62 km/h zamiast dozwolonej 50 km/h,
– uderzyli w pieszego który wbiegł na jezdnię wprost przed jadący pojazd podczas wyświetlania sygnału czerwonego. Sąd uznał, że kierujący mimo iż nie przekroczył prędkości administracyjnej, jest całkowicie inny wypadkowi. Powinien przewidzieć, że pieszy może niestosować się do sygnalizacji świetlnej i w obszarze przejścia dla pieszych zmniejszyć prędkość dla niezagrażającej pieszym,
– uderzyli w pieszego który w miejscu niedozwolonym wszedł bezpośrednio przed jadący pojazd spomiędzy zaparkowanych innych pojazdów. Sąd uznał, że to kierowca jest całkowicie winny wypadkowi, gdyż z oceny biegłych wynikła prędkość 42 km/h zamiast dozwolonej 40 km/h,
– piesza w kapturze i telefonie wchodząc na przejście uderzyła w bok przejeżdżającego pojazdu. Sąd uznał w całości winę kierującego, który w jego ocenie nie zachował szczególnej ostrożności.
> Czy tak jest w każdym kraju UE – nie wiem.
No to warto się dowiedzieć, bo od tego należy zacząć dyskusję o bezpieczeństwie pieszych. Skoro kraje UE doszły do wniosku, że należy zlikwidować przejścia o ruchu niekierowanym puszczane przez drogi wielopasmowe albo w obszarach o prędkości administracyjnej wyższej niż 30 km/h, to znaczy że mieli ku temu jakieś przesłanki. Warto je rozważyć, zamiast uparcie udowadniać, że wyższe mandaty i kolejne przywileje dla pieszych to rozwiązanie wszystkich problemów.
Wiadomo, że argument anegdotyczny to żaden argument, ale w moim mieście powiatowym, przez ostatnie 4 lata nie doszło do żadnego wypadku z udziałem pieszych. Od 1 czerwca do końca września, takich wypadków było 4. Ten sam scenariusz… starszy pan (>70 lat) prowadzący pojazd najeżdża na młodego pieszego (<25 lat). Czemu? Otóż młody pieszy dowiedział się gdzieś z jakiegoś artykułu, że teraz ma pierwszeństwo wchodząc na jezdnię. Oczywiście przepisów nie doczytał, nawet się nad nimi nie zastanowił. Z jakiegoś mema wyczytał, że pieszy wchodzący to taki który ma zamiar przejść przez jezdnię, a że zawsze ma się zamiar przejść przez jakąś jezdnię, to znaczy że zawsze ma się pierwszeństwo. Starszy pan prawo jazdy zrobił w latach 70. ubiegłego wieku, przepisy zna na tamte lata, o nowych nie wie – bo ani Internetu nie czyta, z TV tylko Wiadomości w TVP i Pogodę. Na pewno regularnie nie czytuje też dziennika ustaw.
Dużo lepsze zdanie ma Marek Dworak z Jedź Bezpiecznie na TVP 3 Kraków.
Od lat tępi wyprzedzanie i omijanie na przejściu dla pieszych.
O nie wpuszczaniu na pasy nie wspominając.
Chciałbym podzielić się pewnym spostrzeżeniem – w Polsce często ogranicza się możliwość skrętu w prawo na czerwonym świetle (słynna „strzałka”) argumentując to bezpieczeństwem pieszych/rowerzystów Tymczasem pieszego czy rowerzystę paradującego kierowcy przed maską (gdy samochód ma czerwone, a pieszy zielone) zobaczymy, (jeśli chcemy) zawsze. Tymczasem gdy samochód skręca w prawo na swoim „zielonym”, przecina drogę pieszym/rowerzystom, którzy też mają zielone. Problem jest taki, że ich jest bardzo trudno dostrzec – mimo wysiłku i dobrej woli. Zazwyczaj kierowca widzi ich dopiero, gdy wjedzie na chodnik/DDR. A to już zwykle za późno.
Moim zdaniem najbezpieczniej byłoby, gdyby skręt w prawo był dozwolony WYŁĄCZNIE na czerwonym świetle (jako zasada). Oczywiście w uzasadnionych, konkretnych przypadkach (znaki, osobne światło do skrętu, niewielki ruch pieszych/rowerów itp…) skrzyżowanie mogłoby być zorganizowane inaczej.
Czy jako piesi/rowerzyści przechodząc lub przejeżdżając na „swoim zielonym” nigdy nie macie wrażenia, że skręcający też na zielonym kierowcy aut was nie widzą?
Czy jako kierowcy skręcając na „swoim zielonym” (bez osobnego sygnalizatora) w prawo nigdy nie macie duszy na ramieniu, że za prawym przednim słupkiem waszego samochodu nie schował się pieszy lub nie wyskoczy Wam ktoś niespodziewanie przed maskę na „szosie” z prędkością 35 km/h?
Ot, taka refleksja kierowcy samochodu, motocyklisty, rowerzysty i pieszego w jednej osobie :)
Cześć,
pominąwszy bardzo źle zaprojektowane skrzyżowania, to jeżdżąc co nieco samochodem, nigdy nie miałem problemów z rozejrzeniem się, czy nie jedzie gdzieś rowerzysta/idzie pieszy. Oczywiście wymaga to nieraz zatrzymania się i dokładnego obejrzenia po kilka razy w obie strony.
Oczywiste jest, że rowerzysta/pieszy, zbliżając się do przejścia/przejazdu, mając nawet zielone światło, powinien upewnić się, że kierowcy go widzą. Sam tak robię, dla własnego dobra, że po pierwsze zwalniam, a po drugie upewniam się, że kierowcy się zatrzymają. Znam w Łodzi kilka takich „trefnych” miejsc, gdzie problemem są skręcający nie w prawo, ale w lewo, co jest jeszcze gorsze. Stoją, stoją, stoją, nagle robi się luka do skrętu, no to gaz do dechy i już nieważne, że akurat ktoś wszedł na przejście (bo kierowca jest zaaferowany tym, żeby skręcić w lewo).
Takich problematycznych sytuacji można znaleźć dziesiątki i wynikają zazwyczaj albo z takiej sobie infrastruktury (która nie była projektowana pod rowerzystów) albo ze zwykłej nieuwagi (nie mówiąc o chamstwie, ale to jeszcze inny temat). Dlatego niestety trzeba stale myśleć za innych, przewidywać i jeździć defensywnie (co nie znaczy, że powoli, tylko trzeba wiedzieć gdzie jednak zwolnić).
Na razie widzę, że kierowcy zachowują większą ostrożność przed przejściami. Pewnie boją się, że jak pieszy wtargnie to i tak winny będzie kierujący. Życie pokaże co będzie dalej ale moim zdaniem poza większą ostrożnością jednej i drugiej strony nic się nie zmieni. Ciekawy jest dopisek, że jeśli telefon nam nie utrudnia obserwacji to możemy go używać. Kierowcy oczywiście podnoszą larum, że jak to, że to furtka ale ciekawi mnie który z nich przestaje rozmawiać w czasie jazdy zbliżając się do skrzyżowania. Ręka w górę :) Pomijam już fakt, że połowa nie używa zestawu głośnomówiącego.
Odnośnie przepisu zwiększającego odstęp od rowerzysty przy wyprzedzaniu, czy te przepisy weszły w życie? Coś mi się kojarzy, że zostały odrzucone gdyż mogły by spowodować zatory na drodze. Uzasadnienie mówiło, że w Polsce mamy zbyt wąskie drogi i zbyt dużo na nich linii ciągłych, które (teoretycznie) uniemożliwiają wyprzedzenie rowerzysty przy odstępie 1,5 m. Prowadziłoby to jak ktoś powiedział do paraliżu na drogach. I teraz wychodzi jacy ludzie zasiadają w ławach sejmowych. Nie douczyli się i nie dowiedzieli, że większość dróg i tak jest za wąska aby na jednym pasie zmieścił się rowerzysta (powiedzmy ok. 70 cm) + odstęp 1 m + samochód (ok. 1,8 m). Takie pasy są bowiem nie na „zwykłych” drogach ale na autostradach.
Zatem przepis zwiększający odległość o dodatkowe pół metra nic nie zmienia. Oczywiście mówię o drogach bez pobocza bo to zmienia sytuację. Swoją drogą był projekt aby dopuścić wyprzedzanie rowerzystów przekraczając linię ciągłą ale na to posłowie też się nie zgodzili bo mogłoby to doprowadzić do sytuacji patologicznych. No tak. Lepiej igrać z życiem rowerzystów… A czy można zostawić więcej miejsca kierowcom zbliżając się do prawej krawędzi? Dojeżdżam do pracy powiatówkami i jeśli jadę za blisko pobocza to daję kierowcom sygnał, że mają więcej miejsca i mogą próbować się zmieścić pomiędzy mną a jadącym z przeciwka. Naprawdę. Tak mi to wyjaśnił jeden taki „miszcz prostej”. Zatem jadę po śladzie prawych kół samochodu w ten sposób dając znak, że sorry ale jak lewy pas jest zajęty to nie wyprzedzaj. No sprawdza się to i jakoś nawet nikt nie trąbi.
Ano właśnie, przepisy przepisami, a potem życie życiem. Wszystkiego nie da się uregulować, a nawet jeśli, to jeszcze pozostaje kwestia przestrzegania tego. Wiele rzeczy powinno wynikać ze zdrowego rozsądku, a nie bezpośrednio z przepisów. Może małymi kroczkami to się zmieni.
Podrzucam inny punkt widzenia:
https://www.youtube.com/watch?v=nWnVMFT014A
od 26:57 „Nowe głupoty w kodeksie drogowym”
Od 33:20 zaczyna się temat pierwszeństwa pieszych. I jest tam sporo racji, że nie można poprzestać na samej zmianie przepisów, poprawiana powinna być także infrastruktura.
Nie można też zapominać, że pieszy też ma obowiązek zachować szczególną ostrożność. Co oznacza, że przed wejściem na przejście, musi upewnić się, że kierowca go widzi i przepuszcza.
Chciałbym się odnieść do tego tematu pasów na DDR, z tego co bardzo wiele osób mówi, nie jest to przejście dla pieszych, można to traktować jako ostrzeżenie, przejście powinno być oznaczone przede wszystkim znakiem pionowym, a takich znaków nie ma, chociaż czytałem wypowiedź jednej z policjantek że są to jednak przejścia dla pieszych. Druga sprawa to, to że przepisy pierwszeństwa dla pieszych przed przejściem nie dotyczą rowerzystów, dla tych drugich nic w tej kwestii się nie zmieniło.
Cześć,
jeżeli chodzi o drugą kwestię, to nie wiem czy się dobrze zrozumieliśmy. W tytule tego wpisu napisałem, że dotyczy to także rowerzystów, w tym sensie, że także rowerzyści muszą przepuszczać pieszych. „Pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, z wyłączeniem tramwaju.” Rower to pojazd, tak więc obowiązek przepuszczania pieszych dotyczy także i nas.
Natomiast co do przejść przez drogi dla rowerów, to masz rację, nie są one „legalnymi” przejściami (zaraz zrobię na ten temat dopisek w tekście). Niemniej tu jest ciekawy artykuł na ten temat: https://smartride.pl/drogi-dla-rowerow-bez-przejsc-dla-pieszych-nowa-polityka-warszawy-wzbudzila-kontrowersje/
pokazujący oba oblicza tego tematu. I ja się zgadzam z tym, że takie przejścia są w wielu miejscach potrzebne, dając rowerzystom sygnał, żeby uważali, bo potencjalnie może pojawić się tam pieszy. A pieszym dając do zrozumienia, że przechodzą przez jakąś drogę, a nie asfaltowy chodnik.
Świetny, prosty i trafiający w sedno artykuł. Nie chodzi o to by był przysłowiowym „klinem” na twarze. Tak jak kierowcy twierdzą, że piesi to święte krowy…tak samo oni z siebie robią „święte krowy”. Czasem kierowcy zapominają, że miasto to nie tor saneczkowy.
Oczywiście jako pieszy, kierowca i rowerzysta…bo w tych czasach tylko do tych środków transportu się „ograniczam”…ale po prostu wyznaję starą zasadę wpojoną przez rodzicieli…miej oczy dookoła głowy.
Co z tego, że jako pieszy mam rację…jak i tak leżę rozjechanym.
Szacunek za ten artykuł i przypominanie o ZDROWYM ROZSĄDKU…jako pieszy, rowerzysta, kierowcza czy nawet siadając na publicznym kiblu.
Pozdrawiam!
Jasna sprawa, że zachować szczególną ostrożność trzeba w każdej sytuacji. I niestety myśleć za innych też. Ale nie da się uniknąć wszystkiego i wszystkiego przewidzieć. Tak jak to pisałem w niedawnym tekście o zmianie przepisów o odstępie przy wyprzedzaniu rowerzystów: https://roweroweporady.pl/150-cm-dla-rowerzysty-dobry-zart/
Sam przepis jest oczywiście dobry, ale jednocześnie jego egzekwowanie mało wykonalne. A wyprzedzanie „na gazetę”, albo „przecież się zmieszczę” to dla naprawdę sporej grupy osób sport narodowy. O poczekaniu aż rowerzysta podjedzie pod wzniesienie czy minie zakręt już nie mówię.
Wystarczy zacząć trochę bardziej szanować innych. Przestać patrzeć jedynie na czubek swojego nosa. Ale to zadziała dopiero w świecie idealnym, którego raczej nie dożyjemy. Pozostaje jedynie trzymać kciuki, że te przepisy trochę pomogą uporządkować to co jest.
Niestety to prawda, że pewne zmiany muszą nastąpić z „batem nad głową”. Niemniej patrząc jak się przez lata zmienia drogowa rzeczywistość, to jest trochę lepiej niż te 10 lat temu. Ale niestety prawie nie ma mojego wyjścia na rower, żebym się nie wkurzył na kogoś, kto zapragnął wyprzedzić mnie na gazetę.