Skocz do zawartości

gaazkam

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

1 074 wyświetleń profilu

Osiągnięcia gaazkam

Nowicjusz

Nowicjusz (1/4)

  1. Ścieżka rowerowa. Dość wąska, jak to zwykle - miejsce w zasadzie dla dwóch rowerów. Dojeżdżam do przejścia (czy raczej przejazdu) przez jezdnię. Piesi i rowery mają akurat zielone. Gość, który jechał za mną postanowił za wszelką cenę na to zielone zdążyć. Gwałtownie przyspieszył, rozpoczął manewr wyprzedzania. Problem w tym, że ja też postanowiłem za wszelką cenę zdążyć na zielone... i też zacząłem gwałtownie wyprzedzać. Myślałem, że widząc to, facet zaniecha zamiaru wyprzedzenia mnie. Nie zaniechał. Uparł się, żeby mnie wyprzedzić. Wymusił to: skręcił prosto na mnie. Gwałtownie zahamowałem, by uniknąć kolizji, ale i tak moje przednie koło uderzyło o jego tylne koło. "Ścigać się chcesz, co, ścigać się chcesz?!" - obrócił się i krzyknął do mnie. Zresztą chyba w ogóle mu się spieszyło, bo nawet, gdy obaj przejechaliśmy już światło, i tak dalej pognał jak szalony. ... Poważnie nie wiem - kto z nas złamał przepisy? On? Ja? Obaj byliśmy piratami drogowymi? Czy widząc, że ktoś za mną próbuje mnie wyprzedzić, mam obowiązek dać się wyprzedzić i nie wolno mi przyspieszać, nawet kosztem utraty zielonego światła? (Jeśli tak, to jest to interesująca sytuacja, bo to znaczy, że... opłaca się jechać za kimś ? Jak tylko chcę zdążyć na zielone, wystarczy, że ja przyspieszę, wtedy temu przede mną zakażę zdążyć na zielone ? )
  2. Nie mogę trzymać roweru w mieszkaniu. Dotąd trzymałem go na klatce schodowej, przypięty do barierki, ale to, obawiam się, nie jest najlepszy pomysł. Ludzie najczęściej parkują swe rowery na podwórzu naszego bloku, mnie też radzono, bym tam swój trzymał. Problem polega na tym, że gdzieś słyszałem / czytałem (czy nie w serwisie? albo na papierku dołączonym do roweru, gdy go kupowałem?), że roweru podobno nie należy przechowywać na otwartej przestrzeni, że rower chwilowo nieużywany nie może być wystawiony na działanie pogody, bo to ma podobno niszczyć rower. Czy rower istotnie może się zniszczyć przez to, że przechowuję go na podwórzu zamiast w pomieszczeniu?
  3. O tej porze roku rower służy mi (eee... ma mi służyć, bo na razie nie służy z powodu braku lampki) do dojazdu do pracy, na uczelnię, na targ po zakupy. Niestety o tej porze roku kiedy wracam do domu z tych miejsc (wyjąwszy targ) jest już dawno po zmroku, a ja nie mam lampki, więc zostawiam rower w domu... Dawniej miałem najtańsze lampki rowerowe za kilka złotych, ale gdzieś mi się zapodziała przednia. Czytam, że podobno najtańsze lampki nie są najlepszym pomysłem? Mimo to może udałoby się nie wydawać majątku? Dodam, że droga na uczelnię i do pracy wiedzie głównie przez ścieżki rowerowe (w tym przez park), na jezdnie zahacza tylko droga na targ. Jak dotąd maksymalnie na rowerze siedziałem chyba z 6h jednego dnia, ale to była dzienna trasa. Na tę trasę kupiłem lampkę za 20zł (awaryjnie: nie miałem pod ręką innej a w pierwszym lepszym sklepie nie było tańszej), niestety spadła mi z roweru po pierwszych paru kilometrach i rozbiła się na jezdni. Wolałbym oczywiście, gdyby takich problemów dało się uniknąć + gdyby akumulator wytrzymał te 6h.
  4. Przeczytałem to: https://roweroweporady.pl/w-co-sie-ubrac-na-rower-spodnie-i-spodenki/ ale to mi nie daje odpowiedzi z tego powodu, że ja teraz... nie szukam spodni rowerowych, ale ZWYKŁYCH spodni, które można założyć na rower by dojechać nim do szkoły / pracy i nie zrobić sobie dziury w kroczu. Dlaczego nie interesują mnie spodenki rowerowych? Cóż w ostatnich 2 latach w zasadnie nie ruszałem się sprzed krzesła i chciałbym to zmienić. Obecnie po prostu dojeżdżam rowerem na uczelnię ( aż 4,5 km drogi chyba że celowo zrobię kolanko) i raz w tygodniu robię sobie "wycieczkę" na całe 31 km co mi zajmuje 2h jak się pospieszę (raz na tydzień bo się czasowo zorganizować nie mogę). W zw z tym wydaje mi się że specjalne spodenki rowerowe to overkill a i nie chciałbym paradować w nich po uczelni. Natomiast problem z dżinsami jest taki że choć wygodne to jednak nawet przy takiej "instensywności" tworzą się dziury w kroczu wielkości pięści. Stąd pytanie z jakiego materiału można szukać normalnych spodni by się nie przecierały (aż tak)?
  5. Obyś miał rację. Jednak za Wikipedią: ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Pobocze ) Co nie zmienia faktu, że może można argumentować, że te nieutwardzone nie nadają się do jazdy :)
  6. @up No wiem. Ale o to chodzi, że na upartego poboczem przejechać można. Pobocze nie nadaje się do komfortowej ani szybkiej jazdy, ale tego już przepisy nie precyzują... Może się mylę, może źle interpretuję przepis. Ale jeśli to ja się mylę, to chyba jedynym poboczem, które by „nadawało się do jazdy” byłoby pobocze wybrukowane, a to nazywa się chodnik...a więc ten przepis w ogóle nie miałby zastosowania??
  7. Kodeks Drogowy dla rowerzystów, tekst jednolity, opublikowany w Dzienniku Ustaw z 2005 r. Nr 108, poz. 908, z późniejszymi zmianami stan aktualny na: czerwiec 2012 r, Dział II, Rozdział 3, Oddział 1, Art. 16, par. 5 Wstyd się przyznać... ale tego akurat do tej pory nie wiedziałem. W mieście nie ma problemu... bo nie ma poboczy. Ale co zrobić na wiejskich szosach? Jeszcze NIGDY nie widziałem nikogo jadącego tam poboczami. Problem z wiejskimi szosami jest taki, że tam często pobocza są, ale to jest grunt i trawa, a nierzadko metr dalej - rów. Czy da się jechać takim poboczem? Oczywiście się da, ale po asfalcie się jedzie DUŻO wygodniej i szybciej - i to nawet jak ma się terenowe opony! A ja w swej nieznajomości ww. przepisu kupiłem niedawno (dzięki za pomoc, Forumowicze!) Kross Pulso 1, z oponami Schwalbe Kojak, właśnie myśląc o wiejskich szosach. To co mi pozostaje, łamać przepisy albo wlec się 10-15 km/h po trawie? A jakby się miało rasowy rower szosowy, to już w ogóle nie wiem, co wypadało by czynić. Biorąc pod uwagę ten przepis, jak w ogóle można gdziekolwiek dalej po szosach dojechać?
  8. Dzięki wielkie za odpowiedź! Jeśli można, dwóch rzeczy się jednak dopytam. Rzecz pierwsza - jak rozumiem, należy założyć, że Kross czy Giant gorzej sobie poradzą na trasie w parku narodowym niż Wagant? Pisząc o różnicy między "bardziej sportowym charatkerem" a "długimi turystycznymi trasami" masz na myśli, że kilkudniowy wyjazd będzie mniej wygodny na Krossie czy Giancie niż na Wagancie, czy że Kross czy Wagant nadają się do mimo wszystko łatwiejszych tras niż Wagant, czy jedno i drugie? I czy powyższe różnice wynikają wyłącznie z braku amortyzatora, czy jeszcze z czegoś innego? Bo myślałem, czy by nie kupić Waganta ale wymienić amortyzator na sztywną ramę, ale jeśli różnice rozbijają się tylko o amortyzator, to może nie ma sensu. Rzecz druga - cena a jakość. Czytam i wierzę, że warto dołożyć do Waganta 4 niż Waganta 1. I że bebechy droższego roweru mają szansę być lepsze niż tańszego. Natomiast zastanawiam się, czym ta lepszość będzie się objawiać? Załóżmy, żebym kupił np. polecany w kategorii do 1000 zł. Maxim Mt 2.1 (nie kupi się tak tanio jak Wagant 1 z rabatem, ale za to nie ma amortyzatora). W jaki sposób doświadczyłbym gorszej jakości Waganta 1 czy Maxima Mt 2.1 w porównaniu z Wagantem 4? Jestem skłonny zapłacić trochę więcej za trochę lepszy sprzęt, ale chciałbym wiedzieć dokładnie, za co konkretnie płacę :) Napisałeś: kilo mniej, jasne, to rozumiem; więcej przełożeń, to daje większy zakres? OK, rozumiem; natomiast czym przejawia się różnica między wolnobiegiem a kasetą to już nie wiem. Lepszy osprzęt - OK - ale właśnie, czym ta lepszość się będzie przejawiać? Jeśli mniejszą awaryjnością, to zdecydowanie dołożę, ale czy czymś oprócz tego? Dzięki jeszcze raz.
  9. Witam wszystkich! Przymierzam się do zakupu roweru, ale wciąż mam kilka pytań, na które sam nie umiem znaleźć odpowiedzi... Czy mógłbym prosić o poradę? Pierwsza sprawa, to używany czy nowy? Niektórzy twierdzą, że kupno nowego nie ma żadnego sensu, bo używany będzie niewiele gorszy a dużo tańszy. Ponadto facet w sklepie, w którym się rozpytywałem, (sklep handluje i nowymi, i używanymi), twierdzi że ze wzgl. na "spisek żarówkowy" nowy rower będzie bardziej awaryjny niż stary, że będą się zużywać przerzutki, że łańcuch będzie niebawem do wymiany itp., a to dlatego, że nowe sprzęty - rowery, samochody, telewizory, itp. - produkowane są z myślą o tym, by użytkownik za chwilę musiał kupować co najmniej części zamienne, a najchętniej nowy sprzęt. Dla odmiany starsze sprzęty nie były produkowane w ten sposób, toteż na starszym (20-letnim albo i jeszcze lepiej, chyba o tej kategorii mówił) używanym rowerze prawdopodobnie pojeżdżę dłużej niż na nowym. Prawda to czy nie? Bo jeśli tak, to chyba faktycznie kupno nowego nie ma sensu? Sęk w tym, że ja się na rowerach niestety nie za bardzo znam :( Czy mogę zaufać komisowi, że nie sprzeda mi szajsu? Nie chcę powtórki do tego, co miałem do tej pory - a miałem rower z supermarketu, paronastoletni, który ciągle się psuł. Oddawałem go do trzech różnych serwisów, i po przeglądzie w żadnym z nich rower nie był w idealnym stanie; a po paru miesiącach trzeba było oddawać do serwisu ponownie. A i tak zaraz po wzięciu z serwisu przednia przerzutka szwankowała, hamulec szwankował... Szczytem była nagła awaria uniemożliwiająca dalszą jazdę w środku trasy. Na szczęście byłem na mieście, gdybym był w lesie byłoby gorzej. To obniża moje zaufanie do wszystkich serwisów, komisów itp. Czy kupno nowego roweru nie da mniejszego ryzyka powtórzenia się tego cyrku, niż kupno używanego? A może to po prostu był skutek posiadania roweru z supermarketu? A ja bym chciał mieć pewność, że mogę na rowerze polegać. Jest on dla mnie środkiem transportu po mieście, możliwością wyżycia się przy szybkiej jeździe, środkiem do odbywanych co jakiś czas całodziennych wycieczek do parków krajobrazowych... Inna sprawa jest taka, że mój stary rower z supermarketu mogłem zostawić bez obawy oparty o murek nawet nieprzypięty... Czy nowy nie będzie miał większego ryzyka kradzieży, niż stary? Jeśli używany, to chyba jestem zdany na faceta w komisie... Ale jeśli nowy, to mogę się zastanawiać nad tym, co poniżej: ========================================================================================================== Jaki rodzaj roweru? Pierwszy mój pomysł to był trekking - da się dojechać do sklepu po zakupy, można zamontować bez problemu koszyk na bagażniku w tym celu, a i da sobie radę na polnej / leśnej drodze gdzie mogą być korzenie, nieco błotka itp. Mój stary rower chyba był trekkingiem, i jakoś się sprawdzał do tych zastosowań. No ale on nie miał jeszcze amortyzatora przedniego, a teraz chyba wszystkie trekkingi je mają. W sumie to amortyzator byłby mi na plaster, nie boję się trzęsiawki, a jeśli ma mi on niepotrzebnie obciążać rower i marnować energię z pedałowania i bardziej męczyć, to tym bardziej po co? Ewentualnie widzę jedno zastosowanie, bo na moim staruszku to prawdę mówiąc nawet po mieście bałem się wieźć jaja czy laptopa, no ale że koszyk jest z tyłu to chyba ten problem rozwiązałaby tylko pełna amortyzacja, a to już chyba naprawdę przesada. Fitness / hybrda? Jeśli zdefiniujemy ten gatunek jako "trekking bez amortyzatora", to może to byłby dobry pomysł? O ile nie ma innych różnic, np. nie będę musiał siedzieć na nim po szosowemu wygięty albo opony nie uniemożliwią mi jazdy po trasie z parku krajobrazowego / narodowego? Polecacie w tej kategorii np. Giant Escape 2 czy Kross Pulso 1, ale z tego co widzę to i tak będę musiał zamontować bagażnik co najmniej, i to taki który czasem wytrzyma obciążony koszyk z zakupami. Mam nadzieję, że dam sobie radę z tym zadaniem... A co więcej, oba rowery jednak wyraźnie, z tego co widzę na zdjęciach, mają siodełko raczej ponad kierownicą, czego nie można powiedzieć o Wagantach Rometa. No i ta szosowa kierownica... ========================================================================================================== Nastraszyliście, że koniecznie musi być dobra rama. Ja się zmierzyłem i wyszły mi głupoty: przy założeniu, że rower trekkingowy, to ze wzrostu wychodzi mi rama 19 cali, a z mierzenia wysokości krocza 21 cali (przynajmniej jeśli mierzę faktycznie do początku nogi, bo jak mierzę tylko do... no... jajek... to mi wychodzi rzeczywiście 19 cali). Poprzedni rower to był 19 cali, i ja nie czułem się niekomfortowo, ale to może tylko dlatego, że nie miałem okazji jeździć na bardziej dopasowanym? Aż wpadłem na głupi pomysł, by kupić wysyłkowo kilka rowerów, wypróbować i potem oddać wszystkie oprócz jednego w terminie 14 dni, ale nawet nie mam tyle kasy żeby na raz ją wydać, a poza tym to już chyba przesada? ========================================================================================================== Jeśli chodzi o cenę, to tak: no nie kryję, że 1500, no góra 2000 to raczej absolutne max, co bym mógł wydać. Najchętniej jeszcze mniej oczywiście, no ale że rower jest dla mnie istotny dość, to tym razem wolałbym kupić już porządny. Czy na przykład polecany na roweroweporady.pl w kategorii do 1500 zł Romet Wagan 1 wystarczy do tych zastosowań, czy to niestety przykład na prawdziwość powiedzenia, że "nie stać mnie na kupowanie tanich rzeczy" (wszak dopiero w kategorii do 2500 zł było napisane: że "rowery w tej kwocie dają już przyzwoitą szansę na długie i bezproblemowe działanie."). Inna rzecz że obniżki naprawdę potrafią być bardzo duże, bo jak widzę na ceneo, polecany w kategorii do 2500 Wagant 4 można kupić już od 1800 zł z hakiem, a to od biedy zmieści się w założonych przeze mnie ramach cenowych. Swoim porządkiem to aż się zastanawiam skąd tak olbrzymie rabaty mogą się brać, szczególnie że teraz jest sezon. Oczywiście to tylko przykłady, nie upieram się przy Romecie Wagancie. Serdecznie dziękuję za odpowiedzi!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...