Czas wakacji (generalnie okres maj-wrzesień) dla wielu osób jest momentem, gdy można wreszcie wybrać się na urlop, wsiąść na rower i pojechać gdzieś w trasę po Polsce, Europie czy świecie. Rower daje wolność, uniezależnia nas od publicznych środków transportu, można nim przejechać relatywnie daleko, jednocześnie mając możliwość podziwiania zwiedzanej okolicy. Co tu dużo pisać – każdy wyjazd rowerowy, bliższy czy dalszy, krótszy czy dłuższy to świetna i niezapomniana sprawa. Już samo jego planowanie sprawia olbrzymią przyjemność. Czasami jednak coś staje nam na drodze. Przeszkoda. Wymówka. Sztuczny problem. Do napisania tego tekstu zainspirował mnie wpis Ani z podrozniccy.com oraz Pauliny z domowa.tv. Poruszyły one temat, który można określić mianem „chciałbym/chciałabym, ale się boję”. Oczywiście, są przeszkody, których przeskoczyć się nie da, ale uwierzcie mi – większość wymówek jest po prostu wyssana z palca. Postaram się teraz rozprawić z tymi rowerowymi :)
1. Nie mam odpowiedniego roweru. To jedna z częstszych wymówek. Tylko chyba nie wiecie, że znam osoby, które odkąd pamiętam jeżdżą na składakach. Takich starych, jeszcze PRL-owskich składakach. I nie przeszkadza im to dojechać np. z Łodzi do Częstochowy w jeden dzień (130 km) czy w tydzień przejechać całe polskie wybrzeże. Oczywiście na składaku trochę trudniej jest pojechać w góry czy na wyprawę po Europie, ale nie oszukujmy się, dużo lepszy rower nie jest potrzebny. A jeżeli od dziś, co miesiąc odłożysz osiem dyszek, to za rok będziesz mieć fundusze na przyzwoity rower.
2. Nie mam kondycji. To ją zdobądź. Żeby przejechać rowerem kilkadziesiąt kilometrów dziennie nie trzeba mieć mięśni z żelaza. Wystarczy przez miesiąc pojeździć rowerem. Serio.
3. Nie mam z kim jechać. Jazda samemu też jest przyjemna, ale zdaję sobie sprawę, że nie dla każdego. Ale od czego masz przyjaciół, kluby turystyki rowerowej, Facebooka? Dla chcącego nic trudnego, zawsze się znajdzie innych ludzi lubiących pojeździć w grupie.
4. Nie mam z kim zostawić dziecka. Ten temat rozwinęła Paulina, ja dodam tylko, że moja młodsza siostra pojechała z nami w Bieszczady gdy miała dwa miesiące! Przy takim maluszku i tamtych czasach (brak przyczepek rowerowych) o jazdę rowerem byłoby ciężko, ale generalnie jest to dowód, że małe dziecko nie jest żadną przeszkodą (tfu, co za słowo w tym kontekście), a raczej szansą na po prostu inne spędzenie czasu. Spokojniejsze, delikatniejsze. Teraz zresztą są inne czasy, kupujesz lub wypożyczasz przyczepkę dla dziecka (są takie w których można przewozić nawet te najmniejsze) i można spokojnie na rower się wybrać.
5. Nie mam z kim zostawić kota, psa, żółwia, szynszyli. Są psy które uwielbiają jeździć w koszyku na rowerze :) Tak serio, zdaję sobie sprawę, że zabranie ze sobą zwierzaka na kilka dni i wiezienie go na rowerze będzie dla niego uciążliwe. Ale dla chcącego nic trudnego, są hotele dla zwierząt, można poszukać wśród znajomych jakiegoś miłośnika zwierząt, można ostatecznie wybrać się w jedno miejsce i stamtąd ruszać na codzienne wycieczki zwierzaka zostawiając w hotelu/hostelu/kempingu.
6. Nie mam pieniędzy. Jak mówi stare powiedzenie „Pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to nic”. Oczywistą rzeczą jest, że jeżeli nie masz grosza przy duszy, to wyjazd może być problematyczny. Ale to nie jest problem braku pieniędzy, tylko Twojego zarządzania nimi! Odkładaj co miesiąc jakąś sumę pieniędzy, nawet niedużą, a po roku czasu uzbiera się na wyjazd. Dłuższy, krótszy, dalszy czy bliższy, ale się uzbiera. Spać można pod namiotem w lesie albo tanim kempingu, jeść i tak trzeba i w sumie na tym się kończą wydatki na wyjeździe ekonomicznym. I zerknij jeszcze na blog Michała, który pisze o tym jak oszczędzać pieniądze. Przyda Ci się.
7. Boję się, że potrąci mnie samochód, rozjedzie kombajn, stratują krowy. Strach to naturalny odruch, a kierowcy samochodów bywają mało ostrożni. Krowy również. Ale przecież nikt Ci nie każe jechać po głównej drodze. Wręcz jest to niewskazane! Planując trasę warto wybrać drogi gminne, na których ruch jest dużo mniejszy. Dodatkowo warto zaopatrzyć się w migającą tylną lampkę i włączać ją nawet w dzień. Ja na trasach pozamiejskich zakładam na plecak pokrowiec przeciwdeszczowy, który jest w żarówiastym kolorze. Uwierz, że pomaga to bardzo, a kierowcy o wiele częściej omijają mnie szerokim łukiem. Jeżeli nie jeździsz z plecakiem, pomyśl o kamizelce odblaskowej.
8. Rodzice mnie nie puszczą! Jeżeli masz już 18 lat to nie żartuj, tylko porozmawiaj z nimi, żeby zaczęli traktować Cię jak dorosłego. Jeżeli masz mniej, to niestety – musisz się słuchać rodziców. I zrozumiałe jest, że mogą mieć obawy by puścić Cię w samotną podróż rowerem dookoła Europy. Ale może warto dołączyć do jakiejś grupy, która organizuje wyjazd rowerowy? Tego typu imprezy często szykują harcerze i zwykle nie trzeba nim być, żeby z nimi pojechać. A może sam coś zorganizujesz? Pod skrzydłami rodziców oczywiście. Jeżeli namówisz na wyjazd np. kuzynów i kolegów ze szkoły rodzice przychylniej spojrzą na taki pomysł.
9. Boję się spać w namiocie, a na myśl o braku prysznica przechodzą mnie dreszcze. Przyznam, że spanie w lesie na początku jest trochę dziwne. Najbardziej rzuca się w uszy cisza, a w oczy ciemność. Dopiero wtedy człowiek zdaje sobie sprawę, jak w mieście może być głośno i jasno mimo zamkniętych okien. Słychać trzask każdej gałęzi, szum wiatru niesie tajemnicze dźwięki, mózg zaczyna pracować na pełnych obrotach i wyobrażać sobie dziwne rzeczy. Przepraszam, że tak mocno dziś linkuję, ale nie mogę się powstrzymać, by nie dać linka do Radka Kotarskiego i jego filmu o deprywacji sensorycznej, a to chyba właśnie to odczuwa się w ciemnym lesie :) W każdym razie w namiocie nic Ci nie grozi, zwłaszcza na kempingu, a brak prysznica idzie sobie jakoś zrekompensować. Na kempingach zresztą prysznice najczęściej są, można również posiłkować się jeziorem albo wodą z butelki (da się i wiem, że kobiety też potrafią).
10. A co będzie gdy w środku Puszczy Noteckiej złapię kapcia, złamię nogę, zza krzaka wyskoczy niedźwiedź? Powoli zaczynamy osiągać szczyt absurdu i chyba warto zakończyć tę wyliczankę.
Podobnych wymówek oczywiście jest więcej, ale chyba poprzestanę na tych, by uświadomić Ci, że prawie każda z nich jest do obalenia. Zawsze znajdzie się jakieś wyjście i jakiś sposób by przezwyciężyć trudności. Trzeba tylko chcieć i do tego uparcie dążyć. Nie oglądając się na to co powiedzą inni (bo inni często najpierw krytykują i się dziwią, a potem nagle zaczynają zazdrościć i podziwiać).
Te wszystkie „problemy” to tak naprawdę mało istotne sprawy. Dla chcącego nic trudnego. A podróżowanie rowerem jest ekstra!
Jak mówi stare przysłowie: „dla chcącego nic trudnego” ja zjechałem pół polski a wyjeżdżając miałem ledwie 10 zł ( wtedy wystarczało to na jeden dzień skromnego jedzenia ).
Była to moja największa przygoda życia i chociaż minęło już 10 lat nadal wspominam ją z uśmiechem na ustach i ściśniętym sercem bo chętnie bym to powtórzył.
Nasze dziecię niestety odmówiło jazdy w przyczepce, więc dłuższe trasy odpadły. Chyba że dziennie jechalibyśmy max 20km. Ale i tak jeździ w foteliku rowerowym, nawet w styczniu jeździła (jak jeszcze było ciepło czyli 0 stopni). Zdecydowanie to siedzi w głowie. My na tej głowie stanęliśmy, by znaleźć opiekę nad dzieckiem, byśmy mogli rowerowo wyjechać. Na szczęście mamy babcię na emeryturze, bez niej wyprawy długodystansowe zapewne byłyby przełożone na później.
… jestem leniwa :D ( z tym argumentem trudno dyskutować ;)
Świetny artykuł. Ująłeś mnie zdaniem, że ludzie najpierw krytykują, a potem podziwiają…To święta racja. Jak wyjeżdżałam na swoją pierwszą dalszą wyprawę rowerową, to znajomi rzucali w moim kierunku teksty w stylu:”a nie boisz się? a jak złapiesz gumę? a gdzie będziecie spać? Tak bez prysznica, fuj! Chyba zwariowałyście?…zgwałcą was i wyrzucą do lasu” Trasa się odbyła, a do tego była udana, niezapomniana i to nie pierwsza i nie ostatnia. Na złość tym wszystkim (mieszkam na wsi) napisałam artykuł do lokalnej gazety z relacją z wyprawy. I co? Szacun! Na ulicy ludzie kłaniają się w pas, a niektóre mohery nawet wycięły sobie artykuł i modlą się do niego (wyjazd miał na trasie Sanktuarium w Licheniu. Pragnę więc komentując Twój artykuł dodać otuchy wszystkim PANIOM, które mają w zamyśle podróż rowerem, że jest to bezpieczne, fajne i odprężające. I to, że kobieta poradzi sobie bez męskiego ramienia jest w pełni udokumentowane na moim blogu.
Zapraszam na: www.bike-turist.blogspot.com
Kobiety, na rowery! i do zobaczenia na szlaku!
Haha, fajny artykuł. Ja słyszałam jeszcze taką wymówkę: A co będzie, jak na trasie zachce mi się siku? Na szczęście osoba, która jeszcze kilkanaście miesięcy temu ją wypowiadała, niedawno połknęła rowerowego bakcyla i dzisiaj sama wymyśla ciągle jakieś nowe trasy rowerowych wycieczek ;)
Cześć, ja w 199 którymś (chyba siódmym) pojechałem na rower do Danii. Ale nie na Bornholm ale na Zelandię (to jest ta wyspa na której leży Kopenhagą). Nie miałem jakiegokolwiek doświadczenia w wyprawach rowerowych, do pseudo MTB kupionego w Makro dokupiłem bagażnik i sakwy i pojechałem (a właściwie popłynąłem promem ze Świnoujścia). Pisze o tym bo to bardzo fajna sprawa. Śpisz w hostelach za relatywnie małe pieniądze (jak na nasze warunki super wyposażonych – kuchnie, prysznice) i relatywnie niewiele oddalonych od siebie. Będąc w jednym możesz rezerwować miejsce w następnym lub zaplanować od razu całą trasę. jadąc rowerem w Danii naprawdę czujesz się bezpiecznie i infrastruktura rowerowa jest ekstra. Polecam bo warto!
Marek
Bardzo polecamy wyprawy rowerowe z dzieckiem :) Zwłaszcza kiedy jeszcze nie zwiewa z kempingu :) My na nasza wycieczkę pożyczyliśmy rower dla Wojtka, sakwy dla mnie, przyczepkę i dziecko mieliśmy swoje, kondycje robiliśmy na trasie (30-40 km dziennie) i było ekstra! Przygoda, przygoda :) Pozdrawiamy i będę podczytywać stronę :)
Nie mam dzieci, ale nie muszę mieć, by widzieć co jakiś czas ludzi z dziećmi w przyczepkach. Albo na fotelikach gdy są starsze.
W tym podpunkcie oczywiście nie pisałem o tym, że gdy chcesz przejechać całą Afrykę rowerem, to bez problemu zabierzesz ze sobą roczne dziecko. Nie! Chodziło mi tylko o to, że nie trzeba całkowicie porzucać roweru „bo dziecko” i siedzieć tylko w piaskownicy pod blokiem.
Łukasz, co do pukntu czwartego, to… nie masz dzieci? :) Zanim mi się córka urodziła podobnie myślałem. Uwierz, że jednak to nie jest takie proste. Ciesze się przynajmniej, że parę razy w tygodniu jak mała idzie spać (ok. 19-20) uda się wyskoczyć na szybką jedno/dwugodzinną jazdę po okolicach miasta.
Z resztą się zgadzam :) Jak ma się chęci i samozaparcie to nie ma problemu. Jednak dziecko trzeba traktować priorytetowo, przed swoimi pasjami, celami etc.
Michał ma absolutną rację – wyznaczenie sobie celu, nawet najmniejszego bardzo mobilizuje. Ja za każdym razem gdy wychodzę z domu na rower muszę mniej więcej mieć „plan” gdzie chcę jechać. Bo inaczej kończy się tak, że kręcę się bez celu po okolicy (co czasem też fajnie się kończy, ale to inna sprawa).
@Bobiko – fajna inicjatywa z zieloną siódemką, ja w tym roku chcę jechać do Gdańska z Łodzi rowerem i też muszę sobie jakąś dobrą drogę opracować, żeby nie jechać jedynką :)
@ahu8 – to fakt, że w kasecie zużywa się najczęściej 3-4 zębatki :) W Jurze ostatnio byłem (w Olsztynie) i okolice naprawdę malownicze :]
Łukaszu, 'strzelanie’ ustało! Ale po dokładnym obejrzeniu wszystkich zębatek doszłam do wniosku, że trzeba częściej zmieniać biegi :)
Do smarowania używam spray’u jakiegośtam :)
Swoją drogą, zapraszam na Jurę Krakowsko – Częstochowską! Te trasy rowerowe nigdy się nie nudzą.
@Łukasz & @Fizik:
no właśnie sobie opracowuje system zabezpieczeń :) I rzeczywiście luźniejsze rzeczy sobie poodpinam ale też przykryję folią, coby mnie tam deszcz nie zaskoczył.
Jak tylko dojadę i wrócę, to z pewnością opisze u sibie i na bikestats przemyslenia. :)
ps: czekam na kolejne wpisy, fajna wartośc merytoryczna
ps.1: słyszałeś o http://www.zielona7.pl/? :)
Do Seba :
Najfajniej jeśli żona/dziewczyna również lubi podróżować i nie boi się roweru. Takie eskapady z drugą połówką na prawdę potrafią zbliżyć do siebie ludzi jeszcze bardziej lub/i obnażyć prawdziwe oblicze tej drugiej osoby.
Do Bobiko :
U-lock o długości 30cm. Spinacie ramy i tylne koła ze sobą, a sztyce z siodłami możecie wziąć ze sobą do namiotu. Przednie koła można dodatkowo spiąć grubą linką stalową do ramy. Najbezpieczniej jest mimo wszystko spać na dziko (z dala od ludzi).
Hej Łukasz,
Po pierwsze, to dziękuję bardzo za zlinkowanie do mnie :)
A po drugie: to do listy dodałym jeszcze jeden malutki punkt: jeżeli ktoś nie ma przekonania do wyruszania w podróż rowerem, to niech najpierw wykona mały pierwszy krok: dzisiaj zapisze na kartce cel na jutro („przygotować rower”), jutro napompuje opony, a pojutrze przejedzie się gdziekolwiek – kilka km. A potem pójdzie z górki :)
Często jest tak, że blokujemy się jeszcze „w głowie” – już tam budujemy obraz „nie, to nie dla mnie”. Nie warto się tyle zastanawiać. Po prostu warto to zrobić. I wbrew pozorom ten pierwszy punkt – zapisanie planu na następny dzień – jest bardzo ważny. Sformułowanie i zapisanie celu jest pierwszym poważnym krokiem pomagającym pokonać naszego wewnętrznego oponenta :) Wiem to od dawna, ale sam się czasami zadziwiam, że to po prostu działa :)
Pozdrawiam serdecznie
@Ahu8 – nie zapomnij po wszystkim nasmarować dobrze łańcucha i najlepiej olejem do łańcuchów :)
Jeżeli chodzi o przebicie dętki, to ja gdy bardziej oddalam się od miejsca gdzie mieszkam, do plecaka biorę pompkę i zapasową dętkę, a łatki mam w plecaku zawsze.
@Bobiko – siemasz Bobiko! Kradzieżami się nie przejmuj, po prostu dobrze przypinaj rower :) Powodzenia i udanego wyjazdu.
No ja własnie niebawem udaje sie na rowerowy urlop na przynajmniej tydzień pod namiotem. Mam pewne obawy, zwłaszcza z uwagi na zmieniajacą się pogodę, dość liczne kradzieże rowerów na kampingach czy też związane z moim niedosłuchem.
Ale też… zaryzykuję, zobaczymy, moze fatycznie przesadzam. Na chwilą obecną mam namiot, karimatę, spiwór, palnik kuchenny na nabój no i oczywiście sakwy. w weekend zrobi sie przegląd techniczny, zmieni klocki i sprawdzi jak będzie zachowywać się rower na takim obciążeniu ;)
Wspaniała strona! Wybrałam się dziś do serwisu na przegląd mojego 'strzelania’ w rowerze podczas podjazdów i zawróciłam do domu – czyściłam łańcuch i kasetę suchą szmatą (teraz muszę zainwestować w benzynę, o której pisałeś!) w przekonaniu, że to może wina kurzu. Sprawdzę rezultaty w czasie jutrzejszej jazdy. Bądź co bądź, zaczęłam zgłębiać tajniki roweru samodzielnie :D
A jeśli chodzi o ten post, to do wyjazdu nie mam wymówek, ale w czasie jazdy po głowie skacze mi myśl 'o jejku! żeby tylko nie przebić dętki!’, gdyż nigdy nie jestem ubezpieczona w razie takiego wypadku.
Pozdrawiam!
Wszystkie wymówki są śmiechu warte. Trzeba wziąć rower i jechać przed siebie. A najśmieszniejsze jest to, że najczęściej wymówek szukają ci, którzy nie mają na co narzekać. A ci którzy mają czwórkę dzieci, psa, kota i rybki zwykle sobie dobrze radzą w sprawie podróżowania.
Dzięki! W sumie byłyby kotlety ;)
Jak niedźwiedź wyskoczy to będzie po sprawie i skończą sie głupie wymówki :D fajny wpis!
Jakby to delikatnie ująć… Zawsze mi się wydawało, że druga połówka powinna wspierać pasje, a nie podcinać skrzydła.
11. Niema z kim dziewczyny/żony zostawić żeby fochów nie strzelała.