Co roku, gdy nadchodzi jesień oraz zima, pojawia się problem z odpornością. Okej, osoby jeżdżące rowerem codziennie, mają łatwiej. Ich organizm jest zahartowany i przyzwyczaja się szybciej do zmieniających się warunków atmosferycznych. Poza tym nie jeżdżą komunikacją miejską, gdzie bardzo łatwo złapać cokolwiek – zwłaszcza w godzinach komunikacyjnego szczytu. Gorzej mają Ci, którzy jeżdżą rowerem mniej regularnie. W dodatku o chorobie myślimy dopiero wtedy, gdy ta się pojawi. Grypa, zapalenie zatok czy zwykłe przeziębienie – potrafią rozłożyć każdego na kilka lub nawet kilkanaście dni. Są jednak naturalne metody, by choć trochę zmniejszyć ryzyko zachorowania. Albo przynajmniej załagodzić jego skutki. Czy działają? Tu oczywiście zdania są podzielone. Ja stosuję dwa pierwsze sposoby i ostatni raz poważniej chorowałem cztery lata temu. Przypadek?
1) Zmniejsz temperaturę w mieszkaniu i nie ubieraj się zbyt ciepło – wiem, że to może być dla niektórych kontrowersyjne. No bo jak to? W zimę nie zrobić w mieszkaniu 24 stopni i nie ubrać się w ciepłe dresy i skarpety? Ja u siebie utrzymuję temperaturę na poziomie 21-21,5 stopnia w dzień i ok. 17-18 stopni w nocy. Zazwyczaj chodzę ubrany w krótkie spodenki + T-shirt. Bez skarpetek. Okej, może jest mi łatwiej, bo nie jestem typem zmarzlaka – ale właśnie w niższej temperaturze upatruję jedną z przyczyn mojej odporności.
Po pierwsze wyższa temperatura wysusza powietrze w mieszkaniu – a co za tym idzie, śluzówkę w gardle i nosie. Przez co łatwiej przedostają się przez nią wirusy i bakterie. Po drugie, gdy chodzę lżej ubrany – organizm hartuje się. Po wyjściu na dwór, nie przeżywa aż takiej różnicy temperatur. Tak sobie to przynajmniej tłumaczę :)
2) Mleczko pszczele – jest to w największym skrócie pokarm, którym jest karmiona królowa pszczół. Zawiera białka, aminokwasy, enzymy i różne pierwiastki. Można je kupić w postaci tabletek, kapsułek, w płynie, zmieszane z miodem. Ja przez całą zimę używam Mleczka Pszczelego 300 mg, a do herbaty (oczywiście nie gorącej) dodaję miodu z mleczkiem.
3) Acerola – zwana wiśnią z Barbados. Zawiera najwyższą ilość witaminy C spośród owoców uprawnych. Jeszcze do niedawna była do kupienia jedynie w sklepach zielarskich, obecnie zrobiła się na nią „moda” i dodawana jest do wielu preparatów – czasami w bardzo śladowych ilościach. Jeżeli będziesz szukać Aceroli, najlepiej kupić preparat o dużej jej zawartości, np. firmy Sanbios. Dobry jest też sproszkowany owoc Aceroli z firmy Now Foods.
4) Tran – trochę już zapomniany i przez wiele osób niedoceniany. Osobom po czterdziestce może się źle kojarzyć z dziecięcymi latami, ponieważ kiedyś był podawany w przedszkolach. Od wielu lat na całe szczęście można go kupić w wersji smakowej, albo wygodnych kapsułkach. Tran zawiera bardzo dużą ilość witaminy A i D, a także kwasy Omega-3 i Omega-6. Może być podawany (oczywiście ten w płynie) już niemowlętom.
5) Zioła – najlepiej kupić w dobrym sklepie zielarskim lub ew. aptece sypane zioła (są pakowane zwykle po 50 gramów): owoc róży, owoc głogu, owoc maliny, kwiat lipy, kwiat bzu czarnego, liść prawoślazu. Taka mieszanka dostarcza witamin, rozgrzewa, a także pomaga przy kaszlu. Można ją pić profilaktycznie, ale także już podczas przeziębienia lub grypy. Duża zawartość owoców powoduje, że taka mieszanka ma niezły, owocowy smak.
Pamiętajcie tylko, że ziół nie przechowuje się w plastikowych torbach. Najlepiej trzymać je w torbie z papieru.
6) Cytrynówka – na przygotowanie tego cudownego napoju są dziesiątki sposobów. Ja preferuję najszybszą :) Zawsze mam tylko problem z proporcjami, ale z tego co pamiętam brałem ok. 300 ml soku z cytryny (wyciskając pamiętaj o tym, by nie robić tego zbyt mocno, bo do soku nie może dostać się „biała skórka”) – powinno starczyć 10-12 cytryn. Oczywiście nie filtrujemy go, tylko bierzemy taki jak się wycisnął, ze wszystkimi farfoclami. Możesz jedynie pestki wyjąć jeśli nie lubisz. Taki sok zasypujemy cukrem – powinno wystarczyć około pół szklanki (w razie czego można dosłodzić). Mieszamy (najwygodniej jest w dużym słoiku) aby jak najwięcej cukru się rozpuściło i odstawiamy w ciemne miejsce na kilka godzin. Następnie zalewamy spirytusem, mieszamy i odstawiamy w ciemne miejsce (oczywiście zakręcając słoik).
Taką mieszankę trzeba trzymać przez 3-4 dni (raz dziennie mieszając) i po tym czasie będzie gotowa do picia. Zdaję sobie sprawę, że „prawdziwą” cytrynówkę robi się trochę dłużej, ale często czując pierwsze objawy choroby nie mamy tyle czasu. Pijemy kieliszek (40 ml) dziennie, ale nie więcej niż sześć w uzasadnionych przypadkach :)
7) Unikaj zarazków – wirusy i bakterie to część naszego życia. Tak naprawdę bez tych dobrych, długo byśmy nie pożyli. Absolutnie nie jestem typem paranoika, ale zawsze uważałem, że nie ma sensu specjalnie wystawiać się na ich działanie. Dlatego jeżdżąc autobusem na twarz naciągam szalik i nie trzymam się żadnych uchwytów. Wychodząc z łazienki myję ręce, ale nie dotykam klamki, bo przede mną dotykało jej tysiące ludzi, którzy nie myją rąk :) Regularnie odkażam też ręce płynem do dezynfekcji, co każdemu polecam.
Koncentrat z pierzgi pszczelej! To niesamowity produkt. Naturalny i o tylu właściwościach.. Ja zażyam go w tabletkach i zapomniałam o przeziębieniach….
A ja polecam liposomalną witaminę C
polecam przyjmowanie pierzgi pszczelej (ja zażywam tabletkach Bee Pearl. ale co kto lubi) . odporność robi się wspaniała po dłuższym stosowaniu,w końcu co natura to natura!!
Pierzga pszczela Bee Pearl jest dla mnie antidotum na wiele dolegliwości, a przede wszystkim zwiększa odporność. Dodam też że ostatnio chorowałem i brałem sporo leków pierzga pomogła odbudować mój organizm :D
Prawoślaz jest dobry przy infekcji górnych dróg oddechowych. Na wzmocnienie odporności lepszy jest poziewnik. Tran nigdy mi nie pomógł. Niedawno zaczęłam stosować olej z wątroby rekina wzbogacony cynkiem w Odpormax i tu zdecydowanie widzę pozytywne działanie. Trafiłam też na artykuł odnośnie badań nad olejem z wątroby rekina gdzie naukowcy potwierdzają jego wyższość nad tranem. Warto do diety wprowadzić też czosnek i kapustę kiszoną.
Super wpis, od siebie polecam jedzenie czosnku ;) oczywiście nie w miejscach publicznych, a poza tym od kilku miesięcy biorę taki suplement jak Multicode i myślę, że jest całkiem niezły. dla zainteresowanych suplago.pl/p/1553/590/multi-code-dla-doroslych-30-tabl–dla-kobiety-witaminy-i-mineraly.html
Do mleczka (ja używam mrożone 10g – na razie robię kilkumiesięczną przerwę) polecam pyłek kwiatowy, albo pierzgę i miód (byle nie z hipermarketu bo są to miody importowane z wielu krajów EU i zapewne pszczoły są karmione pożywką cukrową).
Co do ziół to polecam zbieranie i suszenie samemu :D jedyny mankament to poświęcenie czasu na zbiory i suszenie oraz na naukę co kiedy i gdzie zbierać ale warto bo takie „dzikie” zioła są „czyste” od chemi ( nigdy nie wiadomo czy ich nie spryskano lub nasączono jakimś preparatem)- i przetwórstwa. Polecam również suszenie owoców zbieranych samemu u zaprzyjaźnionych działkowiczów, świetna zakąska w zimę.
Do tych wszystkich punktów dodałbym jeszcze jeden, moim zdaniem najskuteczniejszy (poza, oczywiście, aktywnością, w tym jazdą na rowerze, i utrzymywaniem niskiej temperatury w mieszkaniu) – morsowanie. Może to i sport dla odważnych, ale tylko za pierwszym razem. Na kolejne czeka się z niecierpliwością. Żeby to zrozumieć, trzeba po prostu spróbować. Przyjemne to i przede wszystkim zdrowe. A tzw. komfort termiczny zmienia się w błyskawicznym tempie. Niska temperatura w pokoju nie przeszkadza, a wyjście na rower zimą przestaje być wyzwaniem…
A może jakiś wpis jak dobrze przygotować rower do sezonu, żeby nie musieć płacić w serwisach? :)
Ogólnego wpisu na ten temat na blogu nie ma, ale jak dobrze poszperasz, to znajdziesz teksty o czyszczeniu i smarowaniu łańcucha, o regulacjach przerzutek, o smarowaniu części, o wymianie kulek w piastach, o regulacji hamulców.
Niebawem pojawi się też wpis o wymianie linek hamulcowych i linek od przerzutek.
Jeśli chodzi o ostatni punkt, to jednak radziłbym Ci się trzymać w tych autobusach uchwytów…;P – https://www.youtube.com/watch?v=_hTevgCnoGs
Ja bym dodał jeszcze alkohol i stres, który bardzo obniża sprawność układu odpornościowego! Na alkohol nie ma rady jak tylko nie nadużywać, a na stress mogę polecić jogę i medytacje – czyni cuda :)
Rower, czosnek, rower, czosnek… Z tego co wiem sportowcy go zajadają, Pani Justyna Kowalczyk na czele…
a wg mnie tak:
duzo ruchu (na swiezym powietrzu najlepiej)
zdrowa i zroznicowana dieta
sauna
odpowiedni stroj (nie wolno sie przegrzewac!)
i jakiś suplement, ale bez przesady (ostatnio biore tran i drożdżowe tabletki, żeby cera mi sie poprawiła)
i tyle wystarczy…:)
Z chodzeniem bez skarpetek może być problem. To część ciała, która u wielu najszybciej się wychładza. A z tego co wyczytałem, chłodne stopy to pierwszy krok do przeziębienia. Ja nawet śpię w skarpetach ;) No i czapka w wietrzne dni. Od kiedy to robię rzadziej dopada mnie grypka.
Ja zamiast tranu używam olej lniany. Kupuję go w aptece – litrowa butelka 34 zł. Jest tam przechowywany w lodówce i ma krótki termin ważności (ok 2 mies.)
Ja piję miętowy Gala i tez uważam, że są ok, to znaczy naturalne i całkiem smaczne, choć w przypadku tranu, może to zabrzmieć dziwnie ;) a do tego dużo ruchu i mój ukochany czosnek. Może uznacie, że jestem pokarmowaym dziwakiem – ale smakuje mi nawet mleko z czosnkiem, hehe ;-) no, ale to jak rzadko choruje mowi samo za siebie…
Nie jesteś dziwakiem :) ja na przykład lubię co jakiś czas zjeść cebulę tak jak się je jabłko i tylko ze względu na wątrobę ( buntuje się po takim moim smakołyku ) zagryzam razowym chlebem lub bułką. Najsmaczniejsze są młodziutkie nowalijkowe cebulki lub „sezonowane” wysuszone w zimę duże cebulę – środek jest formalnie słodkawy – mniam aż mi ślinka pociekła. Oczywiście takie cebule można zdobyć tylko i wyłącznie u detalicznych sprzedawców lub odkupić od działkowiczów ja sam hoduję na „pożyczonym” ogródku lub w doniczce ale te z gruntu są lepsze..
@Nella – z zawodowego punktu widzenia (handluję zdrową żywnością), wiele tranów jest dobrych i nie ma większego sensu szukać „najlepszych” czy „najczystszych”. Firma Gal od wielu lat, robi bardzo dobre trany i myślę, że wybór ich produktów to będzie dobry strzał.
Fajne rady. A jaki tran polecasz? Bo zastanawiam się nad zakupem cytrynowego GAL.
Też jeżdżę cały rok na rowerze i nie choruję. W domu mam 18-19 stopni i po prostu ubieram się normalnie. Nie dość że oszczędzam na ogrzewaniu, to jeszcze zdrowiej. Ale jestem typem zimnoluba, więc nie każdy może tak mieć.
Na rowerze nie jeżdżę zimą tylko do pracy, ale robię sobie wyjazdy z kumplem w teren, gdzie czasami pchamy rowery przez zaspy, bo nie da się jechać. To daje dużo frajdy i dodatkowo wzmacnia płuca. Trzeba się dwa razy bardziej napedałować niż latem
Ostatni punkt mimo dobrych intencji jest błędny o mniej więcej 180 stopni :)
Rzeczywiście, jazda na rowerze znacznie poprawia odporność, podobnie jak obniżenie temperatury w pomieszczeniu. Ja bym jednak zdecydowanie polecił wszystkim rowerzystom morsowanie – „sport” coraz bardziej popularny i wbrew pozorom bardzo przyjemny. Poza zwiększeniem odporności (ZNACZNYM!), zwiększa też tolerancję na zimno. Od kiedy zacząłem morsować, nie straszne mi wyjście na rower nawet kiedy pogoda jest słaba, no i oczywiście jazda w takich warunkach nie jest już nieprzyjemna.
Tabletek nie uznaję. No, chyba że tran. No i oczywiście naturalne metody – ta cytrynówka, mmm…
No i nie choruję… :)
A i zapomniałbym. Od 2011 roku regularnie oddaje krew i prawdopodobnie dzięki temu moja odporność zdecydowanie wzrosła…