Ten wpis w pierwotnej wersji powstał w 2014 roku, czyli 7 lat temu (!) Od tego czasu zachowanie kierowców samochodów względem rowerzystów trochę się poprawiło, ale nadal jest bardzo, ale to bardzo dużo do poprawy. Nadal ginie za dużo rowerzystów i za dużo trafia do szpitala po spotkaniu z samochodem. Do napisania tego tekstu od nowa, zachęciła mnie informacja, że do Sejmu wpłynął projekt zmiany przepisów. Według niego, kierowcy mieliby mieć obowiązek wyprzedzać rowerzystę w odległości minimum półtora metra, a nie jednego metra jak dotychczas. Cóż, znów mogę powtórzyć to, co napisałem w tytule mojego tekstu siedem lat temu – 1,5 metra dla rowerzysty? Dobry żart.
Wyprzedzanie na gazetę
Niezmiennie zastanawia mnie, co siedzi w głowach osób, które wyprzedzają rowerzystów na gazetę, zwłaszcza gdy droga w promieniu kilometra jest pusta (nie żebym to usprawiedliwiał, gdy jest duży ruch). Co stoi na przeszkodzie, żeby zjechać całkowicie na lewy pas? On parzy?
Wielu, naprawdę wielu kierowców jakby bało się zjechać całkowicie na drugi pas. Nieraz robię tak, że gdy widzę, że z naprzeciwka nic nie jedzie, zjeżdżam trochę bliżej środka, tak aby zachęcić jadących z tyłu do zachowania większego dystansu.
Jeszcze większe dziadostwo, to wpychanie się pomiędzy rowerzystów. Tak jak na rysunku powyżej – mamy dwóch rowerzystów jadących z przeciwnych kierunków, a do tego pojawia się samochód. I pech chce, że wszyscy spotykają się w jednym miejscu. Wielu kierowców (nie mówię, że wszyscy), zamiast zdjąć nogę z gazu, włącza tryb „dawaj, dawaj, zmieścisz się„. No i zazwyczaj się mieści, jednocześnie nie zachowując metra od rowerzysty (albo i obu), ponosząc mu ciśnienie.
Krótkie obliczenia
Przykład? Droga gminna może mieć poza terenem zabudowanym np. 5,5 m szerokości (2,75 m jeden pas). Przyjmijmy, że szersza kierownica rowerowa ma 80 cm, a np. VW Passat 2,08 metra szerokości z lusterkami. Jak łatwo policzyć, rower i samochód nijak nie mieszą się na jednym pasie, tak więc wyprzedzanie go w sytuacji gdy jedzie jeszcze samochód z naprzeciwka (jak na rysunku powyżej) jest totalnym nieporozumieniem.
A sytuacja z rowerzystą jadącym z naprzeciwka? 2,08 + 0,8 + 0,8 = 3,68. Zostaje 1,49 metra, co daje nam ok. 75 centymetrów odstępu od każdego rowerzysty. Dużo, dużo za mało!
Moja sytuacja
Zaznaczę jedno – jestem totalnie niekonfliktowy, nie szukam dziury w całym, nie czepiam się wszystkiego, staram się jeździć defensywnie. Ale są sytuacje, gdzie muszę reagować. Kilka dni temu jechałem wąską, lokalną drogą. Sytuacja jak dwa rysunki wyżej + do tego zaparkowane samochody po obu stronach drogi. I kierowca z naprzeciwka – PRZECIEŻ SIĘ ZMIESZCZĘ! Prędkości na szczęście były nieduże, tak więc zdążyłem zainterweniować, zjeżdżając bliżej środka, blokując zapędy gościa, który prawo jazdy chyba znalazł w chipsach. Oczywiście skończyło się na trąbieniu i wygrażaniu ze strony kierowcy, brakło tylko refleksji z jego strony, co by się stało, gdyby jednak się nie zmieścił. Albo któregoś rowerzystę bujnęło np. na dziurze.
Pisałem Wam kiedyś w rowerowej relacji ze Szwecji, że przez kilka dni, które spędziliśmy tam z Moniką, ani razu nie kląłem pod nosem na zachowanie kierowcy. ANI RAZU! Wszyscy grzecznie wyprzedzali zjeżdżając na lewy pas czy nie włączali się do ruchu tuż przed nosem rowerzysty (w Polsce to niestety standard).
150 cm dla rowerzysty
Już kilka lat temu ruszyła w Polsce kampania „150 cm dla rowerzysty„. Kampania słuszna i zasługująca na uznanie, niemniej to tylko pewien miły akcent, który w praktyce nie zmieni świata na dużą skalę.
Tak samo nie zmieni tego nowelizacja przepisu o zachowywaniu 1,5 metra odstępu. Dlaczego? Po pierwsze – nikt za to mandatu nie dostanie, bo jak policjant ma zmierzyć ten odstęp? Nie mówiąc już o tym, że policja nie będzie się zajmowała takimi „duperelami”, skoro borykają się z brakami kadrowymi.
Po drugie – mało kogo będzie to obchodzić. Sorry, ale ludzie z wypiekami na twarzy nie śledzą zmieniających się przepisów.
Narodowe narzekanie
Zobaczcie co się dzieje w Polsce, gdy pojawia się informacja o podniesieniu mandatów za wykroczenia drogowe. Albo gdy jakaś gmina chwali się postawieniem fotoradaru. Zamach na wolność kierowców! Będą nas łupić! Maszynka do zarabiania pieniędzy! Nie stać nas na mandaty! A na co to komu, ja jeżdżę samochodem i czuję się bezpiecznie!
To jest taka sama logika, gdy miasto buduje drogę rowerową i pojawia się grupa jojczących, że po co rowerówka, skoro tam NIE MA ROWERZYSTÓW (a może nie ma, bo się po prostu boją jeździć tą ulicą). A potem w innym miejscu wylewają żale, że rowerzyści PCHAJĄ SIĘ NA ULICE! No a gdzie mają jeździć? Podziemnymi tunelami? Albo jak mówił jeden z redaktorów łódzkiej gazety, którego nazwiska z grzeczności nie wymienię, żeby rowerzyści tylko po lesie jeździli?
Co zrobić, aby poprawić sytuację?
Jest tylko jeden skuteczny sposób. Zobaczcie, od lat jest tak, że gdy polski kierowca przekroczy granicę kraju, od razu zaczyna jeździć grzeczniej. Dlaczego tak się dzieje? Bo boi się mandatu! W Niemczech od zeszłego roku za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o 21 km/h dostaje się 80 euro mandatu (ok. 370 zł), a prawo jazdy zostaje zatrzymane na miesiąc. U nas? 100 zł mandatu i pogrożenie paluszkiem, bo prawo jazdy jest odbierane czasowo dopiero po przekroczeniu prędkości o 50 km/h, czyli trzeba jechać stówką w terenie zabudowanym!
To samo dzieje się w Niemczech przy przekroczeniu prędkości w terenie niezabudowanym o 26 km/h – mandat 80 euro i pożegnanie z prawkiem na miesiąc.
A u nas? Rozważane było zatrzymywanie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h w terenie niezabudowanym, ale temat upadł, bo byłoby za dużo pracy przy obsłudze tych sytuacji (pisałem o tym we wpisie o karnawale jeżdżących szybko, ale bezpiecznie). Gdzie z moich obliczeń wynika, że każdy powiat miałby raptem 100 dodatkowych spraw rocznie. A później mniej, gdy wszyscy przyzwyczailiby się do nowych przepisów.
Odpowiedzialność
Kierowca ciężarówki, samochodu, rowerzysta, pieszy – wszyscy w ruchu ulicznym muszą czuć pewną odpowiedzialność. Niestety, nie da się, jak widać, wypracować jej prośbą – trzeba zrobić to bardziej na ostro. Inaczej nic się nie zmieni.
Nie wierzycie? Popatrzcie na przydrożne rowy, usłane śmieciami. Plastikowe butelki, puszki, torby po fast foodach. Pobocza i lasy toną w śmiechach i nie jest to wcale przesada. Akurat w tym przypadku mandaty nic nie dadzą, bo za każdym drzewem musiałby się kryć strażnik podmiejski (choć fotopułapki co nieco dają). Ale wystarczyłoby, tak jak chociażby w Szwecji, doliczać kaucję do każdej butelki (dajmy na to 50 groszy). Gwarantuję wam, że gdyby nawet ktoś wyrzucił butelkę przez okno samochodu (czy zza kierownicy roweru), chwilę później by już jej nie było. Tak jak złom znika w mgnieniu oka.
A co do wyceny sprzętu rowerzysty oczywiście przesadziłem :) jednak nie oszukujmy się, wy chyba też potraficie jednym rzutem oka rozróżnić 50 letniego rowerzystę na WIGRY, od chłopa jadącego 30 km/h w koszulce funkcyjnej kasku i getrach. Pozdrawiam :)
Trochę się nakręciłem pisząc tamten komentarz. Wiem, że coś może spowodować nagłą zmianę kierunku jazdy u rowerzysty dziura, korytko ściekowe. Sam miałem wątpliwą przyjemność wjechać w nie, w sumie tak dla zabawy na zjeździe i nie opanowałem przedniego koła, bo mi wyrwało kierownice z rąk i gleba na środku pasa. Na szczęście nic nie jechało i skończyło się na małym zadrapaniu, co mojego kompana podróży bardzo zdziwiło bo myślał, że skończy się pobytem w szpitalu :)
Dlatego obserwuję mijanego rowerzystę, jak i również staram się zobaczyć co jest przed nim, żeby móc przewidzieć jego zachowanie. Co do rozpędzonych rowerzystów przejeżdżających przez przejścia z dużą prędkością zdania nie zmienię, bo za dużo takich wariatów prawie potrąciłem. Co do mojego podejścia to musicie wiedzieć, że na rowerze jeżdżę od 20 lat, a samochodem od 12 i (nie tylko w Polsce), dlatego pisałem przez ten pryzmat, bo wydaje mi się, że bardzo dobrze rozumiem zachowania kierowców, gdy jadę na rowerze, jak również gdy jadę samochodem.
Jędruś – rowerzysta nie jest tak widoczny jak auto z zapalonymi reflektorami po zmierzchu, który nawet nie ma zapalonej pchełki z przodu i ciemne ciuchy :)
@HD – mnie najbardziej zastanawia, jak Ty z tyłu rozróżniasz (jadąc samochodem), czy ktoś jedzie na rowerze za 15 koła, czy za 1500?
Ale spokojnie, napisałeś, że nie wyprzedzasz na gazetę, to najważniejsze. Ale wierz mi, że możesz jechać na rowerze i za 50 tysięcy, omijanie z bliska jest tak samo nieprzyjemne, jakbyś jechał na rowerze za 500 złotych. Nawet prosto jak po sznurku. I tu dobrze napisał Jędruś.
Co do zielonej strzałki, to absolutnie zgadzam się z Jędrusiem. Zobacz na ulice. Ilu kierowców traktuje strzałkę po prostu jak zielone światło? I niektórzy nawet nie upewniają się, czy przez przejście dla pieszych ktoś przechodzi. A czasami wystarczy, żeby na wielopasmowej drodze stał TIR, który zasłania widoczność. Ale wielu kierowców nic sobie z tego nie robi, tylko spokojnie pruje w prawo, bo „przecież zielone”.
Muszę też czepić się jeszcze jednego. Czy jeśli dojeżdżasz do skrzyżowania, chcesz przejechać na strzałce, to powiesz mi, że nie widzisz jadących 40 km/h samochodów po poprzecznej ulicy?
Ale żeby nie było, ja też nie namawiam do „prucia 40 km/h” na drogach rowerowych przy dojeżdżaniu do skrzyżowań. Czasem lepiej pomyśleć za durnego kierowcę, a czasami wymusza to na nas źle zaprojektowana infrastruktura. Szerzej napisałem o tym tu:
https://roweroweporady.pl/jak-sie-nie-dac-zabic-na-rowerze/
@HD Albo czegoś nie załapałem w Twojej wypowiedzi, albo nie do końca znasz przepisy.
To, że ktoś ma ciuchy za 2k i rower za 15k nie znaczy, że jest rowerzystą PRO. A nawet jeżeli to uwierz mi może jechać jak po sznurku, ale na jego drodze pojawi się dziura, studzienka kanalizacyjna czy cokolwiek innego i zachowa się jak zwykły amator, zwykły rowerzysta. A wtedy gdy wpadnie pod Twoje koła, nie pomoże Ci tłumaczenie typu: „Myślałem że się nie zachwieje i nie wpadnie pod moje koła”. To jest ułamek sekundy.
Co do opinii, że większość rowerzystów to głąby i tu się nie zgodzę z Tobą. Jest grupa ignorantów, ale przez pryzmat pewnej grupy nie można tak twierdzić o większości.
Kolejna sprawa to Twoja wypowiedź o zielonych strzałkach. Jeżeli będąc kierowcą zatrzymasz się zgodnie z przepisami i rozejrzysz, a nie jak bezmózgie Yeti tylko zwolnisz do 30 kmph i wyjdziesz z założenia, że skoro strzałka jest zielona i nikogo nie ma na przejściu to mogę jechać, wtedy zauważysz obiekt zbliżający się ze sporą prędkością.
Jestem kierowcą który lubi zap…ać jak i również rowerzystą który lubi.. pędzić :) Rowerzystów po których widzę, że nie są wprawionymi bajkeremi omijam z dużo większej odległości, niż kolesia w ciuchach za 2k i SCOTTCIE za 15k z racji tego, że jak napisałeś, nie zawsze jest na to miejsce, oczywiście nie wyprzedzam go na gazetę :) A widać gołym okiem chłopa, który jedzie jak po sznurku i wiem, że nagle mi nie wpadnie pod koła.
Większe zastrzeżenia mam do rowerzystów z perspektywy gdy w danych godzinach jestem kierowcą: większość to głąby – niestety. Teraz są przejścia dla pieszych i rowerzystów, gdzie nie trzeba zsiadać z roweru – super ALE TO NIE ZNACZY, ŻE MOŻNA PRZEJECHAĆ NAWET NA ZIELONYM ŚWIETLE 40 KM/H!!! APELUJĘ TU DO WSZYSTKICH ROWERZYSTÓW ZWOLNIJCIE I ROZEJRZYJCIE SIĘ NIE JEDŹECIE NA PAŁĘ. KIEROWCA SKRĘCAJĄC NP. NA ZIELONEJ STRZAŁCE MA OGRANICZONE POLE WIDZENIA. POZA TYM JAK LECI KTOŚ SZYBKO, TO Z WIĘKSZEJ ODLEGŁOŚCI KIEROWCA GO NIE WIDZI, A NAGLE WYSKAKUJE JAK FILIP Z KONOPII. TAK SAMO WIEM, ŻE UCIĄŻLIWE JEST ZSIADANIE Z ROWERU NA ZWYKŁYCH PRZEJŚCIACH DLA PIESZYCH, ALE NA BOGA CHOCIAŻ ZWOLNIJCIE!!
Od kiedy zamontowałem sobie kamerkę na kask, kierowcy jakoś inaczej obchodzą się ze mną na drodze. Nie wyprzedzają na centymetry, nie wyprzedzają na przejściach dla pieszych, ani na podwójnej ciągłej. Czasami jest mi ich jest żal, że tamuję ruch pod górkę, ale zjechać na bok nie mam gdzie, bo pobocza brak.
@Bartek – to, że masz obawy przy lewoskręcie, to normalna sprawa. W takich sytuacjach trzeba mieć sporo wyczucia i koncentracji. Ale nie możesz liczyć na to, że ktoś Ci „pozwoli” zmienić pas. Bo nikt tego nie musi robić. To Ty musisz wyczekać odpowiedni moment, by pas zmienić.
Często lepiej jest też zmienić pas trochę wcześniej, gdy samochody są daleko i już szykować się do skrętu. Niestety, sama wystawiona ręka, nie daje Ci pierwszeństwa przed innymi pojazdami.
Ja się najbardziej boję lewoskrętów, po tym jak mnie kiedyś na wsi pukneli, teraz nawet w mieście mam obawę, czy jakiś idiota jadący za mną mimo wystawionej ręki, pozwoli mi zmienić pas…
No to moje dzisiejsze zajście:
Jadę sobie rowerem jezdnią prosto a z parkingu przy firmach czeka na wyjazd auto z chęcią skrętu w lewo co jest zabronione (ale to szczegół bo był wieczór ruch mniejszy)
Niestety auto stoi tak jak ten prostokąt:
http://prntscr.com/4egu9o
czyli dobry metr wysunięte poza linię krawężnika więc na moim torze jazdy (bo rowerem skrajem drogi) – ale co ważne bez chęci wyjechania czyli próby wymuszenia pierwszeństwa (nic na to nie wskazywało).
Widzę to z daleka więc dojeżdżając i omijając (łukiem niestety czyli z wyjazdem szerzej na jezdnię) machnąłem facetowi ręką, że się wysunął za bardzo i tyle – jadę dalej.
A tu za mną ryk silnika, pisk opon i koleś mnie goni (czyli zrobił legalny skręt w prawo) – zrównuje się ze mną, jeb po hamulcach i drze mordę, że mi nie blokował i co tam w ogóle chcę, ja mu żeby tylko pilnował linii krawężnika (tym bardziej ze tam jest dobra widoczność).
A gościu gaz do dechy ryk silnika pisk opon i pojechał.
I teraz tak:
agresja słowna (choć bez wulgaryzmów), bardzo agresywny styl jazdy, chęć dogonienia i pogadania ze mną w stosunkowo mało istotnej sprawie, i to mimo że sam zrobił błąd, to jeszcze za wszelką cenę chce wydrzeć się jak ja mogę coś od niego chcieć.
Swoją drogą ciekawe skąd załapał od razu o co mi chodziło, skoro uważał się za niewinnego w sprawie?
Auto co może zaskoczyć wielu to BMW ;):):)
Ale mi chodzi o tą agresję wariat, frustrat, co za koleś, no i o rażący brak odstępu właśnie przy wyjeżdżaniu z podporządkowanej.
Raz już miałem taki przypadek, to pani jak machnąłem ręką z daleka od razu wsteczny wrzuciła i cofnęła.
oczywiście przejechanie na rowerze ! :)
No cóż, zwykły dzień z życia polskiego rowerzysty.
Proszę Państwa trzeba edukować, informować, a opornych, cwanych i chamskich zmuszać.
Po pierwsze, jak w świecie zwierząt, odstraszacze-napuszcze czyli wszelkie patenty optycznie zwiększające wielkość, a w naszym przypadku szerokość roweru i zniechęcające do bliskiego wyprzedzania. Flagi, maszciki, anteny, baloniki, butelki, saperki, widły, siekiery, pręty zbrojeniowe, druty kolczaste, piły łańcuchowe, a to wszystko wożone na bagażniku. A najlepiej żeby były to atrapy wyżej wymienionych przedmiotów. Spójrzcie z jakim szacunkiem (czytaj odległością), są wyprzedzani Złomiarze, jeśli już się znajdą na drodze. A im więcej wystającego z ich wózków złomu, tym większy „szacunek”.
Oczywiście proszę „siekiery i drut kolczasty” traktować z przymrużeniem oka, ale w optycznym odstraszaniu tkwi duży potencjał.
Po drugie – niestety kamera i to wyraźnie skierowana do tyłu.
Za niezachowanie wymaganego odstępu od rowerzysty podczas jego wyprzedzania taryfikator przewiduje 300 zł mandatu. Ale to rozwiązanie dla bardziej drastycznych „przypadków”.
A jako, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, karą dla wyprzedzających na gazetę powinno być przymusowe przejechanie ulicami przez centrum dużego miasta w godzinach szczytu. I tak z pięć dni pod rząd. Taka lekcja była by bezcenna…
@AGA bardzo podoba mi się określenie ” Bogusie ” :-) . Ja takich nazywam ” kwadraty ” – ludzie nie mający bezpośredniego, nawet czasowego połączenia z swoim mózgiem. Głowy noszą tylko po to aby kiedy pada deszcz woda nie naleciała im do środka i oczywiście jedzą nią :-).
Bardzo fajny blog, dopiero odkryłam :)
Ja miałam ostatnio interesująco-żenująca przygodę z Bogusiami z BMW (tzw. człowiek stereotyp).
Jestem rowerzystką, która także czasami pojedzie samochodem, a czasami motocyklem (prawa jazdy oba są). Mam więc dość obszerny obraz, jak jazda wygląda z odmiennych perspektyw.
Jeżdżę też w 100% przepisowo, takie moje hobby i przypadłość ;)
Jeżdżę także mądrze i kulturalnie, w związku z tym nie toleruję chamskich zachowań i arogancji.
Sytuacja następująca:
Jadę drogą rowerową, dojeżdżam do skrzyżowania z przejazdem rowerowym, mam światło zielone, więc jadę. Nagle wyskakuje zza rogu dzika beemka z 3 Bogusiami i wymuszają na mnie pierwszeństwo, ponieważ oni muszą teraz skręcić w prawo, a przecież strzałka warunkowa oznacza „jedź na zdrowie, byle szybko i nie patrząc”. Musiałam dać mocno po heblach, bo inaczej bym wylądowała twarzą w ich szybie. Rzuciłam szybkie „gdzie ku*wa” i pojechałam dalej. Bogusie zaczęli jechać obok mnie dostosowując prędkość do mojej (ja na drodze rowerowej, oni na ulicy). Myślę sobie „no co, jadą to jadą, przecież im nie zabronię” i olałam już sprawę. Za kilkanaście sekund następne skrzyżowanie, Bogusie przyśpieszają i co robią? Skręcając w prawo zatrzymują się na przejeździe rowerowym i częściowo na pasach „blokując” mi przejazd. 2 wysiada (trzeci siedzi, może mu jednak trochę wstyd było), tępe spojrzenia, szerokie karki i idą w moją stronę.
Nie wiem jakie mieli zamiary, bo przecież mogli chcieć mnie serdecznie przeprosić i podać rękę na zgodę. W każdym razie uśmiechnęłam się do nich szeroko i myknęłam na jezdnię kontynuując moją jazdę. Jeszcze w ramach ostrożności skręciłam na dróżkę, gdzie samochód nie ma możliwości wjechać.
Do dziś nie mogę się nadziwić – czy oni naprawdę się spodziewali, że blokując mi przejazd tak mnie nastraszą, że zmuszą do potulnego zatrzymania się?
Poza tym… czy oni naprawdę chcieli mnie karać za własne wykroczenia?
Czy oni serio chcieli bić jedną dziewczynkę we 2? :P
Ja ze swojej strony bardzo polecam szybką naukę. Tydzień temu pomykam sobie ścieżką rowerową przy ulicy Mieszka I w Poznaniu. Co jakiś czas są tam drogi prowadzące z parkingów osiedlowych do ulicy Mieszka I. Jadę sobie spokojnie i w bardzo blisko takiego skrzyżowania drogi osiedlowej z ścieżką, nagle staje na mojej drodze konserwa na czterech kołach. Było otwarte okno. Krzyczę więc, ostro już hamując, ” tutaj jest ścieżka rowerowa „.
Kiedy znalazłem się z drugiej strony samochodu objeżdżając go z tyłu usłyszałem przez drugie otwarte okno ” masz jakiś problem ty jeb…. pedale !? „. Ciśnienie w ciągu jednej sekundy skoczyło mi na 180 i po zatrzymaniu zsiadam i maszeruję w stronę fraglesa w konesrwie w celu wydobycia zawodnika z potrzasku, w którym się nieszczęśnik usadowił i „uprzejmego” zapytania w czym ma problem.
Chyba zrozumiał mój zamiar i pozamykał się jak w sejfie bankowym, a następnie z piskiem opon oddalił się. Nie zdążyłem nawet zatrzymać na pamiątkę naszego spotkania jakiegoś fanta z konserwy, a tym bardziej z samego fraglesa. Myślę jednak, że kiedy kolejnym razem będzie tam wyjeżdżał zwróci uwagę na ścieżkę rowerową. Polecam szybką naukę.
Wielce Szanowny Panie Józefie!
Bardzo przepraszam jeśli poczuł się Pan urażony. Pisząc ” dziad „, nie tyle miałem na myśli szacowny wiek, ile postawę tego pana. Sam nie należę już do ludzi młodych, skronie powoli mi siwieją i w żadnym razie nie było moim zamiarem postponowanie jakiegokolwiek seniora. Zostałem troszkę źle zrozumiany.
Panie Józefie, jasne że tak, po każdej stronie 'barykady’ znajdą się ludzie bez wyobraźni.. sama jako rowerzystka pomstuję na tych, których pan opisał. Przez nich też ludzie wrogo nastawiają się do rowerzystów, trzeba to odczarować- jeździjmy kulturalnie, ustępujmy pierwszeństwa, przeprowadzajmy rowery, nie wyprzedzajmy czekających w kolejce do świateł samochodów [ja wiem, że mamy do tego święte prawo, ale moim zdaniem-nie warto z niego korzystać] i w ogóle- uśmiech, kulturka, takie tam. Sądzę, że w ten sposób można więcej zawojować..
Jestem podobnym siwym dziadem/75+ i tylko 80 kg /ale mam inne spostrzeżenia dotyczące także jazdy młodych ludzi.
Jazda po pasach,chodnikach beztrosko,szybko i na „luzie”. Tak jest b.często! W moim mieście/Radomsko/ starzy zachowują się lepiej.
Jadę sobie wczoraj scieżką rowerową wzdłuż Al. Włókniarzy w Łodzi do Parku Poniatowskiego. Upał okrutny, pot się ze mnie leje, więc już się cieszę że za kilka minut odpocznę w cieniu na ławeczce, toast z bidona wzniosę, oraz (wstyd się przyznać) papieroska zapalę…
Dojeżdżam ci ja do skrzyżowania z ul. Andrzeja Struga, patrzę w lewo czy coś nie jedzie i widzę jak jakaśToyotka mała, nader szybko zbliża się do przejścia a co za tym idzie do ścieżki po której jadę. Widzę kierowcę, a oczy u niego jakieś niepewne… Daję więc po heblach, zwalniam i widzę że kierowca jednak zdecydował się mnie przepuścić i zaczyna ostre hamowanie. Jednocześnie z przeciwka, ostro cisnąc w pedały, wjeżdża na skrzyżowanie jakiś dziadek siwy i z plecaczkiem. Rower u niego wyposażony we wszystko: liczniki, światełka, trąbki, torebki, lusterka, sakwy – nic tylko jakiś maniak rowerowy. Ów maniak, przestraszony nadjeżdżającym samochodem, gwałtownie skręca na moją część ścieżki i wali centralnie na pełnej szybkości we mnie. Matkobosko!
Przewaliło mnie nad kierownicą, przeleciałem ze dwa metry w powietrzu i elegancko rozciągnąłem swoje 130 kg. na przeciwległym krawężniku. Cud że nic sobie nie połamałem ani nawet zbytnio nie potłukłem, wypadek kończąc z małą ranką na łydce. Gorzej z rowerem, przednie koło wygięte w rogala, zablokowane i pęknięta obręcz. Pozbierałem zewłok z ziemi i dawaj z pyskiem na dziada. Nabardziej wymyślne wulgaryzmy ino śmigały z prawa na lewo i z powrotem.
Dziadek owszem, pozwolił mi spuścić ciśnienie słowem się nie odzywając, potem bardzo mnie przeprosił, stwierdził że jego rower nie ucierpiał, że ma lekko rozciętą rękę i w zasadzie już przyschło, następnie poczęstował mnie wizytówką i dawaj wsiadać na rower. O żesz ty! Cap go za siodełko i ściągam drania z roweru. Mówię mu że nie mogę ani jechać dalej ani nawet roweru prowadzić, do domu mam 7 km, że ma natychmiast wołać dużą taksówkę i jedziemy do sklepu po nową obręcz. Dziadzisko na to że nie ma pieniędzy. Kontruję drania że albo jedziemy albo wołam policję. Wtedy okazało się że kartę do bankomatu jednak ma przy sobie i że już dzwoni po taxi. Koniec końców pojechaliśmy do sklepu, dostałęm nową obręcz z piastą, opnę mi przełożyli i spokojnie dotarłem do domu.
A dlaczego to opisuję? Ano dlatego że ścieżka w tym miejscu nie ma więcej niż 150 cm i w mojej ocenie jest zbyt wąska. Zwłaszcza w stosunku do dużego ruchu rowerowego jakina niej panuje. To było po pierwsze primo.
Po drugie primo: zawsze zakładajcie kask i jeśli macie, również wszelkiej maści ochraniacze. Szkoda zdrowia, tym bardziej że idiotów nie brakuje.
Było 150 cm? Było. Offa zatem nie było. :))
Mnie kiedyś kierowca potraktował płynem do spryskiwaczy po twarzy
Znam ten ból.. Sama niedawno miałam sprawę w sądzie z kierowcą autobusu przegubowego, który wyprzedzał mnie w taki sposób, że bok mojej kierownicy szorował o bok autobusu. Popełniłam ten błąd, że zjechałam maksymalnie blisko do prawej krawędzi jezdni kiedy zobaczyłam w lusterku autobus, no i nie miałam dokąd uciec. Cieszę się, że przez te kilka sekund nie było na mojej drodze dziury ani studzienki, bo koleś pewnie miałby mnie na sumieniu.
Kiedy zjechał do zatoczki przystankowej, zastukałam w okienko i poinformowałam go kulturalnie, że nie zachował odstępu. On odburknął: tu jest ścieżka. [ścieżki nie było, została zlikwidowana – został dwukolorowy fikuśny chodnik. Zresztą, co to za tłumaczenie?] Zgłosiłam sprawę na policję gdzie, ku mojemu ciężkiemu zdumieniu, zostałam potraktowana bardzo poważnie, a policjant który przyjmował moje zgłoszenie nakręcił się, że znajdzie zapis z monitoringu znajdującego się niedaleko miejsca zdarzenia bankomatu, sklepu czy czegokolwiek.
Tak czy wspak, kierowca się nie przyznał, wylądowaliśmy w sądzie, gdzie zapis z monitoringu nie pozostawił wątpliwości co do przebiegu zdarzenia. Także kiero dostał nie tylko mandat, ale i pewnie koszty sądowe do pokrycia. Natomiast ja od tego czasu jeżdżę chodnikiem [na którym zresztą od niedawna dopuszczony jest ruch rowerowy – a więc po legalu ;)] pozdrawiam!
No nie wiem wojewódzka to proszenie się o problemy ;)
Pewnie gorsza trasa nie na rower szosowy ale i natężenie samochodów może trochę mniejsze.
https://maps.google.pl/maps?saddr=Oporowska&daddr=52.1526019,19.336158+to:52.0902361,19.3040153+to:52.0297775,19.3155887+to:51.9120071,19.4754623+to:51.8351105,19.4835052+to:%C5%81%C3%B3d%C5%BA&hl=pl&ie=UTF8&ll=51.989954,20.220337&spn=1.009722,1.675415&sll=51.862924,19.716339&sspn=0.506293,1.360931&geocode=FUMCHQMdRYgnAQ%3BFRnJGwMd3gsnASnH3VkjZ5gbRzF8YNFiHIvkdQ%3BFXzVGgMdT44mASmjcz23AaMbRzHE-ApJ_u19Sw%3BFVHpGQMdhLsmASn3-deotKQbRzEaBEBM4pLfdg%3BFUcdGAMdBiwpASknz_gdwrcbRzFUHgxxxMnKwQ%3BFebwFgMdcUspASlF_MtgO8obRzFgf5du3KuU3A%3BFZDIFQMd798oASmvVkV1JMsbRzGs2yGbY658yw&gl=pl&mra=dpe&mrsp=4&sz=10&via=1,2,3,4,5&t=m&z=9
„Inne nacje (zachodnie) są może głośne i też lubią wypić za dużo, ale sposób bycia i zachowania i tak mają na znacznie wyższym poziomie niż my. Czemu my tak nie możemy?”
Kiedyś miałem knajpę. Dwa razy przeżyłem najazd Anglików. Totalne chamstwo, pijaństwo, ryki, tłuczenie szkła, do tego pokazywanie genitaliów i ordynarne zachowanie wobec każdej kobiety. Dziadostwo jakiego w Polsce raczej nie ujrzymy.
Wystarczy tego offa :)
[off-topic]
Ja jednak zgadzam się z JDG. Jesteśmy krajem chamów.
Nie zwracałem na to uwagi, dopóki nie zacząłem mieć okazję pobyć trochę za granicami naszego Kraju. Choćby ostatnia wizyta. Czekam sobie w Kopenhadze na swój samolot, który miał opóźnienie i napotkałem dużą grupę rodaków najwyraźniej wracających ze zmywaka z UK. I to chyba z nienacka zaskoczonych podróżą, bo nie zdążyli się umyć. Przekleństwa pomijam milczeniem, bardziej uderzył mnie zapach nie do końca umytych ciał i wypitego piwa. Jednego z nich ochrona lotniska zabrała ze sobą. Z jednej strony tęskniłem za krajem, ale nie chciało mi się wracać. W każdym razie nie przyznawałem się w samolocie, że jestem Polakiem.
Inne nacje (zachodnie) są może głośne i też lubią wypić za dużo, ale sposób bycia i zachowania i tak mają na znacznie wyższym poziomie niż my. Czemu my tak nie możemy?
W Norwegii rowerzyści są niemal jak święte krowy, jeżdzą pod prąd, na chodniku, czy przejściu dla pieszych, o czerwonym świetle nie wspomnę. Czyli robią w sumie to co ja nie trawię, ale będąc pieszym nigdy nie czułem się jakoś przez nich przeganiany.
Głupota i chamstwo u nas jest całkowicie niezależne od środka transportu.
[/off-topic]
wiem,wiem… niedawno wyprowadziłem się do innego państwa i na prawdę nie mam już tych problemów na drodze co w Polsce,straszne ale prawdziwe, pozdrawiam :) .
” Jesteśmy krajem CHAMÓW, proszę panów…”
Rozumiem że Kolega, jako mieszkaniec tegoż kraju, siebie również do chamów zalicza???
Doprawdy, nie lubię się kłócić, ale jak czytam takie posty, piącha sama mi się zaciska…
Takie generalizowanie. Albo jak ostatnio, w pewnej restauracji, stwierdził minister Radosław: „brak dumy narodowej, taka murzyńskość…”
Otóż drogi Kolego, JA chamem nie jestem. Taki ze mnie wyjątek. Wyjątek zaś, jak wiadomo, jest wrogiem reguły, jej absolutnym zaprzeczeniem.
Przepraszam za offa.