Z tym rowerowym multitoolem od kalifornijskich braci, jeżdżę już od ponad pięciu lat. Dostałem je na urodziny w 2010 roku, czyli prawie w tym samym momencie, w którym otworzyłem blog :) W swoim życiu „zajechałem” już kilka tego typu zestawów, które co tu dużo ukrywać, były po prostu z niższej półki. Albo wyrabiały się podczas używania, albo coś pękało, a jeden zestaw dosłownie rozsypał się w rękach po trzecim użyciu. Jak widać na zdjęciach, zestaw od Crank Brothers trzyma się bardzo dzielnie. Jedyną rzeczą do jakiej mogę mieć zastrzeżenia, jeżeli chodzi o jakość wykonania, to fakt, że na narzędziach dość szybko pojawiły się rdzawe naloty. Psuje to estetykę zestawu, ale na szczęście nie ma najmniejszego wpływu na działanie.
Model m19 jest najlepiej wyposażony z tej serii. CB oferuje również wersje z 17, 10 i 5 narzędziami. m19 to zestaw 7 imbusów, 3 śrubokrętów, 2 Torx-ów, czyli gwiazdek – umieszczonych na ruchomych ramionach. Do tego, na jednym z ramion zainstalowano skuwacz do łańcucha, a na zdejmowanym skrzydełku od skuwacza znalazło się miejsce dla 4 kluczy do szprych oraz dwóch kluczy płaskich. W zasadzie ten zestaw wystarczy do wszystkich podstawowych regulacji wykonywanych przy rowerze.
CB podaje, że skuwacz pasuje do łańcuchów 8/9/10-rzędowych, ale w napędach 6- i 7-rzędowych stosuje się taki sam łańcuch, jak w 8-rzędowym, tak więc z takimi napędami też sobie poradzi. Ale do działania skuwacza mam spore zastrzeżenia. Przy odrobinie samozaparcia i będąc na pustkowiu, mając w zanadrzu jedynie ten zestaw – jest szansa, że uda się skuć zerwany łańcuch. Natomiast nie polecałbym go do codziennego, serwisowego użytku. Do przyjemniejszej pracy potrzebne są niestety kombinerki, z których robi się uchwyt. Inaczej trzeba się nieźle napocić i nakombinować, by nic sobie nie uszkodzić i naprawić łańcuch. Zdecydowanie polecam, wszystko jedno czy z tym zestawem, czy z innym, aby wozić ze sobą spinkę do łańcucha. To uwolni nas przynajmniej od spinania łańcucha, a przyrząd przyda się jedynie by rozpiąć jedno, niepotrzebne, po rozerwaniu łańcucha ogniwo.
Boleśnie przekonałem się o działaniu tego skuwacza, dopiero w zeszłym roku. Wcześniej byłem przekonany, że to skuwacz jak wszystkie inne i bez problemu poradzi sobie z łańcuchem. Cóż, od tego czasu staram się pamiętać o zabieraniu prawdziwego skuwacza, a ten traktuję jako fajny kluczyk do szprych czy awaryjny płaski.
Natomiast do działania pozostałych narzędzi nie mam żadnych zastrzeżeń. Są wykonane z naprawdę świetnej jakości stali i nie boją się trudnych do odkręcenia śrub. Oczywiście tego typu zestawy nie służą do częstych serwisowych prac. Ale jako zestaw, który zawsze gdzieś leży pod ręką, przydawał mi się nawet w domu.
Multi19 ma wiele narzędzi, tak więc jego szerokość też jest spora. 4,5 centymetra pozwala na solidny chwyt, choć jednocześnie bywa problem z dostępem do bardziej schowanych śrub. Jeśli mógłbym na coś jeszcze pomarudzić, to jego długość. Narzędzia wystają z ramki na ok. 3 centymetry. To także stanowi niedogodność przy próbach dostępu do niektórych miejsc. Nie, że jest to niemożliwe, po prostu dłuższymi kluczami pracuje się wygodniej.
No właśnie, pracuje. Cały czas muszę pamiętać, że takie zestawy są hmmm… do awaryjnych napraw i okazjonalnego użytkowania. Ma być poręczny (jest), lekki (jest, waży 175 gramów) i solidny (jest), a to często nie idzie w parze z ultra wygodny.
W zestawie do m19, producent dodaje także bardzo ładny pojemnik do przechowywania. To fajny gadżet i bardzo fajny pomysł na prezent, podkreślający styl i jakość Crank Brothers, ale mi się nigdy nie przydał. Klucze zawsze wożę luzem, dzięki czemu zajmują mniej miejsca. W tańszych zestawach tego pojemnika już nie ma.
Czy mogę polecić te klucze? To bardzo dobre pytanie, nad którym musiałem się dłużej zastanowić. Z jednej strony mamy naprawdę dobrej jakości stal, która żadnej pracy się nie boi. Do tego spory zestaw narzędzi, przy jednoczesnej poręczności. Z drugiej strony niezbyt praktyczny skuwacz do łańcucha, delikatne rdzewienie części metalowych (rama jest z aluminium) i odrobinę za krótkie klucze.
Z drugiej strony, używam ich już ponad pięć lat i jeszcze nie myślałem o zmianie. Tak więc pamiętając o wadach oraz zaletach tego zestawu, mogę je polecić. Nie kosztują mało (katalogowo 139 złotych, choć można kupić je taniej, na Allegro widziałem je za stówkę), ale na pewno odwdzięczą się poprawnym działaniem. Wolę już pomęczyć się na trasie ze skuwaczem (pamiętajcie, że warto wozić ze sobą spinkę do łańcucha), niż wkurzać się, że końcówki narzędzi się wytarły, albo zestaw się rozpada w rękach.
A ja znalazłam dużo lepsze i tańsze rozwiązanie. Na dodatek banalnie proste. Zakupiłam skrzyneczkę z narzędziami za 40 zł (akurat miałam farta dostać rozbudowany i dobrej jakości zestaw, gdy byłam na zakupach w hipermarkecie). W takim zestawie są dwa śrubokręty grzechotkowe – duży i mały (wielkością przypominający nieco szerszy długopis). Do podróży wybieram oczywiście mały, bo taki jest potrzebny do roweru, oraz zestaw potrzebnych mi końcówek (ja mam w swoim zestawie do wyboru 67 sztuk różnej wielkości), które pakuję w zamykany woreczek, żeby nic się nie pogubiło. Zajmuje to miejsca tyle co nic i waży jeszcze mniej. Do tego jest to coś, co nam służy także poza podróżą i nie tylko do roweru.
Pozdrawiam!
Hej, tańsze na pewno, ale czy lepsze… Cóż, najważniejsze, żeby Tobie było wygodnie. Ja wolę jednak wozić ze sobą gotowy zestaw, który mi nigdzie nie lata, nie grzechocze i łatwo go wyjąć i schować w razie potrzeby. Ale nie mówię, że Twój pomysł jest zły. Dobrze, że kombinujesz nad innymi sposobami :)
Z przechowywaniem nie jest źle. Można wrzucić do apteczki pierwszej pomocy albo w jakąś małą kieszonkę w plecaku, torebki na ramę, albo nawet do portfela (same bity oczywiście :D). Grzechotać też nic nie grzechocze. Myślę, że największy problem tutaj to pilnowanie, by niczego nie zgubić :)
Jeszcze taniej, dwa multi klucze płaskie + 2 lub 3 hartowane imbusy z dedry (w zależności od roweru) + skuwacz.
Miałem multiklucz Arkus&Romet za 20zł, nie wiem co to była za stal ale chyba stop z plasteliną. ;) Potrafił rozsypać się po całej torbie od jazdy na rowerze, tragedia. Postanowiłem, że wystarczy. Kupiłem opisywanego CB m19 i rozkręciłem nim rower kilka razy, laptopa, krzesło i nie wiem co jeszcze, a na kluczach ani ryski. Kosztuje solidne pieniądze, ale przynajmniej służy bardzo dobrze.
Jak znajdę to ci wrzucę zdjęcie imbusa po złożeniu meblościanki z Black Red White lub szafy z Ikei. W połowie pracy zrobiły się okrągłe :)
To potwierdzam. Miałem wiele imbusów do mebli BRW, Ikea i Wuteh i robiły się okrągłe w szybkim tempie.
Czy ktoś miał do czynienia z zestawem SKS CT-WORX 20 ?
https://allegro.pl/zestaw-kluczy-sks-ct-worx-20funkcji-skuwacz-imbus-i5730280572.html
Stosunkowo niska cena, a jako awaryjne narzędzie chyba spełni swoją funkcję? No i mini-łyżki w komplecie są :)
SKS robi fajne rzeczy, więc o jakość specjalnie bym się nie martwił. Ciekawie wygląda ten zestaw :)
O wpis mnie ucieszył, akurat ten multitool poprosiłem pod choinkę. :-)
Panowie (i panie). Po latach roznych multitooli, Topeak i tym podobne. Stwierdziłem, że multitoole to taki wymysł bez sensu.
Po pierwsze. Waży to zawsze dużo i czuc to w kieszeni czy gdziekolwiek. Mialem toola dobrej firmy i tez ważyl swoje. O tanich nie wspomne.
Po drugie, sa prawie bezuzyteczne w terenie. Sa male, skladaja sie caly czas, ciezko nimi operowac w rekawiczkach i przy mrozie nic nie naprawisz bo cie predzej szlag trafi zanim skostnialymi palcami cos otworzysz nie mowiac o przykrecaniu.
Po trzecie. Po cholere ci spinacz do lancucha w toolu czy pierdyliard koncówek? W 90% bedziesz przykręcac 2 srobki w calym rowerze. Allen key (hexagonalny) rozmiar 4 czy 5. Tyle. Czasem może sporadycznie sróbokręt. Tyle. Prawda jest taka jak cos sie zepsuje poza tymi kluczami to prawdopodobnie i tak tego nie naprawisz multiloolem.
Do czego doszedlem po tylu latach. CO jest lekkie, wygodne i zawsze mozna miec przy sobie?. Proste. Kup sobie zestaw kluczy do samochodu (tak one sa duzo mocniejsze, tansze i wytrzymalsze. Klucze rowerowe to zazwyczaj badziew z makaronu za gruba kase. Kupijesz zestaw kluczy hexagonalnych (allen Keys) wyciagasz 4 i 5. Chowasz do plecaka i kieszeni. Tyle. Koniec. Wlasnie masz najlepszy multitool w kosmosie. 2 klucze. Dlugie, mozne, poreczne. Takich jak uzywasz w warsztacie.
Jak chcesz byc przygotowany na akcje z lancuchem to zamiast tachac ciezki klucz, kup sobie spinki. Wcisnij gdzies i po klopocie. Na koniec jak juz chcesz byc pewny, to kup sobie maly srubokrecik. I tak oto caly zestaw sprowadza sie do 3 lekkich narzedzi i jednej spinki. Jestes zabezpieczony na 90% problemow w trasie. Multitoole to taki bajer jak scyzoryk szwajcarski. Fajny pomysl, fajnie wyglada ale jest bezurzyteczny, niewygodny i ciezki.
Dla nieorjentujacych sie oto jak wyglada zestaw kluczy. Pamietaj. Potrzebne sa ci tylko 2. (Mozesz tez zadbac o to aby twoj rower mial tylko sroby 4 i5 w calym rowerze. Po prostu je powymieniaj).
Ewentualnie mozesz sobie kupic taki na kółeczku. Ale sa krótkie, za to lekkie i zabieraja mniej miejsca. I tak bedziesz uzywac tylko 2. Mozesz wiec zdjac reszte. http://www.clasohlson.com/medias/sys_master/8873676242974.jpg
PS> Sorry za błedy al mam malo czasu i jestem leniem i nie chce mi sie poprawiac. Doczytacie sie. Pozdrawiam.
Zgadzam się, warto kupować dostosowane do własnych potrzeb narzędzia. Aczkolwiek wolałbym w takim przypadku kupić po prostu mniejszy zestaw, ale nadal w formie multitoola, niż latających luzem kilku narzędzi. Ale każdemu według potrzeb :)
Natomiast jeśli chodzi o spinki, to pamiętaj, że bez skuwacza i tak nic nie zdziałasz. Potrzebujesz go, żeby wypiąć drugi pin, w którego miejsce wejdzie spinka.
Dobrze piszesz, też mam podobny zestaw, dwa imbusy hartowane, płaskie hartowane multi klucze z blachy i śrubokręt mały płaski/krzyżakowy w kształcie imbusa, wszystko w worku strunowym z rękawiczkami lateksowymi. Zawsze się zepsuje to , czego w terenie nie idzie naprawić :)
Miałem wiele narzędzi, głównie tych z niskiej półki. Większość rozsypywała się w szybkim tempie a imbusy wykonane z podłego materiału zaokrąglały się na końcach. Jakiś czas temu kupiłem multitool polskiego Krossa, za ok. 40 zł bardzo podobny do opisywanego powyżej. Po pierwszym długim, wyboistym zjeździe w czeskich górach usłyszałem że coś mi brzęczy w podsiodłówce. Okazało się że na wyboistej drodze ich multitool kompletnie się rozsypał w drobny mak. I jak tu popierać polskie? Jednego dnia napatoczyłem się w Decathlonie na takie maleństwo:
https://www.decathlon.pl/narzdzie-wielofunkcyjne-multitool-compact-id_8246924.html
Zważone przeze mnie 80g. Po roku intensywnego używania, końcówki imbusów w idealnym stanie, niepordzewiały, malutki, zgrabniutki, ładniutki. W warunkach polowych nigdy nie był mi potrzebny żaden klucz poza tymi ośmioma które są w tym multitoolu. Dla szosowca idealny. Skuwacz wożę ten ocalały z rozpadniętego Krossa prawie taki sam jak w tym Crank Brothers.
Wiesz, z tym „polskie” to nie do końca tak musi być. Obstawiam, że te klucze i tak są robione na zlecenie w Azji.
Jak pisał John Ruskin (a żył w XIX wieku!): „Nie ma rzeczy na świecie, której nie można trochę gorzej wykonać i trochę taniej sprzedać, a ludzie którzy patrzą tylko na cenę zawsze będą ofiarami takich poczynań. Niemądrze jest zapłacić za dużo, ale jeszcze gorzej jest, gdy zapłaci się za mało. Jeżeli zapłaci się za dużo można stracić trochę pieniędzy i to wszystko. Jednakże jeżeli zapłaci się za mało, wtedy czasem można stracić wszystko, ponieważ zakupiony przedmiot może nie wypełnić przeznaczonych mu funkcji. Reguła gospodarki nie dopuszcza, żeby za małą cenę otrzymać dużą wartość. Wybierając najtańszą ofertę trzeba uwzględnić koszty ryzyka. Gdy się to zrobi, wtedy nie ma się już tyle pieniędzy aby kupić coś lepszego.”
Muszę kiedyś o tym wpis przygotować, postaram się z przykładami rzeczy, które kupiłem, bo mega tanio, a potem okazywało się skąd się wzięła taka cena.
Jasne że robią dla nich w Azji. Rzadko co jest teraz produkowane w Europie. Ale podziwiam Niemców za to że jednak mają wiele firm, które importują części dobrej jakości z Azji a potem dodają do tego jakąś jakość i sprzedają jako Made in Germany. Mają porządne firmy sprzedające rowery jak Focus, Canyon, Bulls, Cube, Corratec. Stevens, Ghost czy Poison, porządne koła, porządne akcesoria jak Ortlieb. Robią też różne innowacyjne produkty czy designy. Ponieważ mają większą siłę nabywczą kupują produkty dobre jakościowo. U nas niestety większość firm jedzie na taniosze bo to jest to co klienci chcą kupować. Chciałbym kupować więcej produktów Made in Poland. Niestety nie bardzo mamy firmy które coś jakościowego wnoszą, może właśnie oprócz Krossa jeśli chodzi o rowery. No i oprócz paru firm od odzieży które sprzedają niezłe produkty, np. Nowatex, Danielo, Brubeck czy 4F. Pytanie czy z czasem będzie ich więcej.
Z odzieżowych polskich: jeszcze Fjord Nansen.
Polskich producentów (czy montażystów) rowerów jest sporo, niebawem pojawi się na blogu o nich wpis. Oprócz Krossa, Romet też ładnie idzie do przodu, czy Unibike. Northtec fajne rowery robi.
W ciuchach to np. Polska puchem stoi i mamy kilka mocnych firm produkujących kurtki i śpiwory puchowe. Jakby się jeszcze dłużej zastanowić, to naszych firm wcale tak mało nie ma :)
Jaką jakość dodają Niemcy do takich produktów? Ramy wyprodukowane są w Azji, malowane również tam. Osprzęt wyprodukowało Shimano w Malezji albo w Chinach, w najlepszym przypadku w Japonii. Założyli do tego amortyzator wyprodukowany na Tajwanie, podobnie jak stery, kierownice, mostek, sztycę. Albo kupili tajwańskiego Srama. Jeśli jest w tym coś niemieckiego to projekt (jeśli jest w ogóle), który zrealizują Azjaci. Magurę czy Syntace, Dt spotyka się w niewielu rowerach, jeśli już to w wysokich modelach, z czego też różnie bywa z jakością (np Magura która produkuje jak na moje skromne zdanie – badziewie). Dt ma fabrykę na Dolnym Śląsku. Wspomniany Poison miał ramy z Tajwańskiego katalogu, które potem można było spotkać pod innymi nazwami. Mojego Arsena mieli równieź użytkownicy także bardzo niemieckiego Checker Piga (sam byłem właścicielem tej ramy) czy innej niesamowicie kiedyś drogiej marki niemieckiej z Hamburga,. Ten sam produkt rozrzut cenowy blisko dziesięciokrotny.
Są niemieckie marki które są niemieckie i cieszą się uznaniem na świecie. Nie padła tu jednak żadna ich nazwa. :) Nicolai, Liteville, Storck, Votec, Rotwild to marki niewychodzące z produkcją poza ojczyznę. Co ciekawe raczej nie sygnują osprzętu swoich rowerów własnym logo, jak to robią pozostali. Kupując Storcka wiem co Storcka kupuję.
Abus też robi swoje produkty w Niemczech.
Głównie chodzi o projekt + kontrolę jakości. Wiadoma sprawa, że Chińczycy wyprodukują wszystko, w jakości takiej, jaka będzie potrzebna. Chcesz ramę za 10$, to będzie jakości za 10$. Za 1000$, to będzie jakości za 1000$. Ale pozostaje jeszcze nadzór nad tym wszystkim.
4F to ostatni szajs. Byłem parę miesięcy temu w kilku sklepach szukając kurtki zimowej dla siebie i żony. I wiesz co? Oboje obojętnie jakiej kurtki 4F nie wzięliśmy to były tak beznadziejnie skrojone że w głowie się nie mieści. W pasie wąsko a w barkach jak u Marit Bjoergen. Jak rozmiar M był za mały to L był już o wiele za duży. Widzę na mieście masę ludzi w kurtkach 4F i wszyscy wyglądają jak pajace. To samo tyczy się koszulek, bo sam mierzyłem kilka i wszystko było dziwnie skrojone.
Są takie firmy, których rozmiarówka nie pasuje pewnym osobom. Dla mnie taką firmą jest Craft. Nie ma takiej możliwości żeby coś z tej firmy na mnie pasowało. Ale może mam nietypowe rozmiary bo mam 175 wzrostu i 112 w klacie a 90 w pasie. 4F akurat nic nie mam więc się nie wypowiem. Pasuje mi większość rzeczy z Decatlonu w rozmiarach L lub XL. A rowerowe Rogelli zwykle też masakra. Jak dobre w klacie to za krótkie rękawy albo za długa koszulka. Ale oni chyba mają tragiczną kontrolę jakości. Z Brubecka wszystko mi pasuje z tym że wszystko drmatycznie się rozciąga i trzeba kupować numer lub dwa mniej. Nowatex też mi pasuje.
Popieram. Śmiać mi się chcę bo zobacza polskich skoczków w kurtkach 4F i leca kupują kurtke za 1000zl. Brak słów na społeczeństwo. Kupiłem kilka produktów 4F by mieć zdanie i pwiem TAK… ludzie płacą za reklamę. Produkt klasy niskiej niektóre produkty klasy średniej. Rekawiczki rowerowe 4F rozlecialy się szybciej niż Reeboka Crossfit… koszulki szajs powinien kosztowac 25zl a nie 50 ale najbardziejbrozbawiaja mnie ceny kurtek… to jakas kpina i żart ale cóż… ci co ulegaja reklamie pojda i kupia za 1500zl.
Łukaszu, moje pytanie trochę nie w temacie ale czy masz lub będziesz miał możliwość przetestowania nowego dziecka Authora na rok 2016 model Ronin? Jako fanatyczny „zboczeniec” rowerowy co chwila zakochuję się w nowych dziełach wszystkich marek i chciałbym co nieco więcej dowiedzieć się o tym jak się na tym jeździ a dobra recenzja na temat roweru to kropla na szalę / kolejnego/ zakupu….
Oooo, fajna maszynka. I na stalowej ramie :) Jeżeli tylko uda Ci się przekonać firmę Velo, dystrybutora Authora, do współpracy przy testach, to ja bardzo chętnie :)
Miałem identyczny ale połamały się śrubokręty (dwa). Od tego czasu wolę nosić woreczek z mini śrubokrętem z grzechotką +wybrane kilka bitów (krzyrzak jak i imbusowe jak i kilka nasadkowych) oraz kilkoma wybranymi najtańszymi imbusami (dłuższymi gdzie potrzebna dźwignia).
Czasami przydaje się też młotek :))) A „krzyrzak” to raczej przez „ż” się pisze, nieprawdaż…?