Nie tak dawno na blogu opisywałem jak przydatne w wielu sytuacjach mogą być rowery elektryczne, a dziś chciałbym zapoznać Was z elektrykiem, którego testowałem. Kreidler Vitality Elite 4, którym jeździłem jest co prawda z sezonu 2014, ale nowe modele są jeszcze lepiej wyposażone :) Wszystkie aktualne rowery tej marki można obejrzeć na stronie Kreidlera. Na początek skupię się na możliwościach i doznaniach z jazdy z włączonym wspomaganiem elektrycznym, ponieważ nie ma co ukrywać, że ta funkcja jest w tych rowerach najciekawsza.
Producent prawie we wszystkich swoich rowerach postawił na silnik montowany centralnie, przy korbie, natomiast akumulator w zależności od modelu umieszczony jest albo na bagażniku, albo przy ramie. Silnik (w wypadku mojego roweru był to silnik Boscha) aby spełniać przepisy o ruchu drogowym ma 250 Watów mocy i wspomaga pedałowanie do 25 kilometrów na godzinę, następnie odłącza się i trzeba pedałować całkowicie samemu.
Silnik bardzo płynnie przekazuje moc na pedały i nie trzeba się bać, że stracimy nad nim kontrolę. Wspomaganie działa tylko wtedy, gdy naciskamy na pedały i działa proporcjonalnie do siły z jaką się pedałuje. Tak więc przy ruszaniu ze świateł nie będzie tak, że rower nam się wyrwie. Porównałbym to do kogoś, kto jedzie za nami i z wyczuciem naciska na siodełko, pomagając jechać. O samym wspomaganiu jazdy napiszę jeszcze za chwilę.
Na bagażniku zamontowano akumulator o pojemności 11.6 Ah. Można go wyjąć, nie trzeba zabierać całego roweru do ładowania, a podłącza się go do normalnego gniazdka 230V. Akumulator od zera ładuje się około 3,5 godziny. Warto tylko pamiętać, że instalacja elektryczna w domu musi być dobrej jakości. U mnie w bloku niestety jest już leciwa i w pewnym momencie przegrzały się korki. Ciekawostką jest to, że Bosch produkuje swoje akumulatory w Polsce.
Na kierownicy znajdziemy dwa dodatkowe urządzenia. Komputer pokładowy oraz manetkę do sterowania. Na komputerze pokazują się aktualne parametry jazdy takie jak prędkość, stan naładowania akumulatora, tryb jazdy. Można również wyświetlić zasięg, godzinę czy przebieg roweru. Wyświetlane odczyty oraz zmianę trybu jazdy możemy zmieniać wygodną manetką.
Skoro jestem przy opisie komputera, napiszę od razu o ilości kilometrów jakie możemy przejechać ze wspomaganiem. Na zdjęciu poniżej widać szacunkowy zasięg na akumulatorze naładowanym w 90%. Dostępne są cztery tryby wspomagania: Eco – 158 km, Tour – 101 km, Sport – 76 km i Turbo – 60 km. Wspomaganie można też całkowicie wyłączyć. Od razu napiszę – te wskazania są jedynie szacunkowe. Dystans jaki przejedziemy na jednym ładowaniu zależy od bardzo wielu czynników – masy rowerzysty i ewentualnego bagażu, trasy jaką pojedziemy, intensywności z jaką będziemy korzystać ze wspomagania, używanego trybu wspomagania, a także pogody (upał czy mróz negatywnie wpływają na akumulator).
Przetestowałem wszystkie tryby i jazdę z różnymi prędkościami. Gdy jechałem w granicach 25 km/h po płaskiej drodze, silnik nie miał zbyt wiele do roboty i szacunkowy zasięg malał wolniej, niż przejeżdżane przeze mnie kilometry. Natomiast jeżdżąc po pagórkach widać było szybsze ubywanie dostępnego zasięgu.
Jeszcze kilka słów o dostępnych trybach jazdy. Eco nadaje się głównie do jazdy po płaskiej drodze, z wiatrem w plecy. Wspomaganie jest na tyle słabe, że nie czuć go aż tak bardzo, dlatego jazda z włączonym silnikiem elektrycznym na trasie 150-180 kilometrów jest możliwa, ale średnio opłacalna. O wiele lepiej sprawdza się tryb Tour, gdzie czuć już wyraźnie moc silnika i na płaskich odcinkach spokojnie wystarczy to do jazdy. Tryby Sport oraz Turbo przydadzą się przy podjeżdżaniu pod większe wzniesienia lub dynamicznego ruszania ze skrzyżowania.
Manetka posiada jeszcze przycisk WALK, który włącza tryb „pchanie roweru”. Silnik działa wtedy bez pedałowania i rozpędza rower do 2-3 kilometrów na godzinę.
Komputerek posiada jeszcze gniazdo USB, dzięki któremu możemy ładować telefon czy nawigację podczas jazdy. To bardzo fajne udogodnienie.
Jeszcze kilka słów o moich wrażeniach z jazdy z silnikiem elektrycznym. O wspomaganiu mogę się wypowiedzieć w samych superlatywach. Działa płynnie i bardzo naturalnie. No i przynosi efekty. Przejechałem się trasą z kilkoma solidnymi wzniesieniami, gdzie normalnie wylewam sporo potu i momentami moja prędkość spada do 13 km/h w najtrudniejszym momencie. W przypadku jazdy Kreidlerem wyglądało to zupełnie inaczej. Cały czas trzymałem prędkość 20-25 km/h, nawet na podjazdach. Po prostu włączałem tryb Turbo :) Nie wiem jak silnik poradziłby sobie na bardzo długich i stromych podjazdach w górach, ale myślę, że dałby sobie radę. Gdy wróciłem do domu, okazało się, że nie spociłem się ani odrobinę. Nic, zero, byłem suchutki. Idealna sprawa na dojazdy do pracy, gdy na miejscu nie ma prysznica, a po drodze czeka nas kilka podjazdów.
Największą wadą roweru jest jego waga. 25 kilogramów to niestety dużo i przy zakupie trzeba o tym pamiętać. Wnoszenie Kreidlera na pierwsze piętro w bloku dawało mi mocno w kość, zwłaszcza, że spora część ciężaru poszła na tył. W tegorocznych modelach trekkingowych Kreidler montuje akumulatory na ramie, co trochę poprawia wyważenie roweru i odciąża tylne koło podczas jazdy. W każdym razie decydując się na rower elektryczny warto mieszkać na parterze, albo mieć windę czy zjazd do garażu :)
Samo przyzwyczajenie się do większej wagi podczas jazdy nie jest trudne. Oczywiście przesiadka z roweru, który waży 10 kilogramów lub mniej, może być lekkim zaskoczeniem, ale można szybko się oswoić. Cięższy rower z jednej strony jest stabilniejszy, z drugiej trochę „leniwy” i mniej skrętny, co akurat w przypadku jazdy po asfalcie nie jest istotne.
W rowerze zamontowane są hydrauliczne hamulce szczękowe Magura, które bardzo dobrze radzą sobie z zatrzymywaniem większej masy. W obecnych modelach trekkingowych Kreidler zaczął montować hamulce tarczowe, ale hydrauliczne szczękowe są nadal dostępne w rowerach miejskich.
W rowerze, który testowałem zastosowano dynamo w przedniej piaście do zasilania oświetlenia. Według mnie to kiepski pomysł, w końcu nie po to wieziemy ze sobą akumulator, żeby jeszcze napędzać dynamo. Ale Kreidler od tego roku przestał je montować, rower trochę schudł, a lampki zasilane są przez akumulator.
Osobny akapit należy się oponom. Schwalbe od pewnego czasu produkuje opony Energizer (w kilku odmianach) specjalnie dedykowanych rowerom elektrycznym. Producent podaje, że są one dostosowane do większego obciążenia i mają większą odporność na przebicie. Ale w specyfikacji i tak przypominają inne, turystyczne opony, przy których też jest napisane, że pasują do rowerów elektrycznych :) Ale, że cena Energizerów i porównywalnych opon jest ta sama, wybaczam Schwalbe tę marketingową zagrywkę i nawet ich rozumiem, że chcą przyciągnąć niezdecydowanego klienta to zakupu ich opon. Bo warto. Ja na nich jeździłem co prawda tylko po suchej nawierzchni, ale zarówno na asfalcie, jak i gruntowej drodze dawały sobie znakomicie radę. Stali czytelnicy zresztą wiedzą co myślę o produktach Schwalbe i że od lat używam ich opon :)
Podsumowując – rowerem jeździ się niewiarygodnie łatwo i lekko, można zapomnieć o pocie i o problemach z podjeżdżaniem nawet pod strome wzniesienia. Akumulator wystarcza na przejechanie solidnego dystansu, a podczas jazdy większa waga roweru nie stanowi problemu. Rower jest wyposażony we wszystko co jest potrzebne do wygodnej, turystycznej czy miejskiej jazdy.
Teraz kwestia – czy warto kupić taki rower? Pisałem o tym już we wpisie o rowerach elektrycznych, że to nie jest zakup dla każdego. Elektryk sprawdzi się u osób starszych czy tych, którzy z różnych względów nie mogą się forsować. Sprawdzą się również u tych, którzy chcą dojeżdżać do pracy bez grama potu na czole. Nie ma co się oszukiwać, ceny rowerów elektrycznych nie są niskie, przynajmniej na polskie warunki, choć jestem przekonany, że z roku na rok będą spadać. Kreidlery w cenniku kosztują od 9500 złotych (z jednym wyjątkiem, kosztującym 4800 zł), ale warto rozejrzeć się po sklepach internetowych w poszukiwaniu choć trochę niższych cen. W każdym razie, jeżeli kogoś stać i taki rower będzie mu potrzebny – to zdecydowanie warto. Sam przed testowaniem trochę w to wątpiłem, ale teraz wiem, że na emeryturze będę miał o czym myśleć :)
Dziękuję firmie Kreidler za przekazanie roweru do testów.
Nie rozumiem dlaczego z góry dyskryminuje Pan elektryczne, 40 kilogramowe „potwory”. Posiadam taki rower z akumulatorem żelowym i jestem z niego naprawdę bardzo zadowolony. Fakt, waży bardzo dużo, ale radzi sobie znakomicie po leśnych, nieraz piaszczystych ścieżkach nawet bez pedałowania, czyli na samym silniku (manetka gazu), więc wtedy jego waga nie jest w najmniejszym stopniu odczuwalna. Nieprawdą też jest to, że taki rower jest kiepsko wykonany. Zaroówno rama, jak i inne podzespoły są stalowe, a więc bardzo solidne i nie narażone na mikropęknięcia, jak w przypadku materiałów aluminiowych. Rower ten jest produkcji niemieckiej. Rower posiada stacyjkę z kluczykiem i diodami precyzyjnie informującymi o zużyciu baterii, solidny, mocny bagażnik z zamykanym na kluczyk kufrem, koszyk na zakupy z przodu pod kierownicą, kompletne oświetlenie przednie i tylne łącznie z tylnymi kierunkowskazami, elektryczny sygnał dźwiękowy, dodatkowy wskaźnik naładowania w lampie, manetkę gazu pozwalającą na jazdę bez pedałowania (tylko 1/3 obrotu pedałami i dalej już nie trzeba, przednie amortyzatory, skutecznie hamulce, a do tego jest piękny z wyglądu i sprawia bardzo estetyczne wrażenie. 14 Amperogodzinna bateria wystarcza na 25 km jazdy po leśnych ścieżkach bez pedałowania, a ładuje się bardzo małym prądem około 6 godzin. Baterię można wyjąć i przenieść do ładowania, a można też bezpośrednio ładować ją w rowerze. Bateria zabazpieczona jest zamkiem na klucz, przed ewentualną kradzieżą. Cały osprzęt roweru działał bezawaryjnie (odpukać), cały sezon i nic nie wskazuje, by ewentualnie mogło się coś zepsuć.
Jedyną wadą, którą od razu zauważyłem, to sztywna sztyca siodełka, którą wymieniłem na amortyzowaną za 75 zł i brak gniazda do ładowania komórki, czy smartfona.
Podsuwmowując, taki „potwór wszędzie sobie bardzo dobrze radz i nie ma co, wstydzić się za niego, pod warunkiem, że garaż mamy na zerowym poziomie i nie trzeba go wnosić po schodach.
Pozdrawiam najmocniej
Cześć, manetka gazu jest średnio legalna w Polsce i wielu krajach europejskich, ale tego się nie będę czepiał :) Druga sprawa, to właśnie waga – nie wniesiesz go już nigdzie, co mocno ogranicza grupę docelową takiego roweru. Zwykłe elektryki też do lekkich nie należą, chociaż tu wiele zależy od ceny.
Trzecia sprawa – na razie jeździłeś nim rok, kwestia ile kilometrów przejechałeś. Ciekawy jestem co powiesz za dwa-trzy lata po przejechaniu kilku tysięcy kilometrów.
Witam. Łukasz, z całym szacunkiem, na rowerach się znasz, przejeździłeś wiele kilometrów, ale niektóre Twoje argumenty mnie „rozwalają”…
Co Ty z tą unią i jej przepisami. Tu jest Polska i póki co rowerzystów obowiązuje Polska Ustawa PoRD. Koniec kropka.
„manetka gazu jest średnio legalna w Polsce i wielu krajach europejskich, ” – gdzie w w/w Ustawie jest stosowny paragraf dot. manetki? A co, jeżeli w manetce są tryby wyboru np. ekonomiczny, sportowy ….
Więc pisz o tym, na czym się znasz i nie rób wody z mózgu. Powtórzę raz jeszcze, polskiego rowerzystę obowiązują polskie przepisy, a te stanowią- rower elektryczny ma kaganiec w postaci ograniczenia mocy silnika i prędkości przy której ów silnik przestaje działać.
To czy unia jest z tego średnio, mało czy dużo zadowolona, to mnie to wali.
Kazik
Mój drogi, bardzo proszę, nie tym tonem. A tu proszę bardzo, cytat z Prawa o Ruchu Drogowym:
„Prawo o ruchu drogowym, artykuł 2, punkt 47
Rower – pojazd (…) poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem; rower może być wyposażony w uruchamiany naciskiem na pedały pomocniczy napęd elektryczny, zasilany prądem o napięciu nie wyższym niż 48 V, o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W, którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km/h.”
ja bym widział rower elektryczny raczej tak, bateria ukryta w boxie(kufrze) na bagażniku, klapa boxa otwierana tam gdzie ta kropka, nie otwierana po całości jak w dostępnych obecnie na rynku boxach bagaznika ; przy otwieraniu takiej krótszejj klapy boxa nie przeszkadza siodełko, ponadto box jest odpowiednio dłuższy żeby pomieścić długą bateria bagażnikową i nieco niższy i smuklejszy jak obecnie dostępne na rynku (chodzi o ładna prezentacje); trzeba byłoby wyprodukować jedynie taki box zamykany na kluczyk
http://zapodaj.net/6a923e4e3751b.jpg.html
Najlepsze rozwiązanie z ukryciem baterii widziałem w Batavusie, gdzie umieszczono ją w osłonie łańcucha:
http://www.consumentenbond.nl/elektrische-fietsen/producten/batavus/fuego-e-go-8p-dames-2013/testresultaten-en-specificaties
bezszelestny silnik w piaście i ciężko poznać że to elektryk.
O, świetnie że się Panowie Inżynierowie i Technicy ujawnili!!(Rysiubrat i Marek Danowski) – Mogę Was prosić o wyjaśnienie – jak to właściwie jest z tą mocą generowaną przez _____przeciętnego_____ (to bardzo ważne!!!) rowerzystę? W sensie – w jakich granicach ona oscyluje? Bo w internetach, zależnie od tego gdzie się to czyta to waha się od 15 WATÓW do prawie KILOWATA. Jaka jest prawda?
Z góry dziękuję za odpowiedzi, i pozdrawiam
Dawno temu przeczytałem taki artykuł (już nieistniejący):
„[…]Zacznijmy od pierwszego warunku: szybkości. Człowiek może przez kilka godzin wytwarzać
energię mechaniczną 0,2 KM, a od 12 do 30 sek – 1,0 KM.
Warto też zaznaczyć, że człowiek jest silnikiem „elastycznym” – jeśli bowiem np.
silnik elektryczny o mocy 100 W obciążymy pracą wymagającą 120 W to ulegnie on
„spaleniu”, natomiast człowiek zwiększy stopniowo swą moc do wymaganej wielkości.[…]
Nie wiem na ile się zdezaktualizował.
Dzięki serdeczne!!!
tu jest mowa o 50 watach przeciętnie, 200 (Armstrong) chwilowej (2godz) mocy…
Interesuje mnie to, bo jak tak sobie próbuję porównać rower do jakiegokolwiek innego pojazdu, to mi wychodzi na to, że rower jest jakimś niesamowitym cudem sprawności – chciałbym mieć okazję pojeździć rowerem, czy może raczej skuterem napędzanym silnikiem o danej mocy – w przedziale od 5-10 watów do tych 736… no, niechby było równego kilowata – ciekawe jakie byłyby różnice w zachowaniu, i jaka musiałaby być moc silnika żeby zapewnić taką dynamikę jazdy jak na normalnym rowerze.
Ale artykuł super – zwłaszcza ten wykres zużycia energii… Cudowne!!!!!
Dziękuję!!!!!
„tu jest mowa o 50 watach przeciętnie, 200(Armstrong) chwilowej(2godz) mocy…”
W zaledwie 50W nie uwierzę, bo przy prądnicy 3W (w piaście) i przeciętnej sprawności tego układu bym wyraźnie odczuł moment włączenia światła. Zaś wspomaganie elektryczne daje 250W i nie jest to jakoś super dużo — na płaskim zysk nie jest ogromny. Co innego 500W (chyba legalne w Norwegii).
„Ale artykuł super – zwłaszcza ten wykres zużycia energii… Cudowne!!!!!”
Za to bardzo lubiłem Młodego Technika (artykuł ma 29 lat!). Chyba muszę go sobie znowu kupić i poczytać, ale po tylu latach chyba nie będzie to samo wrażenie jak się czytało mając kilka(naście) lat. :-)
Dzięki serdeczne i pozdrawiam!!! :)
Wygląda na to, że w ferworze walki (;-)) zgubiliśmy temat podstawowy – czyli rower (ze wspomaganiem elektrycznym). I tu sprawa jest prosta – nikt nie ma prawa zakazywać ruchu takich pojazdów po ścieżkach ! Całe szczęście że większość głosów popiera takie zdanie – i jest to naprawdę sensowne! A pomysły typu JS na szczęście nie są akceptowane – bo i nie powinny być. Trochę tolerancji, życzliwości, zdrowego rozsądku – a nie bariery administracyjne czy technologiczne ! Przykład z życia: ścieżka rowerowa nadmorska: tłumy ludzi. Wśród nich zwykłe rowery, elektryki, trójkołowe zwykłe i elektryczne, rolki, „karoce” czterokołowe, riksze, a nawet mamusie na rolkach zapychające z wózkiem prawie 20 km/h. I co ? I NIC!!! Dopóki wszyscy zachowują zdrowy rozsądek i tolerancję, to nic się nie dzieje – i fajnie że tak jest ! Dużo większy problem stwarzają np. radosne parki na zwykłych rowerach, patrzące sobie w oczka (zamiast na drogę) i jadące powoli całą szerokością ścieżki czy (ostatnio) dziewczę na rowerze, które nagle zmieniło zdanie i zsiadajac z roweru przeszło na piechotę w poprzek… (ja wyhamowałem, rolkarz za mną – wypadł z trasy i wylądował na drzewie, żeby nie wlecieć na nią…) Tak że – spoko – czego sobie i Wam życzę !!!
Dokładnie.Popieram.Nie to jaki mamy rower czy auto świadczy o bezpieczeństwie naszym czy innych,ale to jak się poruszamy sprzętem jakim dysponujemy.I o tym pamiętajmy,a przepisy są tak nie precyzyjne w tym temacie,że szkoda dyskusji bo każdy może jakieś argumenty za i przeciw zaprezentować i będzie mieć rację ,ale to nie ma się ni jak do rzeczywistości i można tak sobie debatować na głupie argumenty bez końca.Wystarczy najnowszy przykład było w Polsacie i teleexpresie rowerzysta nagrał kierowcę jadącego ścieżką rowerową i co?z większości wpisów na you tube zanim usunęli to rowerzysta jest najbardziej winny i trzeba go tępić a kierowcy zapowiedzieli,że będą rozjeżdżać rowerzystów z kamerkami.To jest qrwa chore a nie rower ze wspomaganiem.Może tą swoją nienawiść tam skierujecie gdzie jest potrzebna a nie na takie pierdoły nie mające znaczenia co hejterzy?Nie nie skierujecie bo może trzeba by się ujawnić a lepiej kogoś anonimowo opluwać prawda?Bo to nic nie grozi komuś w necie nawrzucać i se odreagować a zareagować na durne przepisy itp. to już nie ma odważnych.
mój Batavus Chayenne (Trekking 28″) gotowy do jazdy waży około 23kg (fakt, z łańcuchem 1,2kg i podkową), więc 2kg różnicy to nie jest zbyt dużo.
Jak te motorowery elektryczne potanieją, to idea ścieżek rowerowych kompletnie się przedefiniuje. Już da się to zaobserwować np. w Austrii, gdzie szaleni emeryci pomykają na swoich e-bikeach jak szaleni – gdy takich e-dziadków będzie więcej, to strach będzie na ścieżkę rowerową wyjechać z dzieckiem. Normalny rowerzysta, nie bojący się rozładowania akumulatora, nawet gdy jedzie szybko, to zwolni gdy trzeba – e-dziadek już niekoniecznie.
nie bardzo rozumiem – co ma „normalność rowerzysty” do obawy o rozładowanie akumulatora – właśnie rozładowanie akumulatora jest podstawowym elementem skutecznie powstrzymującym zapędy pseudo-ekstremistów rowerowych… ;-)
Może coś w tym jest :-) Z drugiej strony jak jedziesz równo, to uszczędzasz akumulator. Jakoś nad Dunajem, gdzie e-bikeów sporo, często było widać takich co zdecydowanie nie lubili zmieniać rytmu jazdy.
Ale przede wszystkim sama idea e-bike jest sieknięta. Jeśli to motorower, to niech ma ogranicznik na 50km/h i jeździ drogami. Zamiast tego wpuszcza się ich na ścieżki rowerowe, gdzie kompletnie nieprzygotowani niedzielni rowerzyści osiągają prędkości dla nich normalnie prawie nieosiągalne. Jak jechałem z synem to się tych e-dziadków bałem.
Wszystko to kwestia kultury jazdy myślenia na drodze i zdrowego rozsądku.Przecież teraz np. w Wawie ja praktycznie widziałem jednego rowerzystę na elektryku a przepraszam ile się mówi o wariatach rowerowych wyprzedzających na trzeciego szalejących po chodnikach itp.Rower elektryczny nie ma tu nic do tego.Wpuścisz dziadka na ulice nie znającego zbytnio przepisów i nie mającego obycia na drodze będzie też dużo wypadków i kierowcy będą psioczyć kto ich wpuścił na drogi.A idąc Twoim tokiem myślenia to i kierowcom zablokować do 100km za miastem i do 50km w mieście i skończy się łamanie przepisów czy to takie trudne?Tylko do czego to wszystko by wtedy zmierzało nie dajmy się popaść w paranoję.Pozdrawiam.
To nie jest sprawa ani idei ani e-bików – tylko zdrowego rozsądku…Ja np. mogę powiedzieć, że boję się tatusiów jadących z synkami/córeczkami zygzakami po ścieżkach rowerowych albo w ogóle – w poprzek, bo nigdy nie wiadomo, co takiemu strzeli do głowy – a tatuś czy mamusia bezskutecznie słabiutko nawołują niesforne pociechy, co czasami skutkuje gwałtownym zwrotem takiej latorośli wprost pod przejeżdżający obok rower… Tak że jak widzisz – problemem jest głupota i nieodpowiedzialność a nie technologia ! Pozdrawiam
Bardzo dobrze że się boisz dzieci na ścieżce rowerowej! Właśnie o to chodzi, że po ścieżkach jeżdżą ci, co niekoniecznie mogą jeździć po drodze. Jeśli chcę pojechać szybko, to albo jadę drogą albo BARDZO uważam i nie powinno mi przeszkadzać, że jadąc 40km/h muszę zwolnić do 2km/h. Oczywiście że masz rację że opór przed zdrowym rozsądkiem nie musi być związany z jazdą e-bike, a nawet jak jest związany, to z powodów pozatechnicznych (wsiada taki na coś w cenie wyższej niż skuter spalinowy to mu się należy). Ale tak sobie myślę, że świat były milszym miejscem, gdyby e-bike nie były traktowane jako „rowery bez silnika” i zwyczajnie nie miały wstępu na ścieżki przy włączonym silniku.
Wybacz, ale nie do końca się z Tobą zgodzę… po pierwsze, jazda zygzakami czy w poprzek przez rozkoszne bachorki to nie jest dobry pomysł – niebezpieczny dla samych zainteresowanych jak i otoczenia ! I tu nie dam sobie powiedzieć, że to jest norma – wręcz przeciwnie – zdecydowana większość Rodziców umie okiełznać swoje dzieciaki, tak że nie zagrażają ani sobie ani innym i można mieć nadzieję – uzasadnioną – że będą rozsądnymi MYŚLĄCYMI uczestnikami ruchu drogowego – niezależnie od tego, w jakim charakterze… A na pewno świat byłby milszy, gdyby wszyscy stosowali się do zasady „nie rób drugiemu co tobie nie miło”, a nie zwalali braku rozsądku na technologię…
A propos – coś mi się wydaje – nie chce mi się w tej chwili szukać – że dzieci poniżej któregoś roku życia mogą jeździć tylko po chodniku a nie np po drodze czy ścieżce rowerowej… Nie czepiam się tego (nawet dokładnie nie wiem, ale jestem przekonany, że coś takiego w przepisach jest) – jeżeli dzieciak umie się zachować to nie mam nic przeciwko temu, żeby sobie jechał i na pewno nie będę mu zaglądał w metrykę. I odwrotnie często dorośłi zachowują się tak nieodpowiedzialnie, że resztki włosów stają na głowie – i znowu nie ma to nic wspólnego z technologią…
Zgadzam się całkowicie.A gadanie o przepisach to też sorry,ale chyba nie ma rowerzysty,który raz na jakiś czas by ich nie złamał typu jazda chodnikiem jazda po pasach gdy nie ma ścieżki i inne takie drobne.I to często nie wynikające ze złej woli rowerzysty,ale złych ścieżek lub ich brak itp. ogólnie niedopracowanych przepisów.Więc już się tak nie czepiajcie bo jak by tak każdego prześwietlić jak to przepisowo jeździ to każdemu by się mandacik znalazł podejrzewam.Rozsądna i bezpieczna jazda kultura osobista i odrobinę rozumu wystarczy,żeby na drogach ścieżkach i chodnikach było bezpiecznie i przyjemnie.Ale do tego jako narodowi po wielu wpisach na wielu forach to widzę,że niestety lata świetlne.Gdyby Ci wszyscy hejterzy hejtujący wszystko i wszystkich zebrali się razem i zamiast narzekać tą całą swoją złość zjednoczyli w walkę z głupimi przepisami to myślę,że osiągnęli by bardzo szybko bardzo wiele:-)pozdrawiam.
10000000….. % racji – dokładnie o to chodzi, stad moja reakcja na próby JS wprowadzania kolejnych przepisów (cytat: „świat były milszym miejscem, gdyby e-bike nie były traktowane jako „rowery bez silnika” i zwyczajnie nie miały wstępu na ścieżki przy włączonym silniku”) Na prawdę nie o to chodzi – pomijam już fakt, że wiele przepisów jest w ogóle bez sensu, a ich egzekwowanie jest praktycznie niemożliwe…. Również serdecznie pozdrawiam :-)
To nie musiałby być kolejny przepis, tylko nie wprowadzanie sztucznych regulacji, pozwalających pod pewnymi warunkami na traktowanie motorowerów jako rowerów. Regulacja jest sztuczna choćby dlatego, że jeśli pozwalamy na motorowery elektryczne, to czemu nie na spalinowe, pod warunkiem że będą ciche i nie będą smrodzić? (technicznie jest to możliwe, a taki motorower zapewne byłby wygodniejszy w eksploatacji od elektrycznego, bo lżejszy i z większym zasięgiem)
„Ale przede wszystkim sama idea e-bike jest sieknięta. Jeśli to
motorower, to niech ma ogranicznik na 50km/h i jeździ drogami. Zamiast
tego wpuszcza się ich na ścieżki rowerowe, gdzie kompletnie
nieprzygotowani niedzielni rowerzyści osiągają prędkości dla nich
normalnie prawie nieosiągalne. Jak jechałem z synem to się tych
e-dziadków bałem.”
No nie wiem czy wiesz ale są rowery elektryczne (trochę mylnie w tym wpisie nazwane) oraz „pedelec” ( pedal electric cycle). Łukasz testował to drugie, które z wymogiem prawnym działają do 25km/h i potem tylko o własnych siłach.
Natomiast „rowery elektryczne” to trochę nie wiadomo co, niczym motorower: nie występuje w ustawodastwie. W zasadzie to chyba jako skuter. Jazda takim czymś w Polsce po DDR jest _zabroniona_!
Wyjątek w Holandii, gdzie na DDR są dopuszczone takie pseudo skuterki (zarówno spalinowe i elektryczne), które do 25km/h nie wymagają pedałowania (pomijam fakt, że nie mają pedałów). Inna sprawa, że dosyć często zdarza się właścicielom odblokowywać ogranicznik, odpowiedzią policji u nich są takie śmieszne przewoźne hamownie, gdzie delikwentów się sprawdza (a kary są konkretne).
Właśnie, nie wiadomo tak do końca o co JS chodziło… A tak przy okazji: Pedelec do 25 km/h ze wspomaganiem a potem już o własnych siłach. No i co ? Czy to problem rozpędzić się rowerem do ponad 25km/h ? i żadna satysfakcja – w przypadku „gleby” – czy napęd działał czy nie… Po drugie – w ustawodawstwie nie ma czegoś takiego jak skuter (jest motorower a potem motocykl). Po trzecie – „blokada” polega na zwarciu dwóch przewodów – co za problem jakiś dyskretny przełącznik i nikt ci nic nie udowodni…. No i podsumowanie , do którego wracam jak mantry – żadna technologia ani przepisy nie zastąpią zdrowego rozsądku, stąd nie zgadzam się z JS co do czepiania się idei ! A dlaczego mnie to denerwuje ? Bo często ludzie się czepiają na sam widok – nie wiem, czy z zazdrości ;-) Kiedyś jechałem swoim elektrykiem – z wyłączonym napędem – a gościu za mną prawie się we mnie wrąbał (jak musiałem przyhamować bo coś mi wlazło pod koła…) – i oczywiście rozdarł się – typu „k… szpanuje na elektryku !” czy coś w tym rodzaju… Tak jak by to miało cokolwiek do rzeczy….
„Po trzecie – „blokada” polega na zwarciu dwóch przewodów – co za
problem jakiś dyskretny przełącznik i nikt ci nic nie udowodni….”
No nie, takie coś jest tylko w prostych rozwiązaniach. W tych co ja poznałem, to tutaj odpowiada za to sterownik i nie jest to system zero-jedynkowy. W każdym bądź razie omija się to oszukując czujnik przy szprychach, rzadziej gdy pomiar prędkości jest zrealizowany w samym silniku w piaście (dodatkowe uzwojenie + elektronika) i modyfikując oprogramowanie komputerka. W Gazelle (Panasonic) proste zwarcie przewodów poskutkuje zgłoszeniem błędu czujnika halla lub silnika.
” Po drugie – w ustawodawstwie nie ma czegoś takiego jak skuter (jest motorower a potem motocykl). ”
Racja, sam piętnując używanie pojęcia „roweru elektrycznego” zrobiłem to samo ze skuterem.
w większości sterowników właśnie jest wyprowadzona para przewodów do podania tego ograniczenia (właśnie dlatego, że wymaga to przekonfigurowania układu a nie prostego oszukania licznika…). Oczywiście mówię o typowych sterownikach dla ludzi a nie konstrukcjach fabrycznych Gazelle czy Batavus…
Chodzi mi o bardzo prostą rzecz: nie nazywajmy motorowerów elektrycznych „rowerami” czy „e-rowerami”. I w przepisach i w życiu. W pełni rozumiem osoby które zechcą taki motorower wykorzystać np. do dalekich, pełnych podjazdów dojazdów do pracy, ale im jazda po ścieżce rowerowej nie jest do niczego potrzebna. Nazywanie takich motorowerów rowerami jest natomiast potrzebne lobby producenckiemu, które dzięki pozytywnym skojarzeniom z rowerami chciałoby uczynić te urządzenia modnymi. Wmówić ludziom że to rower tylko lepszy. Sorry, rower z silnikiem może przypominać rower, ale rowerem nie jest. Czy chciałbyś np. oglądać Tour de France, gdzie zawodnicy jeździliby na wypasionych motorowerach?
Kiedyś było coś takiego jak „rower z silnikiem pomocniczym” (spalinowym) – traktowane jako rower jeśli zachowana była możliwość „pedałowania”. Więc zamiast się kłócić sprawdzcie sobie jak to wygląda wg aktualnych przepisów.
I znowu się różnimy – aczkolwiek nie nazwałbym tego kłótnią…;-) Moim zdaniem to, na czym jeżdżą np. w TourDeFrance do normalnych rowerów ma się tak sobie… Mówimy o jeździe rekreacyjnej – a tu rower ze wspomaganiem jest jak najbardziej na miejscu. No i oczywiście – lobby producenckie też jest, i to jeszcze bardziej pazerne niż w przypadku elektryków (zobacz sobie cene kółeczka do przerzutki – kosztuje tyle, co cały rower w TESCO….
I jeszcze dwa króciutkie spostrzeżenia: skąd stwierdzenie „Jazda takim czymś w Polsce po DDR jest _zabroniona_!” – skoro jak sam piszesz – nie ma czegoś takiego w ustawodawstwie? drugie: największe prędkości na ścieżce rowerowej zdecydowanie rozwijają rowerzyści bez żadnego wspomagania…
„I jeszcze dwa króciutkie spostrzeżenia: skąd stwierdzenie „Jazda takim
czymś w Polsce po DDR jest _zabroniona_!” – skoro jak sam piszesz – nie
ma czegoś takiego w ustawodawstwie?”
To nie jest tak, że co nie zabronione, to dozwolone.
W przypadku DDR masz (jak sama nazwa wskazuje) określone co tym może jechać:
droga dla rowerów – drogę lub jej część przeznaczoną do ruchu
rowerów, oznaczoną odpowiednimi znakami drogowymi; droga dla rowerów
jest oddzielona od innych dróg lub jezdni tej samej drogi konstrukcyjnie
lub za pomocą urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego;
pas ruchu dla rowerów – część jezdni przeznaczoną do ruchu rowerów
w jednym kierunku, oznaczoną odpowiednimi znakami drogowymi;
śluza rowerowa – część jezdni na wlocie skrzyżowania na całej
szerokości jezdni lub wybranego pasa ruchu przeznaczona do zatrzymania
rowerów w celu zmiany kierunku jazdy lub ustąpienia pierwszeństwa;
Zastosowanie mają tutaj znaki C13 C13/C16 i — ewentualnie — T22 (tego nie jestem pewny, piszę z pamięci).
A to „coś” co na wspomaganiu (i/lub bez konieczności pedałowania), jedzie >25km/h zdecydowanie ani rowerem ani „pedelec” nie jest.
a włąśnie że brak zakazu jest tu istotny… Że nie wspomnę o sensie – o co chodzi. Czy o prędkość – jeżeli zwykły rower jedzie 35 to co – przestaje być rowerem ? Skąd taka dyskryminacja ? Nie dajmy się zwariować – powtarzam – przy zachowaniu rozsadku nie ma potrzeby wprowadzania milionów uregulowań, i tak nie do egzekwowania, bo i po co…
Skoro na karcie zakupu mam napisane,że to rower tylko,że elektryczny to nadal jest to rower więc mogę nim jeździć po ddr.Jakim prawem ktoś sobie ubzdurał,że rower elektryczny to nie rower?To,że ma inne wspomaganie nie czyni go rakietą.Jaki to motorower co on ma wspólnego z motorem?z wyglądu ani z oprzyrządowania nic!!!Ja proponuję kolażówkom zmniejszyć koła do 22cali i na grubsze opony bo to dla nich też za duże wspomaganie i mi się nie podoba,że jeżdżą 40kmh po ddr i co?albo niech spadają na jezdnię bo ja mam takie widzimisię i już tak jak swoje widzimisię nie poparte żadnymi uregulowaniami prawnymi i przepisami ma JS.Dziękuję.
Dokładnie tak !!!!
„a włąśnie że brak zakazu jest tu istotny..”
Nie.
Sformułowanie w PORD „przeznaczona” oznacza, że jest wyłącznie dla wymienionego użytkownika pojazdu. Tak samo masz z chodnikiem, nigdzie nie jest wyraźnie napisane, że auto i rower nie może wjechać. A wiadomo, że (poza kilkoma wyjątkami) jechać nie może, prawda?
No i wracając do definicji roweru, roweru elektrycznego i tego „pedelec”:
„47) rower – pojazd o szerokości nieprzekraczającej 0,9 m poruszany siłą mięśni
osoby jadącej tym pojazdem; rower może być wyposażony w uruchamiany
naciskiem na pedały pomocniczy napęd elektryczny zasilany prądem o napięciu
nie wyższym niż 48 V o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W,
którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po
przekroczeniu prędkości 25 km/h;”
Czyli, krótko mówiąc, Łukasz testował rower, nie „rower elektryczny”, tylko rower, który w ustawodastwie unijnym występuje też pod pojęciem „pedelec”. Rower specyficzny, bo do 25km/h ma przewagę nad zwykłymi, powyżej już mniej, głównie przez swoją masę. To tak dla oburzonych obecnością tych „motorowerów” (czy jak to każdy nazywał) na DDR.
Generalnie, sugerowałbym co poniektórym jak najszybsze zajrzenie do PoRD. Nieznajomość przepisów, nie zwalnia z ich przestrzegania.
I to powinno zamknąć usta laikom nie znającym prawa a tworzącym sobie w swojej głowie własne wyobrażenia i definicje rzeczy takimi jakimi by chcieli,żeby były a nie takimi jakie są.Brawo.
uzupełnię też z PORD:
46) motorower – pojazd dwu- lub trójkołowy zaopatrzony w silnik spalinowy o
pojemności skokowej nieprzekraczającej 50 cm3 lub w silnik elektryczny o
mocy nie większej niż 4 kW, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do
45 km/h;
czyli rower elektryczny który nie działa jak pedelec jest motorowerem:)
jeszcze jeden koment osobno bo nieco inaczej – pytanie do prawnika – jest tu jakiś?
jak się mają stare precedensy do późniejszej nowelizacji prawa?
„Pojazdem mechanicznym w ruchu lądowym jest każdy pojazd drogowy lub
szynowy napędzany umieszczonym na nim silnikiem, jak również maszyna
samobieżna i motorower. Nie są pojazdami mechanicznymi rowery
zaopatrzone w silnik pomocniczy o pojemności nie przekraczającej 50 cm3
pod warunkiem, że zachowają wszystkie normalne cechy charakterystyczne
budowy umożliwiające ich zwykłą eksploatację jako rowerów. Wyrok Sądu
Najwyższego – Izba Karna z dnia 4 lutego 1993 r. III > KRN 254/92”
Bezpieczeństwo w komunikacji/ pojazd mechaniczny/ rower i inne pojazdy
niemechaniczne Precedensy. Sprawy administracyjne Tytuł: Bezpieczeństwo w
komunikacji/ pojazd mechaniczny/ rower i inne pojazdy niemechaniczne
Wyrok: Wyrok SN z dnia 25 października 2007 r., sygn. III KK
270/07 Treść: Obowiązująca ustawa karna, jak i ustawa z dnia 20 czerwca
1997 r. – Prawo o ruchu drogowym (Dz. U. z 2003 r., Nr 58, poz. 515)
nie definiują określenia „pojazd mechaniczny”, jakkolwiek ta druga w
art. 2 jednoznacznie odróżnia pojęcie: „pojazdu silnikowego” od
„roweru”, stanowiąc, iż tym pierwszym jest „pojazd wyposażony w silnik, z
wyjątkiem motoroweru i pojazdu szynowego”, zaś tym drugim „pojazd
jednośladowy lub wielośladowy poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym
pojazdem”. Za pojazdy mechaniczne należy uznać pojazdy zaopatrzone w
poruszający je silnik (pojazdy samochodowe, maszyny rolnicze, motocykle,
lokomotywy kolejowe, samoloty, helikoptery, statki wodne i inne), jak
również pojazdy szynowe zasilane z trakcji elektrycznej (tramwaje,
trolejbusy). Jeżeli chodzi o inne – niemechaniczne – pojazdy, to będą
nimi w szczególności zaprzęgi konne, rowery, a także statki żaglowe,
szybowce. Ponadto nie są pojazdami mechanicznymi rowery zaopatrzone w
silnik pomocniczy o pojemności skokowej nieprzekraczającej 50 cm3, które
zachowują wszystkie normalne cechy charakterystyczne budowy,
umożliwiające ich zwykłą eksploatację jako rowerów.
Moja konstrukcja jest bardzo podobna, stąd rozumiem niektóre opinie zawarte w artykule…. Niemniej jednak poproszę o wytłumaczenie tej „siły wspomagania proporcjonalnej do nacisku na pedały”. W zdecydowanej większości (a wszystkich konstrukcjach, które widziałem na własne oczy (a sporo ich widziałem ;-)) wspomaganie jest proporcjonalne ale do obrotów suportu (tarczka z magnesami). Tu nie widzę szczegółów , ale odnoszę wrażenie, że tak to jest rozwiązane – jeden z kolegów na forum podesłał mi co prawda link do (podobno) rozwiązania z monitorowaniem nacisku na pedały (na podstawie naprężenia łańcucha), jakkolwiek bez szczegółów – w dodatku mechanicznie nie do obronienia (chyba że był dodatkowy sensor w tylnej osi ?!) Czy można prosić o wyjaśnienie tej kwestii ?
pzdr
Czuję się nieco przywołany do tablicy, bo to ja Ci odpowiedziałem w innym wątku. Od Gazelle otrzymałem enigmatyczną odpowiedź, że są dwa rozwiązania: czujnik momentu obrotowego oraz siły nacisku na pedały i znajdują się w tylnej piaście. Jak coś więcej będę wiedział, to dam znać.
OKI- dzięki. Z tym momentem – to chyba własnie ta tarczka z magnesikami – czyli po prostu obrty (tyle że mądrze brzmi… ;-)) A tylna piasta – to przynajmniej teoretycznie ma sens (bo to, na co zwracałeś uwagę – coś w rodzaju czujnika napięcia łańcucha – był po stronie powrotnej, czyli nijak się ma do siły nacisku na pedały…). Pozdrawiam serdecznie !
czujnik naprężenia łańcucha bada jego drgania – są tym większe im większa generowana moc – tak działa jeden z rodzajów mocometrów
???? Sorki, jestem inżynierem z wykształcenia , ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić tego o czym piszesz. Jakie drgania ? w której płaszczyźnie ? Amplituda czy częstotliwość ? Zresztą tu sprężyna wózka przerzutki i położenie wózka dużo więcej ma do powiedzenia niż kręcenie pedałami… Owszem, jest teoretycznie możliwe badanie „mocy” pedałowania” na podstawie naprężenia łańcucha – ale jego górnego odcinka (za pośrednictwem jakieś rolki lub dwóch) – ale nie po stronie dolnej („powrotnej”)…
Wpisz sobie w wyszukiwarkę „pomiar mocy rower” a znajdziesz dużo linków również o wykorzystaniu drgań łańcucha. Zestawy takie produkuje np. Polar aczkolwiek czujnik jest na górnym odcinku łańcucha:). Fajny artykuł jako podstawę znajdziesz po wpisaniu „mocometr łańcuch” (z gazety stary bo 2009r ale obszerny 11str) – linków nie podaję bo admin wywala potem całe komenty. A co do inżyniera (czego?) to jako technik elektronik powiem Ci, że w szkole program nauczania byl mocno oderwany od rzeczywistości.
No masz – ja też jestem elektronikiem i to hardware’owcem (PG)… Przejrzałem linki które wyrzuciła mi wyszukiwarka – i z tym co mi podano się zgadzam. Pomiar mocy można realizować: w kołach, w korbie, w pedałach ew. w łańcuchu – tak jak wspominałem – napięcie na górnym odcinku – to wszystko ma sens (przynajmniej teoretycznie daje się obronić).Natomiast nie widzę związku z drganiami łańcucha – na które generalnie wpływa przede wszystkim jego napięcie, które z kolei zależy m.in do przełożenia, pozycji wózka przerzutki, itp . No i jeszcze jeden drobiazg – taki zestaw tensometryczny kosztuje od kilku tysięcy wzwyż, tak że jestem dość spokojny, że nie jest montowany w sprzęcie, o którym mówimy…
Mocometr mierzy moc wytwarzaną przez kolarza, teraz trochę pofilozufuję – wg zasady dynamiki moc nogi równoważy opory roweru przy ruchu jednostajnym, więc przełożenie nie jest istotne, bo łańcuch bedzie tak samo napięty na miękkim przełożeniu pod górkę jak na twardym podczas zjazdu, mierząc górny łańcuch przerzutka nie ma nic do rzeczy.
Co do ceny – zestaw z Polara kosztuje prawie 500funtów ale firma jest droga a po drugie mocometry to sprzęt dla pasjonatów jak na razie (niszowe gadżety są droższe niż sprzęty użytkowe). Po trzecie w pedelcu może być taki sam zestaw ale 10razy mniej dokładny – rower będzie działał a mocometr będzie dużo tańszy:)
Co do zasady działania – w gitarze im mocniej napniesz strunę tym drga z większą częstotliwością a mniejszą amplitudą.
ZGadza się – zasada struny od gitary (zresztą tak w którymś opisie było – coś w rodzaju przystawki gitarowej…) Tyle, że napięcie łańcucha a moc nogi to nie jest to samo – i w sposób zasadniczy zależy od przełożenia (do swoich dywagacji musisz dołożyć prostą dźwignię – no i ilość obrotów (z definicji mocy siła/czas)). No i tak przy okazji – teoretycznie amplituda nie powinna wpływać na częstotliwość (doświadczenie z fizyki…). Tak że podsumowując – jestem przekonany, że takie rozwiązanie w zwykłych rowerach jeszcze długo nie zaistnieje – no i na pewno nie na dolnym odcinku łańcucha (o czym wielokrotnie mówiłem – górny – jego napięcie – ok, można to mierzyć nawet na kilka sposobów…) Pozdrawiam
A ja pamiętam z doświadczeń z gumką (taką z majtek np:)) że jej częstotliwość drgań jest proporcjonalna do stopnia jej napięcia a amplituda drgań zaś odwrotnie:) tak samo jest ze struną w gitarze
moc=moment obrotowy*prędkość obrotowa______zestaw Polara mierzy obie rzeczy bo ma dwa czujniki
Wczoraj źle napisałem, brakło zastrzeżenia że przy tej samej kadencji i na tym samym blacie:)
Pytanie jaki wpływ na na drgania ma prędkość łańcucha, bo przecież takie same przełożenie np 2:1 możemy uzyskać z 42:21 i z 32:16, zakładamy że pozostałe parametry są takie same czyli kadencja, moment obrotowy na korbie, a co za tym idzie moc kolarza czy prędkość roweru (i stawiam że napięcie łańcucha też) a jednak prędkość przesuwu łańcucha jest inna!
Dopóki nie znajdziemy jak to wygląda od strony fizyki to możemy sobie gdybać jak Polar to wymyślił:)
No właśnie – blat i kadencja te same, ale w praktyce – nie, stąd dodatkowa komplikacja układu (dodatkowe czujniki ?) – że nie wspomnę o całkiem nietrywialnym oprogramowaniu, żeby wskazania miały cokolwiek wspólnego z rzeczywistością….Zresztą oni sami piszą, że jest to pomiar „niebezpośredni”, czyli krótko mówiąc – dookoła tematu… Tak więc podtrzymuję przekonanie, że w opisywanym Kreidlerze jest po prostu zwykła tarczka z magnesikami – czyli czujnik prędkości obrotowej suportu. A może Tester by nam coś w tym temacie powiedział ? ;-) Pozdrawiam
sam czujnik kadencji to za mało, musi być jeszcze czujnik nacisku, chyba że jest akcelerometr i pochyłomierz?
indzinier – dlaczego stosuje się tensometry a nie piezoeletryki?
I znowu w tym wszystkim zgubiliśmy początek – ja prosiłem o wyjaśnienie :”czujnika nacisku na pedały” a potem radośnie wdaliśmy się w dyskusję o mocometrach… A to zdecydowanie nie to samo – i tu łańcuch sam nam nie pomoże, choćby nie wiadomo jak się starał… ;-) A co do tensometrów – znowu pomyłka w założeniach; tensometr to czujnik, mierzący odkształcenie (w uproszczeniu). Może być wykonany w różnych technologiach – piezoelektrycznej (zalety : tania, spore zmiany – łatwe do sczytania, wady: sztywność elementu, kruchość, problemy ze stabilnością) albo np. oporowe – tanie, możliwość wykonania w postaci cienkich folii, stabilne, odporne na większość czynników szkodliwych – wady: niewielkie zmiany wymagające wysokoczułych układów sczytujących (mostki, wzmacniacze – no i związane z nimi problemy stabilności np. termicznej…). Pozdrawiam – i chyba nie rozwiążemy problemu – a naprawdę ciekaw jestem jak to zrobili – TESTER, TESTER !!! ;-)
Nie zgubiliśmy początku bo mocometr bada też nacisk na pedały a poza tym pytałeś o rozwiązanie z łańcuchem, no ale nieistotne:)
Spojrzałem do Wiki na definicję tensometru i tam było tylko o oporowych:) aczkolwiek nie doczytałem że „najczęściej stosowany”, a ze szkoły pamiętam tylko piezo, stąd moja niewiedza:)
Natomiast co do Twojej uwagi, że w pedelcach które oglądałeś jest tylko czujnik kadencji, to doszedłem do wniosku, że w sumie w rowerach rekreacyjnych wystarczy tylko czujnik kadencji, bo przecież przeciętny rowerzysta kręci powoli jak mu ciężko i szybciej jak lżej. Do tego prędkościomierz i mamy proste i tanie rozwiązanie:)
No, to w końcu uzgodniliśmy zeznania…;-) Chociaż, jak sam zauważyłeś w międzyczasie, mocometr nie bardzo daje wprost nacisku na pedały – jeden jeździ siłowo – nacisk jest duży, kręci wolno, drugi – młynkiem – kręci szybko na sporo mniejszym nacisku. A obaj mogą dawać tą samą moc, zgadza się ?
pzdr
licząc od tyłu – wynik z mocometru podzielić przez kadencję daje nam moment obrotowy, ponadto mocometr wykorzystujący tensometr w korbie czy w pedałach mierzy moment obrotowy bezpośrednio, więc jak najbardziej wydaje mi się, że można to wykorzystać w pedelcu.
OK, OK< Tylko przypominam, że :
– Chodziło mi o sformułowanie :"proporcjonalnie do siły nacisku na pedały" , użyte w opisie Kreidlera. Zakwestionowałem to – i jak widać – niebezpodstawnie. Mocometr nie daje wprost siły nacisku na pedały, wymaga dodatkowych czujników czy skomplikowanego przeliczania – i tyle. To wszystko kosztuje, więc prawie na pewno nie zastosowano tego rozwiązania w zwykłym pedelcu
– tensometry dowolnego typu – w samych pedałach, zatrzaskach, korbach czy blacie – jak najbardziej dadzą siłę nacisku – tyle że koszty ! – stąd wniosek jak poprzednio. I to by było na tyle…
pzdr
Fajna dyskusja się u Was wywiązała i super. Dla mnie, jako użytkownika takiego roweru, szczerze mówiąc mało istotne byłoby czy korba mierzy siłę nacisku na pedały czy szybkość obracania się osi suportu. Dlatego też nie drążyłem tego tematu i napisałem jakie wrażenie odniosłem.
Mimo wszystko, samo w sobie, pytanie jest bardzo ciekawe, ale trzeba byłoby się odezwać do Boscha w tej sprawie :)
A próbowałeś wjechać pod górkę na najtwardszym przełożeniu? i jak wtedy rower reagował na zmianę nacisku na pedały?
Wydaje mi się, że w tej sytuacji byłoby najbardziej widać jego reakcję, bo można przyłożyć większą lub mniejszą siłę a kadencja rośnie powoli. Po tym też zapewnie można rozpoznać czy rower ma czujnik nacisku na pedały. To samo pytanie do Marka
Ile waży sam akumulator ?
Około 2,5 kilograma. Silnik jak podaje producent, w granicach 4 kilogramów.
Szkoda kasy na taki rower.Ja swój przerobiłem na elektryka kupując zestaw za 3tysia i ma tak samo jak nie lepsze parametry.Na dobrym wspomaganiu 94km zrobiłem.Też ma opcję,że naciskasz guzik i jedzie do 6km można podprowadzić pod górkę.Ma więcej bo 6 stopni wspomagania i manetkę,jedziesz bez pedałowania cały czas trzymając zależnie od wybranego stopnia wspomagania niby na 6tym biegu ma do 37km max prędkość,ale przy pełnej baterii wyciągnołem nawet 39km/h.Też ma gniazdo usb można podłączyć telefon.Polecam o wiele bardziej niż kupno całego roweru jeśli rower nie jest droższy niż 5tysia.Powyżej zbytnio nie opłaca się kupować elektryka a przerobić kupując zestaw.
problem w tym, że twój rower to według prawa nie jest już „rower elektryczny” a jakiś rodzaj moto-roweru.
Może krokodylki się nie dopatrzą ;D
Dopóki mam silnik o mocy 250wat i blokadę do 25km/h a potem zasialnie się odłącza to w świetle prawa wciąż to jest rower elektryczny.Ja tylko podałem jakie ma maxymalne osiągi za 3tysia,które można osiągnąć samemu a nie przepłacać tyle w sklepie
Jeżeli ma manetkę, to według przepisów nie podchodzi pod definicję roweru. Zresztą masz cytat z PoRD-u tutaj:
https://roweroweporady.pl/rowery-elektryczne-praktyczne-porady/
Nie do końca, to wszystko zależy jak jest oprogramowana ta manetka. Bo nawet Batavosy mają manetkę, ale ona służy do łatwego przejścia z trybu Tour do Sport przy ruszaniu spod świateł czy na wzniesieniu.
Zastanawia mnie skąd tak wysokie ceny takich rowerów… Silnik elektryczny i akumulator to w dzisiejszych czasach nie są produkty ze złota…
Niestety to marża za nowość. Samochody elektryczne też są dużo droższe od spalinowych. To się za kilka-kilkanaście lat zmieni, ale trzeba albo poczekać, albo się decydować :)
są rowery bez silnika i też drogie i też bez złota:)
dla porównania miałem u siebie w sklepie rower elektryczny na wyprzedaży za 1499zl, z tym że nie jeździł na zasadzie pedelca (wspomaganie) a na zasadzie skutera, dodam że bazą był supermarketowy shit :):)
„Warto tylko pamiętać, że instalacja elektryczna w domu musi być dobrej jakości. U mnie w bloku niestety jest już leciwa i w pewnym momencie przegrzały się korki. ”
To jaki on prąd pobiera z gniazdka (moc ładowarki)?
” W każdym razie decydując się na rower elektryczny warto mieszkać na parterze, albo mieć windę czy zjazd do garażu :)”
W zwykłym rowerze miejskim najbardziej się pocę nie po przjechaniu 15-25km z pracy, ale przy wnoszeniu na drugie piętro starego budownictwa. Szczególnie teraz, w lato. :-)
„W rowerze, który testowałem zastosowano dynamo w przedniej piaście do zasilania oświetlenia. Według mnie to kiepski pomysł, w końcu nie po to wieziemy ze sobą akumulator, żeby jeszcze napędzać dynamo. Ale Kreidler od tego roku przestał je montować, rower trochę schudł, a lampki zasilane są przez akumulator.”
Bardzo dobry pomysł z tym dynamem. A dlaczego? Gdy wyczerpiesz całkowicie akumulator masz zawsze dostępne oświetlenie. Jeśli z oświetlenia korzysta się sporadycznie, to ok, ale tracąc wspomaganie tracisz też oświetlenie, które powinno być w jakimś stopniu autonomiczne.
Co prawda nie wiem jak jest w Twoim rowerze, który testowałeś, ale zwykle komputer pokładowy „płacze” już na 2-3 godziny przed kompletnym rozładowaniem, a energia wystarcza na oświetlenie (komputer odłącza wspomaganie). Zazwyczaj 2-3h starcza w rowerze miejskim, ale w dalszą podróż to jest już kłopot.
A i pytanie: jak z oporami ruchu przy wyłączonym wspomaganiu? Silniki umieszczone w supporcie zwykle stawiają większy opór niż bezszczotkowe w piaście (tam jest znikomy).
„To jaki on prąd pobiera z gniazdka (moc ładowarki)?”
jeśli akumulator 11,6 Ah ładuje się w około 3,5 godziny to średni prąd ładowania to około 3 A, czyli zasilacz musi mieć co najmniej 700 – 750 W.
Ciekawe jak jeździłoby się na rowerze z napędem elektrycznym w tylnym i przednim kole? :)
3A ale przy maks 48V instalacji w rowerze (chyba ustawowy limit), co daje zaledwie 150W. Dlatego też mnie zaskoczyły problemy z instalacją w mieszkaniu.
„Ciekawe jak jeździłoby się na rowerze z napędem elektrycznym w tylnym i przednim kole? :)”
Jednocześnie? A to nie wiem. Przy wspomaganiu tylko w przedniej piaście rower już nie jest tak wyraźnie nadsterowny.
Ta instalacja Boscha jest na 36V.
Dobrze by się jeździło. Testowałem takie rozwiązania. Są to jednak hardcorowo-extremalne wrażenia ( 2x1000W i dwa sterowniki.. :)
3A (a właściwie 4 lub więcej bo ładowanie akumulatora jest procesem stratnym) to prąd ładowania a nie poboru z sieci (inne napięcia), dlatego zasilacz będzie mieć dużo mniejszą moc
z resztą nawet te 3A i 750W to nie jest dużo dla sieci – suszarka czy czajnik biorą kilka razy więcej
Jeden z forumowiczów zbudował customa z dwoma silnikami. Każdy po 2000 W, przewoltowane do 96 V. Rower rozpędza się do 60 Km/h w 4 sekundy
a prawo jazdy kat.A jest?:)
„To jaki on prąd pobiera z gniazdka (moc ładowarki)?”
Kurczę, nie pomyślałem, żeby zapisać. Ale spróbuję się dowiedzieć. A to była ewidentnie wina mojej instalacji w mieszkaniu, jest taka sobie, choć do tej pory nie było z nią problemu :) Ale mój kolega kiedyś jeździł samochodem elektrycznym i ładował go u babci. I też korki wysadził :D
„Gdy wyczerpiesz całkowicie akumulator masz zawsze dostępne oświetlenie”
Myślałem o tym, ale rada na to jest prosta – trzeba jeździć tak, aby nie rozładować akumulatora do końca. Lampki i tak nie zabierają zbyt wiele prądu, więc wydaje mi się, że nawet na resztkach akumulatora oświetlenie będzie działać długo.
„Jak z oporami ruchu przy wyłączonym wspomaganiu?”
Ciężko mi powiedzieć jaki opór dawała korba, a jaki to, że rower waży 25 kilogramów, a ja jeszcze jeździłem z obciążoną sakwą, więc łącznie ważył pewnie 28 kg :) Sam jeżdżę na rowerze, który bez bagaży waży 10 kilogramów, więc dla mnie opór generowała już sama masa :)
Na zasilaczu ładowarki jest zazwyczaj napisane ile bierze z sieci:)
opór korby – pewnie już nie masz roweru ale następnym razem wystarczy podnieść tył i zakręcić korbą:) najlepiej ręcznie – odpada problem masy
Kiedyś wyobrażałam sobie, że rower elektryczny to taki skuterek, na którym ewentualnie, choć niekoniecznie, można popedałować. A tu tylko „wspomaganie” :)
Ja się zatrzymałem na ostatnich zdjęciach podziwiając jakie to jest „zwyczajne” :)
Są i takie z manetką jak w skuterze, ale Unia to przystopowała i można, ale na nielegalu :)
Nieprawda. Manetka gazu umożliwia identyczną jazdę jak skuterem, bez pedałowania.
I jest niezgodna z przepisami. Tzn. jest zgodna, ale musiałbyś zarejestrować taki rower jako motorower.
Tylko że i tego się nie da, bo pojazdy marki „SAM” (czyli samodzielnie zbudowane), żeby zarejestrować, teraz trzeba nie tylko dać na dokładniejszy przegląd, ale przeprowadzić przez całą procedurę homologacji w jednym z kilku instytutów w kraju, co kosztuje 880 zł w samych podatkach i 3000 zł za usługę, nie mówiąc już o wartości czasu zmitrężonym na biurokrację. AFAIK od zmiany przepisów nie zarejestrowano ani jednego SAMa.
Rozważałem złożenie motoroweru i cywilizowane zarejestrowanie go, wszak OC nie jest jakieś straszne, jeżdżąc regularnie ok. 40 km/h kask i tak warto mieć, a tabliczkę z tyłu też można założyć, ale jak się dowiedziałem o de facto likwidacji SAMów to sobie dałem spokój.