Jak co roku dopadła mnie zimowa niechęć do wszystkiego. Zimno, ciapa, wieje, nawet deszcz potrafi padać – takiej zimy nie lubię, wolę gdy napada pół metra śniegu i świeci piękne słońce. Ale jak się nie ma co się lubi, to się jedzie tam gdzie ładnie :) W zeszłym roku trafiłem na Teneryfę, natomiast w tym postanowiliśmy zwiedzić kolejną wyspę wchodzącą w skład archipelagu Wysp Kanaryjskich – Gran Canarię. Pogoda była praktycznie jak w banku, ponieważ Kanary nazywane są wyspami wiecznej wiosny. Przez cały rok temperatury, które tam panują są przyjemne, nie ma mrozu, ani koszmarnych upałów. A jeżeli myślicie, że przełom stycznia i lutego to idealny moment na wyjazd, ponieważ będzie tam mniej turystów, to tysiące niemieckich emerytów szybko wybije Wam to z głowy :) Nasz samolot z Krakowa był szczelnie wypełniony ludźmi uciekającymi przed brzydką pogodą.
Na całe szczęście większość turystów przyjeżdżających na wyspy preferuje plażowanie. Poza kurortami albo standardowymi atrakcjami turystycznymi w zasadzie było pusto, cicho i spokojnie. Jeżeli wolicie spędzać czas na łonie natury i nie przepadacie za byciem zadeptanym przez turystów, to na Gran Canarii będzie co robić :)
Sprawdź ceny hoteli na Gran Canarii!
Tak się złożyło, że tydzień przed naszym przyjazdem, na Gran Canarii trenowała Maja Włoszczowska. Ale niestety musiała wracać do Polski na konferencję Krossa, dokładnie w momencie, w którym my ruszyliśmy na wyspę. To miejsce idealnie nadaje się do szlifowania formy – jest pogoda, dobre asfaltowe (i szutrowe) drogi oraz górskie serpentyny. Trzeba sobie od razu jasno powiedzieć, to nie są drogi dla tych, którzy nie lubią się wspinać. Jeżdżąc po wyspie (autem) mijaliśmy dziesiątki rowerzystów, którzy wylewali siódme poty na podjazdach i widać było, że to panowie i panie, którzy trenują tak ostro na co dzień. Mi niespecjalnie po drodze z trenowaniem, tak więc z Moniką wybraliśmy jeżdżenie trochę bardziej płaskimi odcinkami. A o takie nie tak łatwo, ponieważ nawet jeżeli jedzie się wybrzeżem, to droga i tak co chwila opada i idzie w górę. Tak samo było zresztą na Teneryfie.
Na Gran Canarii nie jest specjalnie zielono, a trochę bujniejsza roślinność występuje głównie w wyższych partiach gór. Nad samym oceanem jest skaliście, kamieniście i sucho. To typowy, wulkaniczny krajobraz, do którego można się przyzwyczaić.
Zanim przejdę do opisywania miejsc, które warto zobaczyć na Gran Canarii, napiszę jeszcze co ciekawego robiliśmy na wyspie. Oprócz jeżdżenia, nastawiony byłem również na kręcenie wideo. Pomysł wejścia na YouTube chodził mi po głowie od dawna, ale zawsze brakowało mi trochę więcej śmiałości i pewności siebie. To w zasadzie kilku stałych czytelników i czytelniczek bloga przekonało mnie, że warto spróbować :) A Gran Canaria idealnie nadawała się do tego celu. Pierwsze odcinki mam już nagrane, a kanał wystartuje na wiosnę. Będę o tym informował na Facebooku, w newsletterze, a także tutaj na blogu. Już dziś możesz zasubskrybować mój kanał, za co będę bardzo wdzięczny.
O zwyczajach panujących na wyspach pisałem już przy okazji opisywania Teneryfy. Nie chcę się powtarzać, że Hiszpanie zatrzymują się przed przejściami dla pieszych (o czym też napisałem na blogu), żyją trochę spokojniej od nas i mam wrażenie, że mniej się przejmują. Ani razu nikt nie zajechał mi drogi, nie miałem problemów, żeby włączać się do ruchu, bo szybko znajdował się ktoś kto mnie wpuszczał, a jadąc na rowerze byliśmy pełnoprawnymi uczestnikami ruchu drogowego. Infrastruktura rowerowa na wyspach jest szczątkowa, na Gran Canarii drogi rowerowe widziałem tylko w kurortach nadmorskich i w stolicy.
Ale to w niczym nie przeszkadza. Kierowcy potrafią całkowicie zjechać na przeciwległy pas, aby wyprzedzić rowerzystę (co w Polsce zdarza się, ale niezbyt często), a jadąc w górach nieraz widziałem, że samochód czekał aż rowerzysta wjedzie na górę i dopiero wyprzedzał, gdy upewnił się, że z naprzeciwka nic nie jedzie. W każdym razie czuć, że na ulicach jest inaczej. Może nie leniwie, ale po prostu trochę spokojniej niż u nas.
Co zjeść na Gran Canarii?
Taki zestaw jak na zdjęciu poniżej mógłbym jeść co drugi dzień na obiad. Przez cały rok :) Małe, smażone kalmary (baby sqids lub po hiszpańsku puntillas de calamares), a do tego słodkawe ziemniaczki papas arrugadas z czerwonym sosem mojo rojo. Do tego, wiecie, +10 do smaku robi oceaniczna bryza i promienie słońca padające na skórę. Jeżeli miałbym wymienić moje największe marzenie, to oprócz pokoju na świecie i zdrowia dla wszystkich, byłoby świetnie gdybym mógł na trzy miesiące w roku wyjeżdżać na wyspy, jeść kalmarki, popijać wino, cieszyć się słońcem i jeździć na rowerze. Jeszcze trochę i tak będzie :)
Dwa słowa należą się jeszcze cukierni Dulceria Nublo. Sklep firmowy znajdziecie w urokliwym miasteczku Tejeda, ale niektóre ich produkty można kupić na całej wyspie. Mają genialne bezy! Na zdjęciu akurat tak się złożyło, że nie ma nikogo, ale dosłownie pięć minut wcześniej nie mogliśmy się dopchać do lady, taka się kolejka zrobiła. Warto zajrzeć.
Maspalomas i Playa del Ingles – o tych dwóch miasteczkach na południu wyspy można powiedzieć tylko tyle, że znajdują się tam same hotele i sklepy. I nie warto byłoby tam zaglądać, gdyby nie jedno miejsce – wydmy! Gdybym miał wybrać tylko jedno miejsce na Gran Canarii, to byłyby właśnie one. Na zdjęciach nie da się dobrze oddać uroku tego miejsca. Cała masa pięknego, złotego piasku (który gdy mocniej wieje, robi naturalny peeling), piękne widoki, a gdy zachodzi słońce to już nic tylko usiąść i podziwiać. Będąc na tej wyspie, nie można nie zajrzeć na wydmy.
Barranco Hondo – bardzo fajne miejsce w które zabrała mnie Monika. Mieliśmy dotrzeć do Arco del Coronadero czyli łuku skalnego, ale niestety poszliśmy tak, że na niego nie trafiliśmy. I nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, bo i tak było świetnie. Rewelacyjny wąwóz, skały dookoła i przyjemna cisza. Warto poczytać o tym miejscu i się wybrać. My zabraliśmy aparat i nakręciliśmy tam jeden odcinek Rowerowych Porad. Na swoim blogu Monika dokładnie opisała Arco del Coronadero.
Caldera de Bandama – naprawdę duży krater wygasłego wulkanu. Da się go obejść całego dookoła, a nawet zejść do środka. Bardzo malownicze miejsce i co ciekawe, na jego skraju jest położone duże pole golfowe.
Góra Roque Nublo – to drugi najwyższy szczyt Gran Canarii, z dwiema pionowo ustawionymi skałami na szczycie. Nie trzeba się specjalnie ubierać, aby się tam dostać. Na górę prowadzi prosta droga. Ludzi było tam sporo, ale zajrzeć warto dla ładnych widoków.
Kolorowe skały – znajdziecie je przy drodze GC-200, niedaleko miasteczka Veneguera.
Restauracja wykuta w skale – w miejscowości Artenara znajduje się restauracja La Cilla. Prowadzi do niej kilkudziesięciometrowy tunel wykuty w skale. Sama restauracja również wgryza się w skałę. W samym miasteczku znajduje się sporo domów zbudowanych w ten sposób. Jest to całkiem popularna (choć historyczna) forma budownictwa na Gran Canarii.
Kiedyś Wyspy Kanaryjskie kojarzyły mi się tylko z leżeniem na plaży i drinkami z palemką. Dopiero gdy tu przyjechałem, zweryfikowałem swoją wiedzę i okazało się, że planując tygodniowy wyjazd, każdego dnia będzie co robić, zarówno na Teneryfie jak i Gran Canarii. Bardzo mi w tym pomógł przewodnik z serii Travelbook, który można kupić za kilka złotych w postaci e-booka (albo na papierze). Czapki z głów dla autorki, bo zrobiła kawał dobrej roboty.
Zapraszam do lektury moich pozostałych wpisów z Wysp Kanaryjskich:
1. Teneryfa
2. Gran Canaria
3. Fuerteventura
Hej, tydzień temu wróciłem z Gran Canaria, parę miejsc polecanych przez Ciebie odwiedziliśmy. Wyspa jest piękna i jest co na niej robić. Można i poleżeć na plaży i pochodzić po górach albo pojeździć na rowerze. Cudne miejsce, w szczególności, że pogoda była idealna, zero deszczu i temperatura cały czas powyżej 20 stopni, a nawet i powyżej 30 była :) Za Twoją namową chciałem spróbować, smażonych kalmarów. No i się rozczarowałem, w ogóle mi nie podeszły, a przez to że były w panierce to smakowały mi jak nagetsy tylko troszkę bardziej gumowate. No ale o smakach się nie dyskutuje. Za to krewetki z czosnkiem palce lizać :) A w cukierni byliśmy, ale kolejek nie zastaliśmy, nawet ten licznik nie był załączony. Ale słodkości mają przednie, i te wielkie bezy :D Dzięki za wpis o wyspach Kanaryjskich, zainspirowały mnie do zwiedzenia jednej z nich.
Cieszę się, że wpis się przydał :) Zapraszam na wpisy o Teneryfie i Fuerteventurze – tam też warto zajrzeć, zwłaszcza na Teneryfę.
No to teraz ode mnie kilka zdań ;-)
Wrócilem z Dziewczyną z Fuertaventury i musze przyznać, że jedna z Wysp Kanaryjskih jest naprawdę magiczna ;-). Infrastruktura rowera solidnie rozwinięta ale i bez niej na wyspie można jeżdzić. Wydaje mi się, ze mieszkańcy Wyspy są bardziej przyjaźni wobec rowerzystów, co widać choćby na drodze, jak z dużym odstępem wyprzedzają zgrupki kolarskie czy solo.
Osobiście przekonałem się, ze warto tam i MTB i szosą pojezdzić – jak najbardziej można je wypożyczyć i to za całkiem małe pieniądze ;-).
O tak, kierowcy zachowują się bardzo, bardzo dobrze. Pisałem o tym trochę więcej w relacji z Teneryfy:
https://roweroweporady.pl/tydzien-na-teneryfie/ i tutaj:
https://roweroweporady.pl/piesi-na-pasach-hiszpanskie-przemyslenia/
Fuerta będzie kolejną wyspą, którą odwiedzę :)
Hehe :) Nie dziwie się (teraz) ze tak chętnie wybierane sa Wyspy Kanaryjskie – z uwagi na dość dobre ceny, warunki bytowe czy też możliwości uprawania sportów rowerowych a przede wszystkim wodnych, co było widać na Fuercie. :)
ps.: w jakich miesiach lecisz na fuertę?
Fantastyczny wpis! Piękne zdjęcia! Bardzo dzięuje za wszystkie praktyczne informacje- będę wykorzystywać w praktyce już w poniedziałek! Pozdrawiam serdecznie
Dzięki :) Udanego wyjazdu!
Piękne zdjęcia. Aż chętnie bym się tam wybrał z dziewczyną, ale nie cierpię wspinaczek. :) Z resztą na szosie jeszcze jakoś bym dał sobie radę, ale gorzej widzę podjazdy mojej lubej na rowerze miejskim. ;)
Można wypożyczyć rower elektryczny. Nas w pewnym momencie wyprzedziła babka z takim silnikiem :) My upoceni, zgrzani, a ona na luzie ponad 25 km/h nas wyprzedziła.
Jestem studentem prawa i wizerunek postaci z trzeciego zdjęcia zamieszczasz bezprawnie za co grozi Ci … :D Nie, nie mogę tak zacząć posta, bo to nie ładnie a studiowałem nie prawo, a fotografię i muszę Cię pochwalić za dobre zdjęcia.
Co do naruszenia prawa autorskiego byłaby to kwestia dyskusyjna.
Bardzo ciekawy artykuł. Miałem podobny pomysł na tę zimę, jednak zabrakło czasu. Powiedz ile kosztowały Cię bilety? Czy decyzja co do nie zabierania własnego roweru wynikła z tego, że było to rozwiązanie tańsze? Ile kosztuje wypożyczenie roweru? Na jakiej wielkości ramie jeździłeś? (ZDJĘCIE) (chciałem ostatnio kupić ramę typu cross 54cm z cube’a ale to chyba trochę za dużo na 180cm wzrostu) No i ostatnie pytanie, jak to jest z dostępem do zielonego zioła, słyszałem, że na wyspach bardzo łatwo, potwierdzisz?
1. 950 złotych w obie strony za dwie osoby z bagażem podręcznym.
2. Wypożyczyliśmy rowery tylko na jeden dzień i było to zdecydowanie tańsze rozwiązanie. A nawet gdyby wypożyczyć na dłużej, to i tak byłoby taniej (przynajmniej jeżeli mówimy o wypożyczeniu podstawowej klasy roweru).
3. To była rama w rozmiarze L (20.5″). Rama była na mnie trochę za duża (ale dało się jeździć bez tragedii), idealna byłaby M-ka, czyli 19″. Jeżeli chodzi o wstępne dobieranie rozmiaru ramy, to pomoże Ci tabelka z tego wpisu: https://roweroweporady.pl/rozmiar-ramy-rowerowej/
4. Nic mi na ten temat nie wiadomo.
Łukaszowi to fajnie-jego praca to jeżdżenie rowerkiem i zwiedzanie…też bym tah chciał :)
Polecam :) Każdy może to robić :)
Podoba mi się : „Jeżeli miałbym wymienić moje największe marzenie,……” bo od 4 lat tak właśnie robimy. Prawdziwych plaż, wydm to jeszcze nie widziałeś , będziesz zachwycony („Exodus” R.Scotta zobacz) . Tylko latem raczej rowerem ciężko sie poruszać , ze względu na wiatr. Teraz jest podobnie jak na GC. Pozdro!
Na Fuertę też chętnie kiedyś zajrzę :)
No to teraz Fuerteventura! Czekamy tam na Ciebie
Ten „skubaniec” na moje oko to gołąb grzywacz, jak sądzę. I wiesz Łukaszu, te 3 miesiące w roku na rowerowanie to moim zdaniem trochę za mało. Sześć to już by było coś. :)))
A co do wyjazdu na GC to trochę zazdroszczę choć tej „zimy” też sporo potu z siebie wylałem pomimo panujących „mrozów”.
Staram się stopniować marzenia i nie rzucać od razu na głęboką wodę :) Trzy miesiące to już grudzień, styczeń i luty, czyli te „najgorsze” miesiące miałbym z głowy.
Co oznacza zegar w sklepie pokazujący 48?
A to numerek z kolejki. Przy wejściu bierze się bilecik i podchodzi według kolejności.
Hej. mógłbyś napisać jak jest z tym wypożyczeniem rowerów ?
i ja dołączam się do pytania, jeśli mógłbyś też poruszyć kwestię kosztów wypożyczenia, kaucji i stanu technicznego – w PL rożnie z tym bywa …
Na zdjęciu Twój Cad wygląda nieźle
Rowery wypożyczyliśmy w Free Motion: http://www.free-motion.com/ W cenniku podają 15 euro za Quick’a, ale nam policzyli po 13 euro. Plus 3 eurasy za kask. Przy dłuższych wypożyczeniach cena spada.
Stan techniczny tych rowerów był bardzo, bardzo dobry. Oni ściśle współpracują z Cannondale i wszystkie rowery dostępne do wypożyczenia to były roczniki 2014 i 2015. Niezajeżdżone i przygotowane do jazdy. Mieli sporo rowerów do sprzedania, w niezłych cenach. Też przygotowane idealnie, widać, że zadbane i wymienione wszystko co trzeba.
Ale oczywiście znajdziecie i takie wypożyczalnie, w których stan techniczny rowerów będzie pozostawiał sporo do życzenia. Tak mieliśmy na Teneryfie. Jeździć się dało, ale przyjemności aż takiej nie było. Tylko za tym idzie też spadek ceny, więc jak kto woli.
jakieś narzędzia dali czy raczej trzeba mieć ze sobą?
Dali pompkę, dętkę i linkę do zapięcia. Narzędzi nie było.
Kurczę… Fajny wyjazd. Troszeczkę zazdroszczę, chociaż uważam, że ostatnie trzy lata zima nas rozpieszczała na tyle, że właściwie to nie mam jej za złe, że jest :) Natomiast ponieważ w Lublinie sowy już ćwierkają, że idzie wiosna pełną gębą, to Łukaszu miałbym prośbę: wpis nt planowania noclegów na kilku-nasto-dniowych wyjazdach. Wiem, że był artykuł o urządzaniu spania na dziko, ale to tylko jedna z kilku opcji przecież. Miałem prosić Ci o taki wpis już z okazji „trasy rowerowej Łódź – Gdynia”; tam podróż zajęła Ci dwa dni, dobrze pamiętam? Czyli jakiś nocleg „w pewnym sensie przymusowy był :)”. A mi się marzy taki wyjazd „bym się tutaj wlókł wśród tych polskich dróg, jeszcze dłużej niż szpieg – ten z Alcatraz” :), tyle że totalnie nie mam pojecia jak organizować sobie noclegi właśnie. Także tego…. oraz pozdrawiam i gratuluję ! :)
To ciekawy pomysł na wpis, dopisuję go do listy tematów. W dużym skrócie napiszę Ci, że ja korzystam najczęściej ze strony booking.com Bardzo szybko można znaleźć tam nocleg dopasowany do naszych wymagań i portfela. Oczywiście nie wszędzie znajdzie się nocleg przez tą stronę, ale warto od niej zacząć. Można też szukać MOSiR-ów, schronisk młodzieżowych itd. Zacząłem to sobie teraz w głowie układać i faktycznie może z tego wyjść ciekawy tekst (albo może nagranie na Youtube :)
Super :) Dzięki serdeczne!!!!
Zrób, zrób, jestem ciekaw jak Ty to ogarniasz, może dowiem się czegoś nowego. Ja szukam jeszcze na mapie Google, wpisuje na mapie nocleg i tak szukam. Całe wybrzeże tak jechałem i szukałem noclegu.
Byłam w tej cukierni. Wyszliśmy z torbą ciasteczek ?
Nie da się stamtąd wyjść przynajmniej bez jednej torby, prawda? :) Nie wiedzieliśmy dokładnie gdzie znajdziemy tę cukiernię, ale szybko się okazało, że wystarczy iść tam, skąd idą ludzie z wypchanymi torbami z logiem Dulcerii :)
Tak :) Całe miasteczko jest piękne. Spędziliśmy tam kilka godzin, zjedliśmy dobra kolacje i wróciliśmy do Taurito.