Magnic Light czyli oświetlenie magnetyczne

Oświetlenie magnetyczne roweru, to w sumie żadna nowość. Przecież piasty z dynamem mają w środku magnesy indukujące prąd. Ciekawszym rozwiązaniem są lampki, które nie wymagają specjalnej piasty i można je przekładać z roweru do roweru. W ofercie ma takie min. firma Reelight (model Sl 200 do kupienia za 100 zł). Minusem tych zestawów jest fakt, że wymagają zamocowania magnesu do szprych. A lampka oraz magnes, muszą być zamontowane przy osi koła. Rodzi to trzy problemy. Po pierwsze, nie da się ich używać z hamulcami tarczowymi (a przynajmniej producent podaje, że nie da się tego zrobić w modelu SL 100. Ale model SL 200 jest przystosowany do tarczowych hamulców). Po drugie, będą zamocowane dość nisko – co moim zdaniem zmniejszy ich widoczność. Po trzecie, mają jedynie tryb migający – co wynika bezpośrednio z faktu, że świecą jedynie wtedy, gdy magnes mija się z lampką. Największą zaletą takich lampek jest to, że nie potrzebują baterii czy akumulatorków. I na tym chyba zalety się kończą niestety.

Lampki magnetyczne bez baterii
fot. wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony magniclight.com

O wiele ciekawsze rozwiązanie przedstawiła firma Magnic Innovations. Ich oświetlenie nie potrzebuje magnesu mocowanego do szprych, wystarczą aluminiowe lub stalowe obręcze kół. Lampki mocujemy śrubą od hamulca V-brake, szosowego, a także można je zamocować w rowerze z tarczówkami – dzięki specjalnym adapterom. Nie będzie również problemu z ich montażem do roweru z pełną amortyzacją.

Producent tych lampek, już po raz drugi zgłosił do do internautów, by wspomogli jego projekt na Kickstarterze. Z wymaganych 40.000 dolarów by projekt ruszył, udało się już zebrać ponad 150.000 dolarów (a pozostało jeszcze 10 dni do końca). Na filmie poniżej zobaczycie jak w praktyce działa Magnic Light i co mówi o nim jego producent.

Lampki mają być oczywiście wodoszczelne i wyposażone w zabezpieczenie przed kradzieżą. W dodatku mają się palić przez krótki czas, również po zatrzymaniu roweru. Wydają się bardzo ciekawą opcją – dopóki nie poznamy ich ceny.

No właśnie, cena. Czy kupno takich magnetycznych, bezobsługowych i darmowych w eksploatacji lampek ma sens? Jedna lampka (przednia lub tylna) kosztuje 69 dolarów (ok. 210 zł). Za komplet trzech lampek (dwie przednie i jedna tylna) trzeba zapłacić 179 dolarów (ok. 540 zł). Czyli aby kupić tylko dwie lampki, musimy wydać 420 złotych. Czy to się opłaca?

Moim zdaniem – niestety nie. Zwykła, ale przyzwoicie świecąca przednia lampka Cateye HL-EL135N  kosztuje 50 zł. Na dwóch paluszkach AA świeci według producenta 80 godzin. Ale załóżmy realnie, że jest to 50 godzin. Zakładam, że jeździmy z non-stop zapalonym światłem (tak jak z tym magnetycznym), powiedzmy przez 7 miesięcy w roku, 22 dni w miesiącu, godzinę dziennie (czyli jak osoba dojeżdżająca do pracy rowerem). Potrzebujemy na rok trzy pary paluszków, co będzie nas kosztowało ok. 18 zł.

Tylna lampka Cateye TL-LD150-R kosztuje 40 złotych, miga przez 90 godzin (ale załóżmy, że przez 60). Rocznie będziemy potrzebowali góra trzy komplety paluszków AAA. Czyli koszt baterii znów wyniesie ok. 18 zł.

Przez pięć lat na baterie wydamy łącznie 180 złotych + 90 zł koszt lampek. Razem 270 złotych. Można ten koszt znacząco obniżyć kupując ładowarkę i zestaw akumulatorków. Koszt takiego zestawu nie przekroczy 70 złotych, a ładowanie kosztuje grosze.

lampki-magnic-light

Jak widać z tych wyliczeń, nawet kupując drogie baterie musielibyśmy jeździć przez 8 lat, by zakup lampek się zwrócił. Kompletnie nieopłacalne z finansowego punktu widzenia.

Dlaczego więc warto zastanowić się nad takimi lampkami? Po pierwsze, nie wymagają pamiętania o czymkolwiek. Nie ma ryzyka, że bateria nagle nam padnie, albo zapomnimy ją wymienić. Po drugie – takie rozwiązanie jest ekologiczne. Energię czerpie z naszych mięśni, a nie baterii, które trzeba potem gdzieś zutylizować (choć przy akumulatorkach ten problem jest dużo mniejszy). Po trzecie – to fajny bajer i jeżeli ktoś jest gadżeciarzem, to na pewno zrobi wrażenie na niejednej osobie. Ja mimo wszystko pozostanę przy swoich lampkach, ładowarce i zestawie akumulatorków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

19 komentarzy

  • Z lampkami Reelight jeżdżę juz ponad 3lata żadnych problemów wysokość montowania to żadna wada doskonale widać je z daleka . Nie muszę pamiętać o ładowaniu i żeby je włączyć . Wada jest to ze ni nadają się do szosówki zbyt duze bicie przy większej prędkości .

  • Muszę trochę zweryfikować swoje podejście:)

    Kupiłem w Decathlonie lampki Reelight SL 150 w promocji za stówkę. Plusem jest to, że w przeciwieństwie do niższych modeli, te świecą światłem ciągłym. Zdecydowanie ich największą zaletą jest to, że nie trzeba o niczym pamiętać:) Świecą zawsze, nie trzeba włączać, zmieniać baterii itd.

    Niestety nie są zawsze w 100% kompatybilne z rowerem. Odległość magnesu od lampki powinna być nie większa niż 5mm co jest czasem kłopotliwe (np. przy solidnych hakach przy widelcu). Dodatkowo używam przyczepki dla psa, której hak również zaczepia się przy tylnej osi. Równoczesne zamontowanie „rilajta” i przyczepki do koła to istny cyrk:).
    Ostatnim argumentem na nie to ich średnia moc. Rzeczywiście do miasta są odpowiednie, jednak na nieoświetlonej ścieżce mają już problem z oświetleniem drogi.

    Wolałem dokupić lampki ładowane przez USB (wiąż ekologiczne, mają dobrą moc, montuje się normalnie:D) a reelighty podarowałem dziewczynie do jej miejskiego roweru:).

    POZDRAWIAM:)

  • Pomysł fajny, ale niestety cena zaporowa i dopóki nie zaczną tego robić chińczycy tak pozostanie…
    No i nie jest to też coś nadzwyczajnego technologicznie, bo co do zasady działania nie różni się niczym od dynama :)

  • Tak jak napisałem w tekście, przy zakupie akumulatorków koszt używania lampek na baterie spada. No i jest ekologiczniej.

    Takie magnesy też trzeba wyprodukować i potem zutylizować. Pytanie jaki to ma wpływ na środowisko :)

    • Akumulatorki sa znikad i sie same utylizuja ? Lampki indukcyjne są najbardziej ekologiczne . Niestety nie ma jeszcze mocnych do oswietlania drogi bo pseudoekologom na tym nie zależy beda mówili ze taniej wyjdzie ładowane na USB albo inne dyrdymały .

  • Myślę, że pominięta została dość istotna informacja. Zarówno w Twoim poście, jak i w filmiku producenta nie jest wspomniana kwestia ekologii i wpływu na środowisko. Jeśli miałbym trochę wolnej gotówki z przyjemnością przerzuciłbym się na te magnetyczne lampki. Mając na uwadze, że za śmieci odpowiedzialni jesteśmy przez cały czas ich istnienia (a nie tylko do czasu wyrzucenia „za próg domu”)chciałbym nie dorzucać kolejnej porcji odpadów do specjalnej utylizacji. Nie mówiąc o kosztach produkcji baterii, wpływie produkcji na środowisko itd.:)

    Pozdrowienia z Gdańska.

  • @Master – ale wiesz… płacisz za nową technologię, wygodę i uniwersalność i moc świecenia. Ale oczywiście też uważam, że mogłyby być trochę tańsze.

    I zapewne będą, jeśli staną się popularne. Pamiętaj, że teraz to nie jest masowa produkcja na olbrzymią skalę. Stąd też cena.

  • Może i się mylę, ale na pierwszy rzut oka z filmiku wynika, że konstrukcja jest niemal identyczna z dynamem zewnętrznym z tą różnicą, że magnes znajduje się bliżej obręczy i porusza całą cewką wytwarzając prąd a nie poprzez pałąk. Co za tym idzie, koszt wytworzenia/sprzedaży nie powinien być, aż tak wysoki.

  • @Łukasz
    No tak – skrót myślowy.

    Rozważam dwie wersje funkcjonalne: czy lepiej nabyć nowe koło (przede wszystkim do jazdy zimą) z dynamem pod tarcze i korzystać z aktualnych lamp LED, czy też pozostać przy bieżącym kole z hamulcami tarczowymi i kupić nowe lampki bez dodatkowego dynama.

    Mój wniosek jest taki, że wysoka cena tych lampek została skalkulowana nie tylko w kategorii gadżetu – nowości, ale ma wliczone również to, za co byśmy zapłacili, gdyby ich nie było na rynku.
    Póki co, będę obserwował to rozwiązanie, aż cena znacząco spadnie, a obecny sprzęt się trochę zamortyzuje :-)

  • Producent podaje, że model SL 100 nie jest przystosowany do tarczówek. Ale zdaję sobie sprawę, że można pokombinować :)
    Już poprawiłem wpis – dzięki za zwrócenie uwagi, bo Reelight ma model SL 200, który jest dopasowany do tarczówek.

  • Napisałeś, że firma Reelight produkuje lampki udostępniane w Decathlonie, jednak z tym, że nie da się ich założyć przy hamulcach tarczowych nie jest prawdą, osobiście mam i hamulce tarczowe i te „magiczne lampki”, jednak służą mi tylko jako światło sygnalizacyjne, faktycznie, nie mają skuteczności w świetleniu sobie drogi.

  • @bik4done – nie złapałem sensu Twojego komentarza :) Magnic Light można zamontować do roweru z tarczówkami.

  • Łukaszu.
    Z mojego punktu widzenia koszt alternatywny samych lampek i baterii to za mało dla właściwego porównania, zwłaszcza, gdy mam hamulce tarczowe, a na zimę zapragnąłbym mieć jeszcze dynamo w piaście.
    Powiem, że od czasu posiadania tego ustrojstwa, zima na drodze jest mniej straszna, ale z tarczą musiałem się pożegnać, bo dynamo pod tarczę + nowe całe koło do jazdy zimą (szprychy nierdzewne, dobra obręcz do szybkiej jazdy miejskiej, odpornej na dziury i krawężniki + robota), to wydatek ok. 250-350 zł.
    Do tego dodajmy 180 zł na baterie i mamy porównanie „na zero”.

    Póki co i tak zostanę przy dynamie, bo daje mi odpowiednią masę światła, a te lampki z artykułu musiałbym zobaczyć w praniu.

  • Moc to jedno, ale zastosowane mocowanie sprawia, że tylnej lampki nie będzie widać podczas jazdy z sakwami. Jeśli chodzi o przednią to z tego co widzę, widoczność będzie na pewno ograniczona. Szkoda bo w podróży szczególnie w odległe miejsca fajnie byłoby mieć bezobsługowy komplet lekkich lampek (mam na myśli ciężką przednią piastę)…

  • Z akumulatorkami też jest sporo zabawy, trzeba ładować, pamiętać o tym. Nie każdemu się chce. Ja mam dynamo w piaście i nie jest źle. Co prawda ciężkie to trochę, ale przynajmniej mam darmowe światło. I co ciekawe, są takie lampki, które mają wejście USB i można dzięki nim ładować sobie na przykład telefon czy nawigację.

  • Do tego dochodzi kwestia mocy z jaką świecą takie lampki. Jeśli ktoś głównie porusza się w mieście po oświetlonych drogach, prawdopodobnie nie będzie potrzebował mocnego oświetlenia. Ja również nie zdecydowałbym się na zmianę. Trzeba jeszcze trochę poczekać, aż technologia w tym kierunku trochę bardziej się rozwinie.

  • Mojej siostrze by sie takie lampki przydały, bo ciągle zapomina o wymianie bateryjek. I już raz jechałyśmy przez las i musiałyśmy świecić moją, bo jej zgasła.