Gdy zadałem Wam na Facebooku pytanie, co sądzicie o Masie Krytycznej – w komentarzach zawrzało. Comiesięczny przejazd rowerzystów przez miasto, rozpala dyskusję do czerwoności. Ciężko było ustalić, czy więcej jest zwolenników czy przeciwników, ale jedno można powiedzieć – jednych i drugich jest bardzo wielu. Przyczynkiem do dyskusji było powstanie w Łodzi Antymasy Krytycznej, czyli ruchu sprzeciwiającemu się blokowaniu miasta przez rowerzystów z rowerowej MK. To właśnie w Łodzi, najbardziej widać niechęć do organizowanej co miesiąc manifestacji. Powstał nawet profil na Facebooku: Stop Masie Krytycznej w Łodzi, który polubiło już ponad 6000 osób. Tymczasem w grupie o Masie Krytycznej jest „jedynie” trochę ponad 4000 członków.
To pokazuje skalę i determinację przeciwników Masy. Nie wiadomo jeszcze, w jakiej formie ma przebiegać antydemonstracja, ale liczę na rozsądek urzędników, którzy nie dopuszczą do spotkania obu grup. Otwarte pozostaje pytanie – kto w tym sporze ma rację. Z jednej strony MK ma słuszne postulaty, do których wytrwale dąży – rozbudowę infrastruktury rowerowej i poprawę bezpieczeństwa rowerzystów. Działacze fundacji Fenomen, która organizuje MK, zajmują się również nadzorowaniem projektów dróg rowerowych, spotykają się z urzędnikami, monitorują budowę infrastruktury rowerowej.
Jedynym punktem zapalnym, jest ostatni piątek każdego miesiąca – gdy o godzinie 18 rowerzyści ruszają w miasto. Według przeciwników MK – rowerzyści blokują miasto, nie pozwalając kierowcom samochodów/autobusów/karetek poruszać się po centrum i okolicach. Zwolennicy Masy ripostują, że samochody blokują miasto przez cały miesiąc, a podczas przejazdu większych Mas Krytycznych, czas blokowania skrzyżowań nie jest bardzo długi (maj 2013, 1384 osoby, około 6 minut).
Wzajemna przepychanka może trwać w nieskończoność. Antymasa podaje, że koszt zabezpieczenia Mas Krytycznych przez policję, to 15 tysięcy złotych rocznie (albo ja coś źle zrozumiałem, bo według mnie to nie jest duża kwota). W odpowiedzi organizatorzy Masy, wytykają Tobiaszowi Puchalskiemu (organizatorowi Antymasy) przynależność partyjną i zbieranie kapitału politycznego przed wyborami.
Gdy w czerwcu 1999 roku Masa Krytyczna startowała w Łodzi, pewnie nikt nie snuł dalekosiężnych planów. Zgromadzenie było nielegalne, a zasięg i skala przedsięwzięcia były na tyle niewielkie, że czasem przyjeżdżał radiowóz i na tym pewnie sprawa się kończyła. Na nielegalnych Masach byłem kilka razy w życiu, nie powiem – fajnie było brać w nich udział. Dreszczyk emocji, raz „ucieczka” przed policją, jazda w niedużej, ale zgranej grupie.
Miało to swój urok i w sumie nie destabilizowało ruchu ulicznego, ponieważ stawaliśmy wtedy na czerwonych światłach. No dobrze, raz pamiętam, że Masa zablokowała Rondo Lotników Lwowskich na chwilę :) Tak to wyglądało w 2005 roku, gdy Masa (wciąż nielegalna) pojechała do Zgierza:
Wprawne oko zauważy brak wielu, obecnych dziś dróg rowerowych. Zwłaszcza drogi rowerowej wzdłuż Alei Włókniarzy – jednego z najruchliwszych traktów komunikacyjnych w Łodzi. Nie można powiedzieć, fundacja Fenomen oraz Masa Krytyczna wywarły bardzo duży nacisk na władze Łodzi, by te zaczęły wreszcie dostrzegać problemy rowerzystów.
Akurat w czerwcu 2014 roku wypada 15-lecie Masy Krytycznej w Łodzi. Zacząłem się zastanawiać – czy Masa jest jeszcze u nas potrzebna. Zapewne wiele miast w Polsce dopiero zaczyna walkę o godne traktowanie przez włodarzy miasta. Ale czy w Łodzi nie zrobiono już wiele dla rowerzystów? Oczywiście, nadal jest sporo do roboty, ale myślę, że małymi krokami dogonimy w końcu zachodnie standardy. Czy Masa Krytyczna musi o tym przypominać co miesiąc?
Nie przemawia do mnie argument przeciwników Masy o blokowaniu miasta. Patrząc na statystyki z 2013 roku, duża frekwencja jest jedynie w miesiącach kwiecień-sierpień (ew. wrzesień-październik). To tylko 5-7 miesięcy w roku (z czego dwa wakacyjne), w pozostałe miesiące w Masie bierze udział od 160 do 700 osób, co przy średnio 1400 osobach w ciepłych miesiącach wygląda mizernie i nie wpływa znacząco na blokowanie ulic. Mimo wszystko, dla poprawy wizerunku i lepszej prasy – Masa powinna pomyśleć o zmianie formuły.
Być może rozwiązaniem byłoby przesunięcie startu na godzinę 19 w ciepłe miesiące. Albo spotykanie się nie w centralnym punkcie miasta i ruszanie na obrzeża, ale od razu spotykanie się w konkretnej dzielnicy, by nie blokować co miesiąc centrum. A przynajmniej w ciepłe miesiące. Moim zdaniem Masa jest w Łodzi potrzebna. Tylko, że jej celem ma być pokazanie, że rowerzyści nadal chcą coś w Łodzi zmienić na lepsze. A nie wkurzanie sporej grupy ludzi. I choćby mieli oni masę(!) bzdurnych argumentów, to jeden jest mocny – blokowanie czegokolwiek nie jest „sexy”.
Te słowa kieruję również do Antymasy. Działanie na zasadzie „oko za oko” zazwyczaj nie wychodzi nikomu na dobre. Tutaj również warto zastanowić się, jak w ciekawy i niebanalny sposób pokazać swój sprzeciw.
Mój wpis mam nadzieję będzie kolejnym zaczynem do dyskusji. Nie tylko o Masie Krytycznej, ale także stanie infrastruktury rowerowej w Polsce. Piszcie :)
Nie wiem jak to wygląda w Łodzi ale opowiem wam jak to robi się w Opolu.
Po wielu latach Masa Krytyczna odbywa się co miesiąc w piątki o 18 tej i nie polega tylko na przejechaniu przez miasto lecz coraz częściej wyznacza się trasę masy przez newralgiczne miejsca w mieście – czyli takie gdzie zjazd na DDR lub przejazd rowerzysty jest dla niego samego problematyczny lub zagrażający życiu. Dlaczego tak, ano po to by grupą pokazać włodarzom miasta TUTAJ MAMY PROBLEM czyli edukacja i pokazanie również kierowcą, że na co dzień to rowerzysta ma problem z bezpieczeństwem.
dobra inicjatywa, ale też rozumiem innych uczestników ruchu drogowego. Bo to trochę wstrzymuje / blokuje funkcjonowanie reszty.
To jeszcze tylko zamykając dyskusję o budżetach partycypacyjnych i ich wpływie na infrastrukturę rowerowę śpieszę poinformować, że w Warszawie prawie każda dzielnica wybrała mniejszy lub większy projekt rowerowy. U mnie akurat wygrał dość duży projekt ogólno-dzielnicowy. Ale w innych częściach miastach wybierano też konkretne projekty np. budowę konkretnej ścieżki lub kontrpasa.
@KONRADP
Teraz żeby organizatorzy mas krytycznych (w każdym mieście) chociaż zobaczyli ten wątek. Trochę mi brakuje tutaj ich zdania.
@MACIEKR – obejrzałem filmik z MK i przyznaję, że tak wyglądające masy dałyby o wiele lepsze efekty.
Po pierwsze nadal widać ilość rowerzystów, a chyba taki jest cel każdej MK.
Po drugie, pomimo tak licznej ekipy miasto nie wydawało się zablokowane. Nikt nie może wtedy powiedzieć, że znowu rowerzyści misto blokują bo to nie prawda. To jest po prostu przejazd wielu pojazdów na takich samych prawach jak reszta uczestników ruchu.
Po trzecie i chyba najważniejsze, kiedy MK nie odgradza się od reszty uczestników ruchu ulicznego policją jest szansa na wspólne nuczenie sie do siebie szacunku i respektowania swoich praw na drodze, ale również na egzekwowanie przepisów.
@Michał – nie wszędzie trzeba jeździć samochodem. Nie wszędzie trzeba jeździć w pampersie i zapitalać tak, żeby się spocić. Są ludzie, którzy do tej przysłowiowej Biedronki jeżdżą samochodem, chociaż mają do niej 500 metrów. Zamiast przejść się na pieszo chociażby.
” MK często traktuje samochody jako zło: puszki, śmierdziele… ”
Ciekawe jak w ten sposób myślący ” masokrytyczniak ” wyobraża sobie codzienny dowóz chleba do sklepu na rogu, mleka do ” Biedronki ” albo ulubionych izotoników do ” Tesco „? Rowerami???
Od wszelkiej ortodoksji ( chyba że prawicowa :)) ) strzeż mnie Panie a co za tym idzie od związanych z nią ostracyzmów.
Ostatnio pojechałem do klienta rowerem, w dodatku po pieniądze. Jak on się na mnie patrzył…. Pan w średnim wieku z brzuszkiem, w obcisłych gatkach z pampersem i w mokrej koszulce…
Nigdy więcej.
„W naszym społeczeństwie potrzebna jest odpowiednia edukacja że rowerzysta to pełnoprawny uczestnik ruchu”
Ale to trzeba edukować i kierowców, i rowerzystów. Bo jazda po ulicy to przepisy i nie ma zmiłuj. No i że np. ułatwianie poruszania się tym „blachosmrodom” nie ujmuje honoru i powinno być codziennością (zupełnie zapomina się w światku rowerowym, że to musi działać w obydwie strony, skoro wszyscy na ulicy mają te same prawa). To działa: mijam codziennie te same samochody i rowery: ułatwiając sobie życie jakoś jeździmy bezkonfliktowo. Rzadko pojawiają się problemy.
Żeby nie było: też popełniam błędy i w jednym miejscu wręcz świadomie wjeżdżam na chodnik: nie zamierzam się potem jakoś tłumaczyć z tego policji jak mnie zatrzyma (inna sprawa, że ma to w poważaniu dopóki nie przeszkadzam pieszym, za co jej dziękuję). Ale zauważyłem, że kierowcy w większości traktują mnie jak zgniłe jajko i omijają szerokim łukiem.
„Właśnie też o taką edukację powinna walczyć również masa, a nie tylko o kolejne ścieżki.”
Ale coś idzie w dobrym kierunku: pojawiają się akcje, które pomagają początkującym w jeździe do pracy (jak i gdzie pojechać, gdzie mogą być problemy, jak się zachować) z instruktorem. Z tego co kojarzę także w Łodzi. Pojawiają się kampanie jazdy z światłami (rowerzyści), zachowania odstępu (kierowcy). Dużo tego nie ma, ale kiedyś w ogóle o tym nie pomyślano.
Dziwna rzecz: rozmawiając z poszczególnymi uczestnikami MK widzę często trzeźwe podejście do problemów. Razem powstaje jakaś „ciemna masa”. Co jest grane?