Wpis na ten temat chodził mi po głowie już od dłuższego czasu. Jako, że napływają do mnie różne Wasze rowerowe historie i przemyślenia, którymi dzielicie się w komentarzach na blogu oraz na forum, postanowiłem napisać kilka słów o opłacalności modyfikowania roweru. Z góry zakładam, że nie ma jednej, prostej recepty, ale możemy podyskutować gdzie kończy się pasja, a zaczyna rowerowa choroba. Zacznę od najprostszego przypadku – kupujesz stary, archaiczny rower i zaczynasz go remontować z myślą, że przygotujesz „cukiereczka”. Tak naprawdę w tym hobby można utopić sporo pieniędzy i jeszcze więcej czasu, ale powiedzmy sobie jasno – cel od początku do końca jest wiadomy – renowacja roweru. I w tym wypadku, jeżeli tylko nie jesz suchych liści, bo za ostatnie pieniądze pomalowałeś ramę, wszelkie wydatki jestem w stanie usprawiedliwić.
Zapraszam do obejrzenia wideo, w którym podaję na konkretnym przykładzie, czy opłaca się wymieniać osprzęt w nowym rowerze. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kanał.
Drugi przypadek to małe modyfikacje, dopasowujące rower do naszych potrzeb i wymagań. Tę grupę naturalnie usprawiedliwię, bo sam do niej należę. Często przy zapytaniach o zakup roweru, pytacie mnie czy opony, które są fabrycznie założone, nadają się do jazdy. A ja zawsze się dziwię tym pytaniom, w końcu wymienić opony na inne (nawet w sklepie przy zakupie, jeśli trafi się na sensownego sprzedającego) to żadna sztuka, tym bardziej, że to część, która się zużywa.
W rowerze, który kupiłem w styczniu (Cube SL Road Pro), wymieniłem siodełko na moje (tu znajdziesz test tego siodełka), choć to akurat nie wiązało się z żadnymi kosztami. Ale założyłem także piankowe chwyty kierownicy, które uwielbiam, a fajne hamulce Shimano BR-M422, wymieniłem na jeszcze fajniejsze Shimano XT. I na tym skończyło się modyfikowanie tego roweru. Nie zawsze jest tak, że producent dobierając podzespoły do nowego roweru, idealnie wstrzeli się w nasze potrzeby i wymagania. A wymiana siodełka czy opon, to po prostu dostosowanie sprzętu do naszych przyzwyczajeń.
Trzecia grupa to osoby, które wymieniają części na lepsze, w miarę zużywania się obecnych. To też bardzo dobra strategia, jeżeli tylko nie niszczy się celowo sprzętu, by móc szybciej go wymienić, mając usprawiedliwienie przed sobą i np. współmałżonkiem :) Kaseta, łańcuch, opony, zębatki na korbie, klocki hamulcowe, czasem obręcze lub całe koła, siodełka – te i inne części prędzej czy później będą wymagały wymiany. I pojawia się u wielu osób naturalna chęć wymiany czegoś na wytrzymalsze, lepsze, lżejsze. Czasem warto wybrać droższą rzecz, czasem nie warto, możemy o tym pogadać w komentarzach, ale na pewno jest to usprawiedliwione, w końcu jeśli ktoś dużo jeździ, to należy mu się od czasu do czasu jakaś rowerowa nagroda :)
Czwarta grupa, to osoby, które kupują rower i od razu zaczynają chorobliwie myśleć o modyfikacjach. Przykładowo ktoś na szybko kupuje rower za 700 złotych. Zapewne uważając, że lepsze rowery są bez sensu, bo pieniądze osoba tego typu na pewno ma, o czym przekonacie się za moment. W każdym razie po kilku miesiącach okazuje się, że ten rower był trochę jak strzał w stopę. Nasz rowerzysta jeździ wcale nie tak mało, waży też nie tak mało, do tego jeździ bardzo siłowo obciążając swoje kolana i napęd. Rower powoli zaczyna się sypać, a nasz bohater w dodatku przejechał się na fajniejszym rowerze kolegi i też zapragnął na takim jeździć.
Co robi nasz rowerzysta? Jeżeli dojdzie do wniosku, że jego rower go ogranicza i może czas zacząć zbierać na nowy, lepszy sprzęt – to w porządku. Przez jakiś czas pojeździ jeszcze na tym, np. przez zimę uzbiera odpowiednią ilość gotówki i kupi porządniejszy rower, który sprosta jego potrzebom.
Ale rowerzysta może mieć też inne podejście. Po co sprzedawać tak wspaniały rower, który tylko trochę niedomaga? Przecież za niewielkie pieniądze powymieniam kilka części i będę miał sprzęt taki jak mój kolega. No i się zaczyna. Na pierwszy ogień idą oczywiście przerzutki razem z manetkami oraz kasetą i korbą, żeby zwiększyć liczbę przełożeń (bo więcej, znaczy lepiej, prawda?). Później koła, bo tych już nie da się wycentrować. Dalej amortyzator, bo ten uginacz, który był zamontowany szybko przestał działać oraz hamulce, bo jednak okazało się, że tarczówki w rowerze za 700 złotych jakością nie grzeszą. Na końcu pedały, opony i niewygodne siodełko. Starych części nasz bohater nie sprzedaje, bo i tak nikt nie chce ich kupić, a jeśli już to w cenie złomu.
Facet staje się posiadaczem mniej lub bardziej wypasionego sprzętu, za mniejsze lub większe pieniądze. Z ramą z roweru za 700 złotych… Mi takie podejście średnio się podoba. Tzn. nic do niego nie mam, to nie moje pieniądze i nie moja zabawa. Ale wolałbym po prostu sprzedać stary rower i kupić nowy, ewentualnie samemu złożyć rower, idealnie dopasowany do swoich potrzeb, ale taki w którym nie byłoby miejsca na części odstające poziomem od reszty.
Myślałem na ten temat naprawdę sporo. Jeszcze raz napiszę, zdaję sobie sprawę, że dla kogoś to może być pasja, zajawka i sposób na miłe spędzenie czasu. Przeglądanie internetu oraz papierowych katalogów, w poszukiwaniu części do roweru potrafi być bardzo fajne. A jeżeli ktoś sam je potem montuje, to tylko pogratulować, bo zdobywa nowe umiejętności, a satysfakcja z własnej pracy też jest olbrzymia.
Ale nadal się zastanawiam, po co inwestować w takie padliny? Żebyśmy się znowu dobrze zrozumieli, jeżeli ktoś ma rower za 700 (czy nawet 1500) złotych i jest z niego zadowolony, to świetnie. Mówię tu tylko o sytuacji wymieniania 70% części na nowe, by mieć miks fajnych podzespołów, z takimi rodem z rowerowego piekła. Nie jedźcie tą drogą, nie ma to sensu.
Lepiej przy zakupie roweru dobrze się zastanowić, popytać znajomych, którzy więcej jeżdżą (ale niekoniecznie tych, którym skala wydawania pieniędzy na rower odleciała na inną planetę :) I zwłaszcza jeżeli od samego początku czujesz, że ten rower to tylko „początek”, to może lepiej odczekać, odłożyć jeszcze trochę pieniędzy i od razu kupić lepszy model. Przypomina mi się anegdotka z motoryzacyjnego świata. Mój daleki znajomy kupił kiedyś nową Skodę Fabię. Przy zakupie wahał się pomiędzy silnikami o mocy 85 koni i 105 koni. Myślał, myślał, chodził na jazdy próbne i ostatecznie kupił wersję 85 koni, bo „po co będę dokładał 2000 zł do mocniejszego silnika, słabszy mi w zupełności wystarczy”. Po pół roku, gdy z nim rozmawiałem, już przebąkiwał, że chyba zrobi chip-tuning tego silnika, żeby podnieść osiągi, a potem zaczął roztaczać wizję wymiany silnika na ten o większej mocy! Nie róbcie tak, zaciśnijcie zęby, odczekajcie i jeśli bardzo chcecie kupić lepszy sprzęt, żeby Was potem nie korciło, to tak zróbcie. Szkoda zachodu i pieniędzy z późniejszym tuningowaniem roweru.
Na zakończenie napiszę coś bardziej optymistycznego :) Warto grzebać w rowerach, warto modyfikować, warto ulepszać. To naprawdę świetne hobby, które potrafi dać dużo radości. Ale nie zatraćcie się w tym za bardzo i od czasu do czasu zimno kalkulujcie. Może się okazać, że lepiej zwyczajnie wymienić rower na nowy, albo samemu go złożyć, niż dłubać przy starym. Zwłaszcza gdy nie chce się nam nawet sprzedać starych części i leżą potem na półce porastając kurzem.
Grube modyfikacje nie maja sensu. (co nie zmienia faktu ze tak zrobiłem) nazywa się to składania od podstaw :D wymiana jednej części, zwykle wiele nie daje. w dodatku często jest niemożliwe żeby zachować kompatybilność. Z kolei wymiana np. całego napedu o dwie klasy wyżej to gruby często nieopłacalny koszt. poza tym jesteśmy w plecy podwojnie. placac za rower, a potem za 90% jego części :P
Do tego dochodzi fakt, ze w tańszych rowerach rama do najlepszych nie należy, wiec w ktoryms momencie złapiecie się na tym, ze z markeciaka i tak wyscigowki nie zrobicie. Lepiej na starcie kupic dobra i dobrac to co się nam podoba, a ewentualny stary rower, zostawić jako zimowke/bulkowoz.
Jednakże są rzeczy które warto wymieniać. Np. Vki na tarczówki (przy założeniu ze masz piaste z mocowaniami) Albo amortyzator. Na naszym rynku jest bardzo dużo rowerów nawet po >2500 z czyms co tylko udaje amortyzator przedni. A przy wymianie nie trzeba wymieniać poł roweru żeby odczuć wyraźną poprawę tylko jeden element. Wyłożenie wtedy tych 500-600zł pomoze dobrac amortyzacje komponujaca się z reszta części i uczyni naprawdę fajny rowerek. Ogólnie warto wymieniac, jeśli jakas czesc wyraźnie odstaje od reszty w doł. (w górę nie ma sensu :D)
Ze wszystkim się zgodzę, oprócz tego, że warto wymienić V-brake na tarczówki. Do ostrej jazdy w terenie, oczywiście tak. Ale poza tym, jest to niepotrzebne wydawanie pieniędzy moim zdaniem. Bo dobre V-ki z dobrymi klockami hamulcowymi spokojnie wystarczają do codziennej jazdy.
A racja, tutaj był taki skrót myslowy. Wymiana jeśli faktycznie ich potrzebujemy. Aczkolwiek teraz jeśli składamy/kupujemy mtb ,z polki ciut wyżej niż najnizsza to ciężko jest znalesc pivoty do V-breakow
Co do samej siły, nie wypowiem się, ponieważ nigdy nie jezdzilem na porządnych vkach, a majac przykre doświadczenia z wcześniejszymi słabymi vkami, i sporą mase własną, stwierdziłem ze pojde w hydraulikę, dla własnego spokoju ;)
Bardzo ciekawy temat.Ja swojego mtb składałem traktując to jak zakup na raty.
Swoją drogą gdy ma się miejsce na trzymanie powiedzmy trzech rowerów wszystkie warianty dla kogoś takiego tracą na sile.Mam nie typową szosę którą jeżdżę dwa trzy razy w miesiącu,mtb tylko turystycznie i mieszczucha,każdy inny i nie ma nudy.Co do pasji grzebania to polecam kupić jakąś ruinę i uciekać do niej od codzienności w wolnych chwilach,a sprzęt do jazdy po prostu utrzymywać w stanie należytym ja tak robię,zawsze coś tam mam do ożywienia.
W moim przypadku sprawa była bardziej skomplikowana. Miałem stary rower aluminiowy kupiony kiedyś za 1.5 k zł – osprzęt klasy Altus/Acera. Ale ramę miał dla mnie wymarzoną – idealnie wygodną. Chciałem też mieć bardzo konkretny osprzęt, którego w żadnym nowym rowerze nie było. Zatem ze starego roweru pozostawiłem ramę a resztę wymieniałem po części. Aż doszedłem do sytuacji, gdy z oryginału pozostała tylko rama. Dzięki temu mam:
a) dokładnie takie podzespoły, ajkie chciałem (kupując nowy rower coś musiałbym z niego wyrzucić bo na sprzedawanie nie mam czasu ani nerwów)
b) wydatki rozłożyły się w czasie
c) mam perfekcyjną ramę (dziś nie do dostania nawet za grube tysiące)
Dodam, że nie jestem fanatykiem samodzielnego dłubania przy rowerze i wolę pozostawić to fachowcom
I jeszcze jedna kwestia: standardy. Producenci po cichu, ale skutecznie starają sie nas zniechęcać do modyfikacji, wprowadzając nowe rozwiązania, takie jak koła 27,5″/27,5+, ośki Boost, stożkowe rury sterowe, geometria progresywna itd.
To wszystko zmiany w dobrym kierunku, ale dla kogoś, kto lubi stopniowo udoskonalać rower, jest to prawdziwe utrapienie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę spadek wartości rowerów wyposażonych w „przestarzałe” rozwiązania. To kolejny argument za wymienianiem całego roweru (oczywiście dotyczy to bardziej sprzętu z wyższej półki).
Pisałem o tym na swoim blogu, mam nadzieję że się Łukaszu nie obrazisz za linka ;)
http://www.1enduro.pl/nowe-standardy-czy-antystandardy/
“To mój rower, chcę wydać 500 zł na upgrade – co wymienić?”
To jest najgorszy forumowy przypadek – chęć wydania pieniędzy dla samego faktu poprawienia CZEGOŚ.
Każdy z postępującą cyklozą musi jednak przejść etap (za) daleko idących modyfikacji, ucząc
się przy tym:
– jak poszczególne zmiany wpływają na jazdę?
– co/ile się opłaca, a co/ile już nie?
– jakie się ma „osobiste preferencje”?
Zwłaszcza ostatni punkt jest ważny. Łukasz, napisałeś w artykule że drobne modyfikacje pod kątem własnych preferencji są usprawiedliwione (zgadzam się!). Ale osoba, która właśnie
kupiła swój pierwszy rower za 700 zł kierując się radą sprzedawcy czy znajomego (zwykle pasjonata rowerów, niekoniecznie śledzącego najniższe segmenty rynku), nie ma własnych preferencji.
Dopiero poprzez modyfikacje można dojść do wniosku, że np. woli się osprzęt Shimano od SRAM-a, że lepiej się jeździ bez przedniej przerzutki, że koła 29” to jednak nie to itd. Nie wspominając np. o ulubionym modelu opon czy optymalnej (dla siebie) szerokości kierownicy.
A często temat rozbija się już o totalne podstawy, jak dobór TYPU roweru do sposobu użytkowania. Ktoś może jeździć na tym góralu za 700 zł i „odkryć Amerykę” po przejażdżce na szosówce kumpla. Albo przeciwnie: na fullu enduro.
Ogólnie jednak bardzo zgadzam się z tekstem – trzeba w pewnym momencie powiedzieć „stop” i po prostu kupić najlepszy rower, na jaki można sobie pozwolić. Tyle że wydając te kilka(naście) tysięcy trzeba już mieć wyrobione te nieszczęsne „własne preferencje”, bo wartość roweru nie ma związku z ilością możliwych/potrzebnych upgrade’ów ;)
Ja jestem zawieszony gdzieś między opcją 3 a 4. :) Swój rower odkupiłem za 400 PLN używany od kolegi, początkowo miał mi służyć do dojazdów do pracy. Z czasem zacząłem jeździć rekreacyjnie, coraz częściej wyjeżdżać w lekki teren. Kumple zaczęli mnie wyciągać na wypady w góry i wtedy postanowiłem sztywny widelec wymienić na amortyzator. Na razie to była jedyna wymiana „bo mnie ogranicza”, do tego dochodzi trochę części sprezentowanych od bardziej zaawansowanych kumpli (fajna kierownica i sztyca, które oni wymienili na jeszcze fajniejsze i używane sprezentowali mi). Sporo części wymieniłem na skutek zużycia (kompletny napęd, tylna przerzutka, tylny hamulec, koła… W tej chwili ze starego roweru za 400 PLN zostały mi przedni hamulec, przednia przerzutka, rama, revo shifty, manetki i linki. W ramach chciejstwa planuję w tym roku wymienić ramę (aktualna jest stalowa więc przy wypadach w góry trochę ciąży) i założyć z przodu hamulec tarczowy (stary v-brake już się ledwo trzyma, wiec można to od biedy podciągnąć pod wymianę na skutek zużycia), przy okazji założyć nowe linki. Ostatnio stwierdziłem, że grzebanie przy rowerze daje mi równie dużą radochę, co jazda na nim. :)
Mam takie pytanko. Potrzebuje kupić rogi rowerowe gdyż jak jeżdżę to czasami układam łokcie na kierownicy ( tak mi jest po prostu wygodniej :D ). Zauważyłem gdzieś takie rogi wewnątrz i moje pytanie brzmi gdzie coś takiego kupie gdyż wszędzie są tradycyjne rogi na zewnątrz kierownicy oraz czy jest w ogóle w tym sens czy jeżdżenie z trzymaniem rąk w środku kierownicy będzie niewygodne?
Pomyśl może o lemondce: https://www.ceneo.pl/Sport_i_rekreacja;szukaj-lemondka;0192;0112-0.htm#crid=30692&pid=7269
Będzie według mnie wygodniejsza niż takie rogi.
O właśnie to będzie świetne :). Google w życiu by mi tego nie znalazł. Dzięki wielkie za odpowiedź :] .
He, he! Ten gość co kupił rower za (niecałe 700), pojeździł parę miesięcy i spostrzegł, że można lepiej, szybciej, lżej i fajniej… to ja. Kupiłem rok temu Romet Rambler 2.0 (model z 2013 r.): wolnobieg, revoshift, uginacz a nie tepeskop, v-brake’i. Na początku ekstaza, że za tak mało kasy taki fajoski se rower kupiłem. Ale cóż, jeżdżę. Nic nie skrzypi, nie dzwoni. Rower się przemieszcza tam gdzie chcę. Jak wygram jakąś kaskę to zmienię, a puki co jest OK.
Tu mój wpis sprzed 7 miesięcy: https://disqus.com/home/discussion/roweroweporady/jaki_rower_kupic_do_1000_zotych/#comment-1753402515
Moje wnioski są takie. Nauka kosztuje czas i pieniądze. Jeśli masz możliwość to poradź się kogoś kto się na tym zna zanim kupisz starszy sprzęt. Nie kupuj żadnych przestarzałych technologii. Stare strucle są kosztowne w obsłudze chyba że jesteś mechanikiem i wiesz co robisz. Bądź też ostrożny z kupowaniem najnowszych technologii póki nie okrzepną (parę lat) bo kiedy będziesz czegoś szybko potrzebował to możesz mieć problem z dostaniem. Kolega ostatnio szukał w Warszawie tylne koło po 11-tkę Shimano i okazało się to dużym wyzwaniem. Wielu sprzedawców nic od ręki nie miało. Jeśli masz taką możliwość, to kup rower na takim samym osprzęcie jaki mają kumple z którymi często jeździsz. Będziesz wtedy mógł wymieniać uwagi i zyskiwać cenną wiedzę a jak trzeba to i koło pożyczysz jeśli będzie w takim samym standardzie. Czasem możesz tez od nich coś odkupić jak będą robić upgrade lub odsprzedać. W moim przypadku zdecydowana większość kolegów jeździ na Campagnolo 10s ze względu na to że wymagają minimum serwisu. Łańcuchy przeżywają ok. 15 tys km a kasety i przednie koronki 30-50 tys km. Kolega rekordzista który żonglował łancuchami zrobił na 3 łancuchach i jednej kasecie 100 tys km. Jeśli możesz to staraj się w kilku rowerach mieć pewne podobne komponenty. Ja dla przykładu mam 3 rowery z średnicą sztycy 27.2 i często zdarza mi się przekładać sztyce wraz siodełkiem między nimi oraz koła pomiedzy trekkingiem i góralem bo oba są na kasetach Shimano 9s.
Opowiastka druga.
Jeździliśmy wraz moim najlepszym kumplem na tych szosówkach z Decathlonu parę lat. Miały jednak tę wadę że przy długodystansowej jeździe po kiepskich drogach bolały nas na nich kręgosłupy i tyłki. Zmiana siodełek, mostków i kierownic nie pomogła. Wpadłem na pomysł żeby sprawdzić na czym jeżdżą zawodowcy po najgorszych drogach czyli po kocich łbach na wyścigu Paryż – Roubaix. Okazało się że mają inne ramy niż na innych wyścigach. Przede wszystkim karbonowe ale z łagodniejszą geometrią i pewnymi technologiami poprawiającymi komfort. Ale w ciemno nie chcieliśmy kupować bo „marketing bullshit” to jedno a „real life test” to zupełnie co innego. W krajach zachodnich, jak się okazuje, jest powszechne udostepnianie rowerów do testów przed zakupem. U nas jest to jednak system nieistniejący. Okazało się jednak że jeden z najbardziej znaych producentów na świecie, firma Specialized, udostępnia za opłatą, rowery do testów. Dogadaliśmy sie z ich dealerem i sprowadził dla nas rower Specialized Roubaix. Cena wypożyczenia 200 zł dzienie. Pojechaliśmy we dwóch i pojechaliśmy 100 km po najgorszych asfaltach okolicy. 50 km kolega w jedną stronę, 50 km ja w drugą a każdy jednoczesnie 50 km na naszej szosie z Decathlonu. Test wypadł zdecydowanie na korzyść Roubaix. Dużo mniej trzęsło, jechało sie dużo bardziej komfortowo. W efekcie obaj zdecydowaliśmy sie kupić ten model mimo jego wysokiej ceny. Po długich poszukiwaniach kolega kupił cały rower przeceniony po sezonie za 1500 Euro. Z tym że musiał wziąć z takim osprzętem jaki był czyli z w miarę nowym Shimano 105 ale z korbą compact 50-34 i kiepskimi kołami. Ja kupiłem samą ramę bo uznałem że wolę dołozyć ale mieć dokładnie to co potrzebuję. Złożyłem więc sobie rower na Campagnolo Centaur Triple z korbą 52-39-30 i fajnych kołach Campagnolo Zonda. Kosztowało mnie to 2000 zł więcej. Decathlona pozbyłem się za 1500 zł. Efekt jest taki że ja jeżdżę moim rowerem na każdy wspólny wyjazd a koledze niestety brakuje koronek w górach, w wyniku czego na wyjazdy w cięższe góry zabiera swojego starego Decathlona który ma triple 50-39-30 i kasetę 13-29 bo jest nim znacznie łatwiej jechać po cieżkich podjazdach.
Opowiasta pierwsza.
Moje początki z rowerami szosowymi wygladały tak. Było to dawno temu. Nie wiedząc czy kolarstwo szosowe mi się spodoba stwierdziłem że kupię coś budżetowego ale do szybkiej jazdy, typu rower do triatlonu. Nie mając zielonego pojęcia ani o rozmiarach ani o geometrii ani o osprzęcie szosowym. Znalazłem na Allegro jakiś rower szosowy z kierownica triatlonową za 500 zł. Było napisane że na Shimano 105 co było czyms co z grubsza mi coś mówiło. Gość napisał coś w stylu „na wzrost 170-190” więc wydawał się dobry. Wygladał fajnie ale coś nie za dobrze mi się na nim jechało. Okazało się że była to jakaś samoróbka na sześci czy siedmiobiegowej kasecie z przerzutkami Grip Shift przytroczonymi do kierownicy triatlonowej a wychodzącymi z oldschoolowej ramy która miała stare przerzutki ramowe. Jeździło mi się fatalnie. Po jakimś czasie zorientowałem się że rama jest dla mnie dwa rozmiary za duża a kierownica triatlonowa nie jest na co dzień zbyt wygodna. Kolejnym ruchem było kupienie aluminiowej ramy w moim rozmiarze. Rama prawe nowa, koszt, już nie pamiętam, chyba jakieś 300 zł. Zaniosłem ramę do serwisu i poprosiłem o przekładkę częsci z tego drugiego roweru. Okazało się że trzeba zmienić przednią przerzutkę i coś tam jeszcze. Koszt częsci i robocizny jakies 500 zł. Niestety okazało się że efekt końcowy jest podły. Nadal miałem rower w którym biegi przerzucały się z ramy i działało to fatalnie. Komfort był fatalny i po paru próbach rower skończył rdzewiejąc na balkonie. Dopiero po jakichś dwóch latach, jak zacząlem jeździć na trekkingu z grupą szosowców znowu podszedłem do tematu. Tym razem upolowałem kompletny rower w Decathlonie. Cena 2199. Był to świetny rower na ramie alu z karbonowym widelcem i karbonowymi tylnymi widełkami i na napędzie Campagnolo Mirage. Jeździłem na nim kilka lat i był to wyśmienity zakup. Szkoda tylko że wyrzuciłem 1300 zł na początku. Ale po jakimś czasie odzyskałem 500 bo znalazłem kupca na te stare graty.
Moje początki z rowerami szosowymi wygladały tak. Było to dawno temu. Nie wiedząc czy kolarstwo szosowe mi się spodoba stwierdziłem że kupię coś budżetowego ale do szybkiej jazdy, typu rower do triatlonu. Nie mając zielonego pojęcia ani o rozmiarach ani o geometrii ani o osprzęcie szosowym. Znalazłem na Allegro jakiś rower szosowy z kierownica triatlonową za 500 zł. Było napisane że na Shimano 105 co było czyms co z grubsza mi coś mówiło. Gość napisał coś w stylu „na wzrost 170-190” więc wydawał się dobry. Wygladał fajnie ale coś nie za dobrze mi się na nim jechało. Okazało się że była to jakaś samoróbka na sześci czy siedmiobiegowej kasecie z przerzutkami Grip Shift przytroczonymi do kierownicy triatlonowej a wychodzącymi z oldschoolowej ramy która miała stare przerzutki ramowe. Jeździło mi się fatalnie. Po jakimś czasie zorientowałem się że rama jest dla mnie dwa rozmiary za duża a kierownica triatlonowa nie jest na co dzień zbyt wygodna. Kolejnym ruchem było kupienie aluminiowej ramy w moim rozmiarze. Rama prawe nowa, koszt, już nie pamiętam, chyba jakieś 300 zł. Zaniosłem ramę do serwisu i poprosiłem o przekładkę częsci z tego drugiego roweru. Okazało się że trzeba zmienić przednią przerzutkę i coś tam jeszcze. Koszt częsci i robocizny jakies 500 zł. Niestety okazało się że efekt końcowy jest podły. Nadal miałem rower w którym biegi przerzucały się z ramy i działało to fatalnie. Komfort był fatalny i po paru próbach rower skończył rdzewiejąc na balkonie. Dopiero po jakichś dwóch latach, jak zacząlem jeździć na trekkingu z grupą szosowców znowu podszedłem do tematu. Tym razem upolowałem kompletny rower w Decathlonie. Cena 2199. Był to świetny rower na ramie alu z karbonowym widelcem i karbonowymi tylnymi widełkami i na napędzie Campagnolo Mirage. Jeździłem na nim kilka lat i był to wyśmienity zakup. Szkoda tylko że wyrzuciłem 1300 zł na początku. Ale po jakimś czasie odzyskałem 500 bo znalazłem kupca na te stare graty.
Ja mój rower ciągle modernizuję. Kiedyś pękła mi rama (chromowo-molibdenowa) pod siodełkiem. Pomyślałem czas kupić nowy rower. Obszedłem większość sklepów rowerowych i nie znalazłem takiego roweru który by mi się podobał w cenie do ~2tys. Same takie brzydkie albo ciężkie albo kiepski osprzęt. Znalazłem fachowca który mi zaspawał ramę za 20 zł i git.
Części się psują, więc powoli wymieniam na nowe. Jak dotąd wymieniłem: siodełko razem ze sztycą, koła, opony, hamulce, tylną przerzutkę z manetkami, kasetę i łańcuch (to akurat kilka razy). Zastanawiam się czy by nie wymienić przedniej przerzutki i korby – może w przyszłym roku. Z jednej strony części się zużywają, a z drugiej takie odświeżanie sprawia że rower jest co raz lepszy, niepowtarzalny i dostosowany do moich potrzeb. No i jest zabawa przy montażu ;-)
HEHE. Mam ziomka z którym latam czasami i jego rydwan to 20sto letni złom. Chłop wpadł na pomysł że doprowadzi go do stanu godnego. Najpierw wydał 60zł na lakiery, potem 700zl w Deca na różne części itp. Pomalował ramę, sterownice a nawet szczęki. założył nowe opony, nowe siodelko -wraz z torebką:) No i się poddał. Stwierdził ze do serwisu odda żeby dokończyli „montaż” :)
Ja kupiłem ramę i złożyłem swój rowerek sam frajda niesamowita. Wiadomo drożej ale jaka satysfakcja z jazdy
IMO jest jeszcze jedna granica, kiedy warto sobie odpuścić: próbując przerobić rower na zupełnie inny typ. Ostatnio widzę coraz częściej próby przeróbek rowerów MTB/ATB na miejskie. Słabo to wygląda: przeróbki mostka, widelcy, pseudobagażnik z tyłu — taniej i sensowniej już idzie kupić stary rower i go odświeżyć.
To mam pytanko :) kupiłem sobie dwa lata temu rower z lombardu :P nie miałem po prostu pieniędzy i cokolwiek mnie zadowalało. Jest to typowy „stary góral” (zdjęcie na dole) rama stalowa co ciekawe i kierownica 8 co jest bardzo fajne przy dłuższych podróżach. Pierwszą modyfikacją jaką poczyniłem była zmiana siodełka. Niedawno przyszedł czas na węższe opony bo był na typowo górskich a robię głownie asfalty. I teraz praktycznie używam go cały czas nawet dłuższe dystanse i zaczynam widzieć że sporo części już jest zużytych niestety. Korba z przodu 42 nadaje się do wymiany, a z tyłu 13-34 wiec już brakuje mi przełożeń :P Myślałem coś nad 48-38-28 a tył myślałem nad 11-28.
No i teraz w końcu pytanie :P Czy bawić się w wymianę podzespołów które wyceniłem na około 500 zł (koło tył+przód, kaseta, korba, pedały, klamkomanetki) powiem że sama myśl że sam bym sobie wszystko powymieniał mnie ciesz bo lubię takie rzeczy. Czy trochę odłożyć więcej i powiedzmy za 1200zł w moim sklepie rowerowy Merida Crossway 5-V lub Merida Freeway 9100 już widziałem bardzo fajny i podobny rower jak ty masz Łukasz krosowo/trekingowy a taki by mi najlepiej przypadł do gustu. Pozdrawiam
Pamiętaj jeszcze, że jeżeli chcesz wymienić korbę na taką z 48 zębami, to wymiany może również wymagać przednia przerzutka. Po wymianie korby i kasety, przydałoby się też założyć nowy łańcuch.
A czy się opłaca kupić nowy? Wszystko zależy od tego w jakim ten jest stanie, poza rzeczami, które chcesz wymienić. Jeżeli za 500-600 złotych wyremontujesz go tak, że będzie w super stanie, to dlaczego by nie jeździć nim dalej :)
Bardzo ciekawy wpis. Mieszkam za granicą i właśnie niedawno kupiłam sobie rower. Jako dziecko i nastolstka spedzałam mnóstwo czasu jeżdżąc na rowerze. Przez ostatnie 8 lat robiłam to jednak bardzo rzadko.
Mój problem polega na tym, że obecnie mieszkam w miejscu gdzie jest bardzo dużo wzniesień i małych wzgórz. Jazda nadal sprawia mi ogromną przyjemność, ale częste podjazdy są bardzo uciążliwe. Przy kupnie roweru, w sklepie, zwrocilam uwagę na rowery elektryczne i myślę, że kiedyś w przyszłości się w taki zaopatrzę. Szkoda by było w późniejszym wieku i z powodu ukształtowania terenu, miejsca w którym mieszkam, rezygnować z takiej frajdy.
Nie poddawaj się! Też kiedyś miałem problem z podjazdami, a teraz nie mogę się bez nich obejść :)
Hej, może nie w temacie ale jednak zapytam.
Przymierzam się do zmiany napędu w szosie, bo stary jest już mocno zużyty. Planuję kupić korbę 105 50/39/30 (całą korbę bo aktualna 52/39 jest dla mnie za twarda) do tego kasetę 12-25 10 rzędową np Tiagry, no i do tego potrzebuje 2-3 łańcuchów. Czy jest duża różnica w jakości łańcuchów Tiagry, 105 i Ultegry? a może do kasety Tiagry podejdzie łańcuch także 10 ale z rodziny deore? Wolę kupić 2-3 trochę tańsze łańcuchy, i zmieniać co 600 km niż jeden i męczyć go aż do padnięcia całego napędu :)
Dzięki
Pomysl o korbie kompaktowej 50/34, na alegrowie znajdziesz starsze 105 5650 w bardzo dobrej cenie. Jeśli mieszkasz w terenie górzystym pomyśl o kasecie 12-27.
Co do łańcuchów, te z wyższych grup są lepiej zabezpieczone antykorozyjnie oraz lżejsze. Zadaj sobie pytanie, czy do kasety za 70pln warto kupić łańcuchów za prawie 300 pln?
A podejdzie łańcuch z deore do kasety tiagry?
Mieszkam w beskidach, a szose traktuję jako rower wycieczkowy, na trasy do 400 km, wraz z dużą torbą podsiodłową (bluza, peleryna, rękawki, nogawki, buffy itd) więc potrzebuje korby która po 400 km jazdy z obciążeniem, pozwoli mi w miare komfortowo pokonać ostatnie podjazdy, dlatego 50/39/30 nawet z kasetą 12-28
hg54 kosztuje ~55 4601 ~59 chyba nie ma sensu kombinować, nie mniej 6701 działał mi bez problemu z dynasysem tak ięc i w druga stronę musi to działać.
z praktyki nie wiem a teoria kompatybilności tu https://productinfo.shimano.com/#/com
swoją drogą kiedyś używałem bez problemu łańcucha SRAMa PC48 na kasecie Sora HG50
Zależy też po co ten remont – w tym roku zrobiłam generalny remont/wymianę praktycznie wszystkiego, na starej ramie miejskiego roweru, koszty kilkukrotnie przekroczyły jego wartość. Bardzo wahałam się ze względu na cenę, ale zwyciężył „rozsądek” – dużo jeżdżę na co dzień, zostawiam ten rower na mieście, na noc stoi przypięty pod blokiem – wygląda marnie (stara rama, kamuflaż dla złodziei), a jak na moje potrzeby jeździ jak marzenie :) I zawsze czeka, tam gdzie go zostawiłam.
I teraz jestem zadowolona, że jednak wydałam te pieniądze.
W temacie nie poruszyłeś kwestii co jest złe w ramie z roweru za 700zł ;)
Ja doskonale rozumiem, że cena nie bierze się znikąd i by rower był tani trzeba wsadzić do niego budżetowe części między innymi ramę.
Ja osobiście mam złożoną zjazdówkę na młodych częściach a rama i amortyzator to już zabytek z lat ~2004 :)
Pozdrawiam.
Jeżeli rower był za 700 złotych, to rama jest najniższego sortu, ciężka i mało sztywna. Nic aż tak złego w takiej ramie nie ma, dostajesz to za co zapłaciłeś po prostu. Ale nie ma sensu ładować fajnych komponentów do kiepskiej ramy, bo można te pieniądze trochę inaczej zainwestować.
To zależy czy ten rower za 700zl był nowy czy używany :P ja mojego z osprzętem deore+ xt kupilem za 600zl i tylko stery oraz opony były do wymiany :D a co do ramy to niezbyt podoba mi się jej waga (mimo że amelinium to prawie 3,5kg :/) ale sztywność jest na wysokim poziomie (zresztą podemna to każda będzie sztywna XD bo waze niecałe 50kg)
3,5 kg? Ale to chyba full jest?
Właśnie niestety nie ;) co prawda wazylem prowizorycznie tzn. na podstawie różnicy mojej wagi z i bez ramy w rękach, ale z wkładem sportu, sterami oraz tylną przezutka ważyła prawie 5kg więc oszacowalem że sama rama z 3 kilo waży co najmniej (dokładnie nie mam jak zwazyc bo mam tylko wagę lazienkowa ;))
A ja mam pytanie: Kiedy jest moment, w którym warto rozważyć kupno roweru a nie ulepszenia?
To trudne pytanie i bardzo ogólne szczerze mówiąc. Nie mam na to żadnej zasady ani regułki. Ale według mnie jeżeli masz zamiar zainwestować w rower pieniądze, które przekraczają jego wartość, to można pomyśleć nad innym rowerem.
Części rowerowe są b. drogie. Piszę o częsciach a nie o atrapach. Musisz skalkulować co chcesz wymienić i jaki to będzie koszt. Czy na tym się skończy czy np. za rok znowu Ci padną graty bo będziesz ponownie becelował. Moje zdanie jest takie: Masz rower na porządnych „stałych elementach (RAMA,.mostek, kierownica )” to warto wymieniać częsci ale jeśli masz 25letnie pordzewiałem padło to postaw je pod śmietnikiem i idź po nowy rower
Ja mam 25 letniego treka 7000 na pelnym LX i nie mam zamiaru go nigdzie stawiac. Smiga lepiej niz wiele nowszych konstrukcji.
Kupno nowego roweru to przede wszystkim zmiana ramy, więc jeśli stara geometria Ci nie pasuje, chcesz nowszą, lżejszą ramę z nowymi rozwiązaniami, to myślę że warto kupić nowy. Wiadomo, że w nowym podzespoły będą słabszej grupy, niż w przypadku modyfikacji starego. Zależy też co chciałbyś zmodyfikować.
Wtedy gdy stara rama ci nie odpowiada, albo łapiesz się na tym, żę po kilku miesiącach ze zdjętych części, z powrotem moglbys zlozyc rower :D
tak naprawdę wszystko zależy od budżetu wyjściowego. Jeżeli mowa o rowerze za np 1kpln to opłaca się wymienić cały jak ktoś ma rower za kilka kpln to będzie wymieniał elementy
To się zgadza, ale według mnie kupowanie roweru za 4000 zł od razu z założeniem, że zrobi się z niego maszynkę za 8000 zł też mija się z celem.
Mnie po 26 latach piłowania na Wagancie z Rometu zmęczyła ciągła praca przy nim. Zresztą i tak się przez ten czas wyeksploatował, iż tylko na złom ewentualnie do skansenu go oddać. Model, który nabyłem Awol Elite „lekko” przekroczył zamierzony budżet ale na pewno wiem dwie rzeczy lub więcej: na tym czołgu się nie zawiodę i będzie mi służył po wsze czasy, jest wart każdej wydanej złotówki / świetna rama plus ewentualnie jak mi palma odbije możliwość wymiany napędu /. I nic nie będę wymieniał bo producent idealnie trafił w moje potrzeby. Nawet siodło mi pasuje. Nic tylko wrzucić sakwy i zasuwać.
Nno to ja niedługo będę należeć do pierwszej grupy: zamierzam kupić starą, tanią używkę również po to, żeby nie bać się wreszcie zacząć grzebać w częściach. Może w końcu nauczę się dętki wymieniać :)
Moim zdaniem zawsze jest dobrze modyfikować rower…tylko trzeba odpowiedzieć sobie na jedno zajebi*cie ale to zajebi*cie ważne pytanie. Czy jest Ci to potrzebne?
Ja zadałem sobie to pytanie przed zakupem. Najpierw chciałem kupić sztywniaka do enduro (coś pokroju NS Surge) świetny rower swoją drogą. Myślałem że będzie idealny na teren w którym mieszkam (Bielsko-Biała) ale potem zadałem sobie pytanie- czy na pewno chcę jeździć po górach? czy potrzebny mi amortyzator który ma 150mm skoku? Stwierdziłem że i tak czy siak w większości będę jeździł po mieście. Takim sposobem kupiłem miejskiego pomykacza na Alfine za 1100zł z którego jestem niesamowicie zadowolony. Jedyne co w nim wymieniłem to pedały (były założone standardowe stalowe szosowe. wymieniłem na platformy Dartmoor Candy Pro). Myślę że ta rada jest tak samo ważna przy zakupie roweru jak i przy późniejszych modyfikacjach :).
Co do ostatniej tezy, to zgoda. To pasja. Fajnie mieć unikatowy rower. Przeszedłem taką drogę, bo chciałem mieć europejski rower „by Italy” bez części „wędkarskich” (prawie się udało). Efekt jest fajny, bo i przemyślenia techniczne były ale też frajda z budowy.