Ci, którzy obserwują mnie na Instagramie, wiedzą, że od lutego jestem na diecie pudełkowej LightBox. Przez kilka miesięcy będą dostarczać mi catering dietetyczny, a ja w zamian będę opisywał efekty takiej współpracy. Niestety lata zaniedbań sprawiły, że trochę przytyłem – czas więc zabrać się za siebie. Minęły już dwa miesiące takiej diety i to jest dobry moment na pierwsze podsumowanie. Przygotowałem je w formie pytań, które mogą się pojawić, w momencie, gdy zaczynamy myśleć o takiej diecie i szczerze na nie odpowiedziałem.
Jak w ogóle wygląda taka dieta pudełkowa?
Codziennie rano kurier zostawia pod drzwiami paczkę z pięcioma posiłkami. Do wyboru mamy kilka poziomów kaloryczności, a także typów diety – Optimum (czyli po prostu jemy wszystko), bez ryb, wegetariańską, bez laktozy, bez glutenu i laktozy. Wszystko oczywiście zbilansowane, tak aby zgadzały się nie tylko kalorie, ale także wszystkie wartości odżywcze.
Jaką dietę wybrałeś? Ile kalorii?
Na początek wziąłem wersję Slim Optimum – 1500 kalorii.
Ile? 1500??!? Nawet dziecko nie przeżyłoby takiej diety! Chyba dojadałeś po kryjomu!
I tak, i nie :) Sama dieta była konsultowana z dietetyczką z LighBox (można do niej dzwonić z każdym pytaniem) i 1500 kalorii wybraliśmy na początek, żebym zgubił trochę balastu. A zanim przeszedłem na tę dietę, zamówiłem zestaw startowy, żeby sprawdzić, czy to w ogóle jest dla mnie (polecam każdemu na początek). I okazało się, że nie taki diabeł straszny – 1500 kalorii to nie jest tak mało i tym spokojnie da się najeść!
Ale… to nie jest tak, że żyję jak buddyjski mnich. Trochę sobie tych kalorii dokładam – nie ma dnia, żebym nie wypił dużego (500 ml) kubka kawy z chudym mlekiem (gdzie mleko stanowi 90% zawartości). I jak herbaty nie słodzę od lat, tak do takiego kawowego napoju muszę dać łyżeczkę miodu albo ksylitolu (cukru z brzozy). I dodatkowe 250-300 kalorii wpada. Do tego wyciskamy z Moniką soki z warzyw i owoców, a jedna szklanka takiej (zdrowej) mikstury to kolejne 100-120 kalorii.
To ile schudłeś przez te 9 tygodni?
Moja wyjściowa waga ocierała się o 89,5 kilograma (przy wzroście 175 cm to duuuużo za dużo). W tym momencie ważę ok. 83,5 kg, czyli schudłem jak dotąd 6 kilogramów.
6 kg? Chyba trochę mało!
Schudłbym więcej, ale w międzyczasie miałem tygodniowy wyjazd do Hiszpanii, były też Święta na które zawiesiłem dostarczanie posiłków. I nie będę ukrywał – trochę wtedy zgrzeszyłem :) Starałem się nie obżerać, ale i tak summa summarum, jadłem bardziej tłusto i kalorycznie, niż na diecie.
No dobrze, ale skąd ta nadwaga? Przecież tyle jeździsz na rowerze!
I tu jest pies pogrzebany. W ciepłe miesiące – sporo jeżdżę i sporo jem (nie chodzi tylko o ilość, ale o tym za chwilę). Ale później przychodzi zima i jeżeli jest paskudna pogoda, to nie wychodzę pojeździć, a trenażer często omijam szerokim łukiem. Tylko, że nadal jem tyle samo :( Bo to nie było tak, że przytyłem nagle. Po prostu rok po roku, po każdej takiej zimie wracałem do regularnego jeżdżenia na rowerze (i rolkach), gubiłem zimową oponkę, ale zawsze ten jeden dodatkowy kilogram zostawał i tak się uzbierało.
Do dziś nie znalazłem sportu, który mógłbym uprawiać zimą, w momencie gdy na zewnątrz jest tak paskudnie, że rower nie wchodzi w grę. Do biegania nie mogłem się przekonać, siłownia i pływanie są nudne, trenażer… nie ma tego czegoś, grałem kiedyś w piłkę halową, ale nie znoszę grać z ludźmi, którzy podchodzą do tego, jakby walczyli o mistrzostwo świata, wspinaczka mnie nie pociąga, jak myślę o spinningu to… dobra, wystarczy! Przyznaję, poza miłością do roweru, żadna aktywność sportowa mnie jak dotąd nie przekonała do siebie.
I dlatego przeszedłeś na dietę? Nie wystarczyło mniej jeść?
To nie jest takie proste (zazdroszczę osobom, które nie mają z tym problemu). Już dawno odstawiłem słodzone napoje oraz przestałem słodzić herbatę. Ale i tak byłem (nadal jestem) uzależniony od cukru. Latem, zjedzenie zbożowego batonika (150-200 kalorii) na rowerze, nie przynosi żadnych szkód. Godzina jazdy to ok. 500 spalonych kalorii, czyli i tak jesteśmy do przodu. Tabliczka czekolady (530 kalorii) też szybko idzie w niepamięć.
Tylko że człowiek się od tego mimowolnie uzależnia. Przychodzi zima, siedzę przed komputerem i nagle zaczyna mnie „ssać” na coś słodkiego. No to bach – zjem trochę czekolady na poprawienie humoru. Zanim się zorientuję – znika cała tabliczka (zwłaszcza taka z nadzieniem). Wychodzę gdzieś, np. do urzędu, jest rano, ciemno, zimno – a to zajrzę do sklepu, do pani Eli, pocieszę się jakąś słodką bułeczką albo pączuszkiem. No to bach – wjeżdżają dwie albo trzy(!) sztuki, a każda z nich to 300 kalorii (pięć cholernych pączków ma tyle kalorii, co moja obecna dieta na cały dzień!)
Nie było tak oczywiście codziennie, ale zdecydowanie za często. A uzależnienie od cukru potrafi być dramatem – silnej woli na powstrzymanie się od słodyczy wystarczało mi zwykle na tydzień – a potem wracało ze zdwojoną siłą.
To przeszedłeś na dietę i nagle, w magiczny sposób, ochota na słodycze minęła?
Nie minęła, ale została w rozsądny sposób zaspokojona. Codziennie na deser mam coś dobrego, np. panna cottę, galaretkę z owocami, makaron kakaowy z musem brzoskwiniowym – wszystko wystarczająco słodkie i dostarczające jedynie 120-140 kalorii. To + miód w mleku z kawą wystarczyły, aby przestało mnie ciągnąć do dodatkowych słodyczy.
Oczywiście nie stało się tak od razu, przez pierwsze dwa tygodnie organizm dopominał się czekolady, słodkich bułek albo chociaż kukurydzianych paluchów w czekoladzie. Ale przejście na pudełka bardzo pomaga w realizacji planu – mam pięć pudełek, każde zjadam mniej więcej co 3 godziny i nie ruszam niczego więcej. To bardzo motywuje do tego, aby nie ulec pokusie.
Natomiast od czasu do czasu (czytaj – nie częściej niż co dwa tygodnie), pozwalam sobie na tak zwany „cheat meal”, czyli trochę więcej grzesznych kalorii :) To dobrze wpływa na samopoczucie, a dodatkowo zawsze od razu spalam ten nadmiar na rowerze. Oczywiście nie można z tym przesadzić, bo nie chodzi tu o niekontrolowane obżarstwo :)
No dobra, pogoda zrobiła się ładna, a Ty przygotowujesz się do ultramaratonu Piękny Wschód, gdzie czeka Cię wiele kilometrów do przejechania. I te 1500 kalorii nadal Ci wystarcza?
Nie wystarcza :) Tego się już nie oszuka, bo jeżeli wychodzę uczciwie pojeździć przez trzy godziny (nie nazywam tego treningiem, bo ja po prostu jeżdżę), to spalam mniej więcej tyle, ile dostarcza mi dieta przez cały dzień. Dlatego po pierwsze, dokładam sobie wtedy jeden lub dwa batoniki zbożowe. Polecam takie bez syropu glukozowego i niepotrzebnych dodatków, fajne batony robi np. firma Kubara czy Zmiany Zmiany (tych firm jest oczywiście więcej).
Po drugie, właśnie dziś przeszedłem na dietę w wersji 2000 kalorii. A jeżeli będę miał naprawdę intensywny dzień, nie zawaham się zjeść po drodze małej pizzy :)
A ile to wszystko kosztuje?
Wszystkie informacje, włącznie z menu na trzy tygodnie do przodu, znajdziecie na stronie lightbox.pl Nie jest tanio, ale policzcie sobie, ile wydajecie miesięcznie na jedzenie (nie zapominając o tym, ile kasy idzie na jedzenie na mieście) + ile czasu spędzacie na gotowaniu i robieniu zakupów.
Nawet jeżeli nie przejdziecie na taką dietę na kilka miesięcy, warto spróbować jej na krótszy czas, aby zobaczyć jak wyglądają fajnie zbilansowane posiłki i jak różni się od tego, co jemy na co dzień (a przynajmniej ja jadłem). Można się wiele nauczyć i zastosować, gdy dieta się skończy.
A to nie wystarczy więcej ćwiczyć, zamiast przechodzić na dietę?
Wystarczy :) Jeżeli tylko dostarczacie organizmowi wszystkiego, co ten potrzebuje (chodzi mi o wartości odżywcze, nie o cukier) – a jednocześnie utrzymujecie sensowny bilans energetyczny – wtedy albo zachowacie obecną wagę, albo będziecie stopniowo chudnąć. Niestety, osoby ze słabą silną wolą – mogą mieć z tym problem i w pewnym momencie warto przestać się oszukiwać, że tak nie jest.
Jest też tak, że jeżeli mielibyście do wyboru tylko jedną rzecz – albo ruszacie się dużo więcej i naprawdę regularnie, albo jecie mniej (zwłaszcza słodyczy), to choć obie opcje często nie są takie proste – to według mnie, łatwiejsza jest ta druga. Dużo prościej odmówić sobie zjedzenia pączka, niż go później spalić. To tak w dużym uproszczeniu, ale myślę, że wiecie o co mi chodzi.
A nie boisz się efektu jojo?
Oczywiście, że się boję! Ale to właśnie dieta i regularne jedzenie co trzy godziny, ma mnie przygotować do tego, co będę potem stosował sam. Jeżeli po zakończeniu diety wróci się do starych przyzwyczajeń żywieniowych (patrz – ja w Hiszpanii), a do tego zmniejszy się dawkę ruchu, powrót do wyjściowej wagi jest nieunikniony. Dieta w magiczny sposób nie sprawi, że już na zawsze pozostaniemy szczupli i młodzi – nawet po jej zakończeniu, trzeba tak naprawdę na niej pozostać. Ale to nic nienormalnego, bilansu energetycznego się nie oszuka.
Na koniec kilka słów podsumowania – choć moja nadwaga nie była dramatyczna (tak sobie tłumaczę), to jednak coraz bardziej ujawniająca się ciąża spożywcza, nie nastrajała mnie pozytywnie. Zrzucenie tych 6 kilogramów zdecydowanie zmniejszyło mi brzuch, twarz trochę zeszczuplała, a ja czuję się dużo lepiej. Kilka osób pytało się, czy te 1500 kalorii nie sprawia, że czuję się ospały i bez energii, ale okazało się, że jest wręcz przeciwnie. Na ten temat powinien się wypowiedzieć dietetyk (zapraszam do lektury wpisu, gdzie zadaję dietetyczce LightBox wiele trudnych pytań), ale na mój rozum, taka lekkostrawna dieta nie obciąża żołądka oraz wątroby i ostatecznie organizm czuje się z nią o wiele lepiej.
A to, czy po zejściu do wymarzonej wagi (siódemka z przodu jest jak najbardziej realna), zdołam ją utrzymać, będzie zależało już tylko ode mnie. Trzymajcie kciuki :)
Pozostałe wpisy o diecie pudełkowej:
1. Czy warto odchudzać się na diecie pudełkowej?
2. Dwa miesiące po zakończeniu diety – moje wrażenia
3. Dieta pudełkowa – jak schudnąć – rozmowa z dietetykiem
wykupiłem sobie diete pudełkową na kilka dni, żeby spróbować czy to rzeczywiście takie fajne bo kumpel cały czas zachwala. Musze przyznać, że wystarczyło te kilka dni żeby się wkręcić i chyba zamówie na cały miesiąc. Jedzenie jest bardzo smaczne, zróżnicowane a ja nie trace tyle czasu w kuchni.
Widzę, że jednak nie jestem nienormalny i któs jeszcze pije kawę, z mlekiem i miodem :D Muszę zgubić duuużo kilogramów i zaczynam myśleć o takiej diecie i ruszeniu się wreszcie żeby do pracy dojeżdżać rowerem niby 2,5 km w jedną stronę ale to zawsze coś.
A może zamiast diety zmienić lepiej mentalność z kobiecej na męską,a liczenie kalorii bądz kilometrów czy osiągnięć zostawić sportowcom?Piszesz że organizm domaga się słodyczy lecz ja mówię że to umysł się domaga.Pojeżdzij z tydzień albo lepiej dwa na płatkach owsianych to zobaczysz czy się domaga i czego.Bez urazy. Pozdrawiam serdecznie
A ja byłam na diecie pudelkowej 4.5 mca w (z tego ostatnie 1,5 na wegetariańskiej ….. Chciałam schudnąć ale przede wszystkim jeść regularnie i poprawić swoje wyniki (lipidogram, glukoza, próby wątrobowe)…. Zrobiłam badania przed rozpoczęciem diety i po, w trakcie zgrzeszylam może 5 razy (rzeczywiście nie miałam potrzeby) ….. Jakie było moje zdziwienie gdy wyniki zamiast w dół poszły w górę…. Transaminazy wątrobowe dwukrotnie podwyższone, cholesterol wyższy……. Jestem sfrustrowana, zszokowana i lżejsza o parę tysięcy…… Wszystko do odgrzewania, w plastiku…. I chyba o ten plastik chodzi bo mam nadzieję że nie o samą żywność…… ???
nie polecam kupowanie diet, to kosztowne i.. zdajemy się na innych. Polecam za to dietę doktor dombrowskiej, nie chodzi w niej o schudnięcie (aczkolwiek 1 rok -15 w drugim -18 przez 2 miesiące diety także i to następuje) ale o oczyszczenie organizmu ze złogów i przywrócenie poprawnego funkcjonowania organizmu. Jeśli uda nam się nie wrócić do złych nawyków żywieniowych typu deser PO a nie przed obiadem i łączenia białka z tłuszczem itp efekty są znakomite, jeśli powracamy do nawyków to cóż.. musimy powracać i do diety ;D
Schudłeś 18 kilogramów przez dwa miesiące? To chyba trochę dużo za dużo…
pewnie tak ale po pierwsze miałem prawie 100 na początku i moja właściwą wagą jest właśnie to koło 80 wg wyliczeń. Poza tym na samym końcu przeziębiłem się przypadkiem co też mi dało popalić wiec te -3kg były nadplanowe. Ale uwielbiam tą warzywna dietę bo sam wszystko gotuje bez zbędnego badziewia i mój organizm dobrze na to reaguje. Mimo utraty mięśni co logiczne nadal byłem w stanie na basenie pływać niewiele gorzej niż wcześniej.
Czy ktoś może wie gdzie można kupić batony firm, które wymienia Łukasz?
Kliknij na linki, które są przy nazwach producentów. Ewentualnie zajrzyj bezpośrednio do Kubary i Zmiany Zmiany – trzeba sprawdzić, gdzie bardziej opłaca się kupić.
Ja niestety od kilku lat zaczałem cierpieć na ciążę spożywczą. Postanowiłem coś z tym zrobić.
Zacząłem od małych kroczków – odrzuciłem słodzenie kawy i herbaty. Po pewnym czasie zaobserowowałem dużo mniejszy apetyt na słodycze.
Od znajomych dostałem przepis na chleb. Od prawie 2 lat wypiekam w domu.
Kanapki do pracy zacząłem też zmieniać. Zamiast 5 zacząłem robić 3. Ale były trochę inne. Zamiast samych wędlin /sera zacząłem robić grube kanapki z warzywami. Wcześniej trafiał się listek sałaty, lub kawałęk ogórka – teraz dodaję więcej warzyw, żona zaczęła produkować też kiełki.
Po pewnym czasie zauważyłem lekkie zmniejszenie wagi – ok 2 kg w ciągu 1,5 roku. Niestety brzuch pozostał.
Miałem kiepskie nawyki żywieniowe. Poranek zaczynałem od dużego kubka Latte. Po pół godzinie był drugi. Jeśli szedłem na zmianę popołudniową, to jeszcze 3. Od pewnego czasu mleko 3,2% zastąpiłem 1,5%. Latte zamieniłęm też na Cappucino. Śniadanie jadałem o 13-14. Obiad o 18 – jeśli wracałem z porannej zmiany, a jeśli miałem zmianę popołudniową, to o 22. Potem kolacja 22 – 1 w nocy.
Do pracy jeździłęm rowerem cały rok, więc ruchu trochę miałem. Z synem chodziłem też pograć w piłkę jeśli była dobra pogoda, nie miał zbyt wielu lekcji, oraz oczywiśćie miałem poranną zmianę. Od czasu do czasu (średnio raz na miesiąc – dwa) udawało się z kolegą wyjść na squasha. Praca zmianowa w naszym przypadku i dzieci w wieku szkolnym nie pozwalały na nic więcej. Niestety po stresującej pracy dobrze robił browarek. Prawie codziennie.
Około 2 miesiące temu żona zapragnęła schudnąć. Zapisała się do klubu fitness. Poszła na zajęcia ze spinningu i ją wciągnęło. Po killu rzach namówiła mnie na te zajęcia. Bardzo nam się spodobało. Wcześniej nie mogliśmy za bardzo zgrać się podczas jazdy rowerem – ja codziennie dojeżdzając do pracy miałęm lepszą kondycję. Wycieczki kończyły się zazwyczaj tym, że ja byłem „niedojechany” a żona „zajechana”. Jako zwierzę stadne nie mogłem się zmobilozować do samodzielnych wycieczek lub do chodzenia na siłownie, Jak na razie dzięki spinningowi możemy z żoną razem brać udział w zajęciach. Gdy zacząłem chodzić na spinning odstawiłem też znacznie browarki. Teraz staram się nie pić więcej niż 1 tygodniowo. (nie wyliczam).
Takie stopniowe zmiany spowodowały, że nie smakuje mi już chleb z piekarni – nawet jadąc gdzieś w gości jako podarunek wiozę chleb. Mam wtedy pewność, że zjem taki bez „chemi”. Kanapki też już bez porcji warzyw mi nie smakują. Do obiadu muszę mieć dużo surówki. I co najważniejsze – nie mam już codziennie ochoty na piwo.
Ostatnie 2 miesiące to dodatkowe zrzucone 2 kg. Teraz przy wzroście 187 cm ważę 86 kg. Waga mogła by pozostać – gdyby zeszła oponka. Mam nadzieję, że do końca wakacji się z nią uporam
Brawo! Powodzenia w uzyskaniu zamierzonego celu :) Wagę masz odpowiednią, a sam brzuch da się wymodelować :)
Diety pudełkowe są ze wszech miar słuszne. Niestety porażająca większość osób ma po tym jojo. Głównie dlatego, że nauczeni gotowym żarciem nie potrafią utrzymać tego po zakończeniu stosowania diety pudełkowej. Kluczem jest odejście od pojęcia, że dieta jest czymś tymczasowym. Ukuł się pogląd, że jak jesteśmy na diecie, to mamy na jakiś czas coś ograniczać, co jest błędem prowadzącym do jojo. Pojęcie diety powinno dotyczyć naszego codziennego życia. Można wywalić z diety cukier, najlepiej w formie mąki. To jest największy killer. Wiele osób uważa na słodycze, ale nie zwraca uwagi na to, że porażająca większość węglowodanów (czyli cukrów) pochodzi właśnie od pizzy, makaronu, ziemniaków, chleba. Jeśli jesz 5 razy dziennie, w odstępach co 3 godziny, to znaczy, że Twoja dieta ma za dużo cukru! Taka dieta jest dobra dla Michała Kwiatkowskiego, czy Rafała Majki, ale nie dla zwykłego męża i ojca, który większość dnia spędza przyspawany do biurka. Należy jeść tak, by nie być głodnym przez dość długi czas. Nie oznacza to, że trzeba jeść dużo :)
Jednak wydaje mi się, że metoda „mało, a często” jest dużo lepsza niż „mało, a rzadko” czy „dużo, a rzadko”. Będąc na 1500 kalorii przez jakiś czas, po 2,5 godziny mniej więcej żołądek zaczynał lekko smyrać, dopominając się o kolejne pudełko. I ja to traktuję jako dobry objaw – nie rozciągam żołądka dużymi porcjami, jem po trochu, a częściej. I przyjmuję tyle samo cukru, gdybym podzielił te posiłki na 3 części, ale po co rozciągać żołądek i spowalniać trawienie?
Spowolnione trawienie jest akurat w odchudzaniu dobre :) Im żołądek szybciej trawi, tym szybciej jest głodny. Alkohol trawiony jest bardzo szybko i każdy wie, że po piwku apetyt rośnie :) Łatwo wtedy stracić kontrolę i zjeść o jedną porcję za dużo. Potem woreczek się rozwiązuje i jojo, jak malowane :)
Łatwiej stracić kontrolę, gdy żołądek jest rozciągnięty.
Jeden 'cheat day” i żołądek rozciągnięty :)
To nie jest kwestia tego czy dieta pudełkowa jest zła, bo nie jest, ale tego co się stanie po jej rezygnacji będąc przyzwyczajonym do 5 małych posiłków dziennie :)
Heyo!
Ja też na pudełkach, WLKP więc, TytkaFit. I powiem Wam, że oprócz tego, że smacznie, zdrowo, zbilansowanie, to jeszcze bardzo fajne zróżnicowanie, którego nie mieliśmy od lat. Mało mamy czasu, albo inaczej, wiele zajęć różnych i po prostu szkoda czasu na gotowanie i zakupy. Testujemy pudełka drugi tydzień, nie pod katem diety, ale wygody i dziś zrobiliśmy podsumowanie wydatków kartami na jedzenie i wyszło nam, że diety 2000kcal wypadają… taniej ;)
Polecam!
Ja mając około 30 lat zawsze trzymałem wagę w okolicach 70 kg przy 176cm wzrostu. Potem przyszło małżeństwo, dzieci i mniejsza aktywność sportowa i jednak chyba inny metabiolizm, ale po jakimś czasie wróciłem do sportu (głównie rower w lato i bieganie zimą) i trzymałem wagę 80kg. Niestety w tamtym roku miałem wypadek na rowerze i się trochę połamałem i poprzedni sezon poszedł na straty a waga poszła mi w górę do 87kg. Kiedyś mogłem jeść wszystko i nie tyłem, teraz mimo, że jem dużo bardziej zdrowo niż kiedyś nie trzymam wagi. Nie mniej od lutego wystartowałem ponownie. Luty i marzec biegałem (średnio 40km na tydzień), od kwietnia jeżdżę na rowerze (średnio 200km na tydzień). Co do diety to nie stosuję nic specjalnego, mam żonę dietetyka i stosuję się do jej rad. Czyli jedzenie zdrowe, doprowadzanie odpowiedniej ilości kalorii, tak by nie być głodnym (1500 kalorii to moim zdaniem jest niezdrowe przy sporej aktywności), trzymanie proporcji białko-tłuszcze-węglowodany, ze słodyczy to szarlotka małżonki z małą ilością cukru i dużą ilością jabłek plus owoce typu mango, pomarańcza czy grejfrut, kiwi. Poza tym raz na jakiś czas jest pizza, jest też piwko. Generalnie wychodzę z założenia, żeby się nie katować a czerpać przyjemności. Bardzo zwracamy uwagę na to co kupujemy, tzn. wybieramy rzeczy z jak najmniejszą ilością różnych dodatków, ryby zamawiam z nad morza, łosoś tylko bałtycki lub atlantycki, w lato warzywa ze swojego ogródka. Zgodnie z tym co mówi moja żonka, żeby zrzucić 1kg trzeba spalić około 7tyś kalorii, tzn. w bilansie być na minus te 7tyś kalorii. Nie mniej dobre odchudzenie nie może polegać na głodowaniu, ale na zdrowym odżywianiu i odpowiedniej dawce sportu. I tak ja odpowiednio przygotowując swoje potrawy, przez 2,5 miesiąca zszedłem do 82 kg. Moim celem jest utrzymanie średnio około 1kg / miesiąc, tak aby obecny rok zamknąć gdzieś w okolicach 76kg. Im szybciej człowiek zrzuca kilogramy tym potem jest tendencja do szybkiego efektu jojo. Przede wszystkim zdrowo i bez katowania samego siebie. Dodam, że przekroczyłem w tym roku magiczny wiek 50 lat.
„1500 kalorii to moim zdaniem jest niezdrowe przy sporej aktywności”
Zdecydowanie jest i o tym też pisałem w tekście. Dieta musi być taka, aby nie pojawił się duży głód. Mi, dopóki nie zacząłem regularnie wychodzić na rower, 1500 kalorii (+ te moje dodatkowe z kawy z miodem czy soków owocowych) wystarczało. Po zwiększeniu intensywności jazdy, od razu przeszedłem na większą kaloryczność + dokładam zdrowe przekąski, bo bez tego brakłoby mi paliwa.
Mam to szczęście, że mieszkam na Podhalu i zimą jestem do 50 razy na nartach alpejskich. Jazda na poziomie sportowym (zawody też). W zimie ważę mniej niż w lecie, a latem robię na rowerze ok.700 km/mies na szosie (dużo podjazdów). Jem wszystko i dużo, a słodycze uwielbiam. Aktywność praktycznie cały rok, praca też częściowo fizyczna. Nigdy nie miałem więcej niż 5 kg nadwagi .Mam 59 lat. Pozdrawiam.
Ja korzystałem z rozpisanej diety przez jeden portal dietetyczny. Produkty z przepisu, są dostępne w lidlu, w innych sklepach także.
Potwierdzam, że dobrze dobrana dieta do podstawa, do tego jak się stosuje dietę to jest motywacja od nie podjadania między posiłkami i to jest najlepsze :)
Dieta pudełkowa jest o tyle lepsza, że nie trzeba przygotowywać tego w domu. Ciekawe tylko jak to cenowo wychodzi.
Cenowo jeżeli będziesz przygotowywał sam, zawsze wyjdzie taniej niż kupowanie gotowego. To tak jak z wyjściem do restauracji vs gotowanie samemu.
Ale zdecydowanie oszczędza się czas i pokusa do podjadania jest jeszcze mniejsza, bo gotując samemu, zawsze łatwiej zjeść jakiegoś bonusa :)
Chyba, że zamawia się dietę na tych samych produktach z drugą osobą. Wtedy przygotowanie potraw jest wspólne. Przećwiczyliśmy to :)
Żona obiady, ja śniadania i kolacje, II-śniadanie różnie, ale fakt czasu troszkę potrzeba. coś za coś
Łukasz – jeżdżę rowerem cały rok, niestety siedząca praca przy komputerze nie sprzyja dobrej sylwetce. Ale nie łamie się deszczem, czy śniegiem i ważę przy wzroście 183 cm około 76 kg. Tak jak pisałeś – ważna jest regularność – regularnie jem i regularnie jeżdżę. Pomysł na dietę pudełkowa jest bardzo ciekawy, dla ludzi mających pieniądze a nie mających czasu. A najtrudniej rzeczywiście zrezygnować z cukru, zwłaszcza, że na rowerze szybko pojawia się niedobór węglowodanów, zwłaszcza latem – wtedy „królestwo za batonika!”.
Zdrowe słodycze (a nawet te trochę mniej zdrowe), gdy jeździ się na rowerze (czy uprawia inny sport) nie szkodzą nic a nic, a często są wręcz potrzebne. Jeżdżąc rekreacyjne 20 kilometrów, oczywiście nie potrzebujemy dostarczać nic organizmowi (poza piciem). Natomiast jadąc w trochę dalsze trasy, wręcz należy dostarczać kalorii (nie tylko ze słodyczy), inaczej może czekać nas „odcięcie prądu”.
Ale póki bilans energetyczny się zgadza, wszystko będzie w porządku.
Tak z innej beczki, jakiej firmy masz błotniki ? Czy one w pełni chronią przed obłoceniem rowerzysty i roweru ?
Pozdrawiam
Marek
Pisałem o nich tutaj: https://roweroweporady.pl/sks-raceblade-pro-xl-test-blotnikow-szybkiego-montazu/
Nie są to pełne błotniki, także trochę chlapią.
Największy błąd to diety. W tym sensie, że stosujesz coś myśląc o schudnięciu, osiągasz cel i myślisz o powrocie do poprzednich nawyków. Tak jakbyś chciał rzucić palenie tylko na jakiś czas. Jeśli możecie to przestawcie się na zdrowe żywienie do końca życia. To oznacza bez radykalizmu tylko stopniowe przestawianie się. Dużo warzyw (tylko błagam nie z supermarketów) to pierwsze, jak najmniej przetworzonego jedzenia to drugie. Im co bliżej formy w jakiej rosło tym lepiej. Stare zasady medycyny chińskiej i makrobiotyki. Cukier trudno rzucić ale pomaga to co ma niski indeks glikemiczny: świetna jest owsianka. Mamy problem z fałszowaniem żywności: chleb udający chleb, kawa udająca kawę (mam na myśli rozpuszczalną), jaja z pomarańczowym żótkiem itd. Najwięcej syfu jest chyba w mięsie. Już nawet ostrzega się przed szkodliwością jedzenia łososia norweskiego.
A tak w ogóle nasz tłuszcz pochodzi nie z jedzenia tłuszczów tylko węglowodanów. I jeśli się bierzemy za odchudzanie to trzeba to robić tak by nie zmniejszyć masy mięśniowej, nie odchudzić się przez odwodnienie i nie robić wysiłków, które spalają glikogen zamiast tłuszczu
fajny wgląd w sytuację, niestety tak myśli mniejszość. Teraz ważny jest sposób na to iż jemy za dużo i źle, najlepiej tabletka z reklamy na wątrobę i można „żreć” dalej mięsa zagryzając mięsem. Lub dieta cud (mniejszy lub większy) a potem dalej znów to samo i zdziwienie jak waga wraca – znaczy się dieta była zła. To jedna z najważniejszych rzeczy jakiej człowiek potrzebuje a nie uczy się nas od małego jak sobie z tym radzić, za to wiemy jakie monsuny płyną tu czy tam i o której godzinie wybuchło powstanie i to już w szkole podstawowej, A potem przychodzi życie i weryfikuje.
Ja ze swojej strony próbuję się nauczyć iż dieta ma mni nauczyć dobrych nawyków i poprawić stan zdrowia a nie zrzucić mi kilogramy, ale to ciężka nauka :) W pierwszym roku szło lepiej niż teraz :(
Widzisz czy zima czy nie jade na rowerze np do marketu po zakupy na zwykłym rowerze z marketu i nie ma że boli czy w tyłek zimno. ja bym na takiej diecie nie wytrzymał, cukier jak najbardziej także uzalezniony
moim problemem jest nocna szama.
i brak aktywności zimą.
różnica pomiędzy „przed sezonem” i „po sezonie” może sięgnąć 11kg, a że czwarty krzyżyk wylądował, to trochę niezdrowo..
Ale co zrobisz :)
Wpisz w gogole hasło Tabata :) Codzienne te kilkanaście minutek intensywnego ruchu pozwoli spalić naprawdę sporą ilość sadełka. To idealne na zimę, nie potrzebujesz siłowni. Tutaj masz dobrą apkę do tabaty: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.simplevision.workout.tabata
A tutaj ćwiczenia: https://www.youtube.com/channel/UCAxW1XT0iEJo0TYlRfn6rYQ
Tylko z tabatą nie można też przesadzać – ja nałapałem kontuzji bo ćwiczyłem jak wariat :)
Pozdrawiam
P.S. 40-stka nie jest żadnym wytłumaczeniem ani przeszkodą. Felix Baumgartner gdy skakał z 39 km ze spadochronem miał 43 lata :)
Te wszystkie tabaty, crossfity itd. wyglądają fajnie – ale to trzeba po prostu lubić. Jak się nie ma zacięcia, to nic z tego nie wyjdzie. Tak jak napisał Epimeteusz komentarz niżej – wszystko zaczyna się od głowy.
Dla mnie odchudzanie czy trzymanie formy, musi być przyjemne. Ja choćbym spełzał z roweru po dalekiej trasie, jestem mega zadowolony. Po tabacie, choć wygląda fajnie, już niekoniecznie.
Piszę to tylko dlatego, żeby zmobilizować samego siebie, do znalezienia czegoś, co polubię na równi z rowerem i będę mógł to robić zimą :)
Mnie na całe szczęście nie przyciąga do lodówki w bardzo późnych godzinach wieczorno-nocnych, ale zwykle nie przestrzegałem tego, żeby już nic nie jeść te 2-3 godziny przed pójściem spać (nie wiem kto wymyślił niejedzenie np. po 18:00, chyba ci, którzy chodzą spać o 21:00).
Ech kwestia odchudzania, to temat rzeka. Sam osobiście zrzuciłem prawie 35 kg zbędnego balastu, ale nie ma co tu ukrywać jest to ciężka praca, planowanie posiłków itd. Chciałbym zrzucić jeszcze 10, ale mam dużo mniejszą motywację i chęci. Czasami jestem zwyczajnie zmęczony planowaniem i przygotowywaniem jedzenia. Czasami ma człowiek po prostu dość. Wtedy dobrze raz na jakiś czas, jak pisze Łukasz zjeść cheata. Dla mnie to pizza :-). Niestety jak widzę większośc osób odchudzających się, to niestety część z nich nie jest przygotowana do tego mentalnie. Pamiętajmy, że odchudzanie zaczyna się w głowie, a dopiero potem zmienia się nasze ciało. Jeśli ktoś zaczyna dietę i zdarzy mu się zjeść coś za dużo, coś niezdrowego, to nie lamentujmy nad tym. Zastanówmy się co było przyczyną przekąszenia czekolady, batonika, pizzy itd. Głód czy zły nastrój? Po każdym upadku należy wstać i iść dalej!!! Nie wolno się poddawać z walki o lepsze życie. Jedna wpadka żywieniowa nie uczyni nas grubszymi czy chudszymi. Chodzi o zmianę nawyków żywieniowych i dłuższą perspektywę czasową. A uzależnienie od cukru to niestety makabra. Sam siebie określam mianem cukroholika. Pozdrawiam wszystkich odchudzających się :-).
Łukasz, a próbowałeś squasha? Świetna sprawa przy sezonowej przerwie – można się nieźle wypocić, a i przy okazji nabrać mocnego powera :)
Brzmi ciekawie, muszę kiedyś spróbować. Da się w to samemu grać? :D
Trafiłem tu przypadkiem bo google mi podpowiedział ten artykuł. Zazwyczaj nie komentuję jednak nie oprę gdyż.
1. 1500 to jest mało. Przy uprawianiu sportu, takiego jak jazda na rowerze czy bieganie, wchodzisz na zbyt duży deficyt i spalisz głównie mięśnie, a po spaleniu mięśni łatwo o efekt jojo. Tłumacząc prosto, do spalania tłuszczu są potrzebne dwie rzeczy, mięśnie i tlen, im mniej mięśni tym mniejsze spalanie, im mniej tlenu tym mniejsze spalanie(słynny metabolizm). 2000 to też mało, ja przy 192 i wadze 75kg jem 2400 w dni nietreningowe, 3000 w treningowe, jednak fakt że to jest wszystko indywidualnie. Piszesz że jadłeś jakieś ciastka energetyczne, tylko przy tak niskiej kaloryczności dziennej to jest podbijanie kalorii śmieciami.
2. Nigdzie nie piszesz o równie ważnych proporcjach białko-tłuszcze-węglowodany. Firmy kateringowe często oszczędzają na pierwszych bo ostatnie jest najtańsze, a np tłuszcz to nie jest nasz wróg, pełnowartościowy tłuszcz jest niezbędny np do budowy komórek.
3. Przerwa międzysezonowa. Dziwię się że ktoś kto prowadzi bloga mającego w nazwie rowerowe porady nie wie co robić zimą. Najlepiej iść na siłownię. Wiem siłownia kojarzy się z karkami i kupą żelastwa, jednak przy dobrym treningu odbudujemy mięśnie głębokie(bardzo ważny), wzmocnimy pośladek(także bardzo ważny) oraz nogi. Przy dobrym rolowaniu i rozciąganiu unikniemy kontuzji w sezonie. Poza tym jak pisałem w punkcie pierwszym, to mięśnie spalają tłuszcz, więc jak trochę im nam przybędzie to nie będziemy musieli się tak bardzo martwić o efekt jojo.
4. Koszty. Koszt mojej diety, jak pisałem nawet 3000 kalorii to max 900zł miesięcznie + 100zł na wodę/napoje, a steki w weekend uwielbiam jeść. Fakt czasu na zakupy i gotowanie nikt mi nie zwróci, jednak zdrowie wymaga wysiłku.
5. A to nie wystarczy więcej ćwiczyć, zamiast przechodzić na
dietę?
No nie wystarczy. Każdy powinien się nauczyć poprawnie odżywiać, czyli dostarczać organizmowi niezbędnych składników w odpowiednich proporcjach, odpowiedni do jego stylu życia. Dlatego diety pudełkowe są złe, bo tego nie nauczą, nauczyć tego może tylko dobry dietetyk i dokształcanie się samemu w tym temacie.
Hej,
1. Tak jak napisałem, 1500 absolutnie nie wystarcza przy dodatkowym jeżdżeniu na rowerze, 2000 to też może być mało bez uzupełnienia. Ale ja dokładam sobie kilkaset kalorii kawą z mlekiem i miodem. A batonów z samych suszonych owoców nie nazywałbym „śmieciowymi”.
1a. Ja nie trenuję i jestem baaaardzo daleki od utrzymywania jakiegokolwiek reżimu, który nazwałbym treningiem.
2. Zakładam, że Lightbox o to zadbał, białka jest całkiem sporo w tej diecie. Natomiast nie jest to na pewno dieta białkowa, przeznaczona dla osób, które taki cel sobie obrały.
3. Napisałem o tym w tekście – siłownia jest dla mnie koszmarnie nudna. Gdyby to wszystko było takie proste, to nie potrzebowałbym przechodzić na dietę.
4. Oczywiście, można też stołować się u rodziców, a wtedy koszt będzie wynosił równe 0 złotych. Wybacz sarkazm, ale ciężko, żeby ktoś nam przez miesiąc gotował i robił to za darmo. Pewnie, że można samemu gotować i każdego do tego zachęcam – tylko wtedy trzeba się podwójnie pilnować, żeby nie podjadać między posiłkami.
5. Pewnie, że sama dieta niczego nie nauczy, jeżeli ktoś nie będzie tego chciał. Ale jest to dobry punkt wyjściowy, żeby co nieco podejrzeć. Oczywiście wszystko można od A do Z samemu (z pomocą dietetyka), ale gdyby to w każdym przypadku było takie proste…
Ostatnio nastała moda na odchudzanie, a ja uważam że trzeba być z tym ostrożnym. O ile doprowadzenie masy ciała do prawidłowych wartości jest jak najbardziej OK, to trzeba uważać żeby nie przestrzelić w drugą stronę. Z racji wspomnianej mody zalewają nas informacje dot. tzw. zdrowego stylu życia. Badania, opinie, kalkulatory, przeliczniki itp., a my zaczynamy od tego wariować.
W moim przypadku wygląda to tak, że jeszcze jakieś 2 lata temu cieszyłem się stabilną wagą ok 69-70kg przy wzroście 171 cm – i to było OK. Biorąc pod uwagę atletyczną budowę ciała nawet bardzo OK. A potem mi odbiło i postanowiłem się nieco odchudzić. A to żeby podkreślić muskulaturę, a to że rzekomo zmniejszona podaż energii wydłuża życie, odmładza i w ogóle rozwiązuje wszelkie problemy. No i teraz ważę 58-59 (w porywach było jeszcze mniej). Niby niewielka różnica, a ludzie pytają moich bliskich czy nie dopadła mnie jakaś ciężka choroba. Najpierw spaliłem chyba niemal całą tkankę tłuszczową, potem przyszedł czas na mięśnie. Katabolizm zrobił swoje, po czasie zacząłem odczuwać, że kondycja zaczęła spadać. Nastrój też, bo to wszystko fajnie wygląda na początku. Niestety od odchudzania też można się uzależnić, szczególnie jak ktoś ma tak zawzięty charakter jak ja. Ja nazywam to odwróconym efektem jojo. Obiecuję sobie, że zacznę się normalnie odżywiać, a po każdym „incydencie” przekroczenia jakichś moich urojonych limitów zaczynam od nowa ograniczanie kalorii. Ostatnio, po którymś z kolei opierd… od żony spinam się żeby doprowadzić się do porządku. Mój cel 64 kg – i w cale nie jest tak, że można tyle przybrać w tydzień – blokada psychiczna jest na prawdę silna.
Podsumowując:
– skoro uznałeś że nie wszystko jest OK z Twoją wagą to dobrze, że bierzesz się za rozwiązanie problemu
– tak restrykcyjna dieta faktycznie szybko doprowadzi do redukcji masy ciała i na początku będzie euforia, że waga leci, że kondycja super… do czasu, na razie organizm ma spore rezerwy ale jeżeli jesteś aktywny fizycznie to przyrody nie oszukasz, musisz dostarczać mu odpowiednią ilość energii
– jak przedobrzysz to możesz przestać kontrolować cały proces… wiem, wiem wydaje się nieprawdopodobne – tak myślałem
– przy deficycie składników odżywczych z czasem wzrośnie ryzyko kontuzji (wiem z autopsji)
W żadnym wypadku nie namawiam do zarzucenia powziętego celu ani środków do jego osiągnięcia, jedynie na własnych doświadczeniach zalecam ostrożność.
Życzę powodzenia
Hej, 70 kg przy 1,71 wzrostu to jest absolutnie normalna waga :) Odnośnie dostarczania energii podczas wysiłku, to jasna sprawa, tak jak napisałem w tekście – tego się nie oszuka.
Natomiast myślę, że „przesadzenie” z odchudzaniem raczej mi nie grozi. To nie jest tak, że mi cały czas na takiej diecie jest cudownie, wspaniale, waga leci, a ja nie mam ochoty na jakiegoś dobrego burgera, pizzę, grillowaną kiełbaskę, jajka w majonezie itd. Czasem sobie coś takiego zjem (cheat meal), ale jakbym puścił lejce, to wyglądałbym jak diabeł tasmański przy lodówce :)
Oczywiście odchudzać się w nieskończoność nie będę, a do mojej wagi z „najlepszych czasów”, kiedy ważyłem 73-74 kg przy wzroście 175 cm raczej nie wrócę.
Tak, Krzysiek zwrócił uwagę na to żeby nie przesadzać z chudnięciem. Jeśli chodzi o pedałowanie to faktycznie jest tak, że są chudzi-słabi, chudzi-mocni, grubi-słabi oraz grubi-mocni.
Tak jak napisałeś niestety trzeba na diecie pozostać, raz już schudłem 20 kg w 3 miesiące (samodzielna dieta oraz regularna siłownia), niestety po jakimś czasie było tak jak napisałeś, a to odpuściłem trening, a to pozwoliłem sobie na coś więcej do jedzenia i waga wróciła. A nawet przekroczyła poprzednią. Na szczęście niektóre dobre nawyki pozostały tj. nie używam cukru ani soli (jeśli gotuje sobie sam), nie pije mleka (nawet tego bez laktozy). Od zeszłego sezonu zasuwam na rowerze, a od 2018 można powiedzieć, że zasuwam ostro (już ponad 1000 km) i poszło 6,5 kg (w obwodach więcej bo spaliło się tłuszcz a przybyło trochę mięśni).
Także łącze się w „bólu” bycia na diecie i trzymam kciuki za dalsze efekty:)
Dzięki :)
Jestem sceptyczny co do proponowanych przez Ciebie diet pudełkowych (stosowanych tymczasowo). Z tego co Piszesz wnoszę, że tylko Odkładasz w czasie zmierzenie się z problemem złego odżywiania. Załóżmy, ze z przodu pojawi się ta wymarzona 7-ka. Co wtedy? Jeśli Zrezygnujesz z produktów wspomnianej firmy to Znajdziesz się w punkcie wyjścia. I tak Będziesz musiał zastanowić się nad tym co i w jakich ilościach zjadasz. A co gorsza złe decyzje w tym względzie mogą spowodować efekt jojo, który szybko Cię zdemotywuje. Pamiętajmy, że w przyszłości również będzie zima. Co jakiś czas będą również się zdarzać się święta i wyjazdy wakacyjne. Ważniejsze niż szybki i chwilowy efekt jest jego trwałość. Proces odchudzania to coś więcej niż gubienie wagi. Moim zdaniem to powinno być raczej efektem ubocznym zmiany nawyków żywieniowych (i/lub zwiększenia aktywności fizycznej). A o tą trwałość efektu odchudzania jest łatwiej gdy nie postanawiasz nagle zmieniać diety ze względu na osiągnięcie zamierzonej wagi.
Absolutnie się z Tobą zgadzam, że bez zmiany nawyków żywieniowych, po odstawieniu diety, szybko wrócę do swojej „wyjściowej” wagi. Sam o tym napisałem w przedostatnim akapicie.
Natomiast dieta pozwoliła mi po pierwsze, na oswojenie organizmu z myślą, że da się przeżyć bez tabliczki czekolady czy trzech pączuszków (nie codziennie, ale za często), jest mi teraz trochę łatwiej kontrolować się niż wcześniej. Po drugie – organizm przyzwyczaja się do tego co i ile jem, a ja sam uczę się, co i ile warto jeść.
Czy skorzystam z tej wiedzy później? Mam nadzieję, że wystarczy mi silnej woli i chęci, bo ostatecznie oczywiście wszystko zależy tylko ode mnie.
Odnośnie zimy, to jak na razie znalazłem na to tylko jedno rozwiązanie, którego niestety jeszcze nie mogę zastosować w praktyce – wyjazd w jakieś ciepłe, niedrogie miejsce na te kilka miesięcy :) Ale zobaczymy co przyniesie przyszłość :)
Co roku próbuję rozpocząć jakąś dietę i tak sobie rozpoczynam i rozpoczynam. Rok, dwa temu jadłem jedynie mięso, warzywa, owoce. Zero pieczywa. Cukrów jem generalnie dość mało, nie słodzę kawy, herbaty nie piję. Waga była świetna, zahaczała o siódemkę z przodu ale niestety cholesterol był ponad normę. Lekarz powiedział, żebym mniej wieprzowiny jadł. No i przepadło. Posiłki co trzy godziny też próbowałem i nawet fajna rzecz tyle tylko, że jadłem kilka zaje…wielkich porcji. Problemem było dowiezienie odpowiednio dużego śniadania do pracy :), bo czasem wychodziło mi ze dwa – trzy kilo :)
Jestem już bliżej 50-tki więc mniej mi zależy na kilogramach, a więcej na własnych przyjemnościach i jakkolwiek tragedii nie ma to nie potrafię sobie odmówić tłustych potraw, pizzy czy dobrej kiełbaski. A jak mam dobrą melodię to i 7-8 bułek na śniadanko wciągnę (mówię o śniadanku rozłożonym na 8 godzin pracy). :)
Dzięki temu, że jeżdżę nadal mam lekko ponad 80 kg ale strach pomyśleć co będzie jak przestanę się ruszać.
I chyba zabójczy w tym wszystkim jest alkohol. Jeden mały drinio czy piwko problemu nie czyni ale takie powtarzanie co kilka dni dodaje sporo kalorii. A ciężko żyć bez dobrego piwka – szczególnie latem.
Ponieważ staram się być samowystarczalny, to jedzenie dostarczane prze kuriera nie jest dla mnie ale życzę oczywiście wytrwałości i sukcesów.
Pisz jak już zejdziesz poniżej magicznej granicy 80 kg.
Browar to podstawowy kolarski napój regeneracyjny. Regeneracja bez niego jest wysoce utrudniona :)
Polecam mój ulubiony Velkopopovicky Kozel Cerny :)
Czesi nie mają dobrego piwa. To mit. Taki sam mit jak to że są tolerancyjni. Nie mają może takich szczochów jak Budweiser ale są bardzo przeciętne: no może na poziomie Tyskiego, Okocimia ew. Żywca. Dobre piwo jest z browaru Kormoran Amber, Kozel nie umywa się do polskiego Koźlaka. Nie żebym się wymądrzał – z serca polecam. Tak jak polecam nie kupować żarcia w Biedrze, Lidlu tylko na targu od chłopów co mają certyfikaty eko. Mleko ma się skwasić po 3 dniach, szynka ma wyschnąć a nie skisnąć, chleb najlepiej samodzielnie pieczony itd itd. Nie daj sobie wmówić że żarcie z marketów i czesko piwo jest cokolwiek warte :-) Pozdrawiam
2004
1st place Velkopopovický Kozel Premium – World Beer Cup, USA
2nd place Velkopopovický Kozel výčepní světlý – World Beer Cup, USA
2010
3rd place Velkopopovický Kozel Premium – World Beer Cup, USA
Jak znajdziesz na takiej liście Kormoran i Koźlak to będzie sens poświęcać czas na odpowiedź.
Taa, a w 2002 dwie nagrody dla piwa Wojak, spróbuj tego zamiast Kormorana, skoro tak wierzysz w World Beer Cup.
Kormoran i Amber to faktycznie nie są najlepsze polskie browary, ale Kozel to produkt tego samego koncernu co Tyskie czy Lech i poziom jest podobny.
Jeśli lubisz pieczywo z ogromnych piekarni i wędliny z przemysłowych kombinatów to i Kozel będzie ci smakować.
No to zgadzamy się w przypadku WBC i Kozela. Z grubsza można przyjąć, że na wszelkich konkursach i rankingach łapę położył biznes i możemy sobie darować ich wiarygodność. Tak jak z grubsza przyjmijmy, że jak coś jest reklamowane w TV to można już tego nie pić. Co do Kormorana i Ambera – nie napisałem, że są najlepsze. Z tych jakie mam pod ręką są najlepsze choć nie wspomniałem o ukraińskim Oboloku czy coś takiego. Nie ganiam po knajpach, nie muszę mieć zdania na temat 200 piw. Nie chcę jedynie być frajerem, któremu filmik z paroma wąsaczami wmówi, że ma kupić gorszy produkt. Niemniej poleć wg. Ciebie są najlepsze polskie browary to chętnie ocenię
W necie jest wiele lepszych miejsc na pisanie (i czytanie) o piwie. Po drugie każdy ma swój gust i obiektywna ocena czy porter bałtycki jest smaczniejszy od dunkelweizena jest niemożliwa. Z racji wieku pamiętam czasy, kiedy dostępne w handlu sery dzieliły się na białe i żółte a piwa na ciemne i jasne. Dziś możesz kupić camembert, roquefort, ementaler, brie, gorgonzolę i mnóstwo innych i znaleźć coś co odpowiada Twojemu smakowi. Podobnie jest z piwem: jest wielka dostępność piw w różnych stylach i nie ma potrzeby ograniczać się do jasnych lagerów. Jeśli ktoś próbuje jedynie Tyskie, Żubra, Tatrę czy Królewskie to czeską Holbę, Pilsner Urquell czy Kozel może uważać za pępek piwnego świata, ale kręci się w kółko. Jakby chciał być znawcą serów a porównywał tylko Goudę, Edamski i Morski
Też kiedyś potrafiłem zjadać naprawdę duże śniadania, na szczęście sam zauważyłem, że to była trochę przesada, a jadłem tyle tak naprawdę z przyzwyczajenia.
Generalnie to wiadoma sprawa, że trzeba ograniczyć ilość tego co się je, a taka dieta pokazała mi sporo rzeczy na które nie zwracałem wcześniej uwagi – np. co jeść, aby się najeść, a przy okazji aby nie było tłuste i kaloryczne.
Od lat walczę z nadwagą, do zrzucenia mam 15 kilo, ale zawsze a to święta, a to grill, a to urodziny i to co czasem zrzucę, zaraz wraca. Próbuję jeździć na rowerze i chodzić na długie spacery z psem ale sporo pracuję i nie mam na to czasu. I robi się koło zamknięte.
Niestety trzeba wyjść z własnej strefy komfortu i trochę ograniczyć kaloryczne przyjemności, a także wygospodarować trochę czasu na ruch. To w sumie oczywisty fakt, ale nie zawsze łatwo to przychodzi, jak widać także na moim zimowym przykładzie. Ale warto próbować, a taka dieta pozwala spojrzeć inaczej na wiele spraw.
Właśnie zjadłem całe opakowanie żurawiny, chyba czas na kolację. Fajna ta strefa komfortu. Na szczęście ostatnio raczej gubię kilogramy dzięki jeździe rowerem, ale zimą to mam podobnie. Też nie widzę dla siebie sportu poza jazdą rowerem.
Kupiłam sobie Lightbox na kilka dni właśnie zeby spróbować i kurcze, dobre to jest :) z cukrem mam tak samo jak Ty, ale tam faktycznie zawsze jest deser i ten deser mi wystarczal.
Cześć Agnieszko, miło Cię tu widzieć :)
Ja się tym miodem w kawie jeszcze ratowałem, ale przecież na słoikach od miodu nie ma podanej kaloryczności, czyli wychodzi na to, że miód nie ma kalorii :)
Sprytne :)))
Mi się udało przestawić na kawę bez cukru, ale tylko pod warunkiem, że kawa jest dobrej jakości, no i też z mlekiem.
Powodzenia z odchudzaniem!
mam tak samo. Trochę pomaga picie cykorii zamiast czarnej kawy i zielonej zamiast zwykłej herbaty Ale cukier i tak zjadamy: w keczupie, konserwowej kukurydzy, chlebie, majonezie, sokach. Coś się w UE zmienia ale do PL jeszcze nie dotarło
kawa to jedna z gorszych rzeczy jaką można zrobić swojemu ciału. Ale rozumiem, nałóg to nałóg!
dlaczego?
Masz link do jakichś rzetelnych badań naukowych na ten temat?
rzetelnych naukowych badań nie publikuje się w postaci podlinkowanych artykułów. W ogóle stwierdzenie tu czegoś w ściśle naukowej rutynie jest niemożliwe bo skutki mogą być długoletnie i nie masz takich samych warunków do badania. To co krąży powszechnie w internecie jest też często sterowane przez lobby producentów. Mnie wystarczy opinia lekarzy, relacje tych którzy zerwali z nałogiem i stan mojego własnego organizmu. Oraz fakt iż niektóre kraje przymierzają się do wprowadzenia na opakowaniach kawy odpowiednich ostrzeżeń dla klienta.
No to chyba lekka przesada odnośnie niemożności podania linku do badań naukowych. A to np.: https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0378512213000479
Kawa nie jest niezdrowa, o ile nie pijesz jej w bardzo dużych ilościach. Najlepiej pić kawę naturalną a nie rozpuszczalną, bez słodzików i bez mleka. Kawa jest jednym z głównych źródeł przeciwutleniaczy w naszej diecie, zarówno z powodu ilości jakie wypijamy, jak i samego jej składu. Pozdrawiam :D
wybacz ale Łukasz pytał (i to zasadnie) o rzetelne badania naukowe a nie artykuły tysięcy stron takich czy innych gdzie na każdy za można znaleźć 10 przeciw. Osobiście widziałem raporty WHO w internecie którym zdaje się można zarzucić naukowość ale jedne przeczyły drugim i generalnie konkluzja była taka iż sami nie mogą powiedzieć dokładnie. Z czym się zgadzam bo 100% nigdy nie będziemy mieli.
Owszem, zasadnie. A artykuł, który podałem to tzw. meta-analiza, czyli statystyczne podsumowanie wielu badań i próba oszacowania wpływu picia kawy na zdrowie. Poza tym w nauce już tak jest, że na każdą tezę czy wynik w jedną stronę znajdzie się coś mówiącego w stronę przeciwną. Dlatego też wymyślono coś takiego jak podsumowanie dowodów naukowych. Zgadzam się, że na 100% nigdy nie wiadomo, choćby dlatego, że każdy organizm będzie reagował inaczej. Trzeba się obserwować i dobrać sposób żywienia do własnych potrzeb.
Dlatego zareagowałem pytaniem o badania, na Twoje stanowcze „kawa to jedna z gorszych rzeczy”. Czy kawa ma wpływ na zdrowie? Pita w dużych ilościach może mieć. Ale tak jest ze wszystkim, z czym zaczniemy przesadzać – ponoć nawet od wypicia za dużej ilości wody można umrzeć.
Natomiast nie wydaje mi się, aby od jednej dużej czy dwóch małych kaw dziennie, organizm miałby gorzej funkcjonować. Są dużo, dużo gorsze rzeczy :)
Może wyraziłem się zbyt dosadnie fakt. Owszem z gorszych rzeczy, można się dźgnąć nożem, to też nie jest zalecane, ale jak powiesz lekarzowi iż wypijasz dwie kawy dziennie to on zaleci Ci ograniczenie, a sądzę iż powinien być oczytany w fachowych wydawnictwach. Ja na podstawie tego co do mnie dociera ze źródeł które wymieniłem też tak sądzę, ale nie mam na to konkretnego linku w necie z badaniami :) A kawy nie cierpię bo jest strasznie wpajana ludziom od młodego, przemycane w filmach itp w skutek czego jest to jedna z pierwszych używek jakby naturalnie wchodzących w nawyki młodego jeszcze człowieka. Kiedyś tak było z papierosami i dopiero specjalnymi przepisami zakazano promocji tego w nazwijmy to szeroko pojętej kulturze, kawa natomiast promuje się nadal w najlepsze.
Kawa jest zdrowa. Koniec, kropka.
kawa jest niezdrowa, początek, przecinek