Jak zacząć biegać? Poradnik dla tych, którzy tego nienawidzą

Z moim bieganiem jest związana typowa historia. Chciałem uzupełnić jazdę rowerem o coś dodatkowego, dzięki czemu łatwiej będzie utrzymać formę przez cały rok. Takie dodatkowe trzy razy w tygodniu, nawet po pół godziny – dają sporo do wytrzymałości. Podczas biegania aktywne są inne mięśnie, no i dodatkowo można to robić późnym wieczorem, gdy jest już ciemno. No i bieganie przekonuje mnie bardziej, gdy w zimę spadnie metr śniegu. Jest tylko jeden problem – bardzo, ale to bardzo nie lubiłem biegać. Moja niechęć do biegania sięga już czasów podstawówki. Do dziś pamiętam, że mój wuefista kazał nam biegać na kilometr. A ja już po kilkuset metrach wypluwałem płuca i błagałem o koniec.

Jak zacząć biegać?

O czymś takim, jak stopniowe wkręcanie się w bieganie – nikt mi nie mówił. Po prostu biegnij, albo giń. Dobiegałem do mety, ale osiągnięcie tego po prostu obrzydzało mi bieganie do szpiku kości. Z liceum też nie pamiętam przekazywania nam miłości do biegania. Może tam nasz trener nie był psychopatą, ale chyba bardziej polubiłem tenis stołowy niż przebieranie nogami. I z takim myśleniem chodziłem po tej ziemi przez prawie trzydzieści lat. Że bieganie męczy (i to bardzo), że szybko łapie mnie zadyszka, że bieganie nie jest dla mnie.

Dopiero w tym roku zrobiłem uczciwy rachunek sumienia i uznałem, że jeśli na rowerze daję radę przejechać 200 kilometrów dziennie, to dlaczego nie miałoby się udać pobiegać. Choćby trochę, choćby dla rozgrzewki? Obserwowałem przy tym na Endomondo kilkoro znajomych, którzy biegają i doszedłem do wniosku, że skoro oni potrafią, to ja nie będę zostawał w tyle i też spróbuję.

Od czego w takim razie zacząć bieganie? Wszyscy biegający powtarzają jak mantrę jedno zdanie: kup buty do biegania. Wiedziony doświadczeniem postanowiłem posłuchać tego hasła. Jestem w stanie wyobrazić sobie, jak bieg może mieć wpływ na stawy i mięśnie, dlatego postanowiłem wyposażyć się w odpowiednie buty. W sumie nie jest to jakiś kolosalny wydatek, podstawowe buty można kupić już za 75 złotych w Lidlu, albo nawet 60 złotych w Decathlonie. Ja postawiłem na trochę wyższą półkę i ostatecznie, zwiedzając kilka sklepów sportowych postawiłem na buty Adidas Vanquish 6 za 139,90 zł. Buty innych marek da się kupić od 50 złotych.

Mój pierwszy bieg zakończył się tak, jak widać na zdjęciu powyżej. Szarpnąłem się na pięć kilometrów i ostatecznie się udało, choć przez większość dystansu maszerowałem, a nie biegłem. Dopiero po powrocie do domu, doczytałem o bieganiu metodą Gallowaya, czyli czymś co w sumie osiągnąłem naturalnie – bieg przeplata się marszem, co pozwala na regenerację mięśni.

Wszyscy radzili również, by na początek biegać trzy razy w tygodniu. Tak by się nie przemęczyć, ale jednocześnie odpowiednio rozbiegać. I powiem Ci, że mimo tego, że pierwsze kilka „treningów” było trudne, to z biegu na bieg szło mi coraz lepiej. Nie chcę Ciebie teraz karmić historią, jak to od pełzania przeszedłem do biegania na maratońskie dystanse. Niestety, jak pisałem ostatnio, musiałem odstawić bieganie i jazdę na rowerze na jakiś czas. Ale co ciekawe, poza rowerem, tęsknię również za bieganiem!

Jeszcze do niedawna popukałbym się w głowę, gdybym usłyszał takie zdanie. A tu dość szybko przyszło wkręcenie się w bieganie. Mimo nadal kiepskich wyników i mimo zmęczenia, bieganie bardzo mi się spodobało. I już wiem co będę robił, gdy za oknem zobaczę tyle śniegu, że nie będzie mi się chciało wyjść na rower :)

Jeśli właśnie planujesz zacząć biegać, olej wszystkie plany treningowe. W internecie i książkach jest ich pełno. Jak dojść do biegania przez godzinę? Jak przebiec dziesięć kilometrów? Jak przełamać własne słabości?

Może i są to dobre plany, ale na początku może nic z tego nie wyjść. A jeśli postawisz przed sobą zbyt ambitny cel, to szybko się zniechęcisz jeśli go nie osiągniesz. Na początek najlepiej po prostu założyć buty, ja do tego jeszcze polecam słuchawki z muzyką, przemyśleć drogę jaką się pobiegnie i zwyczajnie iść pobiegać.

Ja nadal jestem kompletnym amatorem, jeśli chodzi o bieganie, więc nie mam w zanadrzu dziesiątek dobrych rad i zaleceń. Ale tutaj nie ma co się silić na takie pomysły. Zacznij powoli truchtać i nie forsuj na siłę tempa. Lepiej biec sporo wolniej, by nie mieć za chwilę problemu ze złapaniem oddechu. A gdy już zaczniesz czuć się słabiej, zwolnij i przejdź w marsz. Gdy poczujesz się lepiej – znowu zacznij niezbyt szybko biec. Tylko tyle i aż tyle.

Po kilku razach zaczniesz zauważać, że czujesz się coraz lepiej. Na początku uda Ci się przemierzyć dwa, trzy, może cztery kilometry. Ale stopniowo będziesz chcieć coraz więcej. Oczywiście, jeśli zauważysz, że robisz coraz większe dystanse, a planach masz zmierzenie się z dyszką, albo dwudziestką, warto sięgnąć po literaturę. Na razie nie jestem w stanie polecić Ci nic szczególnego, nie zaprzątam sobie głowy planami treningowymi, a biegam maksymalnie pięć kilometrów. Ale sporo informacji o bieganiu można dowiedzieć się z internetu. Polecam bloga Runblog, gdzie sporo tematów jest w bardzo przystępny sposób wytłumaczonych.

Wyszedł z tego wpis bardziej motywacyjny, niż poradnikowy. Ale naprawdę, okazuje się, że bieganie to żadna filozofia. Buty, odpowiednia muzyka i można biec przed siebie. Bieganie bardzo fajnie oczyszcza głowę, daje motywację, poprawia krążenie. W pół godziny można się zmęczyć tak solidnie, jak na rowerze może zająć to dużo więcej czasu. No i od biegania można zauważyć poprawę wytrzymałości na rowerze, co daje kolejnego plusa.

Tak więc opuść swoją bezpieczną przystań i zacznij biegać :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

27 komentarzy

  • Priviet.
    W moim przypadku rower i bieganie to naturalna kolejność rzeczy. Jak oddychanie. Przy małych kontuzjach po bieganiu (bardzo rzadko) rower zastępuje mi bieganie. A jak już trzeba sobie odpuścić wypady terenowe to mata, krzesło i drążek są moimi „przyjaciółmi” by zrzucić z siebie balast dnia.

  • „A ja już po kilkuset metrach wypluwałem płuca i błagałem o koniec”.

    To tak jak ja :D Mnie 30 minut ruchu nie satysfakcjunuje. Jestem typowym długodystansowcem i jeśli mam wyjść jedynie na pół godziny, to mi się zwyczajnie nie chce. I choć podoba mi się bieganie jako świetny sposób na poprawienie kondycji, to wszystkie wcześniejsze próby były raczej demotywujące. Ale ostatnio bardzo się zaparłam. Nie wiem ile kilometrów zrobiłam dokładnie, ale plus minus 20, podzielone na jeden dłuższy odpoczynek.

    I stwierdziłam, że dla mnie to najbardziej idealna opcja – takie bieganio-chodzenie, ale nie na krótki dystans. Powrotne 10 kilometrów biegło się dużo dużo lepiej, czego się nie spodziewałam. Mięśnie nóg i brzucha bolały wieczorem, że hej, ale już następnego dnia dało się wsiąść na rower i pojeździć :)