Co robić w razie wypadku?

Ten tekst został zainspirowany dzisiejszymi wydarzeniami. Chciałem odkręcić pedały w rowerze, niestety jak to zwykle bywa w przypadku tych konkretnych gwintów, nie chciały puścić. Zaparłem się o klucz w taki sposób, że gdy w końcu śruba puściła, dłoń poleciała mi w kierunku zębatki od korby. Cóż, nigdy wcześniej sobie tak palca nie poharatałem. Gdy dobiegłem do łazienki, żeby włożyć palec pod wodę, już nie mogłem złapać tchu, strzał adrenaliny był tak potężny. Nie wchodząc w szczegóły, od razu widać było, że palec będzie do szycia ponieważ to nie było powierzchowne uszkodzenie, a trochę grubsza sprawa. Za głupotę się płaci. Po prostu zabierając się za okręcanie pedałów powinienem był to przewidzieć, a tego nie zrobiłem. Do czego dążę w tym wstępie – razem z moją dziewczyną zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie teraz jechać? Sprawa nie była na tyle poważna by wzywać karetkę, ale jednocześnie nie chciałem z tym palcem tułać się po przychodniach czy szpitalach w poszukiwaniu pomocy.

Szczęśliwie Monika przypomniała sobie, że gdy miała stłuczoną piętę i złamaną rękę, pojechaliśmy wtedy do Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego, gdzie znajduje się poradnia chirurgii urazowo-ortopedycznej. Na miejscu lekarz obejrzał ranę, dostałem zastrzyk przeciwtężcowy, palec został znieczulony i zszyty. Wszystko poszło szybko i sprawnie.

palec-lukasz

Wracając do domu zacząłem się zastanawiać, że ja tak naprawdę nie wiem, gdzie mógłbym się zgłaszać w takich nagłych przypadkach. Karetki nie wzywamy do urazów z którymi możemy samodzielnie, bądź z pomocą rodziny lub sąsiada dostać się do lekarza. Co w takim razie robić?

Po pierwsze, dla własnego dobra, zorientuj się, gdzie w Twojej okolicy znajduje się Stacja Ratownictwa Medycznego, placówka świadcząca Nocną i Świąteczną Opiekę Zdrowotną, Szpitalny Oddział Ratunkowy, przychodnia. Warto też sprawdzić która placówka jakie świadczy usługi. Warto wiedzieć gdzie się udać w przypadku poważnego zranienia, złamania, poparzenia, zatrucia, bardzo złego samopoczucia itd.

Jeżeli w momencie zdarzenia nie będziesz w stanie określić, gdzie jechać, a sprawa będzie pilna – możesz zadzwonić na pogotowie (numer 999 lub 112). Dyspozytor powinien udzielić Ci informacji gdzie się udać. Tylko zaznaczam – sprawa musi być na tyle pilna, by zaangażować w to dyspozytora pogotowia. Jeżeli już zadzwonisz, mów konkretnie i bez ociągania, ponieważ zajmujesz czas, który można przeznaczyć dla pacjentów potrzebujących karetki.

Jeżeli wydarzy Ci się coś gdzieś na trasie, ale nie będzie wymagało wezwania karetki – śmiało dzwoń na 999. Dobrze jest wtedy wiedzieć, gdzie się udać, by niepotrzebnie nie tracić czasu na szukanie pomocy. Karetkę wezwij natomiast w przypadku kolizji z samochodem, gdy złamiesz nogę i nikt Cię nie zabierze do szpitala, gdy będziesz miał udar cieplny  i oczywiście w pozostałych sytuacjach, w których wzywa się karetkę. W takich przypadkach nie ma sensu zgrywać bohatera, a dyspozytor pogotowia po wysłuchaniu co się stało, zadecyduje czy wysłać karetkę czy podjąć inne kroki.

Dzwoniąc po karetkę pamiętaj by w pierwszej kolejności powiedzieć, gdzie się znajdujesz. Miasto, ulicę, numer drogi, skrzyżowanie, jakikolwiek punkt charakterystyczny. Jest to najważniejsza sprawa, ponieważ później możesz zasłabnąć lub akurat padnie Ci bateria w telefonie. Następnie poinformuj dyspozytora co się stało. I nie rozłączaj się pierwszy, czekaj aż dyspozytor zakończy rozmowę.

Kolejna sprawa o której warto pamiętać, to to by w domu mieć nie tylko tabletki przeciwbólowe, ale jeszcze kilka innych, bardzo przydatnych drobiazgów. Moim zdaniem podstawa to: węgiel medyczny, woda utleniona (lub jeszcze lepiej jakiś specjalny preparat dezynfekujący, np. Octenisept), gaza koniecznie jałowa, bandaż elastyczny, plaster z opatrunkiem i bez.

Jeżeli przydarzy Ci się zranienie, najlepiej przemyj to miejsce chłodną wodą, a następnie zdezynfekuj wodą utlenioną brzegi rany i gdy ta przeschnie, nałóż opatrunek. Jeżeli rana mocno krwawi, to nie ma sensu bawić się w wodę utlenioną, tylko trzeba natychmiast zatamować krwawienie najlepiej jałową gazą. Pod żadnym pozorem nie odkażaj rany spirytusem czy wódką! Jedynie pogorszysz sprawę.

Nie chcę tutaj pisać specjalistycznych porad medycznych, ponieważ nie mam odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, dlatego przy większych uszkodzeniach wskazane jest skonsultować to z lekarzem, ponieważ zawsze istnieje ryzyko zakażenia rany.

Gazę i plaster z opatrunkiem dobrze jest wozić ze sobą, zwłaszcza gdy jedziemy gdzieś dalej. Zajmują bardzo mało miejsca i zmieszczą się do malutkiej kieszonki. Na blogu zebrałem więcej rzeczy przydatnych w rowerowej apteczce.

Reasumując – nie chcę Cię straszyć, po prostu dzisiejsze wydarzenia zmusiły mnie do tego, by zrobić gruntowny przegląd w domowej apteczce (na szczęście miałem gazę) i sprawdzić kilka szpitalnych i ratunkowych kontaktów. W razie czego lepiej mieć to wszystko pod ręką i w głowie.

Na zakończenie mały apel mojego przyjaciela Waldka, który co prawda zajmuje się motoryzacją, ale robi to z głową. W nagraniu poniżej mówi o braku obowiązku posiadania apteczki przez kierowców samochodów i zachęca by mimo wszystko taką apteczkę posiadać. Warto posłuchać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

29 komentarzy

  • Cześć. Kilka moich refleksji na temat.
    Kiedyś dostałem strzał w bok na skrzyżowaniu ze światłami od skody oktavi. Jechałem na zielonym prosto a pan kierowca skody skręcał w lewo (przecinał pas mojego ruchu) jadąc za pierwszym pojazdem, (który zresztą wymusił na mnie pierwszeństwo) czyściutko trafił mnie w …. pedał. Zdążyłem tylko zarejestrować, że kierowca ma przy uchu telefon. Nie spodziewałem się tego zupełnie. Nie zdążyłem nawet mrugnąć powieką. Natychmiast ścięło mnie i poleciałem prawo-skos na jezdnię.

    Na szczęście jadący za mną pojazd zahamował a potem mnie wyminął. Natychmiast zszedłem z jezdni na najbliższy chodnik zwlekając rower. Sprawca wypadku – chłopak w moim wieku zatrzymał pojazd za skrzyżowaniem na awaryjnych i podszedł do mnie aby zorientować się co mi się stało. Oferował pomoc, odwiezienie do szpitala, naprawę roweru. Po chwili zauważyłem, że spodnie rowerowe dość szybko nasiąkają krwią na wysokości kolana. Zawsze wożę ze sobą mini apteczkę i wiedziałem, że w pierwszej kolejności muszę się zająć tym nieszczęsnym kolanem, a gość mnie rozpraszał. I zrobiłem coś czego bardzo żałuję. Kazałem mu Wyp……ć. Byłem na niego tak wściekły, że bałem się, że jak mi minie pierwszy szok, to mu tętnicę przegryzę. Gość pewnie myślał że żartuję, albo to podstęp z mojej strony i po wszystkim zgłoszę, że zbiegł z miejsca wypadku. Ostatecznie po trzykrotnym udzieleniu informacji gdzie ma sobie pójść – odjechał.

    Wnioski:
    1. Trzeba było przystać na jego prośbę wezwania pomocy. W takim przypadku przyjeżdża pogotowie i policja. W razie czego biling jego telefonu rozwiązuje kwestię ewentualnej winy za spowodowanie zdarzenia.

    2. Remont roweru z jego OC. Korba z wymianą kosztowała mnie 240 zł. Dogadując się z serwisem można było wymienić w zasadzie wszystko w rowerze podciągając to pod ten wypadek.

    3. Jako, że było to w drodze do pracy byłem ubezpieczony. Przeszło mi koło nosa z tego tytułu około 2,5 tys. zł.

    4. Kolano bolało przez pół roku. USG (na szczęście za friko) nic nie pokazało, a jednak coś się w kolanie zepsuło. O jeździe rowerem nie było mowy. Siłą rzeczy skazany byłem na komunikację miejską. Koszt biletów 6 x 210 zł.

    Tak więc koszt wypadku w moim przypadku zamyka się w granicy 4000 zł. Czuję się jak frajer!

    Ostatni wniosek: Nie bądź frajerem! Nie działaj w afekcie! Nie unoś się niepotrzebnie! Działaj trzeźwo i z rozmysłem. Pomyśl o konsekwencjach!
    Pozdrawiam i życzę wszystkim bezpiecznej jazdy naszymi jednośladami!

    • O tak, dobrze wiem jak to jest. Emocje, nerwy, adrenalina. W takim wypadku zdecydowanie warto ochłonąć i odczekać chwilę. A potem zabrać się za działanie. Jeżeli było tak jak piszesz, to zdecydowanie wezwałbym przynajmniej Policję.

  • „Pod żadnym pozorem nie odkażaj rany spirytusem czy wódką! Jedynie pogorszysz sprawę.” gad demed, pls rozwiń ten wątek. Bo wiadomo, ze woda utleniona np. wożona w wysokiej temp. (czyli w apteczce latem) traci szybko właściwości spirytus nie koniecznie. Spirytus pewnie bardziej niz woda niszczy tkanke, doprowadza do denaturyzacji białek, podrażnia i sprawia ból „pacjentowi” kiedy podajemy go na otwartą ranę, ale jako materiał do odkażania na „już” kiedy nie mamy wody utlenionej IMO nie jest zły (no i z gwinta mozna ciachnac – nie polecam, rozciencza krew i krwotok murowany), także „pod żadnym pozorem” to chyba mocno na wyrost? Bo co powiesz o Rambo odkazajacym rane prochem z pocisku hahah :P

    • „Niszczy tkankę, doprowadza do denaturyzacji białek, podrażnia i sprawia ból”. Myślę, że tutaj tkwi odpowiedź. Piszę to z perspektywy zwykłego człowieka, nie lekarza. Ale według mnie można sobie tak zrobić więcej krzywdy niż pożytku.

      • no tak, ale to juz wiemy, wiadomo im dluzsze dzialanie na tkanke tym wiecej zniszczen jednak mimo wszystko robilem to niejednokrotnie w zyciu (forma interwencyjnego odkazenia) i poza pieczeniem strat wielkich nie bylo :) – naturalnie nie robilem okladow ze spirolu hahah, bo tutaj mozna byloby mowic o masochizmie i faktycznych stratach. Fajnym rozwiazaniem jest woda utleniona w zelu – moze byc ciekawa alternatywa dla klasycznej wody. Pozdr!

  • kiedyś odkręcając pedały przywaliłem sobie w piszczel, jakoś klucz mi odbiło, teraz A. używam samaru miedzianego CX-80 od tamtej pory nie mam problemów z żadnym gwintem. B i tak uważam ustawiając tak korbę aby nie zrobić sobie kuku.
    Łukasz szybkiego powrotu do zdrowia ;)

    • Ja smaruję gwinty pastą przeciwko zapieczeniu, ale akurat te w pedałach mają to do siebie, że zawsze się mocno trzymają. A co do ustawiania ręki, to jasna sprawa, chociaż w tamtym momencie nie do końca taka była :)

      A palec się na szczęście szybko zrasta, jeszcze tylko szwy zdejmę i będzie ok.

  • U mnie jest problem ze zbyt niskim ciśnieniem po wysiłku na rowerze – ok. 90/60. Przed jazdą mam jakieś 115/70. Ponoć spadek jest normalną rzeczą po treningu. Jednak czuje się niedobrze, po 50 min. na rowerze w ciągu których pokonuję ok. 25 km. Strach pomyśleć gdybym jechał dalej lub szybciej.

    Dopóki jadę jest super. Problem zaczyna się kilkanaście minut po powrocie do domu.

      • Ok, widzę :) Dużo zdrowia życzę. Przygody okołorowerowe też nie są mi obce (paskudne OTB po zderzeniu z psem – 2 operacje ręki, rehabilitacja, pół roku z życiorysu) ale z roweru nie zrezygnowałem.

        BTW – widzę, że masz za sobą trasę na Hel, ale z opisu wynika, że dotarliście jedynie do Chałup. Nie ukrywam, że miałem nadzieję na opis ścieżki na sam Hel (mam w planach Władysławowo – Hel). Ech…:)

        Fajny blog. Pozdrawiam :)

        • Taaaak, to jest relacja z praktycznie samego prowadzenia bloga. Oczywiście, że byliśmy na Helu, tylko opisałem przejazd do miejsca noclegu i urwałem relację :)

          Cóż, błędy młodego blogera. Zaraz dopiszę tam dwa zdania :)

          • Od siebie mogę się zrewanżować informacją nt. nadmorskiej ścieżki R-10.
            (odcinek Mrzeżyno – Rogowo – Dźwirzyno – Kołobrzeg – Ustronie M.) Nie wiem jak to wyglądało kiedy tam byłeś, ale teraz to po prostu creme de la creme, czyli cud, miód i orzeszki – każdemu polecam. Opis ze zdjęciami tu:

  • Woda utleniona to trochę przeżytek. Polecam trzymać w domu do przemywania środek o nazwie Octanisept lub roztwór soli fizjologicznej

    • Też go mam, moja dziewczyna nim sobie psikała po przebiciu ucha pod kolczyk :) Spoko specyfik.

    • „to samo co woda utleniona tyle że 10 razy droższe . czysty marketing ” tak twierdzi kilku znajomych pracowników służby zdrowia , w plecaku mają wodę oczyszczoną na wyprawach

      • Podstawowe zadanie mają podobne – przemycie i odkażenie rany.
        Jednakże woda utleniona działa głównie bakteriobójczo, natomiast Octanisept jest przeciwbakteryjny, przeciwwirusowy i przeciwgrzybiczny.
        I jeszcze jeden plus – nie szczypie :))

        • Dominik żaden lekarz tego nie używa, wg Ciebie może i regeneruje łysiny ale mi to niepotrzebne. Nie chce mi się nawet rozwijać dlaczego te przeciwwirusowo, przeciwgrzybiczno etc to totalny bełkot marketingowy.

          Pomijam też, że gdyby nawet ten środek był skuteczny na wszystkie wirusy grzyby i bakterie to byłby to cud medycyny a jego twórcy co najmniej dostali by nobla, ale nie jest. Kolejny „rutinoskorbin” na rynku, czyli robienie z ludzi idiotów.

          No, ale załóżmy, że jest „super hiper extra” to dla rowerzysty tez byłby to zbędne !!! Możesz oczywiście wciskać, że te wszystkie grzyby, bakterie i wirusy czyhają wszędzie. Prawda jest taka że to chemia nas zabija częściej czyli twory firm chemiczno-farmaceutycznych, a nie natura !!!!

          • Używa, używa. Mają na SOR takie wielkie butle i leją na rany bez opamiętania :)

  • Cóż, parafrazując pewnego kandydata na prezydenta USA: „wyobraźnia, głupcze” :-)

    Podstawą wszelkich działań warsztatowych jest używanie odpowiednich zabezpieczeń: rękawice, okulary… Jedno z praw Murphy’ego: jeśli coś może pójść źle, to z pewnością pójdzie. :-(

    A w kwestii wszelkich połączeń gwintowanych, genialnym wynalazkiem jest teflonowa taśma hydrauliczna. Ja w rowerze, na wszelkie gwinty nawijam taką taśmę teflonową i mam pewność (lub tylko nadzieję), że mi się takie połączenie nie zapiecze, nie przyrdzewieje i nie będę miał zbytnich kłopotów z odkręcaniem. Oczywiście, można również gwint pokryć jakimś smarem stałym typu „towot”, ale to powoduje, że w okolicach tak zabezpieczonego gwintu gromadzi się pył, brud, piasek. Dlatego taśma teflonowa jest lepsza.

    Na wycieczki zabieram elastyczne winylowe rękawiczki (są do kupienia w Kauflandzie), które są bardziej wytrzymałe od tradycyjnych lateksowych rękawiczek chirurgicznych. Są idealne w sytuacjach, gdy na trasie trzeba wykonać jakieś brudne czynności serwisowe, a nie możliwości porządnego umycia rąk. Do pompowania koła, do prac z łańcuchem itp. – niezastąpione, ręce czyste i niepodrapane.

    • Wyobraźnia… Tego mi zdecydowanie w tamtej chwili zabrakło. Przez 30 lat nic sobie specjalnie nie uszkodziłem, ale w tym roku mnie dwa razy dopadło :

  • Miałem okazję szkolić ludzi z zakresu pierwszej pomocy, oraz opatrywać kilka osób (nie jestem medykiem, ale mam kontakt z ratownikami i cały czas działam w zakresie pierwszej pomocy). Ogółem woda utleniona jest zbędna, niszczy naskórek i powoduje, że rany goją się gorzej ;) Lepiej kupić (za kilka groszy) w aptece ampułki z solą fizjologiczną lub wodę sterylną, są to ampułki po 10 ml, (wielkości baterii paluszka).

    Zazwyczaj obrażenia po wypadkach rowerowych są rozległe i powierzchowne, początkowo może silnie krwawić, rana jest bardzo zabrudzona i tutaj zaczyna się kłopot, czy to umyć czymkolwiek, czy pozostawić… Osobiście uważam, że jeżeli rana krwawi dość silnie i nie ma dużych widocznych zabrudzeń, krew sama, naturalnie ,,zdezynfekuje” ranę, każde polewanie/ścieranie krwi powoduje zabrudzenie rany, ponieważ dostaje się więcej bakterii. To samo dotyczy brudu i szkła, jeżeli nie możemy czegoś delikatnie wyjąć, nic na siłę, lekarz to zrobi, ran nie można pocierać (np. próba usunięcia piasku), zniszczymy gorzej uszkodzone miejsce… nawet jeżeli to jest stłuczenie, nie ma rany… NIGDY nie pocieramy.

    Jeżeli chodzi o leki i węgiel… Jeżeli doświadczyliśmy urazów, nawet czujemy się „w miarę dobrze”, może to być błędne odczucie, jeżeli mieliśmy wypadek i jest źle, nie powinniśmy brać leków, niczego jeść, ani pić… wszystko co zażyjemy może powodować komplikacje przy ewentualnej potrzebnej operacji, na pewno ją opóźni (operację wykonuje się na czczo), poszkodowanemu można zwilżyć usta chustką/szmatką nasączoną wodą.

    Co do gazy jałowej, plastrów i bandaży; plaster raczej na małe zadrapania, polecam plaster „bez opatrunku”, czyli zwykła tasiemka na rolce, lepiej obwinąć kawałek gazy takim plastrem, zwykły „gotowy” plaster przy niewielkiej ilości wilgoci (pot), odpadnie. Gaza jałowa bardzo ważna, bandaże, najlepiej elastyczny, w 95% przypadków się przydaje. Ogółem można kupić tzw. „opatrunek indywidualny”, czyli bandaż, do którego przyklejona jest już gaza (oczywiście sterylnie zapakowane), to się szczególnie przydaje, kiedy sami siebie bandażujemy (np. rękę), uwierzcie, nie da rady dobrze się opatrzyć jedną ręką ;)

    I co najważniejsze: NIGDY nie stosować materiałów, które się strzępią; chusteczki, wata, fizelina… to spowoduje, że kawałeczki pozostaną w ranie i lekarz będzie na żywca musiał marnować sporo czasu, aby każdy kawałeczek z rany wyciągnąć… (moja koleżanka doświadczyła).

    Ogółem życzę Wam, abyście nigdy nie musieli nikomu pomagać, ani Wam się nie przytrafiło ;)

  • Pewien ratownik medyczny z Dolnego Śląska przekazał mi informację burzącą kilka nawyków znanych ze szkoły: najwazniejsze jest zatamowanie krwawienia, zakażenie jest na kolejnym miejscu.
    Więc nawet zapocony pasek od plecaka, czy znaleziony patyk owinięty brudną chusteczką mogą się bardziej przydać w CHWILI ZERO, niż woda utleniona i jałowe gaziki.

    Co do zgłaszania zdarzeń, warto powiadomić rodzinę o planowanej trasie przejazdu. Może się bowiem zdarzyć, że w razie zasłabnięcia nikt nie zadzwoni po pomoc z trasy.

    • Obecnie opaska uciskowa odchodzi do lamusa, tzn stosowana jest w naprawdę dużych ranach, typu ucięcie nogi. Zatem pasek, w większości wypadków będzie bezużyteczny (chyba, że rowerem wjedziesz na minę).
      Co do wody utlenionej, to współczesnym zamiennikiem jest octenisept – drogie cholerstwo, ale nie robi takiego spustoszenia jak woda utleniona.

  • Urazy, skąd ja to znam.
    Początek października bieżącego roku, rozpoczęłam drugi rok studiów w Wielkim Mieście i w końcu doczekałam się roweru, który mam ze sobą. Oczywiście trzeba było trochę pozwiedzać okolicę, więc butelka wody, coś do przegryzienia, telefon z nawigacją (jadę przed siebie, a jak się zgubię to włączam lokalizację) i w drogę. Gdzieś w lesie na obrzeżach jadąc z górki wjechałam na rozsypany gruz. Dawno tak nie latałam. Ale że ćwiczę kravkę (izraelski system walki, gdzie ćwiczymy padanie i to przeważnie nie na matach) toteż udało mi się ładnie wylądować, tak, że tylko trochę obdarłam ramię i udo i na udzie był prawie niewyczuwalny siniak. Przejechałam tego dnia jeszcze ponad 50 km.

    Następnego dnia oczywiście ochoczo podreptałam na trening. Tego dnia ćwiczyliśmy kopnięcie typu low-kick i po przyjęciu ok. 200 takich na moje udo z małego siniaczka zrobił się wielki siniak, którego nawet nie mogłam posmarować altacetem ze względu na odrapanie. I jak po każdym treningu trochę obdarte kostki na rękach i zasinione nadgarstki od blokowania.

    W międzyczasie wypadła mi plomba z jedynki, ale niezwiązane z żadnym z tych wydarzeń.

    Nie mogłam odpuścić sobie wyjazdu na lotnisko, żeby se wyskoczyć i popodziwiać świat z wysoka. Tu nic sobie więcej nie zrobiłam, ale jak weszłam z uśmiechem do spadochroniarni to wszyscy momentalnie zamarli, ktoś tylko cicho spytał co mi się stało (miałam krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach, bo jeszcze cieplutko było).

    Nie żeby co, na co dzień nie jestem tak pechowa, po prostu wszystko zbiegło się w czasie i tak wyszło ;)

  • Porady fajne i trafne – aż sam jutro sprawdzę gdzie mam taką stację najbliżej siebie :) dobrze, że nic Ci nie jest (no, prawie…), a palec został na sowim miejscu, bądź co bądź :P :)

    Zdrowia!

    • Dzięki, myślę, że szybko się z tego wyliżę. I zostanie nauczka, by bardziej uważać i mieć więcej wyobraźni :)